Nasza księgarnia

Arthur Wellesley (1769-1852)

Posted in Wrogowie Cesarza

Książę Wellington zasłużył na miejsce wśród najwybitniejszych dowódców w historii już na długo przed ostatecznym zwycięstwem nad Napoleonem. Jego wielkość nie wynikała z sięgania po nowatorskie rozwiązania, lecz z mistrzostwa w wykorzystywaniu powszechnie stosowanych metod prowadzenia wojny. Umiejętności Wellingtona koordynacji manewrów, korzystania ze wsparcia artyleryjskiego i ukształtowania terenu zapewniły mu wiele zwycięstw na polach bitewnych Azji i Europy. Bez wątpienia jednak sławę i pozycję jednego z największych dowódców przyniosło mu zwycięstwo pod Waterloo w 1815 roku.
Arthur Wellesley, urodzony w utytułowanej, ale zubożałej anglo-irlandzkiej rodzinie, l maja 1769 roku w Dublinie (dokładna data, jak i miejsce urodzin nie są do końca pewne), w czasie swego pobytu w prestiżowej szkole w Eton nie wywarł na nikim specjalnego wrażenia. Uważany zarówno przez rodzinę, jak i nauczycieli za niezbyt rozgarniętego, wcześnie uznał, iż służba w wojsku stwarza mu najlepsze szansę zrobienia kariery. Po ukończeniu francuskiej akademii wojskowej w Angers wykupił w wieku 16 lat, jak wówczas było w zwyczaju, przydział do 73. regimentu piechoty.
Wellesley awansował w wojsku szybko, nie tyle dzięki swoim zasługom, ile kupowaniem kolejnych stopni. W wieku 25 lat dowodził już 33. regimentem piechoty w randze podpułkownika. W czasie pierwszych lat swej służby nie wziął udziału w żadnej kampanii, korzystając głównie z uroków życia towarzyskiego. Dopiero podczas kampanii holenderskiej w latach 1793-1795 po raz pierwszy znalazł się na polu walki. W trakcie kolejnych starć, w których jego przełożeni wykazywali się nieudolnością, Wellesley zaczął zdobywać uznanie jako dzielny i opanowany żołnierz. Pod koniec 1794 roku dowodził tylną strażą armii angielskiej, która osłaniając jej odwrót z Holandii, umożliwiła wszystkim bezpieczny powrót do domu.
Po przyjeździe do Anglii, Wellesley, rozczarowany brakiem kompetencji swych dowódców, łącznie z księciem Yorku, i nie widząc sensu dalszego narażania życia, wystąpił z wojska i zaczął szukać nowego zajęcia. Wkrótce jednak, wobec braku innych możliwości zrobienia kariery, powrócił do służby w wojsku i na czele swojego regimentu pożeglował do Indii. Postanowił jednocześnie zrezygnować z dotychczasowego swobodnego stylu życia, porzucić pijaństwo i hazard i szybko osiągnąć w armii wysokie stanowiska. Objęcie przez jego brata Richarda funkcji generalnego gubernatora Indii stworzyło Wellesleyowi szansę podjęcia się nowych, odpowiedzialnych zadań. Pomimo iż stanowisko zawdzięczał protekcji brata, szybko jednak dowiódł swoich zdolności podczas zwalczania indyjskiej opozycji. W 1799 roku pokonał pod Seringapatam sułtana Mysore, a cztery lata później, dysponując zaledwie 7000 żołnierzy i 22 działami, pokonał pod Assaye czterdziestotysięczną armię Mahratów, wspartą jeszcze na dodatek 100 działami.
W 1805 roku Wellesley powrócił do Anglii. W 1807 roku dowodził dywizją w czasie krótkiej wojny angielsko-duńskiej, zapewniając Anglii zwycięstwo w konflikcie bitwą pod Kioge 29 sierpnia tego roku. W następnym roku Wellesley, już w randze generała porucznika, wyruszył na czele 17 000 żołnierzy do Portugalii, aby zmierzyć się z armią francuską. W czasie następnych sześciu lat wojny wielokrotnie potwierdzał swoją opinię znakomitego dowódcy, odnosząc nad Francuzami kolejne zwycięstwa pod Talavera de la Reina (1809), Salamanką (1812) i Vitorią (1813). Po wyparciu Francuzów z Półwyspu Pirenejskiego zajął w 1814 roku Tuluzę, gdzie zastała go wiadomość o abdykacji Napoleona.
Wellesley swoje sukcesy w Portugalii i Hiszpanii zawdzięczał stosowanej taktyce. Umiejętnie przechodził od działań obronnych do ofensywnych i na odwrót, stosując często również taktykę spalonej ziemi. Świadomość ograniczonych zasobów ludzkich, jakimi dysponowały, znacznie oddalone od baz zaopatrzenia oddziały, jak również osobista niechęć do ponoszenia niepotrzebnych ofiar, skłaniały Wellesleya do dokładnego planowania swoich działań i przewidywania możliwego biegu wypadków. W istocie jednak jego taktyka była bardzo prosta: zwyciężał dzięki koncentracji ognia i zmiażdżeniu nieprzyjaciela większą liczbą lepiej wyszkolonych i mających motywację do walki żołnierzy.
Przyszły książę Wellington zamiast atakować, wolał oczekiwać na nadejście nieprzyjaciela, zwłaszcza gdy udało mu się zmusić wrogie wojska do przemarszu przez obszary zniszczone już wcześniej przez jego żołnierzy i pozbawione zasobów żywności. Wzmocnione szyki obronne umieszczał w terenie, który dawał jego żołnierzom maksymalną ochronę przed ogniem artyleryjskim i utrudniał nie przyjacielowi rozwinięcie natarcia. Odpowiednio rozlokowani żołnierze mogli w każdej chwili poderwać się do ataku w celu przełamania natarcia przeciwnika lub zepchnięcia jego oddziałów na najsilniej broniony odcinek własnych linii obronnych. Wellesley utrzymywał także dobrze strzeżone połączenia komunikacyjne z zabezpieczonymi portami morskimi, skąd otrzymywał niezbędne posiłki i wsparcie materiałowe.
Po pojawieniu się oddziałów nieprzyjacielskich - najczęściej wyczerpanych i wygłodzonych po przejściu przez zniszczone uprzednio przez Anglików tereny - Wellesley osobiście kierował działaniami swojej zdyscyplinowanej armii. Po załamaniu się ataku i rozpoczęciu przez przeciwnika odwrotu, ruszał za nim w pościg celem całkowitego zniszczenia wroga.
W wieku 45 lat Wellesley powrócił z Hiszpanii do Anglii witany z honorami. Nagrodą za dotychczasowe osiągnięcia były pieniądze, posiadłości ziemskie i tytuł pierwszego księcia Wellington. Przedstawiany jako "zwycięzca zwycięzcy Europy" Wellington reprezentował Anglię na Kongresie, który zebrał się w 1815 roku w Wiedniu w celu zbudowania nowego ładu w ponapoleońskiej Europie. Zanim na Kongresie zapadły ostateczne postanowienia, do Wiednia dotarła wiadomość o ucieczce Napoleona z Elby i ponownym przejęciu przez niego władzy we Francji. Do wyjeżdżającego z Wiednia z zadaniem przeciwstawienia się Napoleonowi Wellingtona car rosyjski Aleksander I zwrócił się z następującymi słowami: "Od pana zależy ponowne zbawienie świata".
I rzeczywiście Wellingtonowi udało się "zbawić świat". (?) Pomimo iż dysponował mniejszymi siłami i otrzymywał początkowo mylne informacje o drodze przemarszu Napoleona, jak zwykle, wybrał dla swoich wojsk najlepsze miejsce do obrony - jedyne w okolicy wysokie wzgórze. W bitwie pod Waterloo na belgijskiej równinie, Wellington przy pomocy pruskiego feldmarszałka Gebharda von Blüchera zadał Napoleonowi 18 czerwca 1815 roku ostateczną klęskę. Zarówno dla Napoleona, jak i dla Wellingtona była to już ostatnia bitwa. Napoleon udał się na zesłanie na Wyspę św. Heleny, a Wellington zaczął cieszyć się swoją sławą.
Po zwycięstwie pod Waterloo Wellington, nazywany powszechnie Żelaznym Księciem, powrócił do Anglii i przez najbliższe trzydzieści lat pełnił różne funkcje rządowe i parlamentarne. W 1828 roku został premierem, a następnie w 1842 roku naczelnym wodzem brytyjskich sił zbrojnych. W 1846 roku wycofał się z życia publicznego. Zmarł w zamku Walmer w Kent 14 września 1852 roku w wieku 83 lat. Został uroczyście pochowany w londyńskiej katedrze św. Pawła.
Obok taktycznego i strategicznego geniuszu, Wellingtona cechowała w czasie bitwy osobista odwaga i opanowanie. Nie był lubiany przez żołnierzy, których nazywał pogardliwie szumowinami. Wojsko szanowało go jednak za starania o zmniejszenie do minimum własnych strat i umiejętność zapewnienia żołnierzom racji żywnościowych, broni i zaopatrzenia. W obozie unikał zbędnych luksusów, spędzając większość czasu na końskim grzbiecie, wizytując podległe oddziały i przeprowadzając inspekcję terenu. Wellington, wykazujący niezwykłe samozdyscyplinowanie, potrafił brutalnie wyśmiewać się z podwładnych, a jednocześnie rozpaczać z powodu śmierci nie znanego mu prostego żołnierza.
Zwycięstwa Wellingtona przyniosły Europie krótki okres pokoju i zapewniły Anglii czołowe miejsce na arenie politycznej. Wellington do dzisiaj pozostaje w Anglii, obok Marlborough, najbardziej cenionym i poważanym dowódcą.

Źródło: M. Lee Lanning, 100 największych dowódców wszech czasów