Nasza księgarnia

Książę Józef

Posted in Polacy Cesarza

Renata Paulina Jarkiewicz

„Bóg. Honor. Ojczyzna” – wyglądał bosko, za honor oddał życie, a Ojczyznę ukochał ponad wszystko – książę Józef Poniatowski

Miał wszystko: dobrą prezencję, dobre pochodzenie, dobrego, hojnego wujka. Miał w sobie to coś: charm, eleganckie maniery, poczucie humoru, ułańską fantazję. Honorowy, idealista. Gdy raz wybrał, pozostawał wierny. Wierny ideałom. Wierny sprawie. Nawet z etykietką "kobieciarza", podobno wierny był ideałowi jedynej kobiety, którą chciał w życiu poślubić. Zamiast tego został zaślubiony Polsce, której też pozostał wierny. Do śmierci. Mimo, że nastąpiła ona poza granicami Ojczyzny, za to w imię wierności do Cesarza Francuzów – Napoleona.

Józef Poniatowski urodził się 7 maja 1763 roku w Wiedniu. Jego matka pochodziła ze znakomitej czeskiej rodziny von Kinsky. Ojciec – Andrzej Poniatowski był generałem austriackiej armii. Nie była to żadna zdrada Ojczyzny. W tych czasach synowie znanych rodów polskich często służyli i uczyli się rzemiosła wojskowego w obcych armiach. Armia polska do najmocniejszych wówczas nie należała. Stała pospolitym nieruszeniem i raczej dobrych praktyk i doświadczeń militarnych nie była w stanie przekazać.

 

Portret księcia Józefa Poniatowskiego, Józef Maria Grassi, źródło: Wikipedia

Przydomek „Pepi” nadała Józefowi jego matka. Gdy był już dorosłym mężczyzną, wojskowym ciągle wołała na niego „Pepik”. Można dopatrywać się w tym nawiązania do zdrobnienia pierwszego imienia i czeskich korzeni matki. Tak, czy siak, za życia dla bliskich i przyjaciół, po śmierci dla wszystkich pozostał księciem Pepi.

Rok po narodzinach Józefa brat ojca – Stanisław został wybrany królem Polski. Kiedy młody książę miał 11 wiosen, został osierocony przez ojca, a opiekę nad nim przejął stryjek. Miało to wpływ na późniejsze wybory Józefa Poniatowskiego.

Początkowo służył, podobnie jak ojciec, w armii austriackiej, gdzie uczył się sztuki militarnej. Brał udział w wojnie z Turcją (rok 1788). Szybko, bo w przeciągu 8 lat doszedł od porucznika do stopnia pułkownika armii austriackiej i został adiutantem Cesarza.

Los bywa przewrotny. W czasie oblężenia tureckiej twierdzy Šabac (dzisiejsza Serbia) w 1788 roku młody Józef został ciężko ranny ratując życie spowinowaconemu ze sobą Karolowi Schwarzenbergowi. Z czasem obaj wyrośli na znamienitych dowódców. Jeden został dowódcą wojsk polskich, drugi – austriackich. Karol, mimo wybitnych umiejętności wojskowych, znajdował się ciągle po przegranej stronie w potyczkach z Francją. W 1809 roku przysporzył kilku kłopotów Napoleonowi, by ostatecznie zostać pokonanym pod Wagram. W 1812 brał udział w wyprawie na Moskwę jako dowódca sił posiłkowych. W tym momencie Józef i Karol stali po jednej stronie, choć ten drugi starał się zachowywać biernie i Rosjanom zbytnio nie przeszkadzał. Podobno w 1813 roku buławę Marszałka Francji najpierw Napoleon ofiarowywał Schwarzenbergowi. Gdy ten grzecznie odmówił, jak gdyby nigdy nic, Cesarz Francuzów, ofiarował ją Poniatowskiemu. Naczelny Wódz Wojsk Księstwa Warszawskiego przyjął ten zaszczyt (choć bez szczególnego zachwytu). Po trzech dniach zginął w pogromie Napoleona pod Lipskiem. Pogromu dokonał uratowany z tureckiej zawieruchy wojennej – kuzynek Karol - naczelny dowódca sił sprzymierzonych, które stanęły przeciw Napoleonowi w tej „bitwie narodów”.

Wróćmy jednak do koronowanego stryjka. Ten od początku kształtował Józefa na swojego następcę. Przyuczał go do rządzenia, powierzał misje dyplomatyczne. Wreszcie jako marchewkę podarował Pałac pod Blachą – przylegający do Zamku Królewskiego. Rozdzielił go także z ukochaną Karoliną von Thun lepsze mariaże mając w perspektywie. Były to czasy burzliwe dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Kiedy mały Józef miał niespełna 10 lat dokonano pierwszego rozbioru Polski. Gdy miał lat 25 i był pułkownikiem armii jednego z zaborców, rozpoczęły się obrady sejmu, który przeszedł do historii jako Sejm Wielki lub Czteroletni (lata 1788 – 1792). Król i sejm rozpoczęli niezbędne choć spóźnione reformy państwa, w tym reformę armii, która bronić kolosa na glinianych nogach nie była już w stanie. W roku 1789 książę Józef otrzymał od stryjka propozycję szlifów generalskich wojska polskiego. Razem ze starszym, uznanym kolegą – Tadeuszem Kościuszką miał zająć się reformą armii. Niewiele się wahając książę porzucił dotychczasowe życie i splendory Wiednia. Przeniósł się do Warszawy.

Będąc młodego wieku i wielkiej urody oraz ułańskiej fantazji książę Pepi nie tylko na reformach i wielkich dokonaniach dziejowych (Konstytucja 3 maja) się skupiał. Wziął intensywny udział w życiu towarzyskim Warszawy. Na pewno dodatkowo je ubarwił. W tych czasach, mimo doniosłości wydarzeń politycznych, stolica I Rzeczypospolitej bawiła się wyśmienicie. Bale, hulanki. A młody książę dokładał do tego swój ognisty temperament. Urokowi pomysłom Poniatowskiego uległ nawet sam zacny generał Kościuszko, podówczas w wieku już szlachetnie średnim, a i z natury spokojniejszy. Do legend przeszedł już zakład, który rozbrykany książę wygrał gorsząc pruderyjną Warszawę przejazdem w stroju Adama po jej ulicach. Idąc za pamiętnikiem Kajetana Koźmiana: „Podczas sejmu konstytucyjnego założył się, że na koniu całą Warszawę w dzień biały, obnażony, przejedzie i dobrawszy sobie towarzyszów: Ignacego Hryniewieckiego i podobno Sanguszkę, dokazał tego ze zgorszeniem wielu.”.Opisujący to zdarzenie, wykazał się taktem, bo inne źródła donoszą, iż „podobno Sanguszko” – w rzeczywistości mógł być naszym nobliwym bohaterem narodowym Kościuszką. Istnieją też dwa stanowiska co do stylu prezentacji „obnażenia” księcia. Pierwsze, że książę jechał na koniu, drugie, że w odkrytym powozie (typ kariolka). Trochę jeżdżę konno, więc skłaniam się bardziej do tej drugiej opcji. W tej pierwszej, mimo całej ułańskiej fantazji, mogłoby być księciu trochę niewygodnie.

Wracając do przerwanego wątku historycznego. Książę korzystał z życia i łamał zasady towarzyskie, gdy jednak kraj wzywał, był gotów na wszelkie poświęcenia. W roku 1792 zaczął reformować małe, zdemotywowane wojsko polskie, pokazując swoje uzdolnienia wojskowe. Zgodne z uchwałami Sejmu Wielkiego polska armia miała stanowić 100 tys. żołnierzy, co przy jej ówczesnym stanie było nie lada wyczynem. Kiedy na skutek uchwalenia Konstytucji 3 maja, Rosja zaatakowała Rzeczpospolitą, książę stanął na czele wojska polskiego stacjonującego przy granicy z Rosją. Walczył z rozwagą. Wobec przytłaczającej przewagi militarnej Rosji, starał się nie ponosić dużych strat i dbać o podległe mu oddziały. Bitwa pod Zieleńcami (18.06.1792[1]) dała dowód bitności wojsk polskich i znakomitej jakości dowództwa księcia. Pokazała też (co później w walkach dla Napoleona stało się standardem), że w przypadku zagrożenia, książę sam prowadził swoje wojska, dokonując czynów niebywałych na polu bitwy. Ukazywał męstwo, hard ducha i porywał za sobą żołnierzy.

Niestety wobec tak przytłaczającej siły wroga, król Stanisław podjął decyzję o przystąpieniu do popierającej Rosję, a przeciwnej reformom Sejmu Wielkiego, Konfederacji Targowickiej. Zaskutkowało to decyzją o kapitulacji armii. Dla księcia -młodego dowódcy, który był w stanie poświęcić wszystko, który widział już pierwsze dobre efekty podejmowanych działań, postępek stryja oznaczał zdradę i zbrukanie ideałów. Ideałów, które ten sam człowiek mu wpajał. Zobaczył słabość króla. Był zrozpaczony. Tu po raz pierwszy uwidoczniła się jego emocjonalna natura. W ostatniej bitwie z Rosjanami szukał okazji do śmierci. Podobno stwierdził, że wolałby bić się do zgonu, niż „oddychać hańbą”. Ale miał do odegrania jeszcze znaczniejszą rolę w historii, więc śmierć po niego rąk tym razem nie wyciągnęła. Nie mogąc pogodzić się z faktem, iż król zaczął pertraktacje z oprawcami Rzeczypospolitej, które doprowadziły do kolejnego rozbioru, wyjechał do pierwszej ojczyzny – do Wiednia. Stamtąd apelował do króla, by nie szedł na układy, że to tylko pogorszy sytuację. Podobno też kilkukrotnie wyzywał na pojedynek przywódcę Konfederacji Targowickiej, na co tamten – widać dobro własne szanując bardziej niż honor – pozostawał głuchy. Książę wyparł się ukochanego stryja. Wkrótce musiał także opuścić i Wiedeń, czego domagała się władza rosyjska. Wyjechał na zachód. W tym czasie poznał hrabinę de Vauban.

Henrietta de Vauban była osobą szczególną dla księcia. Poznał ją w 1793 roku, w Brukseli, gdy miał lat 30, ona zaś 40. Książę nie byłby sobą, gdyby sprawa nie zakończyła się romansem. Romans był jednak krótki, a mimo to hrabina pozostała z Poniatowskim do końca, odgrywając w jego życiu znacznie ważniejszą rolę. Była faktyczną panią Pałacu pod Blachą. Oddana, wierna towarzyszka i przyjaciółka. Aktywnie włączała się w sprawy odbudowy Polski. Złośliwi mówią, że trzymała księcia przy sobie z powodów finansowych, że był u niej zadłużony na niebotyczne sumy. Poniatowski nie ugiął się nawet przed samym Napoleonem, który kazał ją oddalić. Miał zasady nie robił krzywdy wrogom, a co dopiero przyjaciołom. Fakt faktem, że był przez to często wykorzystywany. Dobra, poczciwa dusza – to kolejne cechy księcia, które się uwidoczniają.

Zgodnie z przewidywaniami księcia, układanie się z zaborcami zaowocowało tym, że w 1793 nastąpił II rozbiór Polski. Rok później wybuchła Insurekcja Kościuszkowska. Poniatowski wrócił do kraju na prośbę stryja, który jak przysłowiowy „Polak po szkodzie” poparł powstanie, ale potrzebował wsparcia bratanka, nie tylko jego  doświadczenia militarnego, ale czysto ludzkiego. Król – bardziej dyplomata, budowniczy kraju, idealista, nie wojownik zmuszony został okolicznościami dziejowymi do robienia rzeczy niezgodnych z naturą. W tej wojnie o niepodległość chciał uczestniczyć, chciał ją poprzeć i dać sygnał narodowi, że jest z nim, że go nie sprzedał (rozpędzam się, a to też wątek na inną historię). Książę powrócił. Oddał się pod rozkazy swego przyjaciela Kościuszki jako żołnierz-ochotnik. Wspierał też stryja w tych ciężkich dla niego chwilach. Po przegranej Insurekcji odmówił wcielenia do armii rosyjskiej. Okazano mu wielką wyrozumiałość i skonfiskowano wszystkie majątki. Wyjechał do Wiednia, gdzie posady w armii austriackiej też nie przyjął. Po śmierci carycy Katarzyny odzyskał utracone majątki, w tym Pałac pod Blachą i powrócił do Warszawy.

Po III rozbiorze Warszawa znalazła się na terenie Prus. Mimo, że część jego przyjaciół i współwalczących w Insurekcji poszła za Napoleonem i zaczęła tworzyć oddziały u jego boku, Pepi pozostał w Warszawie i towarzysko radził sobie dzielnie. Zyskał tym sobie dożywotnich wrogów w osobach generała Zajączka i generała Dąbrowskiego (pierwsze napięcia między panami wyszły już w czasie Insurekcji). Ogólnie z powodu dobrych stosunków z władzami zaborcy nie był lubiany. Nikt nie zważał, że dzięki tym stosunkom, Warszawa żyła sobie we względnym spokoju w uciskanym kraju, a książę wynegocjował z władzami w Berlinie poprawę warunków jej funkcjonowania.

Walka dla Napoleona jednak go nie minęła. Były to czasy jednak późniejsze, gdy młody, ambity generał z Korsyki doszedł do górnego szczebla kariery i przeobrazi się w Cesarza Francuzów. Do tej pory, czyli lat bez mała 12, książę Józef żył sobie spokojnie pod zaborem pruskim w Warszawie. Miał dobre kontakty z gubernatorem byłej stolicy, byłej Polski i faktycznie był jej niekoronowanym władcą. Czas ten poświęcił głównie na rozrywki, które pogrążały go w coraz większych długach. Po prawdzie była to też fasada. Książę był obiektem bacznej obserwacji trzech zaborców. „Po mieście” krążyli za nim szpiedzy: pruscy, austriaccy i rosyjscy. Cały czas otrzymywał też różne atrakcyjne propozycje ze strony władców trzech rozbiorców, łącznie z obietnicami korony Polski.  Wybrał Napoleona, który obiecywać nic nie chciał, a początkowo nawet go nie lubił i nie ufał. Z dzisiejszego punktu widzenia można rozważać, czy słusznie się książę w tego władcę zaangażował. Może by nie poległ tak wcześnie, może spełniłby rolę, do której stryj go szykował i został królem Polski. Podjął taką decyzję i nie ma co z tym dyskutować. Można się tylko zastanawiać - dlaczego uwierzył akurat „małemu kapralowi”.

Po którejś stronie opowiedzieć się trzeba było. Napoleon był wówczas niepokonany. Prał wszystkich na lewo i prawo. Robił co chciał i dołączał do swojego Imperium coraz to kolejne państwa. Po Austerlitz (Bitwie Trzech Cesarzy”) Cesarz Francuzów udowodnił kolegom po fachu, że jest najpotężniejszym władcą na starym kontynencie. Nie było co zbierać. Armia francuska, może nie była najlepiej uzbrojona, wyszkolona, ale była najbardziej bitna, oddana swojemu wodzowi, a wódz ów był prawdziwym geniuszem wojny. Zgubiła go dopiero nadmierna zachłanność (ale to już historia na inną opowieść). W 1807 roku, po rozgromieniu zaborców polskich pod Austerlitz, armia francuska zapędziła się za Rosjanami na ziemie dawnej Rzeczpospolitej. W armii tej już od ponad 10 lat walczyli: Dąbrowski, Zajączek, Wybicki. Okazja dotarcia Francuzów do ich Ojczyzny sprzyjała podjęciu rozmów z Cesarzem o odbudowaniu Polski.

Książę Poniatowski musiał opowiedzieć się po którejś ze stron. Francuzi byli już na terenach byłej Polski (w Poznaniu) i zmierzali w kierunku Warszawy. Nie było z nimi jeszcze Cesarza. Był za to wspaniały Książę Bergu – Joachim Murat. Znamienity kawalerzysta, cechujący się ułańską fantazją. Jako książę z „nadania”, nie z „urodzenia”  był typowym przykładem dzisiejszego „nowobogackiego”, który manier nie miał za grosz (ale to też inna historia). Z Poniatowskim, który witał go w Warszawie, z miejsca przypadli sobie do gustu. Mimo dzielących ich „różnic klasowych”, obaj byli wojskowymi, wytrawnymi kawalerzystami, lubili dobrą zabawę. Ta zadzierzgująca się przyjaźń ze szwagrem Napoleona była o tyle cenna, że Francuzom Polska nie przypadła do gustu wcale. Król Staś swych reform wprowadzić w życie nie zdołał, gospodarki w pełni nie postawił na nogi, dróg nie przygotował. Pod zaborami nikt rozwojem gospodarczym ziem polskich głowy sobie nie zawracał. W tej sytuacji wojska francuskie nagle z cywilizowanej Europy Zachodniej wpadły na jakieś peryferie. Pora roku też była raczej depresyjna. Francuzi zaraz za granicą Prus przedrozbiorowych utonęli w błocie. Do tego zimno, mokro, szaro, gospody marne i nie ma w nich wina. Skandal! Najpierw nadziały się na te okoliczności przyrody oddziały Murata. Następnie sam Napoleon mógł zakosztować tych wspaniałości krajoznawczych. Idąc za Dobraczyńskim[2] podobno gdy Cesarz zmierzał do Warszawy jego kareta ugrzęzła w błocie. Wkurzony Bonaparte musiał przesiąść się na konia. Nie był kawalerzystą tylko artylerzystą, więc gnanie wierzchem po wądołach nie należało do jego specjalności. W efekcie do Warszawy dotarł jeszcze bardziej wkurzony i oczekującą nań nobliwą delegację samych znakomitości świata polityki polskiej (nie było wśród nich księcia Poniatowskiego) zbeształ niczym bure psy na przywitanie. Następnie zaczęło się dręczenie Napoleona „sprawą polską”, więc wkurzenie Cesarza rosło z każdym dniem pobytu w dawnej stolicy. Usłyszał owszem o tym Poniatowskim, ale od razu w złym kontekście. Byli towarzysze broni, teraz mający dostęp do Cesarza, robili księciu strasznie czarny PR. Do tego źle odbierana była relacja księcia z hrabiną de Vauban. Dla sojuszu „anty-Poniatowskiego” była ona szefem siatki szpiegowskiej knującej przeciwko Napoleonowi. Za księciem wstawił się wówczas tylko Joachim Murat. Bonaparte księcia przyjął. Na przywitanie objechał go na czym świat stoi, ale funkcję Ministra Wojny powierzył. Od tej pory książę, podobnie jak w czasach króla Stanisława, poświęcił się misji odtwarzania państwowości polskiej, której teraz Napoleon był gwarantem. Był i został wobec niego lojalny. Car Rosji też obietnice składał, ale na obietnicach poprzestał. Cesarz Francuzów utworzył chociaż namiastkę.

Dla księcia – idealisty najważniejsze było odtworzenie państwa. Dla siebie nigdy o nic nie prosił. Pełniąc funkcję Ministra Wojny Księstwa Warszawskiego nie pobierał wynagrodzenia (kogo na to „stać” w dzisiejszych czasach?). W roku 1813 częściowo sam finansował odbudowę polskiej armii, zadłużając się po uszy. Cieszył się tym, co miał, a  to co miał starał się wykorzystać jak najlepiej – zarówno urodę (uwiódł wiele kobiet), jak i talenty dyplomatyczne i militarne.

Dzieje Epoki Napoleońskiej, to dzieje burzliwe, spokój więc panował zaledwie rok. Potem kolejna koalicja (tym razem Austriacko – Pruska, Rosja po ostatnich bęckach dała sobie spokój i oficjalnie kolegowała się z Napoleonem). Cesarz Francuzów mimo, że siedział w stolicy Cesarstwa Austriackiego, ruszyć się nie mógł, a Austriacy atakowali równocześnie na trzech frontach: Napoleona w Austrii, francuską kopalnię złota – czyli Włochy i świeżo utworzone państewko polskie – Księstwo Warszawskie. Tu nastały ciężkie czasy dla księcia. Nie miał dobrej reputacji wśród mieszkańców Warszawy za kolaborowanie z okupantem pruskim podczas rozbiorów. Teraz, gdy Austriacy podeszli pod stolicę, jako Naczelny Wódz wojsk Księstwa, podjął decyzję o wycofaniu się ze stolicy i oddaniu jej bez walki. Zdrajca, kolaborant, sprzedawczyk, swojej rodzince państwo polskie oddał! Nikt nie zważał na to, jakimi siłami dysponowało Księstwo wobec sił Austriaków, że Warszawa do obrony przygotowana nie była. Wina Poniatowskiego! Książę wybrał inny wariant taktyczny. Nie masz wielkiej armii, wycofuj się i skub wroga po kawałku. Zasada minimalizowania strat własnych, która świetnie działała przy ataku Rosji na Polskę w 1792 roku. Wycofał się do Galicji. Zajął Zamość, Lwów, potem Kraków. Zmusił Austriaków do opuszczenia Warszawy. I wygrał kampanię z Austriakami tymi skromnymi siłami, którymi dysponował. Dał sobie radę sam - bez potężnego francuskiego protektora, który przeżywał ciepłe chwile na ziemi austriackiej. Wreszcie wygrana bitwa pod Wagram pozwoliła Napoleonowi znowu wziąć niepokornych Austriaków za twarz i na parę lat zapanował spokój.

Pokonując agresora za plecami protektora, Poniatowski nie omieszkał skorzystać z okazji i przyłączyć kolejnej cząstki utraconych w zaborach ziem (część Galicji z Krakowem i Zamojszczyzna) do Księstwa Warszawskiego. Napoleon podobno zachwycony samodzielnością Polaków nie był, jednak wyraził zgodę na odebranie Austrii części utraconych ziem polskich. Był już jednak czujny. Idąc za Dobraczyńskim, mogło to mieć wpływ na późniejsze odrzucenie przez Cesarza propozycji Poniatowskiego zaatakowania Rosji od strony żyznych ziem ukraińskich. Napoleon obawiał się, żeby Poniatowski nie poleciał, nie zajął Lwowa i zaraz nie przyłączył do Księstwa (podobnie jak Krakowa w 1809 roku). Szkoda, bo plan ten był dobry i przynajmniej dałby prowiant Wielkiej Armii, czyli czynnik, który najbardziej zawiódł w kampanii 1812.

Wróćmy do 1809 roku. Księciu, kiedy wracał do Warszawy po wygranej kampanii mieszkańcy stolicy wybudowali piękny łuk triumfalny. Już go kochali, a on poprosił, by jako pierwszy przejechał się pod nim generał Dąbrowski. Książę był poczciwy. Nigdy nie knuł, nie judził przeciwko innym, nawet gdy byli mu nieprzychylni. Od Napoleona dostał Legię Honorową i wszedł wreszcie w łaski Cesarza. Murat (mimo, że prosty rębajło) nie pomylił się w osądach. Książę – to człowiek godny i honorowy, dobry wódz, wojsko go kocha, lud Warszawy zaczął kochać. Do tego ta wysokiej klasy krew błękitna. Tylko ta nieszczęsna Polska, która sama siebie wykończyła, skanibalizowała rękoma Austriaków, Prusaków i Rosjan. Takiej Polski Napoleon odbudowywać nie chciał. Dlatego większych zaszczytów niż Naczelny Wódz armii Księstwa Poniatowskiemu nie oferował. Księciu to wystarczało. Służyć w polskiej armii i bronić Polski, choćby tak malutkiej, było dla niego największym honorem. Tym czasem powstał inny szczwany plan.

Władcą Księstwa Warszawskiego (zgodnie z Konstytucją nadaną przez Napoleona w 1807 roku) został Król Saksonii – Fryderyk August I, potomek Augusta III Mocnego, niegdyś króla Polski. Władca ten był dobry, skromny, bogobojny i bardzo Polaków szanował (podobno znał język polski i dobrze orientował się w naszych realiach). Zgodnie z konstytucją Księstwa następcą tronu miał zostać potomek Fryderyka Augusta I. Król Saski, Książę Warszawski męskiego potomka nie posiadał, za to miał córkę. Ta córka – księżniczka Augusta kochała się zaś w księciu Józefie. Prawnuczka króla polskiego (z lat 1733 – 1763), córka obecnego księcia warszawskiego i bratanek ostatniego króla polskiego. Cóż za okazja na piękny mariaż. Niestety księcia korona nie pociągała. Nie pociągała go także sama Maria Augusta Nepomucena Antonia Franciszka Ksaweria Alojzia Wettin, która przymiotów miała wiele, ale bardziej duchowych niż fizycznych. Książę wonczas pozostawał w związku z panią Czosnowską, która może przymiotów ducha i inteligencji aż tak rozwiniętych nie posiadała, za to dysponowała odpowiednią prezencją. Omotać księcia też potrafiła. Była jego oficjalną kochanką do czasu wyruszenia na kampanię 1813. Z tego związku narodził się w 1809 roku syn - Józef junior.

Była zatem chętna królewna w wieku produkcyjnym (20 parę lat), kochająca nadto Polaków i dobra z natury. Był piękny, dobrze urodzony i z odpowiednim zapleczem dyplomatycznym książę. Chętny temu pomysłowi nie był jednak Napoleon, a najbardziej sam Poniatowski. Co prawda pewne źródła podają, że w prasie ukazał się anons o zaręczynach księcia Józefa z księżniczką Augustą, ale z braku paparazzich nikt tematu nie pociągnął.

Od roku 1811, kiedy wiadomo było, że oficjalna przyjaźń Cara Aleksandra z Cesarzem Napoleonem ulega wyczerpaniu, Rosjanie znowu rozpoczęli podchody pod księcia, a co za tym idzie przyszłości małego, ale kłopotliwego, państewka polskiego. Znowu pojawiła się koncepcja Królestwa Polskiego i korony dla kolejnego Poniatowskiego w powiązaniu z Moskwą. Książę miał w pamięci, że w 1807 (przed wkroczeniem Francuzów) Car Rosji składał mu podobne obietnice. Jednak pod wpływem władców Prus, Aleksander o obietnicach zapomniał.

W roku 1811 Rosja była sama. Sojusznicy pobici. Cesarz Austrii został w 1810 roku teściem Cesarza Francuzów i w marcu rok później – dziadkiem Napoleonowego syna. Prusy były wręcz rozdeptane i groził im los I Rzeczypospolitej. W tych okolicznościach Rosjanie szykując się do walki z Napoleonem obawiali się, że po drodze natkną się na księcia Poniatowskiego i jego może małe, ale za to bardzo bitne siły. Nie było im to potrzebne do szczęścia. Dlatego zapragnęli pozyskać Księstwo Warszawskie dla siebie. Ruszyło do boju stronnictwo Adama Czartoryskiego, od lat zaprzyjaźnionego z Carem Aleksandrem. Nic nie zawojowało. Książę pozostał przy Napoleonie. W końcu Cesarz Francuzów nie wytrzymał i sam zaatakował Rosję. Był to największy błąd w jego karierze. Mógł jeszcze wybrać mniejsze zło i pójść przez Ukrainę, tak jak radził Poniatowski, ale może wtedy by wygrał i historia nudną by się stała. Przegrał i to z kretesem. Uciekł z podkulonym ogonem do Francji, wytraciwszy po drodze większą część swojej niepokonanej do tej pory armii.

Wojsko Księstwa Warszawskiego osłaniając „wielki odwrót” Cesarza Francuzów spod Moskwy, zdziesiątkowane dotarło do swojego kraju. Książę był ranny, ale zaraz rozpoczął przygotowania kraju do obrony przed rosyjskim najeźdźcą. Sam, bo Austriacy (mimo, powiązań rodzinnych z Napoleonem) kwapić się do pomocy Polakom nie zamierzali. Coraz widoczniej na jaw wychodziło, że mają ukryty sojusz z Rosją. Książę znowu był sam. Oczywiście Rosjanie zanim zaatakowali zaczęli składać propozycje: Polska jako królestwo połączone unią z Rosją, książę Józef jako król Józef, no i nieładnej księżniczki pojmować za żonę nie trzeba. Książę znów musiał dokonać wyboru. Ten był w jego życiu najgorszy. Nie wiadomo, czym by się to skończyło, gdyby jednak wybrał obietnice Cara, a Car te obietnice zrealizował. Może moglibyśmy jako kraj rozwijać się w większym spokoju, uniknąwszy paru powstań i ogólnego zamordystanu. No ale historia byłaby przez to mniej fascynująca i mniej dat byłoby do wykucia na tym przedmiocie w szkole. Książę pozostał wierny swoim zasadom – wybrał honor i lojalność, czyli przegranego francuskiego lwa. Dużo go to kosztowało. Polacy, podobnie, jak inni sprzymierzeńcy Francji, widzieli wyraźnie, że czas potęgi Napoleona dobiega końca. Dodatkowo w tym momencie iść na pomoc Cesarzowi Francuzów oznaczało pozostawić kraj swój bez wojska na pastwę rosyjskiej armii. 

Książę był uwielbiany przez wojsko (podobnie jak Napoleon), czego wyraz dała polska armia jeszcze po kapitulacji w 1792, pisząc do matki księcia list z podziękowaniem jej za takiego syna. Poniatowski nie tylko dowodził, ale również brał czynny udział w bitwach. Ku przerażeniu swoich żołnierzy nie zważał na zagrożenie i odniesione rany. Pod Lipskiem (Bitwa Narodów 16 - 19 października 1813 roku), mimo iż ranny, wielokrotnie prowadził wojsko do boju. Oddałby przysłowiową „ostatnią” koszulę, żeby pomóc ludziom, którzy z nim/pod nim walczyli.

Relację między księciem a jego żołnierzami obrazuje cytat z pamiętnika Anetki Potockiej (siostrzenicy Poniatowskiego), uwieczniający moment, kiedy niedobitki polskiej armii dowlokły się do Warszawy z odwrotu spod Moskwy: „w kilka dni po powrocie, kiedy siedzieliśmy wokół księcia przykutego jeszcze dotkliwym bólem do szezlonga (…) adiutant doniósł, że dziedziniec pałacu pełen jest żołnierzy (…) nie mogąc chodzić książę kazał się zanieść na dziedziniec”[3].

Książę natury był wrażliwej. Pamiętamy, jak silnie przeżył kapitulację wojsk w 1792 roku. Targany rozterkami w nocy decyzji o wsparciu Napoleona, zamach chciał na życiu swym czynić. Naładowane pistolety owej nocy dwa razy brał do ręki. Może gdyby zdecydował się na ten radykalny krok, mniej istnień ludzkich te wycieczki Napoleona by pochłonęły. Książę jednak zmarłby śmiercią niegodną, niehonorową. Podjął ciężką decyzję. Wyprowadził wojsko polskie z kraju i podążył na pomoc Cesarzowi Francuzów, który pozbierawszy się trochę, szedł z Francji na kraje niemieckie.

Tutaj rozpisywać się nie chcę, bo odkąd Bonaparte przekroczył Niemen w 1812 roku staram się ten rok i kolejny wyciąć ze swojej pamięci. Trzeba jednak dokończyć historię naszego księcia. Napoleon w końcu go docenił, a bardziej stwierdził, że musi ustąpić w kwestii polskiej. Ofiarował Poniatowskiemu buławę marszałka Francji, choć twierdził przy tym mało wyszukanie, że bycie królem Polski to nic przy byciu marszałkiem Francuzów - najwspanialszego narodu na świecie.

Ten w pełni zasłużony zaszczyt, był też brzemieniem. Przyjęcie buławy marszałkowskiej oznaczało jeszcze ściślejsze powiązanie Księstwa Warszawskiego z Francją i jej przegrywającym Cesarzem. Polacy mieli dość bicia się za Napoleona na obcych ziemiach, gdy dopiero co odzyskana Ojczyzna stoi otworem dla wrogów pozbawiona wojska. Głównym problemem księcia, który tak obciążał go psychicznie, była walka wewnętrzna między honorem, który nakazywał lojalność nawet przegranemu, a zdrowym rozsądkiem - dobrem kraju, który wybrał na Ojczyznę. Przejmował się też ludźmi, którzy tyle już poświęcili, a szli za nim wiernie, mimo że umęczeni ciągłymi walkami w nie swoje imię. To dylemat moralny, którego nikomu nie polecam. O tym, że książę zachwycony buławą marszałkowską nie był świadczą stwierdzenia, według pamiętnikarzy, wypowiedziane przez księcia:

-          „Nigdy jakkolwiek bądź się stanie, munduru polskiego na inny nie zamienię”;

-          „Jeśli nie będzie wojny o Polskę nikt mnie inaczej niż w cywilnym surducie nie obaczy”; a wreszcie:

-          „Mości Panowie! Cesarz wyniósł mnie na stopień dla mnie pochlebny, jednak honor być naczelnikiem wojska polskiego jedynie cenię”[4].

W pakiecie do buławy marszałkowskiej Napoleon podobno także ofiarował Poniatowskiemu rękę swojej najpiękniejszej siostry – Pauliny. Zwłaszcza, iż rezolutna ta panienka wielce przychylną księciu była (ognisty romans wybuchł miedzy tą parą, kiedy książę przybył do Paryża na obchody chrzcin Cesarskiego potomka na wiosnę 1811 roku). Paulina Bonaparte była żoną księcia Borghese, ale papież siedział wtedy pod francuskim kluczem, więc udzielenie rozwodu w majestacie Kościoła, nie stanowiło problemu. Jak wiadomo, Napoleon dla swojej rodziny był bardzo hojny, zaszczytów i państw do zarządzania nie skąpił. Poniatowski jednak i tu zachował spokój. Decyzji co do propozycji Cesarza Francuzów podjąć nie zdołał, zginął 3 dni po otrzymaniu buławy marszałka Francji. Na małą pociechę był jedynym francuskim marszałkiem, który nie był Francuzem.

Koniec tej historii jest taki. Napoleon wiedząc, że przegrywa i musi się wycofać spod Lipska, zażądał jeszcze od Poniatowskiego (który dla niego wykrwawiał się i swoje wojsko od dwóch dni), że musi osłaniać odwrót „wielkiej” armii i utrzymać miasto do południa. Poniatowski miał wtedy tylko 800 ludzi. Nic to, 800 walecznych może więcej znaczyć niż 8 tysięcy – stwierdził przymilnie Cesarz. Może działało to na naszą narodową wyobraźnię wcześniej, zachęcając do heroicznych czynów w imię cudzej „kariery zawodowej”, lecz w tym momencie nikt tego wytartego komplementu zapewne nie docenił. Ogólnie, gdy się tego słucha, samemu chce się już lecieć i topić w Elsterze.

Matka księcia obawiała się jego tragicznej śmierci. Ponoć Elsterę przepowiedziała mu stara Cyganka „Do wysokich w życiu twym dojdziesz godności, lecz sroka (niem. Elster) będzie przyczyną twéy śmierci”[5].

Dnia 19 października 1813 r. osłaniając odwrót Napoleona spod Lipska, książę wielokrotnie ranny, nie mogąc przeprawić się przez przedwcześnie wysadzony przez Francuzów most, rzucił się z koniem w nurt rzeki Elstery. Tutaj otrzymał kolejny postrzał i utonął. Nowe hipotezy mówią, że śmiertelnej rany nie zadała mu kula austriacka, rosyjska, czy pruska, a kula wystrzelona przez żołnierza francuskiego.  Ot cała historia kołem się zatoczyła. Można rzec dosłownie i w przenośni Francuzi księcia – naszego bohatera narodowego (swojego marszałka) wykończyli.

Z jednej strony to dobrze – umarł śmiercią bohaterską, będąc na szczycie. Nie zestarzał się, nie naraził. Zapamiętamy go zawsze pięknym i dystyngowanym, nie trzęsącym się o lasce, który zginął w imię najwyższych ideałów. Może i lepiej, że odszedł w tym momencie historii. Nie musiał przeżywać kolejnego upokorzenia przy Napoleonie pod Waterloo, choć nie wiadomo może wtedy Cesarz by wygrał? J. My doczekaliśmy się Królestwa Kongresowego w unii z Rosją, ale to też inna historia.

A dobra, nieładna królewna Augusta – nie wyszła za mąż, zaczęła ubierać się na czarno, jak wdowa i do końca swojego długiego życia pomagała Polakom.

Książę Józef jest postacią dalszego planu w mojej najnowszej powieści, chciałam zatem przybliżyć jego postać. A możemy być z księcia dumni. Umiał walczyć i się bawić. Był wyrazistą postacią na kartach naszej historii. Przyszło mu żyć w skomplikowanych czasach, ale starał się czerpać z życia, ile się da, a przy tym żyć godnie. Łączył cechy bohatera narodowego, z urokiem i wdziękiem. Nie umartwiał się (poza kilkoma momentami w życiu, gdzie na jednej szali stał honor, a na drugiej Ojczyzna), bawił się, korzystał z uroków życia.

Nie zapominajmy zatem o księciu Poniatowskim. Zobaczmy, że mimo iż piękny, nie był próżnym dandysem. Mógł mieć spokojne życie w armii austriackiej, pieniądze, zaszczyty, może nawet koronę. Wybrał honor. Zapłacił za to wysoką cenę i nie mam tu na myśli utraty życia…

Na koniec trzy cytaty:

  •  Maria Kann w swojej powieści „O godność ludzką” piękne zdanie włożyła w usta księcia: „Pieniądze są wszystkim, kiedy ludzie są niczym”;
  • Jan Dobraczyński w powieści „Bramy Lipska” przedstawił fragment z pamiętnika Anetki Potockiej, obrazujący księcia, jej wuja: „… Charakter jego przedstawiał najdziwniejsze przeciwieństwa. Zawojowany, u siebie ustępujący chętnie przez zamiłowanie do pokoju, w razie potrzeby miał męską energię, jakiej wymagały trudne okoliczności napełniające jego życie. Od tej chwili człowiek prywatny znikał, ustępując natomiast miejsca człowiekowi publicznemu, całkowicie oddanemu honorowi swej ojczyzny. Co było najbardziej zadziwiającym w tym połączeniu bohaterstwa i słabości, to to, że miłość własna nigdy nie była sprężyną żadnego z jego czynów, nigdy nie było człowieka tak wolnego od próżności…”;
  • A na koniec bardziej humorystyczny cytat z „pierwszego ułana II Rzeczypospolitej” - Bolesława Wieniawy Długoszowskiego: „Ośmielam się przypomnieć panom (...) dziwaczne acz zaszczytne losy jednego z najwspanialszych polskich oficerów kawalerii, który niegdyś w pełnej gali wskoczył do śmiertelnych wód Elstery po bohaterskiej obronie odwrotu wojsk napoleońskich spod Lipska, a który przedtem jeszcze na skutek zakładu przejechał nago przez ulice Warszawy, ku zgorszeniu jej zawsze cnotliwych mieszkańców. Ponieważ na pomniku wystawionym mu przez naród po śmierci figuruje w prześcieradle, więc można mieć niejakie wątpliwości, za który z wymienionych wybitnych czynów pomnik ten mu postawiono”.

Materiał powstał na podstawie:

1.      „Studia nad epoką napoleońską cz. I” pod redakcją Marcina Baranowskiego.

2.      „Książę Józef Poniatowski” – poległy w Bitwie Narodów – Polskie Radio 19.10.2015.

3.      „Książę Józef Poniatowski” – Justyna Pasternak, 26.10.2013.

4.      „Książę w prześcieradle”, Janusz Podolski, Polskie Radio, 14.11.2008.

5.      „Książę Pepi i kobiety” – Wiesław Klimczak 30.10.2013.

6.      „Józef Poniatowski - Obrońca konstytucji 3 maja” – Tadeusz Cegielski, Nesweek 03.05.2014.

7.      Maria Kann „O godność ludzką”, Warszawa 1981.

8.      Jan Dobraczyński „Bramy Lipska”, Warszawa 1976.

9.      „Napoleon” – Robert Bielecki, Warszawa 1973.

10.  Wikipedia.

 

Autor: Renata Paulina Jarkiewicz

Felieton zamieszczony na: http://odpalonydziennik.blogspot.com/2016/01/bog-honor-ojczyzna-wyglada-bosko-za.html



[1] Na cześć tej bitwy, gdzie wojska polskie po raz pierwszy pokonały przeciwnika od czasów Jana III Sobieskiego, król Stanisław August ustanowił order Virtuti Militari. Pierwszymi odznaczonymi byli: Józef Poniatowski i Tadeusz Kościuszko.

[2] Jan Dobraczyński „Bramy Lipska”, Iskry, Warszawa 1976

[3] „Studia nad epoką napoleońską cz. I” pod redakcją Marcina Baranowskiego str. 132

[4] „Studia nad epoką napoleońską cz. I” pod redakcją Marcina Baranowskiego str. 141

[5] Wikipedia