Nasza księgarnia

Regiment Hamberger (Reinhardt) No.52 i walki o Tczew

Posted in Monografie kampanii napoleońskich

 Dezydery Chłapowski (1788-1879) jedna z barwniejszych polskich postaci XIX wieku, żołnierz, uczestnik wojen napoleońskich oraz powstania listopadowego. A także ziemianin, rolnik3, prekursor pracy organicznej, który zamiast herbu, na swoim pałacu umieścił zegar. Pamiętniki Chłapowski spisał pod koniec życia (wydane zostały po raz pierwszy w 1899 r)  i w związku z tym pełne są nieścisłości. Wydaje się jednak, że zagadnienia dotyczące armii pruskiej warte są głębszego zastanowienia. Przede wszystkim w jego pamiętnikach znajdujemy bardzo osobistą relację odnośnie  pruskiej piechoty z lat 1806/07, co już samo w sobie jest bardzo cenne ze względu na ograniczona ilość takich wspomnień . Dodatkowo Chłapowski znał armiępruską od podszewki. W wieku 14 lat wstąpił jako junkier, do wojska, do regimentu dragonów Bruesewitz (Dragoner-Regiment No. 12), którego kilka szwadronów, w latach 1796-1806, stacjonowało w Kościanie i Śmiglu. Jednocześnie jako słuchacz akademii artylerii w Poczdamie był zwolniony ze służby (poza dorocznymi manewrami), co uratowało go przed nieszczęśliwą dla Prus kampania jesienną 1806 roku i kapitulacją pod Ratekau.

      Antoni Białkowski (1788-1852), przed wyruszeniem na wojnę w Legii Poznańskiej Dąbrowskiego, nie miał wcześniejszych doświadczeń wojskowych, poza prawdopodobnie barwnymi opowieściami ojca, konfederata barskiego i braci, żołnierzy w armii pruskiej. Jego pamiętniki, również spisane pod koniec życia, w 40 lat po opisywanych wydarzeniach, ze względu na nieco inny punkt widzenia, doskonale uzupełniają przekazy Chłapowskiego.

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć
R. Knoetel, Wjazd Napoleona do Berlina.

 

      Należy też pamiętać, o różnicy "klasowej"; Chłapowski - gruntownie wykształcony, biegle władający kilkoma językami, pochodził z rodziny magnackiej, a jego pamiętnik pisany był "dla pokrzepienia serc". Białkowski, z drobnej szlachty, szkół nie ukończył żadnych, a wspomnienia spisywane przy pomocy księdza, którego zafascynowały wspomnienia wojenne, są zbiorem snutych przy kominku, opowieści "starego żołnierza". To co Chłapowski skrupulatnie omijał, Białkowski wyłuszczał z rozbrajającą szczerością. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku opisu walk o Tczew: kiedy Chłapowski kończy relację, pomijając milczeniem gwałty i rabunki, Białkowski bez ogródek opisuje zachowanie żołnierzy w zdobytym mieście. Zderzając te dwa punkty widzenia, otrzymujemy pełny obraz.

 

      Dezydery Chłapowski, po zajęciu Berlina przez wojska francuskie przybył konno do Poznania i ... przywiózł wiadomości o klęsce. W pamiętnikach generała czytamy4:

 

      "Z Berlina wyjechał autor pamiętników zaraz po wejściu francuzów, konno do Poznania, i przywiózł najświeższe wiadomości. Platzmajor pruski kazał go zawołać do siebie i chciał go strofować o rozsiewanie fałszywych wiadomości, a kiedy mu powiedział, że na własne oczy widział francuzów w Berlinie, zapytał: Was? Wirkliche Francozen? Na drugi dzień już wszyscy wojskowi pruscy z Poznania znikli."

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć
R. Knoetel, Obwieszczenie o klęsce pod Jeną. Takie obwieszczenia pojawiły się w Berlinie, ale nie w Poznaniu.

 

      Sytuacja była komiczna. Może wydawać się to dziwne, ale w dwa tygodnie po Jenie, w Poznaniu nie zdawano sobie sprawy z rozwoju sytuacji i postępów armii francuskiej. Słyszano co nieco o przegranej bitwie, ale jak pisze Białkowski5: wiadomości podawane przez gazety upewniały nas że Francuzi  pobici, że armia pruska cofnęła się w celu zajęcia lepszej pozycji, by następnie oskrzydlić Francuzów. Wiara w rychłe zwycięstwo, oparta na  znanym nam z zupełnie innej epoki manewrze cofnięcia się na "z góry upatrzone pozycje", wywołała entuzjazm i w pewnym sensie zachowania patriotyczne, bo jak inaczej można nazwać dobrowolne zgłaszanie się do wojska.  Wśród kandydatów na bohatera znalazł się również osiemnastoletni wówczas Białkowski, potem oficer armii Księstwa Warszawskiego. Odpowiednio umotywowany, "wiadomości o tych sukcesach Prusaków zachęciły mnie do wejścia w służbę pruską", za obiekt swoich marzeń obrał Infanterie-Regiment Reinahrdt (No.52), który "do Poznania przybył (...), maszerując jakby na odsiecz swojej armii. Niepomyślne wiadomości spod Jena zatrzymały go w mieście do dalszego rozkazu. Ojciecautora wspomnień nie miał nic przeciwko karierze wojskowej syna, gdyż w jak najbardziej pruskim regimencie Treskow6, służyło już jego dwóch starszych synów. Po namowach najmłodszego, zdecydował umieścić go w wojsku. Tak wspomina spotkanie z dowódcą regimentu Białkowski: "w przybywającym do Poznania pułku (...) brakowało podchorążych (...). Ojciec udał się ze mną do dowódcy regimentu, a sądząc, że będziemy mieli do czynienia z jakimś Niemcem, przybrał sobie współobywatela jako tłómacza. Jakeśmy się zdziwili, kiedy przychodzimy do kwatery dowódcy regimentu, otoczonego licznym sztabem, a ten wita nas po polsku.

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć
Oficer i chorąży regimentu Tresckow (No.17) w roku 1806.

 

      Był to komendant regimentu, generał major Johann von Krajewski. Formalnym dowódca był oczywiście generał Reinhardt, ten jednak został (pod koniec października) wicegubernatorem twierdzy Głogów8. Generał Krajewski, w 1806 roku miał 64 lata, i 47 lat służby za sobą, od momentu formowania w 1773 roku związany z tym samym pułkiem. Dymisję otrzymał w styczniu 1807, z pensją 1000 talarów rocznie9.  

 

      Faktycznie, zgodnie z listą pułkową z czerwca 1806 roku, w regimencie istniały spore wakaty wśród Portepee-Faehnrich. Obsadzonych były tylko cztery na dziesięć etatów (jeden etat przypadał na każdą kompanię muszkieterską). Jednak podchorąży w czasie kampanii wojennej był tylko ciężarem: aspirujący do stopnia oficerskiego, w mundurze podoficerskimi, w randze pomiędzy sierżantem a kapralem, miał prawo nosić na broni przybocznej, oficerskie Portepee, czyli namiecznik, zamiast temblaka. Nadawał się jedynie na parady, a takich jak wiemy, w tej kampanii wiele nie było. Generał Krajewski do marzeń ochotnika podszedł z lekkim sceptycyzmem "kiedy dowiedział się o zamiarze moim, zaczął mi robić refleksye. Inni oficerowie zapytywali się mnie, czy wiem że armia jest na stopie wojennej" Niezniechęcony żadnymi argumentami, dostał Białkowski w końcu obietnicę (jak się okazało na "odczepnego"), iż 1 listopada zostanie pruskim żołnierzem.

 

      Niedoinformowanie Wielkopolski, z którego brała się chęć wstępowania do "zwycięskiej" armii, nie było jednak aż tak wielkie, kiedy się porówna to z niedoinformowaniem Prus Wschodnich. Brzmi to jak anegdota, ale komendant regimentu Coubiere (No. 58), major Wostrowsky10 (usłyszymy jeszcze o nim), na cześć zwycięstwa, kazał ustawić działa regimentowe i wystrzelić po trzy razy, na Victorię. Działo się to na rynku w Gusiewie, w dniu 24 października 1806 roku. Musiał mieć nietęgą minę dowiedziawszy się na czyje zwycięstwo oddał salut.

 

Kliknij

Portret D. Chłapowskiego.

 

      Wracając do Wielkopolski, wydaje się, że bezpośrednie wiązanie wyjścia wojsk pruskich z Poznania z przyjazdem Dezyderego Chłapowskiego jest nieco naciągane, ale faktycznie mamy tu do czynienia ze szczególnym zbiegiem dat. Napoleon wkroczył do Berlina 27 października. Trzy, cztery dni konnej jazdy wystarcza pokonanie dystansu dzielącego Berlin od Poznania, więc Chłapowski mógł dotrzeć do Poznania 31 października lub 1 listopada. Regiment Reinhard (Hamberger) był jedynym pułkiem pruskiej piechoty który stacjonował wtedy w mieście. Już kilka dni przed wymarszem, żołnierze biwakowali dniem i nocą na ulicach i placach miasta, ze względu na niebezpieczeństwo wybuchu powstania11, a w nocy z 1 na 2 listopada nastąpiła ewakuacja regimentu w kierunku Torunia.

 

      Wymarsz ten zaskoczył również młodego Białkowskiego, "kiedy ja gotowałem się do wymaszerowania z tym pułkiem, dowiedziałem się jednego poranka, że nocy tej regiment ów jak najciszej z miasta wymaszerował" i zdruzgotał jego marzenia o służbie "Ileż złorzeczeń posyłałem za owym dowódcą, że mnie tak oszukał, nie zawiadomiwszy, zostawił".

 

      Kilka dni później do Poznania wkroczyły pułki francuskie. Białkowski, wzgardzony przez pruską piechotę ze zdumieniem lustruje zwycięzców: "jak mogło takie wojsko zwyciężyć naszych Prusaków, którzy (jak nam się zdawało) daleko porządniej i regularniej ubranymi byli". Również mieszkańcy Poznania, nie umieli docenić paryskiej mody, bo według niedoszłego pruskiego podchorążego głośno wołano: "Gdzież jest to śliczne wojsko nasze?"

 

      Młody junkier Chłapowski zaś z zainteresowaniem i podziwem ogląda francuskich woltyżerów na rynku w Poznaniu:"Przypatrywałem się ze zdumieniem tej piechocie, złożonej z tak ochoczych ludzi, dotąd niezwyciężonych. Wszyscy jakby do tańca gotowi". Ten podziw, charakterystyczny dla osiemnastoletniego młodzieńca marzącego o karierze wojskowej, zaprowadzi go wkrótce w szeregi piechoty Legii Poznańskiej tworzonej przez Dąbrowskiego. Chociaż z doświadczenia pruski kawalerzysta, jednak dragon i jak sam wspomina "w manewrach piechoty ćwiczony" w Wojsku Polskim stanie na czele kompanii woltyżerów. Zanim jednak to nastąpi, o poranku 2 listopada ogląda wymarsz pruskiej piechoty.

 

      "Nie taką kilka tygodni temu widziałem wychodzącą piechotę z garnizonu, w tej każdy żołnierz wyższy o głowę od tamtych, barczysty, daleko silniejszym być się zdawał, ale sztywny, nie ruchawy, uszedłszy pół mili, skoro kolumna ustawała, pokładał się do spoczynku"

 

      Mamy więc bezpośrednią relację świadka który widział wychodzący z Poznania regiment Reinhardt. W porównaniu do francuskich woltyżerów, żołnierze pruscy byli wyżsi i barczyści.

 

Wtóruje mu Białkowski: "Wszak to nasz jeden grenadyer trzech takich weźmie na bagnet".  Wzrost żołnierzy pruskich byl decydującym czynnikiem w procesie rekrutacyjnym, w którym za każdego zwerbowanego obcokrajowca, a z takich składała się połowa armii, płacono proporcjonalnie do wzrostu. Był to jeden talar, (dzielony po równo pomiędzy werbownika a rekruta) od każdego cala powyżej 612 stóp wzrostu. Dodatkowo do pierwszych dwóch batalionów pułku13, wybierano żołnierzy najwyższych. W 1806 roku w dwu pierwszych batalionach nie było żołnierzy niższych  niż 5'3" (165 cm), a trzecim batalionie 5'1" (159 cm). Nic dziwnego więc, że obaj, jak również poznańska ulica, zauważyli różnicę między żołnierzami.

 

      Według Chłapowskiego żołnierze w kolumnie zatrzymywali sie na odpoczynek po przejściu zaledwie pół mili czyli ok. 3,5 - 4 km. 14 Nie mamy potwierdzenia w innych źródłach, że po pół mili następowała faktyczna przerwa w marszu. Jednak marsze w długich, zwartych kolumnach nie były szybkie. Wystarczy, że na czole kolumny nastąpił zator, a taka kolumna, obarczona wozami taborowymi i  jucznymi końmi, stawała. Oglądana "z tyłu", a tak chyba obserwował ją Chłapowski, wyglądała jakby stawała dla zaczerpnięcia oddechu. Dodatkowo wymarsz z Poznania obarczony był nieprzewidzianymi trudnościami. Jak czytamy w historii regimentu, trasa przebiegała bocznymi, wąskimi, błotnistymi drogami, tak aby ominąć Gniezno w którym wybuchło już powstanie. Rozpoczęły się też pierwsze dezercje. Z tej przyczyny jeden z oficerów regimentu, kapitan Schau (o nim też będzie jeszcze mowa) utracił jucznego konia wraz z dobytkiem, uprowadził go dezerterujący pachołek (Knecht)15. Oficer ten z pewnością oszczędził by sobie kłopotów, gdyby brał przykład z oficerów armii francuskiej bo według Białkowskiego:"Dziwiło nas nie mało, że oficerowie szli piechotą, niosąc na sobie płaszcze i często swe bagaże, co wszystko przeciwnem było taktyce wojska pruskiego".

 

      Po przybyciu Napoleona, Chłapowski zjadł w jego towarzystwie obiad, Cesarz: "dowiadywał się o nauki, i o profesorów artyleryi, o jej składzie i ogółem o całą armią pruską, nareszcie zapytał się, ile może być Polaków w korpusie stojącym, stojącym jeszcze w Prusach Książęcych za Wisłą pod generałem L'Esteoq. Na to zapytanie odpowiedzi dać nie mogłem, alem mu wspomniał, że w tym korpusie musi być Litwinów najwięcej, ponieważ się w Litwie pruskiej rekrutował, a do Prus należało wtedy całe Augustowskie.- Również nadmieniłem, że na Litwie tylko dziedzice Polacy a lud litewski. (...)16 Więc go zdziwiło, kiedy mu powiedziałem, że w korpusie pruskim, stojącym koło Królewca, służą nie Polacy lecz Litwini i Żmudzini.

 

      Augustowskie, czyli tereny przyłączone do Królestwa Prus po trzecim rozbiorze Polski, to był również rejon poboru rekruta  regimentu Hamberger. Dość trudno jest zweryfikować narodowość kantonistów, wojskowe źródła pruskie konsekwentnie odmawiają rekrutom jakiejkolwiek narodowości, utrzymując iż są to krajowcy. W źródłach historycznych regimentu czytamy jednak że w nowym (od 1799 były to okręgi: Białystok, Augustów, Suwałki i Mariampol) obrębie kantonalnym powszechnie używa się mowy litewskiej. Nieco więcej można wywnioskować z wyznania żołnierzy. Regiment Coubiere rekrutujący w tym samym rejonie co Hamberger, posiadał w 1805 roku:  329 luteranów,  21 zreformowanych, 1225 katolików rzymskich i 75 katolików greckich17.

 

      Kadra oficerska regimentu oczywiście nie miała nic wspólnego ze zwykłymi żołnierzami. Białkowski wspomina że: "w pułku było paru oficerów Polaków", sądząc po nazwiskach (i imionach) nawet kilkunastu. Większość z nich pochodziła z prowincji Westpreussen. Oczywiście nazwiska to żaden dowód, ale jak wynika ze wspomnień, oficerowie ci rozmawiali z młodym Białkowskim, a ten nie posługiwał się ani językiem niemieckim ani francuskim.

 

      Pod koniec listopada, regiment Reinhard stanął w Gdańsku, walcząc w jego obronie aż do kapitulacji w maju 1807 roku. Dezydery Chłapowski, trafił do Gniezna "Gniezno przeznaczone była na nasz garnizon, gdzie zastałem już dwa tysiące rekrutów najwięcej dobrowolnie przybyłych i wszystkich oficerów. Zaraz też do kompanii wstąpiłem i służbą się zająłem. Organizacya, umundurowanie i mustra, bardzo prędko postępowały. ", gdzie rozpoczął służbę jako podporucznik w kompanii woltyżerów pułku Sulkowskiego18. Antoni Białkowski zaś, nie rezygnując z kariery wojskowej, po pierwszych niepowodzeniach, pojechał do Kościana, gdzie zadowolił się stopniem szeregowca w formowanym pułku Ponińskiego.

 

      Sporo światła na sposób i metody formowanie jednostek w tym okresie rzuca rozkaz gen. Dąbrowskiego z dnia 17 listopada 1806 roku (zachowane oryginale słownictwo i pisownia).

 

      "Rozkaz do Regimentów. Obywatel, który żołnierza nieubranego przystawi do regimentu, ma w ręce rady gospodarczćy złożyć:

 

  1. Za umundurowanie zł. Polsk. 73 gr.22 1
  2. Koszul nowych dwie, lub 12 łokci lnianego płótna.
  3. Łokci 4 białego płótna na czechczery.
  4. Łokci 13 szarego płótna na podszewki.
  5. Parę iedna trzewików.
  6. Lenung miesięczny zł. polsk. 15 i na podróż do garnizonu zł. 3

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć
Pruska broń epoki napoleońskiej. W środku karabin M1801, "z długim bagnetem".

 

Te 73 zł. gr.22 1 (...) złożyć ma Obywatel (...) tam gdzie rekruta dostawi (...)."

 

  Jak widać te "dobrowolnie" garnące się do wojska jednostki, ze wspomnień Chłapowskiego, "przystawiano" z co dziesiątego dymu, a ponadto po jednym strzelcu z każdego folwarku.

 

      Jeszcze prościej było z uzbrojeniem. Chłapowski pisze: "Karabiny dostaliśmy wkrótce, były niedawno fabrykowane, leżały w arsenale w Berlinie.(...). Miały wprawdzie bagnety bez proproprocyi za długie, dlatego też zmienione potem na francuzkie.", podobnie Białkowski: "broń była kalibru małego, z długimi bagnetami to jest podsdamska, pruska"

 

      W opisie tym trudno nie dostrzec charakterystyki karabinu Infanterie-Gewehr M1801 czyli tzw. karabinu Nothardta, nazywanego tak od nazwiska konstruktora. Karabin produkowany był masowo od początku XIX wieku w poczdamskiej manufakturze ,  kuriozalnie nie trafił do rąk żołnierzy pruskich (poza pułkami garnizonu poczdamskiego), a jako łup wojenny dostał się m.in. żołnierzom Legii Poznańskiej. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, gdyby nie losy wojny i to że regiment utknął w Poznaniu, że owe karabiny znalazły by się w regimencie Reinharda. Otóż, we wrześniu 1806 roku regiment otrzymał rozkaz przeniesienia się do Poczdamu celem pobrania uzbrojenia. Nie dotarł tam, bo jak wiemy zatrzymał się w Poznaniu, a broń z "za dużymi bagnetami" trafiła na wyposażenie polskich sojuszników Napoleona i skierowana została przeciwko Prusom, a także niedoszłym jej użytkownikom.

 

      Szkolenie odbywało się według regulaminu francuskiego: "Regulamin mieliśmy przysłany przez jenerała Dąbrowskiego, przetłomaczony z francuzkiego19". Początkowo bez broni, ale "skoro karabiny nam przyszły, zaraz rekruci się łatwiej nauczyli maszerować i równać, i myślę, że próżną jest rzeczą rekruta długo męczyć i czas tracić na mustrze bez broni". Chłapowski zauważa, że "Znając pruski, łatwo mi było nowego, daleko prościejszego i o wiele lepiej do obrotów wojennych zastosowanego nauczyć". Faktycznie, regulamin pruski, rodem jeszcze z okresu wojny siedmioletniej, nie bardzo już się nadawał do walki w roku 1806. Nowy regulamin, nad którym pracowała specjalna komisja, miał się ukazać w roku 1807. Obejmować miał zmiany jakie sukcesywnie wprowadzano od 1788 roku, czyli od poprzedniego wydania regulaminu piechoty. Zmiany te z różną intensywnością były wprowadzane w życie w różnych pułkach, doprowadziło to do takiego bałaganu, że jak jest wspomniane to w jednej z instrukcji z tamtego okresu: "nie tylko pułki różnią się między sobą sposobem manewrowania ale i poszczególne inspekcje wydają się być w różnych, a nie jednej służbie szkolone"20.

 

      Z okresem formowania legii poznańskiej wiąże się jeszcze jeden opis Białkowskiego, którego nie sposób tutaj nie przywołać: "Widziałem za czasów pruskich, że Feldfebel pozawijał żołd w papierki dla każdego żołnierza osobno, i potem utworzywszy szeregi, każdemu z kolei dawał do ręki". Wypłata żołdu w armii pruskiej przed frontem batalionu, nazywana była w gwarze żołnierskiej Geldparade i odbywała się co pięć dni, czyli 6 razy w miesiącu.

 

Kliknij

J. Kossak, Szturm na bramę Gdańską (23 II 1807)

 

      W lutym 1807 roku los ponownie zetknął Chłapowskiego i Białkowskiego z pruskim pułkiem piechoty o numerze 52, tym razem już szefostwa Hambergera. Wtedy to oddział złożony m.in. z żołnierzy tego regimentu pod dowództwem majora Both'a21 został wysłany do obrony Tczewa przed "Polnische Insurgeneten", jak w oficjalnych dokumentach nazywano Legię Dąbrowskiego. W pierwszym pułku, na czele kompanii woltyżerów, Chłapowski Tczew atakuje, Białkowski w będący w pułku czwartym, po zdobyciu, plądruje.

 

      Tczew nie był nowożytna fortecą, otoczony był starymi, pamiętającymi czasy krzyżackie murami miejskimi, do których duszące się w obrębie fortyfikacji miasto podoklejało szereg budynków, zabudowując m.in. otwarte od środka baszty miejskie. Wprawdzie w XVII wieku istniał zewnętrzny pierścień ziemnych obwałowań, ale w 1806 był on już zabudowany przedmieściami i nie nadawał się do użytku. Do środka prowadziły cztery bramy: Młyńska od północy, Gdańska od zachodu i Wiślana od południa. Brama Przeprawowa, wychodziła na wschód nad Wisłę. Major Both, mając do dyspozycji ledwie 600 ludzi, z czego ponad połowa pochodziła z "trzecich" batalionów piechoty, skrupulatnie przygotował się do obrony. Podejścia do bram zostały zastawione kozłami hiszpańskimi, w bramach i murach wycięto otwory strzelnicze na broń ręczną i trzy działa. Na wieży kościoła ustawiono posterunek obserwacyjny, który 23 lutego o 9 rano zaalarmował załogę. Do miasta zbliżało się ok. 12,5 tysiąca żołnierzy wojsk polskich i badeńskich z kilkunastoma działami. Major Both, któremu uprzejmie zaproponowano kapitulację odpowiedział, być może nie zbyt grzecznie, że z pastuchami nie będzie pertraktował. Rozpoczął się szturm na miasto. Ponieważ Brama Przeprawowa nie nadawała się do ataku, a Brama Młyńska wychodziła na mokradła, zaatakowano Bramy Wiślaną i Gdańską, ograniczając się do blokowania Młyńskiej.

 

      Początkowe działania toczyły się o opanowanie, leżącej na południe od miasta wsi Czyżykowy, której  bronili jegrzy i strzelcy. Z ataku na tę wieś Chłapowski zdaje następującą relację:

 

        "Dopuścili nas Prusacy blizko domów, a z tych oknami, drzwiami i dziurami w ścianach porobionemi, dali razem ognia do mojej półkompanii, tak że podoficer, który przy mnie na lewo biegł naprzód, padł śmiertelnie ugodzony. Padło i za mną kilku, więcej rannych zostało." W obliczu takiego przywitania trzeba było się wycofać "uciekliśmy wszyscy z 150 kroków może w tył, aż kompania nasza granadyerów na czele batalionu nasz doszła" i przegrupować gdyż "Pierwszy ten ogień zrobił wrażenie na wszystkich, poprzewracani, zabici i mocno ranni, zostali oczywiście na placu, a zdrowi poszli w rozsypkę". Po nadejściu posiłków "zebrałem ludzi i znowu wyprzedzając batalion, wpadłem z nimi pomiędzy domy, ale Prusacy na atak całego batalionu nie czekali. Biegnąc pomiędzy domami na przedmieściu, widzieliśmy jak przed nami uciekali. Z tyłu było kilku konnych, goniliśmy za nimi, ale wpadli do miasta i bramę zawarli"

 

      Od strony zachodniej, czyli Bramy Gdańskiej, spodziewał się Both odsieczy od stojącego w Miłobędzu majora Wostrowsky'ego (tego specjalisty od salutów armatnich), który miał do dyspozycji: 800 bagnetów, 300 szabel i 4 działa. Zmierzająca odsiecz natknęła się na idąca w stronę Tczewa, jak pisze Chłapowski "składającą się z 3 tysięcy ludzi, samych jeńców pruskich " Legię Północną. Major Wostrowsky po wstępnym boju postanowił, że jego następnym miejscem stacjonowania będzie Gdańsk, gdzie udał się bezzwłocznie. Wieś Czyżykowy była kluczowa dla utrzymania obrony miasta, dlatego w tamtą stronę wysłał Both posiłki. Niestety dowodzący ,wysłanym z pomocą oddziałem, oficer został śmiertelnie postrzelony, a idący z pomocą oddział zrobił to, co powinien w takiej sytuacji zrobić - "poszedł w rozsypkę". To resztki tego oddziału podczas "zawierania bramy" oglądał Chłapowski. 

 

      Wracając do narracji autora pamiętników: po zajęciu wsi można było pokusić się o zaatakowanie samego miasta. Powoli podchodzono do murów miejskich, jednak pruska załoga nie próżnowała: "Byliśmy wtedy może o sto kroków od bramy, kiedy grad kul padł na nas ze strzelnic w niej do ręcznej broni wyrobionych i z domów na wale po prawej stronie. Powywracało się kilkunastu naszych". Znowu trzeba było wycofać się i czekać, tym razem na artylerię, która zajęła stanowiska koło południa. Działa z obsługą francuską rozbiły bramy (demontując uprzednio armaty pruskie) i wtedy "Ruszyliśmy pędem, wpadli do miasta, pomiędzy Prusaków, którzy się już nie bronili, a my za uciekającymi dobiegliśmy aż na rynek, a za nami wkrótce batalion. Mnie kazano zaraz maszerować na drugą stronę miasta, a jedna kompanię za Prusakami w ulicę na prawo posłano"

 

      Ta ulica na prawo to ulica prowadząca do kościoła i cmentarza, gdzie resztka obrońców wraz z majorem Bothem broniła się jeszcze jakiś czas, po czym się poddała. Chłapowski znacznie zawyża liczbę jeńców i rangę komendanta "W kościele zabrano generała Roth i około 800 ludzi" po czym informuje, że byli to żołnierze "głównie z regimentu strzelców uczonych, dlatego tez tak celnie z okien i zza bramy strzelali i nam sto pięćdziesiąt kilka ludzi w batalionie ubili."

 

      W rzeczywistości strzelców była niecała setka: 1 oficer i 63 Schützen, oraz 1 oficer i 30 Jegrów, a całej załogi łącznie z oficerami, artylerią i huzarami: 590 ludzi. Widać jednak wyraźnie, że celny i silny ostrzał zrobił wrażenie, stąd zawyżanie liczby obrońców i próba wytłumaczenia strat doborowością oddziału.

 

      Do niewoli trafiło ok. 150 żołnierzy pruskich (wraz z rannym Bothem), a 150 uznano za zabitych i zaginionych. Wśród zabitych znalazł się kapitan Schau22 z regimentu Hamberger, dowodzący obroną Bramy Gdańskiej.  Jak pamiętamy, to on wrócił się specjalnie do Poznania po bagaże i konia. Zginął pod murami Tczewa, przygnieciony, podczas szturmu drugiego batalionu pułku Ponińskiego, zastrzelonym koniem.

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć
C.Rochlimg1. Regiment Gwardii podczas odwrotu zimą 1806/07. Podobnie wyglądali żołnierze regimentu Hamberger, wracający do Gdańska w lutym 1807 roku.

 

      Ta część garnizonu "która przez słaby lód Wisły uciekała, a z tych podobno wielu się potopiło" zdołała wrócić do Gdańska w sile 270 oficerów i żołnierzy. W topieniu się w zimnej wodzie Wisły skutecznie pomagała francuska artyleria  krusząc lód celnymi salwami.

 

      Białkowski w szturmie udziału nie brał, gdyż jego pułk stał w rezerwie. To jemu zawdzięczamy barwny opis plądrowania miasta po zdobyciu:

 

"Ogłoszono wojsku polecenie cesarza23: dwugodzinny rabunek jest dozwolony" czy może być sercu żołnierskiemu milszy inny rozkaz? Nic dziwnego, że "rozsypały się pułki po mieście" w którym nie wystygły jeszcze ciała zabitych,  "gdym (...) wszedł przez bramę pomiędzy trupami tak naszymi jako też i nieprzyjacielskimi dreszcz mnie przeszedł na widok ciał przeszytych kulami armatniemi jak i kartaczami". Rabowano co się da, łup bywał dziwny: "spotykam żołnierza który wpadł do magazynu strojów i zabrał różnego rodzaju czapki i stroje damskie, niósł je jak wiązki siana za wstążki na ręku", pożyteczny innego spotkałem(...), zegarków co najmniej 50 za łańcuszki trzymał", czasamiobwity "schwyciwszy za piernat leżącej kobiety ściągnął ją razem z pościelą na ziemię. Co za widok miły dla naszych wąsaczy ! Dwa worki talarów ukazały się pod pościelą". Niewdzięczną ludność trzeba było czasami doprowadzić do porządku, ten sam los spotykał ukrywającą pieniądze kobietę, "chwytając za worki krzyknęli: Zabić Babę." i broniącego dobytku mężczyznę "żołnierze przyskoczyli do niego i zakłuli go bagnetem, dobijając go kolbami, z głowy czaszkę odbili, potem wziąwszy go z drzwi odwlekli i przerzucili przez sztachety". Żołnierze drugiego pułku którzy weszli do miasta później mieli gorsze warunki do pracy, ale i tak się starali: "w mgnieniu oka dziewczynę odarli tak, że sukienkę, nie mogąc z niej zdjąć bo się mnie trzymała, na niej rozdarli i wzięli". Po pracy, można było trochę odpocząć:  "zastałem tam mnóstwo żołnierzy z naszych pułków, jednych już pijanych leżących, drugich pijących, a innych otwierających czopy takim sposobem, że strzelali w dna, a przez otwory lał się trunek. Tymczasem inni kaszkiety podstawiali i z nich pili, niektórzy zaś mieli satysfakcję - strzelanie tylko do beczek (...) trunki porozlewane były tak, że już stopy ludzkie nurzały się w nich, gdym wychodził z piwnicy".

 

Kliknij
Kliknij aby powiększyć


 

      Następnego dnia rano okazało się że mimo wart niewpuszczających nikogo do miasta, znaleziono nowe ciała "tych co będąc pijanym, po mieście się włóczyli", szukając sprawców w kościelnej  krypcie znaleziono "60 żołnierzy pruskich, niemniej i mieszkańców ukrytych".

 

      Trzeciego dnia po wzięciu Tczewa, do miasta trafił marszałek Lefebvre24, który miał tam nocować, ale "nie mógł w całem mieście znaleźć jednego pokoju, w którym znaleźć by można choćby jedną całą szybę w oknie, piec albo jakikolwiek sprzęt nieporuszony".

 

      Po zdobyciu Tczewa, Chłapowski brał jeszcze udział w oblężeniu Gdańska, gdzie dostał się do niewoli, a następnie został wraz z innymi jeńcami wysłany szwedzkim statkiem do Rygi.

 

      Białkowski również bierze udział w oblężeniu Gdańska. Podczas kapitulacji jest świadkiem wymarszu załogi, w tym regimentu, którego pragnął być żołnierzem. Ciekawe, czy wśród maszerujących oficerów poznał tych, z którymi "rozmawiał" w Poznaniu, pamiętnego października 1806 roku?

PRZYPISY:

1. Hamberger, Karl Friedrich von,  Generalmajor,  (1745-1811), od 12 stycznia 1807 komendant twierdzy Gdańsk i szef regimentu o numerze porządkowym 52.

2. Reinhardt,  Franz-Joachim von,  Generalleutnant, (1742-1809), był szefem regimentu od 19 maja 1795 roku

3. Idealny przykład dobrego wpływu uwięzienia w pruskiej twierdzy na życie intelektualne. Odbywając w Szczecinie karę roku więzienia, za udział w powstaniu listopadowym, napisał podręcznik "O rolnictwie".

4. Wszystkie cytaty z pamiętników za: Jenerał Dezydery Chłapowski, Pamiętniki. Część I. Wojny napoleońskie 1806-1813. Poznań 1899, zachowano oryginalną pisownię i słownictwo.

5. Wszystkie cytaty za : Antoni Białkowski, Pamiętniki starego żołnierza 1806-1814, Warszawa 1903, zachowano oryginalną pisownię i słownictwo.

6. Garnizonem regimentu (No.17) był Gdańsk, ale momencie rozmowy, bracia Antoniego raczej już nie walczyli, gdyż pułk poddał się w Magdeburgu, najstarszy z braci służył z kolei w legionach Polskich we Włoszech.

7. Franz-Joachim von Reinhardt (1742-1809), generał major (później generał porucznik)

8. Formalny dowódca pułku został faktycznym gubernatorem miasta, bo formalnym gubernatorem był książę Wuertemberg.

9. Krajewski, który dowodził wtedy regimentem, był "naturalnym" kandydatem na szefa, posiadał właściwy stopień i doświadczenie. Powołanie na to stanowisko Hambergera, dotychczasowego komendanta regimentu Driecke, może świadczyć o braku zaufania do generała o "niewłaściwym" pochodzeniu narodowym.  

10. Wilhelm August von Wostrowsky (1752 - 1811), major.

11. Co istotne w 1805 roku Poznań strawiony został pożarem więc i tak brakowało kwater pod dachem. Ale do każdego, nawet najgłupszego rozkazu można dorobić ideologię.

12. 1 stopa = 12 cali - ok. 31 cm. W kompaniach grenadierskich nie mniej niż 5'6".

13. Pisząc pułk, autor ma na myśli oczywiście dwa pierwsze bataliony.

14. Jedna mila niemiecka ok. 7,5 km.

15. Utrata dobytku, a oficerowie pruscy wozili z sobą masę rzeczy, łącznie z polowymi łózkami, musiała być bolesną stratą dla tego oficera, gdyż nie bacząc na niebezpieczeństwo, śmiało przedarł się przez ogarnięty powstaniem kraj i dotarł do Poznania, gdzie...  oddano mu konia i bagaże. Po dokonaniu tego bohaterskiego czynu, mógł wrócić na wojnę.

16. Wykropkowany został ustęp świadczący o niepochlebnym zdaniu autora pamiętników o wiedzy historycznej interlokutora. 

17. Może tylko nieco dziwić, że jednym tchem wymienia się również żonatych (583) z ilością dzieci (657).

18. Antoni Paweł Sułkowski, dowódca pierwszego pułku Legii Poznańskiej, później przemianowanego na 9 pułk Księstwa Warszawskiego.

19. Regulamin francuski z 1791 roku, przetłumaczony przez Józefa Drzewieckiego  i wydany w Rawiczu w 1806. W 1807 został skrócony (wydanie jasnogórskie).

20.   Niewątpliwie wpływ na to miał wysoce "umiędzynarodowiony", prawie w duchu integracji europejskiej, korpus oficerski. W 1806 roku wśród oficerów sztabowych było: 23 Rosjan, 20 Polaków, 15 Szwedów, 13 Szwajcarów, 12 Francuzów, 6 Holendrów, 3 Włochów i jeden Grek; z państw niemieckich swoich przedstawicieli miały: Saksonia - 108, Meklemburgia - 39, Hesja - 18, Brunszwik - 12, Anhalt - 10, Wirtembergia - 8, Hannower - 8, Bawaria - 4, a  inne, drobne państwa niemieckie, których nazw nie sposób pamiętać, dorzuciły jeszcze 50. W takich warunkach walka za ojczyznę nabiera specyficznego wydźwięku.

21. Friedrich von Both (1756 - ?), major.

22. Joseph von Schau (1763-1805), kapitan w 2 batalionie

23. Rozkaz plądrowania miasta, w imieniu cesarza, wydał prawdopodobnie gen. Kosiński (Antoni "Amilkar"), 

24. François Joseph Lefebvre, (1755-1820), marszałek Francji, od 1808 książę Gdańska .

 

LITERATURA:

 

  1. Białkowski, A., Pamiętniki starego żołnierza 1806-1814, Warszawa 1903
  2. Chłapowski, D., Pamiętniki. Część I. Wojny napoleońskie 1806-1813. Poznań 1899.
  3. Conrady E., Geschichte des Koeniglisch Preussischen Sechsten Infanterie-Regiments, Głogów 1857
  4. Höpfner, E., Der Krieg von 1806 und 1807: Ein Beitrag zur Geschichte der preussischen Armee nach denQuellen des Kriegs-archivs,  Berlin 1855, T.2., cz. 3
  5. Malicki P., Wielka Armia Napoleona na Śląsku 1806-1808, Wroclaw-Racibórz 2008
  6. Pachoński J., Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981
  7. Reiche, L., Memoiren des Königlich preussischen Generals der Infanterie Ludwig von Reiche, Leipzig 1857
  8. Salisch, G., Geschichte des Koeniglisch Preussischen Sibenten Infanterie-Regiments, Głogów 1854

 

 

Wojciech "Harry" Olszewski