Nasza księgarnia

Letnia Kampania Piwna 2009

Posted in Letnia kampania piwna

Kotek spał. I jak to często bywa, wyśnił sobie ludzi. Wyśnił zlot gwiaździsty. Najpierw w śnie pojawili się faceci (kotek wiedział, że żadnych solidnych zjazdów nie da się zrobić bez facetów - mądry był). Było ich czterech. Przybyli z północy, bo tam zdaniem kotka tacy poważni i duzi ludzie mieszkają. Złaknieni byli jadła i napoju oraz innych uciech, na których kotek się nie wyznawał. Ale wyśnił dla nich elegancki hotel z pięknym parkiem i umiarkowanymi cenami za piwo. Potem w śnie pojawiła się para z południa. Kotek bardzo lubił pary - gdy jeden człowiek zarabia na kotka, drugi się z nim bawi. Krótko po nich przybyła rodzina. To coś najlepszego na świecie. Oprócz zalet pary w rodzinie są dzieci - z chłopczykiem można porozrabiać, a do dziewczynki można się poprzytulać.
Kotek uznał, że sytuacja jest zbyt sielankowa*. Dlatego wyśnił komplikacje. Nagle hotel zaczął się zachowywać, jakby nie chciał ludzi. Niektórych bardziej, niektórych mniej, ale jasno dawał do zrozumienia, że ludzie ze zlotu i on nie będą się dobrze czuć ze sobą. I wtedy kotek wyśnił to, co wielokrotnie sam widział - w kłopotach bardziej agresywnie i twórczo zachowują się koty z małymi, a szczególnie kotki. Uznał, że u ludzi jest tak samo. Dlatego rodzice szybko wynaleźli sposób na złośliwy i oszukańczy hotel. I zabrali wszystkich do klasztoru.
Tu było już dobrze. Miła obsługa, dobre jedzenie. Wokół łąka i lasy. Niektóre z wyśnionych postaci zaczęły pozwalać sobie na swobodę i grać w gry strategiczne. Pewnie było to związanie z tym, że na terenie klasztoru kotki** nie były mile widziane - przez to nie mógł ich kontrolować.
Gdy zaczął zbliżać się wieczór, ludzie wyszli na łąkę, rozpalili ogień, zaczęli jeść (kotek oblizał się przez sen - też lubił podsmażoną kiełbaskę). I nagle - zdrada! Okazało się, że spotkali się tu z powodu jakiegoś dawno nieżyjącego człowieka, który był wielkim wrogiem kotów, aż w końcu były zmuszone go przegonić na malutką wyspę, gdzie już nie mógł szkodzić. Tak przynajmniej opowiadał dziwny kuzyn o niebieskiej sierści i powoli znikającym uśmiechu. Narzekano też, że kot nie wyśnił jeszcze wielu innych osób.
Dlatego kotek postanowił ich ukarać. Aby im się trudniej rozmawiało, wyśnił komary. Tyle komarów, ile gwiazd na niebie, jeszcze raz tyle i trochę. Niech maja za swoje.
Jako kolejny przybył do klasztoru samotnik. Kotek bardzo lubił samotników, on też przemierzał wielkie odległości w najlepszym z towarzystw - swoim. I jeszcze jedno - wszyscy byli tacy poważni, nie interesowali się kłębkami włóczki. A nowy przybysz miał weselsze, bardziej swobodne podejście do życia i starał się innych nim zarazić. Po to kotek go wyśnił.
Rozmowy ciągnęły się długo i pewno by jeszcze potrwały***, lecz sen zaczął morzyć przyjezdnych. Stopniowo, począwszy od najmłodszych, udawali się do klasztoru na chwilę zadumy i wypoczynku, aby zebrać siły na kolejny dzień.
Zaczął on się od śniadania i prac w podgrupach. Wycieczka do Carcassonne bądź spacer po piwo, w zależności od zainteresowań i poziomu intelektualnego. Potem kot wyśnił kolejną rodzinę - pewnie dlatego, że bardzo mu się ten wynalazek spodobał. O ile głowa**** wcześniej wyśnionej rodziny była organizatorem całego spotkania, o tyle głowa tej była kierownikiem całości - te niuanse były niezrozumiałe, ale śmieszne, przynajmniej dla kotka. Kierownika rozpoznawano po tym, że przywiózł mnóstwo prezentów - niestety niejadalnych - oraz po tym, że był najgrzeczniejszym i najcichszym z obecnych.
Po zjedzeniu obiadu (tu na czarnym pyszczku pojawił się czerwony języczek apetycznie się oblizujący) obecni udali się na prelekcję. Głównym problemem poruszanym na nim było zagadnienie, czy jacyś inni ludzie w innych czasach mogli coś nosić na głowach. Różne dziwne rzeczy śnią się małym kotkom.
Wieczorem znów niepomni doświadczeń ludzie zaczęli bawić się przy ognisku. Kot nie miał litości - komarów wyśnił więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek. Niech senne mary mają za swoje. Ludzie wsparci najnowszymi technologiami nie dali się pokonać. Powodem, dla którego zaczynali po jakimś czasie iść spać, było niepojęte dla kota słowo "obowiązek".
Potem - czyli kolejnego dnia snu kotka - wszyscy się porozjeżdżali. Na koniec na placu zabaw dla dzieci został kierownik z rodziną i para. Starsi - według norm kotka wręcz prastarzy - podziwiali występy wokalno-ruchowe młodszych oraz rozmawiali o pisarzu kochającym kotki, obgadując (kotki tego nie robią, miauczą wszystko prosto z parapetu) przy okazji inne wyśnione postaci. W końcu rodzina wyruszyła w drogę, a para w ciepłym słoneczku pomaszerowała na przystanek, by ruszyć do miasta smoka. Żal się ich zrobiło kotu - wyśnił więc dla nich na przystanku spotkanie ze smokiem. A że kotek był malutki, tak więc i zwinny zielony smok z długim ogonkiem duży nie był.

* kotek nie znał tego słowa, ale tak było
** podobnie jak palenie tytoniu i picie piwa
*** jak śpiewa jeden pan, który mieszka blisko kotka
**** kotki z natury są seksistami

 

 

 

 

 



Tekst: Eques
Zdjęcia: Louis Nicolas