Nasza księgarnia

Marie-Paulette Bonaparte (1780 - 1825)

Posted in Rodzina Bonaparte

Pauletta Bonaparte - Borghèse, ukochana siostra Napoleona, uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet Empire'u, o której księżna d'Abrantes napisała, że "oglądając jej podobizny trudno sobie nawet wyobrazić, do jakiej niezrównanej perfekcji dochodziła jej uroda". Wydana za mąż za generała Leclerka, towarzyszyła mu podczas ekspedycji na San Domingo, a później... zresztą oddajmy głos Waldemarowi Łysiakowi, który skreślił wspaniały portret Pauliny w swym "Empirowym pasjansie":
"... Pierwszego małżonka Pauliny, generała Leclerca, dosięgła roku 1802 żółta febra na San Domingo. Paulina była przy tym, gdyż Napoleon kazał jej towarzyszyć mężowi w egzotycznej eskapadzie. Zabalsamowała zwłoki swego "ślicznego smarkacza", włożyła mu do trumny pukiel swych włosów, po czym wsiadła na "Swiftsure" i rankiem 1 stycznia 1803 roku dopłynęła wraz z mumią do brzegów Francji.
Zamieszkała początkowo w pałacu Marbeuf, u najstarszego brata, Józefa. Nocowała dniami, a wieczorami znikała nie wiadomo gdzie. Wprawiało to rodzinę w zakłopotanie, a gdy Paryż począł szeptać o "wesołej wdówce" - rodzinę ogarnęło przerażenie. Jako jedyny ratunek widziano nowe zamążpójście płochej wdowy, więc gorączkowo szukano kandydata. Nie mógł to być jednak byle kto. Bonapartowie zdążyli przeistoczyć się z ubogiego korsykańskiego klanu w dynastię, dlatego małżeństwa między siostrami a oficerami "boga wojny" nie były już brane pod uwagę.
Napoleon proponował jednego spośród swych mediolańskich wielbicieli, pięćdziesięcioletniego hrabiego Melzi d'Eril, którego uczynił wiceprezydentem Republiki Włoskiej. Ale Melzi był zatwardziałym kawalerem i nadto posiadał sporą dozę inteligencji oraz niezłą pamięć, gdzie mieszkały wspomnienia o głośnych miłostkach Pauliny w Marsylii i w Paryżu, i o jej nader oryginalnym pojmowaniu lojalności małżeńskiej. Melzi delikatnie acz stanowczo uchylił się od proponowanego mu zaszczytu.
Wkrótce na horyzoncie pojawiła się zwierzyna znacznie cenniejsza, tęgawy dwudziestoośmiolatek o ciemnych lokach i źrenicach koloru antracytu - jeden z najbogatszych arystokratów włoskich tamtej doby, książę Kamil Filip Ludwik Borghèse. Rozpoczęły się wielkie łowy, a tymczasem postanowiono przyskrzynić wdówkę na jakiś czas, żeby się jeleń nie spłoszył. [...]
Kończąc swą długą podróż po Europie don Camillo przybył roku 1803 do Paryża i od razu wpadł w oko Bonapartym. Na czele "spisku" mającego za cel wyswatanie księcia z Paulina stanęli: Józef Bonaparte, kardynał Caprara (legat papieski w Paryżu), oraz zręczny intrygant i politykier, kawaler d'Angiolini.
Angiolini zaaranżował pierwsze spotkanie młodej pary w Mortefontaine, natomiast Caprara subtelnie przygotowywał księcia do oświadczyn. Jednakże pełna niuansów i niedomówień subtelność dyplomatyczna była wobec księcia Borghèse rodzajem postępowania akurat najmniej wskazanym - don Camillo w ogóle nie zrozumiał czego od niego chcą. Wobec tego spytano go wprost, czy chciałby objąć stanowisko małżonka Pauliny. Oszołomiony nagłym atakiem młodzian wybąkał: "tak", po czym zaczął się zastanawiać nad tym co zaszło.
Do tej pory Kamil B. nie uczynił jeszcze nic, za co mógłby się później obwiniać, prócz owego "tak", które zresztą nie było zbytnio wiążące i z którego mógłby się bez trudu wyplątać. Głupstwa zaczął popełniać od tej chwili, już nie popychany przez drugich, lecz przez wolę własną. Najpierw zainteresował się bliżej kobietą, którą mu pchano do rąk. Przypomniał sobie wówczas, że jest to ta sławna piękność, o której temperamencie szeptano po salonach nader pikantne historyjki, i zaświtało mu w głowie, że winien trzymać się od niej z daleka. Atoli trzymać się z daleka było mu trochę trudno, bo gdy już się na dobre zainteresował wdową po Leclercu - zapłonął miłością szaloną. Paulina umiejętnie podsycała ten ogień, wyznaczając romantyczne schadzki w Mortefontaine lub w Plessis-Chamant, i nosząc ostentacyjnie na sercu miniaturkę don Camilla, którą malował specjalnie przez nią wynajęty portrecista. Efekt był nieuchronny: książę Borghese zaczął błagać o natychmiastowy ślub.
Z terminem ślubu sprawa komplikowała się nieco, gdyż wdowie nie wolno było łamać prawa: artykuł 228 Kodeksu Cywilnego zabraniał jej stawać powtórnie na kobiercu ślubnym wcześniej niż 2 września 1803 roku. Rzecz prosta prawo często służy jego omijaniu, lecz tutaj możliwość ominięcia komplikowała zbytnia, jak na gust wielu ówczesnych prominentów, dbałość Napoleona o prawa respektowanie. Konsul zresztą nie parał się usidlaniem don Camilla. Gdy Józef oznajmił mu jakie są zamiary rodziny, Napoleon wyraził zgodę, a 27 czerwca 1803 roku ośmielił nawet Borghèse'a w pałacu w Brienne: "Książę, przeznaczeniem mojej siostry jest poślubić Rzymianina, gdyż ona sama czuje się od stóp do głów Rzymianką" - życzył sobie jednak, by zachowano powściągliwość i umiar, i nie kojarzono małżeństwa w wyścigowym tempie tylko dlatego, że Borghèse to wspaniałe nazwisko. Nie imponowały mu nazwiska i herby, przynajmniej nie aż tak, jak to później imputowali niektórzy historycy. Borghèse był według niego dobry, bo akceptowała go Paulina i cała familia. O tym, iż nie miał pojęcia jak gorączkowe było to "akceptowanie", świadczy fakt, że już po nieoficjalnych zaręczynach zaprosił Paulinę na obiad bez Borghèse'a, co wprawiło cały Paryż w osłupienie.
Jednego z pierwszych dni września 1803 roku wizytującemu prowincje belgijskie Napoleonowi doniesiono, że Pauletta i Camillo wzięli ślub kościelny przed upływem terminu wdowieństwa, 28 sierpnia, w Mortefontaine. Ogarnął go straszliwy gniew; długo nie dał się przebłagać, m.in. nie wziął udziału w ślubie cywilnym (listopad 1803 roku). Nie pozostał wszelako nieczuły - ofiarował siostrze 800 tysięcy franków posagu i kilka rad przysłanych z obozu w Boulogne: "Kochaj męża i daj mu szczęście. Mając 24 lata winnaś już być rozsądną. Pozbądź się lekkomyślności i kaprysów. Kocham cię i z radością usłyszę, że jesteś szczęśliwa".
Na razie spośród wszystkich ludzi biorących udział w tej aferze człowiekiem najszczęśliwszym był don Camillo, żywiący nadzieję, iż małżonka zapomni o szaleństwach młodości i będzie mu wierna po deskę grobową. Niewątpliwie był książę ukochanym dzieckiem matki Nadziei. [...]
30 marca 1806 roku Napoleon ofiarował małżonkom Borghèse mikroskopijne księstwo Guastalla, gdzie na powierzchni 10 kilometrów kwadratowych żyło 10 tysięcy mieszkańców. Paulina, której - jak każdemu z rodzeństwa "boga wojny" - marzyła się korona, wpadła we wściekłość. Bez wątpienia zanegowałaby późniejsze słowa austriackiego kanclerza, Metternicha: "Dawał swym siostrom wszystko, co tylko chciały". Jej nie dawał!
Mało, że zmusił Camilla do odstąpienia Francuzom zbioru bezcennych dzieł sztuki - to teraz jeszcze ma czelność rzucać taką jałmużnę! Zaczęła spokojnie: - Cóż to jest ta Guastalla, mój dobry braciszku?
- Miejscowość i zamek w Parmie.
- Aaa! Miejscowość i zamek! Moje siostry mają państwa i ministrów! Co ja tam będę robić?
- Co chcesz.
- Co chcę?! Napolione, wydrapię ci oczy, jeśli nie zaczniesz mnie lepiej traktować! A mój biedny Camillo, czy dla niego też nic nie zrobisz?
- Przecież to kretyn.
- Oczywiście, ale co to ma do rzeczy?!
Napoleon wzruszył ramionami, Paulina rozpłakała się i w rezultacie, choć przyjęła księstwo (lepszy rydz...), tytułu używała rzadko. Dla otarcia łez brat dodał jej 6 milionów franków, za które kupiła m.in. posiadłość Raincy. Kilkanaście lat później, na Św. Helenie, Cesarz powie o Pauletcie:
"Dawałem jej mnóstwo pieniędzy, ale ona z kolei oddawała je każdemu, kto potrzebował, także i mnie, kiedy fortuna stalą się mi niełaskawą".
Różniło Paulinę od jej sióstr kilka drobiazgów: była piękna, wolała się z bratem wykłócać o wszystko niż bez przerwy biegać wokół tronu i żebrać, miała serce otwarte nie tylko dla armii kochanków, lecz również na ludzką niedolę, i wreszcie nie intrygowała przeciw bratu i nie zdradzała go (jak Karolina) obcym mocarstwom. [...]
Cesarz miał zamiar obdarzyć Paulinę tronem Portugalii, lecz nieudana "kampania portugalska" Junota przekreśliła te plany. Otrzymała więc Piemont z przyległościami, dekretem, na mocy którego książę Borghese stał się "gubernatorem generalnym nowych departamentów zaalpejskich". 13 kwietnia 1808 roku Camillo wyruszył wraz z Paulettą do stolicy piemonckiego "królestwa" - Turynu - próbując podczas wojażu raz jeszcze przekonać swą połowicę, iż jest Kimś. Ale już u wrót pierwszej miejscowości przygranicznej, w obliczu notabli czekających z powitaniem, odbył się między małżonkami następujący dyskurs:
- Milcz, ja przemówię!
- Nie, pani, ja... Ja jestem gubernatorem!
- Być może, ale ja jestem siostrą Cesarza!
- Jestem pani mężem!
- To nie daje panu żadnych praw, proszę milczeć!
Słusznie. Jak mówił Pitagoras: "Trzeba milczeć albo mówić rzeczy lepsze od milczenia". Z tym drugim książę Borghèse miewał kłopoty.
Trzy dni później (22-IV-1808) Turyn witał gubernatorstwo strzałami dział będących chlubą cytadeli. Don Camillo, by ująć poddanych, zarządził wspaniały bal, rozpoczynając go narodowym tańcem piemonckim "montferrine". Tańczył cudownie, co dowodzi nieśmiertelnej równowagi rządzącej przyrodą i dającej się ująć tak: kto nie ma w głowie, winien przynajmniej w nogach być geniuszem.
Po serii uwalniających od widoku don Camilla wojaży, 15 sierpnia Paulina zawitała nad Sekwanę, detonując kolejny wybuch gniewu brata:
- Wracaj bez zwłoki! Dość już tego skandalu! Kobieta winna być cieniem męża i dzielić jego los!
Na następną wizytę ubrała najlepszą obcisłą suknię i Bonaparte krzyknął zachwycony:
- Księżno Paulino, jesteś rzeczywiście najpiękniejszą kobietą świata!... No więc dobrze, zostań już, będziesz głównym ornamentem mego dworu.
Bonaparte jest, jak wiadomo, autorem znanej maksymy: "Piękna kobieta podoba się oczom, dobra kobieta podoba się sercu; pierwsza jest klejnotem, druga skarbem". Dla niego Pauletta była i jednym, i drugim.


Dla don Camilla nie była ani klejnotem, ani skarbem, tylko ogrodnikiem, który uczynił z jego głowy poletko do sadzenia swego rodzaju rośliny, zupełnie niejadalnej, co - zważywszy, że we Włoszech nie ma bardziej obelżywego wyzwiska niż "cornuto" - pozwala zrozumieć, jakie męki przeżywał książę gubernator dowiadując się o kolejnych romansach małżonki.
Jednym z pierwszych był tajemniczy oficer, który podczas fety wewnątrz Ogrodu Luksemburskiego ujrzał w blasku sztucznych ogni piękną mieszczkę i poderwał ją. Wyznała mu tylko, że ma imię Amelia i naznaczyła schadzkę przy ulicy du Bac nr 188. Tam właśnie spotykali się przez pewien czas. Dwa lata później młodzian wrócił z frontu i ujrzał swą kochankę na przyjęciu dworskim u boku Cesarza. Wyjaśniono mu, że to Paulina Borghèse. Paulina również go poznała, dzięki czemu już następnego dnia otrzymał awans i misję, której punktem docelowym był drugi kraniec kontynentu.
Takich oficerów miała mnóstwo - w końcu była to epoka oficerów. Cesarz, gdy tylko dowiadywał się o którymś, z miejsca wysyłał go na odległą placówkę, do Polski, Dalmacji, Hiszpanii, lub jeszcze dalej: do Azji bądź Afryki. Gdyby Cesarstwo przetrwało Waterloo, niewątpliwie po następnych 15 latach na odległych placówkach oficerowie zdominowaliby liczbą szeregowych żołnierzy. A więc hrabia August de Forbin, szambelan dworu Pauliny, zwany w salonach "szambelanem łóżkowym". Ubóstwiali się w Plombieres, Saint-Leu i Greux, gdzie Roland Bachelard zanotował: "Odgłosy przyjemności, jakich Jej Cesarska Wysokość zayżwała z. panem hrabią, byty tak donośne, że umilkły nawet ogłuszone koniki polne".
Donośność tych odgłosów sprawiła, że usłyszał je w Paryżu Napoleon. Tydzień później Forbin wylądował na froncie hiszpańskim.
Juliusz de Canouville de Raffelot, szef szwadronu huzarów, który w jej zamku w Neuilly zachowywał się jak legalny małżonek.
Wezwany pewnego dnia do Pauletty i nie rozumiejący sytuacji dentysta Bousquet, po zbadaniu i naprawieniu jej zębów (przy Canouville'u; Canouville za groził mu biciem w razie spartaczenia zabiegu), wychodząc rzekł do dworek i oficerów straży:
- Jestem wzruszony. To doprawdy rzecz niezwykła widzieć parę z tej sfery tak czułą dla siebie jak Jej Cesarska Wysokość i jej narzeczony. Będę się chwalił, że byłem tego świadkiem.
Przyjęto te słowa z całą powagą, drwiono dopiero po wyjściu lekarza, Zaś Canouville popełnił to głupstwo, że na jakąś rewię armijną ozdobił swój mundur przepysznym kołnierzem sobolowym, który Paulina dostała od brata. Cesarz poznał sobole i bez żadnej zwłoki odesłał je za Pireneje wraz z właścicielem.
Alexis Tourteau de Septeuil, kapitan dragonów. "Skończył się" w momencie, gdy zaczął dzielić swój czas między księżnę Borghèse a jedną z jej dworek, piękną panią de Barral. Tym razem o odesłanie go postarała się sama Paulina. Adres znowu ten sam: Hiszpania.
Porucznik kawalerii duńskiej, Achilles de Cormier; porucznik szwoleżerów armii neapolitańskiej, Conrad Friedrich; hermafrodytyczny porucznik de Brack (nazywany przez kolegów "panna Brack"), pułkownik artylerii August Duchand; hrabia Montrond; itd. itd. Wymienianie wszystkich byłoby absurdalne, jest to bowiem esej historyczny, a nie wypis ze stanu etatowego kadry oficerskiej Wielkiej Armii.


Drugą jej epopeję sercową napisali "komedianci" - aktorzy i dworscy minstrele, których sztuką pasjonowała się, i to nie tylko w roli biernej obserwatorki, chociaż nie miała za grosz talentu. Księżna d'Abrantes tak opisuje wodewil amatorski, w którym zagrały siostry Bonaparte, Paulina i Karolina:
"Wodewil wypadł nader smutnie; obie panie błądziły po scenie, nie mając pojęcia co należy czynić. Paulina mówiła fatalnym akcentem i śpiewała głosem krzykliwym, fałszując i nie zwracając uwagi na takt i akompaniament. Jej partner, pan d'Abrantes, śpiewał czystym, lecz zupełnie niewyrobionym basem. Można więc sobie wyobrazić jak wypadły duety miłosne! Doprawdy - chciałoby się uciekać, gdyby nie to, że całość była niewypowiedzianie śmieszna. Tylko uroda Pauliny jeszcze raz odniosła zwycięstwo; ona była zbyt piękna, by być śmieszną. Cokolwiek robiła czy mówiła, urok jej byt nieodparty".
A na Paulettę nieodparty urok wywierali ludzie sceny. Leclerca zdradzała z Lafonem, miernym aktorzyną, wyżywającym się w rolach Don Juanów i Cydów. Don Camilla - najpierw z kompozytorem arietek i romansów, Feliksem Blanginim, którego pewnej nocy wyrzuciła za drzwi sypialni nie bez przekleństw, gdy natura odmówiła mu posłuszeństwa, a później z największym aktorem epoki, Talmą, który znudził ją szybko zwyczajem wygłaszania w łóżku tyrad Racine'a i Corneille'a, i nad którym znęcała się, rozkazując mu deklamować "Burzę" Szekspira w potokach ulewy (towarzystwo słuchało w namiocie), dzięki czemu nieszczęśnik przeziębił się.
Miała Paulina szczególną słabość do ludzi wielkich, toteż na liście jej kochanków znalazły się gwiazdy ówczesnego świata sztuki i polityki. Byli wśród nich: pierwszy rzeźbiarz Empire'u - Canova, wirtuoz dyplomacji austriackiej - Metternich, "Polski Bayard" - książę Józef Poniatowski, oraz dwóch Rosjan - szef rosyjskiej siatki wywiadowczej na terenie Francji, sławny pułkownik Czernyszew, i kolos o wielkich jasnych oczach, pułkownik Kabłukow. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie będzie zbytniej przesady w stwierdzeniu, iż przez łóżko Pauliny przewinęła się cała wielka Europa. Z wyjątkiem największego śpiewaka Empire'u, Crescentiniego. Biedak był kastratem. [...]
Roku 1814 Pauletta, jako jedyna spośród rodzeństwa, podążyła za Napoleonem na Elbę i zamieszkała w Porto-Ferrajo, w apartamentach przeznaczonych uprzednio dla cesarzowej Marii Ludwiki (ta ostatnia, miast towarzyszyć mężowi, wolała spoglądać na dworze wiedeńskim na i na parkietach innych sypialni w jedno oko austriackiego pułkownika Neippberga). [...]
Ostatnie lata życia spędziła w Rzymie - w pałacach Borghèse i Salviati, w willach Sciarra i Mandragone (Frascati). Nosiła wyłącznie kolory biały, szaroperłowy i różowy. W swym pełnym arcydzieł salonie przyjmowała śmietankę towarzyską, niechętnie jednak pokazywała główne arcydzieło, "Wenerę Zwycięską", do której niegdyś pozowała nago Canovie. Gdy po przewlekłym procesie, a raczej po całej serii procesów, Camillo odebrał jej znaczną część majątku (m.in. pałac Borghèse) - prosiła go w liście, by nie demonstrował nikomu statuy, gdyż wstydzi się swej marmurowej nagości. Przeprowadzili już oficjalną separację, lecz utrzymywali kontakty, i ona w każdym liście zapewniała o swej sympatii dla niego.
Długo i zaciekle walczyła, by poprawiono warunki niewoli jej brata na Św. Helenie. Śmierć "boga wojny" przeżyła bardzo ciężko.
Ostatnią jej miłością był młody Sycylijczyk - śpiewak, pianista i kompozytor - Giovanni Pacini, którego poznała w teatrze podczas "Matrimonio secreto" Cimarosy. Zimą 1822/1823 wyjechali do Lukki. Gdy wrócili, Nino zaczął zwodzić kochankę - krusząca się uroda Pauliny nie miała już dawnej mocy. Wówczas wyjechała do Florencji i wyciągnęła dłonie w kierunku męża. A on na to czekał - czekał tyle lat. Wiosną 1825 roku widywano tych dwoje spacerujących wzdłuż i wszerz Corso, zmęczonych życiem i czułych dla siebie.
Te spacery były już kresem jej wędrówki. Trzeba ich było zaprzestać, gdy nękająca Paulinę od dawna "gorączka gastryczna" okazała się rakiem. W maju wiedziała już, że musi umrzeć. Chciała umierać wśród kwiatów. Don Camillo przeniósł ją do mającej śliczny park willi Strozzi, w Mantughi pod Florencją, i otoczył sześcioma znakomitymi medykami, którzy mieli sprawić cud. Nie sprawili. Konała powoli 9 czerwca 1825, a on siedział przy niej i gładził jej dłoń. Okłamywała go całe 20 lat i teraz skłamała po raz ostatni, wzruszająco:
- Camillo, kochałam tylko ciebie.
Chwilę później zamknął jej oczy.
11 czerwca 1825 roku wewnątrz krypty Santa Maria Maggiore spoczęła jedna z najwspanialszych kochanek w dziejach, którą u schyłku XIX wieku pewien Borghèse przezwał "plamą na honorze rodziny". Borghesowie nigdy nie wybaczyli tej arcykobiecie, która posiała na głowie don Camilla więcej rogów niż miał na niej włosów. Że jego głupota jest bardziej karygodna - nie przyszło im do głowy. Rację miał Oscar Wilde pisząc:
"Wrzeszczy się przeciw grzesznikom, a przecież nie grzesznik, lecz głupiec sprowadza na nas hańbę. Nie masz grzechu nad głupotę".