Nasza księgarnia

Michał Ney - książę Elchingen i Moskwy (1769 - 1815)

Posted in Marszałkowie Cesarstwa

Michał Ney, syn bednarza z Sarrelouis, był silnym, błękitnookim, rudowłosym, średniego wzrostu dzieckiem — od urodzenia aż do śmierci. Właśnie dzieckiem, nie można bowiem powiedzieć po prostu, że był durniem — był wiecznym dzieckiem, naiwnym i dającym się „kiwać” cwanym pyskaczom, dzieckiem totalnie zagubionym w cywilnej codzienności czasów pokoju i okazującym swój jedyny geniusz w ogniu walki. Geniusz fantastycznej odwagi. [...] Jedynym marzeniem, hobby, idee fixe Neya było dążenie do sławy. Sławy wojennej, rzecz prosta. Gdy podczas jakiejś kampanii Bonaparte przysłał mu rozkaz zaczekania na korpus Lannesa, Ney krzyknął do posłańca:
— Powiedz cesarzowi, że z nikim nie będę się dzielił sławą!
Ney był obok Davouta najuczciwszym ze wszystkich marszałków Bonapartego. Wspomniałem już, że ci bonzowie Wielkiej Armii należeli do ludzi pokroju... krótko mówiąc do takich, o których się mówi: „Kiedy podasz mu rękę, przelicz potem palce”. Ney nie był złodziejem ani łupieżcą. Kiedy podczas kampanii hiszpańskiej (Hiszpania była złodziejskim eldorado dla marszałków francuskich) Massena podarował mu lunetę zrabowaną z uniwersytetu w Coimbra, Ney odesłał ją z powrotem z suchą uwagą, że nie przyjmuje kradzionych rzeczy.
Przeciwnicy szanowali go, zwąc „czerwonowłosym lwem”. Żołnierze francuscy uwielbiali „Rudzika”, on zaś w napisanej dla nich instrukcji zamieścił słowa: „Nasi żołnierze winni być pouczani o przyczynie każdej wojny. Tylko wtedy możemy oczekiwać od nich cudów bohaterstwa, gdy akcja zaczepna jest usprawiedliwiona. Niesprawiedliwa wojna jest wstrętna dla charakteru prawdziwego Francuza”.
W pierwszej połowie kampanii rosyjskiej marszałek Michał Ney, książę Ełchingen (za poprowadzony z niesłychaną brawurą, w paradnym mundurze, ze wszystkimi orderami i gwiazdami, atak przez most Elchingen w roku 1806), dowodził awangardą Wielkiej Armii, czołówką pościgową. W każdej bitwie po stokroć zasługiwał na krzyż Legii Honorowej, ale cesarz nie dawał mu krzyży z tej przyczyny, że Ney już od dawna miał Legię, a gdyby ofiarowywano mu nowe odznaczenia za każdy bohaterski wyczyn, jeszcze przed Smoleńskiem nie byłoby go widać spod stosu tego metalu. W szturmie Smoleńska okrył swe imię kolejnymi wawrzynami, walcząc przez cały czas w pierwszej linii.
Podczas tej wyprawy „bóg wojny” tylko raz wściekł się na Neya. Zdarzyło się to w wigilię ataku na Smoleńsk, 15 sierpnia. Dzień ten był rocznicą urodzin cesarza i Ney, przy pomocy Murata, uczcił tę rocznicę wystrzałami ze stu armat. Napoleon zbeształ go wówczas za marnowanie prochu, lecz kiedy usłyszał, że to zdobyty poprzedniego dnia proch rosyjski, rozchmurzył się.

 

W. Łysiak, Cesarski poker

 

Dzień po dniu walczył syn bednarza, to maszerując, to formując linie i czworoboki, zawsze w pierwszej linii z karabinem w ręce dając przykład żołnierzom. I tak było wiele razy na dzień w ciągu długich czterdziestu dwóch dni wleczenia się ku zachodowi. [...] Murat ze swymi ludźmi w nieładzie przeprawiał się czternastego grudnia przez Niemen, gdy Płatow, po raz ostatni w tej kampanii przypuścił atak do wileńskiej bramy Kowna. Ney pospieszył do tej bramy, by zebrać swą piątą tylną straż, lecz już było za późno. Żołnierze jego złamali szeregi i rozbiegli się. Lecz Ney walczył dalej. Z czterema żołnierzami podnosił porzucone przez dezerterów karabiny i strzelał z nich do nieprzyjaciela. Później przyłączyło się do niego trzydziestu żołnierzy. Gdy jednak drugi atak rosyjski groził mu odcięciem, Ney musiał się wycofać. Czternastego grudnia 1812 roku o godzinie ósmej wieczorem ostatni żołnierz francuski z Wielkiej Armii, liczącej 600 000 ludzi, przebył rzekę Niemien i opuścił ziemię “Matuszki Rossii”. Tym ostatnim żołnierzem był Michał Ney, książę Elchingen i Moskwy. Jeden cesarz, dwóch królów, jeden książę, ośmiu marszałków i 600 000 żołnierzy – wszyscy zostali pobici. Wszyscy oprócz syna bednarza z Saarlouis.

 

A. G. Macdonnel, Napoleon i jego marszałkowie

 

Ney, oszalały, wzniosły wielkością dobrowolnej śmierci, nadstawiał pierś na wszystkie ciosy tej zawieruchy. Ubito pod nim piątego już konia. A on, zlany potem, z płomieniem w źrenicy, z pianą na ustach, w rozpiętym mundurze, z epoletem przeciętym uderzeniem szabli jakiegoś horse-guard, z gwiazdą wielkiego orła wgiętą od kuli, zakrwawiony, zabłocony, wspaniały, z ułamaną szpadą w dłoni wołał: "Chodźcie zobaczyć, jak ginie na placu boju marszałek Francji!"
Czy nie ma już dla mnie żadnej kuli? Och! Chciałbym, żeby wszystkie angielskie kartacze rozszarpały mi trzewia!" Nieszczęsny, tobie przeznaczone były kule francuskie!

 

W. Hugo, Nędznicy

 

Pluton egzekucyjny sformowano według prawa z 12 maja 1793 roku z 4 sierżantów, 4 kaprali, 4 strzelców i komenderującego. [...] Ney spytał gdzie ma stanąć, a gdy Saint - Bias chciał mu zawiązać oczy odmówił: "Czyż pan nie wie, że żołnierz nie boi się śmierci?" [...] Na sekundę przed komendą z ust marszałka padły słowa godne korony [...] "Niech żyje Francja! Towarzysze, prosto w serce!"

 

W. Łysiak, Empirowy pasjans