Nasza księgarnia

Wspomnienia Napoleona, Tom 5

Posted in Wspomnienia Napoleona

T. V Roz. I. Wydarzenia militarne 1798 roku.

I. Druga koalicja antyfrancuska zawiązana przez Austrię, Anglię, Rosję  i Neapol. - II. Wojna z Państwem Kościelnym (listopad, grudzień 1798). - III. Wojna z królestwem Neapolu (styczeń 1799). - IV. Uwagi.  

 

  I.

Gdy Napoleon w 1798 roku był wypytywany przez rząd w sprawie maltretowania francuskich wysłanników w Rzymie, stwierdził, że egzystencja Republiki Rzymskiej jest nie do pogodzenia z istnieniem królestwa Neapolu; niemożliwym jest, by dwa tak blisko siebie leżące miasta Rzym i Neapol przez długi czas były pod tak rozbieżnym wpływem. Król Sardynii, otoczony ze wszystkich stron przez 4 republiki, drżał w swojej stolicy. Podczas kongresu w Rastatt Francja opuściła ustalony traktatem pokojowym w Campio Formio system polityczny i odstręczyła Austrię. Caryca Katarzyna już nie żyła; jej następca Paweł I odczuwał wyraźną antypatię do idei rewolucji francuskiej i szczególną miłość do rycerzy maltańskich, królów Sardynii i Neapolu oraz arystokratów szwajcarskich. Tak często oszukiwane przez przebiegłą Katarzynę gabinety z St.James i Wiednia ufały rycerskiemu charakterowi jej syna. Wszystko przemawiało za bliskim wybuchem wojny.

We wrześniu w Europie rozeszła się wiadomość o zniszczeniu francuskiej floty pod Abukirem. To była iskra, która wznieciła pożar, który ogarnął wkrótce cały kontynent. Król Neapolu z triumfem przyjął Nelsona; Porta wypowiedziała wojnę Republice. Anglia, Austria, Rosja i Neapol utworzyły drugą koalicję. W listopadzie 1798 roku jedna z austriackich dywizji pod pretekstem ochrony Gryzonii zajęła dolinę Renu. Austriacki generał Mack objął dowództwo armii neapolitańskiej, która postawiona została w stan gotowości.

Rząd francuski widział  nadciągającą burzę i przygotowywał się do obrony. We wrześniu Ciało Prawodawcze ustanowiło prawo o rekrutacji; krótko potem zarządzono pobór 200 000 rekrutów. By zdobyć przychylność Włochów, Dyrektoriat potwierdził niepodległość Republik Cisalpińskiej i Liguryjskiej; w Belgii wybuchło powstanie; kraj ten uspokojono i rozbrojono. W październiku generał Jourdan opuścił Radę Pięciuset i objął w Moguncji dowództwo Armii Renu. Generał Joubert udał się do Mediolanu, generał Championnet do Rzymu. W całej Europie słychać było szczęk oręża. Ciągle jednak liczono na korzystne wyniki rokowań, które miały odbyć się w zimie.

Jednak już pod koniec listopada król Neapolu stanął na czele swojej armii. Bez wypowiedzenia wojny i bez poinformowania swoich sojuszników o swoich operacjach, przekroczył granicę, zaatakował armię francuską  w Rzymie i wkroczył triumfalnie do stolicy chrześcijańskiego świata. Gdy później wpadł w opały, obwinił gabinetowi wiedeńskiemu, że rozmyślnie pozostawił go osamotnionego; ten z kolei zarzucił mu zbytni pośpiech; powinien był poczekać na przybycie armii rosyjskiej. W rzeczywistości Austria obawiała się, że król postąpi podobnie, jak w 1796 roku, gdy z pośpiechem podpisał na własną rękę traktat pokojowy; z tego powodu gabinet był zadowolony, że król, zanim jeszcze Austria zdradziła swoje stanowisko, odsłonił się tak bardzo, że nie mógł już się wycofać. Z innej strony Anglicy, obawiający się niezdecydowania wiedeńskiego dworu, chcieli zapobiec zimowym rokowaniom; dlatego z radością wykorzystali okazję do zerwania wszelkich powiązań i uniemożliwienia ich ponownego nawiązania. 

Gdy Dyrektoriat otrzymał  wiadomość o wkroczeniu króla Neapolu do Rzymu, wydał generałowi Joubert rozkaz zabezpieczenia terytorium piemonckiego. Nadchodząca korespondencja ujawniła nastawienie dworu sardyńskiego. 28 listopada generał Joubert wkroczył do Turynu. Król abdykował i wycofał się wraz ze swoją rodziną i swoimi skarbami na Sardynię. Dynastia Sabaudzka nie była lubiana; Piemontczycy życzyli sobie zjednoczenia z Francją; jej armia połączyła się z francuską i dobrze jej służyła.

Zajęcie przez przytransportowaną na okrętach Nelsona neapolitańską dywizję Livorno, wciągnęło w wir wojny Wielkiego Księcia Toskanii; stracił on swój kraj i zbiegł wraz z całym swoim dobytkiem do Wiednia.  

  II.

Król Neapolu dysponował  armią liczącą 100 000 ludzi, w tym 10 000 kawalerii; 70 000 było gotowych do wyruszenia w pole. Z tej liczby wysłał on 3 000 do Portolongone i na Monte Argentaro; 7 000 kazał przetransportować okrętami Nelsona do Livorno. Sam na czele 60 000 ludzi, w tym 6 000 kawalerii, wkroczył na terytorium Republiki Rzymskiej.

Armia francuska pod rozkazami generała Championneta liczyła w rzeczywistości 25-26 000 ludzi, wśród nich 8 000 Polaków, Cisalpińczyków i Rzymian. Byli oni podzieleni na 3 dywizje. Prawe skrzydło, w sile 3 000 ludzi, dowodzone przez generała Macdonalda, utrzymywało Terracinę, Rzym i Tivoli; centrum, liczące 6 000 ludzi pod dowództwem generała Lemoine, zajmowało pozycji w i wokół Terni; lewe skrzydło, 8 000 ludzi pod rozkazami generała Casabianca, stało pomiędzy Tronto, Foligno i Ankoną, opierając się o Adriatyk.

Król Neapolu nie uważał  za konieczne oficjalnie wypowiedzeć wojnę. Rozpoczął działania wojenne podczas gdy jego ambasador przebywał w Paryżu, a francuski w Neapolu. Wkraczając na terytorium rzymskie wydał 14 listopada manifest, w którym oświadczył, że prowadzi wojnę z Republiką Francuską, bo ta zajęła Maltę oraz powołała zagrażającą jego tronowi Republikę Rzymską. Generał Mack wezwał generała Championneta do opuszczenia państwa papieskiego i wydania wszystkich twierdz; król Neapolu zamierza je bowiem zająć, a nie uznaje on Republiki Rzymskiej. Championnet otrzymał to wezwanie 24 listopada; rozkazał natychmiast oddać strzał alarmowy z zamku Św.Anioła, wyposażył tę służącą za cytadelę budowlę w prowiant, obsadził dobrą załogą, powołał korpus ochotników rzymskich, podwoił straż miejską i powierzył jej miasto.

W tym samym czasie armia neapolitańska rozpoczęła kampanię, wkraczając trzema kolumnami na terytorium rzymskie; wzdłuż wybrzeża Adriatyku, środkiem kraju i wzdłuż Morza Tyrreńskiego. Generał-porucznik Micheroux posunął się na czele 15 000 Neapolitańczyków i 24 armat w kierunku Ascoli, przekroczył Tronto i dotarł do Fermo. Generał Casabianca wycofał się do Macerata. Ale gdy dołączyły do niego brygady generałów Rusca i Monniera, ruszył naprzód na czele 7 000 ludzi, napotkał pod Fermo Neapolitańczyków i pobił ich 30 listopada; wziął do niewoli 7 000 jeńców i zagarnął całą artylerię. Generał Filippi pomaszerował na czele 9 000 ludzi i 4 armat przez Aquila i Civitaducale do Terni, gdzie zaatakował liczącą jedynie 3 000 Francuzów dywizję generała Lemoine. Odwaga zastąpiła brakujących ludzi; Neapolitańczycy zostali odrzuceni, stracili 400 jeńców, 6 armat, kilka sztandarów i wycofali się w panicznej ucieczce do Civitaducale. Król maszerował na czele 36 000 ludzi do Rzymu. Zjawił się tam 27 listopada, następnego dnia zablokował zamek Św. Anioła, a 29-tego wkroczył do miasta.

 

Ponieważ nieprzyjaciel stał już w okolicach Terni, Championnet słusznie założył,  że Rzymu nie da się utrzymać; dlatego opuścił miasto, pozostawiając w zamku Św.Anioła 800-900 ludzi i przeniósł swoją kwaterę główną do Terni. Jego prawe skrzydło było osłaniane przez stojącą pod Civita Castellana dywizję Macdonalda, a lewe przez dywizję Lemoine, obozującą w Rieti.

Generał Mack spędził 4 albo 5 dni w Rzymie i pomaszerował następnie naprzód wzdłuż obu brzegów Tybru; ponieważ jego plan polegał na odcięciu armii francuskiej, jej okrążeniu i wzięciu do niewoli, jego siła główna znajdowała się na lewym brzegu rzeki. Korpus prawego skrzydła miał przeciąć trakt wiodący z Ankony do Maceraty; korpus centrum miał usadowić się w Terni i zająć drogę do Arezzo i Fano. Sam Mack, maszerujący pomiędzy Tybrem i morzem, zablokował pozostałe dwa główne trakty, a mianowicie prowadzące z Civita Vecchia oraz Florencji przez Sienę do Rzymu. 7 000 Neapolitańczyków, którzy wylądowali w Livorno miało maszerować mu na spotkanie. By ten plan wykonać, Mack przeniósł swoją kwaterą główną do Baccano, gdzie założył obóz dla swojego 15-tysięcznego korpusu rezerwowego. Kawalerowi Saskiemu (Le Chevalier de Saxe, czyli Józef Xavier hrabia Zabeltitz, 1767-1802, wnuk króla Polski Augusta III Saskiego, pułkownik armii rosyjskiej i marszałek neapolitański - przyp.tłum.) który dowodził dywizją w sile 9 000 ludzi, wydał rozkaz przepędzenia francuskich fortpocztów na prawym brzegu Tybru i zablokowania drogi ze Sieny. Generał Metsch na czele 7 000 ludzi miał pomaszerować lewym brzegiem Tybru w kierunku Monte Rotondo i przeciąć łączność pomiędzy Civita Castellana i Terni. Macdonald stanął z rezerwą w sile 3 000 ludzi w Civita Castellana; wysunął 3 oddziały na 3 drogi prowadzące do Rzymu, a mianowicie generała Kniaziewicza z 2 000 ludzi na trakt ze Sieny w pobliżu Ronciglione, generała Kellermanna na czele 1 800 ludzi na drogę środkową do małego miasteczka Nepi, a pułkownika Lahure z 9 000 ludźmi na drogę przebiegającą wzdłuż Tybru. Kawaler Saski zaatakował wszystkie te pozycje równocześnie; wszędzie został odrzucony i wycofał się do swojej rezerwy, tracąc trzecią część swoich ludzi. W międzyczasie generał Metsch pomaszerował lewym brzegiem do Cantalupo, Calvi i Otricoli, gdzie zablokował drogę prowadzącą z Civita Castellana do Terni; to spowodowało niepokój w kwaterze głównej w Terni. Mack ściągnął dywizję Kawalera Saskiego, mając teraz do wyboru następujące alternatywy: albo ponowić na czele swojej rezerwy atak na Civita Castellana albo przekroczyć rzekę i wspomóc dywizję Metscha. Zdecydował się na to ostatnie, kazał wybudować most na Tybrze i rozbił obóz pod Cantalupo. Macdonald i generał Kniaziewicz odbudowali swoje połączenia z kwaterą główną, przeszli mostem pod Borghetto na lewy brzeg, zajęłi 9 grudnia ponownie Otricoli, odrzucili neapolitańską dywizję do Calvi, okrążyli ją tam i zmusili do złożenia broni. Cała dywizja udała się do niewoli, mimo, że liczyła jeszcze 4 500 ludzi; miała 8 armat i 15 sztandarów.

Z 32 000 ludzi, z którymi generał Mack opuścił stolicę, pod bronią stało jeszcze 20 000, a mianowicie 14 000 w obozie pod Cantalupo i 6 000 ludzi pod dowództwem Kawalera Saskiego, którzy zajmowali pozycje na prawym brzegu Tybru. Korpusy, które manewrowały w głębi lądu i nad Adriatykiem odniosły również wielkie straty. Armia neapolitańska była kompletnie zniechęcona. Dywizja Lemoine stała za jej prawym skrzydłem, a Francuzi dziennie otrzymywali wzmocnienia. Generał Mack 11 grudnia zwinął swój obóz i zarządził odwrót. Jego śladem podążył generał Macdonald.

11 grudnia do Rzymu dotarła wiadomość o klęsce Neapolitańczyków; następnego dnia król wyjechał  do Alba; 13-tego garnizon neapolitański opuścił stolicę; 14-tego francuska załoga opuściła zamek Św. Anioła i przejęła ponownie służbę w mieście; 15-tego do Rzymu wkroczyła awangarda Championneta. Natknęła się ona na kolumnę Kawalera Saskiego, który próbował wycofać się przez most rzymski. Została ona zaatakowana, pobita i wyparta na równinę koło Storta, gdzie rozbiegła się we wszystkich kierunkach, tracąc wszystkie armaty i 1 200 wziętych do niewoli. Służący w armii neapolitańskiej generał hrabia Roger de Damas zebrał uciekinierów i pomaszerował do Viterbo, które zbuntowało się przeciwko Francuzom. Jego śladem ruszył Kellermann, dogonił pod Montalto i rozbił. Resztki dywizji zebrały się w Orbitello i dotarły do Neapolu drogą morską. Kellermann okrążył Viterbo, które poddało się dopiero po 3 dniach. W potyczkach pod Terni, Ferno, Civita Castellana, Otricoli, Calvi, Cantalupo i Storta Neapolitańczycy stracili 25 000 ludzi, wśród nich 10 000 wziętych do niewoli i 15 000 zabitych, rannych i dezerterów, 80 armat i duża ilość sztandarów. Mack zdołał swoją armię ponownie zebrać za Volturno; z 45 000 ludzi tworzących w ostatnich dniach jego centrum i lewe skrzydło, udało mu się w grudniu zebrać 20 000 ludzi. Po otrzymaniu posiłków z Neapolu, zajął stałe pozycje, których lewe skrzydło opierało się o twierdzę Kapua, a prawe o Casertę. Armia francuska miała niewielkie straty, mimo, że została zaskoczona i była o połowę słabsza od nieprzyjaciela. Niektórzy urzędnicy francuskiej administracji i rządu rzymskiego zostali zatrzymani przez buntowników w Viterbo i okrutnie torturowani. 

  III.

Po oczyszczeniu rzymskiego terytorium z armii neapolitańskiej, Championnet, wykorzystując swoje zwycięstwa, pomaszerował w kierunku Neapolu.

Armia francuska, podzielona na 4 dywizje, posuwała się czterema istniejącymi drogami: generał Rey przez Terracinę i Fondi; głównodowodzący z dywizją Macdonalda przez Isola. Po zbliżeniu się do Garigliano (rzeka graniczna pomiędzy Państwem Kościelnym i królestwem Neapolu - przyp. tłum.) napotkano przygotowane przez Macka do obrony rzeki szańce z ustawionymi w baterie 80 działami, opuszczone przez załogę. Bez jakiegokolwiek oporu, Championnet przybył 1 stycznia 1799 roku do San Germano. Generał Lamoine maszerował trzecim traktem przez Aquila i Popoli do Solmona. Generał Duhesme, dowodzący 4.dywizją, pomaszerował do Pescary, zdobył twierdzę, wziął 3 000 jeńców i skierował się w kierunku Popoli śladami dywizji generała Lemoine.

Ze swojego obozu w Casercie, gdzie zajął pozycje broniące stolicy, generał Mack 31 grudnia wysłał do francuskiej kwatery głównej swojego adiutanta Pignatelli z prośbą o zawieszenie broni, która spotkała się z odmową ze strony francuskiej.

3 stycznia 1799 roku Championnet przeniósł swoją kwaterą  główną  do Calvi. Generał brygady Mathieu nieopatrznie wdał się  pod Kapuą w potyczkę, w której poniósł straty i został pokonany; on sam został niebezpiecznie ranny. Ponieważ Championnet uznał pozycje nieprzyjaciela za bardzo korzystne i nie miał żadnych wiadomości o dywizjach Rey, Lemoine i Duhesme, wycofał się o kilka godzin marszu, by zająć lepsze pozycje i odczekać przybycia drugiej dywizji. Zaledwie zajął swoje pozycje, otrzymał wiadomość, że generał Rey, wzmocniony po zajęciu Viterbo przez brygadę Kellermanna, zajął twierdzę Gaeta, wziął 4 000 jeńców i znaczne zapasy; przekroczył Garigliano i osłaniając prawe skrzydło głównodowodzącego podążył wzdłuż dolnego odcinka rzeki Volturno; Duhesme wyruszył z Pescary. Połączenie armii częściowo zatem już nastąpiło, częściowo było tuż przed zrealizowaniem. 3 dywizje odniosły wszędzie sukcesy. 

W tym samym czasie w całym kraju dzwony wzywały chłopów do stawienia oporu. Nad Garigliano i w Apeninach wybuchły bunty ludności; chłopi zajęli mosty na Garigliano, spalili wozy transportowe dywizji generała Reya, zamordowali sporą  liczbę francuskich maruderów i założyli w Sessa swoją kwaterą główną. 2 bataliony, wysłane do ich rozbicia, napotkały zawzięty opór i zostały odparte, odnosząc spore straty. Cały sztab armii francuskiej omal nie wpadł do niewoli; napadnięty przez tłum chłopów, został uratowany tylko dzięki odwadze 2 batalionów 9.półbrygady. Przerwane były wszystkie połączenia pomiędzy różnymi oddziałami armii francuskiej. Powstanie rozszerzało się coraz bardziej i codziennie umacniane było drobnymi sukcesami, które wprawdzie nie miały większego znaczenia, ale rozgrzewały emocje i wściekłość wśród ludu. W międzyczasie Mack ponowił swoją propozycję zawieszenia broni; tym razem została ona przyjęta i 10 stycznia 1799 roku podpisano rozejm. Kapua została przekazana Francuzom, którzy zajęli prawie całe królestwo za wyjątkiem Neapolu i jego najbliższego otoczenia. Król zobowiązał się do wypłacenia armii francuskiej 10 milionów żołdu i zamknięcia swoich portów dla Anglików i Rosjan. Wiadomość o zawieszeniu broni i wysłanie kilku batalionów wystarczyło, by rozgonić buntowników, którzy powrócili do swoich wiosek.

Król, po przekazaniu rządów księciu Pignatelli, opuścił 23 grudnia Neapol i wycofał  sIę na Sycylię. Ludność wielkiego miasta Neapol była w stanie wrzenia. 12 stycznia ogłoszono wiadomość o podpisaniu zawieszenia broni  i przekazaniu Kapui; gdy 14-tego kilku francuskich oficerów pojawiło się na ulicach Neapolu, ludność chwyciła za broń, wybuchło powstanie. W tym momencie do portu wpłynęła flota transportująca powracającą z Livorno dywizję. Żołnierzy uznano za tchórzy, obrzucono obelgami i rozbrojono. Arsenały zostały splądrowane, 30-35 000 lazzaroni (lazzaroni - biedacy zamieszkujący głównie południe Włoch. Nazwa pochodzi od żywiącego się odpadkami ze stołów bogaczy "biednego Łazarza" z ewangelii św.Łukasza. W czasie zamieszek w Neapolu, będąc zwolennikami monarchii Burbonów, dokonali wielu okrucieństw, których ofiarą padli republikanie - przyp.tłum.) uzbroiło się i stanęło do obrony stolicy. 16 grudnia obwołali oni księcia Moliterno swoim przywódcą i opanowali fort San Elmo. Wszystkiemu temu towarzyszyły okrzyki: Niech żyje św.January ! (św.January, zmarły ok. 305 roku, święty i męczennik, biskup Benewentu, patron Neapolu - przyp.tłum.); Chwała Jezusowi Chrystusowi! Niech żyje król Ferdynand! 

Na ulicach zginęło wielu Francuzów i neapolitańskich patriotów, wiele domów splądrowano. Arystokracja i bogaci mieszczanie, którym, jako zwolennikom Francuzów, otwarcie grożono, poszerzyli grono patriotów, którzy już od dłuższego czasu prowadzili tajną korespondencję z generałem Championnetem.

21 i 22 stycznia armia fancuska zbliżyła się do miasta. Następnego dnia patrioci, na których czele stał już podejrzliwie obserwowany przez lazzaroni książę Moliterno, opanowali fort San Elmo. Francuzi wkroczyli do Neapolu. Liczna partia republikańska wystąpiła teraz otwarcie, czyniąc wielkie wysiłki; nastrój wśród lazzaroni uległ gwałtownej przemianie. 24 stycznia rządy tymczasowe przejęła 21-osobowa komisja patriotów, wybrana przez głównodowodzącego armii. Wkrótce potem proklamowano Republikę Partenopejską i tym samym dokonała się rewolucja w Neapolu.

Konwencja z 10 stycznia nie została uznana przez Dyrektoriat; odwołał on generała Championneta i przekazał dowództwo Armii Neapolu generałowi Macdonaldowi. Generał Mack, którego Neapolitańczycy strasznie nienawidzili, został jeńcem wojennym i udał się do Paryża. 

  IV.

Uwaga pierwsza.

1. W 1798 roku armia w całych Włoszech znajdowała się w stanie pokoju; twierdze nie były zaprowiantowane, artyleria nie miała kompletnych zaprzęgów, oficerowie sztabu generalnego nie byli na swoich stanowiskach; wielu oficerów było na urlopie w domu.

2. Głównodowodzący dotarł do armii dopiero 8 dni po rozpoczęciu działań wojennych. O wkroczeniu króla Neapolu już od dawna mówiono, ale mimo wszystko nastąpiło ono niespodziewanie.

3. Championnet za późno opuścił Rzym; powinien był opuścić miasto 48 godzin wcześniej. Zajęta przez niego pozycja pod Civita Castellana przed mostem w Borghetto była dobra; miał tam przez cały czas możliwość w ciągu kilku godzin powrócić na lewy brzeg Tybru. Ale wolno mu było to uczynić, gdyby było to rzeczywiście konieczne, bo nie powinien był bez powodu oddać obu dróg z Civita Vecchia i Sieny; na drogi z Ankony i Fano nie mógł liczyć; pozostałaby mu więc jedynie droga z Arezzo. Odważna potyczka generała Lamoine pod Terni była najważniejszym wydarzeniem tej kampanii. 

Uwaga druga.

Nie ma wątpliwości, że nie należało wkraczać do królestwa Neapolu, lecz, wykorzystując konsternację nieprzyjaciela, skłonić go do podpisania traktatu pokojowego i wystąpienia z koalicji. Ale skoro zamierzano pomaszerować przeciwko Neapolowi, należało to uczynić błyskawicznie. 30 000 ludzi było do tego ilością zaledwie wystarczającą. Nie należało zatem maszerować 4 dywizjami, oddzielonymi górami, rzekami, wśród nieprzyjaźnie nastawionej ludności. Liczący 30 000 ludzi korpus zawsze musi pozostać razem; jego siła była równa armii rzymskiego konsula; taka armia konsularna każdego wieczoru rozbijała czworokątny obóz o długości boku 600 metrów. Zamiast czterech linii operacyjnych wolno było utworzyć tylko jedną, a mianowicie od Rzymu do Isoli i Kapui. Dywizja Duhesme powinna była pomaszerować przez grzbiet Apeninów do środka Państwa Kościelnego i wyjść górskimi dolinami na zachodnią stronę pasma górskiego. Dywizje generałów Lamoine i Rey powinny były znajdować się w pobliżu awangardy, by nie zostać w żadnym momencie rozdzielone. Maszerując w takim porządku, Championnet dotarłby 6 albo 7 stycznia do Neapolu. Panując nad stolicą łatwo można było opanować twierdze Gaeta, Pescara etc.; do rozbrojenia ludności należało wysłać lotne kolumny. Przy zachowaniu jednej linii operacyjnej wystarczyłaby mniejsza siła, by zająć najważniejsze punkty; Championnet dotarłby do Neapolu na czele 26 000 ludzi. Ponieważ jednak maszerował w 4 kolumnach, połowa jego armii pozostała jako garnizony w twierdzach Gaeta, Pescara, Aquila i innych mijanych po drodze mniejszych fortach oraz do osłony szpitali. Poza tym stracił wiele czasu, czekając na przybycie swoich dywizji. Dywizja Duhesme, która miała do pokonania najdłuższą drogę, musiała na swojej drodze pokonać zawzięcie broniącego się nieprzyjaciela i przebyć trudny teren pełen rwących potoków, rzek i przełęczy, nie mogła dotrzeć tak szybko, jak kwatera główna, która miała do pokonania jedynie 220 kilometrów. To było przyczyną niewielkiej porażki pod Kapuą, która dodała odwagi przywódcom wroga i była przyczyną wielu drobnych utarczek, które skłoniły głównodowodzącego do uznania zawieszenia broni z dnia 10 stycznia za szczęśliwe wydarzenie. Dyrektoriat nie mógł wprawdzie z Paryża zobaczyć wszystkich tych militarnych błędów, ale był oburzony, że armia w sile 30 000 ludzi zatrzymała się przed nieumocnionym miastem, bronionym jedynie przez resztki armii nieprzyjacielskiej. Miał rację. Byłoby lepiej, gdyby armia nie posunęła się poza Rzym, ale w każdym razie było bardzo niestosownym pozostawić ją przed bramami Neapolu, gdzie narażona była na pułapki wszelkiego rodzaju. 

Uwaga trzecia.

Zachowanie generała Macka byłoby właściwe, gdyby dowodził oddziałami austriackimi; bo cóż mógł uczynić lepszego, dysponując dwukrotną lub nawet trzykrotną przewagą, aniżeli zaatakować żołnierzy francuskich? Ale Neapolitańczycy nie byli wyćwiczonymi żołnierzami, w żadnym wypadku nie wolno ich było użyć do ataku; wolno było jedynie obsadzić nimi korzystne pozycje i zmusić Francuzów do ich zaatakowania. Opinie wojskowych są podzielone, czy korzystniejszym jest, zaatakować, czy dać się zaatakować. To pytanie nie nasuwa się, jeżeli po jednej  stronie stoją przyzwyczajone do wojny i ruchliwe oddziały z niewielką ilością artylerii, a po drugiej dużo liczniejsza armia, dysponująca silną artylerią i złożona z oficerów i żołnierzy, którzy są mniej oswojeni z wojną.

Gdyby w dniu rozpoczęcia działań wojennych generał Mack z 40 000 ludźmi znalazł się w Civitaducale, gdyby wieczorem dotarł do Terni, następnego dnia dokonał marszu w kierunku Rzymu, obsadził most w Borghetto i zajął dobrą pozycję - jak mogłoby 9 000 Francuzów z 12 armatami przebić się przez armię, która była 5-ciokrotnie liczniejsza, posiadała 60 armat i schowała się już za szańcami? Mimo tego Francuzi byliby zmuszeni do podjęcia takiej próby, by w ogóle mieć szanse do odwrotu. 

Uwaga czwarta.

Generał Mack za szybko wycofał się na lewy brzeg Tybru. Mógł on bez strat przesunąć swój odwrót o jeden dzień. Nadmiernym pośpiechem poświęcił swoją pozostawioną na prawym brzegu dywizję. W królestwie Neapolu powinien był bronić się nad Garigliano. Ale Mack nigdy nie miał żołnierzy; nawet podczas jej marszu w kierunku Rzymu Neapolitańczyków można było traktować jedynie jako pełną dobrej woli milicję. Po jej porażkach byli już tylko niezadowoloną i skłonną do buntu bandą, której działania nie skłaniają do żadnych uwag militarnej natury.

 

T. V Roz. II. Wydarzenia militarne podczas pierwszych 6 miesięcy 1799 roku.

I. Sytuacja prowadzących wojnę  armii. - II. Operacje Armii Helwecji w marcu i kwietniu aż do jej połączenia z Armią Dunaju. - III. Operacje Armii Dunaju. - IV. Manewry Armii Helwecji w maju, czerwcu i lipcu po zjednoczeniu obu armii. - V. Działania Armii Italii w marcu pod dowództwem Scherera. - VI. Operacje Armii Italii w maju, czerwcu i lipcu pod dowództwem Moreau. - VII. Działania Armii Neapolu. - VIII. Uwagi o planach kampanii w Niemczech i Włoszech.  

  I.

W marcu 1799 roku Francja miała 440 000 ludzi pod bronią, a mianowicie: 40 000 weteranów, żandarmów i strażników wybrzeży; 40 000 ludzi w Egipcie, na Korfu, Malcie i w koloniach; 180 000 ludzi częściowo w Holandii, częściowo na wybrzeżach francuskich, w twierdzach, w zakładach i szpitalach. W polu stało 180 000 ludzi; tworzyli oni: Armię Helwecji, 40 000 ludzi; Armię Dunaju, 40 000 ludzi; te 80 000 stało rzeczywiście pod bronią, ponieważ ich zakłady i szpitale znajdowały się we Francji; Armię Italii, 70 000 ludzi; Armię Neapolu, 30 000. Te 100 000 ludzi zaliczało się wprawdzie do stanu obu armii, ale w żadnym wypadku nie wszyscy żołnierze stali pod bronią; jako, że ich zakłady i szpitale znajdowały się we Włoszech, a część tworzyła garnizony wszystkich twierdz półwyspu. Efektywny stan wojsk Piemontu, Republik Liguryjskiej, Cisalpińskiej i Rzymskiej wynosił 40 000 ludzi, Włochów, Polaków i Szwajcarów; należeli oni częściowo do  Armii Italii, a częściowo do Armii Neapolu. Korpus Obserwacyjny Dolnego Renu, którego kwatera główna stacjonowała w Moguncji, istniał w marcu tylko na papierze. Armią Helwecji dowodził generał Jourdan, Armią Helwecji - generał Massena, Armią Italii - generał Scherer, Armię Neapolu - generał Macdonald. Armia Helwecji zajmowała całą Szwajcarię poza doliną Renu; Armia Italii rozłożona była na terenie Republik Cisalpińskiej i Liguryjskiej oraz Piemontu i Toskanii; Armia Neapolu stała w Republikach Rzymskiej i Partenopejskiej. 

Austria uczyniła wiele starań i podwyższyła, jak tylko to było możliwe, stan swoich oddziałów. W polu stało 180 000 ludzi, a mianowicie Korpus Obserwacyjny na lewym brzegu Dunaju generała Sztaraya, 25 000 ludzi; Armia Szwabska pod arcyksięciem Karolem, 60 000 ludzi; Korpus Tyrolski, dowodzony przez feldmarszałka Bellegarde, 25 000; we Włoszech stacjonowało 70 000 ludzi. Głównodowodzącym wszystkich wymienionych korpusów był arcyksiążę; armią we Włoszech dowodził feldmarszałek Kray.

Rosja zobowiązała się  do wystawienia 70 000 ludzi; feldmarszałek Suworow przybył wiosną na czele 36 000 żołnierzy nad Dunaj; w czerwcu miał tam dotrzeć Kutuzow na czele 25 000 ludzi. Obie strony były zdecydowane do wojny; ale Austria była zainteresowana przedłużeniem zawieszenia broni, by umożliwić Rosjanom dotarcie do teatru wojny. 

  II.

Twierdza Ehrenbreitstein poddała się 24 stycznia, Mannheim 8 marca 1799 roku; obie twierdze obsadziły francuskie garnizony. W tym samym czasie korpusy Armii Dunaju połączyły się nad Górnym Renem; 1 marca przekroczyły one Ren mostami w Kehl i Bazylei, pomaszerowały przez Schwarzwald i 10 marca zajęły pozycję, której lewe skrzydło opierało się o Dunaj, a prawe o jezioro Bodeńskie; centrum znajdowało się koło Mösskirch. Naczelnym dowódcą Armii Dunaju, Helwecji i Dolnego Renu był generał Jourdan (używane w nomenklaturze francuskiej nazwy Dolny Ren /Bas-Rhin/ i Górny Ren /Haupt-Rhin/, będące równocześnie nazwami dwóch francuskich, leżących w Alzacji, departamentów, odnoszą się do południowego odcinka Renu, a więc geograficznie, górnego Renu, tworzącego współcześnie południowo-wschodnią granicę Francji. Nie należy ich mylić z używanymi w geografii niemieckiej określeń Górny Ren /Oberrhein/ i Dolny Ren /Niederrhein/, które są nazwami regionów rozciągających się wzdłuż Renu na terytorium niemieckim od granicy szwajcarskiej aż do granic Holandii - uwaga tłum.).

.

Wyżyna Szwajcarska ma formę czworokąta, którego wierzchołki stanowią Bazylea, Genewa, Rheineck i Splügen (Gryzonia). Szwajcaria jest wielkim, przez naturalne przeszkody chronionym obozem, skąd łatwo można dostać się do Francji, Niemiec i Włoch. Najtrudniejszymi są przejścia do Tyrolu. Armia, która chciałaby zaatakować Niemcy od strony Szwajcarii, uczyniłaby źle przyjmując jako linię operacyjną dolinę Renu i Vorarlberg i okrążając jezioro Bodeńskie. Natrafiłaby mniej przeszkód i miałaby wszystkie możliwe korzyści, gdyby, osłaniana przez jezioro Bodeńskie, przekroczyła Ren koło Schaffhausen i Stein; tym samym stanęłaby na otwartym i dogodnym terenie nad Dunajem.

Przełęcz Św.Gotarda, prowadząca do doliny Ticino, której rzeki płyną prostopadle do Padu, to najlepsza droga, by wkroczyć do Włoch; gdy tylko przebędzie się przełęcz, droga opada systematycznie w dół. Przełęcz Splügen nie oferuje tych samych korzyści, ponieważ dolina górnej Addy, w której kończy się przełęcz, przebiega równoległe do Alp aż do jeziora Como; armia, która przekroczyłaby tę przełęcz, napotkałaby nowe przeszkody i by dotrzeć do niziny włoskiej, byłaby zmuszona do przebycia gór koło Bergamo i Brescii.

W Szwajcarii istnieją  4 linie główne, wzdłuż których bronić można granic Francji; po pierwsze linia Renu, złożona z Renu, jeziora Bodeńskiego i górnego Renu aż do Bazylei; linia ta ma długość 300 kilometrów; po drugie linia Linthu (Linth - rzeka przepływająca przez kantony Glarus, Sankt Gallen i Schwyz - przyp. tłum.); Linth to górną część Limmatu; stamtąd linia ta przebiega wzdłuż lewego brzegu Limmatu i Aaru aż do Renu, a następnie wzdłuż brzegu Renu do Bazylei; jej rozciągłość wynosi 220 kilometrów; po trzecie linia Reuss; rzeka ta wypływa również ze Św. Gotharda, przepływa przez jezioro Czterech Kantonów i wpływa do Aar. Tam linia Reuss łączy się z linią poprzednią; jej długość aż do Bazylei wynosi 200 kilometrów; po czwarte linia Aar; rzeka ta wypływa z przełęczy Grimsel, przepływa przez jeziora Brienz i Thun, zahacza o Berno i wpada naprzeciw Waldshut do Renu; aż do Bazylei linia Aar łączy się z pozostałymi; ma ona długość 280 kilometrów. 

5 marca austriacki generał  Auffenberg, zajmujący od listopada dolinę Renu, został  wezwany przez generała Massenę do opuszczenia związanego sojuszem z Francją kraju. Gdy francuski generał dostał odmowną odpowiedź, przekroczył Górny Ren, zaatakował i zajął fort Luziensteig. 6 marca wieczorem przekroczył rzekę Landquart; następnego dnia wyparł dywizję Auffenberga z kolejnych pozycji aż do Chur, podczas gdy generał Demont przekroczył Ren pod Reichenau i zjawił się za plecami armii austriackiej. Otoczony ze wszystkich stron generał Auffenberg złożył broń i poddał się wraz

z 6 000 ludzi, tracąc wiele sztandarów i cały park artylerii. Dowódca lewego skrzydła Armii Szwabskiej, generał Hotze, stojący pod Feldkirch, pomaszerował 7 marca na pomoc fortowi Luziensteig, został jednak zaatakowany przez brygadę Oudinota, a później przez dywizję generała Lorge i odparty. Powrócił do swojego umocnionego obozu, który w dniach 11, 12, 15,16, 21 i 23 atakował generał Massena. Wszystkie te ataki zostały odparte; armia francuska odniosła przy tym duże straty.

13 marca generał  Lecourbe przekroczył na czele prawego skrzydła przełęcz Splügen, przyłączył do swoich sił wysłaną z Armii Italii dywizję generała Dessolle i pobił w Engadin generała Laudona, dowodzącego jedną z dywizji korpusu feldmarszałka Bellegarde. Zajął Zernetz, Schuls i Martinsbruck. Jego pierwsze ataki na pozycje pod Nauders i Finstermüntz zostały odparte; 27 marca powtórzył je i zakończył sukcesem, podczas gdy w tym samym czasie dywizja Dessolle przeszła przez przełęcz Świętej Marii i zajęła szturmem umocnienia w Glurns; 31 marca Dessolle został zaatakowany przez przeważające siły i musiał wycofać się najpierw do Münster, a później do Zernetz, skąd odmaszerował do Włoch. Na przełęcze Walteliny Lecourbe posłał dywizję generała Loison. 

  III.

Arcyksiążę obozował  koło Friedbergu, gdy dotarła do niego wiadomość o marszu Jourdana przez Schwarzwald; przekroczył Lech i pomaszerował do Szwabii, wysyłając naprzód generała Kerpena, który zajął ważną twierdzę Ulm. Obie armie zbliżyły się do siebie na odległość jednego dnia marszu, ich patrole krzyżowały się we wszystkich kierunkach, nie rozpoczynając żadnych działań wojennych, a zawieszenie broni utrzymywane było jeszcze 20 marca, mimo, że w Szwajcarii już od 14 dni zacięcie walczono. 20 marca generał Jourdan zapytał dowódcę austriackiej awangardy, księcia Schwarzenberga, czy otrzymał wreszcie odpowiedź cesarza na żądania rządu francuskiego. Po otrzymaniu przeczącej odpowiedzi, wypowiedział zawieszenie broni, zaatakował w następnych dniach i odrzucił w tył korpusy generałów Hotze i Kerpena. Awangarda francuska, składająca się z dywizji Lefebvre, zajęła pozycje koło Ostrach. 22 marca o świcie arcyksiążę wyruszył z Sulgau, zaatakował francuską awangardę i wyparł ją na wzniesienia koło Pfullendorf. Jourdan wycofał się do Stockach i Engen. 24 marca arcyksiążę zajął stanowiska przed Stockach; jego prawe skrzydło stało pod Mahlspüren, lewe koło Zollbruck. By połączyć na polu bitwy wszystkie swoje siły, którymi dysponował, przywołał generała Hotze z Feldkirch, gdzie zastąpił go połową sił oddziałów Bellegarde'a, o które bez obawy mógł osłabić Korpus Tyrolski.

25 marca Jourdan zdecydował  się na bitwę; pomaszerował w 3 kolumnach. Jego armia składała się z 4 dywizji dowodzonych przez generałów Ferino, Lefebvre, Souhama i Saint-Cyra oraz dywizji kawalerii generała Hautpoula. W sumie jego siły liczyły 30 000 piechoty, 7 000 kawalerii, 4 000 artylerii, inżynierii i pociągów. 2 500 ludzi z brygady generała Ruby, wezwane z Armii Helwecji, wyrównały straty poniesione od czasu rozpoczęcia kampanii. Nieprzyjaciel dysponował 68 000 ludzi. Armia francuska biła się bardzo dzielnie; utrzymała się na polu bitwy przez cały dzień, ale 26 marca wycofała się w kierunku Schaffhausen i Stein, a 27 do Villingen, zajmując stanowiska u podnóża góry Hornberg. Z powodu choroby głównodowodzący przekazał tymczasowo komendę generałowi Ernouf. 3 kwietnia został on zaatakowany, opuścił swoje stanowiska i wycofał się w nieporządku przez Schwarzwald, a wkrótce za Ren. 13 kwietnia arcyksiążę zajął Schaffhausen i Stein na prawym brzegu Renu i przeniósł swoją kwaterę główną do Stockach, gdzie pozostał przez cały kwiecień. Po bitwach pod Stockach osłabił on swoje siły o 25 000 ludzi, które wysłał do Włoch.

21 kwietnia Armia Dunaju połączona została z Armią Helwecji pod dowództwem generała Massena. 

 

  IV.

Już wkrótce dało się odczuć skutki zjednoczenia obu armii. Massena założył swoją kwaterę w Zurychu; prawe skrzydło pod generałem Lecourbe stało po drugiej stronie przełęczy Splügen w Engadinie; Menard z centrum w dolinie Renu, a jego kwatera główna była w Chur; Xaintrailles na czele lewego skrzydła zajmował pozycje pomiędzy Konstancją i Bazyleą. Naprzeciw tego miasta na prawym brzegu Renu przygotował on mocno umocniony obóz. 

Armia austriacka miała swoje lewe skrzydło Bellegarde'a w Tyrolu, centrum dowodzone przez Hotze pod Feldkirch; jej prawe skrzydło pod Lauendorfem zajmowało pozycje pomiędzy Renem i Schwarzwaldem. Na początku maja siły obu armii były mniej więcej równe; każda z nich liczyła około 60 000 ludzi, nie licząc oddziałów pomocniczych; po jednej stronie tworzyło je 9-10 000 ludzi, które rząd Helwecji zrekrutował dla Francji, po drugiej kilka batalionów piechoty, zebrane za angielski żołd przez Steigera lub organizowane potajemnie kontyngenty małych kantonów.

Armia austriacka odnosiła w tym czasie sukcesy we Włoszech. Przekroczyła Addę i opanowała Mediolan. Należało się obawiać, że jeżeli arcyksiążę nie rozpocznie działań, Armia Helwecji wyśle niektóre swoje oddziały za Alpy; z tego powodu rozpoczął on swoje operacje. 23 kwietnia Bellegarde na czele 15 000 ludzi zaatakował generała Lecourbe w Engadinie; początkowo odniósł kilka sukcesów, ale wkrótce został zatrzymany i 30 kwietnia pod Zernetz pobity, tracąc 5 batalionów. Hotze na czele centrum zaatakował Luziensteig; jedna z jego kolumn w sile 2 000 ludzi została okrążona przez francuskie lewe skrzydło i zmuszona do złożenia broni; jego atak zakończył się niepowodzeniem, wskutek czego wycofał się on z powrotem do obozu pod Feldkirch. 

W międzyczasie w małych kantonach i w Górnej Gryzonii rozpoczęło się powstanie całej ludności; 5 000 powstańców pomaszerowało do Reichenau, by odciąć generała Menarda; 5 000 ustawiło się na przedgórzu Św.Gotharda, Splügen i koło Altdorf, by przeciąć drogę odwrotu generałowi Lecourbe. Ale gdy Menard odniósł zwycięstwo pod Luziensteig, szczęście odwróciło się i Menard wkroczył 5 maja do Disentis, głównej siedziby powstańców, zabił tysiące z nich, rozbroił resztę i powrócił do Chur. 8 maja generał Soult pomaszerował do Altdorf, wybił pewną liczbę nieszczęsnych chłopów, ułaskawiając jednak większą część. Armia francuska potwierdziła swoją sławę zwycięzcy i utrzymała wszystkie swoje pozycje. 

Arcyksiążę nie stracił jednak odwagi; posłał liczne posiłki lewemu skrzydłu, a Bellegarde ponownie wyruszył ze swoich stanowisk. 5 maja, w momencie, gdy Lecourbe wysłał jedną ze swoich dywizji do Walteliny, by odciążyć Armię Italii, feldmarszałkowi Bellegarde udało się po kilku potyczkach opanować Engadin; zmusił Lecourbe do wycofania swoich oddziałów do doliny rzeki Ticino. Równocześnie Hotze pomaszerował ponownie przeciwko Luziensteig; po zaciętej potyczce zdobył 14 maja szturmem fort i wziął 14.półbrygadę, tworzącą garnizon fortu, do niewoli. Bellegarde pomaszerował przeciwko Chur, wkroczył 16 maja do miasta, zmusił złożoną z 4 kompanii piechoty załogę do kapitulacji i posunął się w górę Renu śladami wycofującego się ze wszystkich pozycji prawego skrzydła armii francuskiej, dążąc do osiągnięcia linii Linthu. Lewe skrzydło Francuzów maszerowało przez Rheineck, centrum przez Sargans, prawe przez Disentis. Lecourbe, by nie zostać odciętym, szybkim marszem przekroczył przełęcz Św.Gotharda.

Arcyksiążę uznał,  że nadszedł moment do zajęcia Szwajcarii. By połączyć  się ze swoim centrum na czele prawego skrzydła przekroczył  pod Schaffhausen Ren i pomaszerował przeciwko Zurychowi. 27 maja Massena wyruszył mu naprzeciw, pobił pojedynczo najpierw prawe skrzydło, a następnie centrum i zajął mosty koło Andelfingen i Frauenfeld. Ale 28 maja arcyksiążę, wzmocniony rezerwami, ponowił atak. Przez cały dzień trwała zacięta potyczka. W nocy armia francuska wycofała się i przekroczyła rzekę Glatt, zajmując za nią pozycje obronne. Daremne były wysiłki nieprzyjaciela obejścia tej pozycji po wybudowanym koło Zurzach moście.

W międzyczasie Bellegarde opanował przełęcz Św.Gotharda, źródła rzek Reuss i Linth, zajął Glarus i Schwyz. Lecourbe musiał wycofać się przed przeważającymi siłami wroga, uczynił to jednak dopiero po zaciętych potyczkach. Przeniósł swoją kwaterę do Lucerny, skoncentrował swoje oddziały pomiędzy Zug, jeziorem Czterech Kantonów i Wyżyną Berneńską, patrolował kanonierkami jeziora i podtrzymywał wojnę w małych kantonach. Rząd Helwecji opuścił Lucernę i przeniósł się do Berna. Pod koniec maja sytuacja arcyksięcia była tak dobra, że posłał korpusy Bellegarde'a i Hadicka ponownie do Włoch, co nie przeszkodziło mu w zaatakowaniu umocnionego obozu pod Zurychem. 3 i 4 czerwca miały tam miejsce krwawe potyczki; arcyksiążę stracił wielu ludzi, ale zmusił Massenę do opuszczenia w nocy z 4 na 5 czerwca Zurychu. Francuski generał zajął pozycje na górze Albisberg; jego prawe skrzydło opierało się o jezioro Zug, lewe o Ren za ujściem Aaru, a jego kwatera główna znajdowała się w Bremgarten; zajmował zatem linię Reuss. 7 czerwca austriacka kwatera główna przeniosła się do Zurychu.

Wiadomość o zajęciu przez arcyksięcia Zurychu zrobiła głębokie wrażenie w całej Europie. Wierzono, że Szwajcaria jest dla Francji stracona, podobnie jak to już stało się z Włochami. Koalicja łudziła się nadzieją, że jesienią teren wojny przeniesie się na terytorium Republiki. Zajmowana przez armię austriacką linia była lepsza od francuskiej. 

  V.

Scherer przybył  do Mediolanu w ostatnich dniach lutego; cały marzec poświęcił  na przygotowania. Pod koniec tego miesiąca wysłał 2 dywizje w sile po 7 000 ludzi pod dowództwem generałów Miollisa i Gaultiera, by zajęły Toskanię oraz równie silną dywizję pod rozkazami generała Dessolle do Walteliny. Resztę swojej armii podzielił na 6 dywizji piechoty, którymi dowodzili generałowie Serurier, Delmas, Hatry, Grenier, Victor i Montrichard oraz korpus kawalerii.

Lewe skrzydło, dowodzonej przez generała Kraya armii austriackiej, stało w Legnago, centrum w Weronie, a prawe na prawym brzegu Adygi. To ostatnie zajmowało silnie umocnione wzniesienia koło Pol i Pastrengo, a naprzeciw tych wiosek wybudowano dwa mosty na Adydze.

Armia francuska miała pod bronią 60 000 ludzi, 14 000 w Waltelinie i Toskanii, 24 000, częściowo francuskich, częściowo piemonckich i cisalpińskich oddziałów w twierdzach Republik Cisalpińskiej, Liguryjskiej oraz Piemoncie.

Armia austriacka wystawiła w pole 54 000 ludzi; 16 000 stało w garnizonach Wenecji, Legnago i Palmanova albo znajdowało się w zakładach i szpitalach.

Inspektorem armii był  generał Moreau; otrzymał on dowództwo nad centrum armii i pomaszerował z dywizjami generałów Victora i Hatry do Werony.

Dywizja generała Montricharda pomaszerowała jako prawe skrzydło do Legnago; głównodowodzący generał  Scherer na czele lewego skrzydła, składającego się z 3 pozostałych dywizji, pomaszerował przeciwko umocnionym pozycjom nieprzyjaciela na prawym brzegu Adygi. Linia bojowa armii miała zatem długość ponad 50 kilometrów. Serurier maszerował wzdłuż jeziora Garda w kierunku Monte Baldo i Rivoli, Delmas na Pastrengo, Grenier w kierunku Pol. Serurier obszedł wszystkie stanowiska nieprzyjaciela nie napotykając żadnego oporu i zajął zaplanowane pozycje. Delmas i Grenier już wkrótce napotkali opór nieprzyjaciela; po trwającej 4 godziny zaciętej potyczce zdobyli szturmem wszystkie umocnione pozycje wroga, wyparli go na lewy brzeg Adygi, ścigając z francuską zawziętością i zdobywając oba mosty pontonowe. Moreau napotkał znaczne siły pod Weroną, koło wiosek Santa Lucia i San Massimo. Potyczka była bardzo zacięta; wieś Santa Lucia 7-krotnie była zdobywana i znowu tracona; w końcu została w rękach Austriaków, podczas gdy Francuzi zatrzymali San Massimo. Montrichard dotarł aż do wyżyny pod Legnago, ale został zaatakowany tam przez przewyższające go siły, które dokonały wypadu z twierdzy i wyparły go do Molinella. 27 marca Scherer nakazał obu dywizjom generała Moreau odwrót i pozostawił nieprzyjacielowi pole bitwy pod Weroną. 

28, 29 i 30 marca obie armie pozostały bezczynne. Wtedy głównodowodzący wpadł na pomysł, by Serurier przeszedł mostem pływającym koło Pol przez Adygę, pomaszerował lewym brzegiem i opanował wzniesienia koło Werony. Początkowo Austriacy byli zdziwieni, wierząc, że w operacji tej bierze udział cała armia francuska; ale gdy wkrótce spostrzegli, że mają do czynienia jedynie z jedną dywizją, zaatakowali wszystkimi swoimi siłami, wyparli Francuzów w bezładzie przez most z powrotem, biorąc do niewoli kilkuset jeńców, odciętych na lewym brzegu.

Scherer pomaszerował  nad dolną Adygę, by przekroczyć ją pod Legnago. Posłał  swój sprzęt mostowy do Castellaro, garnizon do Pescary, a swoją kwaterę główną założył w Isola-della-Scala. Centrum, tworzone przez 2 dywizje generała Moreau, zajmowało stanowiska we wsi Buttapietra, 9 kilometrów od Werony na drodze do Isola-della-Scala; 2 inne dywizje, które stały nad Adygą naprzeciw Albaredo, tworzyły prawe skrzydło, Serurier koło Villafranca - lewe skrzydło; rezerwę tworzył stojący pod Isola-della-Scala generał Delmas.

Generał Kray opuścił  Weronę, pomaszerował do Pescary i zajął dużymi siłami wzniesienia koło Castelnuovo oraz wsie Sona, Somma Campagna i Villafranca. Armia austriacka miała zatem swoje prawe skrzydło nad Mincio, lewe nad Adygą; zajmowała zamkniętą pozycję w zdrowej i suchej okolicy. W przeciwieństwie do niej armia francuska rozdrobniona była w błocie, bagnach i polach ryżowych.

Bitwa była nieunikniona. Obaj głównodowodzący, jakby umówieni, wydali swoje zarządzenia i rozkazy w nocy z 4 na 5 kwietnia.

Moreau musiał maszerować  z Buttapietra do Sona, zajętej, jak zakładał Scherer, przez Austriaków. Serurier otrzymał rozkaz pomaszerowania na czele lewego skrzydła w kierunku Villafranca. Obie stojące pod Albaredo dywizje musiały jako prawe skrzydło armii pomaszerować w górę Adygi. Delmas miał przesunąć rezerwę do Buttapietra i w zależności od okoliczności wesprzeć jedno ze skrzydeł lub centrum. Moreau wyruszył o świcie i bardzo szybko natknął się na flankierów nieprzyjacielskiego lewego skrzydła. Dowiedział się, że Kray o 4 godzinie rano opuścił swój obóz i maszeruje w kierunku Buttapietra. W swojej niewiedzy, odcięty od innych dywizji i reszty armii, zaatakował na ślepo wszystko, co miał przed sobą. Flankierzy cofnęli się w kierunku Werony; Moreau podążył ich śladem z wyciągniętą szablą aż pod mury twierdzy. Serurier przybył pod Villafranca i zajął wioskę. Dla swojego ataku na francuskie centrum nieprzyjaciel skoncentrował wszystkie swoje siły. Obie francuskie dywizje na prawym skrzydle otrzymały swoje rozkazy bardzo późno; z powodu złego stanu dróg w bagnistej okolicy nie mogły pomaszerować wzdłuż Adygi; były zmuszone skręcić na lewo i w efekcie natknęły się na całą armię Kraya. Każda z dywizji, nie koordynując wzajemnie swoich ruchów, maszerowała według rozkazów swojego dowódcy; broniły się dzielnie i zajęły wieś San Giacomo; ale gdy zostały na lewym skrzydle okrążone, przystąpiły do odwrotu. Delmas przybył dopiero około południa do obozu pod Buttapietra, którą Moreau opuścił o godzinie 6 rano. Zaledwie tam dotarł, a już został zaatakowany przez dywizję rezerwy, angażując w walce wszystkie swoje oddziały; z trudem, ale udało mu się utrzymać swoje pozycje. Serurier został wyparty z Villafranca, ale odbił ją ponownie i utrzymał. Noc położyła koniec walce. Moreau i Serurier byli zwycięzcami, Delmas ani zwycięzcą ani pokonanym; dywizje Montricharda i Greniera, tworzące prawe skrzydło, zostały odrzucone i wycofały się na odległość kilku godzin marszu. Scherer uznał się za pokonanego i nakazał generałowi Moreau odwrót. 7 kwietnia przeniósł swoją kwaterę do Roverbella. 8 kwietnia przekroczył pod Goito Mincio i wysłał 5 600 ludzi dla wzmocnienia garnizonu Mantui.

Austriacy, widząc odwrót Francuzów przekonali się o swoim zwycięstwie, powstrzymując się jednak od pościgu. Zbliżyli się ostrożnym marszem do Mincio, zablokowali Pescarę i Mantuę i wysłali jedynie lekkie oddziały nad Oglio.

16 kwietnia armia francuska przekroczyła Addę; kwaterę główną przeniesiono do Lodi. Ariergarda pozostała w Cremonie, gdzie została 20 kwietnia gwałtownie zaatakowana; następnego dnia wycofała się ona na prawy brzeg Addy.

17 kwietnia do Werony przybył pierwsze oddziały rosyjskie. Suworow objął ogólne dowództwo i polecił swojemu poprzednikowi, feldmarszałkowi Kray na czele 25 000 ludzi rozpoczęcie oblężenia Peschiery i Mantui. Generała Klenau posłał na czele 9 000 ludzi do zablokowania cytadeli Ferrary i obserwowania papieskich legacji; sam na czele 60 000 pomaszerował przeciwko Brescii. Miasto broniło się przez 24 godziny; licząca 1 200 ludzi francuska załoga dostała się do niewoli. Bergamo, które posiadało równie liczną załogę otworzyło swoje bramy 23 kwietnia. 25 tego miesiąca austriacko-rosyjska kwatera główna przybyła do Treviglio, 7 kilometrów od Cassano na trakcie z Mediolanu do Brescii na lewym brzegu Addy.

Scherer oddał naczelne dowództwo armii francuskiej i odjechał do Paryża. Zastąpił  go generał Moreau. 

 

  VI.

Armii Italii, po objęciu jej dowództwa przez Moreau, stała za Addą. Ustawił on ją  w następujący sposób: kwatera główna w Inzago na drodze z Cassano do Mediolanu; Serurier z główną częścią 2 dywizji jako lewe skrzydło obrony Addy na odcinku 25 kilometrów, pomiędzy Lecco i Trezzo; Grenier i Victor w centrum do obrony Ritorto i mostu w Cassano; Delmas na prawym skrzydle od Lodi do Padu. Te 3 korpusy liczyły 35 000 ludzi. Armia mogła zostać wzmocniona oddziałami Walteliny, dywizją toskańską oraz różnymi oddziałami z Piemontu, co podwyższyłoby jej stan do 50 000; Moreau miał nadzieję zgromadzenia wszystkich swoich oddziałów nad Addą. Poza tym 20 000 ludzi znajdowało się jako załogi we wszystkich, w międzyczasie okrążonych, twierdzach: Peschiera, Mantua, Ferrara, fort Urbano i Pizzighettone. Cytadele Turynu, Corni, Alessandrii, Tortony, Gavi i Genui obsadzono odziałami przybyłymi z Francji. 

Dowodzona osobiście przez Suworowa armia podzielona była na 4 korpusy: korpus prawego skrzydła, składający się z dywizji Rosenberga i Wukassowicza maszerował przeciwko Lecco; drugi korpus, utworzony z dywizji Otta i Zopha, skierował się przeciwko Cassano i Lodi; dywizje Hohenzollerna i Keima, tworzące lewe skrzydło, pomaszerowały nad dolną Addę i stanęły naprzeciw Pizzighettone. 26 kwietnia awangarda dywizji Rosenberga zdobyła szturmem położone na lewym brzegu Addy miasteczko Lecco. Następnej nocy zaskoczyła ona posterunki na drugim brzegu i utworzyła przyczółek mostowy. Kwatermistrz generalny armii Chasteler, maszerujący z korpusem Otta, przybył do Trezzo, przebył niespodziewanie rzekę i kazał wybudować most pływający. 28 kwietnia o świcie zaatakował posterunki dywizji Seruriera i wyparł je za Pozzo. Na pomoc dywizji Seruriera pośpieszyły dywizja Greniera oraz brygada Victora i zaatakowały nieprzyjaciela; potyczka była bardzo zacięta; austriacka dywizja została odparta i zmuszona do wycofania się za Pozzo. Austriacy znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie, ale przybyła na pomoc dywizja Zopha wznowiła walkę, odbiła Pozzo i zmusiła Francuzów do odwrotu; w tym samym czasie Rosenberg przeszedł przez most koło Brivio, zaatakował generała Seruriera i wyparł za Vaprio. Stary Serurier dzielnie się bronił; ale gdy zorientował się, że został okrążony ze wszystkich stron przez dywizje, które przeszły koło Trezzo, poczuł się zmuszonym do kapitulacji i złożył broń. Melas napotkał pod Cassano tylko słaby opór; zajął przez zaskoczenie most, mimo, że był on wykonany z drewna, czyli mógł zostać łatwo zniszczonym i tego samego wieczoru przeniósł swoją kwaterę do Gorgonzola.

Wynikiem walk tego dnia, nazwanych bitwą pod Cassano, dla armii francuskiej była strata 6-7 000 ludzi, w tym 5 000 wziętych do niewoli. Austriacy zdobyli prawie 100 armat i dużo bagaży.

W nocy z 27 na 28 kwietnia Moreau rozpoczął odwrót 3 kolumnami. Prawe skrzydło przekroczyło pod Piacenzą Pad, centrum pomaszerowało w kierunku Pavii, lewe skrzydło do Novary, gdzie 2 maja dotarła też kwatera główna. Wszystkie urzędy Republiki Cisalpińskiej, urzędnicy i mnóstwo sprzyjających Francuzom mieszkańców podążyło śladem armii. 

28 kwietnia Suworow uroczyście wkroczył do Mediolanu; 4 maja przeniósł swoją kwaterą  główną do Pavii. Moreau kontynuował swój odwrót z Novary do Turynu. Tam zmienił jednak swoją decyzję i pomaszerował  lewym brzegiem w dół Padu do Alessandrii, skąd miał nadzieję osiągnąć Novi i osłonić Genuę. Ale nieprzyjaciel uprzedził go, 9 maja Suworow przeniósł swoją kwaterę główną do Voghery i zablokował cytadelę Tortony, 10-tego rozbił obóz na polach Marengo i wysłał austriacką dywizję Karaczaya w kierunku Novi i Gavi. Rosyjskiej dywizji Czubarowa polecił przejść przy ujściu Tanaro na prawy brzeg Padu i pomaszerować stamtąd w kierunku Alessandrii. Grenier i Victor zaatakowali go i po zażartej potyczce wepchnęli w nurty rzeki. 2/3 dywizji wraz z jej dowódcą zginęła; 2 000 żołnierzy złożyło broń.

W tym samym czasie korpus Rosenberga manewrował na lewym brzegu Padu. 16 maja Suworow zwinął swój obóz i pełen niecierpliwości przekroczył Pad, by przenieść teren walk na lewy brzeg rzeki, oswobodzić Turyn i zapewnić sobie bezpieczne pozycje. Moreau opuścił Alessandrię, wyparł stojące na nizinie Marengo fortpoczty, zaatakował koło Garofolli Lusignana i Bagrationa, przysparzając im spore straty. Wieczorem powrócił do swojego obozu, który jednak 19 maja zwinął, by pomaszerować przez Asti i Cherasco do Coni; przybył tam 22 maja. Suworow wkroczył 27 maja do Turynu i zablokował broniącego cytadelę generała Fiorella. Moreau odpoczywał przez kilka dni w Coni; był odcięty od Genui i Armii Neapolu. Gdy rozpoznał, jak niekorzystna jest jego pozycja, opuścił Włochy, przekroczył Alpy przez przełęcz Tenda, wysłał swoje bagaże i większą część artylerii traktem przez Sospel do Nicei i dotarł nadbrzeżną górską drogą do Genui; zły stan dróg bardzo opóźnił jego marsz. To błędne posunięcie miało fatalne skutki; to ono było rzeczywistą przyczyną katastrofy nad Trebbią.  

 

Z powodu letnich upałów, szybkich marszów i wysiłku włożonego w prace oblężnicze armie koalicji doznały dużych strat; ponadto były one rozsiane na dużym obszarze, musiały bowiem blokować Mantuę, Ferrarę, Mediolan, Tortonę, Alessandrię i inne miejsca. 6 czerwca do Włoch przybyli przez przełęcz Św. Gotharda na czele silnych dywizji Bellegarde i Hadick i pomaszerowali przez Mediolan do Tortony. Te posiłki wyrównały straty odniesione we Włoszech przez armie obu cesarstw; ich sytuacja poprawiła się jeszcze po upadku twierdzy Pizzighettone oraz cytadel w Mediolanie i Ferrarze, które skapitulowały 24 maja. W wyniku tego rosyjski głównodowodzący mógł posłać za Pad dywizje Otta i Hohenzollerna, by po dojściu do zboczy Apeninów obserwowały Armię Neapolu. Kray, który już rozpoczął gromadzić swój sprzęt oblężniczy pod Mantuą, przeniósł go do Legnago. Pozostawiając pod Mantuą 9 000 ludzi pod dowództwem Saint-Juliena, pomaszerował na czele reszty swojego korpusu do Borgoforte. Armia Neapolu dotarła do Apeninów i zagrażała przyjściem z pomocą Mantui. 

  VII.

Macdonald na czele Armii Neapolu opuścił 2 maja obóz pod Casertą; 29 maja przybył  do Florencji i wkrótce zjednoczył się w Sarzana z Armią Italii. Przejął równocześnie dowództwo dowodzonej w Bolonii przez generała Montricharda dywizji oraz dywizji toskańskiej generała Gaultiera. Niecierpliwie czekał na rozkazy głównodowodzącego obu armii, generała Moreau; ten jednak dał się odciąć od Genui i znajdował się wtedy oddalony o 220 kilometrów, zepchnięty w przeciwnym kierunku do Coni. W wyniku tego Macdonald otrzymał dopiero 6 czerwca nowe rozkazy. Dwa dni później, 8 czerwca, opuścił swój obóz w San Pellegrino, przekroczył Apeniny i wkroczył do doliny Padu, by dotrzeć do Tortony, miejsca wyznaczonego na spotkanie obu armii przez generała Moreau, który przez Borghettę dotrzeć tam miał z Armią Italii. Prawe skrzydło armii Macdonalda tworzyły dywizje Montricharda i Rusca, centrum dywizje generałów Oliver i Salm, a lewe skrzydło dywizje Dąbrowskiego i Victora. 12 czerwca zaatakował on w Modenie dywizje Hohenzollerna i Klenaua, rozbił je i zadał wielkie straty; jego oddziały dokonały w mieście sporych grabieży. Niedobitki obu austriackich dywizji wycofały się w kierunku Mantui i Ferrary. 14 czerwca Victor dotarł do Parmy, 15-tego do Piacenzy. Dywizja Otta wycofała się przed nim; Victor otoczył cytadelę, 15-tego i 16-tego odpoczywał, a 17-tego wysłał swoją awangardę przeciwko zamkowi San Giovanni; napotkał tam, wzmocnionego korpusem Melasa, generała Otta, który po zaciętej potyczce zmuszony został do wycofania się za Tidone. Cała armia pospieszyła swojej awangardzie na pomoc; walka trwała aż do późnej nocy.

W tym samym czasie Suworow stacjonował spokojnie w Turynie; jego dywizje były rozsiane po różnych dolinach alpejskich; porażka pod Modeną i naglące wezwania Kraya, obawiającego się przybycia pod Mantuę odsieczy, w końcu obudziły go z jego bezczynności. Wyruszył 14 czerwca na czele 3 rosyjskich dywizji i dotarł 17-tego równocześnie z Melasem do zamku San Giovanni. Po połączeniu z oddziałami Otta dysponował armią liczącą 50 000 ludzi. 18 czerwca o godzinie 5 po południu zaatakował 5 kolumnami Armię Neapolu; zażarta walka trwała aż do nocy; Francuzi zostali odrzuceni i zebrali się na prawym brzegu Trebbii. 19-tego do ataku przystąpił Macdonald; przekroczył 3 kolumnami rzekę i odniósł początkowo kilka sukcesów, które jednak nie przyniosły żadnych korzyści; Macdonald przegrał bitwę. W przeciągu nocy wycofał się do Piacenzy, gdzie pozostawił 4 000 rannych, kontynuując o świcie odwrót do Toskanii. Suworow ścigał go przez 4 dni, ale 23 czerwca w Firenzuola otrzymał wiadomość o manerwrach Moreau nad Scrivią; zaniepokojony tym; pozostawił pościg pobitej armii generałowi Otto i pomaszerował na pomoc generałowi Bellegarde. 

Moreau dotarł 20 czerwca na czele 30 000 ludzi pod Tortonę, wymusił przerwanie oblężenia i wyparł korpus Bellegarde'a w kierunku Alessandrii. Dywizję Lapoype posłał doliną Trebbii w kierunku Bobbio; przeciwmarsz Suworowa i niekorzystny wynik bitwy nad Trebbią skłoniły go jednak do przekroczenia Bocchetty bez osiągnięcia żadnych znaczących korzyści. Generałowie Victor i Lapoype zajęli stanowiska na zboczach Apeninów. Macdonald zajął ponownie swoje stare stanowiska koło Pistoja i Lucca. Już wkrótce opuścił Toskanię i pomaszerował nadmorską drogą do Genui; swoją artylerię polecił zaokrętować. 2 sierpnia dotarł do Genui, tracąc od czasu bitwy nad Trebbią w potyczkach i długich marszach dalsze 7-8 000 ludzi. 

  VII.

Uwagi o planach kampanii w Niemczech i Włoszech.

I.

1. Uwagi ogólne: rząd francuski rozkazał, by jego armie, zarówno w Niemczech, jak i we Włoszech, przeszły do ataku. Ale w Niemczech należało zachować się  defensywnie; nie można było bowiem zebrać tam żadnych sił, które przewyższałyby siły nieprzyjaciela. Na wszelki wypadek należało z Armii Dunaju, Helwecji i Dolnego Renu utworzyć jedną armię. Armia Dolnego Renu składała się jedynie z trzecich batalionów; nazywanie jej armią było złudne, bo owe trzecie bataliony nie były przygotowane do walki, a poza tym stanowiły załogi twierdz i slużyły do uzupełniania walczących w polu batalionów. We Francji stacjonowały liczne stare pułki; część z nich należało od pierwszego momentu wysłać do armii; gdyby natychmiast zjednoczono 40 000 ludzi Armii Dunaju i Armii Helwecji, wystarczyłoby to do zabezpieczenia posiadania Szwajcarii, a poza tym pozwoliłoby na utrzymanie na prawym brzegu Renu pomiędzy Schaffhausen i Stein kilku umocnionych obozów.

2. We Włoszech należało przejść do ofensywy, bo siły francuskie na półwyspie były zdecydowanie silniejsze od nieprzyjaciela, a ponadto ważnym było przegonienie Austriaków z pozycji nad Adygą przed przybyciem Rosjan. Ale taki atak należało przeprowadzić wszystkimi dostępnymi siłami. Scherer zaatakował na czele 60 000 ludzi; kilka dni wcześniej osłabił się o 14 000, wysyłając je do Toskanii i Walteliny. Rezultat bitwy, która mogła mieć miejsce nad Adygą, musiał mieć wpływ na los Walteliny i Toskanii, podczas gdy wydarzenia w tych prowincjach nie miały żadnego wpływu na sukces w bitwie.

Należało ponadto ściągnąć, liczącą 30 000 ludzi, Armię Neapolu. Od tego momentu armia francuska znacznie górowałaby nad nieprzyjacielem; pobiłaby armię  austriacką i wyparła z wielkimi stratami za Piave. Scherer zająłby Legnago, co doprowadziłoby do zagłady korpusu Suworowa; byłoby to o tyle istotne, że przywróciłoby carowi rozsądek. Działanie, nie wynikające z prawdziwego interesu, lecz podyktowane kaprysem, nie może być kontynuowane w obliczu katastrofy.

Los Republiki Partenopejskiej nie mógł w pierwszej linii decydować o planach kampanii; jej egzystencja uzależniona była w głównej mierze od zwycięstw armii francuskiej nad Adygą. Nawiasem mówiąc, armia Republiki Partenopejskiej liczyła już 14-15 000 ludzi; można było zatrzymać kilka batalionów cisalpińskich i rzymskich; w ten sposób można było Neapol albo przynajmniej forty i twierdze obronić tak długo, jak długo Francuzi utrzymaliby panowanie nad północnymi Włochami. Dopiero 3 miesiące po porażce Scherera nad Adygą udało się kardynałowi Ruffo zebrać jego chłopską armię i pojawić się pod Neapolem; by zdobyć twierdze, potrzebowałby jeszcze kilka miesięcy.

Gdyby zrealizowano ten plan, druga koalicja szybko zakończyłaby swoje istnienie. 

Uwaga pierwsza: Massena

1. Pierwszy atak Masseny na Feldkirch był oczywisty, pozostałe pięć były zbyteczne. Posiadanie tej pozycji nie było niezbędne dla obrony Szwajcarii, a jeszcze mniej do zapewnienia połączenia się Armii Helwecji i Dunaju; to połączenie mogło nastąpić całkiem naturalnie przez Stein i Schaffhausen. Już 11 marca Massena powinien był przekroczyć ze swoim centrum i lewym skrzydłem Ren i pomaszerować przeciwko arcyksięciu. Dla utrzymania Szwajcarii wystarczyłoby prawe skrzydło generała Lecourbe. Francuzi odnieśliby pod Stockach zwycięstwo, gdyby mieli tam 70 000 zamiast

40 000 ludzi.  

II.

Przejście przez generała Lecourbe przełęczy Splügen i wszystkie operacje, które miały miejsce w Engadinie i Waltelinie były bez sensu. Dla prawego skrzydła nie było lepszej pozycji niż Święty Gothard i Splügen. Czyżby zamierzano opanować Tyrol? Nie osiągnięto by tego z 15 000 ludźmi, czyli z jedną jedyną dywizją, podczas gdy inne dywizje armii stały 130 kilometrów z tyłu i oddzielone były wysokimi górami. Gdyby Lecourbe na swoje nieszczęście rzeczywiście osiągnął Innsbruck, zostały okrążony. Wojnę w Engadinie wymyślili w Paryżu ludzie bez doświadczenia, którzy o sztuce wojennej mieli tylko mgliste pojęcie. Górzyste kraje są uzależnione od nizin, skąd czerpią swoją żywność; one same mają jedynie wpływ na niziny, o ile te położone są w zasięgu ich armat. Granice państw tworzone są przez niziny albo przez wzniesienia lub góry. Jeżeli jakaś armia chce przekroczyć takie regiony graniczne, postąpi właściwie prowadząc swoje linie operacyjne przez niziny, gdy przewyższa przeciwnika ilością kawalerii; jeżeli kawaleria armii jest słabsza niż nieprzyjaciela, atakująca armia powinna przedkładać wyżyny; tereny górzyste należy w każdych warunkach obchodzić. Linia operacyjna nie powinna przebiegać przez teren górzysty z następujących powodów:

1. nie można tam żyć.

2. na każdym kroku napotyka się przłęcze, które trzeba zabezpieczyć umocnieniami.

3. marsze są trudne i powolne.

4. całe kolumny dzielnych żołnierzy mogą być zatrzymane, pokonane i rozbite przez oderwanych od pługa obdartych chłopów.

5. zasady wojny górskiej nakazują nigdy nie atakować; nawet jeżeli chce się taki kraj zdobyć, można to uczynić przez zajęcie pozycji, które nie pozostawią broniącego kraju nieprzyjacielowi innego wyboru, niż zaatakować lub wycofać się.

6. linia operacyjna musi równocześnie być linią odwrotu, ale jak można wycofać  się przez przełęcze i wąwozy? 

Zdarzyło się,  że wielkie armie, nie mając innego wyjścia, przekraczały pasma górskie, by dotrzeć do urodzajnych równin. I tak, by dotrzeć do Włoch, koniecznym jest przekroczenie Alp. Ale przebycie niedostępnych gór, by ponownie stanąć pośrodku przepaści i skał, świadomość, że jeszcze przez długi czas napotka się takie same przeszkody, których pokonanie wymagać będzie równie wielkiego wysiłku; już na wstępie nowego marszu mieć niepokojące poczucie istnienia za plecami tak wielu niebezpiecznych miejsc; to wszystko wymaga ponadnaturalnego wysiłku. Gdy z dnia na dzień wzrasta niebezpieczeństwo śmierci głodowej - oznacza świadomie szukać niebezpieczeństwa i walczyć z tytanami.

To zaprzeczenie sensu i rozsądku, niezgodne ponadto z istotą sztuki wojennej. Wasz nieprzyjaciel posiada wielkie miasta, bogate prowincje, stolicę, którą  musi chronić - muaszerujcie więc tam przez niziny!

Sztuka wojenna jest sztuką nieskomplikowaną, w której wszystko zależy od wykonania; nie ma w niej niczego nieokreślonego, zawsze decyduje tylko zdrowy rozsądek, nie ma w niej żadnej ideologii. 

Uwaga druga: Jourdan

1. Jourdan dowodził  Armiami Dunaju, Helwecji i Dolnego Renu; ale te armie miały swoich dowódców, którzy utrzymywali bezpośrednią korespondencję z ministrem wojny. W rzeczywistości Jourdan nie był zatem głównodowodzącym. Wzdłuż całej granicy należało ustawić tylko jedną jedyną armię, złożoną z 5 lub 6 korpusów, każdy w sile 15-18 000 ludzi.

2. Jourdan wydał  bitwę pod Stockach bez żadnego konkretnego powodu; twierdził,  że polecono mu wydanie bitwy. Ale każdy dowódca może tylko wtedy zdecydować się na bitwę, gdy ma nadzieję na zwycięstwo. Jaką nadzieję mógł mieć występując z 40 000 ludzi przeciwko 65 000? I nawet gdyby odniósł zwycięstwo, co by mu ono dało? Czy mógłby na czele tak słabej armii pomaszerować nad Iller, przekroczyć Lech i wkroczyć do Bawarii? Co zrobiłby, gdyby bitwa nie została przegrana? Podczas bitwy trzymał swoje dywizje za daleko od siebie oddalone; pole bitwy było 3 razy większe, niż powinno być.

3. Jorudan wycofał  się nad Ren; powinien był pomaszerować do Szwajcarii. Był słabszy liczebnie, pobity i nie miał na lewym brzegu Dunaju żadnego żołnierza, gdyż Armia Dolnego Renu istniała jedynie na papierze; nie mógł więc żywić żadnej nadziei na utrzymanie się na wyjściach ze Schwarzwaldu. 

Uwaga trzecia: arcyksiążę  Karol

Zaatakowanie przez arcyksięcia Szwajcarii i zaangażowanie w wojnę w górach, zniweczyło korzyści, które zdobył na różnych polach bitew. Szwajcaria oferuje na każdym kroku mocne pozycje i linie obronne. Do prowadzenia tego rodzaju wojny Francuz jest bardziej predystynowany niż Niemiec. Arcyksiążę Karol musiał kierować się zasadą, że tereny górzyste należy obejść, a nie przez nie maszerować.

Gdyby po bitwie pod Stockach pomaszerował nad Dolny Ren i zagroził bezpośrednio Republice, a w szczególności wcześniejszym prowincjom austriackim, zmusiłby Massenę do oddania Szwajcarii i podążeniu jego śladem. Tym samym postąpiłbym zgodnie z regułami i zostałby nagrodzony sukcesami. Przywołanie do siebie przed bitwą pod Stockach generała Hotze i zastąpienie go przez Bellegarde'a odpowiadało zasadom sztuki wojennej; w tym manewrze rozpoznać można wodza z 1796 roku. 

Uwaga czwarta: Scherer

1. Armia Italii powinna była rozpocząć działania wojenne w tym samym dniu, co Armia Helwecji, czyli 5 marca. Nie wolno było jej osłabiać wysłaniem 14 000 ludzi do Toskanii i Walteliny. Los Florencji, Livorno, Chiavenny, Bormio zależny był od bitwy, która wydana powinna być nad Adygą; ale sytuacja w tych miastach nie miała wpływu na rezultat tej bitwy. Ponieważ Scherer równocześnie miał dowództwo nad Armię Neapolu, powinien był ściągnąć ją do siebie, by móc zaatakować wroga siłami liczącymi 100 000 ludzi; również losy Neapolu powinny były rozstrzygnąć się nad Adygą, bo zajęcie tego królestwa na południu nie mogło mieć żadnego wpływu na wyniki bitwy, która musiała odbyć się nad brzegami Adygi.

2. Scherer zaatakował  26 marca 54 000 Austriaków na czele 60 000 Francuzów; morale jego oddziałów tak znacznie przewyższało nieprzyjaciela, że musiałby ich pobić, nawet gdyby ich siły liczyły 80 000 ludzi.

3. Wysłanie dywizji Montricharda przeciwko Legnago musiało skończyć się jej wybiciem kartaczami pod murami twierdzy; powinna była ona stać pod wałami Werony, u boku pozostałych dwóch dywizji, dowodzonych przez Moreau. Dywizja Seruriera nie miała pod Rivoli i u podnóża Monte Baldo nic do szukania; było bowiem oczywiste, że nieprzyjaciel, który zajmował umocnione obozy koło Pol i Pastrengo, kierował swoją linię operacyjną w kierunku Werony i utrzymywał połączenie z Tyrolem na lewym brzegu Adygi, gdzie znajdował się trakt, podczas gdy na prawym brzegu znajdowały się jedynie wąskie ścieżki. Również Serurier powinien był stać pod Weroną, jako 4 dywizja podległa generałowi Moreau. Generałowie Grenier i Delmas o godzinie 10 rano zdobyli szturmem austriacki obóz na prawym brzegu Adygi; o godzinie 5 po południu powinny one były znaleźć się obok pozostałych czterech dywizji pod Weroną. Pod Rivoli oraz pod Pol i Pastrengo wystarczyłoby kilka szwadronów i batalionów. Gdy tylko armia zostałaby skupiona pod Weroną, gdy oddziały przeciwnika były rozproszone na zagrożonych pozycjach, należało zbudować 3 mosty na Adydze i postawić do ich obrony 100 armat; 28 marca o świcie cała armia francuska powinna była wszystkimi swoimi siłami, aż do ostatniej brygady, zaatakować i pobić nieprzyjaciela pod San Martino, podążyć 30 marca jego śladem aż za Caltiero i wyprzeć za Piave. 30 marca należało zablokować Legnago, a 2 kwietnia otworzyć przekopy na lewym i prawym brzegu; 15 kwietnia twierdza musiałaby zostać zdobyta.

4. Przejście 31 marca przez dywizję Seruriera na lewy brzeg Adygi powyżej Werony przyniosłoby jedynie efekty, gdyby było wspierane przez całą armię. Pozostawiona samej sobie skazana była na zgubę. Ale z brzegów górnej Adygi nie prowadzi ani jedna droga do wzniesień Werony. Znajdują się tam jedynie górskie ścieżki, niedostępne dla artylerii; o tym wiedział każdy żołnierz, który stacjonowała w garnizonie Werony w latach 1796 i 1797; dlaczego nie wiedział o tym głównodowodzący?

5. Wszystkie marsze i kontrmarsze dokonane przez armie nad dolną Adygą, przez rzeki, bagna i błotniste pola nie mogły przynieść innego efektu, jak zniszczenie i całkowitą demoralizację armii. Jeżeli francuski głównodowodzący chciał przekroczyć Adygę, powinien był skoncentrować armię w jednym suchym punkcie, na przykład pod Villafranca, powinien był zająć przez zaskoczenie przejścia, a następnie w największym pośpiechu podążyć do do swoich mostów. W bitwie pod Magnano (5 kwietnia 1799 roku - przyp. tłum.). Scherer działał bez planu. Gdyby nawet udało mu się zepchnąć nieprzyjaciela na lewy brzeg Adygi, nie przyniosłoby to i tak żadnego efektu, bo pociąg mostowy był oddalony o 2 dni marszu. Jako, że wynik bitwy pod Magnano był wątpliwy, nie należało oddawać linii Mincio; Scherer powinien był tam się umocnić i poczekać na swoje posiłki.

6. Jeżeli chciał  oddać Mincio, powinien był wycofać się do Serraglio i założyć przyczółki mostowe nad Padem i Fossa Malstra. (Serraglio to nazwa okolicy pomiędzy rzeką Mincio, Mantuą, Padem i Fossa Maestra, kanałem łączącym mantuańskie jezioro z Padem, do którego uchodzi w okolicy Borgoforte. Jest to zatem położona w głębi lądu wyspa-trójkąt o powierzchni 100-120 kilometrów kwadratowych-przyp. tłum.). W marcu, kwietniu i maju oraz w pierwszej połowie czerwca powietrze w Serraglio nie jest niezdrowe; okres febry rozpoczyna się dopiero pod koniec czerwca. W tym potężnie umocnionym obozie otrzymałby on przed 20 kwietnia posiłki w sile 25 000 ludzi z Bolonii, Toskanii, Ankony, Republiki Cisalpińskiej i Piemontu, kolejne 25 000 ludzi w pierwszych dniach maja dzięki połączeniu z Armią Neapolu. Gdyby 25 kwietnia, w momencie dotarcia nad Adygę armii rosyjskiej, Scherer uznał, że nie jest w stanie utrzymać się dłużej w Serraglio, mógłby przekroczyć Pad i pomaszerować naprzeciw Armii Neapolu i, po zjednoczeniu się z nią, zwrócić się ponownie w kierunku nieprzyjaciela.

7. Scherer nie powinien był w trakcie swojego odwrotu pozostawić 2 500 ludzi w cytadelach Brescii i Bergamo; te cytadele zostały już dawno zniszczone. Na ich ruinach można zbudować umocnienia, które mogły oprzeć  się najwyżej kawalerii albo bandom chłopskim.

8. Schererowi nie brakowało ani odwagi ani rozsądku, ale chyba siły charakteru; mówił o wojnie w śmiałych, ale niejasnych zdaniach; nie nadawał się  na głównodowodzącego. Człowiek wojny musi być równocześnie rozsądnym i o silnym charakterze; ludzie, których cechuje duży rozsądek, ale są słabego charakteru, nie nadają się na wojnę; są jak statek, którego omasztowanie nie stoi w żadnym stosunku do balastu; dla dowódcy lepszym jest posiadanie dużej siły charakteru i mniej rozsądku. Ludzie, obdarzeni tylko w przeciętnym stopniu rozsądkiem, stojącym jednak w odpowiednim stosunku do siły charakteru, często odnoszą w tym zawodzie sukces. Ludzie o wielkiej mądrości i równie wielkiej sile charakteru to Cezar, Hannibal, Turenne, książę Eugeniusz i Fryderyk (Napoleon wspomina w tym miejscu słynnego wodza armii austriackiej, księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, 1663-1736 oraz króla Prus, Fryderyka Wielkiego, 1712-1786 - przyp. tłum.).  

Uwaga piąta: Moreau

Generał Moreau, dowodzący udanie pod rozkazami Scherera jedną lub dwoma dywizjami, dowodził w bitwie pod Cassano (28 kwietnia 1799 roku - przyp. tłum.) i odniósł porażkę. Pozwolił na okrążenie obu dywizji Seruriera, co zmusiło je do złożenia broni. - Wycofał się za Ticino, powinien był jednak przejść pod Piacenzą na prawy brzeg Padu, by pozostać w kontakcie z Armią Neapolu; po zjednoczeniu z tą armią mógłby odbić Włochy. Odwrót należy zawsze dokonywać w tym kierunku, gdzie spodziewać się można posiłków. - Znad Ticino pomaszerował do Turynu i umożliwił Suworowowi zajęcie Bocchetty i odcięcie go od Armii Neapolu. - Niezdecydowanie Suworowa dało mu czas na zawrócenie; pomaszerował prawym brzegiem Padu z Turynu do Alessandrii, po kilku dniach skierował się do Coni, zamiast osłaniać Genuę i połączyć się ze znajdującą się już w Toskanii Armii Neapolu. Gdy dotarł on 24 maja do Coni, Armia Neapolu wkroczyła do Florencji i Sarzana i nawiązała łączność z Genuą; już wtedy można było dokonać połączenia obu armii, gdyby Moreau fałszywym posunięciem w kierunku Coni nie oddalił się o 40 godzin marszu; miało to fatalne skutki. - Z Coni przekroczył przez przełęcz Tenda Wysokie Alpy i pomaszerował okropnymi drogami do Genui, rozstając się ze swoją artylerią, którą wysłał traktem przez Sospel do Nicei. Generałowi Macdonaldowi posłał rozkaz przekroczenia Apeninów i pomaszerowania doliną Padu do Tortony, gdzie wyznaczył miejsca spotkania. - Podczas gdy Armia Neapolu wykonywała ten niebezpieczny i zaprzeczający wszystkim regułom sztuki wojennej marsz, przekroczył na czele 30 000 ludzi przełęcz Bocchetta, ale uczynił to za późno; bitwa nad Trebbią rozstrzygnęła już o losie Armii Neapolu. Moreau powinien był przekroczyć Bobbio i połączyć się z Macdonaldem przed bitwą. Te obie armie liczyły łącznie 75 000 ludzi; odzyskałby z powrotem Włochy, gdyby dowodzone były przez zdolnego generała. 

Uwaga szósta: Macdonald

1. Macdonald powinien był wyruszyć z Neapolu 15 kwietnia, dzień po otrzymaniu rozkazu Scherera z dnia 8 kwietnia; dotarłby w ten sposób na czas do doliny Padu, by osłonić dolinę Addy. Ale swój  obóz pod Casertą opuścił dopiero 2 maja, stracił więc więcej niż 2 tygodnie znajdując się w bardzo krytycznej sytuacji. Po dotarciu 24 maja do Florencji miał tylko jedno wyjście, a mianowicie pomaszerować wraz ze swoją artylerią i wozami transportowymi do La Spezia i połączyć się za Apeninami z Moreau. Spezia jest oddalona od Genui jedynie o 90 kilometrów. Połączone w pierwszych dniach czerwca armie liczyłyby 75 000 ludzi i po przejściu przez przełęcz Bocchetta zmusiły nieprzyjaciela do przerwania oblężeń Tortony, Alessandrii i Turynu i przeniosłyby działania wojenne pod mury Mantui. Według zasad sztuki wojennej inny plan kampanii był nierealny; każda inne działanie skazane było na niepowodzenie. Mogą odezwać się głosy, że droga z La Spezia do Genui nie jest przejezdna dla artylerii. Artyleria Armii Neapolu składała się z 40 dział; wśród nich było tylko 8 armat 12-funtowych. Haubice i 4-funtowe działa można było przetransportować drogą lądową albo w wydrążonych pniach drzew, które można było na najgorszych drogach ciągnąć albo użyć w trudnych miejscach dźwigni. Amunicję można było przetransportować na grzbietach koni artyleryjskich albo zarekwirowanych mułów. Muły w górach Ligurii można wszędzie znaleźć. We Florencji, Livorno, Sarzana, Spezia nie brakowało odpowiednich siodeł dla koni. Droga z La Spezia do Genui prowadzi przez cały czas przez wzniesienia wzdłuż wybrzeża; na całym odcinku nie ma żadnej góry, który byłby trudny do przebycia; artyleria mogła tę drogę łatwo przebyć; w 1800 roku pokonała ona przełęcz Św. Bernarda; w latach 1794 i 1795 armia maszerowała ze swoimi armatami z Nicei do Savony. W ostateczności można było załadować artylerię na statki, jak uczyniono to po bitwie nad Trebbią. Potrzebne do tego było jedynie kilka feluk, by dotrzeć po 2-dniowej podróży do Genui. W Livorno, Spezii itd. były setki takich statków. Floty angielskiej nie było wówczas na tamtejszych wodach, a nawet gdyby się tam znajdowała, nie byłaby w stanie zapobiec odbywającej się wzdłuż wybrzeża żegludze. Gdyby Macdonald stracił nawet swoje ciężkie armaty, nie miałoby to większego znaczenia, bo zachowałby swoje zaprzęgi; w twierdzy Genau w przeciągu 2 godzin zaopatrzyłby się w nowe armaty, gdyż znajdowała się tam, oprócz dział genueńskich, cała francuska artyleria, zgromadzona po ewakuacji Włoch; arsenały w Nicei, Antibes i Tulonie były również bogato zaopatrzone.

2. Szaleństwem było pomaszerowanie na czele złożonej z 40 000 ludzi armii 180 kilometrów doliną Padu z Bolonii aż do Novi; prawe skrzydło było całkowicie odsłonięte, a nieprzyjaciel zajmował lewy brzeg Padu, gdzie w wielu miejscach mógł zatrzymać armię francuską. Niezabezpieczone były ponadto drogi odwrotu, nieprzyjaciel mógł więc zaatakować armię od czoła, do tyłu i ze skrzydła. Jeżeli zdecydowano się na to ryzyko, należało maszerować gwałtownymi marszami do przodu i dotrzeć 28 maja do Modeny i 4 czerwca do Novi; wówczas Suworow nie miałby czasu na zebranie swojej armii. Zamiast tego generał Macdonald pozostał 14 dni we Florencji, nie ruszając się z miejsca, wskutek czego austriaccy generałowie byli doskonale poinformowali o burzy, która nadciągała w ich kierunku. Docierając 15 czerwca do Piacenzy pozostał tam bez powodu przez 2 dni, wskutek czego Suworow uzyskał wystarczająco dużo czasu by dotrzeć do Turynu. Niektórzy wojskowi twierdzili, że Macdonald powinien był przekroczyć Pad i pomaszerować do Serraglio; nei wiedzą oni jednak, że pobyt w lipcu w Serraglio jest niemożliwy; armia traciłaby dziennie po 500 ludzi; marsz wzdłuż lewego brzegu Padu utrudniają w znacznym stopniu rzeki Oglio, Adda i Ticino.

3. Oddziały francuskie wykazały się nad Trebbią odwagą i nieustraszonością  starych weteranów, którzy dumni byli ze zdobytych wcześniej we Włoszech i ponownie w Neapolu wieńców laurowych. Ale miejsce bitwy było  źle wybrane, operacje niewłaściwie prowadzone; Macdonald wyróżnił się jedynie odwagą. W trakcie bitwy prawe skrzydło armii francuskiej stało nad Padem, lewe u podnóża wzgórz, za jej plecami leżało miasto Piacenza, której cytadela zajęta była przez nieprzyjaciela. W przeciweństwie do pozycji francuskich prawe skrzydło Suworowa stało pod wzgórzami, lewe nad Padem, a za jego plecami leżała Tortona, gdzie stacjonował korpus Bellegarde'a. Miał zatem zapewniony odwrót w tył i na prawy brzeg Padu, nad którym panował.

Wielki wódz, który zdecydowałby się wydać bitwę przed połączeniem obu armii, pojawiłby się na prawym brzegu Tidone, ukryłby za kawalerią swoją właściwą linię bojową, pozorując skierowanie liniii operacjynej w kierunku Piacenzy, podczas gdy w rzeczywistości kierowałaby się ona w stronę Bobbio i Genui. Miałby tym samym swoje lewe skrzydło w okolicy Tortony, prawe w okolicy Piacenzy, równoległe do drogi z Piacenzy do San Giovanni i przecinał prostopadle drogę z Piacenzy przez Bobbio do Genui i mógł zepchnąć nieprzyjaciela do Padu. Wróg dokonywałby wielkich wysiłków na brzegu Padu, by osiągnąć drogę do Piacenzy, gdyż tkwiłby w przekonaniu, że tylko w ten sposób jest w stanie odnieść zwycięstwo; wszystkie te wysiłki prowadziłyby jedynie do jego zagłady, gdyż byłby zmuszony do odsłonięcia armii francuskiej swojego prawego skrzydła.

Odwrót armii powinien był kierować się na Bobbio; ta droga nadaje się  na odcinku 60 kilometrów aż do Ponte Rovegno dla artylerii. Po dotarciu do źródeł Trebbii armia znajdowałaby się jedynie o 3 godziny marszu od przełęczy Bocchetta; przekraczając górne Apeniny mogła natychmiast połączyć się z Armią Italii. Z pola bitwy nad Trebbią armia dotarłaby do Genui w ciągu 4 dni; przekraczając Apeniny nie straciłaby ani jednej godziny.

Odwrót Macdonalda przez Parmę, Modenę i Toskanię mógł doprowadzić do jego zagłady; na odcinku 180 kilometrów był narażony na okrążenie przez Hohenzollerna, Kraya i Klenaua, którzy znajdowali się za jego plecami, podczas gdy Suworow mógł mu odciąć odwrót w kierunku Genui i Toskanii; w ten sposób zmuszony byłby do zawrócenia w kierunku Rzymu, a jego powrót do Francji stałby się niemożliwy. Dotarł w końcu do Geunui, ale 30 dni za późno i ze stratami 8 000 ludzi; musiał pokonać wiele niebezpieczeństw, podczas gdy w przeciągu 4 dni mógł przez Apeniny połączyć się z prawym skrzydłem armii Moreau.  

Uwaga siódma: Suworow

1. Marszałek Suworow miał duszę, ale nie głowę wielkiego wodza. Był obdarzony silną wolą, wielką energią i bez wątpienia wielką  odwagą; ale nie pojmował nawet w najmniejszym stopniu sztuki prowadzenia wojny. Gdy Suworow dotarł nad Adygę, Kray utorował sobie już siłą drogę do Włoch; Mantua i Peschiera były okrążone, Scherer stał nad Addą, osłabiony stratami poniesionymi w 2 bitwach i pozostawieniem oddziałów w twierdzach Mantua, Peschiera, Brescia, Bergamo, Ferrara, forcie Urbano i Pizzighettone. Po odniesieniu takich strat Scherer nie mógł się już podnieść, groźny mógł być dopiero przez zjednoczenie się z Armią Neapolu. Suworow powinien był mieć na oku jedynie jeden cel: uniemożliwienie tego połączenia. A to właśnie było jedyne, o czym nie pomyślał; działał bez planu i wyrachowania.

2. Suworow posłał  generała Kraya, na czele 25 000 ludzi do oblężenia Mantui, a generała Klenaua z 9 000 ludzi pod Ferrarę, by zablokował tamtejszą cytadelę i obserwował prawy brzegu Padu. Ale właściwe oblężenie Mantui możliwe było dopiero po zlikwidowaniu zagrożenia ze strony Armii Neapolu. Dlatego Suworow powinien był zablokować twierdzę siłami liczącymi 10 000 ludzi, a Kraya na czele 25 000 posłać na południe, by zajął Bolonię, rozbroił patriotów włoskich na prawym brzegu Padu, wziął zakładników, wkroczył do Toskanii, by rozbić stojące w tamtej okolicy dywizje Montricharda i Gaultiera, zniszczył całkowicie połączenia Armii Neapolu z Armią Italii, zmuszając tym samym pierwszą do marszu w kierunku Rzymu, drugą w kierunku Genui. 25 000 Kraya marnowało czas w bagnach pod Mantuą i zapełniało szpitale. W obawie przed Armią Neapolu oblężenie było dwukrotnie przerywane. Dywizja Klenaua była za słaba. Zadowoliła się ona zablokowaniem cytadeli w Ferrarze, pozostawiając w rękach francuskich dywizji Montricharda i Gaultiera Romanię, Toskanię i przełęcze Apeninów. Łączność Armii Neapolu z Armią Italii nie była nawet na jeden dzień przerwana, a po przybyciu Macdonalda do Toskanii otrzymał on wzmocnienia w postaci oddziałów, które utrzymały swoje pozycje w legacjach papieskich i Toskanii.

3. O tym, że Suworow nic nie rozumiał z podstawowych zasad sztuki wojennej świadczą  następujące fakty: jego manewr z Mediolanu w kierunku Voghery był zły; próby wyparcia Francuzów z ich pozycji nad Tanaro były nieprzemyślane; u ujścia Tanaro do Padu wydał w ręce nieprzyjaciela wspaniałą rosyjską dywizję; wielkim jego błędem była zmiana planów i oddanie prawego brzegu Padu i pomaszerowanie przeciwko Turynowi i dolinom alpejskim; te wahania i niewłaściwe manewry kosztowały go stratę 30 dni, w czasie których Armia Neapolu dotarła w okolice Genui. Powinien był w ciągu 4 dni przemaszerować z Mediolanu do Voghery, wysłać Melasa na czele 30 000 ludzi w pościg za Moreau, a samemu pomaszerować z 20 000 ludzi w kierunku Genui, gdzie dotarłby najpóźniej 9 maja, by następnie połączyć się w Toskanii z generałem Krayem. Po zebraniu w ten sposób 45 000 ludzi, powinien był pomaszerować przeciwko armii Macdonalda, który nie posiadał nawet 30 000. W tym czasie Melas na czele 30 000 ludzi trzymałby pod wałami Turynu i w hrabstwie Nicea w szachu Moreau. 10 000 ludzi powinno było stać pod Mantuą, 5 000 pod cytadelą Mediolanu, 10 000 obserwować Alessandrię i Tortonę. W ten sposób użyłby właściwie swoje 100 000 ludzi. Krążąca przed Genuą flota angielska, oddałaby mu duże przysługi. Armia Neapolu zwróciłaby się prawdopodobnie w kierunku Rzymu; dla Francji byłaby stracona.

4. Po klęsce nad Trebbią  żaden żołnierz Macdonalda nie miał prawa dotrzeć do Francji; w ten sposób bitwa pod Novi nie odbyłaby się, a Włochy już wtedy byłyby zdobyte. Zamiast szybkim marszem przez Apeniny odciąć armię francuską pod Genuą, Suworow przerwał pościg w najważniejszym momencie, dzięki czemu Macdonald zdołał mu umknąć. 

 

T. V Roz. III. Wydarzenia militarne podczas ostatnich 6 miesięcy 1799 roku.

I. Plan kampanii jesiennej. - II. Operacje Armii Helwecji i Armii Dolnego Renu. Bitwa pod Zurychem (24 września 1799). - III. Angielsko-rosyjska ekspedycja w Holandii; Bitwa pod Bergen (19 września); Bitwa pod Egmond (2 października); Bitwa pod Castricum (8 października); Kapitulacja armii angielsko-rosyjskiej. - IV. Operacje Armii Italii i Armii Alp; Bitwa pod Novi (15 sierpnia); Bitwa pod Genolą (4 listopada). - V. Uwagi. 

  I.

Splendor, który przyniosły imieniu Rosji sukcesy Suworowa, pogłębił jeszcze bardziej nienawiść cara Pawła do Republiki. Wysłał on w pole kilka korpusów: 30 000 ludzi pod generałem Korsakowem pomaszerowało w kierunku Szwajcarii;

18 000, dowodzone przez generała Hermanna, zaokrętowało się w Revalu (obecnie Tallin - przyp.tłum.) na okręty floty angielskiej; 11 000 zostało posłanych dla wzmocnienia Suworowa do Włoch. Wskutek tego siły wystawione w tej kampanii przez Rosję wzrosły do 90 000 ludzi. Gorący klimat Lombardii był niebezpieczny dla Rosjan. Mieszanka różnych narodów w jednej i tej samej armii powodowała konflikty. Austriaccy generałowie nie byli zadowoleni z taktyki marszałka Suworowa, a jego dzikie obyczaje budziły w nich odrazę. Gabinety koalicji ustaliły, że działania prowadzić będą równocześnie 4 armie: jedna we Włoszech, złożona z Austriaków pod dowództwem generała Melasa; jedna w Szwajcarii, tworzona przez Rosjan, francuskich emigrantów i Szwajcarów, dowodzona przez marszałka Suworowa; kolejna nad dolnym Renem, złożona z Austriaków i oddziałów niemieckich dowodzona przez arcyksięcia; w końcu jedna w Holandii, składająca się z Anglików, Rosjan i zwolenników księcia Orańskiego, pod dowództwem księcia Yorku. Ta czwarta armia miała zająć Amsterdam i osadzić ponownie namiestnika (stadhouder), stamtąd wkroczyć do Belgii i połączyć się z armią Dolnego Renu.

Rząd francuski nie zniechęciły poniesione porażki, zrobił wszystko, by utworzyć nowe armie.

Najsilniejsza była Armia Helwecji; Massena otrzymywał rozkaz za rozkazem uprzedzenia przybycia Rosjan i zajęcia miasta Zurych. Do Armii Dolnego Renu przydzielono wszystkie lotne oddziały i oddano je pod dowództwo generała Mullera. Na stanowisko dowódcy Armii Italii powołano generała Jouberta, który zdaniem żołnierzy był tym człowiekiem, który pomści ostatnie katastrofy i przywróci piękne dni 1796 roku. Powołano też nową armię na granicy Delfinatu i oddano ją pod dowództwo generałowi Championnet, który zasłynął zwycięstwami w Rzymie i Neapolu.

 

II.

Massena, naciskany niecierpliwie z Paryża, by rozpocząć operacje, wykorzystał sytuację, zażądał i otrzymał nowe oddziały. 12 sierpnia rozpczęło działania jego prawe skrzydło w sile 25 000 ludzi dowodzone przez generała Lecourbe; stojące mu naprzeciw lewe skrzydło armii austriackiej liczyło jedynie 20 000 ludzi. Zostało ono też wkrótce, po stracie kilku tysięcy rannych, wielu sztandarów i armat, wyparte z kantonów Schwyz i Glarus. Te zacięte walki, które miały miejsce na najwyższych górach wyżyny szwajcarskiej, skierowały oczy całej Europy na generała Lecourbe. Massena pomaszerował na czele swojego centrum w kierunku Zurychu, który zaatakował 14 sierpnia; ale wały miasta wytrzymały jego atak. 17 sierpnia arcyksiążę podjął nieudaną próbę przerzucenia mostu przez Aar, obejścia lewego skrzydła armii francuskiej i wyparcia jej z najsilniejszej pozycji na Albisbergu. W tym czasie do Szwajcarii dotarła awangarda Rosjan Korsakowa i wkroczyła 19 sierpnia do Zurychu. 

Równocześnie do działania przystąpiła francuska Armia Dolnego Renu. Generał Muller opuścił 25 sierpnia swoją kwaterę główną w Mannheim i pomaszerował na czele 20 000 ludzi do Heidelbergu nad Neckarem; 2 września okrążył Philippsburg i po trwającym 5 dni i 5 nocy bombardowaniu zamienił wszystkie jego domy w ruiny. Gdy arcyksiążę spostrzegł, że posłane przez niego z Schaffhausen 8 batalionów jako wzmocnienie dla generała Sztaraya są niewystarczającą siłą dla osłonienia Niemiec oraz gdy dotarła do niego wieść o zaokrętowaniu, zgodnie z przyjętym przez gabinet planem kampanii, wojska przeznaczonego do wylądowania w Holandii, pozostawił w spokoju Armię Helwecji i pomaszerował nad dolny Ren. 4 września dotarł do Donaueschingen, 12. pod Philippsburg. Wskutek tego generał Muller zmuszony był przerwać oblężenie i wycofać się za Ren; w Mannheim pozostawił generała Laroche i 6 000 ludzi. Arcyksiążę zaatakował miasto, zajął szturmem i wziął do niewoli kilka tysięcy jeńców. 

Suworow oddał dowództwo armii koalicji we Włoszech. 14 września przybył na czele 20 000 Rosjan do Bellinzony; był ta reszta z 51 000, które stopniowo zostały wysłane do Włoch; 31 000 poległo, zostało wziętych do niewoli albo przebywało w szpitalach. W Bellinzonie Suworow przejął dowództwo oddziałów znajdujących się w Szwajcarii. 10 dni stracił u podnóża Alp; dopiero 24 września zajął przełęcz Św. Gotharda, wkroczył do Szwajcarii i połączył się z korpusami Rosenberga i Auffenberga, mając tym samym do dyspozycji 33 000 ludzi. Austriacki korpus generała Hotze, 25 000 ludzi i rosyjski korpus Korsakowa, 30 000 ludzi, podnosiły ogólną liczbę stojących pod jego komendą żołnierzy do 90 000 ludzi; do tego dochodzili jeszcze emigranci i zbuntowani Szwajcarzy.

Massena pojął w końcu, że nadszedł decydujący moment, że nie ma ani dnia więcej do stracenia, a jego sytuacja stanie się bardzo niedogodna, jeżeli zostawi Suworowowi czas na dotarcie do Zurychu. Jego kwatera główna znajdowała się w Innsbrucku; lewym skrzydłem, stojącym od ujścia Aaru aż do Baden dowodził generał Menard; w Dietikon nad rzeką Limmat stał generał Lorge, w Adlischweil nad Sihl - obserwujący Zurych generał Mortier, a generał Klein z rezerwą w Bremgarten nad Reuss. Generał Soult znajdował się w Glarus; na czele swojej dywizji zajmował lewy brzeg rzeki Lindth aż do jej źródła oraz część lewego brzegu jeziora Zurychskiego, gdzie jego pozycje łączyły się z pozycjami generała Mortiera. Generał Lecourbe na czele trzech dywizji tworzył skrajne prawe skrzydło zajmujące pozycje koło Wasen pod przełęczą Św. Gotharda. Generał Chabrand dowodził obozem w Bazylei. Armia francuska liczyła w sumie 90 000 ludzi. Obie armie były zatem równe liczebnie, ale korpus Suworowa był jeszcze daleko od rosyjskiego centrum. Korsakow miał swoją kwaterę główną w Zurychu. Jego prawe skrzydło, złożone z austriackiej dywizji, opierało się o ujście Aaru do Renu. Dywizje rosyjskie stały pomiędzy Klingnau i Zurychem na obu brzegach Limmatu oraz na prawym brzegu jeziora aż do Raperswilu. Generał Hotze na czele reszty armii austriackiej zajmował pozycje na prawym brzegu Linthu, w Uznach, Schännis i Wasen. Obie wrogie armie były więc oddzielone rzeką Linth, jeziorem Zurychskim oraz rzekami Limmat i Aar.

Francuzi mogli wykorzystać  nieobecność arcyksięcia Karola oraz Suworowa i zająć miasto Zurych jedynie po przeniesieniu działań wojennych na prawy brzeg jeziora i Limmatu. Rzeka ta była znaczącą przeszkodą; 22 kilometry od Zurychu aż do jej ujścia do Aaru było zajęte przez armię rosyjską. Ale w wiosce Dietikon, 2 godziny marszu poniżej Zurychu, Limmat płynie przez nizinę i robi zakręt uniemożliwiający armii stojącej na prawym brzegu zapobieżenie przekroczeniu rzeki. W nocy z 23 na 24 września Massena polecił na obu końcach niziny koło Dietikon ustawić baterie z 20 dział; w tym samym czasie przybyły tam wozy ze sprzętem i materiałem, z którego pontonierzy w ciągu kilku godzin zbudowali most. Przy pierwszych usłyszanych odgłosach armia rosyjska otworzyła ożywiony ogień karabinowy, ale ogień francuskich baterii zmusił ją do wycofania się. Generał Gazan pierwszy przekroczył rzekę, za nim postępowali generałowie Oudinot i Klein; w dniu 25 września zaatakowali oni wzgórza pod Höngg i Górę Zurychską (Zürichsberg). Generał Mortier pomaszerował lewym brzegiem jeziora aż do wioski Wollishofen; tam natknął się na stojącą koło mostu zurychskiego poniżej bramy miasta dywizję rosyjską. Zaatakowani na obu brzegach Rosjanie dzielnie trzymali wszędzie swoje pozycje i utrzymali w swoim posiadaniu Zurych jeszcze przez część nocy z 25 na 26 września; w końcu jednak Francuzi wysadzili bramy. Korsakow był w stanie na prawym brzegu Renu zebrać jedynie połowę swojego korpusu; w bitwie utracił 15 000 ludzi, swoje szpitale, magazyny i kasy wojenne. 

O świcie 25 września pod wioską Schännis Soult wybudował most, przekroczył  Linth, zajął szturmem Grynau i zaatakował austriacki korpus generała Hotze. Jeden z pierwszych strzałów francuskich flankierów zabił dowódcę korpusu. Był on Szwajcarem i cieszył się wielkim zaufaniem w armii austriackiej. Jego strata w tym momencie była dla niej wielkim ciosem. Przez cały dzień trwała zacięta walka. Na pomoc Austriakom przybyła stacjonująca koło miasteczka Raperswil rosyjska brygada, wchodząca w skład lewego skrzydła korpusu Korsakowa; została ona rozbita i zmuszona do chaotycznej ucieczki. Austriacy, ścigani, wycofali się za Thur, aż do wioski Lichtensteig, gdzie byli odcięci od reszty walczących oddziałów.

Tego samego dnia, 25 września, Suworow, pełen wielkich nadziei, przekroczył przełęcz Św. Gotharda. Głośno obwieszczał wszędzie swój plan obejścia nie tylko linii rzek Linth i Reuss, lecz ignorując zwykłą drogą, pomaszerować bezpośrednio przez Lucernę i Berno i w przeciągu kilku dni wyprzeć armią francuską za Jurę. Zajął Altdorf, Brunnen i Schwyz i w końcu 29 września Glarus. Lecourbe, który nie posiadał odpowiedniej siły, by go zatrzymać, unikał jakiegokolwiek starcia. W Glarus Suworow otrzymał wiadomość o katastrofie pod Zurychem oraz wieści o wyruszeniu Masseny na czele 18 000 ludzi by wesprzeć swoje prawe skrzydło; to skłoniło go uznania wyższości przeciwnika. Opuścił Szwajcarię, pozostawiając w rękach zwycięzców maruderów, chorych, rannych i wielu jeńców. 8 października, ze zranionym sercem i załamany tragicznym zakończeniem rozpoczętej tak szczęśliwie kampanii, dotarł z niedobitkami swojej armii do Chur.

Korsakow połączył  się z korpusem austriackim, przeszedł ponownie na lewy brzeg Renu i pomaszerował w kierunku Thur, pozorując atak na Zurych, chcąc tym manewrem odciążyć Suworowa. Massena skierował przeciw niemu swoje siły, pobił go, wyparł na prawy brzeg Renu i zajął 7 października Konstancję. Stojący tam Korpus Conde odniósł wielkie straty.

Generał Lecourbe, który okrył się w tej kampanii wielką sławą, udowodnił  aktywność i odwagę, za co został powołany przez rząd na stanowisko dowódcy Armii Dolnego Renu; przybył 10 października do Strasburga, żądny zdobycia nowej sławy i uzasadnienia pokładanego w nim zaufania. W pośpiechu zebrał 20 000 ludzi, z których utworzył 4 dywizje pod dowództwem generałów Laborde, Lagrange, Ney i Baraguey d'Hilliers i przeniósł swoją kwaterę główną do Wiesloch. Zaatakował i pobił generała Görgera, dowodzącego jako następca księcia Schwarzberga austriackim korpusem obserwacyjnym pomiędzy Menem i Neckarem. Generał Görger, wzmocniony kawalerią, umocnił się w Rheilingen, o dzień marszu od Philippsburga, w połowie drogi pomiędzy Renem i Neckarem; przez Heilbronn i Stuttgart miał łączność z kwaterą armii głównej, stacjonującej w Donaueschingen nad Dunajem. Został jednak zmuszony opuścić swoje pozycje.

Dywizja Laborde zablokowała Philippsburg; trzy pozostałe zajęły terytorium pomiędzy Neckarem i Renem, od Durlach i Mannheim do Heilbronnu. Generał Merveldt na czele jednej dywizji austriackiej armii głównej obserwował Kehl i pilnował przełęczy Schwarzwaldu. Katastrofa pod Zurychem zmusiła arcyksięcia do opuszczenia dolnego Renu i pomaszerowania ze swoją armią nad górny Dunaj.

Wykorzystał to Lecourbe, który pomaszerował w kierunku Heilbronnu, by zaatakować  centrum korpusu Sztaraya; został jednak odrzucony i zmuszony do powrotu nad Neckar. 7 listopada przerwał oblężenie Philippsburga i zajął pozycję opierającą się o Neckar i osłaniającą równocześnie Mannheim, gdzie znajdował się most. Ale po otrzymaniu posiłków z twierdz nadreńskich, które powiększyły jego armię do 30 000 ludzi, ruszył ponownie naprzód. Generał Laborde na czele prawego skrzydła zaatakował po raz trzeci Philippsburg; Baraguey d'Hilliers manewrował z lewym skrzydłem na prawym brzegu Neckaru; Ney i Decaen maszerowali na czele centrum przez Sinzheim w kierunku Eppingen; Lecourbe pobił pod Bruchsal księcia Lotaryńskiego (Józef Maria książę Lotaryngii-Vaudemont, 1759-1812, wyemigrował z Francji i wstąpił do armii austriackiej w stopniu pułkownika; od 1793 roku generał-major, uczestnik kampanii w latach 1793-1805 - przyp.tłum.), który stanął na drodze jego marszu i odrzucił go za Enz (dopływ Neckaru - przyp.tłum.). Arcyksiążę posłał generała Sztaraya z posiłkami piechoty i kawalerii, by objął dowództwo korpusu obserwacyjnego i przerwać niepokojącą Niemcy ofensywę francuską. 22 listopada Sztaray zaatakował centrum armii francuskiej i zdobył szturmem Eppingen i Stetten. 2 grudnia koło Sinzheim i Weiler doszło do nowej gwałtownej potyczki. Lecourbe musiał ponownie przystąpić do odwrotu; przerwał oblężenie Philippsburga i przeniósł swoją kwaterą główną najpierw do Wiesloch, a następnie do Schwetzingen. Zajął tutaj pozycje, których prawe skrzydło opierało się o Ren powyżej Mannheim, a lewe o Neckar powyżej Seckenheim. Ze względu na zagrożenie dróg odwrotu, była to niebezpieczna pozycja. 5 grudnia podpisał on jednak z generałem Sztarayem zawieszenie broni, w którym ustalono, że Francuzi przezimują na prawym brzegu Renu. Zastrzeżono jednak wyraźnie, że ustalenia te muszą zostać potwierdzone przez arcyksięcia; 11 listopada austriacki głównodowodzący odmówił jednak swojej zgody. Mimo tego Lecourbe osiągnął swój cel: wykorzystał 6 dni zawieszenia broni, by spokojnie opuścić prawy brzeg Renu i zająć kwatery na lewym jego brzegu pomiędzy Moguncją i Landau.  

III.

W Anglii przygotowywano się do ważnego przedsięwzięcia. Armia rosyjska zebrała się  w Revalu. Gabinet z St.James nie krył swoich zamiarów w stosunku do Holandii, być może, by odwrócić uwagę rządu francuskiego od Szwajcarii i Włoch, a być może, by uprzedzić zwolenników księcia Orańskiego. Angielska flota, złożona z 55 okrętów wojennych różnej wielkości, dowodzona przez admirała Duncana oraz konwój złożony ze 180 statków, transportujący dywizję generała Abercromby w sile 12 000 ludzi, wypłynęła z Anglii w morze. 19 sierpnia flotę i konwój dostrzeżono z holenderskiego wybrzeża. 21. tego miesiąca batawski Dyrektoriat poinformował dowódcę armii francusko-batawskiej, generała Brune, że angielski admirał zażądał od leżącej przed Texel floty holenderskiej i gubernatora miasta Helder wciągnięcia na maszty flagi domu Orańskiego.

Brune miał pod swoją komendą 30 000 ludzi, a mianowicie 20 000 Holendrów i 10 000 Francuzów. Holendrzy tworzyli 2 dywizje: pierwsza z nich, dowodzona przez generała Daendelsa, zajmowała kwatery pomiędzy Hagą i Texel; druga, pod generałem Dumonceau, stacjonowała we Fryzji, mając swoją kwaterę główną w Groningen. 10 000 Francuzów tworzyło 3 dywizje: pierwsza z nich miała bronić Zelandii; dwie pozostałe stacjonowały nad Renem i Mozą.

 

Ponieważ głównodowodzący nie wiedział nic dokładniejszego o zamiarach wroga, nie odważył  się na odsłonięcie żadnego punktu granicy; mógł, jak twierdził, zostać zaatakowany nad Szeldą, we Fryzji i koło Helder; zadowolił się wydaniem generałowi Daendelsowi rozkazu skoncentrowania jego dywizji pod Helder, będącego najważniejszym punktem nadzorowanego przez niego terytorium. To polecenie początkowo wydawało się być usprawiedliwione niejasną sytuacją, gdyż flota nieprzyjacielska przez kilka dni nie pokazywała się przed Helder. Było to jednak efektem złej pogody. 26 sierpnia powróciła i rzuciła kotwice tak blisko wybrzeża, jak tylko było to  możliwe, 9 kilometrów na południe od cieśniny Texel; kilka fregat dotarło bezpośrednio do plaży. 27 sierpnia o świcie dywizja Abercromby wylądowała naprzeciw wydm, nawianych wiatrem w miejscu starego wału, zwanego Zypedijk. Te 20 metrów wysokie wydmy tworzyły swojego rodzaju nasyp, rozciągający się na odległość około 200 metrów aż do plaży. Generał Daendels nie uznał za stosowne obsadzenia ich grzbietu, poczynił jedynie przygotowania do zaatakowania nieprzyjaciela ze skrzydeł po jego wylądowaniu.

Pod osłoną armat zakotwiczonych fregat lekkie oddziały angielskie, wspierane przez kilka batalionów grenadierów, zeszły na ląd; miały wystarczająco dużo czasu, zanim zostały zaatakowane, do utworzenia czworoboków i dokonania koniecznych przygotowań. Ich lewe skrzydło zostało zaatakowane bez impetu, niewielkimi siłami, ale na prawym ich skrzydle, gdzie znajdował się generał Daendels, atak był gwałtowny i zaciekły. Oddziały angielskie odparły jednak generała i po kilkugodzinnej potyczce i utracie około 1 000 ludzi zmusiły go do wycofania się; straty własne Anglików wyniosły około 500 ludzi. Po udanym przebiegu lądowania generał Daendels doszedł do wniosku, że niemożliwym jest utrzymanie linii Helderu; w przeciągu nocy opuścił miasto i ustawił swoje oddziały na Zijpe. Następnego dnia nieprzyjaciel zajął Helder i wywiesił tam orańską flagę. 30 sierpnia holenderska flota, złożona z 9 okrętów liniowych, poddała się angielskiemu generałowi i wciągnęła farby domu Orańskiego. Załogi okrętów zbuntowały się i uwięziły swojego dowódcę, admirała Story i wszystkich, postępujących zgodnie ze swoim honorem, oficerów. Ta zdrada była sygnałem do wybuchu manifestacji patriotycznych w Amsterdamie. Ludność tego dużego miasta demonstrowała głębokie oburzenie tym niegodnym czynem. W prowincjach tworzyły się bataliony grenadierów i strzelców, które gromadziły się koło Harlem. Dyrektoriat Batawii oświadczył odważnie, że wolą narodu jest obrona jego terytorium, a w konieczności również jego stolicy, aż do ostateczności.

Gdy generał Daendels nie otrzymał spodziewanych posiłków, uznał się zagrożonym i popadł w niepokój; dla własnej ochrony 1 września postanował przebić wały i zalać okoliczne tereny wodą; wycofał swoje lewe skrzydło w kierunku Alkmaar, prawe w kierunku Purmerend, osłaniając w ten sposób Amsterdam. W międzyczasie Brune uzyskał już jasność co do zamiarów nieprzyjaciela i wysłał rozkazy skoncetrowania swojej armii. Swoją kwaterę główną przeniósł do Alkmaar. Brygada generała Gouvion zajęła wydmy; prawe skrzydło stało nad kanałem w Alkmaar, lewe - na plaży morskiej. Do armii dołączyły francuskie bataliony, przybywające stopniowo z Belgii; w ten sposób powstała dywizja generała Vandamme. Dywizja Daendelsa tworzyła centrum; opierała ona swoje prawe skrzydło o Avenhorn. Dywizja Dumonceau opuściła Fryzję i przeszła 6 września przez Amsterdam i 8. dołączyła do linii obronnych. Generał Brune dysponował teraz 25 000 ludzi pod bronią. Jego linia rozciągała się nieprzerwanie przez 14 kilometrów aż do Hoorn nad Zuiderzee (w opisywanym okresie Zuiderzee było zatoką Morza Północnego, jednak ze względu na postępujące zamulenie od około połowy XVIII wieku jego porty nie były zdolne spełniać już swojej roli. W pierwszej połowie XX wieku wybudowano szereg tam, odcinających zatokę całkowicie od morza, tworząc w ten sposób jezioro Ijsselmeer - przyp.tłum.). Lewe skrzydło tworzyła dywizja generała Vandamme, tworząca 6,5 kilometrową linię aż do kanału w Alkmaar. Dumonceau na czele centrum zajmował pozycje nad tym kanałem koło mostu w Schoorldam, prawe skrzydło, dowodzone przez generała Daendelsa, stało pod Oudkarpsel; te obydwa korpusy zajmowały odcinek o długości 7,5 kilometrów. Kwatera główna i artyleria znajdowały się w Alkmaar.

Generał angielski zajął pozycje za Zijpe; jego prawe skrzydło opierało się za Petten o morze, osłaniane z flanki przez fregaty i kanonierki; jego centrum stało na wzniesieniu wioski Krabbendam, które zostało umocnione oraz w San Maarten. Zijpe służyło artylerii jako wał ochronny.

Zijpe to duża grobla, ciągnąca się na odległość 5,5 kilometra na prawym brzegu kanału Alkmaar od jego ujścia aż do wioski Krabbendam. Tam skręca i ciągnie się wzdłuż morza na odcinku 18 kilometrów aż do Zuiderzee, gdzie się kończy. 

W pierwszych dniach po lądownaiu angielski generał znajdował się w krytycznej sytuacji; ale gdy dotarła złożona z 5 000 ludzi brygada, dysponował 18 000 ludzi, włącznie z oddanymi przez flotę marynarzami. Jego siły były zatem przez kilka dni o połowę słabsze niż armia francuska, a po przybyciu drugiego transportu nadal jeszcze o jedną trzecią; to skłoniło generała Brune do ruszenia naprzód.

Swój marsz rozpoczął o świcie 10 września, maszerując w 6 kolumnach. Obie kolumny prawego skrzydła dowodzone przez Danedelsa maszerowały przez Sant Maarten i Eenigenburg, kolumny centrum pod Dumonceau przez Eenigenburg i Krabbendam, a kolumny tworzące prawe skrzydło, złożone z Francuzów pod Vandamme, groblą prawego brzegu kanału Alkmaar i nadmorskimi wydmami. Gdy armia zajęła pozycje do ataku, zajmowała odcinek długości 14 kilometrów. Vandamme'a zatrzymał kanał alkmaarski, płynący wzdłuż grobli; wpadł pod równoczesny ogień okrętów wojennych i ustawionych na Zijpe baterii. Nie posiadając ani pociągu mostowego ani rezerwy artylerii, po zbadaniu głębokości kanału, musiał się wycofać. Dumonceau i Daendels zdobyli szturmem wioski; ale ich ataki na groblę zostały odparte i musieli przystąpić do odwrotu. Armia, nie ścigana, wycofała się jeszcze przy świetle dnia z powrotem na swoje pozycje; straty w zabitych i rannych wyniosły 1 200 ludzi, Anglicy stracili 500.

Po tej porażce głównodowodzący zrezygnował ze szturmu nieprzyjacielskich pozycji; kazał  w pośpiechu wykopać umocnienia i czekał na zapowiedziane posiłki. 14, 15, 16 i 17 września wylądował książę  Yorku (Fryderyk August, 1763-1827, drugi syn króla Anglii Jerzego III, od 1795 roku feldmarszałek i głównodowodzący armii angielskiej - przyp.tłum.) na czele drugiej angielskiej dywizji oraz rosyjskiego korpusu generała Hermanna. Przejął on dowództwo armii angielsko-rosyjskiej, która liczyła teraz 40 000 ludzi. Armia gallo-batawska otrzymła pomiędzy 10 i 19 września 6 000 ludzi z Francji i 3 000 z Holandii; to zastąpiło straty poniesione 27 sierpnia oraz 10 września i podniosło siłę armii do 28 000 ludzi pod bronią, wśród nich 14 000 Francuzów. Wzmocnienie armii nieprzyjaciela zmusiło najwyraźniej księcia Yorku do przyspieszenia swoich działań.

Rzeczywiście, wieczorem 18 września rozpoczął on przemieszczanie swoich oddziałów. Generał  Abercromby pomaszerował na czele 12 000 ludzi do Hoorn, by obejść prawe skrzydło armii francuskiej; rankiem 19 września wziął do niewoli posterunek obserwacyjny tworzony przez 250 batawskich flankierów. Tego samego dnia ruszył ze swoich pozycji książę Yorku z resztą armii  uformowaną w 6 kolumn. Obie kolumny prawego skrzydła dowodzone przez generała Hermanna składały się z 12 rosyjskich i 4 angielskich batalionów i maszerowały pomiędzy morzem i kanałem Alkmaar. Kolumny centrum składały się z 8 angielskich i 3 rosyjskich batalionów; przemaszerowały one przez wioskę Krabbendam w kierunku pozycji dywizji Dumonceau. Obie kolumny lewego skrzydła dowodzone przez generała Poulteney maszerowały przeciwko pozycjom zajmowanych przez generała Daendelsa pod Oudkarpsel. Dowodzący awangardą francuskiej dywizji, adiutant generalny Rostollant zatrzymał przez wiele godzin generała Hermanna na moście w Schoorldam, wycofując się następnie w należytym porządku w stronę zajmującej Bergen brygady generała Gouviona. Generał Hermann rozkazał zaatakować wioskę, którą wkrótce zajęto. Kolumny nieprzyjacielskiego centrum generała Dundasa, które zdobyły szturmem stanowiska generała Dumonceau koło wioski Warmenhuisen, zostały zatrzymane na szańcach przed mostem w Schoorldam i pozostały w tyle w stosunku do obu skrzydeł. Wykorzystał to Vandamme do okrążenia Bergen; zaatakował Rosjan bagnetami, rozbił ich szeregi, zdobył całą artylerię i sztandary oraz wziął do niewoli generała Hermanna (Johann Hermann von Fersen, generał saski, służący od 1770 roku w armii rosyjskiej - przyp.tłum.); kilku innych rosyjskich generałów poległo lub zostało rannych. Rozpalony rozbrzmiewającymi w centrum i na lewym skrzydle okrzykami zwycięstwa Daendels opuścił swoje szańce i rzucił się na generała Poulteney; został jednak z dużymi stratami odrzucony, stracił swoją umocnioną pozycję i musiał wycofać się przez przesmyk koło Langedijk; w tym samym czasie książę Yorku, wstrząśnięty zagłądą dywizji generała Hermanna, wycofał się do swojego obozu za Zijpe. Stracił tego dnia piątą część swojej armii, 7 sztandarów i 26 armat. Straty armii gallo-batawskiej wyniosły 3 200 rannych i poległych.

Gdy generał Abercromby otrzymał wiadomość o przegranej bitwie, opuścił Hoorn i pomaszerował z powrotem do obozu. To zwycięstwo ożywiło nadzieje w Holendrach. Amsterdam, zagrożony od strony Zuiderzee, broniony był przez gwardię narodową i 60 francuskich kanonierek, przybyłych właśnie z Dunkierki. Mimo zwycięstwa generał Brune słusznie uznał za stosowne umocnienie się na swoich stanowiskach.

Osłabioną bitwą  pod Bergen i szalejącymi w jej szeregach chorobami armię koalicji, która w pierwszych dniach października liczyła jeszcze jedynie 30 000 ludzi, wzmocniła licząca 3 000 ludzi rosyjska brygada rezerwowa. Armia gallo-batawska, w kilka dni po jej zwycięstwie otrzymała posiłki w postaci 7 000 Francuzów i 3 000 Holendrów; liczyła teraz ponad 30 000 ludzi i czekała na kolejne posiłki. Książę Yorku musiał albo zrezygnować ze swojego przedsięwzięcia albo wydać nową bitwę. 2 października wyruszył on 4 kolumnami: prawe skrzydło pod generałem Abercromby, lewe pod generałem Dundasem, centrum pod generałem Essenem; czwartą kolumną dowodził generał Poulteney. Kolumny angielskie były równie silne, wszystkie liczyły po 12 batalionów; ale obie pierwsze kolumny składały się z oddziałów, które albo jeszcze nie były zbyt zaangażowane albo przynajmniej nie poniosły w walkach wielkich strat. Abercromby i Essen manewrowali pomiędzy kanałem alkmaarskim i morzem; Dundas maszerował przeciwko mostowi w Schoorldam. Plan księcia przewidywał zajęcie Egmond i obejście Alkmaar. Ale jego plan nie powódł się; wszystkie jego ataki na Bergen zostały odparte przez generała Gouviona (za swoje zasługi w tej bitwie Louis-Jean Gouvion został przez generała Brune na polu bitwy awansowany prowizorycznie do stopnia generała dywizji - przyp. tłum.). Największe straty poniosła kolumna rosyjska. Zwycięzca tej tak zwanej bitwy pod Alkmaar był wątpliwy: obie armie przenocowały na polu bitwy. Jednak o świcie 3 października generał Brune nakazał odwrót; został on przeprowadzony w pełnym porządku przed obliczem aliantów, którzy natychmiast zajęli Bergen, Egmond i Alkmaar. Wieczorem 3 października armia gallo-batawska zajęła w komplecie wyśmienite pozycje pod Beverwijk; została ona wzmocniona przez 6 francuskich batalionów, które właśnie przybyły z Francji.

4 i 5 października obie armie stały naprzeciw siebie. Bezczynność była na korzyść Francuzów, którzy dziennie otrzymywali nowe posiłki. Na atak zdecydował  się książę Yorku. Generał Gouvion oparł swoje lewe skrzydło o brzeg morski koło Wijhausee, w centrum stała dywizja generała Boudet, prawe skrzydło tworzyła dywizja Dumonceau. Daendels stał osobno koło Purmerend, by osłaniać Amsterdam. Przez cały dzień trwała zacięta walka. Pozycje pod Backum, Limmem i Castricum wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk. Szala zwycięstwa chwiała się, aż przesądził je na swoją korzyść generał Brune, wprowadząjąc atakiem kawalerii taki chaos w szeregach nieprzyjaciela, że ten pozbierał się dopiero koło Egmond, po stracie wielu jeńców, 6 armat i wszystkich swoich pozycji. W tym czasie dywizja Poulteney prowadziła rokowania z generałem Daendelsem, który zabawiał się i nie brał udziału w walce. O wyniku bitwy pod Castricum zdecydował książę Yorku wycofując się na swoje pozycje za Zijpe. Jego armia stopniała do 24 000 ludzi; armia francuska była teraz o wiele silniejsza i bez przerwy otrzymywała nowe posiłki. Ekspedycja Yorka spaliła na panewce.

15 października Brune ruszył naprzód. Zajął pozycje bezpośrednio przed umocnionym obozem na Zijpe i przygotował wszystko do ataku. W tym momencie książę Yorku zdecydował się na poddanie i wysłał w tym celu generała Knoxa, który 28 października podpisał w Alkmaar kapitulację, w której angielski książę zobowiązał się do opuszczenia Holandii w najkrótszym możliwym czasie, pozostawienia wszystkich baterii w Helder i zwolnienia 6 000 francuskich jeńców.

Holandia słusznie zażądała wydania swojej floty, czego jednak nie osiągnęła.

Uzgodnione warunki dotrzymano bardzo dokładnie. 19 listopada ostatni transport angielsko-rosyjskich oddziałów opuścił Holandię. Ta licząca 45 000 wyborowych ludzi armia uległa mniej licznej i gorzej wyposażonej armii.

W przeciągu jednego miesiąca obie armie stoczyły jedną potyczkę i 3 bitwy; były to :

1. atak na Zijpe, w którym Francuzi i Holendrzy dysponowali większymi siłami, ale Anglicy schowani byli za umocnieniami; zwycięstwo było bez wątpienia po stronie Anglików. Ale była to  tylko potyczka rekonesansowa.

2. bitwa pod Bergen, która zdecydowała o losie Holandii; armia angielsko-rosyjska miała przewagą liczebną na polu walki, mimo, że osłabiła się przez odesłanie generała Abercromby.

3. bitwa pod Alkmaar, w której siły obu stron były równe.

4. bitwa pod Castricum; armia gallo-batawska miała na terenie operacyjnym przewagę, ale na polu walki, ze względu na odesłanie Daendelsa do osłony Amsterdamu, wystąpiła jednak jedynie w równej przeciwnikowi sile.

Anglicy i Rosjanie są  bardzo dobrymi żołnierzami; Holendrzy są przeciętni, wielu z nich dezerterowało; ale w takim kraju jak Holandia na każdym kroku można znaleźć korzystne i niezdobywalne pozycje, osłaniane przez głębokie kanały, bagna i zalane wodą łąki. Nawet mniej liczne wojska mogą się tam skutecznie bronić. 

IV.

Po bitwie nad Trebbią  armia austriacko-rosyjska podzieliła się. Dywizja Fröhlich została posłana do Rzymu; dywizja Klenau zajęła Toskanię i Spezię, a jej awangarda dotarła do Sestri i zagroziła od wschodu Genui. Obie dywizje oblegały równocześnie Alessandrię i Tortonę. Jedna dywizja oblegała Coni. 4 dywizje zostały posłane do szwajcarsko-włoskich kasztelanii u podnóża Św.Gotharda i w Simplonie, do doliny Aosty u podnóża Św.Bernarda i do doliny Susy u stóp Monte Cenis. 6 dywizji tworzyło korpus obserwacyjny stacjonujący w obozie w Pozzolo-Formigaro, naprzeciw Novi. Osłaniały one oblężenia Alessandrii i Tortony.

9 lipca skapitulował fort Urbano; 22. przekazana została Alessandria; jej załoga, 2 700 ludzi, dostała się do niewoli. Cytadela była mocna, nieprzyjaciel nie miał jeszcze nawet gotowego drugiego okopu, a w rzeczywistości oblężenie nawet jeszcze się nie rozpoczęło; ponieważ jednak wskutek trafienia kilkoma kulami armatnimi zniszczona została część jednego z bastionów, rada wojenna obrońców stwierdziła, że dokonany został wyłom i czuła się upoważniona do kapitulacji. A twierdza mogła się jeszcze przez kilka tygodni bronić. 30 czerwca swoje bramy otworzyła Mantua, w 7 dni po otwarciu okopów. Dzięki temu armia Kraya mogła wyruszyć, by wzmocnić obóz w Pozzolo-Formigaro. Cała Francja była oburzona wiadomością o oddaniu Mantui. Po podpisaniu kapitulacji armia oblegająca, mieszkańcy i załoga musieli skoncentrować wszystkie siły do odbudowy służących do obrony wałów, zmytych przez fale.

Te trzy niespodziewane wydarzenia poprawiły znacznie sytuację armii austriacko- rosyjskiej. 

 

Zjednoczenie Armii Neapolu z Armią Italii i przybycie z Francji posiłków podniosło liczebność armii Jouberta do 60 000 ludzi. W tym samym czasie generał Championnet objął dowództwo, liczącej 30 000, Armii Alp. Obie armie mogły wystawić w sumie 70-80 000 ludzi.

13 sierpnia Joubert przeniósł  swoją kwaterę z Campomarone do doliny Bormidy; jego armia składała się z 4 dywizji po 3 brygady każda. Podzielił je na 2 korpusy: dywizje Watrina i Laboissiere pod dowództwem generała Saint-Cyra opuściły obóz w Cornigliano, przekroczyły przełęcz Borghetta i zajęły pozycje bojowe na prawo od Novi u wylotu Apeninów, które panują nad tą wielką niziną. Dywizje Lemoine i Grouchy pod dowództwem generała Perignon tworzyły lewe skrzydło; wyruszyły w kierunku Acqui, zaatakowały i wyparły stamtąd korpus Bellegarde'a. 14. tego miesiąca zajęły pozycje, których lewe skrzydło opierało się o wieś Pasturana, podczas gdy prawe rozciągało się w kierunku Novi. Kwatera główna była w Capri. Wieczorem głównodowodzący udał się do Novi, gdzie odbyła się narada wojenna. Manewr Perignona ostrzegł Suworowa, który miał jeszcze tyle czasu, by skoncentrować swoją armię. Jej lewe skrzydło stało nad Screvią, prawe pod Bosco, kwatera główna w Pozzolo-Formigaro. Joubert otrzymał wiadomość o zajęciu Mantui i przybyciu Kraya. Bitwa wydawała mu się bezcelowa, a generałowie jednogłośnie wypowiedzieli się przeciwko jej wydaniu. Armia miała za mało kawalerii, by wkroczyć na nizinę i wykorzystać zalety piechoty. Joubert przesunął ostateczną decyzję na dzień następny, ale nieprzyjaciel uprzedził go i zaatakował.

Prawe skrzydło Suworowa dowodzone przez Kraya składało się z Austriaków, podobnie jak lewe Melasa; centrum tworzyły oddziały rosyjskie. Jego armia miała o jedną piątą piechoty i trzykrotnie więcej kawalerii niż armia francuska. O świcie 15 sierpnia Kray zaatakował francuskie lewe skrzydło pod Pasturana; Joubert szybko się tam udał. Jego armia nie była korzystnie ustawiona, by przyjąć bitwę. Tworzyła tylko jedną linię i była rozciągnięta na więcej niż 12 kilometrów, od wioski Pasturana aż do Scrivii. Joubert stanął na czele jednej z brygad swojego skrajnego lewego skrzydła i pomaszerował naprzeciw nieprzyjaciela, by zatrzymać jego postępowanie naprzód. Jedna z pierwszych kul trafiła go w serce. Moreau, który znajdował się jeszcze przy armii, przejął jej dowództwo i przez cały dzień odpierał ataki Suworowa. Trzykrotnie Rosjanie szturmowali miasteczko Novi, trzykrotnie zostali odparci. Po trzecim ataku generał Watrin zszedł ze swoich umocnionych pozycji na nizinę, zaatakował i rozbił lewe skrzydło Rosjan i ścigał ich przez ponad 3 kilometry. Melas wykorzystał ten ruch dywizji Watrina i w pośpiechu zajął opuszczone przez niego pozycje. Generał Lusignan posunął się ze swoją awangardą na drogę z Novi do Genui, odcinając połączenie armii francuskiej z tym miastem. Natychmiast pospieszył tam Saint-Cyr, zaatakował i pobił oddziały Lusignana, a samego generała wziął do niewoli. Ale Melas nie dał się wyprzeć. Watrin nie potrafił odzyskać swoich pozycji; była godzina 5 po południu. Moreau zalecił odwrót wzdłuż przedłużenia linii bojowej na lewym skrzydle oraz na drodze z Pasturana do Gavi. Odwrót osłaniał generał Perignon z dywizją Grouchy; aż do nocy stał jeszcze w Pasturana i odpierał ataki nieprzyjaciela; ale w końcu, okrążony ze wszystkich stron, ranny, musiał wraz z generałami Colli i Grouchy poddać się. Połowa wozów transportowych wpadła w ręce zwycięzców. Armia zebrała się pod Gavi i zajęła ponownie swoje stare pozycje. Straty Austriaków i Rosjan były niesamowite, aż do momentu odwrotu były dwa razy większe niż Francuzów. 

Championnet rozpoczął swoje działania 13 sierpnia. Dywizja Compansa przeszła przez Małego św.Bernarda, zdobyła szturmem obóz nad Tuile i zajęła dolinę Aosty. Druga dywizja wspięła się przez Mont Cenis i zajęła stanowiska powyżej Susy, trzecia zeszła do doliny Aosty, czwarta przeszła przez przełęcz Argentiere (Col l'Argentiere) i opanowała barykady. Ale te manewry nastąpiły za późno. Gdy wieść o nich dotarła do Suworowa, bitwa pod Novi rozstrzygnęła już losy kampanii. 16 sierpnia przeniósł on swoją kwaterę do Asti; Kray pozostał jako głównodowodzący w obozie w Pozzolo; Melas pomaszerował do Bra, by pilnować oblężenia Coni. Armia rosyjska pomaszerowała, by zrealizować koalicyjny plan kampanii, do Szwajcarii.

Ze wszystkich twierdz zajmowanych we Włoszech przez Francuzów, pozostały w ich posiadaniu już tylko Tortona i Coni; wszystkie pozostałe zostały stracone. Tortona skapitulowała 1 września; ustalono, że twierdza podda się 11 września, jeżeli do tej pory nie otrzyma pomocy. Moreau, który przejął tymczasowo dowództwo armii francuskiej, postanowił ratować twierdzę. 9 września pomaszerował na czele 30 000 ludzi przeciwko Serravalle i Novi; Kray natychmiast zaatakował go z korpusem obserwacyjnym i zmusił do wycofania. W efekcie niepowodzenia Moreau zajął ponownie swoje pozycje, a Tortona otworzyła 11 września swoje bramy. Klucze przekazano Suworowi, który bezpośrednio po tym odjechał do swojej armii, która dotarła już do podnóża Św. Gotharda. Dowództwo naczelne objął Melas.

Chcąc wesprzeć  operacje Moreau, Championnet na czele swoich 4 dywizji wyruszył z zajmowanych pozycji. Duhesme pomaszerował z Aosty w kierunku Chatillon, został jednak zatrzymany przez fort Bard; tylko niektóre lekkie oddziały przeszły i dotarły w pobliże Ivrei. Dywizja z Susy maszerowała przez kilka godzin w kierunku Turynu, ale i jej droga była zamknięta. Championnet udał się ze swoim sztabem generalnym do Pinerolo, pomaszerował na nizinę i dotarł na czele

9 000 ludzi do Fossano nad Sturą; zmusiło to Melasa do przerwania oblężenia Coni. Ale Kray, po pobiciu Moreau, pospieszył na pomoc Melasowi.

Wspólnie pomaszerowali w kierunku Fossano, pobili 18 września Championneta i wyparli za Alpy. Kray wrócił następnie do Pozzolo, Melas do swojej kwatery głównej w Trinita, 14 kilometrów od Coni, które ponownie oblężył. 

Dyrektoriat połączył  wreszcie Armię Alp i Armię Italii, powierzając naczelne dowództwo generałowi Championnet, który przybył 20 września do Genui. Podzielił on podległe mu oddziały na 3 korpusy: prawego skrzydła w sile 15-16 000 ludzi, dowodzonego przez Saint-Cyra, którego zadaniem była obrona Bocchetty, Genui i dróg znad Bormidy; lewe skrzydło pod Duhesme, w sile 12-15 000 ludzi, czyli wszystkie stojące do dyspozycji oddziały Armii Alp, stacjonowało pod Briancon. Championnet na czele korpusu centrum, złożonym z dywizji Lemoine'a, Victora, Mullera i Greniera, w sumie około 25 000 ludzi, pomaszerował w kierunku Coni, by odciągnąć Melasa od oblężenia tej twierdzy; była jedyną, którą Francuzi posiadali jeszcze we Włoszech, jej utrzymanie miało zatem ogromne znaczenia. Championnet zamierzał następnie przezimować na nizinach Piemontu, by z początkiem wiosny natychmiast rozpocząć działania ofensywne, bez konieczności ponownego przekroczenia Alp. Melas uparcie utrzymywał oblężenie Coni, ale tym razem pożałował tego; jego linie zostały pomiędzy Sturą i Pesio przełamane. Pobity pod Villanova, Mondovi i Carru, został zmuszony do opuszczenia całego prawego brzegu Stury i oddania swojej kwatery głównej w Trinita; swoją armię zebrał na lewym brzegu Stury.

Duhesme przekroczył  Mont Genevre i zajął Pinerolo i Saluzzo. By ułatwić mu połączenie z armią główną, Championnet wyruszył z Coni i pomaszerował  3 listopada z dywizjami Greniera i Mullera do Savigliano, pozostawiając dywizję Lemoine na prawym brzegu Stury koło Carru. Stojący pod Mondovi Victor otrzymał rozkaz pomaszerowania na Fossano, by przekroczyć tam Sturę i połączyć się z resztą armii. Fossano było zabezpieczone szańcami przed niespodziewanym atakiem. Melas zebrał wszystkie swoje siły pomiędzy tym miastem i Marenne. O świcie 9 listopada pomaszerował 3 kolumnami przeciwko Savigliano. Dywizja Greniera została zaatakowana przez dywizje Otta i Mitrowsky'ego i nie wytrzymała naporu; została odrzucona w kierunku Coni. Gdy Victor dotarł do Fossano zaatakowały go dywizje Elsnitza i Gottesheima. Duhesme dotarł do Savigliano dopiero w 4 godziny po porażce Greniera; znajdował się więc na tyłach nieprzyjaciela. Po 2-godzinnej zwłoce, zwrócił się początkowo z powrotem w kierunku Saluzzo; gdy pozycja ta została zaatakowana przez generała Keima, kontynuował swój odwrót w kierunku Pinerolo i przekroczył ponownie Mont Genevre. Championnet zebrał dywizję Greniera pod Trucchi, Victora pod Morozzo; dywizja Lemoine była jednak odcięta od Coni, kilka jej regimentów musiało złożyć broń. 6 listopada Elsnitz zdobył szturmem obóz pod Madonna dell'Olmo, u podnóża przełęczy Tenda (Col di Tenda). Grenier szukał ratunku w obozie w Limone, ale ten został zdobyty; 12 listopada opuścił on Ormea i Ponte di Nava. 16 listopada generał Sommariva zdobył szturmem przełęcz Argentiere. Dzień wcześniej, 15 listopada, Provera wkroczył do hrabstwa Nicea.

Fatalny dzień 4 listopada kosztował Francuzów 8-9 000 ludzi. Bitwa pod Genolą  spowodowała powszechne zniechęcenie. Armia została odrzucona za Alpy i Apeniny i rozdzielona na 3 korpusy. Championnet założył swoją kwaterę w Pietra, później w Sospel. Melas ponownie obległ Coni. Na przełęczy Tenda i w okolicach Mondovi Melas umieścił korpus obserwacyjny; swoją kwaterę główną miał w Borgo San Dalmazzo. 5 grudnia twierdza Coni otworzyła swoje bramy; jej załoga, 2 000 ludzi, dostała się do niewoli.

Wszystko posunięcia, dokonane z Genui przez Saint-Cyra, zostały zatrzymane przez Kraya; ale za to odparte zostały przez Saint-Cyra wszystkie ataki Klenaua ze Spezii. 15 października Klenau pomaszerował do Recco, 18 kilometrów od Genui, by operować wspólnie z Nelsonem, który na pokładach swojej floty miał oddziały lądowe. Generał Miollis zdobył szturmem szańce w Rocco, pobił Klenaua i wyparł wroga za Magrę, biorąc kilka tysięcy jeńców. Po uwolnieniu się w ten sposób od Klenaua, Saint-Cyr przekroczył Bocchettę, pomaszerował do Novi i wypędził dywizję Karaczaya z Rivalty; ale 2 listopada na pomoc pospieszył Kray i pomaszerował do Acqui, by wesprzeć manewry generała Melasa. W dniach 3, 4 i 5 listopada wypędził on Saint-Cyra z Rivalty, a później też z Novi, które zajął. 6 listopada wystąpił ponownie Klenau; został jednak wyparty przez generała Darnaud za Magrę. W grudniu Kray łudził się, że uda mu się wygonić Francuzów z Genui; ponieważ jednak został powstrzymany przez stanowiska na przełęczy Bocchetta, rozkazał generałowi Klenau zaatakować prawe skrzydło tych stanowisk. 21 grudnia Klenau przystąpił do szturmu, wyparł generała Darnaud i zajął Torriglia. Sytuacja Saint-Cyra zaczynała być krytyczna. 14 grudnia przystąpił on do ataku, wypędził nieprzyjaciela za Magrę i wziął kilka tysięcy jeńców. W międzyczasie otrzymał on znaczne posiłki: do Genui dotarła część oddziałów, które walczyły pod Genolą oraz oddziały Armii Alp, pozostawione wcześniej do pilnowania wysokich gór, zbytecznego już o tej porze roku. Teraz Melas zrozumiał, że swój plan zrealizować może dopiero w nowej kampanii. Zdecydował się zająć kwatery zimowe i dać wypocząć swojej armii, zakładając rozpoczęcie operacji w pierwszych dniach lutego. Obie armie poszły na kwatery zimowe. Francuzi stacjonowali na Riwierze Genueńskiej; zajmowali Bocchettę, grzbiet Apeninów aż do Alp oraz grzbiet Alp aż do Wielkiego Św. Bernarda. Austriacy mieli w swoich rękach Genolę i okolice Aosty, Pinerolo i Turyn itd. oraz pozycje na alpejskich przedgórzach. Nie otrzymując posiłków, Francuzi odczuwali na Riwierze wielkie braki. W szpitalach szalały epidemie; panowało najgłębsze zniechęcenie. Całe pułki opuszczały swoje pozycje i przechodziły z powrotem za Var.  Tylko proklamacja Piewszego Konsula mogło zatrzymać najgorsze zło; jego imię, posłane przez niego wsparcie wszelkiego rodzaju, odbudowało zaufanie; armia zreorganizowała się.  

Zamiast otworzyć kampanię w lutym, Melas rozpoczął ją dopiero w kwietniu; była ona, jak pokaże raport z kampanii 1800 roku, dla Francji równie chwalebna, jak tragiczna była kampania 1799 roku.

Na początku lutego ze zgryzoty i niepokoju zmarł Championnet (informacja niedokładna - generał Jean-Etienne Championnet, po złożeniu 30 grudnia 1799 roku dowództwa Armii Italii, zmarł 9 stycznia 1800 w Antibes jako ofiara epidemii - przyp.tłum.). Urodził się w Valence w Delfinacie, wyróżnił się w Armii Sambry i Mozy, gdzie dowodzona przez niego dywizja odgrywała główną rolę; niestety zaakceptował on fałszywe założenia, na podstawie których Jourdan ułożył plany kampanii. Był wielkim patriotą, dzielnym i energicznym człowiekiem; był dobrym dowódcą dywizji, ale przeciętnym dowódcą.

10 lutego do Genui przybył  Massena, by objąć dowództwo Armii Italii.  

V.

Uwaga pierwsza: Plany kampanii

1. Plan koalicji, wystąpienia 4 armiami we Włoszech, w Szwajcarii, nad Renem i w Holandii, skoncentrowania w miarę możliwości w jednej armii jedynie oddziałów jednej narodowości, był sam w sobie dobry; ale należało go przeprowadzić na początku albo na końcu kampanii. Podczas przerwy zimowej można przeprowadzić bez trudności konieczne marsze, a sztaby generalne mają czas na poznanie kraju; ta znajomość jest bardzo ważna.

2. Należało posłać  Rosjan do walk nad Renem, a Austriakom pozostawić Włochy i Szwajcarię.

3. Inwazja w Holandii udałaby się, gdyby wysłane tam 45 000 ludzi działało wspólnie, gdyby zostali oni wyokrętowani w tym samym dniu i bez ociągania pomaszerowali w kierunku Amsterdamu. Książę Yorku jeszcze w tym samym tygodniu wkroczyłby do stolicy. Ponieważ jednak 15 000 ludzi wylądowało 21 dni przed pozostałymi 30 000, nie można było oczekiwać powodzenia tego przedsięwzięcia; jedynym, co mogło je zniweczyć, było złe planowanie; ale nawet takie proste planowanie nie udało się gabinetowi z St.James.

4. Marsz arcyksięcia nad dolny Ren był przedwczesny. Jego postanowienie nie było efektem obawy, że Philippsburg i Niemcy mogą zostać zagrożone, lecz efektem dążenia do przybycia na czas i wsparcia operacji księcia Yorku. W wyniku tego fałszywego manewru arcyksięcia pobity został Korsakow i utracona Szwajcaria. Winę za te niepowodzenia trzeba przypisać Anglikom. W 1799 jak i w 1800 roku współdziałanie armii angielskiej wciągnęło koalicję w nieszczęście.

5. Armia Alp i Armia Italii powinny były zostać od początku zjednoczone pod tym samym dowódcą; brak współpracy tych armii doprowadził do katastrofy. Opracowane w Paryżu plany były sprzeczne ze wszystkimi regułami sztuki wojennej. Ponieważ na wojnie wszystko zależy od wykonania, należy z góry wykluczyć skomplikowane kombinacje. Prostota jest warunkiem podstawowym wszystkich dobrych manewrów; lepiej wykonać 3 albo 4 marsze więcej i połączyć swoje kolumny daleko od przeciwnika, aniżeli dokonywać zjednoczenia przed obliczem nieprzyjaciela. 

Uwaga druga: Massena; Lecourbe.

1. Po wysłaniu Bellegarde'a do Włoch, francuska armia w Szwajcarii była silniejsza niż austriacka. Massena powinien był wykorzystać korzyści uzyskane przez jego prawe skrzydło w dniach 14, 15 i 16 sierpnia. Sukces był pewny, gdyby pozwolił generałowi Lecourbe na manewry na prawym brzegu Linthu i jeziora Zurychskiego, a resztę armii skoncentrował nad Limmatem i przekroczył z nią rzekę. Pod murami Zurychu dostał po palcach; ale było oczywistym, że musiał przekroczyć Limmat, by móc rozbić Austriaków przed przybyciem Rosjan.

2. Lecourbe na czele 20 000 żołnierzy Armii Dolnego Renu przekroczył Ren. Okrążył  Philippsburg. Co chciał tym osiągnąć? Zająć twierdzę? Nie miał sprzętu oblężniczego; regularne oblężenie trwałoby 30-40 dni, a pora roku była już za bardzo zaawansowana; nie mógł mieć nadziei na zajęcie z tak słabymi siłami tak ważnej twierdzę, gdy o 4 dni marszu stała cała armia arcyksięcia. Należało koniecznie najpierw przepędzić arcyksięcia nie tylko z Donaueschingen, lecz również z Ulm i wyprzeć za Lech. Ale jeżeli chciał zająć twierdzę mimo obecności arcyksięcia, należało, jak każe stary zwyczaj, osłonić się linią szańców; tego ne uczynił. Za Lech arcyksiążę mógł być wyparty jedynie przez równoczesne działanie Armii Dolnego Renu i Helwecji. W tym przypadku należało jednak przybliżyć Armię Dolnego Renu do Armii Helwecji, zamiast kazać jej manewrować w odległości 220 kilometrów od tej armii przeciwko skrajnemu skrzydłu arcyksięcia Karola.

3. Od 3 października do 25 listopada, czyli przez 33 dni, Massena nie ruszył się  z miejsca; Lecourbe, mimo odniesionego niepowodzenia, które zmusiło go do przerwania oblężenia Philippsburga, ruszył naprzód i walczył tylko po to, by walczyć, nawet przeciwko dwukrotnie silniejszemu przeciwnikowi; lekkim sercem narażał się na wyparcie za Ren albo Neckar. Wszystkie okoliczności nakazywały, by pozostał spokojnie na lewym brzegu Renu, by powiększył, uformował i wykształcił swoją armię; jeżeli koniecznie chciał wykonać jakiś ruch, to nie należało okrążać Philippsburga i wkraczać na czele niewielkich sił głęboko do Niemiec, lecz zająć pozycje w jednym punkcie na prawym brzegu Renu, na przykład pod Kehl albo Mannheim i założyć tam umocniony obóz, który przyjąłby początkowo 20 000, a wkrótce 30-40 000 ludzi; to zaniepokoiłoby arcyksięcia Karola, ułatwiłoby operacje Armii Helwecji i utrzymałoby napięcie w całych Niemczech. Tego rodzaju ruch flankowy odpowiadałby sposobowi prowadzenia walki wybranemu przez generała Massenę, który po bitwie pod Zurychem przyjął defensywną taktykę. Jeżeli siły główne pozostają w bezruchu, korpus wydzielony, o niewielkim znaczeniu nie może przejść do ataku, a w żadnym wypadku wkroczyć do obcego kraju; musi dopasować się do zachowania korpusu głównego, a na teatrze działań wojennych zachowywać się defensywnie, zajmując zagrażające przeciwnikowi pozycje.

Dobrze wyszkolona armia musi w przeciągu 3 dni przerzucić tyle ziemi, wykopać tak głębokie okopy, otoczyć się palisadami, palami, stanowiskami strzeleckimi, ustawić tyle artylerii, że jej obóz będzie nie do zdobycia. Licząca 20 000 ludzi armia może bez wsparcia ludności miejscowej w przeciągu 3 dni przerzucić 30-40 000 sążni sześciennych (1 sążeń sześcienny = 2,0-3,5 m3 - przyp. tłum.). Dla usypania jednego sążnia (ok. 1,9 metra - przyp. tłum.) pierwszego profilu Vaubana potrzebne jest 2,5 sążnia sześciennego ziemi. Gdyby armia znajdowała się w pobliżu Renu, woda i drewno bardzo przydałoby się generałowi Lecourbe. 

Uwaga trzecia: Hollandia; książę Yorku.

1. Generał Abercromby przez prawie 20 dni utrzymywał pozycje na Zijpe, najpierw na czele 12 000, później 17 000 ludzi. Jego celem było: po pierwsze, osłona drogi wodnej do redy wyspy Texel, gdzie lądować miały pozostałe dywizje; po drugie, otwarcie angielskim flotom i flotyllom wejścia do Zuiderzee i wywołanie strachu i przerażenia aż do murów Amsterdamu. By osiągnąć ten cel, nie musiał maszerować do Zijpe. 10 września został on zaatakowany przez liczącą

25 000 ludzi armię gallo-batawską; gdyby został pokonany, miałby problemy z osiągnięciem Helderu; wszystkie plany gabinetów Londynu i Petersburga spełzłyby na niczym. Swoim zachowaniem generał jeszcze pogłębił błędy planu kampanii. Powinien był natychmiast po swoim lądowaniu zająć pozycje w Helder, kazać usypać szańce na wydmach i osłonić swoje pozycje zatopionym lądem i kanonierkami; zaatakowanie go byłoby niemożliwe. Na tych pozycjach, pod osłoną armat swojej floty, byłby panem dojścia do Zuiderzee; książę Yorku wylądowałby pod jego osłoną. Dopiero wtedy, gdy cała armia, w sile 40 000 ludzi byłaby zjednoczona, książę powinien był wyruszyć naprzód.

2. Atak armii gallo-batawskiej 10 września na Zijpe nie powiódł się. Mimo, iż nierzadko zdarza się, że 17 000 pokona

25 000 ludzi, nie usprawiedliwia to ryzyka podjętego przez dowódcę, wydania w takich warunkach bitwy. Jeżeli armia oczekuje posiłków, które potroją jej siłę, nie ma prawa niczego ryzykować, by nie narazić sukcesu, który byłby pewny po zjednoczeniu wszystkich dywizji. Mimo tego generał Brune odniósłby sukces, gdyby zaatakował Zijpe ze wszystkimi swoimi siłami. Armia zajmująca pozycje obronne może być zaatakowana, jeżeli jej pozycje są dokładnie rozpoznane. Armia gallo-batawska powinna była więc 10 września zająć pozycje w odległości strzału armatniego od Zijpe; ten ruch byłby w południe zakończony. Jej dowódca powinien był resztę dnia poświęcić na rozpoznanie, rozpatrzenie planu ataku, podzielenie się z nim ze swoimi generałami i dowódcami oddziałów szturmowych, przygotowanie faszyn, bali i narzędzi. Spostrzegłby wtedy, że prawe skrzydło nieprzyjaciela pomiędzy morzem i wioską Krabbendam, rozciągające się na odcinku 6 kilometrów, jest najmocniejszą częścią pozycji, ponieważ u podnóża grobli Zijpe płynął szeroki i głęboki kanał Alkmaar, że miasto Alkmaar osłaniane jest przez fregaty i zakotwiczone kanonierki, że odległość od wioski Krabbendam aż do wioski San Martin wynosi aż 7 kilometrów, a stamtąd aż do wielkiej zalanej wodą powierzchni koło Zuiderzee - 9 kilometrów. Powinien był więc prawemu skrzydłu jedynie zagrozić, ale rzeczywisty atak skierować przeciwko San Martin, a mianowicie w 3 rzutach, które oddalone byłyby od siebie o 500 metrów; zaskoczony o świcie taką przyygniatającą przewagą, nieprzyjaciel nie byłby w stanie stawić poważniejszego oporu. Gdy tylko jego skrajne lewe skrzydło zostałoby rozbite i okrążone, a tyły zagrożone, wróg w popłochu wycofałby się do Halderu i byłby jeszcze zmuszony w trakcie odwrotu toczyć walkę. Dowódca artylerii armii gallo-batawskiej (generał Francois-Antoine Macors - przyp.tłum.) powinien był na tę operację, poza zwykłym wyposażeniem armii, zorganizować 8 albo 10 baterii armat 12-funtowych i haubic, by poprzedzić atak ożywioną kanonadą, by zmusić do milczenia działa polowe. Dowódca inżynierii powinien był przygotować: po pierwsze dużą liczbę łodzi i innych środków, by móc w przeciągu niewielu godzin zbudować kilka mostów przez kanały; po drugie odpowiednie narzędzia i worki z piaskiem, by szybko wykonać niezbędne roboty, podyktowane zaistniałymi okolicznościami. Gdyby generał Abercromby zajął pozycje koło Helder, nie byłby narażony na niebezpieczeństwa, które musiał pokonać.

3. Książę Yorku przegrał bitwę pod Bergen, mimo, iż mógł ją  wygrać, ponieważ dzień wcześniej, by obejść armię gallo-batawską, wysłał generała Abercromby na czele 15 000 ludzi do Holandii; dlatego 19 września, w dniu bitwy, Abercromby przebywał w Hoorn, 30 kilometrów od pola bitwy; równie dobrze mógł być nad Tamizą.

Wszystkie reguły sztuki wojennej zabraniają tego rodzaju detechementu, szczególnie w kraju takim jak Holandia, gdzie przebita grobla utworzyć może niepokonywalną przeszkodę pomiędzy wysłanymi oddziałami i armią główną. W ten sposób książę Yorku zamiast z 40 000 przystąpił do bitwy tylko na czele 25 000 ludzi, czyli z siłą, która była równa lub nawet słabsza liczebnie od armii gallo-batawskiej. Gdyby ustawił generała Abercromby na prawym zamiast na lewym skrzydle, a mianowicie w drugim rzędzie ze Hermannem, spałby kilka dni później w Amsterdamie i wywiesiłby tam orańską flagę.

4. Podczas bitwy 3 kolumny generałów Hermanna, Dundasa i Poulteneya oddzielone były naturalnymi przeszkodami. Im dalej posuwał się generał Hermann, tym niebezpieczniejszą była jego sytuacja, bo oddzielający go od reszty armii kanał Alkmaaru stopniowo oddalał się od morza. Mając 16 batalionów generał nie mógł zająć powierzchni o froncie długości 14 kilometrów pomiędzy morzem i Alkmaarem, dlatego jego oba skrzydła zawieszone były w powietrzu. Centrum i lewe skrzydło armii nie mogło posuwać się na równi z nim, ponieważ kanały ułatwiały opór połączonych Holendrów i Francuzów. Zamiast wydać takie błędne rozkazy, książę Yorku powinien był kazał swoim dywizjom manewrować kolumnami pionowymi, a mianowicie: z przodu generał Hermann, który opierałby się o morze; za nim Dundas na czele centrum, jeszcze dalej z tyłu Poulteney, opierający swoje lewe skrzydło o kanał. Jeżeli Hermann dotarłby na wysokość Bergen, lewe skrzydło dotarłby już do wioski Schoorldam; Hermann wkroczyłyby o godzinie 9 wieczorem do Alkmaaru, zaskoczyłby francuską kwaterę główną i zdobył wszystkie jej wozy transportowe; lewe skrzydło i centrum generałów Dumonceau i Daendels wpadłyby w konsternację; na łeb na szyję musiałyby wycofać się przez poprzecinane kanałami tereny i miałyby 9 kilometrów za swoimi plecami generała Hermanna.

5. Bitwy pod Egmond i Castricum były bez sensu; dzień pod Bergen rozstrzygnął kampanię. Cała Holandia stała pod bronią; w drodze była duża liczba batalionów; 24 września Massena pobił pod Zurychem główną armię  koalicji; w wyniku tego arcyksiążę był zmuszony do opuszczenia dolnego Renu i pomaszerowania nad Dunaj. Ale bez obecności armii austriackiej nad dolnym Renem angielsko-rosyjska armia nie mogła mieć nadziei na utrzymanie Amsterdamu; znalazłaby się w poważnym niebezpieczeństwie. W bitwie pod Egmond książę Yorku wydał już lepsze zarządzenia; ale było już za późno.

Uwaga czwarta: Hollandia; generał Brune.

1. Generał Brune stracił ostatnie dni sierpnia w godnym pożałowania niezdecydowaniu. Zanim podjął coś konkretnego, chciał najpierw dokładnie dowiedzieć się, co zamierza nieprzyjaciel; uznał, że lepszym będzie działanie powolne niż niewłaściwe i nierozsądne. Ta ostrożność była akurat w tym przypadku nie na miejscu; bo nie mogło być wątpliwości, który punkt zaatakują Anglicy. Oni chcieli opanować Holandię; mogli to osiągnąć jedynie przez opanowanie Zuiderzee, a do tego potrzebowali Helderu. 

Holandia jest płaską  niziną w kształcie czworoboku; przepływają przez nią  Szelda, Moza i Ren. Te 3 duże rzeki mieszają się między sobą kilkoma dużymi odnogami i połączone są ponadto liczymi kanałami.

Batawia była częścią  Galli; geograficznie należy do Francji. Od Belgi oddziela Holandię  Szelda, od Niemiec rzeka Ems; dzięki szerokim wodom Renu, Mozy, Szeldy i Ems oraz dzięki swoim portom Vlissingen, Rotterdam i Amsterdam jest to naturalny plac składowy północy dla południa Europy. Amsterdam był przez długi czas metropolią światowego handlu. Zboże i węgiel z Belgii, tratwy z Renu i jego dopływów są źródłem holenderskiego bogactwa i tworzą jeszcze teraz naturalne i lokalne gałęzie jej handlu. Moza i Ren, tworzące granicę z Francją, są mocno umocnione sztucznymi umocnieniami. Najwygodniejsza droga do Holandii dla armii francuskiej prowadzi przez Nijmegen i Utrecht.

O strony morza Holandia może być zaatakowana przez Szeldę, Mozę i Zuiderzee. Armia, która wylądowałaby od strony Szeldy, może być zatrzymana najpierw przez Vlissingen, fort Bath i twierdzę Bergen-op-Zoom. Ponadto odnogi wschodniego ramienia Szeldy i Mozy tworzą wiele linii obronnych, które najpierw muszą zostać pokonane. Po wylądowaniu przez Mozę nieprzyjacielska armia może być zatrzymana przez twierdze Hellevoetsluis, Brielle i kilka bocznych odnóg Mozy. Od Mozy do Helderu plaża jest niska, ograniczona wydmami i nie posiada żadnej zatoki, redy, żadnego portu. By zdobyć Holandię, trzeba wejść w posiadanie Amsterdamu. Armia, która w tym celu przybędzie drogą morską, nie ma wyboru; musi ona zająć Helder; będący w posiadaniu tego punktu, panuje nad drogą wodną z Texel i nad całym Zuiderzee.

Zuiderzee jest morzem wewnętrznym, pełnym portów, do którego wpływają kanały łączące go ze wszystkimi miastami Holandii; Zuiderzee opływa mury Amsterdamu. Dla statków o głębokości zanurzenia większej niż 16 stóp żegluga jest trudna. Z tego powodu holenderscy budowniczy statków dali swoim statkom i fregatom okrągłe formy; nie zanurzały się one głębiej niż 16-18 stóp i wskutek tego miały największą możliwą wadę, mogły bowiem rozwinąć jedynie niewielką prędkość. Okręty liniowe typu holenderskiego nie są w stanie walczyć przeciwko okrętom francuskim i angielskim. Kadłuby okrętów wojennych wybudowane w amsterdamskich stoczniach trzeba ciągnąć dostosowanymi do żeglugi na kanałach statkami, tzw. trekshuit do portów w Medemblik albo Nieuwe Diep i dopiero tam uzupełniać ich wyposażenie. W czasie zjednoczenia Holandii z cesarstwem budowano w Amsterdamie okręty liniowe z 74 albo 80 armatami francuskiego typu o zanurzeniu 23-24 stóp i transportowano barkami do Nieuwe Diep. Ten port uważany był przez cesarza za klucz do Holandii; trzeba było jednak postawić tam silną twierdzę, chroniącą arsenał i planowane tam stocznie, a także drogą wodną do Texel, do Zuiderzee oraz broniącą redę przed nieprzyjacielskimi okrętami. Inne drogi wodne pozwalają na żeglugę małych statków, który wpływają na Zuiderzee; ale fregaty albo okręty liniowe z 74 armatami mogą wpływać jedynie drogą wodną koło Helderu, żeglując wzdłuż wybrzeża. Już podczas podboju Holandii w 1793 roku zrozumiano ważność Helderu; ale francuscy i holenderscy inżynierowie zdecydowali się na zły system umocnień. Wybudowali tak rozciągnięte szańce, że do ich obrony potrzebna była cała armia; ale zajmująca te pozycje armia zostałaby przez wroga, który panuje na morzu i który wysadziłby swoje oddziały na ląd i opanowałby wyspę Texel, okrążona i w przeciągu krótkiego czasu zmuszona do kapitulacji.

W 1811 roku cesarz kazał  wybudować mały sześciokąt, fort Lasalle; był on chroniony przez rowy z wodą, a otaczające go tereny mogły być zalane wodą; budowa kosztowała 1 albo 2 miliony. Osłaniał on liczne baterie nadbrzeżne, na skrajnym końcu Helderu i służące do obrony drogi wodnej, redy i floty. W 1814 roku wybitny admirał Verhuell zajął na czele 700-800 Francuzów fort i bronił się tam przez kilka miesięcy, panując nad wejściem do portu i redą, mimo, że wskutek wewnętrznych niepokojów Amsterdam i pozostała część Holandii były już dla Francji stracone. Gdyby fort zbudowano 20 lat wcześniej, uratowane zostałyby 2 holenderskie floty, które zostały zagarnięte przez Anglików. 

W 1799 roku tego fortu nie było. Linie obronne Helderu były bez znaczenia, jeżeli lądowanie dokonane zostałoby na południe od nich. Ale armia angielska musiała wylądować koło Helder, by zaatakować natychmiast szturmem szańce i baterie służące do obrony drogi wodnej; Anglicy opanowaliby od pierwszego momentu Texel i zagarnęli leżącą na kotwicy na Zuiderzee flotę holenderską. Holenderski generał nie mógł szukać schronienia w porcie w Amsterdamie, gdyż musiałby zdemontować całe ożaglowanie i załadować statki na barki transportowe. Dowódca armii gallo-batawskiej powinien był założyć w Halder swoją kwaterę główną, natychmiast po otrzymaniu od holenderskiego Dyrektoriatu wiadomości o pojawieniu się u wybrzeży angielskiej floty z oddziałami lądowymi na pokładzie. Powinien był pospiesznie posłać tam dywizje Daendelsa, Dumonceau i Vandamme'a. Przybyłyby tam już 27 sierpnia i zepchnęłyby lądującą awangardę generała Abercromby do morza; w ten sposób uratowano by Helder i flotę, a przedsięwzięcie angielsko-rosyjskie zakończyłoby się niepowodzeniem.

2. Generał Daendels na czele swojej dywizji w sile 10 000 ludzi dotarł do Helder 25 sierpnia. Miał 48 godzin czasu, by przygotować pozycje na terenie, gdzie zamierzał lądować angielski admirał. Na czele 9 000 ludzi mógł on w ciągu 48 godzin przerzucić 7-8 000 sążni sześciennych ziemi i ustawić w baterie 40-50 armat. W pierwszym rzędzie powinien był utworzyć na grzbiecie wydm 8 albo 10 szańców z 4 lub 5 działami; wśród nich powinny znajdować się 2 armaty 36- albo

24-funtowe oraz 2 działa polowe. Do obrony tych szańców potrzebnych było 2 500 ludzi. Następnie powinien był podzielić swoją dywizję na 3 brygady po 2 500 ludzi. Jedna z nich powinna była pozostać jako rezerwa dla osłony szańców, dwie pozostałe z 9 zaprzężonymi armatami polowymi powinny były zaatakować z lewa i prawa nieprzyjaciela, gdy tylko ten postawiłby nogę na lądzie, w wyniku czego zakotwiczone okręty wojenne zmuszone byłyby do przerwania ognia. Można było założyć, że takie zarządzenia przyniosłyby sukces. 50 ciężkich armat można było ściągnąć z Helderu, gdzie była ich spora liczba; przy ich ustawieniu i obsłudze pomocne mogły być załogi floty holenderskiej. Jedna bateria składająca się z 20 armat 24- i 36-funtowych i 10 ciężkich moździerzy skutecznie zwalczyłaby zakotwiczone kanonierki. Ogień 68 luf, a mianowicie 50 armat ustawionych na szańcach i 18 armat artylerii konnej błyskawicznie zniszczyłyby lądujące oddziały.

3. W bitwie pod Bergen generał Brune powinien był wystawić na lewym skrzydle pomiędzy kanałem i morzem nie tylko dywizję Vandamme, lecz również dywizję Dumonceau. Dywizja Daendelsa wystarczyłaby, by osłonić teren na prawo od kanału Alkmaaru.

4. 8 dni, pomiędzy 11 i 19 września zostały przez armię gallo-batawską pilnie wykorzystane do budowania umocnień. Ale w tym umocnieniach nie było żadnego systemu. Inżynierowie dywizji wybudowali szańce na groblach, zabarykadowali wioski i robili, co uważali za najlepsze. Ale ani dowódca inżynierii ani głównodowodzący nie zatroszczyli się, by pracowano według jednolitego systemu; nie postarali się nawet o punkt zbiorczy, gdzie cała armia mogłaby skoncentrować się i zagrozić samą swoją obecnością nieprzyjacielowi. Armia angielska była dużo mocniejsza niż gallo-batawska; trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógł poważnie sobie wmówić, że może zatrzymać jej ruchy pomiędzy morzem i kanałem na odcinku 10-15 kilometrów; szańce, przygotowane na piaszczystych plażach są najgorszymi i najniedoskonalszymi umocnieniami. Inaczej sprawa wyglądała na prawym brzegu kanału, gdzie można było wszędzie osłonić się kanałami i zalanymi wodą łąkami, co jest bez wątpienia lepszym sposobem obrony. Można było przygotować tam niemalże niezdobywalne pozycje. Na obu brzegach kanału należało założyć umocniony obóz, wystarczająco duży, by pomieścić w nim całą armię. Obóz ten musiałby zostać zabezpieczony przez zalane wodą łąki i wszystkie możliwe umocnienia znane sztuce obronnej. 3 mosty przez kanały umożliwiłyby manewrowanie na obu brzegach i uderzenia na tyły albo skrzydła wroga. Skoncentrowane w tym obozie oddziały mogłyby obronić każdy możliwy punkt na obu brzegach, trzymając w szachu nieprzyjacielską armię.

5. W dniu bitwy pod Egmond generał Brune, opuszczając swoje pozycje i zajmując nowe koło Beverwijk. postąpił zgodnie z zasadami sztuki wojennej.

6. W obliczu bitew pod Bergen, Egmond i Castricum, otrzymania przez armię gallo-batawską dużych posiłków, podczas gdy następne były w drodze i odniesienia zwycięstwa w bitwie pod Zurychem, należy konwencję z Alkmaar uznać za błąd. Była połowa października, morze przy wybrzeżu holenderskim było niespokojne, a książę Yorku miał pod bronią mniej niż 25 000 ludzi, tracąc w bitwach i z powodu chorób 16 000. Zijpe jest dobrą pozycją, ale nie tego rodzaju, żeby zapewnić osłonę pobitej i słabszej liczebnie armii, skazanej na ciągle powtarzające się i wspierane artylerią ataki. W arsenale Helderu Brune miał do dyspozycji 300 lub 400 12-funtowych armat, haubic i moździerzy. Zaprzęgi mógł znaleźć w Amsterdamie lub zarekwirować we wioskach; dla transportu amunicji wystarczały kanały. Poza artylerią polową armii w twierdzach stacjonowało 40 kompanii holenderskich kanonierów ze 100 lub 150 działami 3 różnych kalibrów. Gdyby wykorzystano te wszystkie środki, Zijpe byłby jedynie słabą osłoną dla armii angielsko-rosyjskiej; zostałaby ona rozbita i w nieładzie wyparta do Helderu. Gdy tylko w szeregach wycofującej się armii zapanuje chaos, następstwa są nieobliczalne; armii angielskiej dotyczy to w stopniu jeszcze większym niż wszystkich innych. Ale Brune postanowił działać zgodnie ze starym przysłowiem i wybudować nieprzyjacielowi złoty most. Prowadził kampanię rozsądnie. Jego armia, pomijając bitwę pod Castricum, była ciągle słabsza liczebnie. Anglicy i Rosjanie należeli do oddziałów elitarnych; w przeciwieństwie do nich oddziały holenderskie były w większości słabe; wielu Niemców dezerterowało. 

Uwaga piąta: Włochy; generał Joubert.

1. Generał Joubert pogorszył jeszcze plan kampanii, wyruszając z Armią Italii 6 albo 7 dni za wcześnie, zanim Championnet rozpoczął swoje operacje i przeprowadził natarcie ze skrzydła, które zmusiłoby do wysłania przeciwko niemu z obozu Pozzolo silnego oddziału.

2. Jeżeli Joubert postanowił  wydać bitwę pod Novi, powinien był najpierw ponownie zająć mały fort Serravalle, który poddał się 7 sierpnia; ta pozycja należała do jego pozycji obronnych i nie mogła być zajęta przez nieprzyjaciela. Posiadając ten fort, zablokowałby jedną z dróg z Novi do Genui, miałby za swoimi plecami francuskie posterunki  i posiadał punkt oparcia dla prawego skrzydła, które zawieszone było w powietrzu.

Lewe skrzydło armii francuskiej nie powinno było maszerować przez Bormidę i dokonać połączenia z prawym skrzydłem w zasięgu nieprzyjaciela pod Novi. Połączenie powinno było nastąpić za Bocchettą, by wyjść z gór koło Novi całą armią. To zasada, od której nie ma wyjątków; każde połączenie części armii nastąpić musi daleko od nieprzyjaciela. Prawe i lewe skrzydło mogły zostać osobno zaatakować i pobite, podczas gdy były jeszcze daleko od siebie oddalone; dlatego ważnym było ukrycie przed nieprzyjacielem ruchów ofensywnych armii. Gdyby lewe skrzydło przekroczyło Bocchettę, dotarłoby 14. do Novi. Zaatakowany dnia następnego Suworow byłby zaskoczony i nie miałby czasu na skoncentrowanie swoich sił. Armia ustawiłaby się w szyku bojowym, centrum pod Novi, prostopadle do linii odwrotu wiodącj z Novi do Genui. Armii wystarczyłoby rozciągnięcie frontu na długości 4 400 metrów, a mianowicie 2 200 metrów pomiędzy Novi i rzeką Scrivia na prawym skrzydle i 2 200 metrów na lewym skrzydle; stałaby w 3 liniach. Jej siła pozwoliłaby jej zająć 9-kilometrowy odcinek; dałoby to 4 400 metrów pierwszej linii, 2 800 - drugiej i 1 800 - trzeciej.

4. W takim ustawieniu armia mogłaby według uznania przejść do ofensywy albo wybrać  zachowanie defensywne; jej dowódca nie byłby w żadnym wypadku zmuszony do przyjęcia bitwy na tej pozycji. Ale jego marsz na lewo przez Acqui zmusił go do wybrania traktu z Capriaty do Pasturany jako linii operacyjnej i dla jej zabezpieczenia do pozostawienia na różnych pozycjach 3 000 ludzi. Zajęcie leżącej 8 kilometrów od Novi wioski Pasturana rozciągnęło zbytnio jego linię bojową; osiągnęła teraz długość 11-12 kilometrów, czyli dwa razy tyle, ile, po skupieniu na skrajnym lewym skrzydle tak wielu oddziałów, mieć powinna. Ponieważ pozycja dywizji Watrina, która była w stanie osłonić długi na 1 800 metrów odcinek, rozciągnięta była na długości 2 200 metrów,  zagrożona została droga z Novi do Genui.

5. Zejście Watrina z jego pozycji na nizinę, by zaatakować Rosjan ze skrzydła byłoby dobrym posunięciem, gdyby uczynił to jedynie jedną kolumną, pozostawiając drugą w rezerwie na swoich pozycjach; dokonanie tego manewru całą dywizją było nieostrożnością.

6. Manewr generała Melasa pomiędzy Scrivią i Novi nie zmuszał Moreau do odwrotu; była godzina 5 po południu, generał francuski mógł jeszcze zaatakować Melasa; ale że sam sobie nawarzył tego piwa, musiał je też wypić; powinien był odczekać noc. Odwrót armii do Pasturana był równoważny katastrofie; nie mogło być inaczej. Moreau powinien był więc pozostać w Novi i walczyć. Zarządzono odwrót i stało się to, co stać się musiało. Gdyby Joubert jeszcze żył, nigdy nie wydałby rozkazu do odwrotu, a pole bitwy pozostałoby w rękach Francuzów. Na wojnie nie wolno nigdy dobrowolnie wybierać najgorsze rozwiązanie.

 

Uwaga szósta: Armia Alp; generał Championnet.

1. By wykonać umówiony manewr oskrzydlający, Championnet podzielił swoje 25 000 na 4 dywizje. Pierwsza wkroczyła do doliny Aosty, druga przeszła przez Mont Cenis do Susy, trzecia przez Mont Genevre, czwarta przez przełęcz l'Argentiere. Niemożliwością było, by tak słabe ataki zrobiły wrażenie na wrogu. Nawet nowicjusz nie mógł zostać nimi zmylony. Gdyby wszystkie te dywizje przeszły różnymi drogami przez Mont Cenis, połączyły się u jego podnóża i pomaszerowałyby na Turyn, nieprzyjaciel łatwo uwierzyłby, że siła armii wynosi nie 25 000, lecz 40 000 ludzi. Championnet zająłby wtedy pozycje koło piemonckiego Rivoli i umocnić się na tamtejszych wzgórzach, łącząc swoją pozycję z oboma jeszcze mocniejszymi pomiędzy Rivoli i Susą. Mógłby przekroczyć 8 sierpnia Mont Cenis i dwa dni później dotrzeć do Rivoli. Dywizja austriacka, która miała bronić Turynu, zaalarmowałaby kwaterę główną Suworowa, a ten w nocy z 11 na 12, najpóźniej 13 sierpnia wydałby zarządzenia do zatrzymania zagrażającej mu armii. Można pozostawić bez reakcji ruchy 5-6 000 ludzi, ale nie można pozostać obojętnym, gdy 30-40 000 manewruje za plecami własnej armii. Gdyby więc Joubert dotarł 19 sierpnia do Novi, armia Suworowa byłaby już w drodze do Turynu.

2. Championnet powinien był na czele całej swojej armii zająć pozycje rozciągnięte na 2 200-2 700 metrów; jego skrzydła powinny były być oparte o mocne, opalisadowane umocnienia, a centrum osłonięte szańcami; powinien był zabrać na nizinie żywność wszelkiego rodzaju, szerząc tym wszędzie niepokój i strach. Na takiej pozycji nie musiałby niczego się obawiać; by go z niej wyprzeć, Suworow potrzebowałby całej swojej armii, a sam Championnet miałby wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się na przyjęcie wroga i ustawienia swojej armii w szyku bojowym. Gdyby Joubert zwyciężył, mógłby się z nim w ciągu 2 dni połączyć; ale gdyby głównodowodzący został pokonany, sam miałby wystarczająco dużo czasu, by w spokoju wycofać się za góry, nie narażając się na niebezpieczeństwo i nie czekając na połączenie całej nieprzyjacielskiej armii. To była jedyna szansa, by ruch flankowy zakończył się sukcesem. Zrozumiałe, że byłoby lepiej, gdyby te 25 000 ludzi połączyło się z główną armią już przed bitwą pod Novi; w każdym razie, opisane powyżej postępowanie było jedynym możliwym, by skorygować błąd opracowanego przez rząd planu kampanii.

3. Marsz prze Bocchettę  na odsiecz Tortony był błędem. Armia Kraya była liczna i złożona ze starych żołnierzy, których odniesione zwycięstwo napełniło odwagą. Gdyby Moreau zwyciężył, dotarłby bez wątpienia do Tortony, ale zagrożony przez zmierzającego na pomoc Krayowi z Coni Melasa, nie mógłby utrzymać się tam dłużej niż 48 godzin; to zmusiłoby armię francuską do ponownego przekroczenia gór i pozostawienia Tortony swojemu losowi. Ale zwolniłoby to komendanta twierdzy od danego przez niego słowa; zapasy prowiantu, które udałoby się w przeciągu 48 godzin dostarczyć do twierdzy zwiększyłyby jej zapasy tylko na kilka dni i miasto musiałoby się i tak poddać. Twierdzę Tortona nieprzyjaciel zdobył już na polu bitwy pod Novi; nie można jej było mu odebrać.

4. Dla wsparcia ruchu Armii Italii w kierunku Tortony Championnet powtórzył swój manewr sierpniowy. Stacjonująca w dolinie Aosty dywizja, pomaszerowała w kierunku fortu Bard, stojąca w Susa przeciwko Turynowi, a on sam przeciwko Pinerolo. Wszystkie te rozdrobione, bezplanowe i bezbarwne posunięcia musiały prowadzić do porażki.

Zamiast ruszyć  3 dni wcześniej niż Moreau, wyruszył on kilka dni po nim; gdy więc Kray 9 września wyparł Armię Italii za Bocchettę i 11. stanął pod Tortoną, miał czas, by pomaszerować przeciwko Cherasco i Fossano, uzgodnić swoje posunięcia z Melasem i połączyć się z nim, by wspólnie okrążyć Armię Alp i odrzucić ją w alpejskie doliny. Te same bataliony, które 9 września odparły atak Moreau na Serravalle i Novi, pobiły 18 września Championneta pod Fossano.

Gdyby dowództwo Armii Alp znajdowało się w rękach przeciętnie zdolnego generała, mógłby on zadać nieprzyjacielowi ciężkie ciosy; strat odniesione w potyczkach, jesienne choroby i oddalenie Suworowa osłabiło znacznie Austriaków. Sam Melas nie mógł wystąpić przeciwko Armii Alp i gdyby ta zaatakowała w stosownym momencie, Kray, atakowany przez Moreau, nie byłby w stanie przyjść Melasowi z pomocą. Obaj generałowie mogli wystawić razem tylko 30 000 ludzi; gdyby Championnet skoncentrował swoje dywizje, dysponowałby równą w przybliżeniu siłą; w wyniku jego nieudolności pod Fossano stanęło naprzeciw nieprzyjaciela jedynie 7-8 000 ludzi. 

Uwaga siódma: Armia Alp i Italii; generał Championnet.

1. W październiku Melas miał tylko jeden cel: zajęcie Coni, by zapanować nad całymi Włochami i zmusić Francuzów do przezimowania za Alpami. Championnet chciał jednak utrzymać tę kluczową dla Włoch pozycję, by móc zająć kwatery zimowe na urodzajnej nizinie Piemontu. Słusznie rozpoznał najlepszy środek, by unicestwić plany przeciwnika; należało przenieść kwaterę główną do Coni i pod murami twierdzy założyć obóz dla armii. Tym manewrem zmusił Melasa do przerwania oblężenia, wycofania swojej armii na lewy brzeg Stury i pozostawienia mu całego prawego brzegu; gdy nie tylko Coni zostało oswobodzone, lecz również odtworzone połączenia z Sawoną, Carru, Mondovi, przełęczą l'Argentiere, jego zadanie było wypełnione i nie miał nic więcej do czynienia, jak trwać przy swoim planie, umocnić swój obóz i armię, włączając w tym celu do linii obronnej generała Duhesme i jego 15 000 ludzi. Austriacki generał albo zrezygnowałby ze swojego planu albo zaatakowałby niesamowicie silny obóz Francuzów, by zmusić ich do oddania Coni. Tego nie mógł uczynić, gdyż skazywałby się na pewną porażkę. Ale Championnet opuścił obóz zanim połączył się z Duhesme; manewrował na obu brzegach Stury; dwie z trzech swoich dywizji ustawił pomiędzy Mondovi i Coni na prawym brzegu, a czwartą dał zgnieść przez całą armię austriacką Melasa. Ten błąd miał wielkie konsekwencje. Tragiczna bitwa pod Genolą kosztowała Francuzów 8 000 ludzi, doprowadziła do upadku Coni i rozbiła całą armię, która została wygnana z niziny i była zmuszona cierpieć głód i nędzę w obozach genueńskiej Riwiery.

2. Gdyby Championnet chciał wydać bitwę, mógł to zrobić tylko na jednym brzegu Stury i musiałby mieć pod ręką wszystkich swoich 25 000 żołnierzy; połączenie z Duhesme powinno odbyć  się na zapleczu, a nie przed obliczem wroga.

W ciągu 3 miesięcy swojego dowództwa nad Armią Alp Championnet opierał swoje manewry na fałszywych założeniach i trzykrotnie naraził armię  na zagładę, nie przechylając szali zwycięstwa ani na chwilę  na swoją stronę; a przecież jego siły przewyższały siły przeciwnika, ale tylko na teatrze wojennym, nie na polu bitwy, gdzie był w stanie występować jedynie jeden przeciwko trzem. Jego manewry i posunięcia muszą być widziane jako jeden łańcuch błędów. Nie przeprowadził ani jednego manewru, który nie zaprzeczałby zasadom sztuki wojennej. Najtrudniejszym zadaniem całej sztuki wojennej jest ponowne zebranie oddziałów pobitej armii i natychmiastowego przejścia do ofensywy. Wykonanie takiego zadania wymaga od dowódcy głębokiej znajomości podstaw sztuki wojennej; nierespektowanie ich prowadzi do kolejnych klęsk i kończy się katastrofą.

 

T. V Roz. IV. Polityka Dyrektoriatu.

I. Kongres w Rastatt. - II. Przemiany w Szwajcarii. - III. Administracja wewnętrzna. - IV. Naruszenie ordynacji wyborczej. 
 

I.

Preliminaria pokojowe z Loeben podpisano 14 kwietnia 1797 roku; traktat pokojowy nosi datę  17 października tego samego roku; Austria potrzebowała zatem 6 miesięcy, by zawrzeć pokój. Ta długa zwłoka była wynikiem taktyki gabinetu wiedeńskiego, który wykorzystał powolność Reichstagu w Regensburgu. Po rozpoczęciu rokowań w Rastatt, Austria chciała wygrać na czasie. Postępowała przy tym według systemu, który stosowała już zawsze. Nieporadność kancelarii, pedantyczność Niemców i podziały partyjne Reichstagu były głównymi przyczynami tej powolności.

Austria zajmowała na kongresie początkowo bardzo korzystną pozycję i potrafiła przezwyciężyć trudności związane z przyszłym losem księstw kościelnych. Moguncja, o którą głównie toczył się spór, została wydana oddziałom francuskim. Ale gdy cesarscy wysłannicy chcieli przekonać niemieckich książąt, że odstąpienie Francji lewego brzegu Renu jest niezbędną rekompensatą za przyznanie Austrii terytorium weneckiego, odpowiedzieli oni, że cesarz nie miał prawa, jako zwierzchnik Rzeszy, decydować o losie części niemieckiego terytorium. Ale manifestacja ich niezadowolenia pozostała jedynie pustymi słowami i nie odniosła żadnego skutku. Co Napoleon chciał, to zostało ustalone. Moguncję, Kastel, Koblencję i Kehl przyznano Francji.

Następcami Napoleona w prowadzeniu rokowań w Rastatt byli Treilhard, Bonnier, Jean Debry i Roberjot. Instrukcje, które otrzymali, były podyktowane w tym samym duchu, który doprowadził do zerwania rokowań w Lille (od czerwca do sierpnia 1797 roku w Lille prowadzone były rokowania pomiędzy Francją i Anglią, przerwane przez stronę francuską - przyp. tłum.). Dyrektoriat z troską obserwował skutki traktatu pokojowego z Campo Formio.

"Napoleon powinien był pomaszerować do Wiednia i obalić tron cesarski. Wtedy zrewolucjonizowalibyśmy Niemcy i dopiero wtedy Republika odniosłaby wielki triumf."

Nie trzeba udawadniać, że takie twierdzenie było, nie tylko z politycznego, lecz również militarnego punktu widzenia, głupie. Napoleon podpisał traktat pokojowy, bo liczyły się dla niego jedynie prawdziwe interesy ojczyzny i  jego armii. Podczas wojny czas na podpisanie korzystnego traktatu pokojowego często jest bardzo krótki; Napoleon rozpoznał ten moment i wykorzystał go. 
 

Dyrektoriat, Austria i książęta niemieccy sprawiali wrażenie zgodnych w zamiarze przeciągnięcia rokowania w Rastatt. 8 stycznia 1798 roku, 3 miesiące po zawarciu pokoju w Campo Formio, przedstawiciele Świętego Rzymskiego Cesarstwa otrzymali nieograniczone pełnomocnictwa, a 1 marca uznali oni lewy brzeg Renu jako granicę Republiki Francuskiej. Różnica wyznań stanowiła w Niemczech ważną część polityki. Na czele Ligi Protestanckiej przeciwko katolikom stała Szwecja; król Prus reprezentował interesy stanów Rzeszy przeciwko Austrii; król Anglii wziął udział w rokowaniach jako elektor Hanoweru i wywierał duży wpływ na decyzje Austrii. Jeżeli już rokowania poprzedzające pokój z Campo Formio trwały aż 6 miesięcy, można zrozumieć, jakie trudności wszelkiego rodzaju napotykano w Rastatt.

Zaraz na początku rozmów francuscy pełnomocnicy jako podstawę rokowań postawili żądanie przyłączenia do Francji niemieckich terytoriów, leżących na lewym brzegu Renu. Przeciwko temu podniósł się zdecydowany sprzeciw powołujący się na konstytucję Rzeszy, która jednakże w oczywisty sposób pominięta została przy przemianie 3 kościelnych księstw we francuskie prowincje. Myśl o sekularyzacji kościelnych terytoriów była jednak już obecna we wszystkich większych niemieckich państwach, a wielu książąt proponowało nie poprzestać na sekularyzacji księstw kościelnych. Austria dążyła do wcielenia biskupstw Salzburga, Passau i Trientu (Trydentu); Bawaria pragnęła biskupstw frankońskich, Prusy - biskupstw Münster, Padeborn itd. Książęta świeccy, którzy stracili swoje posiadłości na lewym brzegu Renu, mieli prawo do odszkodowań. W ten sposób postanowiono opracowanie systemu odszkodowań kosztem terytoriów kościelnych.

W zachodnich prowincjach niemieckich panowała największa nędza; potrzeba pokoju rosła z dnia na dzień. Książęta niemieccy w końcu ustąpili i uznali wcielenie lewego brzegu Renu do Francji. Ale nie był to cel, do którego dążył Dyrektoriat. Polecił on swoim pełnomocnikom postawienie niedorzecznych żądań, które były nie do pogodzenia z założeniami rozpoczętych już rokowań i pełnomocnictwami niemieckich przedstawicieli. Poza odstąpieniem wszystkich wysp reńskich Dyrektoriat żądał swobodnej żeglugi na wszystkich dopływach Renu i innych rzekach niemieckich, w szczególności na Dunaju. Republika miała zatrzymać znajdującą się na prawym brzegu Renu twierdzę Kehl oraz należący do umocnień Moguncji fort Kastel. Cytadela Ehrenbreitstein przed Koblencją miała zostać zburzona; Republika miała otrzymać 50 mórg ziemi pod Huningue, by odbudować most handlowy pomiędzy Nowym i Starym Brisach (Breisach). Armie Republiki miały opuścić prawy brzeg Renu dopiero po wypełnieniu warunków traktatu. Ale to nie było jeszcze wszystko - Dyrektoriat niesłusznie żądał, by długi państw lewego brzegu Renu rozliczone zostały z odszkodowaniami na prawym brzegu rzeki. W końcu pełnomocnicy posunęli się nawet tak daleko, że podali do protokołu iż oczekują natychmiastowej odpowiedzi i zakończenia gry na zwłokę. W przypadku zwlekania z odpowiedzią było to równoznaczne z wypowiedzeniem wojny.

Przeciwko nocie francuskich pełnomocników cesarscy wysłannicy wnieśli energiczny sprzeciw. Odmówili oddania wysp reńskich, odrzucili z całym zdecydowaniem żądania dotyczące twierdz Kehl, Kastel i Ehrenbreitstein oraz mostów pod Brisach i Huningue oświadczając, że tym samym zagrożona będzie niezawisłość Niemiec, a żądania te sprzeciwiają się postanowieniom traktatu pokojowego z Campo Formio dotyczących granicy na Renie. Opłaty za żeglugę można zlikwidować tylko wtedy, gdy uczyni to także Holandia. Sprawa wolnej żeglugi po wszystkich niemieckich rzekach leży poza zakresem rokowań i pełnomocnictw przedstawicieli Rzeszy. Skreślenie długów państwowych dla obszarów na lewym brzegu Renu jest sprzeczne z ogólnie przyjętym prawem. Na koniec przedstawiciele oświadczyli, że są gotowi zrezygnować z wszystkich praw do lewego brzegu Renu, o ile Francja zrezygnuje ze wszystkich roszczeń odnośnie prawego brzegu. 
 

Podczas tej dyplomatycznej wojny, która odsłoniła całą mala fides Dyrektoriatu, Austria, podburzona przez Anglię i wspierana jej pieniędzmi, ochłonęła z odniesionych strat, zreorganizowała swoje armie, napełniła swoje magazyny i doprowadziła się do stanu umożliwiającego jej odegranie czołowej roli w drugiej koalicji.

Anglia, po zapoznaniu się z nowymi żądaniami Dyrektoriatu, wykorzystała okazję, by podburzyć Wiedeń i Petersburg do nowej wojny. Myślała ona w szczególności o swojej gospodarczej ruinie w przypadku podpisania traktatu pokojowego pomiędzy Republiką i Niemcami. Przewidywała bowiem wprowadzenie blokady importu produktów manufaktur angielskich i towarów kolonialnych, na które posiadała obficie rekompensujący jej ofiary monopol. Poza tym Anglia była rozgoryczona zerwaniem rokowań w Lille. Pitt nie przeoczył żadnej okazji, by poprowadzić Europę przeciwko Francji, jego osobistemu wrogowi! Stworzył income-tax (podatek dochodowy - przyp. tłum.), dzięki czemu dysponował ogromnymi dochodami. Być może Anglia, by podjudzić Austrię przeciwko Francji, wywołała rozruchy w kantonie Vaud i w Rzymie, chcąc w ten sposób zwrócić uwagę armii francuskiej w tę stronę i zasugerować złamanie postanowień z Campo Formio. Być może Pitt pośrednio wywołał też wyprawę do Egiptu, która musiała zranić Portę Ottomańską. W każdym razie minister ten czynił wszystko, by doprowadzić do realizacji wielkiego planu koalicyjnego, który sobie wymarzył.

Ten plan Anglii mógł  być niebezpiecznym dla Dyrektoriatu, bo mógł mu on niewiele przeciwstawić: jego finanse były w największym nieporządku; nie miał żadnego kredytu; poszczególne gałęzie administracji żyły wprawdzie jeszcze owocami zwycięstw kampanii włoskiej, ale i ten stan nie mógł już długo trwać. W wojnie Dyrektoriat widział swój polityczny ratunek; Anglia chciała tego samego, by utrzymać swoją przewagę w Europie. 
 

Podczas rokowań  w Rastatt miały miejsce istotne wydarzenia; rewolucje w Rzymie i Szwajcarii, wyjazd armii francuskiej do Egiptu, wypowiedzenie przez Portę  wojny Republice, wojna z Neapolem, utworzenie Republiki Partenopejskiej, abdykacja króla Sardynii i wreszcie wznowienie działań wojennych w Niemczech.

Mimo oporu przedstawicieli niemieckich przeciwko nowym żądaniom Dyrektoriatu skłaniali się  oni coraz bardziej w stronę reprezentowanej przez Prusy polityki neutralności. Austria, o ile z jednej strony chętnie zerwałaby traktat z Campo Formio, do czego popychały ją Anglia i Rosja, to jednak z drugiej strony z niepokojem patrzyła na powstawanie protektoratu Prus nad Rzeszą. Król Prus rzeczywiście nie krył się ze swoimi zamiarami wykorzystania dla siebie chwilowych trudności Austrii; wykorzystując przewagę, którą dały mu zaistniałe wydarzenia polityczne, chciał zemścić się na cesarzu. Oparł się wszystkim wabieniom Anglii i poważnie szkodził swoim stanowiskiem powadze Austrii. Ta widziała się niespodziewanie porwana przygotowanymi przez Anglię wydarzeniami i zmuszona do zachowania tajnych traktatów, które od miesięcy wiązały Wiedeń, Petersburg i Londyn.

Król Neapolu posłał  swoją armię przeciwko Rzymowi; do niego przyłączyli się król Sardynii i Wielki Książę Toskanii. Z innej strony armia rosyjska przekroczyła granicę austriacką. W Szwajcarii Gryzonia zrzuciła jarzmo nowej helweckiej konstytucji i wezwała na pomoc z Tyrolu armię austriacką, w wyniku czego generał Hotze na czele 30 000 wkroczył na terytorium szwajcarskie; w końcu, upadek blokowanej przez Francuzów od początku kongresu w Rastatt twierdzy Ehrenbreitstein, wznowienie działań wojennych w Niemczech, spowodowane faktem, że żądania Dyrektoriatu w wyniku kapitulacji tej silnej twierdzy na prawym brzegu Renu stały się jeszcze bardziej nieumiarkowane.

Arcyksiążę Karol stał na czele silnej armii pomiędzy Innem i Lechem; generał  Jourdan dowodził na lewym brzegu Renu Armią Dunaju. Koalicja dysponowała następującymi siłami:

arcyksiążę Karol dowodził 120 000 ludzi w Niemczech

generał Hotze stał  na czele 30 000 w Szwajcarii

generał Bellegarde dowodził 24 000 w Tyrolu

generał Melas miał  60 000 we Włoszech

w kierunku zachodnim maszerowało 100 000 Rosjan

książęta włoscy wystawili 60 000 ludzi. 
 

Armiami francuskimi we Włoszech dowodzili Joubert i Championnet; ich pierwsze sukcesy spowodowały ich odwołanie przez Dyrektoriat. Dokonali oni we Włoszech wielkich czynów. Joubertowi nie wybaczono, że opowiedział się za niepodległością Republiki Cisalpińskiej; o swoim zwolnieniu dowiedział się akurat w Turynie, gdzie został wysłany, by przyjąć abdykację króla Sardynii. Championnet, który w czasie krótszym niż miesiąc zajął królestwo Neapolu i zmusił króla do ucieczki na Sycylię, został odwołany, bo nie respektował rozkazów Dyrektoriatu.

Podczas gdy w Rastatt kongres nadal obradował, na wszystkich frontach wznowione zostały działania wojenne. 20 lutego 1799 roku Dyrektoriat opublikował  manifest, w którym oskarżał Austriaków o przekroczenie neutralnej strefy wokół Rastatt. Arcyksiążę ze swojej strony wydał proklamację, w której stwierdzał, że Francuzi swoimi posunięciami w Szwabii naruszyli warunki zawieszenia broni z Leoben i wezwał francuskich przedstawicieli w Regensburgu do wyjazdu. Gdy ci odmówlili, arcyksiążę kazał ich odstawić pod eskortą wojskową do francuskich placówek.

2 marca armia francuska przekroczyła Ren; Saint-Cyr na czele lewego skrzydła pod Kehl, Jourdan koło fortu Vouban; Ferino na czele prawego skrzydła koło Huningue i Bazylei; Bernadottte na czele Korpusu Obserwacyjnego pod Moguncją, blokując w ten sposób Philippsburg; Massena pomaszerował do Gryzonii. 
 

Po gwałcie dokonanym przez arcyksięcia na francuskich przedstawicielach w Regensburgu, cesarscy pełnomocnicy nie czuli się w Rastatt pewni i prawie wszyscy wyjechali. W ten sposób kongres został rozwiązany. Tymczasem francuscy przedstawiciele, którzy rokowania z państwami Rzeszy traktowali niezależnie od zerwania z Austrią, pozostali w Rastatt. Gdy Jourdan, pobity, 7 kwietnia wycofał się ponownie za Ren, Rastatt i prawy brzeg Renu został zajęty przez armię arcyksięcia. 23 kwietnia deputacja państw Rzeszy ogłosiła kongres w Rastatt za zakończony. Z powodu powtarzających się wypadków napadu na francuskich kurierów francuscy pełnomocnicy poprosili o austriacką eskortę, która - co było politycznym skandalem - została im odmówiona. 28 kwietnia austriacki oficer na czele 50 huzarów przekazał im rozkaz opuszczenia w przeciągu 24 godzin Rastatt. Była godzina 7 wieczorem, rozkaz podpisany był: Barbatzi, pułkownik. Francuzi w pośpiechu spakowali swoje rzeczy i pomiędzy 9 i 10 godziną odjechali. Dłużej niż przez godzinę przetrzymywano ich przy bramach miasta. Nadaremnie powtórzyli oni swoją prośbę o eskortę; odpowiedziano im, że nie mają się czego obawiać. W końcu odjechali, mimo nocy i targających ich obaw.

200 metrów za miastem francuscy pełnomocnicy zostali zatrzymani. Była ciemna noc, ich służący nieśli pochodnie. Siedzącego w pierwszym pojeździe Jean Debry wyciągnięto z powozu; przeszukano go, zabrano jego papiery, a po kilku ciosach szablą wrzucono do rowu; przyjęto, że nie żyje. Bonniera i Roberjota spotkał początkowo ten sam los, wyciągnięto ich z powozów i obszukano; następnie zostali rozsiekani szablami; Roberjot decydujący cios otrzymał w ramionach swojej żony, która usiłowała zasłonić go swoim ciałem. Mordercy rozmawiali po francusku; najwyraźniej byli to austriaccy huzarzy przebrani za Francuzów. Zabili oni tylko pełnomocników, puszczając wolno ich sekretarzy, świtę i służących.

Jean Debry spędził  noc w lesie, następnego ranka powrócił do Rastatt, gdzie oddał  się pod ochronę przedstawiciela Prus, hrabiego Goertza. W ostatnim powozie siedział wysłannik Ligurii, Boccardi; słyszał  on zgiełk i krzyki umierających. Wraz ze swoimi synami zbiegł i był pierwszą osobą, która przyniosła do Rastatt wieść o tej okropnej zbrodni. Hrabia Goertz wezwał komendanta bramy Ettlingen do poinformowania go, jakie przedsięwziął środki bezpieczeństwa, by zapobiec podobnej zbrodni. Ten odpowiedział, że wydarzenie było efektem nieporozumienia kilku patroli. W odpowiedzi przypomniano mu prośbę wysłanników o eskortę i jego odmowę; komendant powołał się na swojego przełożonego; ten z kolei odpowiedział, że odmówiłby eskorty również przewodniczącemu przedstawicielstwa Prus, hrabiemu von Bernstorff. Wszyscy przedstawiciele, przebywający jeszcze w Rastatt, zebrali się i opublikowali 1 maja publiczne oświadczenie dotyczące tego oburzającego naruszenia praw narodów. Manifest ten, który przynosi zaszczyt niemieckiej lojalności, podpisali: hrabia von Goertz, baron von Jacobi, von Dohm, von Rosenkrantz, von Rechberg, von Rehden, baron von Gatzera, hrabia Solms-Tanbach, Otto von Gemmingen, von Krenew, hrabia von Taube.

Ten zamach był  przyczynkiem do różnych przypuszczeń. Niespodziewana śmierć generała Hoche (zmarł 19 września 1797 roku w Wetzlar - przyp.tłum.), pucz w Rzymie przeciwko francuskiemu przedstawicielstwu, wkroczenie do Szwajcarii były oskarżeniami skierowanymi przeciwko Dyrektoriatowi, po którym można się było spodziewać jeszcze innego, kolejnego przestępstwa. Mówiono, że takimi metodami chciano uczynić wojnę popularną i wyzwolić w armii nową energię, która wydawała się zanikać. W rzeczywistości wypowiedzenie wojny cesarzowi Austrii i Wielkiemu Księciu Toskanii z dnia 12 maja zostało przyjęte bardzo nieprzychylnie, a wojna nigdy wcześniej nie była niepopularniejsza.

Arcyksiążę Karol był zdania, że musi odpowiedzieć na zażalenia Dyrektoriatu i 2 maja wysłał list do generała Massena. Europa i Francja nie wątpiły w honor arcyksięcia, ale członkowie Ciała Prawodawczego jednogłośnie, wobec przedstawicieli wszystkich narodów, uznali zamordowanie francuskich przedstawicieli za przestępstwo całego domu habsburskiego. Z entuzjazmem podjęli 3 uchwały:

po pierwsze: odprawienia we wszystkich miastach Republiki uroczystości żałobnych ku czci Bonniera i Roberjota;

po drugie: we wszystkich budynkach sądowych i szkolnych oraz urzędach miały zostać wywieszone tablice z następującym napisem: "9 floreala roku VII, o godzinie 9 wieczorem na polecenie rządu austriackiego jego oddziały zamordowały francuskich wysłanników, którzy wysłani zostali by prowadzić rokowania pokojowe na kongresie w Rastatt;

po trzecie, wszystkie oddziały armii i marynarki wojennej otrzymają trójkolorowe sztandary z napisem: "Zemsta za śmierć obywateli Bonnier i Roberjot, przedstawicieli Republiki w Rastatt".

Po oburzeniu nastąpiło zastanowienie. Nie rozumiano, jaką korzyść przynieść może wrogiemu rządowi zamordowanie francuskich wysłanników, którzy mieli przy sobie jedynie pisma dotyczące rokowań, a których zawartość była powszechnie  znana. Wszyscy wiedzieli, że Rosja, Austria i Anglia dążyły do wojny; dla Anglii i Austrii była ona sprawiedliwa od czasu, kiedy Dyrektoriat podburzył Szwajcarię, Rzym i Holandię. Austria szukała możliwości przeciągnięcia na swoją stronę niemieckiego kontyngentu; Prusy opierały się ze wszystkich sił.

Co ważnego mogły zawierać  teczki wysłanników? W Paryżu próbowano ten zamach zapisać  na konto gabinetu z S.James, ale opinia publiczna nie zgadzała się z tym niesłusznym oskarżeniem; krótkie zastanowienie wystarczało, by dowieść, że zamach nie był w interesie Anglii. Niektórzy, chcąc dotrzeć do sedna sprawy, twierdzili, że Bonnier i Roberjot, oburzeni dwujęzycznością nowych instrukcji Dyrektoriatu, nosili się z zamiarem zadenuncjowania Dyrektoriatu przed francuskim parlamentem. Jean Debry, mówili, który znał te zamiary, ale ich nie podzielał, poinformował o tym Dyrektoriat. Jego koledzy polegli zamordowani przez mówiących po francusku ludzi; on sam odniósł tylko kilka zadraśnięć, mimo, że jako pierwszy został zaatakowany! W Rastatt dzielono tą opinię; wyglądało na to, że wielu ma mu za złe jego lekkie rany i ucieczkę na drzewo. Ale opinia publiczna w Rastatt była wtedy całkowicie skierowana przeciw Dyrektoriatowi! 
 

II.

Kanton Vaud, od niepamiętnych czasów francuski z obyczajów, charakteru, handlu, potrzeb i mowy, próbował wykorzystać rewolucję w sąsiednim kraju, by wyzwolić się spod panowania arystokracji Berna. Vaud był podbity przez Republikę Berneńską. Jego mieszkańcy byli politycznymi chłopami pańszczyźnianymi, mimo, że dzięki swojej cywilizacji, urodzaju kraju, tradycji jego arystokracji i bogactwu wielu rodzin, znacznie przewyższali swoich władców. A zatem, pomijając prawo, było niemalże koniecznością, by środków do zrzucenia tego jarzma szukać w kontaktach z Francją.

Ze swojej strony paryscy przywódcy partyjni pilnie pracowali nad rozszerzeniem rewolucji. W Lozannie odkryto stary traktat podpisany z Karolem IX, w którym dwór francuski gwarantował na wszystkie czasy wolność ludności kantonu Vaud. Dyrektoriat, pełny respektu przed Karolem IX, poinformował kantony, że zamierza wystąpić w obronie starego sprzymierzeńca i przyjaciela narodu francuskiego. Miał on jeszcze dwa inne powody, by zainteresować się skargą kantonu; ale podał tylko jeden przykład, a mianowicie, że tyrański rząd berneńskich junkrów jest złym przykładem dla demokratycznie rządzonym kantonów i nowopowstałej Republiki. Drugi, nie podany powód, miał równie silny wpływ na decyzje Dyrektoriatu. Były to miliony berneńskiej kasy.


Działalność w kantonie Vaud była więc efektem przeróżnych powodów: umiłowania wolności, niemoralności, interesów politycznych i prywatnych. Ambitne dążenia nie wchodziły jednak w grę, nigdy rząd nie był mniej ambitny, pod tym względem osobistości Dyrektoriatu nie budziły żadnej wątpliwości. Składał się on z 3 zwycięzców 18 fructidora, stoika Reubella, oświeconego Lareveillere-Lepaux, szlachetnego Barrasa, a ponadto z poety Francois de Neufchateau i adwokata Merlina. Ten znał tylko pracę; pozostali nie mieli innego celu, poza życiem w Pałacu Luksemburskim z pensji tam otrzymywanych.


Obalenie Republiki Szwajcarskiej skierowało europejską opinię publiczną przeciwko Dyrektoriatowi, gdyż, po pierwsze, obalony został szanowany również przez królów stary republikański rząd; po drugie, co było jeszcze istotniejsze, by podbić ten kraj, walczono z nędznymi chłopskimi chatami. Mimo, że celem tego przedsięwzięcia było oswobodzenie z więzów najpiękniejszej części Szwajcarii, zachowanie Dyrektoriatu głęboko zraniło opinię powszechną. Zdobyłby on dla siebie Europę, gdyby respektował demokrację małych kantonów. Sformułowany w mocnych słowach manifest dał wyraz oburzeniu Szwajcarów; byli oni wolni, jak powietrze ich gór; demokracja ich administracji odpowiadała ich prostym obyczajom bardziej niż narzucone francuskimi bagnetami filozoficzne idee mieszczaństwa. Dyrektoriat nie słuchał głosów synów Wilhelma Tella; wypowiedział wojnę tym szaleńcom, którzy odważyli się być wolniejsi niż jakobini.

W swojej bezwstydności posunął się nawet tak daleko, iż ogłosił w swoich gazetach zamiar zniszczenia szwajcarskiego prawa azylu. Oświadczył,  że chce ukarać kantony za to, że dały schronienie emigrantom i uciekinierom 18 fructidora.  
 

Być może Napoleon również dążyłby do przeprowadzenia zmian w Szwajcarii, ale on w tym celu rozpocząłby pertraktacje z berneńskim prezydentem von Steigerem, sędziwym starcem starej daty. Udowodniłby mu konieczność zrobienia z Vaud niezależnego kantonu i prawdopodobnie udałoby mu się na drodze rokowań zrealizować słuszne żądania Francji. Gdyby zaistniała taka konieczność, ustawiłby na granicy kilka batalionów, prezentując swoją siłę, a Berno byłoby szczęśliwe, gdyby udało mu się za tę cenę uratować swoją formę rządzenia i skarby, nagromadzone przez oszczędne władze od czasu Karola III Dobrego. Tego typu postępowanie odpowiadałoby zasadom uznawanym wówczas przez naród francuski.

Rada Berna czyniła wszystko, by uniknąć wojny; ofiarowała wszystko, czego wymagał Dyrektoriat, czyli w pierwszej linii wyraziła zgodę na wydalenie emigrantów. Nieszczęśnicy ci byli barbarzyńsko ścigani w całej Szwajcarii. Kobiety i dzieci, starcy, księża zostali wypędzeni z miast, które od 8 lat uznawali za swoje; żebrali o litość, której im odmówiono i głosili swoją nienawiść do Dyrektoriatu.

Ambasador angielski, Wickham, nie mógł im wprawdzie zapewnić ochrony, ale udowodnił  przynajmniej życzliwość Anglii, oświadczając radzie w Bernie, że opuszcza swoje stanowisko. Dyrektoriat nie oczekiwał takiego zachowania angielskiego ambasadora; postanowił wkroczyć teraz do Szwajcarii. Generał Saint-Cyr otrzymał rozkaz, ze swoją dywizją, należącą do Armii Renu, zajęcia pozycji na granicy kantonu Berna. Arystokracja szwajcarska poczuła się nagle zagrożona agresją francuską; skoncentrowane w Jurze oddziały republikańskie były w stanie w ciągu jednego dnia dotrzeć do Vaud. Kanton Zurych, który odgrywał we wszystkich sprawach szwajcarskich dużą rolę, złożył wniosek o zwołanie nadzwyczajnego zgromadzenia przedstawicieli kantonów (Tagsatzung) do Aarau. Berno wezwało na pomoc swojego starego sojusznika kanton Schwyz, od którego nazwy wywodzi się nazwa helweckiego kraju, a równocześnie rozpoczęło rokowania z ambasadorem, Meingaud. Minister spraw zagranicznych, Talleyrand, który w Paryżu zapewniał szwajcarskich posłów, że obraża się Dyrektoriat oskarżając go o zamiar zaatakowania Szwajcarii, pertraktował w tajemnicy z przedstawicielem Vaud, pułkownikiem La Harpe oraz wielkim radcą Bazylei, Ochsem na temat niezależności obu kantonów. W końcu Dyrektoriat ogłosił, że gwarantuje Radzie w Bernie i Freiburgu prawo do panowania w kantonach Vaud i Bazylei, które Republika bierze jednak pod swoją opiekę. To było równoznaczne z wypowiedzeniem wojny. 
 

Rada Berna wpadła na zaskakujący pomysł: zwołała swoich poddanych z kantonu Vaud pod swoje sztandary i kazała im powtórzyć przysięgę wierności. I wydarzyło się coś osobliwego: buntownicy natychmiast posłuchali swoich panów! Wszyscy pospieszyli pod sztandary Berna, a cztery piąte mieszkańców Vaud ponowiło poddańczą przysięgę. Tymczasem, jak to zawsze podczas rozruchów bywa, wzburzona mniejszość porwała za sobą masy, a rewolta mniejszości ogarnęła wszystkich. Mieszkańcy 3 małych miast, na czele których stanęły lokalne władze, wywiesili sztandar niepodległości. Rewolucja paryska rozpoczęła się od zdobycia Bastylii; mieszkańcy kantonu Vaud też chcieli mieć swoją Bastylię! Położony na brzegu jeziora Genewskiego zamek Chillon przeznaczony był do trzymania kraju w ryzach. Patrioci z Vevey zaskoczyli broniących go 12 inwalidów, wykorzystując ich łatwowierność. Zwycięzcy z Chillon uprowadzili swoich jeńców z triumfem i odprawili wielkie święto. Wysoka Rada Berna nie powinna była wziąć poważnie tego wydarzenia i wysłać przeciwko Vaud swoich wojsk; albo zawiódł ją rozsądek albo oślepiła duma; nie powinna była zapominać przykładów Wenecji, Genui i Walteliny. Rada wiedziała, że generał Menard na czele znacznych sił jest w drodze, by bronić wolności Vaud, powinna była więc sama ją proklamować. W kierunku Lozanny Wysoka Rada Berna swoje wojska wysłała pod dowództwem pułkownika Weissa, rozsądnego człowieka, który był przeciwnikiem tej wojny. Jego przeciwnikami byli jedynie członkowie klubów; to była wojna papierem i atramentem, obie strony walczyły jedynie słowami; berneński dowódca, by nie być zmuszonym do ataku, jego przeciwnicy, by nie zostać pobitym. W międzyczasie w Genewie ludność, porwana ideami rewolucji, obaliła stary rząd i proklamowała Republikę Lemańską.

Podczas gdy kanton Vaud oddzielał się od Berna, pewien młynarz w Bazylei zaczął grać nowego Wilhelma Tella  i na czele kilkudziesięciu chłopów opanował to wielkie miasto. 20 stycznia ogłosił prawa człowieka i zasadził drzewko wolności. Opanowani przerażeniem urzędnicy i członkowie Rady, oślepieni mądrością zwycięzcy, stawili się przed jego obliczem, jak gdyby go oczekiwali. W ten sposób kanton Berna, zagrożony już przez armię francuską, znalazł się pomiędzy dwoma, wywołanymi przez Dyrektoriat na północy i na południu rewolucjami.

Pośrodku tych niebezpieczeństw, im na przekór, Berno prezentowało się wielkie jak starożytna republika. Mimo, że chodziło o to, by uratować polityczną  egzystencję Szwajcarii, w kantonach panowała niezgoda; w jednych górowali demokraci, w innych arystokraci. Ci pierwsi, nie zważając na żadne niebezpieczeństwa, radowali się nadchodzącą perspektywą poniżenia oligarchii; postanowili więc zostać bezczynnymi.

Zgromadzenie w Aarau było wspaniałą pomocą dla Dyrektoriatu. Przedstawiciele kantonów poinformowali Wielką Radą Berna, że kantony nie chcą mieszać się do jej sporu z kantonem Vaud i nie pragną wojny z Francją. Dyrektoriat, którego celem było obalenie Związku Szwajcarskiego i wkroczenie do tego państwa, był niezadowolony z tego oświadczenia; polecił swojemu przedstawicielowi rozpowszechnienie plotki o wkroczeniu Austriaków do Gryzonii i przekazaniu przedstawicielom kantonów, że w przypadku potwierdzenia się tej plotki, armia francuska natychmiast wkroczy do Szwajcarii. Po takim oświadczeniu zgromadzenie poczuło się znowu starą wspólnotą, której zasady zostały już odrzucone; przedstawiciele kantonów odnowili stare przymierze i w dniu 25 stycznia uroczyście przysięgli podjąć walkę na śmierć i życie w obronie wspólnej wolności. Jedynie Bazylea sprzeciwiła się temu i odwołała swoich przedstawicieli. Bazylea, podobnie jak Genewa była całkowicie oddana Dyrektoriatowi. Gabinet w Pałacu Luksemburskim triumfował.

W trakcie zbliżania się małej armii generała Menarda patrioci z Lozanny (główne miasto kantonu Vaud - przyp. tłum.) próbowali odwieść go od zaatakowania ich kantonu. Generał, którego instrukcje były w podobnym tonie, wezwał dowództwo armii berneńskiej w imię ogólnego pokoju, do respektowania niezależności kantonu Vaud. Wezwanie to otrzymał do dostarczenia adiutant w towarzystwie 2 ordynansów; gdy około godziny 10 wieczorem zbliżył się do berneńskich posterunków, padły 2 strzały, które zabiły obu żołnierzy. Oficer uznał to za morderstwo i zawrócił, nie wypełniając swojej misji. Wytłumaczenie tego wydarzenia było jednak bardzo proste: adiutant i żołnierze nie odpowiedzieli na: Wer da? Berneńczyków!

Z Paryża Dyrektoriat przysłał nową konstytucję dla kantonu Vaud; została ona uroczyście ogłoszona. W ten sposób, w obecności armii berneńskiej, dokonała się, rozpoczęta 10 stycznia, rewolucja.

Kilka dni później zgromadzenie przedstawicieli kantonów dowiedziało się o zagrożeniu przez armię francuską, która znajdowała się już na terytorium szwajcarskim; wszystkim otworzyły się wreszcie oczy i zrozumiano intrygi francuskiego przedstawiciela Meingaud. Zapanowało nieograniczone oburzenie, ale było już za późno; pozostało podporządkować się jarzmu Francji albo przystąpić do wyniszczającej wojny. Jednogłośnie zdecydowano się na to drugie. Ale okoliczności pomogły Dyrektoriatowi; Berno było podzielone pomiędzy 2 partie, starego prezydenta von Steigera oraz skarbnika von Fruschinga (?). W Aarau, gdzie właśnie złożono uroczystą przysięgę, ludność proklamowała niepodległość i zasadziła drzewko wolności. Wysoka Rada ukarała powstańców; ale planowana przez Dyrektoriat kontrrewolucja, wzbudzała za wiele namiętności, by nie przynieść zwycięstwa arystokracji. Berno wydało się samo w ręce nieprzyjaciela akurat w momencie, kiedy jego władzom wydawało się, że wszystko zostało uratowane; oświadczyły one, że za rok zaproponuje nową konstytucję. Po otrzymaniu tej deklaracji francuskiego ambasadora opanowało uczucie zwycięstwa. Jako, że jego instrukcje nakazywały mu wykorzystanie każdej okazji, by wyczerpać cierpliwość Berneńczyków, zażądał, by Wysoka Rada złożyła swój urząd i do do czasu proklamowania nowej konstytucji została zastąpiona przez wybrany przez lud prowizoryczny rząd. 
 

Dowództwo armii francuskiej objął w międzyczasie generał Brune. Wysoka Rada w nadziei, że będzie on łaskawiej nastawiony, zwróciła się do niego. Brune wykorzystał tę okazję, by skoncentrować swoje oddziały i obiecał w przeciągu 14 dni nie posunąć się do przodu. Wysoka Rada widziała ten rodzaj zawieszenia broni jako wyjście naprzeciw jej życzeniom, ale był to tylko środek do zabezpieczenia wkroczenia armii francuskiej do Szwajcarii. Tę przerwę wykorzystano w Bernie nie do przygotowania obrony, lecz do zniszczenia partii przeciwnej. Żołnierze berneńscy, stacjonujący od miesiąca bezczynnie w obozach w Murten i Gummingen, byli przekonani, że zostali zdradzeni i zostaną bez walki wydani Francuzom. Czyniono wszystko, by wykorzystać ich łatwowierność i wzmóc ich niepokój. Ci ludzie opuścili swoje ogniska domowe, by ich bronić, chcieli walczyć albo wrócić do swoich domostw. Szwajcarzy, szczególnie górale, są znani ze swojej umiłowania swojego ogniska domowego. Dywizja w Murten dowodzona była przez wywodzącego ze słynnej rodziny barona von Erlach. Podzielał on opinię żołnierzy i potępiał politykę zwłoki i bezczynności. W końcu, pod wpływem nacisków, udał się na czele dużej grupy oficerów przed oblicze Wysokiej Rady. Tam przemówił jak dyplomata i człowiek wielkiego serca. Udowodnił, że armia narodowa jest słabsza liczebnie od francuskiej; potępił trwożliwość rządu; naświetlił gwałtowne życzenia, które wygłaszane są codziennie w jego obozie oraz niebezpieczeństwo, które grozi ze strony tak wielu uzbrojonych, niezadowolonych obywateli. Mówiąc krótko, udało mu się wstrząsnąć oboma partiami i otrzymać rozkaz obrony ojczyzny. Opuścił Berno w towarzystwie okrzyków zachwyconego tłumu i został tak samo przywitany w obozie. Wzburzenie narodu osiągnęło punkt kulminacyjny.

Już wkrótce von Erlach wydał polecenia i rozkazy, by 1 marca zaatakować pozycje zajęte przez Francuzów pod Solurą (Solothurn), Biel i Iffert.

Ale zaledwie generał  von Erlach opuścił Wysoką Radę, gdy przed jej obliczem zjawił się jeden z oficerów generała Brune, by zakomunikować,  że w drodze z Paryża są pełnomocnictwa do rozpoczęcia rokowań. W związku z tym zażądał rozpoczęcia w Payerne rozmów, otrzymując bez trudności zgodę tej samej Wysokiej Rady, która właśnie wyraziła zgodę na rozpoczęcie wojny. Rozkaz ataku został wycofany, a Wysoka Rada wysłała deputację do francuskiej kwatery głównej. W tym czasie kupiona przez Dyrektoriat mniejszość uzyskała przewagę; postanowiła ona utworzenie rządu prowizorycznego, uznała prawa człowieka i wysłała nowych przedstawicieli do generała Brune. Pierwsza deputacja, wysłana na żądanie francuskiego oficera, wróciła pełna oburzenia wywołanym ultimatum postawionym przez generała. Wreszcie nadchodził rozstrzygający moment. Generał von Erlach był jeszcze w Bernie, które wkrótce wzburzony i zrozpaczony opuścił. W międzyczasie generał Brune otrzymał oczekiwane posiłki, które przyprowadził mu generał Schauenburg. Nowej deputacji, wysłanej w efekcie intryg, postawił poniżające warunki i wyraził po raz ostatni zgodę na przedłużenie zawieszenia broni o 30 godzin; ale 12 godzin później kazał zaatakować Solurę i Freiburg. Szwajcarzy zostali zaskoczeni; oba miasta poddały się, częściowo padły ofiarą zdrady; gwardia obywatelska, która miała bronić Freiburga, zemściła się na swoich władzach, zajęła szturmem arsenał, zdobyła broń i opuściła miasto, zabierając artylerię. Lud był, jak to często w takich wypadkach bywa, lepszy niż jego przywódcy; instynkt samozachowawczy podtrzymał go; lud był nieszczęśliwy, ale pokazał swoją wielkość.

Korpus Murten dokazał  cudów odwagi pod Gummingen i nad Singine. W momencie, gdy zamierzano wyruszyć z obozu polowego, by oswobodzić Freiburg, nadeszła wiadomość, że generał Schauenburg opuścił Solurę i po krwawej potyczce pod Fraubrunnen zajął Berno. Po otrzymaniu tej wieści żołnierze poczuli się zdradzeni i wycięli wielu swoich oficerów. Pod Fraubrunnen 6 000 Szwajcarów walczyło z wielką zaciętością; pięciokrotnie wypchnięci ze swoich pozycji, 5 razy zdobyli je ponownie; ale splamili oni swoją sławę. Czcigodny prezydent Steiger i głównodowodzący von Erlach byli ostatnimi, którzy pozostali na swoich stanowiskach; w trakcie odwrotu zostali zmaltretowani przez własnych ludzi, którzy przekonani, że zostali zdradzeni, pragnęli zemsty. Von Erlach zginął w poniżeniu; przed sądem jego mordercy stwierdzili, że zapewniono ich, że von Erlach tylko dlatego stanął na ich czele, by ich zdradzić. Von Steiger, 80-letni starzec, nie został początkowo rozpoznany przez ociekające krwią generała oddziały; rozpoznany, obnażył swoją pierś, na której błyszczał pruski order Czarnego Orła. To go uratowało. Przemówił do atakujących go jak Coligny w "Henriadzie", ale z większym szczęściem (Gaspard de Coligny, 1515-1572 - francuski admirał, przywódca hugenotów, zginął zamordowany podczas nocy św.Bartłomieja, uczczony w epopei Voltaire'a "Henriada" - przyp.tłum.). Hugenoci z Berna, mimo, iż zdradzeni, pokonani i zrozpaczeni, mieli szlachetniejsze umysły niż fanatycy nocy św.Bartłomieja. Starzec dotarł do gór i znalazł później schronienie koło Konstancji.

Korpus berneński miał  do czynienia z 3-krotną przewagą starych żołnierzy Republiki. Pole bitwy przedstawiało żałosny widok, pokryte setkami kobiecych ciał i tysiącami kos - były one jedynym uzbrojeniem tych dzielnych ludzi. Szwajcarzy walczyli przeciwko Francuzom, jak ich przodkowie przeciwko Austriakom; ale co mogli zdziałać przeciwko kawalerii i artylerii? Rzucali się fanatycznie na armaty, ale musieli ulec przewadze i umiejętnościom walki przeciwnika. Wielu ich przywódców nie chciało przeżyć tego nieszczęścia i dobrowolnie udało się na śmierć. 
 

Upadek Berna był  znakiem rozpadu Szwajcarii. Lucernę, Zurych, Schaffhausen spotkał  ten sam los, co Solurę, Freiburg i Berno i mniej lub więcej poszły one za przykładem Bazylei i Lozanny. Wszystkie te przemiany, dokonane przez kantony dla zdobycia życzliwości Dyrektoriatu zaowocowały w kraju wielkimi zmianami. Najpierw utworzono trzy współpracujące ze sobą Republiki, później 13 albo 14 takich, w końcu Brune utworzył dwie; został za to niesłusznie oskarżony o nadużycie swojego stanowiska. Po jego odjeździe komisarz Dyrektoriatu, Lecalier, któremu powierzono organizację Republiki Helweckiej, narzucił jej konstytucję, której tekst otrzymał z Paryża. Zgodnie ze zwyczajem zwołał on w Aarau uroczyste zgromadzenie przedstawicieli kantonów, które miało uznać ostatnie warunki traktatu pokojowego. Agenci Dyrektoriatu przywłaszczyli sobie wszystkie kasy kantonów: z berneńskiego skarbca ukradli około 20 milionów; posłali swoich ludzi aż na lodowce, by wygrzebali pieniądze, schowane tam przez prezydenta Berna. Agresja kosztowała Szwajcarię 80 milionów, z których część musiała być zapłacona przez rodziny patrycjuszy; w cytadeli w Strasburgu zamknięto wielu zakładników. W całej Szwajcarii mnożyły się drzewka wolności i kluby. Przeorowie klasztorów spiesznie oferowali Dyrektoriatowi swoje dymisje. Dyrektoriat informował w "Monitorze" o tym obłudnym patriotyźmie. Widziano księży i mnichów, stojących na czele klubów i przemawiających do ludu. Ale podczas gdy mieszkańcy dużych kantonów uprawiali politykę w kawiarniach, mieszkający w małych kantonach chłopi uzbrajali się w górach. To byli prawdziwi synowie Wilhelma Tella. Na początku lutego połączyli się na brzegu jeziora Urneńskiego (część jeziora Czterech Kantonów - przyp. tłum.). Sygnał dał kanton Schwyz, wzywając do siebie swoich starych sprzymierzeńców. Ten kanton wykazał się aktem wielkiej wielkoduszności: podarował podporządkowanym sobie krajom wolność. Schwyz miał przy tym na oku ogólne bezpieczeństwo i działał wielce patriotycznie i rozsądnie. Niebezpieczeństwo było coraz bliżej, tym bardziej, gdy do małych kantonów, które uważały Berno za niepokonane, dotarła wieść o proklamowaniu jednej, niepodzielnej Republiki Helweckiej. Pozostawało więc ją przyjąć albo walczyć. To ostatnie jednomyślnie postanowili pasterze, zasiedlający małe kantony. Zeszli ze swoimi żonami i dziećmi z Alp, by 1 kwietnia w Schwyz złożyć uroczystą przysięgę. Nie ograniczyli się oni do tego aktu, lecz wysłali również deputację do Berna, która miała stanąć tam przed obliczem francuskiego komisarza Lacaliera, a następnie udać się dalej do Paryża, by przedłożyć Dyrektoriatowi swoje życzenie pozostania wiernym starym władzom. Lecalier potraktował deputację górali, jak wcześniej Meingaud członków Wysokiej Rady Berna. Odmówił wydania im paszportów, poinformował o życzeniu Dyrektoriatu i odesłał ich, z sercami pełnymi zwątpienia.

Ich powrót do Schwyz wywołał w mieście i górach okrzyk zemsty i żądania wojny; wszyscy chwycili za broń. Pułkownik Reding, były oficer w służbie Hiszpanii, pochodzący z rodziny, której nazwisko i zasługi związane były z historią tego kantonu, zmuszony został wezwaniami swoich rodaków do zrezygnowania ze swojego odosobnienia. Ze wszystkich stron spieszyli górale, by stanąć pod sztandarami zwątpienia. Wydobyto całą broń znajdującą się w kraju, nawet stare lance, które od 5 stuleci rdzewiały w arsenałach, by uzbroić nimi fanatyczną ludność. Za zdrajców ogłoszono wszystkich w wieku od 15 do 60 roku życia, którzy nie chwycili za broń. Wszędzie organizowały się bataliony; kobiety tworzyły bataliony pracy i z wielkim zapałem przystępowały do sypania szańców na górskich przełęczach; to była odrodzona Sparta. Reding rozpoczął swoje działania wojenne atakiem na Lucernę i zdobyciem brakujących mu armat.

Wkrótce potem do kantonu Schwyz wkroczyli Francuzi. Stoczono 3 nierozstrzygnięte potyczki; prosty lud gór, napełniony uczuciem narodowej niezależności, oparł się zwycięzcom Austrii. Francuzi zaproponowali rokowania. Ale lud odrzucił wszystkie propozycje; powietrze wypełnił okrzyk: zwyciężyć albo umrzeć!

Ale jego szeregi topniały z dnia na dzień, walka była nierówna i musiała skończyć się  wyniszczeniem tego mężnego ludu. Przemowa wielebnego księdza do chłopów przekonała ich do przyjęcia francuskich propozycji, wyrazili oni zgodę  na przyłączenie do Republiki Helweckiej pod warunkiem zachowania swojej wiary, swoich praw i swojej broni. Generał Schauenburg natychmiast wycofał swoje oddziały. W ten sposób zakończył się epizod wojenny w kantonie Schwyz, który w swoim czasie wezwał do walki o niezależność przeciwko Austrii, a teraz ponownie udowodnił, że nie uległ degeneracji. 
 

Ale nowa republika nie była jeszcze zorganizowana. Miała składać się z 22 kantonów, ale tylko 10 z nich wysłało swoich przedstawicieli na zgromadzenie do Aarau. Jej rząd był urządzony na wzór francuski; miał składać się z 5 dyrektorów, senatu i Wielkiej Rady. Niektóre kantony domagały się, by przyjęto warunki wynegocjowane przez kanton Schwyz. Gdy wydawało się, że żądania te biorą górę, w kantonie Wallis, który początkowo był pozytywnie nastawiony do rewolucji, wybuchło powstanie. Oczywiście, po ujarzmieniu wojowniczo nastawionych kantonów, nie uznano go za niebezpieczne. Ale ten początek był alarmujący. 6 000 powstańców, podburzonych przez księży w imię Jezusa Chrystusa, rzuciło się na miasto Sitten, w którym rezydował francuski agent o nazwisku Mangourit. On i władze miasta ledwie mieli czas na ucieczkę; zbiegli oni do leżącego w pobliżu obozu polowego generała Lorge. Generał natychmiast pomaszerował przeciwko buntownikom, którzy początkowo byli górą, ale wkrótce zostali ujarzmieni i rozbrojeni. Żałować należy srogości, z którą przy tej okazji Francuzi potraktowali mieszkańców miasta Sitten.

Miluza (Mulhouse) i Genewa zostały wcielone do Francji. Od tego momentu organizacja Republiki Helweckiej przebiegała bez przeszkód. Ale malwersacje komisarza Rapinat i innych agentów paryskich budziły w najwyższym stopniu zgorzknienie ludności, która czekała tylko na okazję do zrzucenia jarzma, które pod pozorem wolności narzuciły jej bagnety Dyrektoriatu. Zerwanie kongresu w Rastatt i sukcesy arcyksięcia Karola w Niemczech dały sygnał do rewolty. W Alpach rozbrzmiały ponownie dzwony alarmowe.

Kampania helwecka przyniosła sławę generałowi Massenie. Do swojego wieńca dołożył  on nowe liście laurowe: uratował swoją ojczyznę przed napadem wroga! Ale odbyło się to kosztem życia wielu Dzielnych. 
 

III.

Dyrektoriat był  opanowany przez własną słabość; by egzystować, potrzebował  stanu wojennego, tak jak inny rząd potrzebuje pokoju. Jego przesadne żądania doprowadziły do tego, że prowadzone w Lille rokowania z Anglią zostały zerwane i nie wyszły z fazy początkowej. Tak, jak wysunął warunki w Rzymie i Leoben i przeforsował je w Campo Formio, tak despotycznie chciał teraz wolnemu nieprzyjacielowi, którego nie można było zaatakować, narzucić swoje prawa. W Rastatt było tak samo, gdy zjawili się tam ci sami przedstawiciele, którzy doprowadzili do zerwania rokowań w Lille, zamiary Dyrektoriatu nie mogły budzić niczyich wątpliwości. Podczas gdy w Rastatt reprezentowana była cała Europa, nastąpiły przemiany w Rzymie i w Szwajcarii; były one wywołane francuską bronią i wyraźnie świadczyły o wojowniczym nastawieniu Dyrektoriatu.

Dyrektoriat obawiał  się powrotu swoich armii; wykorzystywał sławę generałów, a równocześnie był o nią zazdrosny. Z tego powodu dążył do poróżnienia dowódców, nie pozwolił im zestarzeć się na dowódczych stanowiskach i zwalniał pod byle pozorem, gdy tylko osiągnęli wielkie sukcesy. Z tego powodu odwołał Championneta po zdobyciu Neapolu. Joubert, który był doskonałym generałem, znalazł swoje odwołanie w Turynie, w momencie, gdy oddał republikanom wielką przysługę i przepędził króla; ten stan rzeczy generał zawdzięczał więcej niż swoim talentom raczej faktowi, że podczas kampanii egipskiej wpadł w oko jednej z partii; chciała ona, by po uzyskaniu we Włoszech rozgłosu, po swoim powrocie zasiadł jako prawodawca w Pałacu Luksemburskim.

Wyprawa do Egiptu była bardziej wynikiem obawy Dyrektoriatu przed Napoleonem, niż efektem wielkiej polityki, godnej narodu francuskiego. Wszystkie swoje wojenne zaszczyty Republika zawdzięczała dowódcom, kótrzy dowodzili Armią Italii. Dyrektoriat nie miał żadnych przyjaciół, ale Napoleona też nie otaczała jedynie chmara dworaków, lecz miał on też oddanych zwolenników. Obywatele widzieli w nim już przyszłego wyzwoliciela, żołnierze naturalnego przywódcę. Ale jakobini zawiedli się na nim; widzieli w nim Mahometa wolności. Jednym słowem, zarówno Francja, jak i Europa kierowały na niego swoje spojrzenie. Dlatego Dyrektoriat nigdy nie tracił go z oczu i im więcej go obserwował, tym bardziej kierował się na niego wzrok innych. Napoleona bawił ten niepokój; nosił swój frak uczonego i spędzał czas w otoczeniu swoich kolegów z Instytutu.

Wierny swojemu systemowi, utrzymywania wśród generałów stanu wzajemnej zazdrości i wplątywania każdego z nich w swoje intrygi, rząd użył listu, w którym Moreau denuncjował swojego przyjaciela Pichegru, by pozbawić go szacunku, którym cieszył się dotychczas w armii; nie chciał znosić w Republice żadnego przewyższającego go konkurenta. Z greckiej konstytucji rząd przejął tylko ostracyzm (praktyka polityczna stosowana w starożytnej Grecji opierając się na tajnym głosowaniu, w którym wolni obywatele wskazywali osoby podejrzane o dążenie do tyranii i zasługujące na wygnanie z miasta - przyp.tłum.); gdy tylko groziło najmniejsze niebezpieczeństwo, z administracji jak i z armii natychmiast zwalniane były liczne, wyróżniające się osobistości.  
 

18 fructidora, w trakcie wyborów w roku VI i wykluczeniach ze swoich kręgów niektórych członków, co szczególnie miało miejsce podczas wspomnianych wyborów, Dyrektoriat przywiązywał wagę jedynie do ślepego posłuszeństwa partyjnego. Do dobrego tonu i jako oznaka przyzwoitości należała wówczas przynależność do ofiar; rojaliści, którzy byli ofiarami tych prześladowań tworzyli jedynie niewielką mniejszość. Gdy Dyrektoriat obawiał się rojalistów, utworzył w Paryżu wielki klub jakobinów; po 18 fructidora natychmiast został on zamknięty. By utrzymać naród francuski w stanie określonego niepokoju, Dyrektoriat kazał utworzyć w prowincjach zgromadzenia podobnego rodzaju; po wykorzystaniu rojalistów jako środka odstraszającego, zaczęto następnie wykorzystywać do tego celu anarchistów. Obsypywano ich nagrodami i dochodowymi stanowiskami: tylko oni sami mieli korzyść z rządu w Pałacu Luksemburskim, choć ten był ich nieprzejednanym wrogiem. Była to oczywiście żałosna praktyka. Z armiami rząd postępował identycznie: w Paryżu żołnierzom pochlebiano i otaczano ich czcią; w armii, utrzymywanej nieustannie w stanie pogotowia, nie dostawali oni ani regularnie swojego żołdu ani odzienia, do których mieli prawo. Ogólne niezadowolenie było elementem rządzenia Dyrektoriatu. Taki makiawelizm miałby sens w rządzie, którzy chciał być jedynie rewolucyjny. Ale Dyrektoriat twierdził, że postępuje jedynie ściśle z prawem; wierzył, że jego prawowitość została uznana na wieczne czasy, bo utrzymywał stosunki dyplomatyczne z kilkoma monarchiami. 
 


Będąc rządem republikańskim Dyrektoriat postępował słusznie, tworząc wkoło nowe republiki i nadając im tę samą konstytucję, którą przyjął naród francuski. Tworząc Republikę Cisalpińską Napoleon dał Dyrektoriatowi doskonały przykład. Jednocząc Republiki Cispadańską i Transpadańską oraz wcielenie Walteliny i części terytorium weneckiego utworzył znaczące państwo, w którym Francja miała przydatnego przyjaciela. Ale Dyrektoriat niweczył wszystko, czego dotknął. Joubert popadł w niełaskę, bo, postępując zgodnie z umowami i w interesie ogółu, chronił niezawisłość Republiki Cisalpińskiej; w wyniku jego zwolnienia przyjaciółka, sojusznik, wierna córka Republiki Francuskiej została nagle nieprzyjacielem. Ale tyrania Dyrektoriatu popełniła jeszcze niebezpieczniejszy błąd niż wmieszanie się w sprawy wewnętrzne bratniej Republiki: przez rozbój wysłanych tam urzędników systematycznie doprowadzała ją do ruiny. Była to zwyczajna gospodarka rabunkowa, tylko sam Dyrektoriat nie miał nic z tego; wszyscy dyrektorzy byli w takim stopniu znienawidzeni, że w trakcie i po okresie swojej władzy nieustannie oskarżani byli o wzbogacenie się na drodze malwersacji i rozboju. To było całkowicie błędne: Reubell, najbardziej ze wszystkich znienawidzony i napiętnowany jako milioner, był prawym człowiekiem; po swojej śmierci pozostawił nie więcej niż 300 000 franków.

Dyrektoriat kierował  się systemem rządzenia na koszt prawowitej konstytucji i zdrowego rozsądku, dzielenia, by panować, potępiania wszystkich, którzy byli mu niewygodni, bogacenia swoich popleczników i niepokojenia Europy. 
 

IV.

18 fructidora zniszczył nadzieje rojalistów i zniweczył ich spiski; 19 fructidora obudził na nowo roszczenia i wpływy jakobinów. Mimo, że Dyrektoriat znalazł poparcie większości Ciała Prawodawczego, w armiach i w narodzie, to jednak nie potrafił utrzymać silnej pozycji pomiędzy tymi oboma partiami i dokonane przez niego przemiany zachowały pozory niezgodności z prawem. Dyrektoriat odniósł zatem tylko zwycięstwo etapowe; nie potrafił utrzymać i upajać się jego owocami, bo jego sojusznicy natychmiast wykorzystali okazję zapewnienia sobie bezkarności za winy przeszłości, zapewnienia sobie wpływów w teraźniejszości i wzięcia zaliczki na konto przyszłości. Rząd był skazany do posłużenia się wrogami rewolucji, którzy głośno potępiali wydarzenia 9 termidora i nie byli nawet zadowoleni ze zwycięstwa nad rojalistami w dniu 18 fructidora. Korzyść, którą z tego dnia wynieśli jakobini, była niewielka; pozbyli się rojalistów, ale ich nie musieli się wcale obawiać. Ale natychmiast wykorzystali naruszenie konstytucji, by zaatakować Dyrektoriat, który teraz był ich jedynym wrogiem. Ich nienawiść pozbawiona była teraz wszelkich cugli; otwarcie wychwalali dokonania okresu terroru 1793 roku. Dyrektoriat zrozumiał teraz, że działał i zwyciężył jedynie w interesie swoich wrogów. Przygotował wybory, które miały zastąpić wydalonych 18 fructidora posłów. Zdecydował się na zastosowanie improwizowanego prawa wyborczego z 19 fructidora akurat przeciwko tym, którzy prawo to przeforsowali. Był to krytyczny moment; ta krótkowzroczna polityka mogła Dyrektoriat drogo kosztować, jeżeli nie udałoby się mu za pośrednictwem nowowybranych na prowincji jakobinów zatrzymać oczekiwane posiłki dla paryskich rewolucjonistów.

Koniecznym było zatem zorganizowanie dla obu ciał prawodawczych pomocników dla pomocników despotyzmu, do którego rościł sobie prawo Dyrektoriat. Nie mogło to oczywiście nastąpić bez naruszenia konstytucji; ta myśl nie powstrzymała rzecz jasna Dyrektoriatu; ale należało znaleźć na to środki. Rząd zastosował najgorsze z nich. Nie posiadając żadnego wpływu moralnego, zastąpił go gwałtem. Polecił swoim przedstawicielom wywołanie rozłamu w zgromadzeniach wyborczych. Tak też się stało. W efekcie tych rozłamów utworzyły się mniejszości z których wybrano odpowiadających rządowi kandydatów. Tylko oni zostali dopuszczeni przez Dyrektoriat; rozważał on nawet, by unieważnić postanowione przez większość wybory, ogłosić jako nieważne, podobnie jak wszystkie głosowania na zgromadzeniach wyborczych; o rozłamach nie chciał nic wiedzieć. Ale z braku odwagi wprowadził w życie te całkowicie bezprawne metody tylko w połowie. Miał do czynienia z nieprzyjaciółmi, którzy przewyższali go zręcznością; jakobini, przeciwko którym skierowana była ta walka, zręcznie wykorzystali okoliczności, by odzyskać popularność u ludu i przysporzyć Dyrektoriatowi nowych wrogów. Postarali się, by głosy zebrań wyborczych padły na ludzi, których osobowość i działalność musiała wzbudzić w narodzie ogólne poszanowanie. Wybory zostały przez Dyrektoriat unieważnione. Gdy zorientowano się, że uzupełniające się w specyficzny sposób obie izby na własną rękę podniosły sobie o połowę należne im według prawa wynagrodzenie, ogólne oburzenie osiągnęło szczytu i było zupełnie otwarcie wypowiadane. Nawiasem mówiąc, w Radzie Pięciuset odezwało się kilka głosów sprzeciwu przeciwko takiemu postępowaniu, odezwały się też głośne protesty.

Dyrektoriat posądził  początkowo anarchistów, że wywarli wpływ na wybory. Ten zarzut odparto, a fałszywe i podstępne zachowanie Dyrektoriatu zostało całkowicie obnażone. Ukazało się rozporządzenie obwieszczające nieważność wyborów oraz prawowitych zgromadzeń i zatwierdzające te, podczas których przedstawiciele rządu, obojętnie, większością czy mniejszością, wybrali deputowanych.


Po uzupełnieniu się  w ten sposób obu zgromadzeń i wypełnienie swoich interesów finansowych przez podwyższenie swoich uposażeń, postanowiły one poprzeć despotyzm Dyrektoriatu przez nowe naruszenie konstytucji. Było ono jeszcze bardziej rażące niż postępowanie podczas wyborów uzupełniających. Planowano bowiem przedłużenie legislatury do 7 lat, a w zamian zezwolenie Dyrektoriatowi na 10 lat rządów. Partia, która wystąpiła z tą myślą, gromadziła się w pawilonie Flora. Prowadzono na ten temat też rozmowy z Dyrektoriatem; ten jednak nie wyraził zgody. Gdy Merlin wystąpił z Dyrektoriatu (Philippe-Antoine Merlin de Douai, członek Dyrektoriatu od 5 września 1797 do 18 czerwca 1799 roku - przyp.tłum.), oskarżył zupełnie otwarcie Ciało Prawodawcze o dążenie do przedłużenia swej legislatury do 7 lat. Takie postanowienie było zbyt odważne dla rządu, który utworzony został na podstawie wyborów i nie posiadał wewnętrznej spójności. Opinia publiczna opanowana była jeszcze ideą suwerenności narodu; nie na darmo jakobini zwrócili się do niej z tak poważnym oskarżeniem.

Wszystkie te intrygi były oznakami kryzysu, który musiał wystąpić przy pierwszej lepszej okazji i wszystko zmienić. Mimo wszystko szczęściem było, że Dyrektoriat potrafił utrzymać się przy władzy. Bo mógł on każdego dnia zostać łatwiej obalony niż jakobini, którzy określali siebie jako partię anarchistów. To wprowadziłoby niewątpliwie ponownie rządy terroru, a jego następstwem byłoby największe nieszczęście, a mianowicie wojna domowa; dowódcy armii, którym Republika zawdzięczała pokój z Leoben z pewnością nie dopuściliby do powrotu stanu z 1793 roku.

 

T. V Roz. V. 18 brumaire.

I. Przybycie Napoleona do Francji. - II. Napoleon w Paryżu. - III. Dyrektorzy Roger-Ducos, Moulins, Gohier, Sieyes. - IV. Zachowanie Napoleona. Roederer, Lucjan i Józef, Talleyrand, Fouche, Real. - V. Stosunki międzypartyjne. - VI. Apel wszystkich partii do Napoleona. Porozumienie Napoleona z Sieyes'em. - VII. Nastroje w armii stacjonującej w stolicy. - VIII. Postanowienia odnośnie 18 brumaire'a. - IX. 18 brumaire; postanowienie Rady Starszych o przeniesieniu posiedzeń Rady Prawodawczej do Saint-Cloud. - X. Napoleon przed Radą Starszych. - XI. Burzliwe posiedzenie w Saint-Cloud. Odroczenie na trzy miesiące posiedzenia Rad. 
 

Jeżeli w postanowieniach rządzących okazywana jest pożałowania godna słabość i niekończące się niezdecydowanie; jeżeli dowodzą swoich niedociągnięć przez to, że poddają się oni na przemian wpływom najróżniejszych partii i egzystują z dnia na dzień bez określonego celu; jeżeli umiarkowani obywatele muszą przyznać, że państwo nie ma żadnego rządu; w końcu jeżeli administracja państwowa, pomijając jej nieudolność w sprawach wewnętrznych, wyrządza największą krzywdę dumnemu narodowi, dając się poniżyć przez zagranicę; wtedy w społeczeństwie zaczyna się szerzyć nieokreślony niepokój, w obywatelach zaczyna się odzywać instykt samozachowawczy i błądzącym wokół wzrokiem wydają się szukać człowieka, który mógłby ich uratować.

Ten duch opiekuńczy licznego narodu jest zawsze w jego środku; ale niekiedy zwleka, by się objawić. Bo nie wystarcza, że jest, musi on sam siebie znać. Do tego momentu wszystkie próby są daremne; wszystkie wysiłki bezcelowe; gnuśność większości chroni nominalny rząd i mimo jego głupoty i słabości wysiłki jego wrogów nic nie są w stanie mu uczynić. Ale ten niecierpliwie oczekiwany zbawca potrzebuje tylko dać znak, że jest, natychmiast instynkt ludu rozpozna go i wezwie, usuwają się przed nim wszelkie przeszkody, a cały naród biegnie mu naprzeciw i wydaje się krzyczeć: on nadszedł!  
 
 

I.

Taki był w 1799 roku nastrój we Francji, gdy 16 vendemiaire'a roku VIII (9 października) fregaty "Muiron" i "Carrere", szebeki "Revanche" i "Fortune" o wschodzie słońca rzuciły kotwice w zatoce Frejus. Gdy tylko rozpoznano francuskie fregaty, przypuszczano, że przybyły one z Egiptu. Wiedzeni ciekawością otrzymania wieści od Armii Wschodu mieszkańcy tłumnie pospieszyli na brzeg. Już wkrótce rozeszła się wiadomość, że na pokładzie jest Napoleon. Wybuchł tak wielki entuzjazm, że nawet ranni, pomimo posterunków, zbiegli z lazaretów i pospieszyli na plażę. Wszyscy płakali z radości. Morze w mgnieniu oka pokryło się łodziami. Oficerowie baterii, urzędnicy celni, załogi stojących w porcie statków, jednym słowem, cała ludność, wspięli się na fregaty; generał Perreimond, dowodzący obroną wybrzeża, przybył jako pierwszy na pokład. To było przyjęcie! Zanim jeszcze przybyli urzędnicy sanitarni, do fregat przybiły statki z całego wybrzeża.

Właśnie stracone zostały Włochy, wojna groziła rozszerzeniem się za Var, Frejus obawiało się nieprzyjacielskiego napadu; nieodzownym było, by na czele państwa stanął prawdziwy przywódca; wrażenie wywołane niespodziewanym pojawieniem się Napoleona było zbyt wielkie, by zostawić jeszcze miejsce na zwyczajową rozwagę; urzędnicy sanitarni oświadczyli, że kwarantanna jest zbyteczna, motywując to w swoim protokole, iż formalności dokonane zostały już w Ajaccio. Tłumaczenie to było jednak nieprzykonywujące, było jedynie pozorem, by poddać Korsykę kwarantannie, co 14 dni później słusznie zauważyły najwyższe organy w Wersalu. Ale w ciągu 50 dni od wypłynięcia statków z Egiptu na pokładach nie wybuchły żadne choroby, a zaraza skończyła się już 3 miesiące przed wyjazdem.

Napoleon, w towarzystwie Berthiera około godziny 6 wieczorem wsiadł do powozu, by udać  się do Paryża. 
 

II.

Trudy podróży oraz skutki przejścia z suchego do wilgotnego klimatu skłoniły Napoleona do zatrzymania się na 6 godzin w Aix. Wszyscy mieszkańcy miasta i okolicznych wiosek zbiegli się tłumnie, wyrażając swoją radość na jego widok. Wszędzie wybuchał niesamowity entuzjazm; ludzie, którzy nie zdążyli na czas znaleźć miejsca przy ulicy, zaczęli bić w dzwony, zawieszać flagi na kościelnych wieżach, w nocy wszędzie paliły się ogniska; to nie był żaden obywatel, który wrócił do ojczyzny, żaden generał, który wracał ze zwycięskiej kampanii; to był już władca, który powracał do swojego kraju. Entuzjazm w Awignionie, Montelimart, Valence, Vienne przewyższył tylko wybuch radości w Lyonie.

Miasto to, w którym Napoleon zatrzymał się na 12 godzin, kąpało się  w radosnym upojeniu. Lyończycy zawsze udowadniali swoje wielkie przywiązanie do Napoleona, być może z powodu wspaniałomyślności swoich charakterów, charakterystycznej dla mieszkańców Lyonu, a być może dlatego, że Lyon uważał siebie za metropolię południa i z tego powodu istotnym dla jego mieszkańców było bezpieczeństwo granicy z Włochami albo w końcu, że miasto to, zamieszkałe w dużej części przez ludzi pochodzących z Burgundii i Delfinatu, opanowane było przez uczucia, które były szczególnie silne w obu tych prowincjach. Fantazja tych wszystkich ludzi była jeszcze rozpalona od krążących od 8 dni wiadomości o bitwie lądowej pod Abukirem i błyskotliwych sukcesach francuskich w Egipcie, które były całkowitym przeciwieństwem porażek naszych armii w Niemczech i Włoszech. Wszędzie słyszało się lud mówiący: jesteśmy liczni, jesteśmy dzielni, a mimo tego zostaliśmy pokonani; potrzebujemy przywódcy, który nas poprowadzi; on nadejdzie, a dni naszej chwały powrócą. 
 

W międzyczasie wieść o powrocie Napoleona dotarła do Paryża. Rozpowszechniano ją  we wszystkich teatrach; robiła niesamowite wrażenie, wywoływała radosne upojenie. Członkowie Dyrektoriatu musieli sprawiać pozory podzielania tej radości. Ale niektórzy członkowie klubu Manege chyba zbledli; ale zarówno oni, jak i stronnicy zagranicy ukrywali swoje uczucia i płynęli w nurcie ogólnej radości. Bodin, deputowany Ardenów, zacny człowiek, którego dręczyły ostatnie przemiany w sprawach Republiki, na wieść o powrocie Napoleona, zmarł z radości.

Napoleon był już  za Lyonem, gdy w Paryżu zameldowano o jego lądowaniu. Z ostrożności, która wynikała z jego sytuacji, podał swoim kurierom inną trasę podróży, niż w rzeczywistości podróżował; jego żona, jego rodzina, jego przyjaciele, którzy chcieli wyjechać mu naprzeciw, pojechali zatem w złym kierunku, przez co moment spotkania przesunął się o kilka dni. Napoleon dotarł niepostrzeżenie do Paryża i zatrzymał się w swoim domu przy Rue Chantereine, o czym nikt w stolicy nie wiedział. 2 godziny później stanął przed obliczem Dyrektoriatu; wartownicy poznali go i z okrzykiem radości zakomunikowali jego przybycie. Wszyscy członkowie Dyrektoriatu sprawiali wrażenie dzielenia radości ludu; ze swojego przyjęcia Napoleon mógł być całkowicie zadowolony.

Dzięki wydarzeniom ostatniego czasu dokładnie znał sytuację Francji, a informacje zebrane po drodze, dokładnie mu wszystko wyjaśniły. Podjął już decyzję. Był dzisiaj zdecydowany na to, czego nie chciał spróbować po swoim powrocie z Włoch. W stosunku do Dyrektoriatu i przywódców Ciała Prawodawczego odczuwał największą pogardę. Był zdecydowany zagarnąć władzę, obdarować Francję ponownie chwałą i prowadzić sprawy państwowe mocną ręką. By wykonać ten plan opuścił Egipt, a wszystko, co zobaczył we Francji, umocniło go w tym postanowieniu.   
 


III.

Ze starego Dyrektoriatu pozostał tylko Barras; pozostałymi członkami byli Roger-Ducos, Moulin, Gohier i Sieyes (Dyrektoriat w tym składzie powołany został 20 czerwca 1799 roku - przyp. tłum.).

Ducos był człowiekiem o ograniczonym umyśle, lecz przystępnym charakterze.

Moulin był generałem dywizji, który nigdy nie był na wojnie; wywodził się z gwardii francuskiej, a swoje awanse otrzymał w Armii Wewnętrznej. Był człowiekiem honoru, gorącym i szczerym patriotem.

Gohier był uznanym adwokatem, wybitnym znawcą prawa, szczerym i otwartym człowiekiem.

Sieyes znał Napoleona od dawna. Urodzony w Frejus w Prowansji, zdobył sławę w czasie rewolucji; po odrzuceniu go przez obradujący w Chartres kler, został wybrany w Paryżu z Trzeciego Stanu do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Był autorem wywodu, który wywołał duże poruszenie: "Czym jest stan trzeci?". Nie jest człowiekiem czynu; ponieważ zna ludzi tylko w niewielkim stopniu, nie potrafi ich poruszyć. W swoich pracach zajmował się jedynie metafizyką; robi więc błędy wszystkich metafizyków i zbyt często gardzi pozytywnymi określeniami, będąc przy tym w stanie, w najtrudniejszych okolicznościach i w największych kryzysach, dawać przydatne i jasne rady. Jemu zawdzięcza się podział Francji na departamenty, co zniszczyło ducha prowincjonalizmu. Mimo, że nigdy nie błyszczał na mównicy, rady, których udzielił komisjom, wielce przyczyniły się do sukcesu rewolucji. Na członka Dyrektoriatu został wybrany już natychmiast po jego utworzeniu, odmówił jednak i został zastąpiony przez Revelliere. Później wysłano go jako przedstawiciela Francji do Berlina (w maju 1798 roku - przyp. tłum.), skąd powrócił pełen wielkiej nieufności do pruskiej polityki. Rzadko brał udział w posiedzeniach Dyrektoriatu. Ale oddał wielkie przysługi przy zwalczaniu klubu Manege (Club de Manege), który starał się przejąć stery władzy; nienawidził ten klub i zwalczał go bez obawy przed wrogością tej tak potężnej partii, by ratować Republikę przed grożącym jej nieszczęściem.

W wyrobieniu sobie właściwej opinii pomogło Napoleonowi w okresie 13 vendemiaire'a następujące wydarzenie. Gdy w najkrytyczniejszym momencie tego dnia Komisja Czterdziestu straciła głowę, Sieyes przystąpił do Napoleona i poprowadził do okiennej niszy, podczas gdy komisja obradowała nad odpowiedzią na pismo sekcji. Powiedział mu:

-" Generale! Oni mówią, kiedy należy działać. Rady są niezdolne do kierowania armią, bo nie wiedzą, jak cenny jest czas i nadarzająca się okazja. Pan nie ma tutaj nic do roboty. Niech Pan idzie, generale; niech kieruje Panem jego geniusz i sytuacja ojczyzny; na panu spoczywa nadzieja Republiki".  
 

IV.

Pod warunkiem, że spotkanie odbędzie się wyłącznie w gronie rodzinnym bez udziału obcych, Napoleon przyjął od jednego z dyrektorów zaproszenie na obiad. Wystawny obiad na jego cześć wydał Dyrektoriat. Podobnie chciało postąpić  Ciało Prawodawcze; ale gdy wystąpiono w komisji głównej z tą propozycją, odezwały się ożywione głosy sprzeciwu, gdyż znaleźli się tacy, którzy nie chcieli okazać publicznie uznania generałowi Moreau, który zgodnie z propozycją również miał wziąć udział w tym uroczystym spotkaniu; oskarżano go o niewłaściwe zachowanie w dniu 18 fructidora. Znaleziono jednak rozwiązanie. Bankiet odbył się w kościele Saint-Sulpice; stół był nakryty dla 700 osób (6 listopada 1799 roku - przyp.tłum.). Napoleon pozostał tylko przez krótki czas, sprawiał wrażenie zaniepokojonego i zatopionego w swoich myślach.

Każdy minister chciał  wydać przyjęcie na jego cześć; ale Napoleon wziął udział  jedynie w przyjęciu u ministra sprawiedliwości, którego bardzo cenił  (ministrem sprawiedliwości był wówczas Jean-Jacques Regis de Cambaceres - przyp. tłum.); na jego życzenie udział w nim wzięli najwybitniejsi prawnicy Republiki. Napoleon był ożywiony i ku wielkiemu zdziwieniu uczonych Troncheta, Treillarda, Merlina i Targeta wygłosił długą przemowę na temat prawa cywilnego i karnego. Wyraził życzenie, by wydany został nowy, prosty kodeks prawa cywilnego, który odpowiadałby duchowi czasu i regulował prawo własności oraz prawa osób prywatnych.

Wierny swoim przyzwyczajeniom, nie znajdował przyjemności w oficjalnych przyjęciach; jego postępowanie było identyczne jak po pierwszym powrocie z Włoch. Nosił ciągle ubranie członka Instytutu, a w miejscach publicznych pokazywał się jedynie w towarzystwie jego członków. W swoim domu przyjmował uczonych, generałów swojej świty i niektórych przyjaciół; Regnauda, który towarzyszył mu w 1797 roku we Włoszech, a później przebywał na Malcie; Volneya, wydawcę bardzo dobrej książki "Podróż po Egipcie" (Constantin-François Volney, 1757-1820, autor książki "Voyage en Syrie et en Égypte pendant les années 1783, 84 et 85" - przyp. tłum.); Roederera, u którego cenił szlachetne uczucia i uczciwość; Lucjana Bonaparte, jednego z najbardziej wpływowych mówców w Radzie Pięciuset; zapobiegł on powołaniu rewolucyjnych regimentów, sprzeciwiając się rezolucji, że ojczyzna znajduje się w niebezpieczeństwie; Józefa Bonaparte, mającego wielkie wpływy. Napoleon odwiedzał Instytut. Do teatru szedł, gdy nikt tego nie oczekiwał i siedział wyłącznie w zakratowanej loży.

W międzyczasie wieść o powrocie Napoleona rozniosła się po całej Europie, wszystkie oddziały, przyjaciół Republiki, całe Włochy, ogarnęła napięta nadzieja; Anglia i Austria zadrżały. Złość Anglików obróciła się w stronę Nelsona i Sidneya Smitha, którzy dowodzili angielskimi siłami na Morzu Śródziemnym. Na ulicach londyńskich pojawiły się liczne karykatury na ten temat. 
 

Talleyrand obawiał  się, że zostanie źle przyjęty przez Napoleona. Przed wyjazdem do Egiptu ustalił on z Dyrektoriatem i Talleyrandem, że natychmiast po odjeździe ekspedycji rozpoczną się rokowania z Portą. Wysłannikiem miał być nawet sam Talleyrand, który miał wyjechać do Konstantynopola w 24 godziny po odjeździe Napoleona z Tulonu. To zobowiązanie, podjęte z pełną stanowczością, zostało zapomniane; nie tylko, że Talleyrand pozostał w Paryżu, nie podjęto w ogóle żadnych rokowań. Talleyrand nie zakładał, że Napoleon o tym zapomniał; ale pod wpływem klubu Manege został on pozbawiony swojego stanowiska (w dniu 20 lipca 1799 roku na stanowisku ministra sprawa zagranicznych Talleyranda zastąpił Charles-Frederic Reinhard - przyp. tłum.); jego sytuacja była jego rękojmią. Napoleon nie odepchnął go od siebie. Nawiasem mówiąc, Talleyrand potrafił wykorzystać wszystkie atrybuty swojego giętkiego i przychlebnego charakteru, by zdobyć łaski protektora, na którym mu zależało.

Fouche był od kilku miesięcy ministrem policji (od 20 lipca 1799 roku - przyp.tłum.); po 13 vendemiaire'a utrzymywał on kontakty z Napoleonem, który znał jego niemoralność i chwiejność ducha. Bez jego współudziału Sieyes zamknął klub Manege. Napoleon dokonał przewrotu 18 brumaire'a nie wciągając Fouche do spisku.

Więcej zaufania wzbudzał  u Napoleona Real, komisarz Dyrektoriatu w departamencie paryskim. Żarliwy zwolennik rewolucji, w okresie burz i zamieszania był zastępcą  prokuratora paryskiej komuny. Nie posiadał namiętnego serca, ale był przesiąknięty szlachetnymi i wspaniałomyślnymi uczuciami. 
 

V.

Wszystkie klasy społeczne, wszystkie regiony Francji czekały z wielką niecierpliwością, co uczyni Napoleon. Ze wszystkich stron proponowano mu pomocną dłoń i pełne podporządkowanie się jego woli. Napoleon wykorzystywał swój czas na wysłuchiwaniu robionych mu propozycji, obserwacji wszystkich partii, jednym słowem, na dokładne zapoznanie się z panującą sytuacją. Wszystkie partie pragnęły zmian, i wszystkie, nawet przywódcy klubu Manege, chciały dokonać ich z nim.

Bernadotte, Augereau, Jourdan, Marbot i tak dalej, przywódcy tego klubu, proponowali Napoleonowi dyktaturę wojskową i zgłosili gotowość uznania go głową państwa oraz powierzyć mu kierowanie losami Republiki, pod warunkiem uznania przez niego tez głoszonych przez klub Manege.

Sieyes, który w Dyrektoriacie dysponował głosem Rogera-Ducos, w Radzie Starszych poparciem większości, ale w Radzie Pięciuset tylko niewielką mniejszością,  zaproponował mu, postawienie go na czele rządu, zmianę uznawanej przez niego za złą konstytucji roku III i wprowadzenie za to, obok nowej konstytucji, przez niego wymyślone i znajdujące się jeszcze w jego portfelu, instytucji.

Regnier, Boulay, liczne partie w Radzie Starszych oraz wielu członków Rady Pięciuset chciało również oddać los Republiki w jego ręce. Była to partia umiarkowanych, złożona z najrozsądniejszych członków Ciała Prawodawczego. To ona sprzeciwiła się wraz z Lucjanem Bonaparte ogłoszeniu stanu ojczyzny w niebezpieczeństwie.

Dyrektorzy Barras, Muolins i Gohier namawiali go do ponownego przejęcia dowództwa Armii Italii, do odbudowania Republiki Cisalpińskiej i chwały oręża francuskiego. Moulins i Gohier nie mieli przy tym żadnych ukrytych myśli; wierzyli szczerze w doskonałość ówczesnych instytucji i byli przekonani, że wszystko będzie dobrze, gdy tylko Napoleon poprowadzi nasze armie do nowych sukcesów.

Barras nie podzielał  tej pewności; wiedział, że sytuacja jest zła, a Republika zmierza ku upadkowi; ale być może, iż przyjął, jak wówczas opowiadano, zobowiązana wobec pretendentów do tronu, być może, mylił się w ocenie własnego położenia (bo do jakich pomyłek zdolna jest popchnąć próżność i egoizm nieświadomego człowieka) - wystarczy, że wierzył, iż może utrzymać się na czele. Barras wysunął te same propozycje co Moulins i Gohier.

W międzyczasie wszystkie partie były w ruchu. Fructidorianie sprawiali wrażenie pewności posiadanych wpływów; ale nie mieli oni nawet jednego przedstawiciela w odpowiednich organach.

Napoleon mógł  wybrać sposród kilku możliwości:

- mógł umocnić  istniejącą konstytucję i obalić Dyrektoriat, mianując się dyrektorem. Ale aktualna konstytucja była ogólnie pogardzana, a podzielone kierownictwo spraw państwowych nie mogło osiągnąć zadawalających wyników. Tym sposobem Napoleon dołączyłby do rewolucyjnych uprzedzeń, do osobistych preferencji Barrasa i Sieyesa, a skutkiem tego byłoby, że nienawiść ich wrogów skierowałaby się również przeciwko niemu.

- mógł zmienić  konstytucję i objąć władzę dzięki poparciu klube Manege. Należały do niego liczni, żarliwi jakobini; mieli oni większość w Radzie Pięciuset i silną mniejszość w Radzie Starszych. Jeżeli Napoleon posłużyłby się tymi ludźmi, jego zwycięstwo byłoby pewne, nie napotkałby żadnego oporu. To była najpewniejsza droga, by zlikwidować istniejący system. Ale jakobini nie uznają konkretnych przywódców, odrzucają innych, posuwają się w swoim zapale aż do ostateczności. Koniecznym więc byłoby, po osiągnięciu za ich pomocą celu, ich usunięcie i prześladowanie; taka zdrada nie była godna człowieka honoru.

- Barras proponował  poparcie swoich przyjaciół; ale wszyscy oni byli ludźmi podejrzanych obyczajów, oskarżeni publicznie o szastanie państwowym majątkiem.

- do popleczników Sieysa należeli liczni dobrze poinformowani, uczciwi ludzie o republikańskich zasadach; nie byli oni jednak ludźmi czynu, zastraszeni przez klub Menege i tłum; ale po zwycięstwie mogli oddać wiele przysług i z sukcesem mogli być wykorzystani w pracy regularnego rządu. Charakter Sieyesa nie budził żadnych zastrzeżeń; w żadnym wypadku nie był niebezpiecznym konkurentem. Ale gdyby Napoleon zdecydował się na Sieyesa, opowiedziałby się otwarcie przeciwko Barrasowi i klubowi Manege, który nienawidził Sieyesa. 
 

8 brumaire'a (30 października 1799 roku) Napoleon był na obiedzie u Barrasa; przy stole siedziało tylko niewielu gości; w trakcie dyskusji po posiłku dyrektor rzekł:

- "Republika ginie, tak dalej być nie może, rząd jest bezsilny; potrzebne są  zmiany, prezydentem Republiki trzeba mianować Hedouville'a, a pan, generale, powinien powrócić do armii; ja jestem chory, nielubiany przez naród, zużyty - muszę wycofać się z życia publicznego".

Napoleon popatrzył  na niego badawczo, nic nie mówiąc. Barras spuścił wzrok i nie powiedział nic więcej. Na tym rozmowa się zakończyła. Generał Heudoville był nadzwyczaj przeciętnym człowiekiem. Barras nie powiedział, co miał na myśli; ale jego zachowanie zdradzało jego tajemnicę. 
 

VI.

Ta rozmowa zdecydowała. Napoleon udał się do Sieyesa. Powiedział mu, że od 10 dni zwracają się do niego wszystkie partie, ale on jest zdecydowany podjąć współpracę z nim, z Sieyes'em i większością Rady Starszej, o mu czym go niniejszym zapewnia. Ustalono, że przemiany nastąpić mają pomiędzy 15 i 20 brumaire'a.

Po powrocie do swojego domu, Napoleon zastał tam Talleyranda, Fouche, Roederera i Reala. Naiwnie i prosto, nie zdradzając wyrazem swojej twarzy własnych myśli, przekazał im słowa Barrasa.

Real i Fouche, oddani Barrasowi, pojęli natychmiast, jak nie na czasie było jego oświadczenie. Udali się do niego, czyniąc mu wyrzuty. Następnego dnia, Barras już o godzinie 8 rano pojawił się u Napoleona, leżącego jeszcze w łóżku. Uparł się by go widzieć, wszedł do sypialni i rzekł, że obawia się, iż poprzedniego wieczoru źle się wyraził; tylko on sam, Napoleon, może uratować Republikę; oddaje się jemu do dyspozycji, zrobi wszystko, co zażąda i przyjmie każdą przypisaną mu rolę. Poprosił o zapewnienie, że zostanie włączony do współpracy przy realizacji planów Napoleona.

Ale Napoleon podjął już decyzję; odrzekł, że niczego nie chce; jest zmęczony, nie czuje się dobrze; po opuszczeniu suchego klimatu arabskich pustyni nie potrafi przyzwyczaić się do wilgotnego powietrza stolicy. Takimi ogólnikami zakończył rozmowę.

Moulin przychodził do Napoleona każdego ranka pomiędzy 8 i 9 godziną rano, by zasięgnąć rady w sprawach bieżących. Jeżeli jego pytania dotyczyły spraw wojskowych, Napoleon mówił, co myślał; ale w sprawach państwowych był zdania, że nie należy zdradzić wszystkich swoich myśli i dawał tylko ogólnikowe odpowiedzi; również Gohier odwiedzał od czasu do czasu Napoleona, by składać mu propozycje i pytać o radę.  
 

VII.

Korpus oficerski garnizonu, na którego czele stał jako komendant placu Paryża generał  Morand, zażyczył sobie zostać przedstawionym Napoleonowi. Ale nie było do tego okazji. Gdy spotkanie przesuwane było z dnia na dzień, oficerowie zaczęli narzekać, że Napoleonowi nie zależy na zobaczeniu starych towarzyszy.

40 adiutantów paryskiej Gwardii Narodowej, mianowanych przez Napoleona w czasie gdy dowodził on Armią Wewnętrzną, wyprosiło sobie łaskę odwiedzenia go. Znał ich wszystkich; ale by ukryć swoje plany, przesunął termin tego spotkania.

Stacjonujące w Paryżu 8. i 9.pułk dragonów były pułkami należącymi niegdyś do Armii Italii; domagały się one, by pozwolono im przedefilować przed obliczem ich dawnego dowódcy. Napoleon uznał ich życzenie i kazał przekazać, że powiadomi je o terminie przeglądu.

W Paryżu stacjonował  również 21.pułk strzelców konnych, który przyczynił  się do sukcesu 13 vendemiaire'a. Z tego pułku wywodził się Murat; odwiedzający go nieustannie oficerowie pułku nieprzerwanie pytali, kiedy Napoleon dokona przeglądu pułku.

Mieszkańcy Paryża skarżyli się na incognito generała; chodzili do teatru, na parady, gdzie spodziewano się jego przybycia, ale on się nie zjawiał. Nikt nie potrafił zrozumieć tego zachowania, wśród ludzi szerzyła się niecierpliwość. Szemrano:

"- On jest już tutaj 14 dni i nic się nie wydarzyło! Czyżby chciał znowu postąpić jak wówczas, po jego powrocie z Włoch i skazać rozdzieraną walkami partyjnymi Republikę na zagładę?"

Zbliżał się  rozstrzygający moment. 
 

VIII.

Sieyes i Napoleon spotkali się 15 brumaire'a, by omówić wszystkie zarządzenia przewidziane na dzień 18 brumaire'a. Ustalono, że Rada Starszych, na podstawie artykułu 102 Konstytucji, uchwali przeniesienie Ciała Prawodawczego do Saint-Cloud i mianuje generała Bonaparte naczelnym komendantem gwardii Ciała Prawodawczego, Gwardii Narodowej i wszystkich oddziałów należących do garnizonu Paryża. Ta uchwała miała zostać podjęta 18 brumaire'a o godzine 7 rano; o 8 godzinie Napoleon miał udać się do Tuileries, gdzie miały skoncentrować się oddziały, których komendę miał objąć.

17 brumaire'a Napoleon przekazał oficerom, że chciałby ich przyjąć dnia następnego o godzinie 7 rano. Ponieważ wczesna godzina mogła wzbudzić podejrzenia, umotywował ją przygotowywaną podróżą. To samo zaproszenie wysłał do 40 adiutantów Gwardii Narodowej, a 3 pułkom kawalerii kazał przekazać, że 18-tego, o godzinie 7 rano odbierze ich paradę na Polach Elizejskich. Równocześnie poinformował wszystkich generałów, którzy powrócili z nim z Egiptu oraz tych, których nastawienie było mu znane, że będzie się cieszyć, gdy zjawią się u niego o tej godzinie. Każdy z nich wierzył, że tylko on otrzymał zaproszenie i przyjął, że Napoleon zamierza wydać mu nowe rozkazy; wiedziano bowiem, że minister wojny Dubois-Crance dostarczał mu wszystkie dotyczące armii raporty i pytał nieustannie o sposób postępowania zarówno na granicy niemieckiej jak i we Włoszech.

Moreau, którego Napoleon podczas przyjęcia wydanego przez Dyrektoriat widział po raz pierwszy, na podstawie krążących wśród gości plotek zorientował się,  że nadchodzą przemiany. Oświadczył Napoleonowi, że stoi do jego dyspozycji; nie musi być wtajemniczony, wystarczy, gdy otrzyma godzinę wcześniej wiadomość. Macdonald, który również przebywał w Paryżu, w podobny sposób zaproponował swoje usługi. O 2 godzinie nad ranem Napoleon kazał go poinformować, że życzy sobie zobaczyć go o godzinie 7 rano i prosi o przybycie konno.

Augereau nie został  powiadomiony, podobnie jak Bernadotte, którego jednak przyprowadził  Józef Bonaparte.

Dowódcą garnizonu Paryża był generał Lefebvre; był on całkowicie oddany Dyrektoriatowi. Napoleon posłał o północy do niego adiutanta i kazał przekazać, by zjawił się u niego o godzinie 6 rano. 
 

IX.

Wszystko przebiegało tak, jak ustalono. O godzinie 7 rano po przewodnictwem Lemerciera zebrała się Rada Starszych.

Cornudet, Lebrun, Fargues naświetlili w barwny sposób nieszczęścia Republiki, niebezpieczeństwa, które ją otaczały i nieustanne spiskowanie przywódców klubu Manege mające na celu przywrócenie terroru. Regnier, deputowany departamentu Meurthe, wystąpił z wnioskiem, na podstawie 102 artykułu Konstytucji, o przeniesienie posiedzeń Ciała Prawodawczego do Saint-Cloud, oddania generałowi Bonaparte komendy na oddziałami 17.okręgu wojskowego (Paryż był 17.okręgiem wojskowym do 1801 roku, później stanowił 1.okręg - przyp.tłum.) i powierzenia mu przeniesienia Ciała Prawodawczego do Saint-Cloud. Swój wniosek umotywował następująco:

"- Republika jest zagrożona przez anarchistów i emigrantów; w interesie ogółu musimy przedsięwziąć odpowiednie środki; poparcia generała Bonaparte jesteśmy pewni; pod osłoną jego ramienia Rady będą mogły radzić o zmianach, które są konieczne w interesie społecznym".

Gdy tylko większość Rady upewniła się, że Napoleon popiera wniosek, został  on przyjęty, jednak nie bez silnego oporu.

Dekret brzmiał  następująco:

"Rada Starszych na podstawie artykułów 102, 103, 104 Konstytucji postanawia, co następuje.

Artykuł 1: Ciało Prawodawcze zostanie przeniesione do Saint-Cloud; posiedzenia obu Rad odbywać się będą w obu skrzydłach pałacu.

Artykuł 2: Przybędą  one tam jutro, 19 brumaire'a, o godzinie 12 w południe. Kontynuacja obrad w innym miejscu i przed tym terminem jest zabroniona.

Artykuł 3: Generał  Bonaparte otrzyma polecenie nadzorowania wykonania niniejszego dekretu. Użyje on wszystkich środków niezbędnych do zapewnienia bezpieczeństwa przedstawicieli narodu. Dowództwo 17.okręgu wojskowego, gwardii Ciała Prawodawczego, stołecznej Gwardii Narodowej i oddziałów liniowych znajdujących się w Paryżu i w całym 17.okręgu zostanie natychmiast przekazane pod jego rozkazy, a wymienione oddziały zobowiązane uznać go za głównodowodzącego; wszyscy mieszkańcy mają na jego wezwanie udzielić mu zbrojnej pomocy.

Artykuł 4: Generał  Bonaparte zostanie wezwany przed oblicze Rady, by otrzymać niniejszy dekret na piśmie i złożyć przysięgę; w sprawie podjętych przez niego środków nawiąże on kontakt z komisjami obu Rad.

Artykuł 5: Niniejszy dekret zostanie natychmiast przekazany przez posłańców Radzie Pięciuset i Dyrektoriatowi; ma zostać wydrukowany i przez specjalnych kurierów dostarczony do wszystkich gmin Republiki i tam opublikowany przez rozwieszenie na murach. 
 

Powyższy dekret został  postanowiony o godzinie 8 rano. Pół godziny później goniec dostarczył  go do mieszkania Napoleona. Okoliczne ulice były wypełnione oficerami garnizonu, adiutantami Gwardii Narodowej, generałami i 3 pułkami kawalerii. Napoleon pozostawił otwarte wszystkie drzwi; ale ponieważ jego dom był za mały, by pomieścić tyle ludzi, wyszedł na schody przed domem, gdzie przyjmował gratulacje oficerów i wygłosił przemowę, w której stwierdził, że liczy na wszystkich, by ratować Francję. Poinformował wszystkich, że Rada Starszych, w oparciu o konstytucję, powierzyła mu dowództwo wszystkich oddziałów; należy więc zastosować zdecydowane środki, by uwolnić ojczyznę z okropnej sytuacji

i liczy na ich pomoc i dobrą wolę; teraz dosiądzie konia i uda się do Tuileries.

Zachwyt był ogromny; wszyscy oficerowie wyciągnęli swoje szpady i przysięgli pomoc i wierność. Napoleon zwrócił się do generała Lefebvre z pytaniem, czy pozostanie przy nim, czy chce powrócić do Dyrektoriatu. Lefebvre był głęboko wzruszony, ale nie wahał się ani chwili.

Napoleon dosiadł  konia i stanął na czele kolumny złożonej z generałów, oficerów i 1 500 jeźdźców, którą zatrzymał na bulwarze przy rogu Rue du Montblanc. Adiutantom Gwardii Narodowej polecił powrót do swoich dzielnic i ogłoszenie dekretu, o którym właśnie dowiedzieli się. Równocześnie mieli także ogłosić, by nie respektowano żadnych rozkazów nie pochodzących od niego. 
 

X.

Otoczony błyszczącą  świtą Napoleon stanął przed obliczem Rady Starszych i powiedział:

"- Wy jesteście mądrością narodu! Do Was należy wybranie środków mogących uratować ojczyznę. Przychodzę otoczony przez wszystkich generałów i przyrzekam Wam pomoc wszystkich rąk. Mianuję moim zastępcą generała Lefebvre.

Wiernie wypełnię  nałożony na mnie obowiązek. Nie należy szukać w przeszłości przykładów dzisiejszych wypadków; nic w historii świata nie równa się z końcem XVIII wieku, a w tym końcu wieku nie ma nic porównywalnego z obecną chwilą". 
 

Wszystkie oddziały zebrały się koło Tuileries. W towarzystwie okrzyków mieszkańców i żołnierzy Napoleon odebrał ich paradę. Dowództwo oddziałów, przeznaczonych do ochrony Ciała Prawodawczego, powierzył generałowi Lannes, komendę nad oddziałami posłanymi do Saint-Cloud otrzymał generał Murat. Generałowi Moreau powierzył ochronę Pałacu Luksemburskiego; w tym celu oddał pod jego rozkazy 500 ludzi z 86.półbrygady. Ale w momencie odmarszu odmówili oni posłuszeństwa; nie ufali oni Moreau, który, jak twierdzili, nie był patriotą. Napoleon przemówił do nich i zapewnił, że Moreau wykona swoje zadanie. Od czasu wydarzeń fructidora Moreau miał opinię niepewnego.

Już wkrótce po całym mieście rozeszła się pogłoska, że Napoleon jest w Tuileries i przejął władzę. Zebrały się tam tłumy; niektórzy przybyli z ciekawości, inni z obywatelskiego obowiązku i chęci zaproponowania mu poparcia. Wszędzie rozwieszono następującą odezwę:

"Obywatele!

Rada Starszych, która ucieleśnia mądrość narodu, właśnie opublikowała dekret; jest upoważniona do tego artykułami 102 i 103 Konstytucji. Powierzyła mi podjęcie środków dla zapewnienia bezpieczeństwa zgromadzenia przedstawicieli ludu. Przeniesienie Rady do Saint-Cloud jest konieczne i musi nastąpić natychmiast; Ciało Prawodawcze będzie wtedy w stanie uratować Republikę przez grożącym jej niebezpieczeństwem, do którego prowadzi nas wadliwa organizacja wszystkich części administracji. Rada Starszych potrzebuje w tym momencie zgody i zaufania wszystkich obywateli. Skupcie się wszyscy wokół niej; to jedyny sposób dania Republice  solidnych podstaw obywatelskiej wolności, wewnętrznego dobrobytu, zwycięstwa i pokoju."  
 

Do żołnierzy skierował  następujący apel:

"Żołnierze!

Dekret nadzwyczajny Rady Starszych jest zgodny z 102 i 130 artykułem Konstytucji. Oddał mi on dowództwo nad miastem i nad armią. Zaakceptowałem go, by podjąć kroki, jakie z niego wynikają, a wszystkie one podejmowane są dla dobra ludu.

Już od 2 lat Republika jest źle rządzona; żywiliście nadzieję, iż mój powrót położy kres wielu cierpieniom. Święciliście mój powrót tak zgodnie, iż nakłada to na mnie obowiązki, które właśnie wypełniam. Wy wypełnicie Wasze i pójdziecie za swym generałem z energią, zdecydowaniem i zaufaniem, które w Was zawsze dostrzegałem.

Wolność, zwycięstwo i pokój przywrócą ponownie Republice Francuskiej miejsce, jakie zajmowała w Europie, a które głupia nieudolność i zdrady sprawiły, że je utraciła. Niech żyje Republika!" 
 

Bezpośrednio po odmaszerowaniu 86.półbrygady pod dowództwem Moreau Napoleon posłał adiutanta do Gwardii Dyrektoriatu, by powiadomić ją o dekrecie i przekazaniu polecenia przyjmowania jedynie jego rozkazów. Gwardia dosiadła koni; jej dowódca wypytał żołnierzy, odpowiedziały mu okrzyki radości. W tym samym czasie dotarł do niej rozkaz Dyrektoriatu odwołujący rozkaz Napoleona; ale żołnierze posłuchali tylko jego i wyruszyli, by się z nim połączyć. Sieyes i Roger-Ducos udali się już wczesnym rankiem do Tuileries. Opowiadano, że Barras, widząc wsiadającego na koń Sieyesa, dowcipkował na temat nieporadności nowego stajennego; nie miał pojęcia, gdzie się on udaje. Gdy wkrótce potem otrzymał wiadomość o dekrecie Rady Pięciuset, spotkał się na naradę z Gohier i Moulin. Dowiedzieli się jedynie, że wszystkie oddziały zbierają się wokół Napoleona, ich własna gwardia opuściła ich. Moulin udał się natychmiast do Tuileries i ogłosił swoją rezygnację, tak, jak uczynili to już Sieyes i Roger-Ducos. Sekretarz Barrasa, Bottot udał się do Napoleona, który bez ogródek wyjawił mu swoje oburzenie na marnotrawienie przez Barrasa pieniędzy państwowych, domagając się jego rezygnacji. Dyrektora odwiedził Talleyrand i opuścił go z jego dymisją w dłoni. Barras, otoczony przez straż honorową dragonów, udał się do Gros-Bois (posiadłość Barrasa pod Paryżem - przyp.tłum.). Teraz Dyrektoriat był rzeczywiście rozwiązany, a Napoleonowi powierzona władza w Republice. 
 


W międzyczasie zebrała się, pod przewodnictwem Lucjana, Rada Pięciuset. Konstytucja wyraźnie dawała prawo Radzie Starszych do wydania wspomnianego dekretu; nikt nie mógł mieć nic przeciwko temu. Idąc paryskimi ulicami członkowie Rady Pięciuset widzieli na swojej drodze i koło Tuileries ostatnie wydarzenia; byli świadkami ogólnego zachwytu, byli ogłuszeni ze zdumienia. Poddali się konieczności i przenieśli posiedzenie dnia następnego do Saint-Cloud.

Bernadotte poślubią  szwagierkę Józefa Bonaparte. Przez 2 miesiące był ministrem wojny (od 3 lipca do 14 września 1799 roku - przyp.tłum.); ale został później, z powodu robionych błędów, odwołany przez Sieyesa. Był jednym z najgorliwszych członków klubu Manege, którego polityczne poglądy w owym czasie były bardzo przesadzone i pogardzane przez wszystkich przyzwoitych ludzi. Józef przyprowadził go rano do Napoleona; ale gdy Bernadotte zobaczył o co chodzi, zniknął niepostrzeżenie i pospieszył do swoich przyjaciół z klubu Manege, by poinformować ich o wydarzeniach. Jourdan i Augereau odwiedzili Napoleona w Tuileries, gdy odbierał paradę oddziałów. Poradził im nie udawać się następnego dnia na posiedzenie do Saint-Cloud, lecz zachować spokój i nie narażać się na stratę nagrody za oddane ojczyźnie usługi; bo raz ruszony kamień nie może być już zatrzymany. Augereau zapewnił Napoleona o swojej wierności i wyraził chęć maszerowania jedynie pod jego rozkazami. Powiedział nawet:

"- Generale! Czyżby nie liczył Pan na swojego małego Augereau?"

Minister sprawiedliwości Cambaceres, policji Fouche oraz wszyscy pozostali ministrowie udali się do Tuileries i uznali nową zwierzchność. Fouche żarliwe wyrażał swoje przywiązanie i oddanie. Jako największy przeciwnik Sieyesa nie był wtajemniczony; wydał polecenie zamknięcia bram miejskich i nie wypuszczania żadnych kurierów ani dyliżansów pocztowych. Generał rzekł do niego:

"- Ależ, na Boga! Po co te wszystkie środki ostrożności? Jesteśmy z narodem i tylko na nim opiera się nasza siła, żaden z obywateli nie powinien odczuć niepokoju! Tym razem triumf woli ludu nie może mieć nic wspólnego z dniami, organizowanymi przez oślepioną przynależnością partyjną mniejszość".

Członkowie większości w Radzie Pięciuset, mniejszości w Radzie Starszych i przywódcy klubu Manege cały dzień i noc spędzili na naradach i rozmowach.

O 7 godzinie wieczorem Napoleon zwołał do Tuileries naradę. Sieyes zaproponował, by aresztować 40 głównych przywódców partii przeciwnej. Ta propozycja była rozsądna; ale Napoleon uważał się wystarczająco silnym, by być zmuszonym do zastosowania tego typu środków. Powiedział:

"- Dzisiaj rano przysięgłem, chronić przedstawicieli narodu; nie chcę już wieczorem łamać mojej przysięgi; nie boję się słabych wrogów".

Wszyscy pozostali podzielali zdanie Sieyesa; ale nic nie było w stanie pokonać uporu generała. Już wkrótce przekonano się, że nie miał racji.

Przy okazji tego spotkania ustalono mianowanie 3 konsulów w osobach Sieyesa, Rogera-Ducos i Napoleona oraz odroczenie posiedzeń Rad na 3 miesiące. Przywódcy parlamentariuszy porozumieli się co do swojego zachowania w trakcie posiedzenia w Saint-Cloud. Lucjan, Boulay, Emile Gaudin, Chazal, Cabanis byli przywódcami Rady Pięciuset. Regnier, Lemereier, Cornudet, Fargues przewodzili Radzie Starszych.

Jak już wspomniano, generał Murat dowodził oddziałami w Saint-Cloud, Ponsard batalionem Gwardii Ciała Prawodawczego; rezerwa, ustawiona koło Point-du-Jour, stała pod dowództwem generała Seruriera. Pracowano pilnie nad przygotowaniem sal posiedzeń w pałacu Saint-Cloud. Dla Rady Pięciuset przeznaczono oranżerię, galerię Marsa dla Rady Starszych; pokoje, które później służyły jako salon i gabinet Cesarza przygotowano dla Napoleona i jego sztabu.

O godzinie 2 po południu sala przenaczona dla Rady Pięciuset nie była jeszcze gotowa; to kilkugodzinne opóźnienie miało fatalne skutki. Deputowani, którzy przybyli około południa, utworzyli grupy w parku, burzliwie dyskutując; przepytywano się nawzajem, wymieniano poglądy i organizowano opozycję. Radzie Starszych zadawano pytanie, do czego dąży, dlaczego przeniesiono posiedzenie do Saint-Cloud. By dokonać zmian w składzie Dyrektoriatu? Przyznawano, że Barras nie nadaje się do niczego, Moulin nie cieszy się poważaniem; bez oporu uznano Napoleona i dwóch innych obywateli za odpowiednich do objęcia rządów. Tylko nielicznym dano do zrozumienia, że celem jest dokonanie przemian w państwie, poprawa konstytucji i odroczenie posiedzeń Rad. Te aluzje nie spotkały się z dobrym przyjęciem i właśnie ci, na których liczono najbardziej, okazali wahanie. 
 

XI.

W końcu rozpoczęło się posiedzenie; na mównicę wstąpił Emile Gaudin i w burzliwych słowach zobrazował otaczające ojczyznę  niebezpieczeństwa. Wystąpił z wnioskiem, by podziękować Radzie Starszej za podjęte przez nią w interesie dobra publicznego środki i skierować do niej prośbę o ujawnienie jej motywów i zamiarów. Równocześnei wystąpił z wnioskiem, mianowania 7-osobowego komitetu, która miałaby przygotować raport o sytuacji Republiki. Nigdy wiatry wypuszczone z worka Eola nie wywołały większej wichury! Mówcę ściągnięto przemocą z mównicy; zapanowało niesamowite wzburzenie.

Delbret zaczął się  domagać, by członkowie Rady ponownie złożyli przysięgę na konstytucję roku III. Lucjan, Boulay i ich przyjaciele zbladli. Rozpoczęło się wywoływanie nazwisk. Podczas wywoływania, co trwało ponad 2 godziny, w sali rozeszły się wieści o wydarzeniach w stolicy. Członkowie klubu Manege zgromadzili się w swoim gronie. Jourdan i Augereau pozostali na boku. Gdy Napoleonowi wydawało się, że wszystko jest stracone, szybko do niego pośpieszyli. Augereau podszedł do Napoleona i rzekł do niego:

"- No, teraz tkwi pan w tarapatach".

"- Augereau - odrzekł Napoleon - przypomnij sobie Arcole; wtedy sytuacja wydawała się być gorszą. Radzę Ci, zachowaj spokój, jeżeli nie chcesz zostać ofiarą tej sytuacji. Z pół godziny zobaczysz, jaki zwrot przyjmą wypadki".

Zgromadzenie zdawało się być tak jednomyślne, że żaden z jego członków nie odważył się odmówić przysięgi na konstytucję; nawet Lucjan czuł się do tego zmuszonym. W sali rozległy się okrzyki uznania. Wielu członków nie tylko złożyło przysięgę, ale dodawało jeszcze swoje uwagi, a takie mowy mogły wywrzeć wpływ na wojsko. Wszyscy znajdowali się w stanie trwożliwego oczekiwania; gorliwi oziębli; bojaźliwi zmienili front. Nie było chwili do stracenia. Napoleon udał się do galerii Marsa, przystąpił do barierki przewodniczącego Rady Starszych i rzekł:

"- Znajdujecie się na wulkanie; Republika nie ma żadnego rządu; Dyrektoriat jest rozwiązany; partie są poruszone, nadeszła godzina podjęcia decyzji. Wezwaliście na pomoc moje ramię i ramiona moich przjaciół; ale chwile są cenne; konieczna jest jasna i wyraźna deklaracja. Wiem, mówi się o Cezarze, Cromwellu. Jak gdyby nasze czasy można było porównać z przeszłością! Nie, ja chcę jedynie dobra Republiki, chcę poprzeć podjęte przez Was rezolucje. Widzę bermyce moich grenadierów w drzwiach tej sali i pytam się was: żołnierze, czy kiedykolwiek was rozczarowałem? Czy złamałem kiedykolwiek moje przyrzeczenie, gdy wśród niedostatków obozowego życia obiecywałem wam zwycięstwo oraz dostatek i gdy, krocząc na waszym czele, prowadziłem was od zwycięstwa do zwycięstwa?"

Generał mówił  w wielkim uniesieniu. Grenadierzy byli jak zeelektryzowani, machali w powietrzu swoimi bermycami i karabinami i wołali:

"- Tak, to prawda ! On zawsze dotrzymywał danego słowa!"

W tym momencie wstał  jeden z członków Rady (był nim Liglet) i zawołał mocnym głosem:

"- Generale! Przyklaskujemy pana słowom! Niech więc przysięgnie Pan wraz z nami wierność konstytucji roku III, bo jedynie ona może utrzymać Republikę!"

Zdziwienie tymi słowami wywołało głęboką ciszę.

Napoleon zbierał  przez chwilę myśli, a potem odpowiedział pełen energii:

"- Konstytucji roku III już nie macie; naruszyliście ją 18 fructidora, gdy rząd zaatakował niezależność Ciała Prawodawczego; naruszyliście ją 20 prairiala roku VII, gdy Ciało Prawodawcze zaatakowało niezależność rządu; naruszyliście ją 22 floreala, gdy rząd i Ciało Prawodawcze wspólną rezolucją, anulującą przeprowadzone wybory, zaatakowały najwyższą władzę narodu. Ponieważ konstytucja jest naruszona, potrzeba nowej".

Siła tej przemowy, energia generała porwała trzy czwarte członków Rady: na znak aprobaty podnieśli się oni ze swoich miejsc. Cornudet i Regnier wypowiedzieli się  w tym samym sensie; jeden z członków wystąpił jako przeciwnik i zadenuncjował generała jako spiskowca, który zamierza dokonać zamachu na wolność narodu. Napoleon przerwał mówcy i oświadczył, że znane mu są tajemnice wszystkich partii; wszyscy pogardzają konstytucją roku III; jedyną różnicą pomiędzy nimi jest fakt, że jedni wolą umiarkowanej Republiki, w której chronione byłyby wszystkie narodowe interesy i własność prywatna; podczas gdy inni, pod pozorem zagrożenia ojczyzny, domagają się rewolucyjnego rządu. W tym momencie Napoleonowi doniesiono, że w Radzie Pięciuset zakończono wywoływanie nazwisk, a prezydenta Lucjana usiłuje się zmusić do ogłoszenia głosowania nad wnioskiem o skazaniu brata na wygnanie.

Napoleon udał się  natychmiast do Rady Pięciuset, przeszedł przez salę ze zdjętym kapeluszem rozkazując oficerom i żołnierzom pozostanie przy drzwiach. Chciał podejść do balustrady, by zebrać swoją partię, która była wprawdzie liczna, ale teraz utraciła odwagę i spójność. Ponieważ jednak miejsce prezydenta było przy jednej ze ścian bocznych, by dotrzeć do bariery musiał przekroczyć połowę sali. Gdy Napoleon samotnie przeszedł około jedną trzecią oranżerii, 200 albo 300 deputowanych niespodziewanie poderwało się z miejsc, krzycząc:

"- Śmierć tyranowi! Precz z dyktatorem!"

Grenadierzy, wykonując z niechęcią rozkaza generała pozostania z tyłu, mówili do niego:

"- Pan ich nie zna! Są zdolni do wszystkiego!"

Dwóch z nich, z szablami w dłoniach roztrąciło wszystkich stojących im na drodze do ich generała i osłoniło go własnymi ciałami. Za ich przykładem poszli wszyscy inni i wyciągnęli Napoleona z sali. W tumulcie lekko ranny sztyletem został jeden z nich, niejaki Thome; innemu nóż przebił mundur.

Generał wkroczył  na pałacowy dziedziniec, uciszył werble, wsiadł na konia i rzekł do otaczających go kręgiem żołnierzy:

"- Chciałem przedstawić im środki do ratowania Republiki i odzyskania naszej chwały. Odpowiedzieli mi ciosami sztyletów. W ten sposób chcą wypełnić życzenie władców koalicji! Czy Anglia mogłaby uczynić coś gorszego?

Żołnierze, mogę na Was liczyć?"

Odpowiedziały mu jednobrzmiące okrzyki. Natychmiast rozkazał jednemu z kapitanów udać się na czele 10 ludzi do sali Rady Pięciuset i oswobodzić prezydenta.

Lucjan złożył  dymisję ze swojego urzędu i zdjął swoją togę.

"- Nieszczęśni! - zawołał - wymagacie, żebym skazał na banicję mojego brata; jego, zbawcę ojczyzny, którego imię wywołuje drżenie wśród królów! Składam insygnia mojego urzędu i staję na tej trybunie jako obrońca tego, którego wy każecie mi poświęcić, nie wysłuchując go nawet!"

Z tymi słowami opuścił  swój fotel i rzucił się do mównicy. W tym samym momencie w drzwiach sali pojawił się oficer grenadierów, wołając:

"- Niech żyje Republika"

Zgromadzeni przyjęli, że zgromadzone oddziały wysłały delegację, by poświadczyła Radzie ich oddanie. Kapitana powitano przyjaznymi okrzykami. Wykorzystał to nieporozumienie, dotarł do mównicy i objął prezydenta, szepcząc mu do ucha:

"- To rozkaz pańskiego brata".

W tym samym momencie radość zmieniła się w rozpacz; apatyczne milczenie wyraziło przybicie całego zgromadzenia. Bez przeszkód pozwolono prezydentowi opuścić salę; wyszedł on na dziedziniec, dosiadł konia i zawołał swoim stentorowym głosem:

"- Generale i wy, żołnierze!

Prezydent Rady Pięciuset oświadcza Wam, że podżegacze z nożami w dłoni przerwali posiedzenie zgromadzenia. Prosi on o Waszą pomoc, by zastosować siłę przeciwko ich przywódcom. Rada Pięciuset jest rozwiązana!"

"- Prezydencie - odpowiedział generał - to zaraz zostanie zrobione".

I polecił Muratowi wkroczenia zwartą kolumną do sali.

W tym momencie generał  B*** (w oryginale brak nazwiska - uwaga tłum.) odważył się zażądać od niego 50 ludzi, by zastawić na ulicy zasadzkę i zgładzić uciekających. Napoleon nie odpowiedział nic i zwrócił jedynie uwagę swoim grenadierom, by nie używali przemocy.

"- Nie chcę - zawołał - żeby przelana została choć jedna kropla krwi".

Murat stanął w drzwiach  i zażądał rozwiązania zgromadzenia. Odpowiedziały mu krzyki i przekleństwa. Pułkownik Moulins, adiutant generała Brune, który właśnie przybył z Holandii, polecił doboszom zagrać  sygnał do ataku. Dzwięk werbli przerwał krzyki. Żołnierze z nasadzonymi bagnetami wkroczyli do sali. Deputowani ratowali się ucieczką przez okna i rozproszyli się we wszystkich kierunkach, odrzucając po drodze talary i berety. W oka mgnieniu sala była pusta. Najradykalniejsi członkowie zgromadzenia uciekali w największym popłochu aż do Paryża.

Około 100 deputowanych Rady Pięciuset zebrało się w biurze. In corpore udali się oni do Rady Starszych. Lucjan poinformował ją, że Rada Pięciuset została na jego żądanie rozwiązana; że jemu, który z racji swojego urzędu miał obowiązek zachowania porządku zgromadzenia, grożono sztyletami; poinformował, że porozsyłał porządkowych, by zebrać ponownie Radę; nie wydarzyło się nic, co byłoby niezgodne z prawem, a żołnierze wkroczyli do sali na jego wyraźne żądanie. Rada Starszych, która z niepokojem obserwowała akt przemocy dokonany przez wojsko, była tym tłumaczeniem zadowolona.

O godzinie 11 wieczorem obie Rady spotkały się ponownie; obecna była większość deputowanych. Dwom komitetom polecono sporządzenie raportu o stanie Republiki. W oparciu o raport deputowanego Berangera postanowiono podziękować Napoleonowi i wojsku. Boulay de la Muerthe w Radzie Pięciuset, Villetard w Radzie Starszych przedstawili sytuację Republiki i konieczne środki. Opracowano dekret z 19 brumaire'a; na jego podstawie odroczono posiedzenia Rad aż do 1 ventose'a i powołano 2 komisje po 25 członków, by je tymczasowo zastępowały. Komitety te miały przygotować projekt prawa cywilnego. Władzę wykonawczą przekazano prowizorycznej komisji konsularnej, złożonej z Sieyesa, Roger-Ducos i Napoleona.

Ten dekret przyniósł  koniec Konstytucji roku III. Prowizoryczni konsulowie udali się  20 brumaire'a do oranżerii, gdzie zebrały się obie Rady. Lucjan, jako prezydent, skierował do nich następujące słowa:

"Obywatele Konsulowie!

Największy naród na świecie powierza Wam swoje losy. W przeciągu 3 miesięcy oczekuje Was wyrok opinii publicznej. Szczęście 30 milionów ludzi, spokój wewnętrzny, troska o potrzeby biednych, przywrócenie pokoju - to jest zadanie, które macie do wypełnienia. Bez wątpienia potrzeba odwagi i poświęcenia, by wziąć na siebie tak ważny urząd; ale otacza Was zaufanie narodu i wojska; Ciało Prawodawcze jest przekonane, że Wasze wysiłki w pełni poświęcone są ojczyźnie.

Obywatele Konsulowie, zanim odroczyliśmy nasze obrady, złożyliśmy przysięgę, którą Wy powtórzycie w tym gronie. Świętą przysięgę niezłomnej wierności suwerennemu narodowi, niepodzielnej Republiki Francuskiej, wolności, równości i konstytucji". 
 

Zgromadzenie zostało rozwiązane, a Konsulowie udali się do Paryża do Pałacu Luksemburskiego.

W ten sposób dokonał  się przewrót 18 brumaire'a.

W krytycznym momencie Sieyes pozostał w swoim powozie przy ogrodzeniu dziedzińca pałacu Saint-Cloud, by obserwować maszerujące oddziały. Jego zachowanie w momencie niebezpieczeństwa było zrozumiałe; wykazał się stałością, zdecydowaniem i zimną krwią.

 

T. V Roz. VI. Prowizoryczny Konsulat

I. Sytuacja w stolicy. Proklamacja Napoleona.  - II. Pierwsze posiedzenie konsulów; Napoleon przewodniczącym. - III. Ministerstwa: różne zmiany. Maret, Dubois-Crance, Robert Lindet, Gaudin, Reinhard, Forfait, Laplace. Szkoła Politechniczna. - IV. Pierwsze poczynania konsulów. - V. Środki bezpieczeństwa dla kleru. - VI. Uroczystości pogrzebowe po śmierci papieża Piusa VI. - VII. Rozbitkowie z Calais - Napper-Tandy, Blackwell. - VIII. Stłumienie obchodów święta 21 stycznia. - IX. Spotkanie Napoleona z dwoma wysłannikami rojalistycznymi. Chatillon, Bernier, d'Autichamp, Georges. Uspokojenie Wandei. - X. Debata na temat konstytucji. Poglądy Sieyesa i Napoleona. - XI. Konstytucja. - XII. Mianowanie konsulami Cambaceresa i Lebruna. 

I.

Trudno sobie wyobrazić, w jakim strachu tkwiła stolica podczas przewrotu 18 brumaire'a. Wszędzie kolportowano najgorsze plotki; mówiono, że Napoleon został obalony, oczekiwano nowego okresu terroru. Szczególną troskę budziło nie tyle niebezpieczeństwo, w którym znajdowało się miasto, co myśl, jaki los czeka każdą z rodzin.

Około godziny 9 wieczorem rozeszły się wieści z Saint-Cloud i dowiedziano się, co się  wydarzyło; niepokój zastąpiła wielka radość. Przy świetle pochodni rozwieszono następujący apel:


"Obywatele!

Gdy wróciłem do Paryża, napotkałem skłócone władze; tylko w jednym wszyscy byli zgodni: że konstytucja prawie całkowicie straciła swoją moc i nie może uratować wolności. Przybyły do mnie wszystkie partie, zwierzyły mi się ze swoich zamiarów, odkryły swoje tajemnice i prosiły o moje poparcie; odmówiłem przyłączenia się do jednej z partii. Powołała mnie Rada Starszych i posłuchałem jej wezwania.

Przywrócenie ogólnego porządku planowane było przez ludzi, w których naród przyzwyczajony jest widzieć obrońców wolności, równości i własności prywatnej. Ten plan wymaga spokojnej i wolnej od wpływów i nacisków kontroli; z tego powodu Rada Starszych zdecydowała się przenieść Ciało Prawodawcze do Saint-Cloud. Powierzyła mi dowództwo nad siłami, koniecznymi do zachowania jego niezawisłości. Współobywatele, wierzę, że objęcie tego dowództwa jestem winien żołnierzom, którzy giną w szeregach naszych armii, chwale narodu, którą zdobyto za cenę ich krwi.

Rady zebrały się  w Saint-Cloud; oddziały Republiki zapewniły utrzymanie spokoju na zewnątrz; ale w samych zgromadzeniach tchórzliwi mordercy rozpowszechnili uczucie strachu. Wielu deputowanych Rady Pięciuset było uzbrojonych w sztylety i pistolety i rozsiewało pogróżki.

Uniemożliwiono omówienie postawionych wniosków, większość została rozbita, najbardziej nieustraszeni mówcy zostali wytrąceni z konceptu, było oczywistym, że roztropnych propozycji nikt nie chce wysłuchać.

Wyraziłem moje oburzenie i mój ból przed Radą Starszych; poprosiłem o zabezpieczenie moich szlachetnych zamiarów; naświetliłem cierpienia ojczyzny, które skłoniły mnie do działania. Rada Starszych zgodziła się w pełni ze mną, co udowodnia ponownie niezłomność jej zamiarów.

Wystąpiłem przed Radę  Pięciuset; sam, bez broni, obnażony, dokładnie tak samo, jak przyjęła i powitała mnie owacjami Rada Starszych. Przypomniałem większości jej wolę i zapewniłem, że ma siłę, by ją przeforsować. Sztylety, które do tej pory groziły tylko deputowanym, natychmiast skierowały się przeciwko ich obrońcy; 20 skrytobójców rzuciło się na mnie i wymierzyło je w moją pierś. Grenadierzy Ciała Prawodawczego, których pozostawiłem przy drzwiach sali, pospieszyli mi na pomoc i rzucili się pomiędzy mnie i morderców. Jeden z tych dzielnych grenadierów został trafiony sztyletem, który przebił jego ubranie i zranił; grenadierzy wyprowadzili go z sali.

W tym samym momencie przeciwko obrońcy prawa wzniesiono okrzyk:

"- Wyjąć go spod prawa!"

To wściekły okrzyk morderców przeciwko sile, którą ustanowiono, by ich ujarzmić. Skupili się ciasno wokół przewodniczącego, z groźbami na ustach, z bronią w dłoniach; rozkazali mu, skazać mnie na banicję. Zameldowano mi o tym; wydałem rozkaz, by wydrzeć go z ich szponów; 10 grenadierów Ciała Prawodawczego wkroczyło biegiem do sali i opróżniło ją.

Zastraszeni przywódcy oddalili i rozproszyli się. Większość, nie narażona na ciosy ich sztyletów, powróciła wolna i w przyjaznym nastawieniu do sali posiedzeń, wysłuchała wniosków, złożonych w interesie dobra ogółu, naradziła się nad nimi i przygotowała uzdrawiający dekret, na podstawie którego ustanowione będzie nowe prawo Republiki.

Francuzi!

Bez wątpienia rozpoznacie w tym zachowaniu żarliwość żołnierza wolności, oddanego Republice obywatela. Idee ratujące państwo, chroniące własność prywatną, zabezpieczające wolność, zostały uratowane przez rozpędzenie podżegaczy, którzy wywierali nacisk na Ciała Prawodawcze, którzy byli najpodlejszymi ludźmi i którzy teraz należą do najbardziej znienawidzonych!" 

II.

11 listopada rano konsulowie odbyli swoje pierwsze posiedzenie. Chodziło przede wszystkim o wybranie przewodniczącego. To pytanie musiał rozstrzygnąć głos Rogera-Ducos; w Dyrektoriacie jego opinia była zawsze podporządkowana opinii dyrektora Sieyes'a. Ten ostatni oczekiwał zatem, że w Konsulacie będzie podobnie. Ale rzeczywistość okazała się inna. Zaledwie konsul Roger-Ducos wszedł do gabinetu, zwrócił się do Napoleona i powiedział:

"- Głosowanie na przewodniczącego jest zbędne; według prawa stanowisko to przysługuje Panu."

Napoleon zajął więc fotel przewodniczącego. W przyszłości Roger-Ducos głosował zawsze zgodnie z myślą Napoleona. Z tego powodu miał nawet ożywione spory z Sieyes'em, ale pozostał niezłomnie przy swoim postanowieniu. To zachowanie wynikało z jego przekonania, że Napoleon sam potrafi wszystko odnowić i utrzymać. Roger-Ducos nie był człowiekiem o wielkim talencie, ale cechował go zdrowy rozsądek i był prawym człowiekiem.

Sekretarz stanu Dyrektoriatu Lagarde nie cieszył się opinią, która byłaby wolną  od różnych zarzutów. Na jego miejsce wybrano Mareta, późniejszego księcia Bassano. Urodził się on w Dijon, okazał się zwolennikiem idei rewolucji 1789 roku, przed 10 sierpnia był użyty do rozmów z Anglią, a później prowadził rokowania z lordem Malmesbury w Lille. Maret jest bardzo zręcznym człowiekiem, o dobrodusznym charakterze, bardzo dobrych manierach, nienaruszalnej uczciwości i najlepszym wyczuciu. Wzięty wraz z Semonville'm do niewoli podczas podróży z Gryzonii do Wenecji, skąd miał udać się jako ambasador do Neapolu, uniknął losu ofiar terroru; po 9 thermidora został wymieniony za Madame, córkę Ludwika XVI, która wówczas więziona była w Temple (Maria-Teresa de Bourbon, 1778-1851, najstarsza córka Ludwika XVI, od 1799 księżna de Angouleme, 19 grudnia 1795 roku wymieniona za więzionych przez Austriaków dyplomatów francuskich: Pierre Riela, markiza de Beurnonville, Jean-Baptiste Droueta, Charles-Louis Huguet de Semonville i Hugues Mareta - przyp.tłum.)

Pierwsze posiedzenie konsulów trwało kilka godzin. Sieyes miał nadzieję, że Napoleon zajmować się będzie jedynie sprawami wojskowymi i pozostawi mu kierowanie sprawami cywilnymi; ale ku jego wielkiemu zdumieniu spostrzegł, że Napoleon ma wyrobione poglądy odnośnie polityki, finansów, wymiaru sprawiedliwości, ba, nawet prawa, jednym słowem, na wszystkie gałęzie administracji; swoje poglądy przedstawiał z niezbitą logiką i nie był łatwy do przekonania. Gdy wrócił wieczorem do domu, stwierdził w obecności Chazala, Talleyranda, Boulaya, Roederera, Cabanisa i innych:

"- Napoleon chce wszystko robić, wie, jak wszystko robić i potrafi wszystko robić. W tej żałosnej sytuacji, w której się znajdujemy, zrobimy lepiej, podporządkowując się niż wywołując spory, które doprowadziłyby do niechybnego upadku". 

III.

Pierwszą czynnością  rządu była organizacja ministerstw. Ministrem wojny był Dubois-Crance; był nieodpowiednim człowiekiem na takim stanowisku. Był partyjny, cieszył się niewielkim poważaniem i nie był przyzwyczajony do pracy i porządku. W jego biurze siedzieli ciągle towarzysze partyjni, którzy zamiast zajmować się pracą, spędzali czas na naradach; to był prawdziwy chaos. Mimo tego wydawało się niemożliwym, by Dubois-Crance nie potrafił dostarczyć konsulom jakiegokolwiek zestawienia stanu armii; ale tak było. Ministrem wojny mianowany został Berthier. Uznał on za konieczne wysłania natychmiast do okręgów wojskowych i korpusów armii tuzina oficerów, by otrzymać zestawienie sił korpusów, ich miejsc stacjonowania i stanu ich administracji. Tylko artyleria była w stanie udzielić informacji. Liczne korpusy powołane były częściowo przez generałów, częściowo przez władze departamentów; istniały bez wiedzy ministerstwa. Mówiono do Dubois-Crance:

- Płacicie armii, możecie więc dać nam przynajmniej listy żołdu.

- My nie płacimy jej.

- Odżywiacie armię, dajcie nam rozliczenie wydanych środków.

- My jej nie odżywiamy.

- Ubieracie armię, dajcie nam rozliczenia urzędu ubiorczego.

- My jej nie ubieramy.

Armia Wewnętrzna płacona była ze środków samowolnie pobranych z kasy; żywiona i ubierana była z rekwizycji, nie poddawanych przez biuro żadnym kontrolom. Trwało miesiąc, zanim generał Berthier miał przegląd stanu armii; dopiero wtedy możliwe było przystąpienie do jej reorganizacji.

Armia Północna stacjonowała w Holandii, skąd wygoniła właśnie Anglików. Jej położenie było zadowalające. Utrzymywała ją, na podstawie zawartych układów, Holandia.

Armie nad Renem i w Helwecji bardzo cierpiały; nieporządek osiągnął tam swój szczyt.

Armia Italii, stłoczona na Riwierze Genueńskiej, pozbawiona była wszelkich środków, nie mając nic na zaspokojenie dziennych potrzeb. Brak subordynacji osiągnął taki stopień, że całe oddziały opuszczały swoje pozycje, by maszerować na wschód, gdzie miały nadzieję znaleźć pożywienie.

Administracja polepszyła się teraz, wkrótce przywrócono dyscyplinę w oddziałach. 

Ministerstwem finansów rządził Robert Lindet, który w czasach Robespierre'a był członkiem Konwentu. Był uczciwym człowiekiem, pozbawionym jednak całkowicie odpowiedniej wiedzy, niezbędnej dla administrowania finansów tak dużego państwa. Ale w czasie rządów rewolucyjnych zdobył sławę wielkiego finansisty; wówczas jednak minister finansów był właściwie tylko drukarzem asygnat.

Jego miejsce zajął Gaudin, późniejszy książę Gaety; przez długi czas był  on radcą w ministerstwie finansów, był człowiekiem dobrych obyczajów i rygorystycznej uczciwości.

Kasa państwowa była pusta; nie było w niej nawet tyle pieniędzy, by wysłać kuriera. Ponieważ dochody roczne wydano już wcześniej, wszystkie dochody były w postaci zaświadczeń rekwizycyjnych, kwitów i papierów różnego rodzaju. Dostawcy, opłaceni bonami, dostawali swoje pieniądze bezpośrednio z kasy podatkowej, gdy tylko zanotowała ona jakieś wpływy. W ten sposób kasowali pieniądze, nie czyniąc żadnych usług. Wszystkie źródła były wyschnięte, kredyty wyczerpane; wszędzie panował jedynie nieporządek, marnotrawstwo i rozrzutność. Poborcy podatkowi, którzy równocześnie mieli pokrywać wydatki państwa, bogacili się na spekulacjach giełdowych, które trudno było opanować.

Nowy minister Gaudin wprowadził środki, które ograniczyły te nadużycia i ponownie odbudowały zaufanie. Ograniczył też ciągle wzrastające przymusowe pożyczki.

Wielu obywateli proponowało rządowi znaczne sumy. Paryska izba kupiecka przejęła pożyczkę  w wysokości 12 milionów, co w tym momencie miało ogromne znaczenie. Sprzedaż domen domu Orańskiego, które Francja zagwarantowała sobie w traktacie z Hagi, została zakończona i przyniosła 24 milionów. Wydano 150 milionów bonów na skup rent państwowych.

Podatki bezpośrednie nie wpływały, bo rejestry podatkowe nie były aktualne. Minister utworzył komisję do spraw podatków publicznych. Konstytuanta, bazując na błędnych zasadach działania administracji, wywodzących się jedynie z teorii, a nie z praktyki, zleciła wykonanie rejestrów podatkowych urzędom gminnym, które uzyskiwały ważność po zatwierdzeniu przez administrację departamentów. Ten system był bardzo nieskuteczny; w latach 1792, 1793 i 1794 nie zauważano tego, asygnaty załatwiały wszystko. Na podstawie konstytucji roku III powołano 5 000 specjalnych urzędników, którzy mieli zająć się sporządzeniem rejestrów. Równocześnie wprowadzono mieszaną administrację, która kosztowała 5 milionów i nie przyniosła więcej niż przepisy Konstytuanty. Gaudin wykorzystał te doświadczenia i zlecił wykonanie rejestrów podatkowych 100 dyrektorom generalnym, którym podporządkowanych było 100 inspektorów i 840 kontrolerów. Wszystko to kosztowało tylko 3 miliony, oszczędności wyniosły 2 miliony.

Gaudin stworzył  Kasę Amortyzacyjną (powołaną już kilka dni po przewrocie, tj. 29 listopada 1799 roku - przyp. tłum.), kazał poborcom podatkowym wpłacić kaucję w wysokości 1/20 ich rocznych dochodów i wprowadził obligacje. Natychmiast do skarbu państwa zaczęły wpływać wpłacane przedterminowo w wielkiej ilości podatki bezpośrednie; minister mógł nimi dysponować dla utrzymania służb we wszystkich częściach Francji. Ten przepis był źródłem postępu i porządku, który od tego czasu panował w finansach.

Republika posiadała lasy o wartości 40 milionów, które jednak były źle administrowane. Dotychczasowy sposób zarządzania, w którym do tych samych urzędów wpływały dochody, stemplowe, daniny z domen nie pasował do administracji, która wymagała specyficznej wiedzy i mnóstwa pracy. Minister Gaudin powołał w tym celu specjalną administrację. Te zmiany wywołały dużo protestów. Obawiano się powrotu nadużyć, panujących w starym systemie zarządzania lasami i wodami i mówiono:

"- Znowu wprowadza się zarządy? To wkrótce otrzymają one własne przepisy prawne, wprowadzone zostaną sądy specjalne i znowu będziemy świadkami wszystkich tych nadużyć, które zmusiły nas do protestów w 1789 roku!"

Obawy te bazowały wyłącznie na urojeniach; nadużycia starej administracji zniknęły na zawsze. Nowe zarządy starannie troszczyły się o fachowe prowadzenie gospodarki lasów, wyrębów i sprzedaży drewna, a szczególną uwagę zwracały na regularne zadrzewianie. Przywróciły państwu duże połacie lasów, przywłaszczone przez osoby prywatne lub gminy; jednym słowem, ich działanie przynosiło dobre efekty i wkrótce przekonały do siebie opinię publiczną.

Minister Gaudin uczynił w ciągu kilku dni wszystko, co było możliwe, by zlikwidować nadużycia starej administracji i przywrócić zaufanie w rozsądne i umiarkowane zasady w odniesieniu do kredytów. Był człowiekiem rzetelności i porządku i wiedział, jak współpracować z podwładnymi, będąc przy tym uprzejmym, ale zdecydowanym. To, co zaproponował i przeprowadził w pierwszej chwili, utrzymał mądrą administracją przez 15 lat. Nigdy nie był zmuszony do wycofania wprowadzonego przepisu; jego wiedza była bowiem bardzo rozległa i była owocem wieloletnich doświadczeń. 

Ministerstwo sprawiedliwości otrzymał Cambaceres. W sądach przeprowadzone zostały liczne zmiany.

Talleyrand został  odwołany ze stanowiska ministra spraw zagranicznych pod wpływem klubu Manege (Talleyrand został odwołany 20 lipca 1799 roku - przyp.tłum.). Reinhard, który go zastąpił, pochodził z Wirtembergii. Był zacnym człowiekiem o przeciętnych zdolnościach. Ale prawnie stanowisko to należało się Talleyrandowi; by nie zrazić jednak opinii publicznej nastawionej, która, w szczególności z powodu interesów amerykańskich, była do Talleyranda bardzo nieprzyjaźnie nastawiona, pozostawiono Reinharda tymczasowo na jego stanowisku (nie pozostał on jednak długo na tym stanowisku; już 22 listopada został odwołany, a ministerstwo spraw zagranicznych objął ponownie Talleyrand - przyp.tłum.); nawiasem mówiąc, stanowisko to miało, w tak krytycznej sytuacji, w jakiej znajdowała się wówczas Republika, niewielkie znaczenie; w rzeczywistości niemożliwym było podjęcie żadnych rokowań przed wprowadzeniem porządku w sprawach wewnętrznych, zjednoczeniu narodu i pokonaniu wrogów zewnętrznych.

W ministerstwie żeglugi Forfait zastąpił Bourdona, który został komisarzem żeglugi w Antwerpii. Pochodzący z Normandii Forfait uznawany był za najlepszego konstruktora okrętów wojennych; ale był też pedantem i nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań (Pierre-Alexandre Forfait został odwołany 3 października 1801 roku i zastąpiony przez Denisa Decres - przyp.tłum.). Ministerstwo żeglugi był bardzo ważne, bo Republika musiała przyjść na pomoc Armii Wschodu w Egipcie, garnizonom na Malcie i w koloniach.

W ministerstwie spraw wewnętrznych Quinette'a zastąpił Laplace, pierwszorzędny matematyk, który jednak wkrótce okazał się mniej niż  przeciętnym urzędnikiem. Już po jego pierwszej pracy Napoleon zorientował się, że się pomylił; Laplace nie zabierał się do żadnego problemu z właściwej strony; był we wszystkim bardzo drobiazgowy, miał liczne problematyczne pomysły i nie potrafił się w swoich czynnościach urzędowych uwolnić od dzielenia włosa na czworo (Pierre-Simon Laplace zajmował stanowisko ministra spraw wewnętrznych od 12 listopada do 25 grudnia 1799 roku, kiedy to został zastąpiony przez Lucjana Bonaparte - przyp.tłum.). 

Wszystkich tych nominacji konsulowie dokonali w pełnej jednomyślności; pierwsze różnice poglądów wystąpiły, gdy mowa była o Fouche, zajmującym stanowisko ministra policji. Sieyes nienawidził go i uważał, że pozostawienie policji w rękach tego człowieka zagraża bezpieczeństwu rządu. Fouche pochodził z Nantes; przed rewolucją był mnichem w zakonie oratorianów, później był niższym urzędnikiem w swoim departamencie, gdzie wyróżnił się jako szczególnie zapalony orędownik rewolucyjnych idei. Jako deputowany w Konwencie był zwolennikiem Collot d'Herboisa. Po przewrocie 9 thermidora, jako zwolennik terroru, prześladowany. W czasach Dyrektoriatu przyłączył się do Barrasa i udziałem w dostawach dla armii, do których dopuszczono wielu rewolucjonistów, którzy, mając i tak z powodu swojej politycznej przeszłości złą reputację, stali się jeszcze bardziej znienawidzeni, stworzył podstawy swojego majątku. Gdy Fouche przed kilkoma miesiącami został ministrem policji, opowiedział się przeciwko klubowi Manege, oświadczając, że należy bezwarunkowo zniszczyć to towarzystwo; ale Sieyes nie przypisywał tego zachowania trwałym zasadom, lecz jedynie nienawiści Fouche do wszystkich stowarzyszeń, które nieustannie w bezwzględny sposób wskazywały na marnotrawienie pieniędzy państwowych i występowały przeciwko organizatorom dostaw wojskowych. Sieyes zaproponował zastąpienie go przez Alquiera; ale ta zmiana nie wydawała się konieczną. 18 brumaire'a Fouche zachował się właściwie, mimo, że nie był wtajemniczony. Napoleon zgodził się z Sieyes'em, że z powodu jego niemoralności i chwiejności nie można na nim polegać, ale zaznaczył przy tym jego wielkie zasługi dla Republiki. Powiedział:

"- Wkraczamy do nowej epoki; z przeszłości powinniśmy zachować w pamięci tylko dobre i zapomnieć złe. Wiek, przyzwyczajenia i doświadczenie wykształciły niektóre umysły i ukształtowały charaktery".

Fouche pozostał  ministrem. 

Mianowanie Gaudina ministrem finansów zwolniło stanowisko komisarza rządowego poczty, bardzo ważny, wymagający zaufania urząd. Powierzono go ówczesnemu kierownikowi wydziału w ministerstwie spraw zagranicznych, Laforestowi. Był zręcznym człowiekiem, który przez długi czas był konsulem generalnym w Ameryce. 

Szkoła Politechniczna była dopiero w powijakach; Monge otrzymał zadanie rozpracowania jej ostatecznego konceptu, którego słuszność potwierdziły późniejsze doświadczenia. Szkoła Politechniczna jest najsłynniejszą szkołą na świecie. Wyszkoliła mnóstwo oficerów, inżynierów i techników, którzy uzupełnili korpus oficerski inżynierii armii francuskiej albo doprowadzili do perfekcji produkcję fabryk, dzięki czemu przemysł francuski zdobył wielką przewagę nad innymi.   

IV.

Nowy rząd otoczony był wrogami, którzy występowali całkiem otwarcie. Wandea, Langwedocja i Belgia rozdarte były niepokojami i buntami. Partia emigrantów, która od miesięcy dziennie robiła postępy, ze zmartwieniem obserwowała zmiany, które niweczyły jej nadzieje. Anarchiści byli głusi na wszystko za wyjątkiem ich nienawiści do Sieyesa. Dekret wydany 19 brumaire'a w Saint-Cloud zobowiązał rząd do powzięcia środków, które niezbędne były dla przywrócenia spokoju w Republice. Rząd wykluczył 55 deputowanych z Ciała Prawodawczego. Wielu innych deputowanych było niezadowolonych z przeniesienia obrad; upierali się, przy pozostaniu w Paryżu. Po raz pierwszy od czasu wybuchu rewolucji mównica była pusta, parlament miał ferie. Wśród ludności krążyły najgorsze plotki; z tego powodu minister policji złożył wniosek o przykrócenie działalności partii anarchistów. 59  ich przywódców skazano na podstawie dekretu na deportację: 37 trafiło do Gujany, 22 na wyspę Oleron. Ten dekret spotkał się z ogólną dezaprobatą; opinia publiczna czuła wstręt do wszelkich gwałtów. A jednak ten dekret miał uzdrawiający skutek; anarchiści przestraszyli się i rozproszyli. To właśnie było celem tego dekretu i po krótkim czasie deportację zamieniono na zwykły nadzór, który z czasem całkowicie zniesiono.

Lud wierzył, że odwołanie dekretu nastąpiło na skutek nacisku opinii publicznej. Wierzono, że rząd dokonał zwrotu swojego stanowiska. Ale mylono się; on chciał tylko przestraszyć i osiągnął swój cel.

Wkrótce zmienił  się nastrój we Francji. Obywatele spotykali się na zgromadzeniach, ze wszystkich departamentów do Paryża napływały oświadczenia o poparciu, a przeciwnicy, niezależnie do jakiej partii należeli, nie byli już niebezpieczni. Unieważniono prawo o zakładnikach, na podstawie którego tak wielu obywateli wtrącono do więzienia. Wcześniejsze rządy wydały nietolerancyjne prawa skierowane przeciwko księżom, ale prześladowanie zaszło tak daleko, jak daleko tylko może zajść nienawiść teofilantropów. Jednakowo traktowano księży, którzy złamali przysięgę, jak i tych, którzy dochowali jej wierności; wielu z nich deportowano na wyspę Re, innych do Gujany; wielu księży wygnano za granicę, wielu jęczało w więzieniach. Ustalono zasadę, że prawo nie powinno zajmować się sumieniem ludzi, a władza powinna ograniczyć do wymagania posłuszeństwa i wierności. 

V.

Gdyby to pytanie w takiej formie postawiono Zgromadzeniu Konstytucyjnemu i gdyby nie wymagano od duchownych przysięgi na świecką konstytucję, przez co wpakowano się w teologiczne strony zagadnienia, żaden ksiądz nie złamałby przysięgi. Ale Talleyrand i inni członkowie Zgromadzenia żądali tej przysięgi, której skutki były dla Francji fatalne.

Po tym, jak dla kleru zaczęło obowiązywać prawo cywilne, powinno było się chronić licznych księży, którzy podporządkowali się temu prawu, co prawdopodobnie doprowadziłoby do powstania kościoła narodowego; ale gdy Zgromadzenie Narodowe i Konwent pozamykał kościoły, zlikwidował niedziele i traktował wiernych i niewiernych przysiędze księży z jednakową pogardą, umożliwiono triumf tych ostatnich.

Napoleon, który we Włoszech i Egipcie dużo myślał o sprawach religijnych, miał na ten temat określone opinie; pospiesznie zakończył prześladowania. Na samym początku rozkazał, by wszyscy żonaci albo wierni przysiędze księża, którzy trzymani byli w więzieniach albo zostali deportowani, zostali oswobodzeni. Wydano dekret, by każdy deportowany albo uwięziony ksiądz ma zostać natychmiast zwolniony, gdy tylko złoży przysięgę na wierność rządowi. Już krótko po wydaniu tego dekretu do ojczyzny wróciło 20 000 starych księży. Niektórzy nieświadomi duchowni trwali w swoim uporze; pozostali oni na wygnaniu. Ale oni sami na siebie wydali wyrok, bo nauki chrześcijańskiej nie można dowolnie interpretować, a odmówienie rządowi przysięgi wierności jest przestępstwem.

W tym samym czasie zniesiono podział miesiąca na dekady, poświęcono ponownie kościoły, a mnisi i zakonnice, którzy złożyli przysięgę wierności rządowi, otrzymali roczną pensję. Większość podporządkowała się, dzięki czemu tysiące ludzi wyszło z nędzy. Na prowincji otwarto znowu kościoły. Zezwolono na odprawianie ceremonii w zamkniętych pomieszczenaich, a liczba teofilantropów znacznie się zmniejszyła. 

VI.

Papież Pius VI zmarł w wieku 84 lat w Valence, gdzie osiadł po wydarzeniach rzymskich. Gdy Napoleon powrócił z Egiptu spotkał się w Valence z Monsignore Spiną, spowiednikiem papieża, później, na życzenie Cesarza mianowanym kardynałem i arcybiskupem Genui. Dowiedział się, że nie odprawiono mszy żałobnej dla pontifexa, a jego ciało pochowano w sakrystii katedry. Dekret Konsula zarządził, by zwłokom papieża okazano należyte honory, a nad jego grobem wzniesiono marmurowy pomnik (papież Pius VI po swojej śmierci, 29 sierpnia 1799 roku pochowany został w krypcie kaplicy zamku w Valence. W styczniu 1800 roku jego zwłoki przeniesiono do grobowca na cmentarzu św.Katarzyny, gdzie został pochowany z wojskowymi honorami. Po podpisaniu konkordatu w 1801 roku papież Pius VII zwrócił się do Napoleona z prośbą o przeniesienie zwłok jego poprzednika do Rzymu. Na prośbę biskupa Valence wnętrzności złożone zostały w urnie i pochowane w tamtejszej katedrze, a ciało przewieziono do Rzymu, gdzie zostało pochowano w podziemiach bazyliki św. Piotra  - przyp. tłum.). To świadectwo czci okazano nieszczęśliwemu władcy i najwyższemu kapłanowi religii, do której przyznawał się Pierwszy Konsul i większość Francuzów. 

Rząd konsulów starał  się każdego dnia, sprawiedliwym i wielkodusznym działaniem naprawić błędy i niesprawiedliwości poprzednich rządów. Członkowie Zgromadzenia Konstytucyjnego, którzy uznali suwerenność narodu, zostali skreśleni z listy emigrantów; ten dekret został uznany za podstawową zasadę, dzięki czemu każdy, kto spełnił przepisane warunki, dostał możliwość powrotu. To wzbudziło wiele niepokoju; mówiono: emigranci tłumnie powrócą; partia rojalistyczna znowu podniesie głowę jak we fructidorze; republikanie zostaną wybici!

Lafayette, Latour-Maubourg, Bureaux de Pusy i inni powrócili do Francji i otrzymali z powrotem swoje majątki, o ile nie były one już sprzedane.

Od czasu 18 fructidora liczni deportowani przebywali w Gujanie, w Sinnamary i na wyspie Oleron. Zostali tam posłani bez wyroku. Wielu z nich wyróżniało się  raczej swoim talentem niż charakterem; Napoleon chciał okazać wobec nich łaskę, ale trudno było ująć to w formie dekretu, a zamiary Napoleona była zacięcie zwalczane, gdyż oznaczały one rozpoczęcie procesu przeciwko przemianom 18 fructidora. Komisje prawodawcze złożone były z deputowanych, którzy brali udział w opracowaniu dekretu z 19 fructidora. Unieważnienie tego dektretu oznaczało, że powróciliby do Francji Pichegru, Imbert-Colombes, Willot! Nawiasem mówiąc, rewolucja fructidora, mimo, że bezprawna i niesłuszna, najwyraźniej uratowała Republikę, nie można jej było zatem potępić. W końcu nasunęła się myśl, by deportowanych traktować jak emigrantów. W ten sposób rozstrzygnięcie przekazano rządowi, a ten niezwłocznie pozwolił wrócić tym wszystkim, którzy nie utrzymywali przestępczych kontaktów z zagranicą. Jeszcze przez pewien czas obserwowano ich zachowanie, w końcu zostali całkowicie skreśleni z listy emigrantów. Wielu z nich, jak Portalis, Carnot, Barbe-Marbois zostali nawet powołani na stanowiska państwowe. Było to panowanie silnego rządu, stojącego ponad przynależnością partyjną. Napoleon często mówił:

"- Otworzyłem szeroką ulicę: kto idzie prosto, znajdzie ochronę; kto zboczy na lewo lub prawo, zostanie ukarany!" 

VII.

Inni nieszczęśnicy tkwili pomiędzy życiem i śmiercią. Przed kilkoma laty płynący do Wandei statek angielski, na którego pokładzie znajdowało się 9 członków najstarszych rodzin francuskich, jak Talmont, Montmorency, Choiseul utkwił na mieliznach koło Calais. Podróżnych aresztowano i od tego czasu ciągnięto od więzienia do więzienia, od jednego sądu do drugiego, ale ich los był ciągle jeszcze nie przesądzony. Nie wylądowali oni dobrowolnie we Francji, lecz byli rozbitkami; tego faktu jednak nie uznano, przyjmując, że rozstrzygającym jest miejsce pojmania. Twierdzili jednakże, że byli w drodze do Indii, ale nieduża wielkość statku, jego zaprowiantowanie i kilka innych faktów świadczyły, że udawali się do Wandei. Napoleon nie chciał się zajmować tymi szczegółami; uznał, że znaleźli się w szczególnej sytuacji; obejmowało ich prawo gościnności. Posłanie na śmierć tych nieszczęśników, którzy woleli zdać się na wspaniałomyślność Francji niż zginąć w morskich nurtach, byłoby barbarzyństwem. W opinii Napoleona przepisy wydane przeciwko emigrantów miały czysto polityczny charakter, a wyrażona nimi polityka nie zostałaby naruszona, gdyby okazano wyrozumiałość wobec osób, które znalazły się w wyjątkowej sytuacji.

Na podobne pytanie odpowiedział  już w tym samym sensie, gdy jako generał brygady kierował  budową umocnień wybrzeża na południu. Żeglujący z Hiszpanii do Włoch członkowie rodziny Chabrilland zostali wzięci do niewoli przez korsarzy i odstawieni do Tulonu; tam osadzono ich natychmiast w więzieniu. Gdy lud dowiedział się, że są emigrantami, chciano ich rozsiekać. Napoleon wykorzystał swoją popularność wśród ludu. Z pomocą kanonierów i pracowników arsenału, którzy normalnie byli najzagorzalszymi zwolennikami wolności, uratował rodzinę od nieszczęścia. Obawiając się jednak nowych rozruchów tłuszczy, wysłał wszystkich jej członków ukrytych w pustych skrzyniach amunicyjnych na wyspy Hyeres, ratując ich w ten sposób. 

Rząd angielski nie okazał  żadnej pobłażliwości wobec Nappera-Tandy, Blackwella i kilku innych Irlandyczyków, którzy po rozbiciu ich statku wyrzuceni zostali na norweskie wybrzeże i chcieli wrócić przez Hamburg do Francji. Byli oni naturalizowanymi Francuzami i służyli jako oficerowie w armii Republiki. Angielski przedstawiciel w Hamburgu (sir James Crauford - przyp. tłum.) zmusił tamtejszy Senat do aresztowania przejezdnych, a cała Europa, trudno w to uwierzyć, skierowała się przeciw tym nieszczęśnikom! Rządy rosyjski i austriacki poparły angielskie żądania ekstradycji. Obywatele Hamburgu przez pewien czas opierali się, lecz w końcu ulegli, tym bardziej, że widzieli, iż poważanie Francji coraz bardziej upada, a w Niemczech i we Włoszech ponosi ona jedną klęskę za drugą. (generał James Napper-Tandy i szef szwadronu James Barthelemew Blackwell byli uczestnikami nieudanej ekspedycji generała Humberta do Irlandii. Uciekając, w towarzystwie Irlandczyków Williama Morrisa i George'a Petersa, wylądowali najpierw w norweskim porcie Bergen, udając się następnie przez Kopenhagę do Hamburga, gdzie przybyli 23 listopada 1798 roku. Mimo, że podawali się za kupców z Holandii i Ameryki, zostali rozpoznani i osadzeni w więzieniu. Po licznych rozmowach z przedstawicielami europejskich mocarstw w Hamburgu i wymianie korespondencji dyplomatycznej tamtejszy Senat zadecydował 1 października 1799 roku o wydaniu więźniów w ręce Anglików. W odpowiedzi na to, Dyrektoriat dekretem z 9 października ogłosił embargo na statki hamburskie znajdujące się w portach francuskich. Napper-Tandy i Blackwell zostali pierwotnie skazani w Anglii na śmierć, następnie ułaskawieni i skazani na karę więzienia, po podpisaniu pokoju w Amiens powrócili w marcu 1802 roku do Francji - przyp. tłum.). 

Francja miała tym bardziej powód poczuć się obrażona, bo miasto Hamburg przez długi czas służyło jako miejsce schronienia dla 20 000 francuskich emigrantów, którzy stamtąd prowadzili rekrutację do armii i zawiązywali spiski przeciwko Republice. A teraz 2 nieszczęśliwych oficerów Republiki, którzy jako rozbitkowie powinni być otoczeni opieką, zostało wydanych swoim katom!

Dekret konsulów postanawiał  rekwizycję wszystkich hamburskich statków, które znajdowały się we francuskich portach, odwoływał francuskich przedstawicieli dyplomatycznych i handlowych z Hamburga i nakazywał wystawienie paszportów przedstawicielom wolnego miasta.

Gdy wkrótce potem armie francuskie odniosły sukcesy, a szczęśliwe przemiany 18 brumaire'a stały się odczuwalne w codziennym życiu, Senat Hamburga, w długim liście do Napoleona pospiesznie wyraził swoją skruchę.

Napoleon odpowiedział  (list z dnia 30 grudnia 1799 roku - przyp. tłum.):

"Moi Panowie, otrzymałem Wasz list (list Senatu Hamburga z dnia 16 grudnia 1799 - przyp.tłum.); ale on Was nie usprawiedliwia. Odwaga i cnota utrzymują Senat, tchórzostwo i przestępstwo doprowadzają do jego upadku. Naruszyliście zasady gościnności w stopniu, który nie zdarza się nigdy wśród najdzikszych hord pustyni. Wasi współobywatele będą Wam wiecznie robić z tego powodu wyrzuty. Ci obaj nieszczęśnicy, których wydaliście, umrą w chwale, ale ich krew zaszkodzi ich prześladowcom bardziej niż cała armia!" 

W Tulieries pojawiła się oficjalna delegacja Senatu Hamburga, by publicznie poprosić Napoleona o przebaczenie. Ponownie wyraził jej członkom swoje oburzenie, a gdy próbowali wytłumaczyć się słabością pozycji swojego miasta, rzekł do nich:

"-Hm... czyż nie mieliście do dyspozycji środków, które mają wszystkie słabe państwa? Czy nie mogliście po prostu pozwolić im uciec?"

Dyrektoriat przyjął zasadę utrzymywania francuskich więźniów w Anglii, podczas gdy Anglia troszczyła się o swoich więzionych rodaków we Francji. Mieliśmy w Anglii więcej więźniów niż Anglicy we Francji; ten stan rzeczy był dla Francji dużym obciążeniem, gdyż żywność w Anglii była dużo droższa. Taka umowa umożliwiała ponadto Anglikom, pod pozorem dokonywania rozliczeń kosztów utrzymania więźniów, prowadzenie rozmów z osobistościami na terenie Francji. Rząd Konsulatu pospiesznie zmienił tę umowę; każdy z rządów utrzymywał odtąd jeńców przebywających na jego terytorium.  

VIII.

Przy panującym w kraju nastroju koniecznym było zebranie i pojednanie wszystkich partii, które do tej pory były przyczyną rozłamów w ojczyźnie; wszystkie siły narodu należało przeciwstawić wrogom zewnętrznym.

Zniesiono przysięgę, która nakazywała nienawiść do królestwa, jako zbędną i zaprzeczającą  majestatowi Republiki, która była ogólnie uznana i dlatego nie potrzebowała takich środków. Ponadto postanowiono znieść święto 21 stycznia (tego dnia w 1793 roku został ścięty król Ludwik XVI - przyp.tłum.). Ten dzień mógł być uznawany jedynie jako dzień narodowego nieszczęścia. Napoleon wypowiedział się na ten temat już wtedy, gdy rozważano świętowanie 10 sierpnia (dzień szturmu przez tłum pałacu Tuileries w 1792 roku - przyp. tłum.). Mówił:

"- Świętuje się zwycięstwo, ale ofiary opłakuje się, nawet wrogów. Święto 21 stycznia jest niemoralne. Nie chcę osądzać czy wykonanie wyroku na Ludwiku XVI było słuszne czy nie, politycznie rozsądne czy nie, potrzebne czy zbędne, ale twierdzę, że nawet gdy byłoby słuszne, politycznie rozsądne i potrzebne, niemniej było to nieszczęście. W tych warunkach zapomnienie jest najlepszym, co może być".

Urzędy obsadzono ludźmi wszystkich partii o różnych, chociaż umiarkowanych przekonaniach. To spowodowało, że w przeciągu kilku dni dokonała się przemiana w nastawieniu narodu. Kto wczoraj jeszcze, obawiając się powrotu terroru, słuchał podszeptów zagranicy i burbońskich wysłanników, ten dzisiaj nabrał zaufania do silnego, narodowego i wspaniałomyślnego rządu, który wysoko sobie cenił idee rewolucji i we wszystkim opierał się na partii narodowej. 

IX.

Jeden z najwybitniejszych członków korpusu dyplomatycznego poprosił o audiencję u Napoleona i został przyjęty. Przyznał mu się, że zna komitet agentów burbońskich w Paryżu; nawiązał z nimi kontakt wątpiąc w uratowanie ojczyzny, bo przedkładał wszystko nad terrorem. Ale że wydarzenia 18 brumaire'a doprowadziły do powstania nowego rządu narodowego, rezygnuje nie tylko z tych powiązań, lecz podzieli się również posiadanymi wiadomościami, ale tylko pod warunkiem, że nie narażony zostanie jego honor, a ludzie, o których mowa, będą mogli oddalić się bez przeszkód.

Przedstawił nawet dwóch burbońskich agentów, Hyde de Neuville'a i d'Andigne. Napoleon przyjął ich o godzinie 10 wieczorem w małym salonie Pałacu Luksemburskiego (spotkanie odbyło się 26 grudnia 1799 roku - przyp.tłum.). Powiedzieli do niego:

"- Jeszcze przed kilkoma dniami byliśmy pewni naszego triumfu; dzisiaj wszystko uległo zmianie. Ale, panie generale, czyżby był Pan tak nieostrożnym, by polegać na takich wydarzeniach? Pan jest w stanie odbudować królestwo, oddać tron jego prawowitym właścicielom. My działamy w porozumieniu z przywódcami w Wandei, możemy ich tutaj wszystkich wezwać. Niech Pan nam powie, co Pan zamierza uczynić; jeżeli Pańskie plany dadzą się zharmonizować z naszymi, będziemy wszyscy do Pańskiej dyspozycji".

Hyde de Neuville sprawiał  wrażenie otwartego, żywego, ale nie gwałtownego młodego człowieka; d'Andigne robił wrażenie żywiołu. Napoleon odpowiedział  mu, że nie należy myśleć o odbudowaniu tronu Burbonów we Francji; to kosztowałoby życie 500 000 ludzi; on sam zamierza zapomnieć przeszłość i przyjąć podporządkowanie tych wszystkich, którzy chcą działać na korzyść narodu; chętnie podejmie rozmowy z takimi ludźmi jak Chatillon, Bernier, Bourmont, Suzannet, d'Autichamp itd. ale tylko pod warunkiem, że przywódcy ci w przyszłości będą wierni rządowi i zrezygnują z kontaktów z przebywającymi zagranicą Burbonami.

Rozmowa trwała pół godziny i obie strony przekonały się, że porozumienie nie byłoby możliwe. 

W efekcie zasad według których postępowali konsulowie i nowi urzędnicy zakończyły się niepokoje w Tuluzie i w Belgii, a niezadowoleni na południu nie dawali znaku życia. Imię Napoleona było w Belgii wielce szanowane i wywierało pozytywny wpływ na sprawy publiczne w tych departamentach, w których, z powodu prześladowania księży w ubiegłych latach, rozpalił się płomień oburzenia.

Wandea i szuani niepokoili 18 departamentów Republiki. Sprawy stały tam tak źle, że przywódcy Wandejczyków opanowali miasto Nantes, nie mogąc jednak utrzymać  się w nim nawet przez 24 godziny. Ale szuani rozszerzyli obszar swoich rozbojów aż do bram stolicy. Przywódcy rebelii odpowiadali proklamacjami na proklamacje rządu, w których oświadczali, że celem ich walki jest odbudowa tronu oraz ołtarza i uważają dyrektorów i konsulów za uzurpatorów.

Liczni generałowie i oficerowie armii zdradzili Republikę i przyłączyli się  do szuanów. Brak zaufania do Dyrektoriatu, nieporządek zakorzeniony we wszystkich działach administracji, doprowadził do tego, że oficerowie ci zapomnieli o honorze i obowiązku i przyłączyli się do partii, którą uznali za bliższą zwycięstwa. Wielu z nich było tak bezwstydnych, że zwierzyli się z tego Pierwszemu Konsulowi oświadczając przy tym iż dostosowali się jedynie do panujących stosunków, są jednak gotowi, dzięki zaufaniu, którym cieszą się wśród szuanów i Wandejczyków, wyrównać to chwilowe zwątpienie szczególnymi usługami.

Z przywódcami Wandei rozpoczęto rokowania, wysyłając jednak równocześnie przeciwko nim pokaźne siły. Wszystko przemawiało za tym, że wkrótce ich bandy zostaną rozbite; ale jeszcze bardziej liczono na działanie psychologiczne. Napoleon cieszył się w Wandei dużą sławą, dlatego jej przywódcy obawiali się, że stracą poparcie opinii publicznej.

17 stycznia 1800 roku poddali się przywódcy rebelii na lewym brzegu Loary: Chatillon, Suzannet, d'Autichamp i opat Bernier. Generał Hedouville zawarł z nimi traktat, który podpisano 17 stycznia w Montlucon. Zakończenie tego powstania nie można było porównać z wcześniejszymi rebeliami; tym razem byli to Francuzi, którzy powrócili na łono ojczyzny i pełni zaufania podporządkowali się rządowi. Z dnia na dzień umacniała się władza administracyjna w tych departamentach.

Wymienieni przywódcy Wandei byli kilkakrotnie przyjmowani w Malmaison. Po zawarciu pokoju Napoleon mógł być bardzo zadowolony z ich zachowania.

Bernier był proboszczem parafii Saint-Laud w mieście Angers. Był człowiekiem niewielkiego wzrostu, wątłej postawy, dobrym kaznodzieją, przebiegłym, potrafiącym wpoić chłopom fanatyzm, nie dzieląc go z nimi. Dawniej miał wielkie wpływy w Wandei; teraz, mimo, że wpływ ten nieco zmalał, był on na tyle duży, że Bernier mógł oddać rządowi przysługi. Przyłączył się do Pierwszego Konsula i wiernie wypełniał swoje obowiązki. Otrzymał zadanie rozpoczęcia rokowań z dworem rzymskim w sprawie konkordatu. Napoleon mianował go biskupem Orleanu.

Chatillon był 60-letnim arystokratą, wiernym, niezbyt inteligentnym, ale szlachetnym człowiekiem. Ożenił się niedawno, co spowodowało, że pozostał  wierny swoim przyrzeczeniom. Mieszkał na przemian w Paryżu, Nantes i w swoich posiadłościach. Pierwszy Konsul okazał mu później kilka aktów łaski. Chatillon był zdania, że wojnę w Wandei można było chyba prowadzić jeszcze przez kilka miesięcy; po 18 brumaire'a przywódcy rebelii nie mogli liczyć na poparcie mas. Opowiadał, że pod koniec kampanii włoskiej sława generała Bonaparte miała taki wpływ na wyobraźnię chłopów wandejskich, że zamierzano zrezygnować z poparcia dla sprawy Burbonów, posłać delegację do generała Bonaparte i zaproponować mu podporządkowanie się. D'Autichamp odbył w okresie najgorszego terroru kilka kampanii jako prosty huzar w szeregach wojsk Republiki. Był on człowiekiem o ograniczonym rozumie, ale ton jego głosu, maniery i elegancja odpowiadały jego wychowaniu i były wynikiem przebywania w dystyngowanym towarzystwie.

Na czele band na prawym brzegu Loary stali Georges i La Prevalaye. W Maine dowodził Bourmont, Frotte w Normandii. La Prevalaye i Bourmont podporządkowali się  i przybyli do Paryża, Georges i Frotte chcieli kontynuować wojnę. Stan wojenny umożliwiał im dokonywania wszelkich możliwych rozbojów, szantażowania bogatych pod pozorem, że dokonali  sprzedaży dobór państwowych, łupienia dyliżansów pocztowych przewożących pieniądze państwowe, rabowania banków, które utrzymywały kontakty ze skarbem państwa itd. Przecięli łączność pomiędzy Paryżem i Brestem. Utrzymywali kontakty z największą hołotą stolicy, z ludźmi, którzy włóczyli się po spelunkach i domach o niskiej reputacji; w tych miejscach znajdowali ciągle nowych rekrutów i otrzymywali wiadomości o okazjach zastawienia zasadzek na drogach.

By złapać Frotte do departamentu Orne wkroczyli na czele lotnych kolumn generałowie Chambarlhac i Gardanne. Frotte był młody, przebiegły i pełen energii; budził wielki strach i powodował wiele zamętu.

Zaskoczono go w domu generała Guidal, komendanta Alencon, z którym utrzymywał kontakty, któremu ufał i który go zdradził. Został skazany i rozstrzelany. Ten odstraszający przykład przywrócił spokój w prowincji. W tej okolicy pozostali jeszcze jedynie Bruslart i kilku przywódców o niewielkim znaczeniu, którzy przy pomocy angielskich okrętów lądowali w różnych miejscach wybrzeża, rozrzucali ulotki i szpiegowali na rzecz Anglii.

Georges utrzymywał  się w Morbihan dzięki otrzymywanym od Anglików pieniądzom i broni. Zaatakowany pod Grand-Champs przez generała Brune, pobity i okrążony, skapitulował, wydając swoje armaty i inną broń, obiecując żyć odtąd jak dobry i spokojny obywatel. Wyprosił sobie łaskę audiencji u Pierwszego Konsula i otrzymał pozowolenie udania się do Paryża. Napoleon na próżno próbował wywrzeć na nim wrażenie, co udało mu się u tak wielu Wandejczyków, próbował obudzić w nim uczucie honoru narodowego i patriotyzmu, ale mimo, że uderzał w tyle strun, nie otrzymywał żadnego dźwięku.

Wojna była więc zakończona; dzięki temu do dyspozycji stały liczne dobre pułki.

Podczas gdy sytuacja ogólna poprawiała się, praca nad konstytucją zbliżała się  do końca; obaj pozostali konsulowie i obie komisje pracowali nad nią  bez przerwy. Polityce zagranicznej rząd poświęcał niewiele uwagi. Jedynie z Prusami prowadzone były rokowania. W czasie gdy książę Yorku wylądował w Holandii, król pruski zmobilizował swoją armię; to wywołało niepokój. Do Berlina z listem skierowanym do króla wysłany został adiutant Duroc; miał on zadanie zbadanie nastawienia gabinetu pruskiego. Jego misja zakończyła się powodzeniem. Został przyjęty z wielkimi honorami i zyskał przychylność królowej. Panujący na tym w stylu wojskowym rządzonym dworze z zainteresowaniem słuchali jego opowieści o kampaniach we Włoszech i Egipcie i byli bardzo zadowoleni ze zwycięstwa partii wojskowej we Francji, która wyrwała z rąk adwokatów cugle rządów. Stanowisko Prus było całkowicie zadawalające i wkrótce jej armia przeniesiona została ponownie w stan pokojowy.  

X.

Przewodniczącymi wybranej z Rady Pięciuset Komisji Prawodawczej byli kolejno Lucjan Bonaparte, Boulay de la Meurthe, Daunou, Jacqueminot; na czele komisji Rady Starszych stali Lemercier, Lebrun i Regnier.

Boulay został później ministrem i przewodniczącym wydziału ustawodawstwa w Radzie Stanu.

Daunou był oratorianem, deputowanym z Pas-de Calais, człowiekiem o dobrych obyczajach i dobrym pisarzem; zredagował Konstytucję roku III, a teraz redagował  Konstytucję roku VIII; później był cesarskim archiwiariuszem.

Jacqueminot pochodził  z Nancy; zmarł jako senator.

Lebrun został trzecim konsulem (25 grudnia 1799 roku zastąpił na tym stanowisku Rogera-Ducos - przyp. tłum.).

Regnier został  sędzią Sądu Najwyższego i księciem Massy.

Te prowizoryczne komisje prawodawcze odbywały swoje posiedzenia w tajemnicy. Poinformowanie o nich Zgromadzenia, składającego się często jedynie z 15 lub 16 członków, wywarłoby niepożądany skutek. Zgodnie z postanowieniami dekretu z 18 brumaire'a obie komisje nie mogły nic przedsięwziąć bez inicjatywy rządu. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że komisji Rady Pięciuset wskazywano określony temat; formułowała ona swoje postanowienie, które później komisja Rady Starszych zamieniała w dekret.

Na pierwszym z tych nadzwyczajnych posiedzeń zatwierdzono ważne prawo dotyczące przysięgi. Wolno ją było składać jedynie na konstytucję, która jednak już nie istniała; brzmiała ono, jak następuje:

"Przysięgam wierność niepodzielnej Republice, opartej na suwerenności narodu, utrzymaniu wolności, równości i bezpieczeństwu osób i własności prywatnej". 

Zgodnie z prawem obie Izby Prawodawcze musiały zebrać się 19 lutego 1800 roku. Zapobiec temu można było jedynie opracowaniem nowej konstytucji i przedstawieniem jej przed tym terminem do przyjęcia narodowi. W tym celu obaj konsulowie połączyli się wraz z oboma prowizorycznymi komisjami w jeden komitet, który w grudniu obradował w mieszkaniu Napoleona od godziny 9 wieczorem do 3 nad ranem. Zadanie zredagowania tekstu otrzymał Daunou. Zgromadzenie to całe swoje zaufanie pokładało w sławie i wiedzy Sieyesa.

Od dłuższego czasu chwalono konstytucję, którą miał on w swoim portfelu. Podzielił się tu i ówdzie z zawartymi w niej ideami, które zapuściły korzenie wśród jego licznych zwolenników, a następnie zostały rozpowszechnione wśród publiczności. W ten sposób wzrosła jeszcze jego sława, którą zdobył już dla niego w Zgromadzeniu Konstytucyjnym Mirabeau, stwierdzając na mównicy:

"- Milczenie Sieyesa jest narodowym nieszczęściem".

Znanym stał się  po opublikowaniu licznych pism zawierających wiele głębokich myśli; to on wpoił izbie Trzeciego Stanu ideę, która wszystko rozpoczęła, a mianowicie uznania Stanów Generalnych za Zgromadzenie Narodowe; to on zaproponował zlikwidowanie podziału kraju na prowincje i podzielenie Republiki na departamenty; stworzył teorię na temat rządu reprezentacyjnego i suwerenności narodu, która pełna była oświecających myśli i której założenia w międzyczasie ogólnie uznano. Komitet oczekiwał teraz, że otrzyma głęboko przemyślany plan konstytucji; spodziewał się, że w debatach zajmie się jedynie jego przejrzeniem, drobnymi zmianami i udoskonaleniem.

Ale podczas pierwszego posiedzenia Sieyes nie powiedział nic; przyznał, że w swojej teczce ma wiele materiałów, ale nie są one ani uporządkowane ani podzielone.

Na kolejnym posiedzeniu przeczytał raport o przygotowaniach listy notabli. Naród był  suwerenny; to on powinien bezpośrednio albo pośrednio przydzielać  wszystkie urzędy. Naród potrafi wybrać tych, którzy zasłużyli na jego zaufanie, ale nie rozumie, który z urzędów przydzielić odpowiedniej do niego osobie. Sieyes przygotował 3 listy notabli: komunalną, departamentalną i narodową. Ta pierwsza składała się z dziesiątej części wszystkich obywateli każdej gminy; powstała na drodze wyborów dokonanych przez mieszkańców; druga lista zawierała dziesiątą część obywateli, których nazwiska stały na listach komunalnych departamentu; trzecią listę tworzyły nazwiska dziesiątej części osobistości, które wymienione były na listach departamentalnych. Ta ostatnia lista, przedstawiająca notabli narodu, zawierała w całości

6 000 nazwisk. Taki spis miał być przeprowadzany co 5 lat i z niej mieli być  wybierani urzędnicy wszystkich klas; z narodowej - rząd, ministrowie, Ciała Prawodawcze, Senat, Rada Stanu, Sąd Kasacyjny i ambasadorzy; z list departamentalnych: prefekci, sędziowie, urzędnicy administracji państwowej; z list komunalnych urzędnicy administracji gminnej i sędziowie pokoju. W ten sposób każdy urzędnik aż do ministra miał być przedstawicielem narodu.

Te pomysły odniosły wielki sukces; rozpowszechnione, budziły wielkie nadzieje; były nowe, a wielorodność różnych propozycji przedstawianych od 1789 roku spowodowała znużenie; ponadto pochodziły od człowieka, który miał w partii republikańskiej znakomitą opinię. Te listy notabli tworzyły w pewnym sensie nową, nie dziedziczną, lecz wybraną arystokrację. Myślący ludzie zobaczyli oczywiście natychmiast błędy tego systemu. Dla rządu był niewygodny, bo uniemożliwiał mu powoływanie na urzędy przydatnych mu osobistości, tylko dlatego, że ich nazwiska nie figurowały na narodowych, departamentalnych lub gminnych listach; z innej strony naród został pozbawiony wszelkiego bezpośredniego wpływu na wybór członków Ciał Prawodawczych; jego udział w rządach był więc bardzo iluzoryczny i niejako metafizyczny.

Ośmielony tym sukcesem na następnym posiedzeniu Sieyes poinformował o swojej teorii jury konstytucyjnego, które nazwał Konserwatywnym Senatem. Ten pomysł chciał już zrealizować w Konstytucji roku III, ale został on odrzucony przez Konwent. Powiedział:

"- Konstytucja nie jest żywym organem; z tego powodu konieczny jest stały organ sędziowski, który reprezentowałby jej interesy i rozstrzygał wątpliwe przypadki. Porządek społeczny będzie musiał składać się z różnych organów: jeden będzie zajmował się rządzeniem, inny doradztwem i tworzeniem przepisów i praw. Te organy, których kompetencje określać będzie konstytucja, często będą popadać we wzajemny konflikt i różnie interpretować konstytucję; po to będzie jury narodowe, by je pogodzić i każdy organ ograniczyć do określonego mu pola działania."

Liczba członków tego gremium ograniczona została do 80: musieli oni mieć przynajmniej 40 lat. Tych 80 mędrców, których kariera polityczna była zakończona, nie mogłoby zajmować żadnego stanowiska publicznego. Ten pomysł bardzo się spodobał. Senatorowie swoje stanowiska zajmować mieli dożywotnio; od wybuchu rewolucji było to coś nowego, a opinia publiczna życzliwie przyjmowała wszystko, co zapewniało stabilność; wszyscy byli zmęczeni tą całą niepewnością i ciągłymi zmianami, dokonującymi się od 10 lat.

Już wkrótce Sieyes opublikował swoją teorię  Zgromadzenia Narodowego; składać miało się ono z dwóch izb: Ciała Prawodawczego złożonego z 250 deputowanych, którzy nie debatowali, lecz podobnie do Wielkiej Izby przedrewolucyjnego parlamentu głosowali i postanawiali oraz złożonego ze 100 deputowanych Trybunatu, który w stylu wcześniejszej komisji kontrolnej debatowałby nad projektami mianowanej przez rząd Rady Stanu; Rada Stanu byłaby jedynym organem, który wnosiłby projekty prawne. W miejsce niespokojnego Ciała Prawodawczego, którego pracę uniemożliwiała partyjność i wnoszone nie na czasie wnioski, istniałby organ, który podejmuje decyzje po milczącym wysłuchaniu długiej debaty. Zadaniem Trybunatu byłoby zaskarżenie przed Senatem rządu z powodu niezgodnych z konstytucją posunięć, nawet wtedy, gdyby chodziło o prawa ustanowione przez Ciało Prawodawcze; rząd byłby upoważniony do opublikowania dekretów w 10 dni po zatwierdzeniu ich przez Ciało Prawodawcze.

Ten pomysł spotkał się w komitecie z korzystnym przyjęciem. Wszyscy byli znudzeni gadaniną mówców w parlamencie, nieustannymi bezsensownymi wnioskami, które przyniosły tyle nieszczęść i tak mało dobrego, z których wynikło tak wiele głupiego i tak mało mądrego; cieszono się, że w prawodawstwie zapanuje stabilność, spokój i porządek; tego życzono sobie przede wszystkim.

Na ustalenie brzmienia i szczegółów tych aktów prawnych poświęcono kilka posiedzeń. W końcu nadszedł moment, kiedy Sieyes podał do wiadomości kształt swojego rządu; to było ukoronowanie jego pięknego dzieła, ta część, która wywarła największy wpływ na lud. Zaproponował, by Senat mianował swojego dożywotniego Wielkiego Elektora, który otrzymywałby 6 milionów rocznie, miał swoją liczącą 3 000 ludzi gwardię i rezydował w Wersalu. Przed nim składaliby listy uwierzytelniające obcy przedstawiciele; on z kolei wydawałby upoważnienia francuskim ambasadorom, w jego imieniu miałyby ukazywać się dekrety i prawa. Tylko on powinien reprezentować potęgę, honor i chwałę narodu; to on powinien mianować konsulów: jednego na czas pokoju, jednego na czas wojny. Ale do tego powinien ograniczyć się jego wpływ na sprawy państwowe. Ale powinien mieć możliwość odwołania konsulów i mianowania nowych; ale z drugiej strony Senat, gdyby uznał jego działania za samowolne i sprzeczne z interesami narodu, mógłby odwołać Wielkiego Elektora. Musiałby on ustąpić ze swojego stanowiska, pozostając jednak dożywotnim członkiem Senatu. 

XI.

W czasie minionych posiedzeń  Napoleon niewiele mówił; nie miał żadnych doświadczeń parlamentarnych; mógł zatem zdać się jedynie na Sieyesa, który brał udział w opracowywaniu konstytucji lat 1791, 1793 i 1795 oraz na Daunou, który był głównym redaktorem wspomnianych wyżej konstytucji. 30 albo 40 członków komisji już poprzednio wyróżniło się w pracach ustawodawczych, a powołanie Ciała Prawodawczego było dla nich tym ważniejsze, że mieli być jego członkami. Ale rząd był dla Napoleona zbyt znaczącą sprawą, by nie wypowiedział się przeciwko tak dziwnym pomysłom. Rzekł:

"- Jeżeli Wielki Elektor będzie dokładnie wykonywał te zajęcia, które dla niego przewidujecie, będzie niczym więcej niż bezpostaciowym cieniem króla, który nie ma nic do powiedzenia i niczego do roboty. Znacie kogoś o tak słabym charakterze, że będzie miał przyjemność w takich wygłupach?  A jeżeli przekroczy swoje kompetencje, to zdobędzie nieograniczoną władzę. Gdybym ja na przykład był Wielkim Elektorem, przed mianowaniem Konsula Pokoju i Konsula Wojny, oświadczyłbym im: jeżeli powołacie bez mojej wiedzy jakiegoś ministra, przeprowadzicie jakikolwiek program rządowy, to was odwołam. Ale Wy twierdzicie, że w takim przypadku Senat odwoła Wielkiego Elektora. W ten sposób lekarstwo jest gorsze niż choroba, a żaden człowiek nie ma zapewnionego bezpieczeństwa. Z drugiej strony - jakie stanowisko zajmują ci dwaj najwyżsi urzędnicy? Ten jeden ma pod sobą ministrów sprawiedliwości, finansów, skarbu, policji i spraw wewnętrznych; ten inny ministra żeglugi, wojny i ministra spraw zagranicznych. Ten pierwszy będzie miał wokół siebie tylko sędziów, urzędników administracji i finansów, samych ludzi w długich togach, ten inny tylko epolety i szpady; ten jeden będzie domagał się pieniędzy i rekrutów dla swojej armii, ten inny nie będzie mu ich chciał dać. Taki rząd będzie dziwolągiem; powstanie ze sprzecznych sobie idei, w których nie ma ani sensu ani rozumu. Myli się ten, kto wierzy, że można zadowolić się cieniem czegoś zamiast jego rzeczywistością".

Sieyes odpowiedział  niepewnie, źle, był zakłopotany; wkrótce przerwał. Czy ukrywał coś w ten sposób? Albo dał się zwieść swoim własnym myślom? To pytanie nigdy nie zostanie rozstrzygnięte. W efekcie uznano powszechnie jego pomysł za bezsensowny. Gdyby przedstawienie swoich pomysłów dotyczących projektu konstytucji rozpoczął od rozdziału poświęconego rządowi, nie przyjęto by żadnej z jego propozycji, ośmieszyłby się na samym początku; ale jako że darzono go tak wielkim zaufaniem, przyjęto większość jego propozycji.

Zaproponowano wprowadzenie czysto republikańskich form władzy, wybrania w przyszłości również prezydenta, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych. Miałby on rządzić Republiką przez 10 lat i być upoważnionym do powoływania swoich ministrów, swojej Rady Stanu i wyższych organów administracji. Ale układy były tak osobliwe, że wierzono, iż nie można powołać prezydenta jako samodzielnego, najwyższego urzędnika.

By pogodzić różne opinie zdecydowano się na powołanie rządu 3 konsulów, z których pierwszy miał być głową rządu, do niego należeć  miało obsadzanie wszystkich stanowisk i formułowanie wszystkich dekretów. Pozostali dwaj mieli być jedynie jego doradcami, jednak nie mogli zostać oni pominięci. Korzystną stroną takiego rozwiązania było, że rządy znajdowały się w jednych rękach; dwaj pozostali konsulowie, którzy mieli być, jak nakazywać miała konstytucja, konsultowani i mieli prawo podpisać każdy akt prawny, nie byli zaprzeczeniem jednolitości rządu; w ten sposób uszanowano uczucia republikanów. Lepsza propozycja w ówczesnych okolicznościach i panującym nastroju nie była możliwa. Przeprowadzony właśnie przewrót nie miał na celu wprowadzenia mniejszej albo większej arystokratycznej, mniejszej albo większej republikańskiej formy rządów; sukces zależał jedynie i wyłącznie od zabezpieczenia interesu wszystkich oraz triumfu tych wszystkich idei, w imieniu których tak odważnie odezwał się głos narodu w 1789 roku.

Napoleon był przekonany, że Francja może być jedynie monarchią; ale ponieważ lud francuski wielką wagą przykładał do równości i wolności, a istotą rewolucji była równość wszystkich klas, nie było miejsca dla arystokracji. Jeżeli trudno było kierować mocną ręką republiką bez arystokracji, to było to jeszcze trudniejsze w królestwie. Wprowadzenie konstytucji w kraju, w którym nie ma żadnego rodzaju arystokracji było równoznaczne z żeglowaniem w powietrzu. Rewolucja francuska poruszyła problem, który był równie nierozwiązywalny, jak kontrolowane latanie.

Gdyby Sieyes chciał, mógłby otrzymać stanowisko drugiego konsula; ale on chciał  się wycofać, został więc mianowany senatorem, pomógł w zorganizowaniu Senatu i został jego pierwszym prezydentem. W nagrodę za swoje zasługi, które oddał przy tylu ważnych okazjach, komisje postanowiły oddanie mu w prezencie od narodu dóbr Crosne. Przy jednej z późniejszych okazji, powiedział on do Cesarza:

"- Nie wierzyłem, że uhonoruje mnie Pan takim wyróżnieniem i pozostawi mi tylko tyle wpływów, ile pozostawiono innym konsulom, którzy byli tylko po to, by naprzykrzać się Panu i wprowadzać w zakłopotanie".

Sieyes był całkowicie niezdolny do kierowania rządem; był jednak znakomitym doradcą. Kochał pieniądze, był jednak bardzo uczciwym, co podobało się Napoleonowi; była to cecha, którą najbardziej cenił u polityka.

W przeciągu całego grudnia Napoleon chorował; był prawie skłonny położyć  się do łóżka. Mimo tego, nocne posiedzenia i debaty, w czasie których przedstawiono tyle bzdur i kosztowały tyle drogocennego czasu, budziły jego zainteresowanie. Zauważył, że są ludzie, którzy potrafią dobrze pisać i przemawiać, a mimo to brakuje im umiejętności właściwego oceniania, że nie potrafią logicznie myśleć, a w czasie debat żałośnie zawodzą. Istnieją bowiem ludzie, których natura obdarzyła darem umiejętnego wypowiadania się słownie i na piśmie, podobnie, jak inni posiadają zdolności muzyczne, malarskie i rzeźbiarskie. Dla rozpatrywania spraw politycznych potrzebni są ludzie, którzy potrafią dotrzeć do sedna sprawy i posiadają zdolność, niestrudzonego zajmowania się przez długi czas tymi samymi problemami. 

XI.

Napoleon mianował  drugim konsulem Cambaceresa, trzecim Lebruna.

Cambaceres, pochodzący z poważanej rodziny Langwedocji, miał 50 lat; był członkiem Konwentu, ale zawsze miał umiarkowane poglądy; był ogólnie szanowany. Jego kariera polityczna była nieposzlakowana. Zasłużenie miał opinię jednego z pierwszych znawców prawa Republiki.

Lebrun miał 60 lat i pochodził z Normandii; był deputowanym departamentu La Manche w Radzie Starszych. Redagował dekrety rządowe za czasów kanclerza Maupeou (Rene-Nicolas-Charles Maupeou, 1714-1792, był kanclerzem Francji za czasów Ludwika XV w latach 1768-1774 - przyp. tłum.) zdobywając uznanie jasnością i elegancją stylu. Był jednym z najlepszych pisarzy Francji, skrajnie uczciwy, z powodu chłopskiego pochodzenia akceptował jedynie te przyniesione przez rewolucję zmiany, które przynosiły korzyści szerokim masom ludu.

Oczekiwana tak niecierpliwie przez wszystkich obywateli Konstytucja roku VIII została ogłoszona 13 grudnia 1799 roku i przedłożona narodowi do zaakceptowania. W życie weszła ona 24 tego samego miesiąca; prowizoryczny rząd istniał zatem 43 dni.

Napoleon miał określone zasady; ale by je przeforsować potrzebował czasu i pomocy określonych wydarzeń. Wprowadzenie Konsulatu nie było sprzeczne z jego planami; przyzwyczajało do władzy jednej osoby i było pierwszym krokiem w tym kierunku. Po dokonaniu tego kroku Napoleon zachowywał się stosunkowo obojętnie w stosunku do wprowadzonych form i nazewnictwa różnych, konstytucyjnych organów; rewolucja była mu obca. W tak równie trudnych, jaki i abstrakcyjnych sprawach decyzje powinni podejmować ludzie, którzy przeżyli aktywnie wszystkie fazy rewolucji. Rozsądek nakazywał, by żyć z dnia na dzień, nie tracąc z oczu pewnego określonego punktu; Gwiazdy Polarnej, według której orientował się Napoleon, by doprowadzić okręt rewolucji do określonego przez niego portu. 

KONIEC TOMU PIĄTEGO