Nasza księgarnia

Wspomnienia Napoleona, Tom 1

Posted in Wspomnienia Napoleona

Tłumaczenie: Kamp

Przedmowa

"Jeśli zgodziłem się żyć dalej, to po to, by służyć jeszcze Waszej chwale. Chcę pisać o wielkich czynach, jakich dokonaliśmy razem!"

 

Te słowa wygłosił Napoleon podczas pożegnania gwardii w Fontainebleau, 20 kwietnia 1814 roku.

 

Spisane na wyspie Św.Heleny wspomnienia Napoleona po raz pierwszy drukiem wydane zostały w Paryżu w 1823 roku (Mémoires pour servir a l'histoire de France, sous Napoléon, écrits a Sainte-Hélene, par les généraux qui ont partagé sa captivité, vol. 1-2,). W przedmowie do tego wydania, dawni towarzysze Cesarza na wygnaniu, generałowie Gourgaud i Montholon napisali:

 

"Te 6 lat swojej niewoli Napoleon przeznaczył na spisaniu historii swojej 20-letniej kariery politycznej. Był tym w takim stopniu zajęty, że wyliczenie nakładu włożonej pracy trwania byłoby prawie równoznaczne z opisaniem historii jego pobytu na Św.Helenie."

 

Ale Cesarz rzadko sam pisał. Twierdził często, że jego pióro nie nadąża za jego myślami, stąd ograniczał się do dyktowania i korekty tekstu. Jak zgodnie stwierdzają świadkowie, często spędzał na dyktowaniu po 14 godzin dziennie i nierzadko zdarzało się, że generał Gourgaud był budzony i wzywany do Cesarza, żeby zmienić zasypiającego z przemęczenia Montholona.

 

Podobnie jak inni wielcy minionych czasów pisze Napoleon o sobie w trzeciej osobie.

 

Czytając podyktowane przez Napoleona wspomnienia nie należy jednak zapominać, że pisane były one często z myślą o stworzeniu legendy napoleońskiej, dlatego też niektóre fakty z życia generała Bonaparte i Cesarza Napoleona zostały świadomie wyjaskrawione lub przedstawione w interpretacji odbiegającej nieco od prawdy historycznej. Czytający odnosi chwilami wrażenie, że Napoleon w niektórych fragmentach przedstawił siebie takim, jakim chciałby być, jakim chciał pozostać w oczach potomnych, a nie jakim był w rzeczywistości.  

 

Drugie wydanie wspomnień, znacznie rozszerzone i wzbogacone, zawarte w 9 tomach, ukazało się w 1830 roku. Niniejsze tłumaczenie dokonane zostało na podstawie 10-tomowego niemieckojęzycznego wydania (Stuttgart, 1913) tego właśnie drugiego paryskiego wydania.  

 

Poniższym fragmentem serwis napoleon.org.pl rozpoczyna publikację fragmentów wspomnień Napoleona spisanych na wygnaniu na wyspie Św.Heleny. 

 

WSPOMNIENIA NAPOLEONA 

 

T. I, Roz. 2. Opis operacji wojskowych Armii Italii w latach 1792-1795

 

I. Działania Armii Italii w latach 1792-1793, od początku wojny do oblężenia Tulonu. - II.Napoleon na czele armii w 1794. Zajęcie Saorgio i Oneglia, przełęczy Tenda i wysokich Alp (kwiecień 1794). - III. Marsz armii przez Montenotte (październik 1794). - IV. Działania na morzu. Potyczka koło Noli (marzec 1795). - V. Napoleon tłumi zamieszki w Tulonie. - VI. Oddanie przez Napoleona dowództwa artylerii Armii Italii i powrót do Paryża (czerwiec 1795). - VII. Pokonany Kellermann koncentruje swoje wojska na linii Borghetto (lipiec 1795). - VIII. Bitwa pod Loano (grudzień 1795). 

 

I.

 

Wojna z pierwszą koalicją rozpoczęła się w 1792 roku. Dowodzący Armią Południa generał Montesquiou otrzymał rozkaz obrony granicy pomiędzy Genewą i Antibes. Kampania rozpoczęła się we wrześniu. Ze swojego obozu w Cessieu generał wyruszył w kierunku fortu Barraux nad Iserą i zajął w ciągu kilku tygodni Chambery i całą Sabaudię. Piemontczycy wycofali się za Alpy. Generał-porucznik Anselme (Jacques-Modeste d'Anselme - przyp.tłum.), dowodzący 10-tysięczną dywizją otrzymał rozkaz obrony Varu pomiędzy obozem w Tournoux na przełęczy Argentiere i Antibes. Admirał Truguet, dowodzący pięcioma okrętami z zaokrętowanymi na jego pokładzie 5000 ludzi, krążył u wybrzeży pomiędzy Antibes i Monaco. Rzeka Var stanowiła niedogodną pozycję obronną. Flota francuska zagrażała liniom zaopatrzeniowym na tyłach. Fakt ten skłonił dwór w Turynie do zajęcia przez armię piemoncką pozycji obronnych na zboczach Alp: prawe skrzydło opierało się o Var i jego dopływy, centrum zajęło pozycje koło Lantosca, a lewe skrzydło w okolicach Saorgio. Gdy do generała Anselme dotarła wiadomość o ruchach armii piemonckiej, przekroczył on 23 września na czele 4-tysięcy Var, zajął Niceę, fort Montalban i Villefranche, nie napotykając najmniejszego oporu. Dwa ostatnie z tych miejsc były kompletnie wyposażone w żywność i artylerię. Jej obsady zostały wzięte do niewoli. Dwa dni po przekroczeniu Varu przez generała Anselme poziom wody w rzece podniósł się na tyle, że przebywający w Nicei generał był 8 albo 10 dni odcięty od reszty armii. Nieprzyjaciel o tym nie wiedział, albo nie potrafił wykorzystać tej sytuacji. Awangarda generała Anselme dotarła aż za Scarenę do drogi wiodącej do Turynu. Flota zajęła pozycje naprzeciwko należącego do królestwa Sardynii portu Oneglia. Admirał wezwał komendanta miasta do kapitulacji. Ale gdy jego parlamentariusze zostali znieważeni, wydał rozkaz szturmu miasta. Desant francuski zajął miasto, a niezdyscyplinowani żołnierze dopuścili się wielu rabunków. Kilka dni później marynarze opuścili miasto. Również Anselme nie potrafił utrzymać w podległych mu oddziałach niezbędnej dyscypliny; został nawet oskarżony, że osobiście wziął udział w rabunkach, na które skarżyli się mieszkańcy Nicei. Wkrótce został też odwołany.

 

Z początkiem 1793 roku rząd dokonał oddzielenia Armii Alp od Armii Italii, której dowództwo powierzono generałowi Biron (Armand-Louis Biron, otrzymał nominację 16 grudnia 1792, stanowisko objął 10 lutego 1793 - przyp.tłum.). 15 lutego 1793 na wzgórzach koło Scarena, Sospello i Lantosca odbyło się kilka potyczek. Wspomniane miejscowości przechodziły z rąk do rąk, w końcu pozostało Sospello na stałe w posiadaniu Francuzów. Ich awangarda rozłożyła swój obóz pomiędzy Sospello i Breglio. 11 kwietnia Biron zajął Lantosca i okoliczne wzgórza aż do Belvedere, biorąc przy tym wielu jeńców i zdobywając liczne armaty. Wkrótce potem został on odwołany, dla objęcia stanowiska dowódcy armii w Wandei. Jego następcą został generał Brunet (Gaspard-Jean Brunet - przyp.tłum.). Armia została wzmocniona i liczyła obecnie 33 tysięcy żołnierzy. Tym samym siły francuskie na południu, uwzględniając garnizony Prowansji, oddziały rezerwowe i przebywających w szpitalach, liczyły 68 tysięcy.

 

Siły nieprzyjaciela też wzrosły, poprzez dokonaną rekrutację i przybycie dobrze wyszkolonej dywizji austriackiej. Dokonano też wzmocnienia stanowisk budując dużą ilość szańców i bastionów dla armat. Jego prawe skrzydło opierało się o obóz w Utelle, centrum znajdowało się u podnóża przełęczy Raus, a lewe skrzydło przed Saorgio, przez które prowadziła główna droga z Nicei do Turynu.

 

Brunet słusznie zmierzał do opanowania całego łańcucha Alp, zepchnięcia nieprzyjaciela na drugą stronę przełęczy Tenda i ustawienia swojej armii na linii granicznej alpejskiego zlewiska mórz. Zapewniłoby mu to o wiele silniejszą pozycję, którą mógła zabezpieczyć niewielka ilość wojska. Ten plan był bardzo rozsądny, a generał dysponował wystarczającymi siłami dla jego realizacji. Nie posiadał jednak odpowiednich zdolności dla przeprowadzenia tego typu operacji. 8 czerwca 1793 roku Brunet zaatakował na całej linii. Co się dało wykonać, to żołnierze francuscy wykonali: zajęli wszystkie możliwe do zdobycia pozycje, ale zajmowane przez nieprzyjaciela obozy w Les Fourches i Raus były niezdobywalne. Z niepotrzebnym uporem 12 czerwca Brunet powtórzył atak na te pozycje, co przyniosło jedynie sławę armii piemonckiej i śmierć doświadczonych grenadierów francuskich. Stanowiska Piemontczyków uchodziły za niezdobywalne, na dodatek były one przez nich stale wzmacniane.

 

Zdradzieckie przekazanie Anglikom Tulonu w sierpniu spowodowało, że siły Armii Italii zostały osłabione dla utworzenia korpusu oblężniczego; mimo tego Armia Italii odparła wszystkie, podjęte w przeciągu miesiąca października, próby Piemontczyków przekroczenia Varu i wkroczenia do Prowansji.

 

Generał Brunet został niesłusznie oskarżony o zdradę i ułatwienie wybuchu powstania w Marsylii; został postawiony przed obliczem paryskiego Trybunału Rewolucyjnego i zginął na szafocie. 

 

Po zdobyciu Tulonu Napoleon spędził pierwsze dwa miesiące 1794 roku na umocnianiu wybrzeża Morza Śródziemnego. W marcu przybył do Nicei i objął stanowisko dowódcy artylerii. Dowódcą armii był wówczas gen.Dumerbion ((Pierre Dumerbion, od 2 lutego 1794 dowódca Armii Italii - przyp.tłum.). Był to stary kapitan grenadierów, w kampaniach 1792 i 1793, które odbył w Armii Italii, awansował kolejno do stopnia pułkownika, generała brygady i generała dywizji; znał wszystkie pozycje i był jednym z dowódców kampanii generała Brunet. Miał 60 lat, o nieskomplikowanym charakterze i dużej odwadze, lecz postępujący reaumatyzm powodował, że prawie nigdy nie opuszczał łóżka. Całymi miesiącami nie mógł się poruszać. Jego szefem sztabu był generał Gaultier, d'Eyssautier kierował wykonywaniem poleceń, Haller zarządzał kasą i amunicją. Generał Dujard był zastępcą dowódcy artylerii, pułkownik Gassendi dyrektorem parku artylerii; inżynieria podlegała generałowi Vial; generałowie Macquard, Dallemagne, Massena i inni dowodzili różnymi korpusami. Kwatera główna znajdowała się od dwóch lat w Nicei, gdzie nie odczuwano trudów wojny, gdyż właściwa linia posterunków oddalona była o 45 kilometrów.  

 

II.

 

Jako dowódca artylerii Napoleon poświęcił część miesiąca marca na inspekcję stanowisk armii i poinformowania się o przebiegu walk w ubiegłych latach. Spędził kilka dni w zajmowanym przez generała Macquard obozie w Brouis, upewnił się w sile pozycji nieprzyjaciela i przekonał się, że straty poniesione przez Francuzów 8 i 12 czerwca były efektem nieostrożności.

 

Pozycje nieprzyjaciela były ze sobą dobrze połączone, przy czym, w przeciwieństwie do prawego, było lewe skrzydło niedostatecznie umocnione i dostępniejsze. Na podstawie tego rozeznania Napoleon opracował plan, który umożliwiłby armii, bez większego wysiłku i przy minimalnych stratach, opanowanie alpejskiego grzbietu i zmusiłby nieprzyjaciela do oddania nadzwyczajnie umocnionych obozów w Raus i Les Fourches. Plan ten przewidywał przekroczenie rzek Roia, Nervia i Taggia, obchodząc tym samy lewe skrzydło nieprzyjaciela, zajęcie Monte Tanarda, Rocca-Barbona i Tanarello oraz przesunięcie linii zaopatrzenia przeciwnika za Marta.

 

W Oneglia leżały w porcie liczne okręty kaperskie, zakłócające nieustannie żeglugę pomiędzy Niceą i Genuą; ich działanie szkodziło armii i w jeszcze większym stopniu zaopatrzeniu Prowansji, gdzie panował dotkliwy głód. Plan Napoleona likwidował również to zagrożenie - zakładał zajęcie przez armię francuską Monte Grando, opanowania źródeł Tanaro i całej doliny Oneglia - tym samy miasto wraz z okolicznymi miejscowościami Ormea, Garessio i Loano byłoby we władzy Francuzów.

 

Plan ten miał zatem trzy cele główne: po pierwsze przesunięcie linii obrony hrabstwa Nicea do naturalnych granic na grzbiecie Alp; po drugie, przesunięcie pozycji prawego skrzydła w okolice, gdzie góry, ze względu na swoją większą dostępność, dawały armii francuskiej przewagę; po trzecie opanowanie części Riwiery Genueńskiej i zniszczenie kaperskiego gniazda, uniemożliwiającego kontakty handlowe pomiędzy Genuą, armią i Marsylią. Nie należało się przy tym obawiać, że nieprzyjaciel wykorzysta ruch flankowy armii francuskiej i przejmie inicjatywę. Tego typu posunięcie w warunkach górskich byłoby tylko możliwe, gdyby Francuzi przeprowadzili swoje operacje w wolnym tempie, nie zadając rozstrzygających ciosów. Gdyby zatem udało się wyprzedzić nieprzyjaciela o kilka dni, osiągnięto by pozycje za jego skrzydłem - wtedy byłoby dla przeciwnika za późno na przejście do ofensywy. W walkach toczonych w górach istotne jest bowiem zmuszenie przeciwnika do opuszczenia swoich stanowisk i zaatakowania. Pozycje na przełęczach Beolet, Brouis i Perus były wprawdzie nie tak umocnione, jak pozycje Piemontczyków, ale wystarczająco silne i liczne. Nawet w przypadku ich zdobycia możnaby nieprzyjaciela zatrzymać na umocnionych pozycjach w okolicach Castiglione i Lucerame. Zajęcie przez Francuzów Monte Tanarda i Tanarello mogłoby skłonić Piemontczyków do zaatakowania tych dobrze umocnionych pozycji. Osiągnięto by przez to podstawowy cel walk w górach - zmuszenie przeciwnika do ataku. W tym przypadku pomocy atakowanym udzielić mogłyby wojska francuskie pozostałe w obozie w Brouis, które przekroczyłyby Roia i Monte Giove. Umożliwiłoby to marsz w kierunku Ormea i źródeł Tanaro, który odebrałby nieprzyjacielowi ochotę na wdanie się w walkę w górach, co więcej, zmusiłoby jego armię do wycofania się na nizinę dla obrony własnej stolicy.

 

Plan ten przedstawiony został radzie wojennej, w której udział wzięli, oprócz przebywających przy armii komisarzy ludowych, generałowie Dumerbion, Bonaparte, Massena, dowodzący inżynierią generał Vial i Rusca. Ten ostatni dowodził brygadą piechoty lekkiej, urodził się w tych okolicach, znał zatem doskonale okoliczne góry. Uznanie, które zdobył w międzyczasie autor planu, oszczędziło mu długiego tłumaczenia. Wszyscy pamiętali jeszcze jego przepowiednie z Tulonu; jego plan został przyjęty.

 

W realizacji planu mógł przeszkodzić jednak aspekt polityczny - jego wykonanie było jedynie możliwe przez wejście w granice Republiki Genueńskiej. Ale koalicjanci uczynili przed 6 miesiącami to samo, gdy 6-tysięczna armia piemoncka, przemaszerowała przez te ziemie, by zaokrętować się w porcie Oneglia i udać do Tulonu. Wprawdzie pozwolono im jedynie na przemarsz małymi oddziałami, bez broni, ale mimo tego Piemontczycy wkroczyli na terytorium Republiki w zwartej kolumnie i w pełnym uzbrojeniu. Przypomniano sobie również o katastrofie fregaty "Modeste": leżała ona przy nabrzeżu w Genui, gdy 5 października 1793 roku do portu wpłynęły trzy angielskie okręty liniowe i dwie fregaty. Jeden z angielskich okrętów, uzbrojony w 74 armaty zacumował tuż obok "Modeste". Angielski bosman uprzejmie poprosił pełniącego na mostku fregaty oficera o usunięcie z drogi utrudniającej manewry szalupy, co też chętnie uczyniono. Pół godziny później angielski kapitan, twierdząc, że trójkolowa flaga jest mu nieznana, wezwał komendanta "Modeste" do wciągnięcie na maszt białej flagi. W owych dniach koalicjanci byli panami Tulonu. Francuski oficer odpowiedział na tę zniewagę, jak nakazywał mu honor. Ale Aglicy mieli już przygotowane haki i trzy kładki abordażowe, przez które przedostali się na pokład francuskej fregaty. Równocześnie z koszy masztowych i pokładu rozpoczęli gwałtowny ostrzał. Załoga "Modeste" była zupełnie nieprzygotowana, jej część ratowała się skacząc do wody. Tam padali ofiarą angielskich szalup. Angielski atak wprowadził mieszkańców Genui w stan najwyższego oburzenia. Drake, nikczemny agent angielski został wygwizdany i obrzucony pogróżkami, znalazł się wielokrotnie w niebezpieczeństwie. Ale dożą był wtedy Doria (Giuseppe Maria Doria - doża Genui w latach 1793-1795 - przyp. tłum.). Senat przeprosił za zajście, ale fregata nie została oddana. Na wieść o tym komisarze ludowi w Marsylii zajęli statki genueńskie, spodziewając się, że Konwent wypowie Genui wojnę. Ale we Francji, w szczególności na południu kraju, panował głód. Handel z Genuą był niezbędny dla zaopatrzenia Prowansji w żywność. Konwent połknął zatem "gorzką pigułkę" i oświadczył, że przyczyną zajścia była słabość Genui, dlatego stosunki z tym państwem nie ulegną zmianie. A przecież naruszona została niezależność i neutralność Republiki Genui!

 

6 kwietnia 14-tysięczna dywizja, złożona z 5 brygad, przekroczyła Roia i opanowała cytadelę w Mentimiglia. Jedna brygada, dowodzona przez generała Massena pomaszerowała na Monte Tanarda i zajęła tam stanowiska; druga przekroczyła rzekę Taggia i zajęła pozycje pod Monte Grande; pozostałe trzy, dowodzone bezpośrednio przez generała Bonaparte pomaszerowały w kierunku Oneglia, rozbijając ustawioną na wzgórzach koło Sant' Agata austriacką dywizję. W potyczce tej zginął francuski generał Brule. W następnych dniach armia francuska wkroczyła do Oneglia, gdzie znalazła 12 armat. Miasto było opustoszałe, ludność opuściła miasto i dolinę. Następne 12 armat zdobyto na przełęczy San-Silvestro, skąd Piemontczycy usiłowali przetransportować je do Ormea. Wpadły one w ręce drugiej z brygad, która przekroczyła przełęcz Mezzaluna. Armia francuska pomaszerowała w kierunku Pontedi-Nava, gdzie rozmieszczona była reszta austriackiej dywizji. Została ona zaatakowana, rozbita i zepchnięta ze wzgórza Monte Ariolo w dolinę rzeki Tanaro. Tego samego dnia poddała się, broniona przez 400-osobowy garnizon i około 20 armat, wyposażona w arsenał zawierający kilka tysięcy karabinów, twierdza Ormea. Nastąpnego dnia, (18 kwietnia) Francuzi wzięli w posiadanie Garessio i uzyskali połączenie, poprzez Monte San Bernardo i Rocca-Barbena, z leżącym nad brzegiem morza i należącym do królestwa Sardynii, Loano.

 

Cały Piemont ogarnęło poruszenie. Jak przewidywano, nieprzyjaciel w pośpiechu opuścił alpejskie zbocza, uczynił to jednak zbyt późno i nie zdążył zabrać artylerii. Massena ruszył z Tanarello w kierunku Saorgio, wyszedł na tyły przeciwnika przecinając jego linię zaopatrzenia i uniemożliwił mu wycofanie się za wzgórza koło Marty. Saorgio poddało się 29 kwietnia; twierdza mogłaby się dłużej bronić, wyposażona była bowiem w pokaźne magazyny broni i żywności. 8 maja Massena pomaszerował przez przełęcz Ardente w kierunku przełęczy Tenda, gdy równocześnie generał Macquard zaatakował od przodu. Atak powiódł się; armia francuska zapanowała całkowicie nad tą częścią Alp. Jej prawe skrzydło wysunęło się za Ormeę i zajęło pozycje, które poprzez przełęcz Termini połączone były z pozycjami na przełęczy Tenda.

 

Realizacja tego planu przyniosła armii francuskiej około 2000-3000 jeńców, 60-70 armat i panowanie na całym rejonem wysokich Alp, aż do pierwszych szczytów Apeninów. Armia francuska zajmowała zatem więcej niż połowę zachodniej Riwiery i mimo, że prawe skrzydło Armii Italii rozciągnięte było na ponad 15 mil francuskich, pozycje jej były silniejsze i wymagały do obrony mniej żołnierzy. Żegluga pomiędzy Genuą i Prowansją mogła przebiegać teraz bez przeszkód. Odniesione straty nie były wysokie. Zdobycie Saorgio i pozostałych umocnionych pozycji nieprzyjaciela, na których wcześniej przelano tyle krwi, rozsławiło imię dowódcy artylerii, a opinia publiczna uznała go już za głównodowdzącego. 

 

III.

 

Wyposażenie artylerii górskiej zostało uzupełnione do stanu ostatecznego. Zastępca dyrektor parku artylerii i dowódca robotników, kapitan Faultier, wszystko starannie posortował. Znalezione w Nicei oraz w twierdzach Ormea i Saorgio, pozostawione w polu 3-funtowe piemonckie armaty były tak lekkie, że mogły być transportowane na grzbietach mułów. Ale ten kaliber nie zawsze wystarczał. Podczas wojny na Korsyce w 1768 roku skonstruowano stojące na saniach lawety. Teraz metodę tę zastosowano dla 8- i 12-funtowych armat oraz 6-calowych haubic. Poza tym zbudowano polową kuźnię, którą można było, podobnie jak mniejsze armaty, transportować przy pomocy mułów. Podczas operacji górskich przeciwko Oneglia, Ormea i Saorgio piechocie towarzyszyła artyleria w sile 24 armat. Bardzo się ona przydała, w szczególności jako czynnik psychologiczny podnosząc znacznie morale armii.

 

Podczas gdy zepchnięta na niziny u podnóża Alp armia Piemontu, która w międzyczasie ochłonęła po doznanych porażkach, żyła w wielkim dostatku i była nieustannie wzmacniana przez przybywające stopniowo nowe bataliony austriackie, armia francuska, stojąca w 60-milowym półkolu na alpejskim grzbiecie od Mont Blanc aż do źródeł Tanaro, cierpiała nieustannie z głodu i panujących chorób. Drogi zaopatrzeniowe były uciążliwe, żywność droga i trudna do zdobycia. Przerzedzone powietrze i twarda woda były powodem wielu chorób, straty, jakie armia poniosła z tego powodu w ciągu tych kilku miesięcy, były równe stratom w dużej bitwie. Ta defensywna taktyka była uciążliwa dla finansów armii i niebezpieczniejsza dla ludzi, niż ofensywa. Pozycje obronne, zajmowane w Alpach, miały ponadto jeszcze jedną wadę: stacjonujące na wzgórzach korpusy były odizolowane i nie miały możliwości wzajemnego się wspierania. Marsz ze skrajnego, prawego skrzydła na pozycje, leżące na końcu lewego skrzydła trwałby 20 dni. W przeciwieństwie do tego, zajmująca u podnóża pozycje armia piemoncka miała możliwość w przeciągu kilku dni, maszerując po cięciwie półkola pozycji francuskich, skoncentrować wystarczające siły dla zaatakowania wybranego punktu.

 

Komitet Ocalenia Publicznego życzył sobie, żeby armia przeszła do ofensywy. Generał Bonaparte rozmawiał na ten temat w Colmar z oficerami Armii Alp, ale rozmówcy nie potrafili uzgodnić wspólnego działania. Było oczywiste, że tylko podporządkowanie obu armii jednemu dowódcy mogło przynieść konkretne efekty.

 

We wrześniu jedna z dywizji austriackich zajęła stanowiska nad Bormidą i przygotowała magazyny w Dego. Koło Vado miała wylądować dywizja angielska i po połączeniu obie dywizje miały zająć Sawonę. Celem tej operacji miało być odcięcie Republiki Genui i zmuszenia jej do opowiedzenia się przeciwko Francji. W tych dniach reda w Vado zastąpiła aliantom port w Oneglia, służyła jako miejsce schronienia dla okrętów angielskich i kaperskich. Stąd wypływały one dla przechwycenia okrętów handlowych żeglujących pomiędzy Genuą i Marsylią.

 

Dowódca artylerii zaproponował zajęcie San Giacomo, Montenotte i Vado, tym samym prawe skrzydło stałoby przed torami Genui. Dowódca armii, generał Dumerbion wyruszył osobiście na czele trzech dywizji w sile 18 tysięcy, mając 20 lekkich, przystosowanych do transportu w górach, armat. Kolumna francuska, na czele której maszerował dowódca artylerii, dotarła przez przełęcz Bardimetto do drogi biegnącej wzdłuż rzeki Bormida i wkroczyła do hrabstwa Montferrat. 4 października zatrzymała się na wzgórzach koło Biestro, by następnego dnia zejść na nizinę. Napoleon miał nadzieję osiągnięcia tyłów armii austriackiej, ale ta w porę spostrzegła manewr francuskiej kolumny i wycofała się w kierunku Cairo i Dego. W jej ślad ruszyła awangarda francuska dowodzona przez generała Cervoni, przez cały dzień, aż do godziny 10 wieczorem, grzmiały armaty. Austriacka dywizja wycofała się do Acqui, pozostawiając nieprzyjacielowi swoje magazyny, tracąc w potyczce około 1000 zabitych, rannych i wziętych do niewoli.

 

Generał Dumerbion nie miał ani rozkazu, ani zamiaru wkroczyć do Włoch - jego kawaleria, z powodu braku żywności i paszy dla koni stacjonowała nad Rodanem. Gdyby zdecydował się na pościg za nieprzyjacielem, pozostałby bez osłony stojąc naprzeciwko zjednoczonych armii Austrii i Sardynii. Zadowolił się zatem tym rekonesansem i zawrócił przez Montenotte w kierunku Sawony, zajmując pozycje na wzgórzach koło Vado i w dolinie Sawony.

 

Artyleria zajęła pozycje na wybrzeżu; kontrolując redę mogła zapewnić ochronę całej eskadrze; oddziały inżynieryjne wybudowały na wzgórzach wokół Vado silne szańce, które przez San Giacomo, Melogno, Settepani, Bardinetto i San Bernardo stanowiły połączenie z umocnionym obozem nad Tanaro. To wydłużenie prawego skrzydła osłabiało wprawdzie pozycje armii, ale miało też swoje korzyści. Po pierwsze, armia francuska objęła kontrolę nad całą Riwierą Ponente uniemożliwiając armii austriacko-sardyńskiej utrzymywanie kontaktu z angielską flotą. Po drugie, dzięki opanowaniu wszystkich portów regionu, co umożliwiło ustawienie armat wzdłuż wybrzeża, zabezpieczona została żegluga pomiędzy Genuą i Marsylią. Po trzecie, armia była w stanie udzielić poparcia profrancuskiej frakcji w Genui i w przypadku marszu nieprzyjaciela w kierunku miasta, zagrodzić mu drogę.

 

Ta operacja, która zniweczyła plany nieprzyjaciela i zapewniła Genui neutralość odbiła się głośnym echem i falą niepokojów w całych Włoszech. Posterunki francuskie stały w odległości zaledwie 10 godzin marszu od Genui, a rekonesanse i patrole konne zbliżały się nawet na odległość nie większą jak 3 godziny marszu.

 

Resztę jesieni Napoleon spędził na obsadzaniu wybrzeża i przedgórza od Vado aż do Varu silnymi bateriami artylerii, dla zabezpieczenia żeglugi pomiędzy Genuą i Niceą. W styczniu jedną z nocy spędził na przełęczy Tenda, skąd o wschodzie słońca zobaczył nizinę, która od pewnego czasu przewijała się w jego myślach. Włochy !!

 

W przeciągu zimy odwiedził on wielokrotnie Tulon i Marsylię, gdzie kontrolował arsenały i baterie nadbrzeżne. W trakcie jednej z tych podróży zastał Marsylię w stanie wrzenia, a jeden z przedstawicieli ludu, Maignet, zwierzył mu się ze swoich obaw opanowania przez ludność zasobów broni i prochu znajdujących się w fortach Saint-Nicolas i Saint-Jean. Oba forty zostały w czasie rewolucji zniszczone. Na prośbę przedstawiciela Napoleon opracował plan muru obronnego ze stanowiskami strzeleckimi, który miał oddzielić oba forty od miasta. Plan ten został posłany do Paryża, gdzie przedstawiony został Konwentowi jako zagrażającą wolności próbę skierowaną przeciwko marsylskim patriotom. Konwent, w specjalnym rozporządzeniu, wezwał przed swoje oblicze dowódcę artylerii w Marsylii, pułkownika Sugny. Ten, już w trakcie pierwszego przesłuchania, które nastąpiło po jego natychmiastowym przybyciu do Paryża, ujawinił autora spornego planu. Teraz otrzymał generał artylerii nakaz stawienia się w Paryżu. W okresie terroru jakobińskiego oskarżenie było jednoznaczne ze skazaniem. Z najwyższym trudem udało się Napoleonowi uwolnić od stawianych mu zarzutów i osiągnąć wycofanie oskarżenia. Pomocnym w tym był również list reprezentantów ludu, który informował o ruchach armii nieprzyjaciela i wzywający dowódcę artylerii Armii Italii do powrotu na południe Francji. Fakt ten skłonił deputowanych regionu ujścia Rodanu do wycofania oskarżenia. 

 

Przy Armii Italii przebywał wówczas pewien mało znaczący przedstawiciel ludu, który zatrzymał się w Nicei. W jego misji towarzyszyła mu pochodząca z Wersalu nadzwyczaj piękna i urocza żona. Para ta darzyła Napoleona dużą sympatią. Było to nadzwyczaj pożyteczne - w tamtych czasach, gdy przepisy prawne praktycznie nie istniały lub z dnia na dzień były zmieniane, stanowisko przedstawiciela ludu gwarantowało posiadanie władzy. Był on jednym z tych, którzy w czasie kryzysu 13.vendemiaire'a skierował na Napoleona uwagę Konwentu.

 

Młody generał był dumny i szczęśliwy ze swoich drobnych sukcesów u pięknej żony przedstawiciela i próbował przy każdej okazji skierować jej uwagę na swoją osobę. Gdy pewnego dnia udali się na spacer w okolice przełęczy Tenda wpadł na pomysł zorganizowania pokazowej potyczki i wydał rozkaz zaatakowania posterunków nieprzyjaciela. Ten z czystej fantazji zrodzony atak był wprawdzie dla strony francuskiej pomyślny, ale kosztował życie kilkunastu żołnierzy. W późniejszych latach, na wspomnienie tego wydarzenia, Napoleona ogarniały każdorazowo wyrzuty sumienia. 

 

IV.

 

W latach 1792-1793 flota francuska panowała na Morzu Śródziemnym. Eskadra kontradmirała Truguet po zajęciu Oneglii przez dłuższy czas kotwiczyła na redzie Genui. Latouche-Treville wykorzystał francuskie panowanie na morzu, by pojawić się 16 grudnia 1792 z dziesięcioma okrętami liniowymi na wodach Neapolu. Kapitan portu w tym mieście wypłynął mu naprzeciw z propozycją przyjęcia w porcie sześciu francuskich okrętów. Większa ich ilość byłaby, zdaniem władz Neapolu, naruszeniem neutralności i spotkałaby się z królewską dezaprobatą. Admirał wpłynął jednak wszystkimi okrętami do portu, rzucił kotwicę przed oknami królewskiego pałacu i wysłał pana Belleville na ląd. Ten, w mundurze grenadiera Gwardii Narodowej, przedstawiony został przez kawalera Actona królowi, któremu wręczył list zawierający żądania admirała: po pierwsze - król Neapolu miał potwierdzić swoją neutralność; po drugie - król miał wyrazić swoją dezaprobatę dla postawy neapolitańskiego przedstawiciela w Konstantynopolu, który w nocie skierowanej do Wysokiej Porty zawarł obraźliwe w stosunku do Francji słowa, co skłoniło tę ostatnią do odmowy przyjęcia francuskiego ambasadora, pana de Semonville. Latouche-Treville otrzymał wszystko, czego żądał, a dwór neapolitański był szczęśliwy, mogąc tak niewielkim kosztem zakończyć tę nieprzyjemną wizytę.  

 

Równocześnie postanowiono też zbrojnie wystąpić przeciwko Sardynii. Żadna z wcześniejszych wypraw nie była tak niestarannie i bezmyślnie zorganizowana. Niektórzy są zdania, że autorem tego pomysłu był admirał Truguet, inni twierdzą, że idea zrodziła się w szeregach Komitetu Wykonawczego; tak czy inaczej, Truguet otrzymał polecenie przygotowania i przeprowadzenia operacji.

 

Siły niezbędne do desantu wyspy miał dostarczyć dowódca Armii Italii, który jednak nie miał ochoty na wysłanie tych pułki, które właśnie przekroczyły Var. Z tego też powodu oddał do dyspozycji admirała 4 do 5 tysięcy marsylskiej Falangi. Poza tym oddał dowodzącego na Korsyce generała Paoli wraz z trzema stacjonującymi na wyspie batalionami piechoty. Marsylczycy byli równie niezdysciplinowani, jak tchórzliwi, oficerowie wcale nie byli lepsi niż żołnierze - w ich szeregach panował rewolucyjny chaos i awantury. Od takich ludzi nie należało niczego dobrego oczekiwać. W przeciwieństwie do Falangii, były 3 bataliony z Korsyki, należące do 23.okręgu wojskowego, doświadczonymi formacjami.

 

W grudniu 1792 roku admirał przeniósł swoje siły na Korsykę; jego nieszczęśliwe manewry spowodowały utratę kilka fregat i okrętów liniowych, między innymi "Indomptable",całkiem nowego okrętu uzbrojonego w 80 armat, który wpadł na mieliznę wchodząc do portu w Ajaccio. Admirał, który usiłował o wszystkim sam decydować, nie pomyślał o mianowaniu generała odpowiedzialnego za desant, co było przecież dla całej ekspedycji najważniejsze i rozstrzygające. Na Korsyce znalazł generała Casabianca, późniejszego senatora, odważnego żołnierza, ale bez jakiegokolwiek doświadczenia. Jemu to admirał powierzył dowództwo wojsk desantowych. Z taką armią i takimi dowódcami konwój skierował się w kierunku Sardynii. A ponieważ flota ta ponad 2 miesiące zatrzymała się na Korsyce, a plan ekspedycji był w porcie w Marsylii ogólnie znany, to Sardynia była przygotowana. Przedsięwzięto wszystkie konieczne środki do odparcia inwazji, cała armia była w stanie pogotowia.

 

Po połączeniu się z częścią eskadry admirała Latouche-Treville, pozostawieniu załogi w twierdzy wyspy San-Pietro, Truguet pojawił się 12 lutego przed stolicą Sardynii, Cagliari.

 

Mimo ognia baterii nabrzeżnych francuski desant wylądował na wyspie. Następnego dnia o świcie sardyński pułk dragonów zaatakował posterunki Marsylczyków. Ci, zamiast się bronić, zaczęli uciekać, krzycząc o rzekomo dokonanej zdradzie. Dzielny oficer wojsk liniowych, którego postawiono na ich czele i który usiłował ich zatrzymać, został przez nich zabity. Dragoni zmasakrowaliby całą marsylską Falangę, gdyby nie dzielna postawa batalionów liniowych, które zatrzymały atak i umożliwiły admirałowi Truguet zaokrętowanie podległych mu oddziałów bez poniesienia znaczących strat. Flotylla pożeglowała z powrotem do Tulonu pozostawiając za sobą kilka okrętów, spalonych na redzie Cagliari.

 

Ta wyprawa nie mogła skończyć się powodzeniem. Zorganizowano ją pod pozorem ułatwienia dostaw do Prowansji afrykańskiego żboża albo jego zdobycia na bogatej wyspie. Ale w takim przypadku należało wybrać zdolnego do objęcia takiego stanowiska generała, dając mu do pomocy zdolnych oficerów inżynierii i artylerii. Ponadto potrzebnych było kilka szwadronów kawalerii i koni pociągowych dla artylerii. Ale przede wszystkim na tego typu wyprawę należało wysłać 15 tysięcy dobrych żołnierzy, a nie rewolucyjnych ochotników.

 

Później winą obarczono dowódcę Armii Italii. Niesłusznie. On działał jedynie na korzyść Republiki zatrzymując podległe mu wojska liniowe do obrony granicy i hrabstwa Nicei. Postawiono go przed sądem i stracono na gilotynie pod zarzutem zdrady, która doprowadziła do niepowodzenia wyprawy na Sardynię i oddania Tulonu. A przecież nie był winny ani tego pierwszego, ani drugiego. 

 

W skład floty francuskiej wchodziły dobre statki z kompletną załogą. Ale marynarze byli równie niezdysciplinowani, jak marsylska Falanga. W każdym porcie wyczyniali burdy i usiłowali powiesić obywateli pod pozorem ich przynależności do arystokracji lub duchowieństwa.

 

W marcu 1793 roku Hiszpania wypowiedziała Francji wojnę. Od tego momentu flota angielsko-hiszpańska opanowała Morze Śródziemne i krążyła wzdłuż genueńskiego i prowansalskiego wybrzeża. Oddanie Tulonu doprowadziło do zniszczenia francuskich sił morskich na Morzu Śródziemnym. Po zdobyciu miasta odzyskano 18 okrętów i część magazynów. Hiszpanie byli niezadowoleni z działań prowadzonych przez flotę angielską i powrócili do swoich portów.

 

W 1794 roku kontradmirał Martin wypłynął z Tulonu na czele 10 okrętów. Ścigany przez silniejszą od własnej eskadrę angielską zawinął do zatoki San Juan, na której wybrzeżu generał artylerii przygotował silne baterie artylerii. Wkrótce potem, dzięki sprzyjającym wiatrom Martin mógł powrócić do Tulonu. Eskadra ta została w przeciągu jesieni stopniowo wzmociona dziewięcioma okrętami pochodzącymi z arsenału Tulonu. 

 

Na początku 1795 roku pomiędzy Korsyką i Włochami krążyła eskadra angielskiego admirała Hothama, w skład której wchodziło 15 okrętów, w tym cztery 3-pokładowe. Admirał Martin leżał ze swoją flotą, w skład której wchodziło 16 okrętów liniowych i 100 statków transportowych, na pokładach których zaokrętowanych było 10 tysięcy marynarzy i żołnierzy, na redzie Tulonu. Snuto przeróżne przypuszczenia co do przeznaczenia tej floty, aż do przybycia członka Konwentu Letourneur (Francois-Louis-Honore Letourneur - członek Konwentu, w latach 1795-1797 członek Dyrektoriatu, w okresie Cesarstwa na emigracji - przyp.tłum.), który wyposażony w nadzwyczajne pełnomocnictwa oswiadczył, że Konwent planuje zajęcie Rzymu. Miał to być odwet za codzienne obelgi słane przez dwór papieski i zemsta za śmierć Basseville'a (Nicolas Jean Hugon de Basseville - 1743-1793, fracuski dyplomata i dziennikarz - przyp. tłum). Był on francuskim przedstawicielem w stolicy papieskiej. W 1792 roku przypiął on trójkolorową kokardę, co uczynili też, za jego przykładem, francuskiej Szkoły Sztuki (Académie des Beaux-Arts). 13 stycznia 1793 tłum, podjudzony przez francuskich emigrantów obrzucił na Corso kamieniami powóz francuskiego przedstawciela. Gdy Basseville wrócił do miejsca zamieszkania, rzymska tłuszcza przemocą wdarła się do domu, gdzie w tumulcie Basseville został raniony bagnetem w podbrzusze. Rannego wywleczono z domu i ciągnięto po rzymskim bruku, aż w końcu Basseville, w stanie skrajnego wyczerpania, złożony został w domu strażników miejskich, gdzie następnego dnia skonał. Poseł hiszpański Azara, który stanął w obronie francuskiego dyplomaty, też znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie.

 

Morderstwo to wywołało oburzenie w całej Francji. Teraz nadszedł stosowny moment na odwet, na wylądowanie u ujścia Tybru i zajęcia Rzymu, gdzie Francja miała wielu zwolenników. W lutym 1795 roku w Tulonie zebrała się Rada Wojenna, aby rozważyć możliwości zrealizowania tego planu. Dowódca artylerii był zdania, że tego typu akcja Armii Italii może doprowadzić do jej zguby, a tym samym do fiaska całej operacji. Gdyby jednak chciano podjąć takie kroki odwetowe, należałoby równocześnie zająć Monte Argentaro, Orbitello, zdobyć cytadelę w Civita-Vecchia i tam wysadzić na ląd całą armię. 10 tysięcy żołnierzy wydawało mu się siłą zbyt nikłą dla przeprowadzenia tego typu akcji. Poza tym niemożliwością było jej przeprowadzenie bez udziału kawalerii - niezbędne byłoby zatem zaokrętowanie przynajmniej 1500 strzelców konnych i huzarów. Wraz z 500 końmi dla artylerii i sztabem oznaczałoby to znaczne zwiększenie floty transportowej. Natychmiast po lądowaniu naprzeciwko armii francuskiej stanęłoby 25-30 tysięcy Neapolitańczyków, wśród nich około 5 tysięcy dobrze wyszkolonej kawalerii. Poza tym należało się liczyć z włączeniem do walk skoncentrowanych w Lombardii dywizji austriackich. Ze względu na możliwie krótki czas trwania operacji, nie można było liczyć na zbyt aktywny udział stronników Francuzów w Rzymie. Gdy tylko przelana krew Basseville'a zostałaby pomszczona i nałożona zostałaby kontrybucja, konieczne byłoby natychmiastowe zaokrętowanie wojsk francuskich. Dowódca artylerii stwierdził, że przeprowadzenie operacji 10-tysięczną armią byłoby karkołomynm przedsięwziąciem nawet w przypadku, gdyby na Morzu Śródziemnym panowała flota francuska. Ponieważ sytuacja była wręcz odwrotna, przeprowadzenie operacji oznaczałoby skazanie armii na pewną zagładę. Z tego też powodu flota francuska powinna sama wypłynąć, zniszczyć lub zmusić flotę angielską do opuszczenia Morza Śródziemnego. Dopiero wtedy mogłyby wypłynąć statki transportowe. Po dokonaniu desantu flota wojenna wraz ze statkami transportowymi musiałaby popłynąć w kierunku Neapolu, aby zastraszyć tamtejszy dwór, zmuszając go tym samym do zatrzymania swoich sił zbrojnych dla obrony Neapolu.

 

Przedstawiciel ludu był bardzo niezadowolony z przedstawionej przez dowódcę artylerii krytyki jego planu, tym bardziej, że wszyscy obecni generałowie poparli zdanie dowódcy artylerii. Oficerowie floty oświadczyli, że dopóki w okolicy krąży nieprzyjacielska eskadra, wypłynięcie na morze statków transportowych stanowi duże zagrożenie dla okrętów wojennych. Postanowiono zatem, że admirał Martin wypłynie sam z podległymi mu okrętami i podejmie walkę z Anglikami. 

 

1 marca okręty admirała opuściły Tulon. W okolicach San Lorenzo zdobył on angielski okręt "Berwick" uzbrojony w 74 armaty. Spotkanie flot francuskiej i angielskiej nastąpiło 8 marca naprzeciw Livorno. W obliczu nieprzyjaciela towarzyszący flocie Letourneur stracił pewność siebie i nakazał odwrót. Okręty angielskie ruszyły w pościg. 13 marca obie floty leżały naprzeciw przylądka Noli na genueńskiej Riwierze. W nocy od floty odłączyły się uzbrojony w 74 armaty "Mercure" oraz 3-pokładowy "Saint-Carlotte". O świcie następnego dnia nastąpiło zderzenie "Ça ira" (74 armaty) i "La Victoire" w wyniku czego ten pierwszy utracił zdolność sterowania. Obie floty były równe pod względem liczebności, ale nie pod względem możliwości ogniowych - flota francuska z początkowo 15 okrętów posiadała jeszcze 13. ale nie było wśród nich żadnego okrętu 3-pokładowego. Angielska fflota posiadał również 13 jednostek, ale 4 z nich były okrętami 3-pokładowymi. Francuzi kontynuowali swój odwrót, nie potrafili jednak zapobiec starciu z okrętami angielskimi: "Censeur" i "Ça ira" walczyły przeciwko trzem angielskim okrętom, z których dwa uzbrojone były w 74 armaty. "Tonnant", Duquesne" i "Victoire" również przez cały dzień brały udział w wymianie ognia. Reszta floty francuskiej nie weszła do walki. "Censeur" i "Ça ira" zostały, mimo zaciętej obrony, pokonane. Flota rzuciła kotwice koło wysp Hyeres, gdzie dotarły też "Sans-Culotte" i "Mercure". "Ça ira" zatonął na redzie portu La Spezia. W wyniku bitwy zatonął również angielski, 3-pokładowy "Illustrious". Straty obu stron były równe - po dwa okręty. Była to pierwsza bitwa tej kampanii stoczona przez obie floty na Morzu Śródziemnym. Gdyby Francuzi podjęli walkę już na wysokości Livorno, wykorzystując wszystkie swoje okręty, wynik mógłby być dla nich korzystniejszy.

 

Taki, a nie inny wynik bitwy był jednak wielkim szczęściem dla Republiki, gdyby bowiem Francuzi odnieśli sukces i zmusili angielskie okręty do wycofania się do Gibraltaru, na morze wypłynęłyby statki transportowe. Wyprawa przeciwko Rzymowi, nie mająca żadnego rozsądnego wytłumaczenia i źle przygotowana, skończyłaby się niewątpliwą klęską.

 

Zaokrętowane już wojska lądowe zeszły ponownie na ląd i pomaszerowały do Nicei, gdzie dwa miesiące później wielce się przydały w obronie granicy przeciw atakom wojsk austriackiego generała Wintza.  

 

Dozbrojenie Armii Italii kosztowało skarb państwa kilka milionów. Wydatek ten przyniósł jednak wiele korzyści. Wielki Książę Toskanii uznał Republikę Francuską i wysłał swojego przedstawiciela, hrabiego Carletti do Paryża. Stanął on 14 marca 1795 roku przed obliczem Konwentu. Republika Wenecka, która odmówiła wstąpienia do koalicji i przyjęła u siebie przedstawiciela Francji, zachęcona wysiłkiem zbrojnym, wysłała swojego ambasadora Quirini do Paryża. Jego nominacja nosi datę 14 marca. Neutralność Genui została wzmocniona. Król Neapolu przystąpił natychmiast do koalicji, gdy tylko armia angielsko-hiszpańska zyskała przewagę na Morzu Śródziemnym i czynnie popierał obronę Tulonu. Za to musiał on, podobnie jak papież, król Sardynii, książęta Modeny i Parmy w roku 1796 poczuć siłę Republiki Francuskiej.  

 

V.

 

Od 9 thermidora roku II (27 lipca 1794 - obalenie Robespierre'a - przyp.tłum.) panowało na południu Francji duże poruszenie. Trybunał Rewolucyjny w Marsylii wysłał na szafot wszystkich ważniejszych kupców. U steru rządów siedzieli jeszcze jakobini, skarżący się na upadek "partii górali" i złagodzenie przepisów prawnych. Do głosu zaczęły też dochodzić inne ugrupowania, chociaż były one osłabione z powodu emigracji i przeróżnych innych przyczyn. Zemsta była głównym motywem ich działania. Należała do nich większość mieszkańców Tulonu, pracownicy arsenału i załogi statków. Byli oni wrogo nastawieni do reprezentantów ludu Mariette i Cambon, którzy podejrzewali ich o przynależność do reakcyjnych partii. W tej sytuacji do portu zawinął statek kaperski, który przyprowadził do Tulonu zdobyty statek hiszpański, na pokładzie którego było około 20 emigrantów, z których większość należała do rodziny Chabrillant. W arsenale i na ulicach zebrały się tłumy z zamiarem szturmu więzienia i zamordowania uwięzionych tam nieszczęśników. Reprezentanci z pośpiechem udali się do arsenału, gdzie przemawiali do urzędników administracji, a później do robotników na placach budów. Obiecywali postawienie emigrantów przed specjalną komisją i skazania w przeciągu 24 godzin. Ale oni sami byli podejrzani i nie mieli absolutnie żadnego wpływu na nastroje tłumu. Głos z tłumu zawołał:

 

- Powieście tych obrońców emigrantów na latarni!

 

Zbliżał się zmierzch i rozpoczęto zapalanie gazowych latarni. Strażnicy miejscy próbowali osłonić reprezentantów, ale zostali przez tłum odepchnięci. W tym momencie generał artylerii rozpoznał wśród przywódców tłumu kilku kanonierów, którzy służyli pod jego rozkazami podczas oblężenia Tulonu. Wstąpił na stos drzewa, a kanonierzy, widząc go ponad głowami tłumu, uznali jego autorytet i uspokoili wzburzony tłum. Reprezentanci mogli bez uszczerbku opuścić arsenał. Ale na ulicach panował jeszcze większy chaos, opór strażników więzienia słabł. Generał pośpieszył tam i zdołał uspokoić napierający tłum. Obiecał, że emigranci zostaną następnego dnia postawieni przed sądem. Nie było sprawą łatwą przekonać tłum, że emigranci nie naruszyli prawa, bo przecież nie wstąpili dobrowolnie na terytorium Francji.

 

W nocy generał polecił wywieźć nieszczęśników z miasta ukrytych na wozach artylerii do Hyeres, gdzie na redzie wsiedli na pokład czekającego na nich statku. W ten sposób emigranci zostali uratowani.

 

W Tulonie wrzenie stopniowo wzrastało, 30 maja lud sięgnął wreszcie do broni, ogłosił powstanie i wypędził z miasta reprezentantów. Udali się oni do Marsylii, gdzie udało im się zmobilizować odpowiednie siły i wyruszyć przeciwko zbuntowanym mieszkańcom Tulonu. Na ich spotkanie wyszło około 3 tysiące buntowników uzbrojonych w 2 armaty. Spotkanie obu wrogich stron nastąpiło na wzniesieniach Cuges. Zwycięstwo chyliło się na stronę tulończyków, gdy do akcji wkroczyły regularne oddziały wojska dowodzone przez generała Pacthod. Kilka dni później Tulon został ujarzmiony.

 

Miesiąc przed tymi wydarzeniami Napoleon opuścił Prowansję.  

 

VI.

 

Komisje wojskowe przygotowały listy generałów, którzy mogli zostać nominowani na stanowiska w armiach podczas kampanii 1795 roku (reforma sztabów armii z 13 czerwca 1795 - przyp. tłum.). Wielu oficerów, którzy od końca 1792 roku, w latach 1793-1794 zostali wydaleni z armii, ponownie znaleźli się w jej szeregach. W związku z tym w służbie znalazło się wielu generałów artylerii, dla których nie było wolnych stanowisk. Napoleon, liczący wówczas 25 lat, był najmłodszym wśród nich. Został umieszczony na liście generałów piechoty z obietnicą przeniesienia do artylerii w przypadku wolnego stanowiska. Opuścił on Armię Italii w momencie objęcie jej dowództwa przez generała Kellermanna (Francois-Etienne Kellermann, mianowany 3 marca 1795 roku dowódcą Armii Italii, stanowisko objął 6 maja - przyp. tłum.). Napoleon rozmawiał z nim w Marsylii, udzielił wszelkich wymaganych od niego informacji i odjechał do Paryża. W Chatillon-sur-Seine, podczas pobytu u ojca swojego adiutanta, kapitana Marmont dowiedział się o przebiegu wypadków 1 prairiala (20 maja w Paryżu wybuchły zamieszki pod hasłem "chleba i konstytucji 1793 roku" - przyp. tłum.). To skłoniło go do pozostania w Chatillon aż do uspokojenia sytuacji w stolicy.

 

Po przybyciu do Paryża udał się do członka Komitetu Ocalenia Publicznego Aubry, który był autorem raportu o przydziale stanowisk generalskich. Napoleon przedstawił mu swoją dwuletnią przynależność do Armii Italii, udział w oblężeniu Tulonu, kierownictwo w uzbrojeniu wybrzeża Morza Śródziemnego dodając, że z bólem serca rozstałby się z artylerią, z którą jest związany od wczesnej młodości. W odpowiedzi Aubry zauważył, że Francja ma wielu generałów artylerii, a Napoleon jest najmłodszym. Jak tylko zwolni się stanowisko, jego nazwisko będzie uwzględnione.

 

Jeszcze przed 6 miesiącami Aubry był kapitanem artylerii (stwierdzenie niezgodne z prawdą - Francois Aubry został już 15 maja 1793 roku mianowany generałem brygady, 3 października 1793 usunięty z armii i aresztowany, przywrócony do służby w 1795 roku - przyp.tłum.), od chwili wybuchu rewolucji nie wziął udziału w żadnej wojnie, a mimo tego sam wpisał się na listę w stopniu generała dywizji i inspektora artylerii.

 

W kilka dni później Napoleon otrzymał od Komitetu Ocalenia Publicznego polecenie udania się do Armii Wandei, gdzie objąć miał stanowisko dowódcy brygady piechoty. Odpowiedzią była dymisja.

 

Opublikowanie wspomnianej poprzednio listy wywołało wiele odwołań. Pozbawieni stanowisk oficerowie udali się tłumnie do Paryża. Wielu z nich było wyróżniającymi się oficerami, większość jednak niczym nie zasłużyła na stopień generała, który zawdzięczała swoim klubom. Wszyscy jednak doceniali zasługi generała artylerii, przytaczając w swoich odwołaniach jego zwolnienie jako koronny dowód na niesprawiedliwość i stronniczość listy.

 

Osiem dni po złożeniu przez Napoleona wniosku o dymisję, w okresie, gdy oczekiwał on na odpowiedź Komitetu, Armia Italii generała Kellermanna została pobita i zmuszona do opuszczenia pozycji w okolicy San Giacomo. W swoim liście Kellermann informował władze w Paryżu, że jeżeli nie otrzyma natychmiast wzmocnienia, zmuszony będzie opuścić Niceę. W Paryżu zapanował niepokój. Komitet Ocalenia Publicznego wezwał na swoje posiedzenie wszystkich deputowanych, którzy byli na południu kraju i wysłuchał ich opinii. Wszyscy jednogłośnie oświadczyli, że najlepszym znawcą pozycji zajmowanych przez Armię Italii jest generał artylerii. Napoleon został wezwany przed oblicze Komitetu, wziął udział w wielu naradach, z udziałem Sieyesa, Doulcet-Pontecoulant, Letourneura i Jeana Debry. Sformułował instrukcje, zatwierdzone przez Komitet i otrzymał polecenie objęcia stanowiska generała brygady artylerii i kierowania operacjami militarnymi. To stanowisko zajmował Napoleon przez dwa albo trzy miesiące, aż do wydarzeń 13 vendemiaire'a.  

 

VII.

 

Gdy generał Kellermann w maju 1795 roku objął stanowisko dowódcy Armii Italii, zajmowała ona stanowiska wytyczone przez Napoleona w październiku ubiegłego roku po potyczce pod Cairo. Lewe skrzydło w sile 5 tysięcy stało na przedgórzu przełęczy Argentiere aż do przełęczy Sabbione; centrum, dowodzone przez generała Macquard zajmowało przełęcze Sabbione, Tenda, Mont Bertrand i Tanarello. W jego skład wchodziło 8 tysięcy żołnierzy. Pozycje prawego skrzydła znajdowały się na przełęczy Termini, wzgórzach wokół Ormea, przełęczych San Bernard, Bardinetto, Settepani, Melogno, San Giacomo, Madonna i Vado. W skład jego wchodziły dywizje dowodzone przez generałów Serurier, Laharpe i Massena o łącznej sile 25 tysięcy ludzi. 

 

Potyczka pod Cairo i pozycje zajęte przez armię francuską pod koniec 1794 roku wprawiły dwór wiedeński w duże zaniepokojenie. Z pozycji pod Vado Francuzi zagrażali Genui, jej utrata oznaczałaby brak połączenia z Księstwem Mediolanu. Z tego powodu kabinet wiedeński na kampanię 1795 roku sformował 30-tysięczną armię pod dowództwem generała Wintza, który miał współdziałać z armią piemoncką. Flota angielska krążyła u wybrzeży w okolicach Sawony i Vado wspierając działania generała Wintza. Ten założył swoją kwaterę początkowo w Acqui, a następnie w Dego, skąd pomaszerował w kierunku wzniesień Sawony, które zajął 23 czerwca. W ten sposób nawiązana została łączność z angielską flotą.

 

Austriacki generał podzielił swoją armię na 3 korpusy, które 23 czerwca podjęły ofensywę. Prawe skrzydło, podzielone na 5 kolumn, zaatakowało francuskie lewe skrzydło pomiędzy przełęczą Termini i wzgórzami wokół Ormea. Centrum, w 3 kolumnach głównych, podzielonych na kilka mniejszych, zaatakowało pozycje Bardinetto i San Giacomo. Lewe skrzydło skierowane zostało w kierunku Vado, zajmowanego przez prawe skrzydło Francuzów. 25 i 26 czerwca na wszystkich odcinkach toczyły się zacięte walki. Armia francuska obroniła wszystkie swoje pozycje z wyjątkiem przełęczy Spinardo, szańców przełęczy Melogno i grzbietu wzgórz koło San Giacomo. Zajmując szańce na Melogno, znajdujące się w odległości tylko 2 godzin marszu od leżącego nad brzegiem morza Finale, nieprzyjaciel zagroził centrum Armii Italii. Generał Kellermann zdawał sobie sprawę, jak ważne jest odbicie tej pozycji i 27 czerwca wydał rozkaz do ataku. Ale szturm został odparty. 28 czerwca dowódca Armii Italii postanowił wycofać się, oddając pozycje pod San Giacomo, Vado i Finale, zajmując tymczasowe pozycje. Gdy 7 lipca otrzymał odpowiedź na swoje raporty wysłane 24 i 28 czerwca umocnił się w okolicach Borghetto.

 

Generał Kellermann był odważnym żołnierzem, niesłychanie pilnym, ale brakowało mu niezbędnych zdolności potrzebnych do kierowania całą armią. W trakcie kampanii popełnił same błędy. Komitet Ocalenia Publicznego zwrócił mu uwagę, że rozciągnięcie w 1794 roku pozycji armii na wzgórzach wzdłuż rzeki Tanaro i wysunięcie prawego skrzydła za Bardinetto, Melogno i San Giacomo miało na celu zapobieżenie współdziałaniu armii austriackiej z angielską flotą oraz zabezpieczenie możliwości przyjścia z pomocą Genui w przypadku ataku od strony morza lub przełęczy Bocchetta. Pozycja zajmowana pod Vado nie była pozycją obronną, lecz zaczepną, zapewniającą możliwość zaatakowania nieprzyjaciela, w momencie jego pokazania się na Riwierze. Gdy tylko stwierdzono ruch armii austriackiej w kierunku Sawony, Kellermann powinnien był zagrodzić jej drogę, aby zapobiec zajęciu miasta i przerwaniu jego połączenia z Genuą. Że jednak to mu się nie powiodło, powinnien był w pierwszej kolejności, dla wzmocnienia prawego skrzydła pod San Giacomo, opuścić pozycje pod Vado. Po drugie, gdy po walkach 25 czerwca nieprzyjaciel zajął Melogno i wzgórza koło San Giacomo, powinnien był wykorzystać osiągnięte przez generała Laharpe zdobycze na prawym skrzydle, opuścić Vado i wzmocnić tą dywizją wojska atakujące Melogno i San Giacomo. To przyniosłoby pewny sukces. Po trzecie, gdy 27 czerwca zdecydował się na atak wspomnianych pozycji, miał jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby prawe skrzydło, po wykonaniu ruchu flankowego, przyłączyło się do szturmujących, wykorzystując w ten sposób korzyści osiągnięte 26 czerwca na lewym skrzydle nieprzyjaciela. Również taki manewr mógł zadecydować o zwycięstwie.

 

Te z mistrzowską precyzją zredagowane depesze wprawiły Kellermanna początkowo w stan zdumienia, prędko jednak domyślił się ich autora. 

 

Na Riwierze Ponente istnieją trzy linie, które osłaniają hrabstwo Nicei i zagradzają do niej dostęp. Prawe skrzydło opiera się przy tym o morze, a lewe zajmuje pozycje na szczytach pasma górskiego. Pierwsza z nich to pozycje koło Borghetto, druga - Monte Grande, trzecia - na brzegach rzeki Taggia. Generał artylerii już dawno dokonał rekonesansu wszystkich tych linii. Towarzyszył mu w tym jego adiutant generalny Saint-Hilaire, dzielny i znakomity oficer, który później okrył się sławą w setkach bitew i jako generał dywizji zginął w bitwie pod Essling.

 

Prawe skrzydło linii pod Borghetto ma swój punkt oparcia nad brzegiem morza koło wioski Borghetto, odległej o godzinę marszu od Loano, na wzgórzu górującym nad niziną wokół Loano. Punkt oparcia lewego skrzydła to leżąca naprzeciw Champ-des Pretes wielka samotna skała. Massena kazał na niej usypać szaniec, którą armia, dla upamiętnienia fortu Mulgrave w Tulonie, nazwała Małym Gibraltarem. Pozycja ta łączy się ze wzniesieniami w okolicach Ormea, Loano, Rocca-Barbena. Monte San Bernardo i Garessio leżą poza tą linią i są opanowane przez nieprzyjaciela, ale linia stanowi osłonę dla Ormei. Rozciąga się ona wprwdzie na znacznej przestrzeni 25 kilometrów, ale jest prawie wszędzie niedostępna, co stanwoi o jej sile. Zaatakowana może być jedynie przez wąwóz Zucarello, gdzie stoi zamek o tej samej nazwie. Po jego uzbrojeniu można uzyskać dodatkową, znakomitą pozycję obronną. Pomiędzy lipcem i wrześniem generał Wintz kilkakrotnie planował zaatakowanie tej linii, ale nie podjął ani jednej poważniejszej próby. Od Zucarello prowadzi, przebiegająca za małym potokiem Arrosia linia obronna w kierunku Albengi. W przypadku przerwania części linii obronnej pomiędzy Zucarello i Borghetto jest to dobra pozycja dla zatrzymania nieprzyjaciela.

 

Pozycja na Monte Grande, opierająca się o przełęcze Pizzo i Mezzaluna i za San Lorenzo docierająca do morza, jest o wiele słabsza, ale mimo wszystko silna. Słabsza niż linia Borghetto, ale silniejsza niż ta na Monte Grande jest linia, której prawe skrzydło znajduje się u ujścia rzeki Taggia, centrum na Monte Ceppo, a lewe skrzydło na Monte Tanarda i przełęczy Ardente.

 

Pierwsza z wymienionych linii stanowi osłonę dla Oneglia i wszystkich pozycji na Riwierze pomiędzy Oneglia i Borghetto. Druga broni Oneglia i Ormea oraz wszystkie zwężenia rzeki Tanaro, trzecia - Riwiery pomiędzy Oneglia i San Remo. Cechą charakterystyczną tej ostatniej jest fakt, że w razie konieczności opuszczenia San Remo, armia może zająć pozycje w leżącym między tym miastem i Bordighera, Ospedaletto, przez co linia nie traci na możliwościach obronnych. 

 

Pierwszą z tych linii nieprzyjaciel może obejść maszerując doliną Tanaro i opanowanie Monte Ariolo, skąd może zagrozić Monte Grande i Oneglii. Ale Ormea i Monte Ariolo leżą tak blisko linii obronnej, że do obrony tych pozycji można użyć rezerwy. Można ją również obejść z przełęczy Tenda, ale to oznaczałoby tak znaczącą zmianę terenu walki, że ruch przeciwnika w tym kierunku nie mógłby zostać niezauważony. W tym przypadku istniałaby możliwość wykorzystania momentu przemieszczania się przeciwnika, do zaatakowania i zniszczenia jego sił pozostawionych pod Borghetto. Linia druga, a w szczególności trzecia mają tę pozytywną stronę, że nie można ich obejść doliną Tanaro, leżącą poza ich obrębem. Mając za cel obrony Nicei trzeba powiedzieć, że najlepiej do tego nadaje się linia rzeki Taggia, gdzie wojska skoncentrowane są na stosunkowo niewielkim terenie i są w stanie obronić przełęcz Tenda. 

 

VIII.

 

Rząd w Paryżu dochodził powoli do wniosku, że dowodzenie Armią Italii przekraczało możliwości generała Kellermanna. We wrześniu przeniesiono go zatem na stanowisko dowódcy Armii Alp i powierzono Armię Italii generałowi Scherer (Barthelemy-Louis Scherer został 31 sierpnia mianowany dowódcą Armii Italii, objął stanowisko 29 września - przyp.tłum.), który dowodził do tej pory Armią Pirenejów Wschodnich, ta jednak, ze względu na podpisany traktat pokojowy z Hiszpanią (22 lipca w Bazylei - przyp. tłum.), stała się bezużyteczna.

 

Scherer przyprowadził wzmocnienie w postaci dwóch dywizji. Wzmocnienie otrzymała również armia austriacka. Nie wypełniła ona wprawdzie w pełni oczekiwań dworu w Wiedniu, ale odniosła mimo tego znaczące sukcesy: zdobycie pozycji pod San Giacomo i Vado, odcięcie Genui i nawiązanie kontaktu z flotą angielską.

 

Na początku listopada 5 dywizji armii francuskiej zajmowały w dalszym ciągu pozycje na linii Borghetto. Dywizja lewego skrzydła generała Serurier stacjonowała w Ormea, dywizje generałów Massena i Laharpe w Zuccarello i Castelvecchio, a dywizje generałów Augereau i Sauret naprzeciw Borghetto. W sumie siły te liczyły 35-36 tysięcy żołnierzy.

 

Kwatera główna armii austriackiej znajdowała się w Finale, jej prawe skrzydło, utworzone z armii Piemontu, zajmowało stanowiska w okolicach Garessio, centrum Argenteau znajdowało się w Rocca-Barbena, a lewe skrzydło, w skład którego wchodzili wyłącznie żołnierze austriaccy, w Loano, gdzie do obrony niziny usypane zostały liczne szańce. Armia austriacko-piemoncka liczyła pierwotnie 45 tysięcy żołnierzy, poniosła jednak jesienią 1795 roku odczuwalne straty na skutek panujących w jej szeregach chorób.

 

Armia francuska miała poważne problemy z kwaterami i zaopatrzeniem. Wskutek zaawansowanej pory roku konieczne było zapewnienie armii kwater zimowych. Generał Scherer, dla zapewnienia bezpieczeństwa tych kwater oraz odzyskania połączenia z Genuą, zdecydował się na wydanie bitwy.

 

Wieczorem 21 listopada Massena na czele swojej i Laharpe'a dywizji rozpoczął marsz w kierunku pozycji nieprzyjaciela. O świcie zaatakował jego centrum w Rocca-Barbena, a po jego całkowitym rozbiciu ścigał uciekających Austriaków aż do Bormidy. Następnie zajął Melogno, a dzień zakończyło rozbicie biwaku jego awangardy na wzgórzach koło San Giacomo. Od świtu następnego dnia trwała wymiana ognia na prawym skrzydle - dywizja Serurier trzymała tam w szachu całą armię piemoncką. Augereau przedarł się w tym czasie przez Borghetto, zaatakował lewe skrzydło nieprzyjaciela i zajął jego stanowiska. Nieprzyjaciel w pośpiechu wycofał się z Finale, rozpoczynając odwrót w kierunku Sawony. Serurier, który umiejętnymi manewrami zatrzymał bez większych strat liczącą dwa razy więcej żołnierzy armię piemoncką, otrzymał 23 listopada wzmocnienie w postaci dwóch brygad. Następnego dnia przeszedł do ataku i zmusił Piemontczyków do wycofania się do umocnionego obozu w Ceva. Obie armie nieprzyjacielskie poniosły dotkliwe straty - utraciły większość swojej artylerii, magazyny, bagaże i 4 tysiące jeńców. Armia francuska okryła się w tym dniu sławą.

 

Austriacy opuścili Riwierę Genueńską i zajęli kwatery zimowe po drugiej stronie Apeninów. Obie armie udały się na zimowe leża. Francja miała znowu połączenie z Genuą. Kwatera główna powróciła do Nicei. Tak zakończył się rok 1795.

 

 

Uwaga:

 

Rozdziały poświęcone swojej pierwszej kampanii we Włoszech Napoleon rozpoczyna szczegółowym opisem geograficznym tego kraju. Fragment ten został pominięty w niniejszym tłumaczeniu, jest to bowiem nic innego, jak wyliczenie niesamowitej ilości nazw rzek i szczytów górskich, które można sobie łatwiej przyswoić studiując mapę północnych Włoch.

 

Ponadto w rozdziale poprzedzającym opis kampanii Napoleon dokonuje wnikliwej analizy sytuacji polityczno-strategicznej poszczególnych państw Półwyspu Apenińskiego, ich możliwości obronnych, powiązań politycznych, poświęcając szczególną uwagę, ze względu na zakres operacji toczonych podczas kampanii 1796-97, charakterystyce Niziny Padańskiej i jej naturalnych linii obronnych.

 

Dla ułatwienia lektury kolejnych rozdziałów, zdecydowałem się na zamieszczenie tego fragmentu wspomnianego rozdziału, który jest, moim zdaniem, istotny dla zrozumienia przebiegu poszczególnych operacji wojskowych i całej kampanii w północnej części Włoch. Czytającemu poniższy tekst zaleca się, dla lepszego zrozumienia, sięgnięcie po mapę tej części Półwyspu Apenińskiego.

 

Kamp 

 

T. I, Roz. 4. Włochy w 1796 roku 

 

I. Linie obronne we Włoszech.

 

W 1796 roku można było z Francji przekroczyć Alpy i wkroczyć do Włoch następującymi drogami:

 

Po pierwsze - drogą przez przełęcz Tenda, u podnóża której leżała twierdza Coni (nazwa podana w dialekcie piemonckim, po włosku: Cuneo - przyp.tłum.).

 

Po drugie: przez przełęcz Argentiere, która jednak była niedostępna dla artylerii. Pozycje na przełęczy Susa i fort Demonte broniły doliny rzeki Stura.

 

Po trzecie: z Grenoble lub Briancon przez Mont Genevre, podobnie jak poprzednia, niedostępnadla artylerii. Po stronie piemonckiej leżały twierdze Fenestrelles i Exilles.

 

Po czwarte: przez Sabaudię drogą wiodącą przez Chambery i Mont Cenis. Jednak pomiędzy Lans-le-Bourg aż do La Novalais droga ta była nieprzejezdna dla wozów, a dolina była broniona przez twierdze Susa i La Brunette.

 

Po piąte: przez Tarentaise, przez przełęcz Małego św.Bernarda

 

Po szóste: przez szwajcarski kanton Wallis (Valais), przez przełęcz Dużego św.Bernarda

 

Obie ostatnie drogi były nieprzejezdne dla wozów, a wyjścia z doliny i dostępu do niziny strzegł fort Bard.

 

Po siódme: drogą przez Wallis, ale od miejscowości Brieg była, podobnie jak poprzednie, nieprzejezdna.

 

Przejście przez przełęcz Simplon było tak samo niemożliwe, podobnie jak przez przełęcze Św.Gotharda i Splügen. 

 

W 1812 roku wszystkie wspomniane twierdze: Coni, Demonte, La Brunette, Susa, Bard i Exilles były zburzone, a 4 drogi główne otworzyły Alpy dla wozów każdej wielkości. Wiodły one przez Corniche, Mont Genevre, Mont Cenis i przełęcz Simplon. Te drogi, które kosztowały wiele milionów i długie lata pracy, przejdą do historii jako najpiękniejsze dzieła tego rodzaju stworzone przez człowieka. 

 

Aby uniemożliwić wkroczenie nieprzyjacielskiej armii od strony Niemiec musiała armia francuska lub włoska zająć linie przebiegające na prawych brzegach rzek mających swoje ujście do Adriatyku na północ od Padu. Linie te, stanowiące osłonę całej doliny Padu, broniące dostępu do półwyspu, są zatem najlepszymi liniami obronnymi. Pozycje na dopływach Padu przecinają również dolinę, nie broniąc jednak dostępu do południowych i środkowych Włoch, wymagają zatem współdziałania dwóch armii, operujących na obu brzegach Padu.

 

Broniące doliny Padu linie obronne wytyczają rzeki Isonzo, Tagliamento, Livenza, Piave, Brenta i Adyga.

 

Linia Isonzo broni całych Włoch, gdyż przebiega wzdłuż granicy państwa. Od Tarvisio aż do Caporetto rzeka przepływa przez niedostępne góry. W Caporetto ma swój początek droga biegnąca przez Cividale do Udine. Na trzecim odcinku tej linii, od Gorizy aż do ujścia Isonzo do morza, istnieją trzy możliwości jej przełamania: koło Gradisca, Gorizy i Montfalcone. Zapleczem tej linii jest wenecka twierdza Palmanova, którą można jednak obejść drogą wiodącą z Pontebba w kierunku Osoppo i Tagliamento. W związku z tym należy w pobliżu Tarvisio zająć odpowiednie pozycje, z których można kontrolować ruch na obu drogach.

 

Linię, biegnącą wzdłuż rzeki Livenza, można na jej lewym skrzydle obejść między Sacile i górami. Livenzy nie można przejść w bród, mimo, że jest niezbyt szeroka, jej bagniste otoczenie skutecznie udostępnia dostęp do rzeki.

 

Linia Piave jest w Montello chroniona przez las, a w dalszym jej biegu, aż do ujścia, przez niedostępne bagna. Ale Piave posiada liczne brody. Żeby rzekę przysposobić do obrony, należałoby ją na tyle zwęzić i podnieść poziom wody, aby uniemożliwić jej przejście w bród. Rzeka ta stanowi linię obrony Wenecji.

 

Linia Brenty, leżąca na zachód od Bassano, poprzecinana jest łatwymi do obrony wąwozami. Jednak pomiędzy Bassano i Brondolo łatwo przejść ją w bród.

 

Główna droga, wiodąca przez przełęcz Brenner od Monachium do Werony i Adygi, umożliwia obejście opisanych powyżej linii. Gdyby więc nieprzyjaciel posiadał armię w Tyrolu i Bawarii, mógłby stamtąd, posuwając się tą drogą, dotrzeć na prawy brzeg Adygi i odciąć stacjonującą wzdłuż tej linii armię od reszty Włoch.

 

Adyga tworzy szóstą i ostatnią linię obrony, bez porównania najlepszą ze wszystkich. Szeroka, o wartkim nurcie, nie posiada na całej swej długości żadnych brodów. Jej szerokość w okolicach Werony wynosi około aż 120 metrów. Linia ta nie stanowi oczywiście osłony dla Wenecji i jej posiadłości na stałym lądzie. Posiadanie na jeziorze Garda uzbrojonych szalup i panowanie nad drogą wiodącą przez fort Rocca d'Anfo zapewnia na tej linii obronę całych Włoch, gdyż w górskich okolicach Brescii, Bergamo i Mediolanu nie istnieje żadna droga prowadząca na nizinę padańską.

 

Linia Adygi składa się z 3 części: pierwsza od jeziora Garda aż do wyżyny koło Rivoli, druga od Rivoli do Legnago, trzecia od Legnago do morza. Pierwszy ze wspomnianych odcinków chroniony jest przez wzniesienia Monte Baldo i pozycje w La Corona, niemożliwym jest przeprowadzenie tamtędy artylerii. Jest to możliwe dopiero po opanowaniu wyżyny koło Rivoli, dokąd prowadzi droga biegnąca na lewym brzegiem Adygi. (.....)

 

Dolinę Padu chronią natomiast linie rzek Mincio, Oglio, Addy i Ticino.

 

Mincio stanowi pierwszą z linii przecinających dolinę Padu. Jest to wąska rzeka, nietrudno ją zatem przekroczyć. Ale gdyby zablokować zasilane przez nią kanały nawadniające, przejście jej w bród stałoby się niemożliwe. Najsilniejszymi miejscami tej linii są twierdze Peschiera i Mantua. (.....)

 

Oglio jest często tak płytka, że jej przejście nie stanowi żadnych problemów. Poza tym na skutek jej niedalekiego położenia od Addy, armia stacjonująca na jej brzegu może w łatwy sposób zostać odcięta od Mediolanu, jak to się często zdarzało w trakcie wojen pomiędzy Wenecją i Mediolanem.

 

Rzeka Adda jest również łatwa do przebycia, twierdze lub umocnione szańce na tej linii konieczne są w okolicach Lecco, Trezzo, Cassano i Lodi, na jeziorze Como niezbędne jest posiadanie szalup z armatami. Twierdza w Pizzighettone jest punktem oparcia dolnej części tej linii. Jako uzupełnienie koniecznym byłoby wybudowanie twierdzy koło Piacenzy i wybodowanie tam mostu.

 

Ticino stanowi dobrą linię obrony, jest szeroki i głęboki, o wartkim nurcie. Ale dla jej obrony koniecznym jest utrzymywanie przyczółka koło Pawii, a jako uzupełnienie konieczne byłoby wybudowanie umocnień koło Stradelly, dla zatrzymania nieprzyjaciela na prawym brzegu Padu.  
 

 

T. I, Roz. 5. Bitwa pod Montenotte

 

I. Plan kampanii. - II. Siła i pozycje armii. - III. Przybycie Napoleona do Nicei (koniec marca 1796). - IV. Bitwa pod Montenotte (12 marca). - V. Bitwa pod Millesimo (14 kwietnia). - VI. Potyczka pod Dego (15 kwietnia). - VII. Potyczka pod San Michele (19 kwietnia); Bitwa pod Mondovi (22 kwietnia). - VIII. Zawieszenie broni w Cherasco (28 kwietnia). - IX. Czy należy przekroczyć Pad i oddalić się od Francji? - X. Adiutant Murat wysłany do Paryża z wiadomościami o odniesionych zwycięstwach. 

 

I.

 

Król Sardynii, z powodu militarnego i geograficznego położenia jego kraju, nazywany Strażnikiem Alp, w 1796 roku posiadał na wszystkich wyjściach z alpejskich wąwozów do Piemontu umocnione twierdze. Żeby przemocą przekroczyć Alpy konieczne było opanowanie jednej lub nawet kilku z tych twierdz. Ale stan dróg uniemożliwiał transport artylerii oblężniczej. Ponadto trzy czwarte roku góry są pokryte śniegiem, co znacznie ogranicza czas ewentualnego oblężenia. Napoleon postanowił więc obejść Alpy i wtargąć do Włoch w miejscu, gdzie kończą się wysokie góry i zaczynają Apeniny. Najwyższym szczytem Alp jest Mont Blanc. Od jego zboczy góry opadają aż do Adriatyku i Morza Śródziemnego, do Monte San Giacomo, gdzie zaczynają się Apeniny, które wznoszą się stopniowo aż do Monte Velino w pobliżu Rzymu. Monte San Giacomo jest tym samym najniższym punktem Alp i Apeninów, gdzie te jedne kończą się, a te drugie zaczynają.

 

Umocniony port Sawona, dzięki swojemu położeniu, mógł służyć jako punkt zbiorczy i bazę. Odległość od tego miasta do La Madonna wynosi zaledwie 5 kilometrów, a oba miasta łączy wygodna droga. La Madonna i Carcare dzieli 10 kilometrów. Ten odcinek można było w ciągu kilku dni przygotować dla artylerii. Od Carcare prowadzą drogi do centrum Piemontu i Montferrat. Ten punkt był jedynym miejscem, w którym można było wmaszerować do Włoch bez konieczności przekraczania gór. Wzniesienia są tutaj tak nieznaczne, że później, w czasach Cesarstwa, opracowano plan wybudowania drogi wodnej łączącego Adriatyk z Morzem Liguryjskim, z wykorzystaniem Padu, Tanaro i Bormidy. Od tej ostatniej planowano budowę kanału zaopatrzonego w śluzy.

Wkraczając przez Sawonę, Cadibonę, Carcare i brody Bormidy do Włoch można było mieć nadzieję, dzięki równoczesnemu zagrożeniu Lombardii i Piemontu, na rozłączenie armii austriackiej i sardyńskiej. Stamtąd można było tak samo dobrze pomaszerować na Turyn, jak i na Mediolan. Piemontczycy byli oczywiście zainteresowani obroną Turynu, Austriacy - Mediolanu.  

 

II.

 

Dowódcą nieprzyjacielskiej armii był generał Beaulieu, doskonały oficer, który swoją sławę zdobył podczas kampanii na północy. Jego armia wyposażona była we wszystkie środki, które czyniły ją niebezpiecznym przeciwnikiem. W jej dwukrotnie liczniejszych niż francuskie szeregach byli Austriacy, Sardyńczycy i Neapolitańczycy, które mogły być jeszcze wzmocnione żołnierzami Neapolu, Państwa Kościelnego, Modeny i Parmy. Podzielona była ta armia na dwie części. Pierwsza, austriacka armia polowa, składała się z 4 dywizji piechoty po 42 bataliony, 24 szwadronów i 140 armat. W sumie 45 tysięcy żołnierzy pod dowództwem feldmarszałków-poruczników d'Argenteau, Melasa, Wukassowicza, Liptaya i Sebottendorfa. Druga, sardyńska armia polowa, składała się z 3 dywizji piechoty i 1 dywizji kawalerii, w sumie 24 tysięcy żołnierzy i 60 armat. Dowodzona była przez austriackiego generała Colli i sardyńskich generałów Provera i Latour. Reszta sił sardyńskich rozlokowana była jako załogi twierdz albo broniła pod wodzą księcia Aosta granicy przed francuską Armią Alp. 

 

W skład Armii Italii wchodziły 4 dywizje piechoty i 2 dywizje kawalerii dowodzone przez generałów Massena, Augereau, Laharpe, Serurier, Stengel i Kilmaine, 25 tysięcy piechoty, 2 tysiące kawalerii, 2,5 tysięcy artylerii, inżynierii itd. W sumie pod bronią stało 30 tysięcy ludzi. Według spisów ministerstwa wojny armia liczyć miała wprawdzie 106 tysięcy, spóśród których jednak 36 tysięcy poległo, dostało się do niewoli lub zdezerterowało. Już od dawna zamierzano przeprowadzić rewizję i skreślić nieobecnych z listy. 20 tysięcy wchodziło w skład 8.dywizji stacjonującej w Tulonie, Marsylii, Awinionie i u ujścia Rodanu. Dywizja ta mogła mogła być użyta jedynie do obrony Prowansji i otrzymywała swoje rozkazy bezpośrednio od ministerstwa. W rzeczywistości zatem siły francuskie na lewym brzegu Varu liczyły 50 tysięcy, z czego 5 tysięcy leżało w szpitalach, a 7 tysięcy stanowiło rezerwę piechoty, artylerii i kawalerii. Wśród tej ostatniej 2,5 tysiąca kawalerzystów była spieszona. Pozostawało 38 tysięcy zdolnych do walki, z których jednak 8 tysięcy piechoty i artylerii stacjonowało w garnizonach Nicei, Villefranche, Monako, pilnowało Saorgio na Riwierze Genueńskiej i grzbietu Alp od przełęczy Argentiere aż do Tanaro. Kawaleria była w złym stanie, mimo, iż dla odpoczynku przez dłuższy czas stacjonowała nad Renem. Tam jednak brakowało zaopatrzenia. Arsenały Nicei i Antibes były dobrze zaopatrzone w artylerię, brakowało jednak śródków transportowych, przede wszystkim koni.

 

Braki w kasie państwowej były tak rażące, że rząd, mimo wszelkich wysiłków, dla rozpoczęcia kampanii oddał do kasy  armii jedynie 2 tysiące ludwików w gotówce i milion franków w wekslach. Armii brakowało wszystkiego, od Francji nie mogła niczego oczekiwać, jedyną jej nadzieją były zwycięstwa. Tylko na włoskich nizinach można było uporządkować zaprzęgi, znaleźć konie dla artylerii i kawalerii, odzież dla żołnierzy. Ale armia liczyła jedynie 30 tysięcy i 30 armat, naprzeciw jej stało 80 tysięcy i 200 armat. Gdyby armia ta stanęła do decydującej bitwy, to przy tak zdecydowanej przewadze liczebnej przeciwnika, niedostatku artylerii i kawalerii, bez wątpienia nie byłaby w stanie stawić większego oporu. Musiała zatem liczebny niedobór wyrównać szybkim marszem, braki w artylerii - zręcznym manewrowaniem, słabość kawalerii - wyborem odpowiednich pozycji. A to armia francuska potrafiła. Stan moralny żołnierzy był imponujący - oni zdobyli szczyty Alp i Pirenejów oraz wygrali wojnę. Niedostatki, bieda i głód są właściwą szkołą dobrego żołnierza.  

 

III.

 

27 marca Napoleon przybył do Nicei (2 marca 1796 roku generał Bonaparte został mianowany dowódcą Armii Italii - przyp. tłum.). Obraz o stanie armii, który roztoczył przed nim generał Scherer (dowódca Armii Italii od 29 września 1795 do 2 marca 1796 - przyp. tłum.), przedstawiał jeszcze gorszą sytuację, niż można to sobie było wyobrazić. Zaopatrzenie w chleb było niedostateczne, mięso nie było już dawno rozdzielane. Dla transportu żywności armia posiadała jedynie 500 mułów. Każdy miniony dzień pogarszał sytuację, nie należało tracić ani chwili. W miejscu, gdzie armia aktualnie przebywała, nie mogła ona przeżyć, musiała pójść naprzód albo wycofać się.

 

Napoleon wydał rozkaz wymarszu, chciał zaskoczyć przeciwnika już na początku kampanii, ogłuszyć go gwałtownymi i rozstrzygającymi uderzeniami. Kwatera główna od początku wojny nie opuściła Nicei, on przeniósł ją natychmiast do Albenga. Już od dłuższego czasu służby administracyjne czuły się w Nicei jak w domu i interesowały się więcej własną wygodą niż potrzebami armii. 

 

Napoleon przyjął paradę armii i skierował do niej następujące słowa:

 

"Żołnierze! Jesteście głodni, nadzy i bosi; rząd ma u was wielki dług, a nie może dla was nic zdziałać. Cierpliwość i odwaga, jaką okazujecie wśród tych skał, przynoszą wam zaszczyt. Nie przysparza to wam jednak chwały i nie okrywa was blaskiem sławy. Chcę was poprowadzić w najżyźniejsze równiny świata. Zawładniecie bogatymi prowincjami, wielkie miasta wpadną w wasze ręce. Znajdziecie tam chwałę, sławę i bogactwa. Żołnierze Armii Italii, czyżby miało zabraknąć wam odwagi i wytrwałości?"

 

Ta przemowa tego młodego, 26-letniego generała, przywołującego wspomnienia Tulonu, Saorgio i Cairo zostały przyjęte głośnym aplauzem. 

 

Żeby uniknąć przedzierania się przez Alpy i wkroczyć do Włoch przez przełęcz Cadibona, cała armia musiała skoncentrować się na swoim skrajnym prawym skrzydle. Byłoby to niebezpieczne przedsięwzięcie, gdyby nie fakt, że Alpy pokryte były jeszcze grubą warstwa śniegu. Przejście z pozycji defensywnych do ofensywnych jest jednym z najniebezpieczniejszych manewrów. Serurier zajął ze swoją dywizją stanowiska w Garessio, by obserwować obóz generała Colli koło Ceva. Massena i Augereau stali w okolicach Loano, Finale i Sawony. Laharpe przyjął pozycje zagrażające Genui, jego awangarda, pod dowództwem generała Cervoni, zajęła Voltri. Wysłannik francuski zażądał od Senatu Genui wydania kluczy Gavi i swobodnego przemarszu przez przełęcz Bocchetta. Wyjaśnił przy tym, że Francuzi zamierzają wkroczyć do Lombardii, opierając swoje operacje o Genuę. W mieście zapanowało niesamowite podniecenie - Senat i Rady ogłosiły niezmienność swojego stanowiska. Skutki tego można było natychmiast odczuć w Mediolanie. 

 

IV.

 

Na wieść o ruchach armii francuskiej, wytrącony ze swojego spokoju Beaulieu, w wielkim pośpiechu podążył na pomoc Genui. Przeniósł swoją kwaterę do Novi, podzielił armię na 3 korpusy: prawe skrzydło, złożone z armii piemonckiej pod dowództwem Colli, z jego kwaterą główną w Ceva, otrzymało polecenie obrony Stura i Tanaro. Centrum, stojące pod rozkazami Argenteau, założyło swoją kwaterę główną w Sassello i rozpoczęło marsz w kierunku Montenotte, planując uderzyć na lewe skrzydło maszerującej w kierunku Genui armii francuskiej. Beaulieu osobiście wyruszył ze swoim lewym skrzydłem przez przełęcz Bocchetta do Voltri, żeby osłonić Genuę.

 

Na pierwszy rzut oka zarządzenia te wydają się być zrozumiałe, biorąc jednak pod uwagę ukształtowanie terenu, można zauważyć, że Beaulieu rozproszył swoje siły. Między jego centrum i lewym skrzydłem nie było innego połączenia, jak tylko przez obejście gór, podczas gdy ustawienie armii francuskiej umożliwiało jej koncentrację w przeciągu kilka godzin i uderzenie wszystkimi siłami w to, czy inne nieprzyjacielskie ugrupowanie. W wypadku rozbicia któregoś z austriackich korpusów, pozostałe zmuszone były do odwrotu.

 

Generał d'Argenteau, dowodzący centrum nieprzyjacielskiej armii, 10 kwietnia rozbił swój biwak poniżej Montenotte. Następnego dnia pomaszerował w kierunku Montelegino, żeby przez La Madonna dotrzeć do Sawony. Pułkownik Rampon, któremu powierzono obronę trzech szańców w Montelegino (Antoine-Guillaume Rampon, wówczas szef brygady 21.półbrygady piechoty liniowej, za obronę Montelegino awansowany przez generała Bonaparte na polu bitwy do stopnia generała brygady - przyp.tłum.), na wiadomość o zbliżaniu się nieprzyjaciela, wysłał na jego spotkanie rekonesans. Oddział francuski potykał się od godziny 12 do 2 po południu z nieprzyjacielem, po czym wycofał się do szańców. D'Argenteau próbował szturmem zdobyć szańce, ale trzy kolejne ataki zostały przez Rampona odparte. Ponieważ w szeregach austriackich dało się zauważyć znużenie, d'Argenteau postanowił w dniu następnym obejść stojące na jego drodze umocnienia, chcąc w ten sposób zmusić obrońców do kapitulacji.

 

10 kwietnia Beaulieu wyruszył w kierunku Genui. Jeszcze tego samego dnia zaatakował on generała Cervoni pod Voltri. Ten bronił swoich pozycji przez cały dzień, zajął jednak następnego dnia nowe na Monte della Forca, skąd wycofał się w przeciągu nocy i dołączył do macierzystej dywizji Laharpe, która o świcie 12 kwietnia zajęła pozycje za plecami pułkownika Rampon w Montelegino. W przeciągu nocy Napoleon rozkazał dywizjom Augereau i Massena maszerować w kierunku Montenotte, tej pierwszej przez Castelazza, tej drugiej przez przełęcz Cadibona.

 

12 kwietnia d'Argenteau był okrążony ze wszystkich stron. Jego korpus, zaatakowany od czoła przez dywizję Laharpe, od tyłu i na skrzydłach przez dywizję Massena, został doszczętnie rozbity, jego żołnierze zginęli, dostali się do niewoli albo zbiegli. 4 sztandary, 5 armat i 2000 jeńców były dowodami zwycięstwa.

 

W tym samym czasie Beaulieu zjawił się w Voltri, gdzie jednak nikogo nie zastał. Nawiązał jedynie bez przeszkód kontakt z angielskim admirałem Nelsonem. Dopiero w przeciągu 13 kwietnia dowiedział się o porażce pod Montenotte i wkroczeniu Francuzów do Piemontu. Musiał zatem zawrócić i pomaszerować tą samą, złą drogą z powrotem. Z tego powodu wystąpiło tak spore opóźnienie, że tylko część jego oddziałów dotarła dwa dni później do Millesimo, a ponadto Beaulieu był zmuszony pozostawić swoje magazyny w Voltri i La Bocchetta. 

 

V.

 

12 kwietnia kwatera główna armii przybyła do Carcare. Piemontczycy wycofali się do Millesimo, Austriacy do Dego. Łączność między oboma pozycjami zapewniała piemoncka brygada, stacjonująca na wzgórzach Biestro. W Millesimo armia piemocka zajmowała stanowiska leżące po obu stronach drogi wiodącej w głąb Piemontu. Tutaj dołączył do nich Colli ze wszystkimi jednostkami, które udało mu się odprowadzić z prawego skrzydła. W Dego Austriacy obsadzili drogę prowadzącą do Acqui i dalej, do księstwa Mediolanu. Beaulieu wzmocnił tę pozycję oddziałami przyprowadzonymi z Voltri. Tutaj austriacki generał miał możliwość otrzymania wzmocnienia z Lombardii. Tym samym zabezpieczone były obie główne drogi prowadzące do Piemontu i Mediolanu. Beaulieu miał nadzieję na dłuższe utrzymanie na tych pozycji, co dawałoby mu możliwość ich umocnienia. Mimo zwycięstwa Francuzów pod Montenotte nieprzyjaciel był przekonany, dzięki posiadanej przewadze liczebnej, że hańba tej porażki zostanie wkrótce wymazana. Ale dwa dni później, 14 kwietnia bitwa pod Millesimo otworzyła Francuzom drogi w kierunku Turynu i Mediolanu.

 

Augereau, którego korpus tworzył lewe skrzydło, pomaszerował w kierunku Millesimo, Massena z centrum w kierunku Dego i Biestro, a Laharpe ze swoim prawym skrzydłem zajął wzniesienie koło Cairo. W ten sposób armia francuska zajęła rozciągnięty na 18 kilometrów odcinek. Nieprzyjaciel wzmocnił swoje prawe skrzydlo zajęciem, górującego nad obiema odnogami Bormidy, wzgórza Cossaria. Już 13 kwietnia generał Augereau, którego pułki nie wzięły udziału w bitwie pod Montenotte, zaatakował z takim impetem prawe skrzydło nieprzyjaciela, że wydarł mu wąwozy Millesimo i okrążył wzgórze Cossaria. Austriacki generał Provera wraz z 2 tysiącami ariergardy został odcięty. Pełen zwątpienia wycofał się w ruiny starego zamku i zabarykadował. Z tej wysokości mógł obserwować przygotowania prawego skrzydła armii sardyńskiej do bitwy. Napoleon rozumiał, jak ważne byłoby zajęcie jeszcze 13 kwietnia zamek Cossaria. Ale pozycja ta była, mimo kilkakrotnych ataków, nie do zdobycia. Następnego dnia rozpoczęła się zacięta walka: Massena i Laharpe zajęli po zażartej walce Dego, Menard i Joubert - wzgórza Biestro. Na nic zdały się próby przerwania okrężenia wzgórza Cosssario podjęte przez generała Colli. Provera zrezygnował i złożył broń.

 

400 jeźdźców z 22.pułku strzelców konnych, 7.pułku huzarów i 15.pułku dragonów podjęło pościg za nieprzyjacielem na drodze do Acqui. Na polu bitwy zostawił on około 30 zaprzężonych armat, 15 sztandarów i 6 tysięcy jeńców, wśród których znajdowało się 2 generałów i 24 wyższych oficerów. Generał Bonaparte był cały czas na polu walki.

 

Tym samym rozłączenie armii austriackiej i sardyńskiej stało się faktem dokonanym: Beaulieu przeniósł swoją kwaterę główną do leżącej na drodze do Mediolanu, Acqui, generał Colli wycofał się do Ceva, żeby zapobiec połączeniu się dywizji generała Serurier z resztą armii francuskiej i bronić dostępu do Turynu. 

 

VI.

 

15 kwietnia, o 3 nad ranem do Dego przybyła dywizja grenadierów Wukassowicza, maszerująca z Voltri do Sassello. W Dego stacjonowały jedynie nieliczne francuskie bataliony, grenadierzy zatem bez wysiłku zajęli wieś. We francuskiej kwaterze głównej zawrzało: trudno było zrozumieć, skąd nieprzyjaciel wziął się w Dego, skoro posterunki francuskie na drodze do Acqui nie zauważyły żadnego ruchu nieprzyjaciela i nie były nawet niepokojone. Napoleon udał się natychmiast na pole walki. Po 2-godzinnej zaciętej walce Dego zostało odbite, a cała nieprzyjacielska dywizja wybita lub wzięta do niewoli. O zwycięstwie rozstrzygnął, na czele dwóch batalionów piechoty lekkiej, adiutant generalny Lanusse, który w 1801 roku, jako generał dywizji, zginął w Egipcie pod Aleksandrią. Po dwóch nieudannych próbach zdobycia bronionego przez węgierskich grenadierów wzgórza, Lanusse wsadził kapelusz na szpicę szpady i poprowadził swoich żołnierzy do zwycięskiego ataku. Czyn ten, dokonany na oczach dowódcy armii, przyniósł dzielnemu oficerowi awans do stopnia generała brygady. W bitwie zginęli generałowie Causse i Banel, którzy poprzednio walczyli w Armii Pirenejów Wschodnich. Oficerowie, którzy służyli w tej armii, odznaczali się wielkim męstwem.

We wsi Dego Napoleon po raz pierwszy spotkał szefa batalionu, którego na polu bitwy awansował do stopnia pułkownika; był to Lannes, późniejszy marszałek Cesarstwa, książę Montebello, oficer obdarzony wielkim talentem. W przyszłości będzie odgrywał ważną rolę we wszystkich wielkich wydarzeniach. 

 

Po potyczce pod Dego kolejne operacje skierowane był przeciwko Piemontczykom, zadawalając się trzymaniem Austriaków w szachu. Dla ich obserwacji generał Laharpe zajął obóz w San Benedetto nad Belbo. Beaulieu był tak osłabiony, że jedyną jego działalnością było zbieranie i organizowanie na nowo resztek swojego korpusu. Dywizja Laharpe spędziła na swojej pozycji kilka dni, cierpiąc w wyjałowionym kraju na brak środków żywności i transportu. Z tego powodu dywizja dopuściła się kilku wypadków niesubordynacji.

 

Gdy tylko Serurier otrzymał w Garessio wiadomość o bitwach pod Montenotte i Millesimo, zajął wzniesienia w San Giovanni di Murialo i wkroczył do Ceva, w tym samym dniu, w którym na wzgórzach Montezemolo pojawiła się dywizja generała Augereau. 17 kwietnia, po bezskutecznym oporze, Colli opuścił umocniony obóz w Ceva, przekroczył Tanaro i wycofał się za Corsaglia, zajmując równocześnie swoim lewym skrzydłem Madonna di Vico.

 

Tego samego dnia dowódca armii przeniósł swoją kwaterę do Ceva. Nieprzyjaciel zostawił tam artylerię obozową, której nie zdążył zabrać, zadawalając się pozostawieniem w twierdzy garnizonu.

 

Z wyżyn koło Montezemolo roztaczał się wspaniały widok: niezmierzona bujna nizina Piemontu. Pad, Tanaro i kilka innych mniejszych rzek wiły się w oddali. Śnieżno-lodowy łańcuch ograniczał na horyzoncie nieckę ziemi obiecanej. Jak za działaniem czarodziejskiej siły zniknęły te ogromne przeszkody, które zdawały się być granicami innego świata, stworzonego przez naturę, a przez sztukę, bez oszczędzania środków, jeszcze upiększonego.

 

"Hanibal przekroczył Alpy - powiedział Napoleon spoglądając na te góry - a my je obeszliśmy". Trafne słowa, które w największym skrócie opisały sens i ducha tej kampanii.

 

Armia przekroczyła Tanaro i po raz pierwszy znajdowała się na nizinie. Tutaj potrzebna była kawaleria. Jej dowódca, generał Stengel przekroczył koło Lesegno rzekę Corsaglia i przemierzał nizinę dla rozpoznania terenu. Kwatera główna zajęła zamek Lesegno na prawym brzegu Corsaglia, tuż przy jej ujściu do Tanaro. 

 

VII.

 

19 kwietnia generał Serurier przeszedł przez most w San Michele, żeby zaatakować prawe skrzydło armii generała Colli, podczas gdy Massena przekroczył Tanaro dla zaatakowania lewego skrzydła. Colli rozpoznał niebezpieczeństwo swojego położenia, opuścił w nocy swoje pozycje i odmaszerował na prawo w kierunku Mondovi. Zupełnie przypadkowo pojawił się pod San Michele w tym samym momencie, gdy Serurier przekraczał most. Zaatakowany przez przeważające siły francuski dowódca wycofał się. Mimo przewagi liczebnej przeciwnika, utrzymałby on swoje pozycje, gdyby nie fakt, że jeden z jego pułków piechoty lekkiej zajmował się w tym czasie grabieżą.

 

22 kwietnia Serurier przemaszerował przez most w Torre, Massena w San Michele, dowódca armii w Lesegno. Wszystkie 3 kolumny skierowały się w kierunku Mondovi. Colli zdążył tam usypać kilka szańców i zająć pozycje pomiędzy Madonna di Vico i Bicocca. Serurier wziął szturmem szaniec koło Bicocca i rozstrzygnął w ten sposób bitwę pod Mondovi. Miasto wraz z jego magazynami wpadło w ręce zwycięzców.

 

Generał Stengel, który na czele około 1000 kawalerzystów posunął się za daleko w pościgu za nieprzyjacielem, został zaatakowany przez dzielną i dobrze wyszkoloną kawalerię piemoncką. Wydał rozkazy, których należy spodziewać się od dobrego dowódcy, ale w czasie odwrotu do swoich oddziałów został śmiertelny trafiony szpadą. Pułkownik Murat, na czele 3 pułków kawalerii odparł Piemontczyków i ścigał ich przez kilka godzin.

 

General Stengel pochodził z Alzacji, był wyróżniającym się oficerem huzarów, służył pod generałem Dumouriez i w innych kampaniach na północy. Był zręczny, rozważny i skrzętny, jednoczył pozytywne cechy młodości z rozwagą dojrzałego człowieka, był prawdziwym oficerem awangardy. 2 albo 3 dni przed swoją śmiercią wkroczył jako pierwszy do Lesegno. Gdy kilka godzin później przybył tam dowódca armii, znalazł wszystko, czego sobie życzył, już wykonane. Przesmyki i brody były skontrolowane, przewodnicy stali gotowi, ksiądz i pocztmistrz byli już przesłuchani, nawiązane zostały kontakty z mieszkańcami, szpiedzy rozesłani na wszystkie strony, listy na poczcie zarekwirowano, a te, w których spodziewano się znaleźć wiadomości o znaczeniu militarnym, przetłumaczone. Poza tym przedsięwzięte zostały wszystkie środki dla zebrania zapasów żywności. Stengel był niestety krótkowidzem, w jego zawodzie wielka wada, która kosztowała go życie.

 

Piemontczycy stracili w tej bitwie 3 tysiące ludzi, 8 armat, 10 sztandarów, 500 zostało wziętych do niewoli, wśród nich 3 generałów.

 

Po bitwie pod Mondovi dowódca armii pomaszerował w kierunku Cherasco, Serurier do Fossano, a Augereau do Alba. Beaulieu wyszedł z Acqui z połową swojej armii w kierunku Nizza della Paglia, chcąc odciążyć Piemontczyków, ale na wiadomość o zawieszeniu broni podpisanym w Cherasco (28 kwietnia 1796 podpisano tam zawieszenie broni między królestwem Sardynii i Francją - przyp. tłum.), wycofał się w kierunku Padu. 

 

VIII.

 

Trzy francuskie kolumny wkroczyły równocześnie do Cherasco, Fossano i Alba. Kwatera główna generała Colli była w Fossano, skąd wyparł go wkrótce Serurier.

 

Cherasco, miejscowość położona u zbiegu rzek Stura i Tanaro, była twierdzą, źle wyposażoną i całkowicie pozbawioną zapasów żywności. A to tylko z tego powodu, że nie leżała bepośrednio na granicy. Zajęcie tej twierdzy było niezwykle ważne, niezwłocznie też przystąpiono do przystosowania jej do obrony. Jej zbrojownie były pełne niezbędnego do tego celu materiału artyleryjskiego. Armia francuska przekroczyła Sturę i wmaszerowała do małego miasteczka Bra. Połączenie dywizji Serurier z resztą Armii Italii umożliwiło przez Ponte di Nava nawiązanie łączności z Niceą. Stamtąd przybyły uzupełnienia dla artylerii i tak dużo sprzętu, ile tylko zdołano zebrać. We wszystkich poprzednich bitwach armia wzbogaciła się ponadto o wiele armat i koni. Te ostatnie zebrano w większości na nizinie w okolicach Mondovi. Kilka dni po wkroczeniu do Cherasco artyleria posiadała dodatkowe 60 armat z zaprzęgami.

 

Żołnierze, którym w ciągu pierwszych 10 dni kampanii nie rozdano żadnej żywności, otrzymywali teraz regularnie zaopatrzenie. Skończyły się rabunki i nieład, towarzyszące z reguły szybkiemu przemieszczaniu się armii, w szeregach przywrócona została dyscyplina. W tym bogatym kraju armia szybko zmieniła swoje oblicze, jej straty nie były aż tak wielkie, jak należałoby oczekiwać. Szybkość marszu, odwaga żołnierzy, a przede wszystkim umiejętność dowódcy armii, postawienia naprzeciw nieprzyjaciela sił równych, a nawet przeważających, seria nieprzerwanych zwycięstw - to wszystko doprowadziło do dużych oszczędności w materiale ludzkim. Poza tym, straty te zostały już uzupełnione; gdy tylko rozniosły się wieści o odniesionych zwycięstwach i dostatku w szeregach armii, zaczęli ze wszystkich stron przybywać żołnierze, przebywający dotychczas w garnizonach i szpitalach genueńskiej Riwiery.

 

Armia francuska żyła do tej pory w tak wielkim ubóstwie, że aż trudno je opisać - oficerowie od kilku lat otrzymywali tylko 8 franków miesięcznie, sztab generalny nie posiadał nawet koni. Marszałek Berthier zachował w swoich papierach rozkaz dzienny napisany w Albenga, na podstawie którego każdy generał dywizji otrzymał gratyfikację w wysokości 3 luidorów. 

 

Cherasco leży 45 kilometrów od Turynu, 70 kilometrów od Alessandrii, 80 od Tortony, 110 od Genui i 90 od Sawony. Dwór sardyński stracił orientację i nie wiedział, jakie kroki ma podjąć. Jego armia była zdemoralizowana i częściowo unicestwiona. Armia austriacka miała na celu jedynie obronę Mediolanu. W całym Piemoncie panowało ogromne poruszenie. Ludność nie darzyła dworu ani odrobiną zaufania. W związku z tym dwór sardyński zawierzył Napoleonowi i zwrócił się do niego z prośbą o zawieszenie broni. W szeregach armii francuskiej było wielu zwolenników marszu w kierunku Turynu. Ale była to dobrze umocniona twierdza, jej zdobycie było możliwe jedynie przy pomocy ciężkiego sprzętu oblężniczego. Król Sardynii posiadał jeszcze liczne twierdze i mimo odniesionych niedawno zwycięstw, mógł zwykły przypadek, odwrócenie się szczęścia, wszystko zniweczyć. Gdyby obie armie nieprzyjaciela zdołały się zjednoczyć, posiadałyby, mimo poniesionych strat, nadal przewagę. Przeciwnicy posiadali w dalszym ciągu znaczną ilość artylerii, a przede wszystkim, kawalerię, która nie poniosła żadnych strat.

 

W armii francuskiej panowało, mimo odniesionych zwycięstw, uczucie zdumienia, że możliwe było, biorąc pod uwagę skromność posiadanych środków, odniesienia takich sukcesów. Liczni oficerowie, nawet generałowie nie mogli zrozumieć, jak można było myśleć o zdobyciu Włoch, posiadając tak mało artylerii, tak słabą kawalerię, z armią osłabioną chorobami, która, oddalając się od Francji, z dnia na dzień była jeszcze słabsza. Ślady nastrojów panujących w armii znaleźć można w odezwie, którą dowódca armii skierował do swoich żołnierzy w Cherasco (rozkaz z dnia 26 kwietnia 1796 - przyp. tłum.):

 

"Żołnierze!

 

W ciągu 15 dni odnieśliście 6 zwycięstw, zdobyliście 24 sztandary i 45 armat, wiele twierdz i podbiliście najbogatszą część Piemontu, wzięliście do niewoli 15 tysięcy jeńców, więcej niż 10 tysięcy zabili lub ranili. Byliście pozbawieni wszystkiego, ale wiedzieliście, czym to zastąpić. Wygraliście bitwy nie mając dział, przekraczaliście rzeki bez mostów, odbywaliście długie marsze bez obuwia, nocowaliście na odkrytym polu bez wódki, a często nawet bez chleba. Tylko falangi republikanów, tylko żołnierze wolności byli w stanie do takich wyczynów. Dziękuję wam za to, żołnierze! Wdzięczna Ojczyzna wam przypisze swoje powodzenie. A gdy wasze zwycięstwo spod Tulonu, zapowiadało zwycięską kampanię w 1794 roku, dzisiejsze zwycięstwa przepowiadają jeszcze lepsze czasy. Obie armie, które jeszcze niedawno z zachwałą arogancją wyruszały do ataku, uciekają z przerażeniem przed wami. Ci, którzy wyśmiewali wasze ubóstwo i w skryciu cieszyli się już z tryumfów waszych nieprzyjaciół, dzisiaj są przerażeni i drżą przed wami. Ale żołnierze, jeszcze niczego nie dokonaliście, wiele pozostaje jeszcze do zrobienia. Ani Turyn, ani Mediolan nie należą do was! Prochy zwycięsców Tarkwiniusza (Tarkwiniusz Pyszny, ostatni król Rzymu przed wprowadzeniem Republiki, obalony - przyp. tłum.)deptane są jeszcze przez morderców Basseville'a! Chodzą plotki, że jest wśród was jeden czy drugi, którego odwaga osłabła i który chętniej powróciłby na wysokie szczyty Apeninów i Alp! Nie, w to nie mogę uwierzyć! Zwycięzcy spod Montenotte, Millesimo, Dego i Mondovi płoną z pragnienia niesienia w odległe kraje sławy narodu francuskiego.

 

Wszyscy chcą upokorzyć dumnych króli, którzy odważyliby się założyć nam kajdany! Wszyscy chcą dyktować chwalebny pokój, który zrekompensuje ojczyźnie poniesione przez nią niesamowite ofiary. Każdy chce po powrocie do swojej wioski móc z dumą powiedzieć: byłem w tej armii, która zdobyła Włochy.

 

Przyjaciele, ja obiecuję wam tę zdobycz! Ale musicie mi przysiąc wypełnienie jednego warunku, a mianowicie, że chcecie oszczędzać narody, które wyzwolicie, że zrezygnujecie z tych okropnych rabunków, których dokonują łajdaki podżegani przez naszych wrogów. W innym przypadku nie będziecie wyzwolicielami ludów, lecz ich oprawcami. Nie bylibyście godni francuskiego narodu i ten wyparłby się was. Wasze zwycięstwa, wasza odwaga, wasze sukcesy, krew przelana w bitwach przez waszych zabitych braci - wszystko to przepadłoby, nawet wasza sława i honor. Ja sam i wasi zaufani generałowie, zaczerwieniliby się ze wstydu, że dowodzą taką rozwiązłą i nieposkromioną armią, która nie zna innego prawa jak przemoc. Ale ja nauczę tę garstkę tchórzliwych i okrutnych przestrzegania deptanych przez nich praw człowieczeństwa i kierowania się honorem! Nie zniosę, żeby rabusie skalali laurowe wieńce! Wydane przeze mnie zarządzenia będę ściśle egzekwował. Rabusie będą bez pardonu rozstrzelani. Spotkało to już kilku, a ja z przyjemnością zauważyłem, z jakim zapałem porządni żołnierze tej armii gotowi byli wypełnić ten rozkaz.

 

Ludy Italii, wojsko francuskie przychodzi, aby skruszyć wasze kajdany. Naród francuski jest przyjacielem wszystkich narodów! Obdarujcie go zaufaniem; wasza własność, religia i obyczaje będą poszanowane. My jesteśmy wielkodusznym przeciwnikiem; nasza nienawiść skierowana jest jedynie przeciwko ciemiężącym was tyranom. 

 

Rokowania na temat zawieszenia broni odbyły się w kwaterze głównej, w domu niejakiego Salmatoris, który był wówczas zarządcą na dworze króla Sardynii, a później prefektem pałacu Cesarza Napoleona. Pełnomocnikami króla byli generał Latour i pułkownik Costa (markiz Costa de Beauregard był wówczas szefem sztabu armii Piemontu - przyp. tłum.). Baron Latour był starym żołnierzem, generałem-porucznikiem w służbie sardyńskiej, wielkim wrogiem nowych idei, o ograniczonej wiedzy i przeciętnej inteligencji. Pułkownik Costa, urodzony w Sabaudii, był męzczyzną w sile wieku, potrafił wypowiadać się wykwintnie i robił bardzo korzystne wrażenie.

 

Warunki zawieszenia broni:

 

- wycofanie się króla z koalicji i wysłanie do Paryża wysłannika dla podpisania traktatu pokojowego; do tego czasu obowiązywać będzie przerwa w działaniach wojennych;

 

- przekazanie armii francuskiej, wraz z całą artylerią i magazynami, Ceva, Coni, Tortony, albo alternatywnie Alessandrii;

 

- wszystkie zdobyte do tej pory terytoria pozostaną w posiadaniu armii francuskiej;

 

- wszystkie drogi główne będą udostępnione dla utrzymania łączności pomiędzy armią i Francją;

 

- wojska neapolitańskie opuszczą i przekażą francuskiemu generałowi miasto Valenza, aż do jego przejścia przez Pad;

 

- wszystkie milicje piemonckie zostaną rozwiązane, a jednostki liniowe rozdzielone na garnizony, tak, aby nie zakłócały ruchu wojsk francuskich; 

 

Od tego momentu Austriacy byli odizolowani i mogli być ścigani w głąb Lombardii. Do dyspozycji stały teraz też pułki Armii Alp, których część otrzymała rozkaz wkroczenia do Włoch. Droga do Paryża skróciła się o połowę. Armia dysponowała nareszcie bazami i zakładami artylerii, które umożliwiały sprowadzenie sprzętu oblężniczego, pozwalającego nawet na oblężenie Turynu, gdyby Dyrektoriat nie wyraził zgody na podpisanie traktatu pokojowego.    

 

IX.

 

Po podpisaniu zawieszenia broni i przekazaniu Francuzom twierdz Coni, Tortona i Ceva, zrodziło się pytanie, czy należy posuwać się dalej do przodu i jak daleko? Rozumiano korzyści płynące z zawieszenia broni, dzięki któremu w ręce Francuzów wpadły wszystkie twierdze i dokonał się rozdział armii piemonckiej i austriackiej. Ale czy nie byłoby jeszcze korzystniej, zanim pomaszeruje się dalej, wykorzystać zdobyte środki dla zrewolucjonizowania Piemontu i Genui? Rząd francuski miał prawo odpowiedzieć odmownie na zaproponowane rokowania i określić swoje stanowisko w formie ultimatum. Czy nie byłoby ewentualnie nierozsądnym posunięciem, oddalić się od Francji, przekroczyć Ticino, bez zabezpieczenia dróg ewentualnego odwrotu?

 

Królowie Sardynii byli Francji bardzo przydatni, jak długo byli wierni. Ale przez zmianę swojej polityki w dużym stopniu przyczynili się do szkód odniesionych przez Francję. Co do nastroju panującego aktualnie na dworze sardyńskim nie należało się łudzić; był on opanowany przez arystokrację i kler, nieprzejednanych wrogów Republiki. Czy w przypadku posunięcia się naprzód i odniesienia porażki nie należało obawiać się z ich strony nienawiści i zemsty? Nawet sama tylko Genua była źródłem zaniepokojenia. Rządziła tam w dalszym ciągu oligarchia i niezależnie od tego, jak liczni byli zwolennicy Francji, nie mieli oni na decyzje polityczne żadnego wpływu. Mieszkańcy Genui mogli dyskutować, na tym jednak kończył ich cały wpływ. Oligarchowie rządzili, dowodzili wojskiem i mieli poparcie 8-10 tysiąców chłopów z Fontana Buona i innych dolin, zawsze gotowych do ich obrony. A poza tym: gdzie należało się zatrzymać po przekroczeniu Ticino? Czy należy przekroczyć również pozostałe rzeki niziny włoskiej, Addę, Oglio, Mincio, Adygę, Brentę, Piave, Tagliamento i Isonzo? Czy jest rozsądne, pozostawienie za swoimi plecami tak licznej, wrogo nastawionej ludności? Czy ofensywa nie jest najszybszą i najefektywniejszą, gdy postępowanie naprzód rozłożone jest w czasie, gdy w czasie marszu zakłada się w zdobytym kraju bazy, zmienia rządy, a administrację powierza ludziom, którzy mają te same poglądy i interesy? Czy wkroczeniem na terytorium Republiki Weneckiej, zdolnej do wystawienia 50-tysięcznej armii, nie zmusi się jej mimowolnie do przejścia na stronę nieprzyjaciela?

 

Na wszystkie te pytania odpowiedziano: armia francuska musi wykorzystać swoje zwycięstwa, nie może zatrzymać się wcześniej, zanim nie zajmie najlepszych linii obronnych przeciwko armii austriackiej, która wyruszy wkrótce z Tyrolu i Friulu. Linią taką jest Adyga - stanowi ona osłonę wszystkich dolin Padu, oddziela południowe i środkowe Włochy od północnych i izoluje twierdzę Mantua, która prawdopodobnie zostanie zdobyta, zanim armia nieprzyjacielska ponownie zbierze siły i przyjdzie jej z pomocą.

 

Przeoczenie znaczenia Adygi było przyczyną fiaska kampanii marszałka Villars w 1733 roku. Stał on na czele 50-tysięcznej armii, która w październiku skoncentrowana była w obozie Vivegnano. Jako, że nie miał on przed sobą żadnej nieprzyjacielskiej armii, mógł pomaszerować, dokąd by chciał. Zadowolił się jednak obserwacją, stojąc całą armią u ujścia Oglio na obu brzegach Padu. Zmarnowana w ten sposób okazja nie nadarzyła się powtórnie. 3 miesiące później pojawił się w Serraglio Mercy ze swoją armią.

 

Marszałek Coigny nie wiedział jak wykorzystać swoją przewagę, chociaż w kampanii 1734 roku stał na czele armii mającej zdecydowaną przewagę i zwyciężył w dwóch bitwach, pod Parmą i Guastalla. Manewrował jedynie na przemian po obu stronach Padu. Gdyby obaj marszałkowie porządnie znali topografię Włoch, zająłby Villars już w listopadzie pozycje wzdłuż Adygi, a Coigny wykorzystałby swoje zwycięstwa dla osiągnięcia szybkimi marszami jej brzegów.

 

Stojąc nad Adygą ma się wszystkie możliwości zaspokojenia potrzeb armii, składając ciężar jej utrzymania na barki dużej liczby ludności, a mianowicie Lombardii i Piemontu, Bolonii i Ferrary, księstw Parmy i Modeny.

 

Obawiano się też, że Wenecja może opowiedzieć się przeciwko Francji. Najlepszą metodą, żeby temu zapobiec, jest przeniesienie działań wojennych w przeciągu kilku dni w środek państwa weneckiego. Republika Wenecji jest na taki obrót wydarzeń nieprzygotowana, nie miała ona czasu przeprowadzenia poboru i wydania odpowiednich rozporządzeń. Jeżeli armia francuska pozostanie na prawym brzegu Ticino, Austriacy zmuszą Republikę do podjęcia wspólnych działań lub rzuci się ona sama w austriackie ramiona.

 

Króla Sardynii nie trzeba się więcej obawiać, jego milicje są rozwiązane, Anglicy wkrótce przestaną wspomagać go pieniędzmi. Sytuacja wewnętrzna jest w najgorszym możliwym stanie. Liczba niezadowolonych będzie stopniowo rosła, niezależnie od decyzji podjętych przez dwór. Po gorączce następuje osłabienie. Armia piemoncka liczy teraz 15-18 tysięcy, rozsiane po różnych miastach pułki są zbyt osłabione, żeby utrzymać spokój wewnętrzny. Z innej strony wzrastać będzie niezadowolenie dworu w Wiedniu spowodowane sytuacją w Piemoncie. Cesarz będzie robił królowi Sardynii wyrzuty, że ten zaczął wątpić w powodzenie wspólnej operacji już po pierwszej przegranej bitwie.

 

Tego nie uczynił Wiktor Amadeusz w 1705 roku, kiedy to Vendome (książę Louis Joseph de Vendome, dowódca armii francuskiej na włoskim teatrze wojny podczas hiszpańskiej wojny sukcesyjnej - przyp. tłum.) odniósł zwycięstwo pod Dassano i zmusił księcia Eugeniusza do wycofania się aż na brzeg jeziora Iseo. 3 francuskie armie zajęły wszystkie państwa piemonckie i nawet księstwo Nicei, królowi pozostał już tylko Turyn, a jednak pozostał on wiernym sojusznikiem Austrii. Otrzymał za to nagrodę w roku następnym po bitwie pod Turynem, kiedy odzyskał wszystkie swoje państwa.

 

Nie trzeba też obawiać się oligarchów z Genui. Bezpieczeństwo z ich strony zapewniają ogromne korzyści, jakie czerpią oni z zachowania neutralności. Żeby rozpowszechnić w Piemoncie i Genui idee wolności trzeba rozniecić tam wojnę domową, wzburzyć lud przeciwko arystokracji i duchowieństwu, ale związane jest to z odpowiedzialnością za wzniecone tym samym bratobójcze walki.

 

Docierając do Adygi armia francuska zajmie wszystkie terytoria austriackie we Włoszech, a także Państwa Kościelnego z tej strony Apeninów. Będzie tym samym w stanie głosić idee wolności i obudzić włoską miłość do ojczyzny. Nie będzie przy tym konieczne podburzać przciwko sobie poszczególne klasy społeczne: arystokrację, mieszczaństwo i chłopów - wszyscy oni wezwani zostaną do wspólnego odbudowania państwa włoskiego. Zawołane w Mediolanie, Weronie i Bolonii słowo: "Włochy! Włochy!" wywoła wspaniały efekt; wygłoszone z prawego brzegu Ticino słowa skłonią Włochów do zapytania: dlaczego nie idziecie naprzód? 

 

X.

 

Pierwszy adiutant, Murat wysłany został najkrótszą drogą, przez Mont Cenis, do Paryża dla przekazania 21 sztandarów oraz tekstu traktatu podpisanego w Cherasco. Jego przybycie z trofeami i dokumentem o podporządkowaniu się króla Sardynii wywołało w stolicy ogromną radość i roznieciło wielki entuzjazm. Adiutant Junot, który wyruszył w podróż po bitwie pod Millesimo i podróżował przez Niceę, przybył wkrótce po nim.

 

W zajmowanej przez Francuzów prowincji Alba panowała większa niż w innych częściach Piemontu niechęć do władzy królewskiej. Wielokrotnie dochodziło tam do rozruchów. Gdyby wojna z królem Sardynii musiała być kontynuowana, znalazłoby się w tej prowincji wielu pomocników. 

 

I tak po 14 dniach został osiągnięty pierwszy cel kampanii. Osiągnięto wielkie sukcesy: piemonckie twierdze w Alpach zostały zdobyte; koalicja pozbawiona została jednego z członków, który wystawił 60-70 tysięcy żołnierzy, a co ważniejsze, ze względu na swoje położenie, odgrywał w niej dużą rolę. W przeciągu jednego miesiąca od rozpoczęcia kampanii Zgromadzenie Narodowe 5-krotnie wydawało rezolucję o zasługach Armii Italii dla Francji, a mianowicie na posiedzeniach odbytych 21, 22, 24, 25 i 26 kwietnia, każdorazowo po odniesionym zwycięstwie.

 

Zgodnie z warunkami zawieszenia broni z Cherasco król Sardynii wysłał hrabiego Revel do Paryża na negocjacje pokojowe, w wyniku których 15 maja 1796 roku podpisany został traktat pokojowy. Na jego podstawie Alessandria i Coni zostały przekazane Armii Italii, twierdze Susa, La Brunette i Exilles (twierdze broniące dostępu do Piemontu od strony Alp - przyp. tłum.) zburzono, otwarto przełęcze alpejskie. Postanowienia te oddały króla Sardynii, który poza Turynem i fortem Bard, nie posiadał teraz żadnych umocnień, na łaskę Republiki Francuskiej.

 

T. I, Roz. 6. Bitwa pod Lodi

I. Przekroczenie Padu (7 maja 1796). - II. Potyczka pod Fombio (8 maja); Śmierć generała Laharpe. - III. Zawieszenie broni z księstwem Parmy (9 maja). - IV. Bitwa pod Lodi (10 maja). - V. Wkroczenie do Mediolanu. - VI. Zawieszenie broni z księstwem Modeny (17 maja). - VII. Berthier. - VIII. Massena. - IX. Augereau. - X. Serurier. 

I.

W pierwszych dniach maja otworzono Francuzom bramy twierdz Coni, Tortona i Ceva. Massena pomaszerował ze swoją dywizją do Alessandrii, gdzie zajął liczne, należące do armii austriackiej, magazyny. Kwatera główna udała się przez Alba, Nizza della Paglia i klasztor Bosco do Tortony. Była to bardzo zgrabna twierdza, przepełniona artylerią i innym sprzętem wojennym.

Beaulieu wycofał się za Pad, dla obrony Mediolanu. Zamierzał bronić przeprawy przez Pad koło Valenzy, a gdyby Francuzom udało się ją sforsować, bronić następnych na Sesii i Ticino. Jego korpus zajął pozycje w obozie Valeggio na lewym brzegu Agognii. Tam otrzymał wzmocnienie w postaci dywizji w sile 10 batalionów, co wyrównywało jego siły z armią francuską.



We wszystkich rozważaniach politycznych i taktycznych zakładano nieustannie, że Valenza będzie miejscem, w którym Francuzi podejmą próbę przekroczenia Padu. Już podczas rokowań w Cherasco przewijało się to w podtekstach rozmów. Jeden z artykułów traktatu o zawieszeniu broni przewidywał przekazanie dla zapewnienia przeprawy tego miasta w ręce francuskie. Natychmiast po przybyciu dywizji generała Massena do Alessandrii, wysłane zostały rekonesanse w kierunku Valenzy.

Augereau wyruszył z Alba i założył obóz u ujścia Scriwii. Serurier ze swoją dywizją udał się do Tortony, gdzie przybył też z Acqui generał Laharpe. Stacjonujących w obozie 3500 grenadierów podzielono na 10 batalionów. Z tymi jednostkami elity, kawalerią i 24 armatami, Napoleon udał się pośpiesznym marszem do Piacenzy, aby tam niespodziewanie przekroczyć Pad. Gdy tylko Napoleon ujawnił swoje prawdziwe zamiary, wszystkie dywizje francuskie opuściły swoje pozycje i w pośpiechu pomaszerowały w kierunku Piacenzy.

7 maja około godziny 9, po 72-kilometrowym marszu dokonanym w 16 godzin, Napoleon stanął przed murami miasta. Udał się na brzeg rzeki i pozostał tam aż cała awangarda osiągnęła lewy brzeg. Prom w Piacenzy mógł zabrać 500 ludzi albo 50 koni i potrzebował na przeprawę pół godziny. Dowódca sprzętu mostowego, pułkownik artylerii Andreossy i adiutant generalny Frontin zajęli na Padzie 10 łodzi, na których znajdowało się 500 rannych żołnierzy austriackich i polowa apteka armii austriackiej.

Przeprawę rozpoczął na czele 900 grenadierów pułkownik Lannes. 2 szwadrony nieprzyjacielskich huzarów bezskutecznie próbowały uniemożliwić lądowanie grenadierów na lewym brzegu. Kilka godzin później cała awangarda przekroczyła rzekę.

W nocy z 7 na 8 maja pod Piacenzę dotarła cała armia francuska, 9 maja gotowe były mosty. Już 7 maja, wieczorem dowódca grenadierów, pułkownik Laharpe założył swoją kwaterę w Cascina Demetri, między Fombio i Padem. Nurt rzeki, która w okolicy Piacenzy jest około 500 metrów szeroka, był bardzo wartki. Dokonywanie przeprawy w tych warunkach należy do najbardziej ryzykownych przedsięwzięć. 

II.

Maszerująca z Pawii dywizja generała Liptaya, w sile 8 batalionów i 8 szwadronów, przybyła w nocy do Fombio, około 5 kilometrów od mostu w Piacenzy. 8 maja po południu zorientowano się, że wieże kościołów i domy miasteczka zamieniono na stanowiska strzeleckie, a drogi, wiodące przez pola ryżowe, zablokowane są armatami. Wyparcie wroga z Fombio było niezwykle ważne, mógł on bowiem dokonać tam wielkich spustoszeń. Ponadto byłoby zbyt niebezpieczne, wydać bitwę mając za plecami tak dużą i ważną rzekę. Napoleon wydał rozkazy uwzględniające spcyfikę terenu w którym przyszło mu działać. Lannes zaatakował na lewym skrzydle, Dallemagne na prawym, a Lanusse w centrum. Po upływie jednej godziny wioska była zajęta, broniąca jej austriacka dywizja została rozbita, tracąc swoje armaty, 2500 jeńców i 3 sztandary. Jej resztki uszły w kierunku Pizzighettone, gdzie przekroczyły Addę.

Twierdza Pizzighettone leżała tak daleko od teatru wojny i wszelkich niebezpieczeństw, że jeszcze przed kilkoma dniami była zupełnie nieprzygotowana do obrony, nieprzyjaciel zupełnie nie pomyślał o jej zaopatrzeniu. Ale Liptay miał wystarczająco dużo czasu na podniesienie mostu i ustawienie na murach armat polowych. Awangarda francuska po zapadnięciu zmierzchu zatrzymała się w wiosce Maleo, oddalonej od twierdzy o pół armatniego strzału. Laharpe cofnął się i zajął pozycje w Codogno, strzegąc dróg wiodących do Pawii i Lodi.

Z zeznań wziętych w potyczce w Fombio jeńców wiedziano o zbliżaniu się Beaulieu, który nosił się z zamiarem rozłożenia obozem w pobliżu Fombio. Było zatem możliwe, że niektóre pułki jego korpusu, nie będąc poinformowane o wydarzeniach przedpołudnia, pomaszerują w poszukiwaniu kwater w kierunku Codogno. Zwrócono na to uwagę stacjonującym tam oddziałom. Po dokonaniu tych przygotowań dowódca armii powrócił do swojej kwatery głównej w Piacenzy.

W nocy Massena przekroczył Pad i zajął pozycje na przyczółku mostowym stanowiąc rezerwę wysuniętej dywizji generała Laharpe. Spełniły się obawy, że marsz wojsk z Tortony do Piacenzy, mimo jego szybkości, nie pozostanie niezauważony przez Beaulieu. Ruszył on na czele wszystkich stojących mu do dyspozycji sił, żeby zająć tereny leżące pomiędzy rzekami Ticino i Adda, w nadziei dotarcia do Piacenzy przed Francuzami i uniemożliwienia przeprawy. Wiedział, że armia francuska nie posiada sprzętu mostowego. Jeden z jego pułków kawalerii pojawił się przed posterunkami dywizji Laharpe na drodze wiodącej do Pawii. Zarządzono alarm. Biwakujący Francuzi porwali za broń i odpalili kilka salw. Potem zapadła cisza. Laharpe pogalopował z oddziałem kawalerii i kilkoma oficerami przed stanowiska swojej dywizji dla stwierdzenia przyczyn strzelaniny i wypytania mieszkańców leżących przy drodze domostw. Poinformowali oni go o pojawieniu się nieprzyjacielskiego pułku kawalerii, nieświadomego dokonanej przez Francuzów przeprawy, który po usłyszeniu strzałów wycofał się w prawo, w kierunku Lodi. Laharpe zawrócił do swojego obozu, zamiast jednak pozostać na drodze, na której widzieli go jego żołnierze, gdy opuszczał posterunki dywizji, wybrał pobliską drogę polną. Jego żołnierze czuwali i przyjęli jeźdźca ogniem swoich karabinów. Laharpe zsunął się na ziemię, zabity przez własnych żołnierzy. Był on Szwajcarem, pochodził z kantonu Waadt. Prześladowany za nienawiść, którą darzył władze w Bernie, zmuszony był schronić się we Francji. Był oficerem o wybornej odwadze, grenadierem z krwi i kości, chociaż o niespokojnym duchu, rozstropnym dowódcą dywizji, której żołnierze go uwielbiali. W przedzień potyczki pod Fombio można było zauważyć jego przygnębienie i zadumę, jak gdyby w przeczuciu własnej śmierci.

Wiadomość o tym tragicznym wydarzeniu dotarła o 4 rano do kwatery głównej. Berthier został natychmiast wysłany do dywizji awangardy, którą zastał pogrążoną w bólu i rozpaczy.  

III.

Wkraczając na terytorium Parmy, po przejściu Trebbii, Napoleon przyjął wysłanników księcia, którzy w imieniu swojego władcy prosili o pokój i ochronę. Książę Parmy był politycznie bez znaczenia, nie było zatem żadnej korzyści z zajęcia jego państwa. Napoleon pozostawił w rękach księcia władzę administracyjną, obciążając go, jako warunek zawieszenia broni, wszystkimi możliwymi kosztami. W ten sposób zebrano wszystkie owoce, oszczędzając sobie problemy rządzenia państwem. To było najrozsądniejsze i najprostsze rozwiązanie.

9 maja w godzinach porannych podpisano w Piacenzy zawieszenie broni. Książę zapłacił 2 miliony w gotówce i dostarczył do magazynów armii duże ilości pszenicy, owsa, itd., oddał do dyspozycji 1600 koni dla kawalerii i artylerii oraz zobowiązał się do przejęcia kosztów utrzymania sztabów i zorganizowanych w jego księstwie szpitali. Przy tej okazji Napoleon zarekwirował w ramach kontrybucji dzieła sztuki dla paryskiego muzeum. Był to pierwszy tego typu przypadek w nowożytnej historii. Parma wydała 20 obrazów, których wybór pozostawiono francuskim komisarzom; wśród nich słynny obraz św.Hieronima (chodzi tutaj o namalowany przez Correggio w 1527 roku obraz "Madonna ze św. Hieronimem". Po 1815 roku dzieło to powróciło do Parmy - przyp. tłum.). Książę zaproponował 2 miliony za prawo zatrzymania tego dzieła, które armijni agenci skłonni byli przyjąć. Dowódca armii odmówił jednak, stwierdzając, że "...z tych 2 milionów, które chcą nam dać, nie pozostanie nic. A arcydzieło tej miary będzie przez stulecia ozdobą Paryża i bodźcem do tworzenia nowych arcydzieł."

Miasto Parma oddalone jest o 135 kilometrów od zatoki Rapallo nad Morzem Liguryjskim; tak samo daleko jest do ujścia Padu do Adriatyku, 270 kilometrów do ujścia Varu, zachodniej granicy Włoch. Tak samo daleko było do Isonzo, granicy cesarstwa austriackiego i do przełęczy św.Gotarda na granicy szwajcarskiej. Do Morza Jońskiego jest stamtąd 950 kilometrów, La Spezia oddalona jest o 90, Pad - o 18 kilometrów. Ludność miasta liczyła 40 tysięcy, a jego cytadela była w okropnym stanie.

Księstwa Parma, Piacenza i Guastalla były rządzone przez rodzinę Farnese. Po ślubie spadkobierczyni tej rodziny, Elżbiety z królem Filipem V księstwa te weszły w skład państwa hiszpańskiego. W 1714 roku władzę w księstwach objął syn Elżbiety, Karol, a po jego powołaniu na tron Neapolu w 1748 roku przeszły one, na podstawie traktatu z Akwizgranu, we władanie Austrii; otrzymał je, jako lenno, infant Filip, a po nim, od roku 1762, jego syn Ferdynand, słynny uczeń Condillaca. Zamieszkiwał on zamek Colorno, otoczony przez mnichów, przestrzegając drobiazgowo wszystkich rytuałów religijnych. Zmarł w 1802 roku.  

IV.

W Piacenzy armia zgromadziła 400 koni dla artylerii. 10 maja Armia Italii wyruszyła z Casal Pusterlengo w kierunku Lodi, gdzie Beaulieu skoncentrował dywizje Sebottendorfa i Roselmini, podczas gdy Colii i Wukassowicz wysłani zostali w kierunku Mediolanu i Cassano. Los tych ostatnich uzależniony był odtąd od szybkości marszu. Można było odciąć ich od Oglio i wziąć do niewoli, ale 5 kilometrów przed Casale armia francuska napotkała na korzystnie ustawioną awangardę austriackich grenadierów, broniącej drogi do Lodi. Austriacy bronili się z uporem. W końcu szeregi nieprzyjaciela zostały rozerwane, bagnety francuskie ścigały ich aż do Lodi.

Miasto to otoczone było murem obronnym, nieprzyjaciel próbował jeszcze zamknąć bramy, ale rozpędzeni Francuzi, zmieszani z uciekającym przeciwnikiem, wdarli się do miasta, aż stanęli przed ustawionymi przez Beaulieu na lewym brzegu Addy pułkami. Niespodziewanie generał austriacki odsłonił baterię w sile 25-30 armat broniącej mostu. Tyleż samo ustawili Francuzi.

Austriacka linia obronna liczyła 12 tysięcy piechoty i 4 tysiące kawalerii. Do tego doliczyć należy 10 tysięcy, które odmaszerowało do Cassano, 8 tysięcy, które pobite zostały pod Fombio, a których niedobitki wycofały się do Pizzighettone i 2-tysięczny garnizon cytadeli w Mediolanie. W sumie z armii Beaulieu pozostało 35-36 tysięcy żołnierzy.

W nadziei na odcięcie maszerującej w kierunku Cassano dywizji Napoleon postanowił jeszcze tego samego dnia pod ogniem nieprzyjaciela przekroczyć most na Addzie, co z pewnością będzie dla Austriaków wielkim zaskoczeniem. Po kilkugodzinnym odpoczynku w Lodi, około godziny 5 po południu, Napoleon rozkazał dowódcy kawalerii, generałowi Beaumont, udać się w górę rzeki i w odległości około pół godziny jazdy, po znalezieniu odpowiedniego brodu, przeprawić się na drugi brzeg. Stamtąd miał on natychmiast rozpocząć ostrzał prawego skrzydła nieprzyjaciela z prowadzonej przez kawalerię baterii lekkich armat. Równocześnie z wyruszeniem kawalerii na prawym brzegu, u wylotu mostu ustawił Napoleon całą posiadaną artylerię wycelowaną w broniące mostu pułki austriackie. Za murami miasta, przebiegąjącymi równoległe do rzeki, ustawiły się kolumny grenadierów. Z pozycji tej grenadierzy mieli bliżej do nieprzyjacielskich armat niż broniąca ich austriacka piechota, która, szukając osłony przed francuską kanonadą, oddaliła się nieco od brzegu i schroniła za wałem.

Gdy tylko Napoleon zauważył, że ogień artylerii przeciwnika osłabł, a ruchy formującej się na przeciwległym brzegu kawalerii francuskiej spowodował niespokojne poruszenie w austriackich szeregach, wydał rozkaz do ataku. Prostym zwrotem w lewo czoło kolumny francuskiej znalazło się na moście. W przeciągu kilku sekund grenadierzy francuscy przebiegli most i w mgnieniu oka opanowali nieprzyjacielskie armaty. W zasięgu ich ognia byli tylko w momencie dokonywania zwrotu. Kolumna francuska, nie odnosząc podczas przekraczania mostu poważnych strat, wpadła na szeregi austriackiej piechoty, przełamała je i zmusiła, po utracie całej swojej artylerii, wielu sztandarów i 2,5 tysięcy jeńców, do wycofania się w wielkim nieładzie w kierunku Cremony.

Ten zdecydowany atak pod morderczym ogniem przeciwnika, ale przeprowadzony mimo tego z należną ostrożnością, uznawany jest przez znawców wojskowości za jeden z najznakomitszych czynów wojennych. Francuzi utracili jedynie 200 ludzi, wróg został całkowicie unicestwiony. 

Colli i Wukassowicz przekroczyli jednak Addę koło Cassano i wycofali się drogą w kierunku Brescii. Fakt ten skłonił Francuzów do pomaszerowania w kierunku Pizzighettone. Niezmiernie istotnym było szybkie wyparcie nieprzyjaciela z tej twierdzy, żeby uniemożliwić mu uzbrojenie i wyposażenie jej w zapasy żywności. Zaledwie wojska francuskie pokazały się pod murami i otoczyły twierdzę, jej 300-osobowy garnizon złożył broń.

Podczas nocnego obchodu Napoleon natknął się na biwaku jeńców na starego, węgierskiego oficera, strasznego gadułę. Na pytanie o samopoczucie, stary kapitan nie mógł ukryć, że stan Austriaków nie jest najlepszy.

-"Ale - dodał - z tego, co się dzieje, nic nie rozumiem. Mamy do czynienia z młodym generałem, który to jest przed nami, to za nami, to znów z boku. Nigdy nie wiadomo, jaką zająć pozycję. Taki sposób prowadzenia wojny jest nie do zniesienia, jest sprzeczny z przyjętymi zwyczajami".

Francuska kawaleria po błyskotliwym ataku wkroczyła do Cremony i ścigała nieprzyjacielską awangardę aż do rzeki Oglio. 

V.

Do Mediolanu, leżącego kilka dni marszu wstecz, nie wkroczyły dotąd żadne francuskie jednostki, mimo, że awangarda miała swoje posterunki już w Cremonie. Austriaccy urzędnicy opuścili już Mediolan i schronili się w Mantui, a miasto chronione było przez jedynie gwardię narodową. Władze miasta i stany Lombardii wysłały swoich wysłanników do Lodi. Prowadzona przez Francesco Melzi delegacja zdała się na łaskę Francuzów i oddała miasto władzy Napoleona. Dla upamiętnienia tego wydarzenia Melzi otrzymał później od króla Włoch tytuł księcia Lodi.

15 maja zwycięzca wkroczył do Mediolanu, otoczony przez niezliczone tłumy i liczną, ubraną w w zielono-biało-czerwone mundury Gwardię Narodową, którą prowadził, przez nią wybrany, książę Serbelloni.

W tym samym czasie Augereau pomaszerował na tyły dla zajęcia Pawii, Serurier zajął Lodi i Cremonę, a dywizja Laharpe - Como, Cassano i Lucco. Lekka piechota zajęła pozycje nad rzekę Oglio. W okolicach Lodi, Cassano, Lucco i Pizzighettone utworzono przyczółki mostowe, zaopatrując je w armaty i amunicję.

W wydanym w Mediolanie rozkazie dziennym (z dnia 20 maja - przyp. tłum.) Napoleon napisał do swoich żołnierzy:   

"Żołnierze!

Spłynęliscie jak wzburzony potok ze zboczy Apeninów. Odepchneliście, rozproszyliście i rozpędziliście wszystko, co stało na waszej drodze. Piemont, uwolniony od tyranii austriackiej, żywi ponownie w stosunku do Francji naturalne uczucia przyjaźni i pokoju.

Mediolan należy do was, a sztandar republikański powiewa nad całą Lombardią. Książęta Parmy i Modeny zawdzięczają swój byt polityczny wyłącznie waszej wspaniałomyślności.

Armii, która z taką pychą wam zagrażała, nie broni już żadna zapora, która uchroniłaby ją przed waszą odwagą.

Pad, Ticino i Adda nie potrafiły was powstrzymać nawet przez jeden dzień. Te słynne przedmurza Włoch, okazały się niewystarczające. Przekroczyliście je równie szybko, jak i Apeniny.

Tak wielkie sukcesy napełniły radością serca ludzi w ojczyźnie. Wasi deputowani polecili, aby ustanowiono święto ku czci waszych zwycięstw, obchodzone we wszystkich gminach Republiki. Tam wasi ojcowie, wasze matki, wasze małżonki, siostry i narzeczone radują się z waszych sukcesów i chełpią się dumne, iż do was należą. Tak, żołnierze, osiągnęliście wiele. Czyż jednak nie pozostaje wam już nic do zrobienia? Czy powiedzą o nas, że potrafiliśmy zwyciężyć, ale nie umieliśmy ze zwycięstwa skorzystać? Czy potomność nie będzie nam czynić wyrzutów, że w Lombardii znaleźliśmy naszą Kapuę? (Kapua, miejsce dłuższego pobytu Hanibala, oczekującego na posiłki, stąd "otia capua" - synonim straty czasu - przyp. tłum.). Widzę jednak, że znowu sięgacie po broń: tchórzliwy odpoczynek was męczy. Dni które nie przynoszą wam sławy, nie dają wam szczęścia. A więc ruszajmy! Przed nami forsowne marsze, nieprzyjaciel, którego trzeba pokonać, wawrzyny, które macie zdobyć, zniewagi, które musicie pomścić.

Niech drżą ci, którzy sposobili się do wojny domowej we Francji, ci którzy w podły sposób mordowali naszych ministrów, ktrórzy podpalali nasze okręty w Tulonie; wybiła godzina zemsty.

Niech jednak narody będą spokojne. Jesteśmy przyjaciółmi wszystkich ludów, a w szczególności potomków Brutusów, Scypionów i innych wielkich ludzi, z których bierzemy wzór. Wskrzesić Kapitol, umieścić tam z czcią posągi bohaterów, obudzić lud rzymski pogrążony od wielu wieków w niewoli - oto owoce, jakie przyniosą wasze zwycięstwa, które zadziwią potomnych. Zmiana oblicza najpiękniejszej części Europy okryje was nieśmiertelną sławą.

Lud francuski, wolny, otoczony szacunkiem całego świata, da Europie pokój pełen chwały, który wynagrodzi wszelkie ofiary ponoszone od 6 lat. Powrócicie wówczas do waszych pieleszy, a wasi współobywatele, wskazując na was, będą mówić: on był żołnierzem Armii Italii". 

Armia wykorzystała te 6 dni pauzy na poprawienie oporządzenia; nie szczędzono żadnego wysiłku, żeby uzupełnić zaprzęgi artylerii. Piemont i księstwo Parmy dostarczyły duże ilości środków i materiałów, ale w Lombardii znaleziono jeszcze większe ich ilości. Dzięki temu możliwe było wypłacenie żołnierzom żołdu oraz uzupełnienie wszelkich potrzeb. 

Mediolan leży w środku jednej z najbogatszych nizin świata, pomiędzy Alpami, Padem i Adygą, 140 kilometrów od alpejskiej przełęczy Św.Gotharda, 35 kilometrów od Padu, 27 od Ticino, tyle samo od Adygi, 200 kilometrów od Monte Cenis, 125 od Genui, Turynu i Parmy, 250 od Wenecji. Zamieszkiwało go 120 tysięcy dusz, obwód miasta wynosił 20 kilometrów, posiadał 10 bram, 120 klasztorów męskich i żeńskich i 100 religijnych bractw. Jego wyłożona białym marmurem katedra jest, z wyjątkiem bazyliki św.Piotra w Rzymie, największą i najpiękniejszą we Włoszech. Jej budowę rozpoczął w XIV wieku Galeazzo (Galeazzo Maria Sforza, 1444-1476, książę Mediolanu, okrutnik i tyran, patron sztuki - przyp.tłum.), a zakończył Napoleon w 1810 roku. Miasto zdobią szpital, biblioteka ambrosiańska (Biblioteca Ambrosiana) i liczne, wspaniałe pałace. Kanał wodny, wyposażony w 6 śluz, łączy Mediolan z Ticino i Addą. Inny kanał, wybudowany w czasach królestwa Włoch, łączy miasto z Pawią i stanowi bezpośrednie połączenie z Padem, co ułatwiło połączenie z Genuą. Wcześniej towary transportowane były wozami z Genui do Cambio nad Padem, stąd drogą wodną do Pawii, a stamtąd, po ponownym załadowaniu na wozy, dalej do Mediolanu. Dzięki nowemu kanałowi odpadło uciążliwe przeładowywanie towaru, statki docierają teraz do Mediolanu i dalej w górę Addy.

Mediolan założony został przez Gallów z Autun w roku 580 przed Chrystusem. W swojej historii był 40 razy oblegany, 20 razy zdobyty i 4 razy całkowicie zniszczony. Cytadelę wybudowano na zgliszczach pałacu Viscontich. Całe miasto jest pełne pamiątek po 2 biskupach pochodzących z tego rodu, św.Ambrożego i św.Boromeusza. W czasach rzymskich Mediolan był stolicą Galii Cisalpińskiej, później został stolicą państwa Gotów. W XI wieku stał na czele związku lombardzkich miast-republik, później, w XII i XIII wieku, był w posiadaniu dynastii Welfów. Po sięgnięciu po władzę przez Otto Visconti, jednego z mediolańskich biskupów, był pod panowaniem tej rodziny aż do jej wygaśnięcia w 1450 roku. Naturalną spadkobierczynią rodziny była Valentina Visconti, żona, zamordowanego przez księcia Burgundii, księcia Orleanu. Jej potomek, król Ludwik XII zgłosił swoje pretensje do księstwa, które po latach przynależności do Francji (1508-1828), oddane zostało przez Karola V w lenno Filipowi II, królowi Hiszpanii. W posiadaniu hiszpańskim Mediolan pozostał do 1714 roku, kiedy to rządy w księstwie objęli Austriacy i należał do nich jeszcze w 1796 roku.

Mediolan był stolicą Lombardii austriackiej, w skład której wchodziło 7 prowincji: Mediolan, Pawia, Varese, Como, Lodi, Cremona i Mantua. W odróżnieniu od innych części cesarstwa Lombardia cieszyła się szczególnymi prawami. Na jej czele stał wybrany przez cesarza, pochodzący z książęcej rodziny, gubernator generalny. Władza wykonawcza spoczywała w rękach premiera. Stany, tworzone przez deputowanych lombardzkich prowincji, często wpadały w konflikt z rządzącymi Lombardią. Wśród posłów szczególną rolę odgrywał hrabia Melzi, poważany za miłość do ojczyzny, rozsądek i uczciwość. Później został on prezydentem Republiki i kanclerzem królestwa Włoch.

Barwami wyzwolonych Włoch obrano zielony, biały i czerwony.

Pułkownik Gwardii Narodowej Serbelloni był najszlachetniejszym człowiekiem Lombardii, niezwykle bogatym i wielbionym przez ludność. W latach późniejszych bardzo znany w Paryżu, gdzie przez długi czas był przedstawicielem Republiki Cisalpińskiej.

Jak we wszystkich dużych miastach Włoch, a może Europy, rewolucja francuska wzbudziła w Mediolanie wielki entuzjazm i przemówiła do serc ludzi, później jednak okrucieństwa jakobińskiego terroru odmieniły te pozytywne nastroje. Jednakże w Mediolanie pozostała spora grupa zwolenników rewolucji, pospólstwo przyciągało zapowiedziane wprowadzenie praw równości. Austriacy, mimo swojego długiego panowania, nigdy nie zdobyli przychylności mieszkańców Lombardii. Z wyjątkiem kilku arystokratycznych rodzin, byli nielubiani z powodu pychy i brutalnego zachowania. Gubernator generalny, arcyksiążę Ferdynand nie był ani lubiany, ani poważany, oskarżano go o chciwość, popieranie korupcji w administracji i udział w spekulacjach zbożem. Jego żoną była Beatrycze d'Este, spadkobierczyni panującego wówczas księcia Modeny.

Mediolańska cytadela była dobrze uzbrojona i zaprowiantowana. Beaulieu zostawił w niej 2-tysięczną załogę. Rozkaz objęcia stanowiska komendanta miasta i zdobycia cytadeli otrzymał generał Despinoy. Armaty oblężnicze i amunicję sprowadzono z zajmowanych przez francuskie załogi piemonckich twierdz Tortona, Alessandria, Coni, Ceva i Cherasco. 

VI.

W leżących na prawym brzegu dolnego Padu księstwach, Modena, Reggio i Mirandola panował ostatni książę z domu Este, stary chciwiec, którego jedyną przyjemnością było gromadzenie pieniędzy. Jego poddani gardzili nim. Gdy armia francuska zbliżyła się do jego posiadłości wysłał do Napoleona komtura Este, swojego naturalnego brata, z prośbą o zawieszenie broni. Miasto Modena otoczone było murem obronnym i posiadało dobrze zaopatrzony arsenał, jego armia liczyła 4 tysiące żołnierzy. Nawiasem mówiąc, książę nie odgrywał żadnej roli na scenie politycznej. Został potraktowany identycznie jak książę Parmy, nie zważając na jego pokrewieństwo z władcami Austrii. 17 maja w Mediolanie zawarte zostało zawieszenie broni. Książę Modeny zapłacił 10 milionów, dostarczył koni i zapasów wszelkiego rodzaju oraz oddał określoną ilość dzieł sztuki. Wysłał też swojego przedstawiciela do Paryża na rozmowy w sprawie traktatu pokojowego, który jednak nie został podpisany. Rozmowy przeciągały się, aż w końcu zostały przerwane. Ratując swoją osobę i majątek książę Modeny zbiegł do Wenecji, gdzie w 1798 roku zmarł (informacja niedokładna, Ercole III d'Este zmarł w 1803 roku - przyp. tłum.). Wraz z nim wymarła rodzina Este, tak słynna w średniowieczu, wdzięcznie opiewana w pieśniach Ariosta i Tasso. Księżna Beatrycze, żona arcyksięcia Ferdynanda była matką zmarłej w 1816 roku cesarzowej Austrii (Maria Ludwika, trzecia żona cesarza Franciszka I - przyp. tłum.).

Szybko po sobie postępujące wiadomości o przekroczeniu Padu, bitwie pod Lodi, zajęciu Lombardii, zawieszeniu broni z księstwami Parmy i Modeny tak zachwyciły Dyrektoriat, że w jego szeregach powstał zgubny plan podzielenia Armii Italii na dwie części. Napoleon miał z 20 tysiącami pomaszerować w głąb Włoch i wystąpić przeciwko Państwu Kościelnemu i królestwu Neapolu. Dowódcą pozostałych na lewym brzegu Padu 20 tysięcy miał zostać generał Kellermann, którego zadaniem byłoby opanowanie Mantui. Oburzony taką niewdzięcznością Napoleon posłał do Paryża wniosek o dymisję. Nie chciał mieć na sumieniu Armii Italii i swoich towarzyszy broni. Swój krok tłumaczył następująco: wszystkie oddziały wysłane w głąb półwyspu skazane są na zagładę. Pozostała część, poruczona rozkazom Kellermanna, nie była wystarczająco silna, żeby stawić opór armii austriackiej i w przeciągu kilku tygodni zostanie zmuszona do wycofania się za Alpy. "Jeden zły generał - mówił - jest lepszy, niż dwóch dobrych".

List ten otworzył rządowi oczy, który zrezygnował ze swojego niszczącego dotychczasowe zdobycze planu. Od tego też momentu rząd przestał się mieszać w sprawy Armii Italii i zezwalał na wszystko, co Napoleon czynił lub planował. 

VII.

Berthier miał około 42 lat. Jego ojciec był inżynierem geografem i był odpowiedzialny za mapy królewskich lasów łowieckich. W tego powodu miał on niekiedy zaszczyt widzieć Ludwika XV i Ludwika XVI, którzy uwielbiali po łowach zwracać mu uwagę na spostrzeżone w ich trakcie błędy. W młodości Berthier, jako adiutant sztabu głównego generała Rochambeau, wziął udział w wojnie w Ameryce. W chwili wybuchu rewolucji był w stopniu pułkownika, został dowódcą gwardii narodowej Wersalu, gdzie stawiał duży opór partii Lecointre'a. W Wandei, gdzie został ranny, był szefem sztabu armii rewolucyjnej. Po wypadkach 9.thermidora został szefem sztabu Armii Alp Kellermanna, z którym też przeszedł do Armii Italii. Na jego wniosek armia ta zajęła pozycje na linii Borghetto i dzięki temu zatrzymała nieprzyjaciela. Gdy Kellermann powrócił do Armii Alp wziął Berthiera ze sobą, gdy jednak Napoleon objął stanowisko dowódcy Armii Italii, Berthier wyprosił i otrzymał stanowisko jego szefa sztabu. Na tym stanowisku towarzyszył Napoleonowi w kampaniach włoskich i w Egipcie. Później był ministrem wojny, szefem sztabu głównego Wielkiej Armii, księciem Neuchatel i Wagram. Poślubił księżniczkę bawarską i został obdarowany przez Napoleona wielkimi dobrami. Był tytanem pracy - towarzyszył swojemu dowódcy podczas wszystkich rekonesansów i innych wyjazdów, co nie powodowało jednak żadnych zakłóceń w pracy jego biura. Ale cechowało go niezdecydowanie i dlatego nie nadawał się na samodzielnego dowódcę. Posiadał jednak wszystkie zalety dobrego szefa sztabu. Potrafił znakomicie czytać i rozumieć mapy, wybornie organizował rozpoznanie, sam przygotowywał wszystkie rozkazy, a przede wszystkim, potrafił przejrzyście i zrozumiale przedstawić najbardziej skomplikowane posunięcia armii. Początkowo próbowano zciągnąć na niego niełaskę jego przełożonego, kolportując opinię, że jest on mentorem Napoleona i że w rzeczywistości kierownictwo wszystkich operacji wojskowych spoczywa w jego rękach. Próby te spełzły jednak na niczym. Berhtier czynił wszystko, co w jego mocy, żeby zadać kłam tym twierdzeniom, co ośmieszyło go w oczach całej armii. Po kampanii włoskiej Napoleona mianowany został jego następcą na stanowisku dowódcy Armii Italii z zadaniem zajęcia Rzymu i utworzenia Republiki Rzymskiej. 

VIII.

Massena urodził się w Nicei. We Francji wstąpił do pułku "Royal-Italien" i był w chwili wybuchu rewolucji oficerem. Szybko piął się w górę hierarchi wojskowej i wkrótce awansowany został do stopnia generała dywizji. W Armii Italii służył pod rozkazami generałów Dugommier, Dumerbion, Kellermann i Scherer. Był dobrze zbudowany, niewyczerpany, potrafił całe dnie i noce spędzić w siodle. Był zdecydowany, odważny, nieustraszony, ambitny i próżny. Wyróżniającą go cechą charakteru była zaciętość, nigdy nie tracił animuszu. Zaniedbywał utrzymywanie dyscypliny, niewiele interesował się sprawami administracyjnymi i był z tego powodu niezbyt lubiany przez żołnierzy. Jego przygotowania do ataku był nienajlepsze, nie był też zbyt interesującym rozmówcą. Ale gdy padł pierwszy strzał armatni, w obliczu niebezpieczeństwa, gdy kule gwizdały mu koło głowy, zachowywał niezwykłą trzeźwość myśli. Pokonany, zaczynał znowu od początku. Na zakończenie kampanii włoskiej otrzymał rozkaz dostarczenia Dyrektoriatowi tekstu rozejmu podpisanego w Loeben. W czasie kampanii egipskiej był dowódcą Armii Helwecji i przyczynił się, odnosząc zwycięstwo w bitwie pod Zurychem, do uratowania Republiki. Później mianowany został marszałkiem, księciem Rivoli i Essling.  

IX.

Augereau, urodzony na paryskim przedmieściu Saint-Marceau w momencie wybuchu rewolucji był w stopniu sierżanta. Musiał być wyróżniającym się podoficerem, został bowiem wysłany do Neapolu w charakterze instruktora. W czasie wojen rewolucyjnych służył początkowo w Wandei. W Armii Pirenejów Wschodnich otrzymał stopień generała i stanowisko dowódcy jednej z wyróżniających się dywizji. Po podpisaniu traktatu pokojowego z Hiszpanią poprowadził swoją dywizję do Armii Italii, gdzie dowodził nią we wszystkich kampaniach Napoleona, który posłał go 18.fructidora do Paryża. Później Dyrektoriat przekazał mu dowództwo Armii Renu. Był wybuchowy, bez jakiegokolwiek wykształcenia, o ograniczonej zdolności pojmowania, bez ogłady. Potrafił jednak utrzymać porządek i dyscyplinę wśród podległych mu żołnierzy, był też przez nich bardzo lubiany. Prowadzone przez niego ataki były odpowiednio wykonane, kolumny były właściwie podzielone, rezerwa zapewniona, sam bił się z wielką odwagą. Ale to wszystko trwało tylko jeden dzień. Obojętnie, czy zwycięzca czy zwyciężony, wieczorem zwykle opuszczała go odwaga. Być może była to cecha jego charakteru, albo wynikało to z braku wyrachowania. Jego polityczne poglądy skierowane były w kierunku partii Babeufa, czyli w kierunku zdeklarowanych anarchistów. Wielu takich ludzi było w jego najbliższym otoczeniu. W 1798 roku został deputowanym do Ciała Prawodawczego, zamieszany był w intrygi partii Manege, ośmieszając się często. Z reguły członkowie tej partii nie należeli do ludzi niewykształconych, ale nikt nie nadawał się mniej do uczestnictwa w debatach na temat praw obywatelskich niż Augereau, do których tenże z upodobaniem się mieszał. W czasach Cesarstwa otrzymał tytuł księcia Castiglione i stopień marszałka.  

X.

Serurier, pochodzący z departamentu Aisne, był na początku rewolucji majorem piechoty. Zachował sztywne formy typowe dla majorów. Był bardzo surowy, nie tolerował żadnych uchybień dyscyplinarnych i uważany był za arystokratę, przez co, szczególnie w pierwszych latach rewolucji, niejednokrotnie bywał w niebezpieczeństwie. Zwyciężył w bitwie pod Mondovi, zajął Mantuę i dostąpił zaszczytu odebrania defilady pokonanego marszałka Wurmsera. Był odważny, ale nieco pozabawiony szczęścia. Nie miał tyle tupetu, jak wspomniani powyżej, ale przewyższał ich prawością charakteru, rozsądkiem politycznych poglądów i niezawodnością. Otrzymał zaszczytne polecenie przekazania Dyrektoriatowi sztandarów odebranych arcyksięciu Karolowi. Później został marszałkiem, gubernatorem Hotelu Inwalidów i senatorem.

 

T. I, Roz. 7. Bunt w Pawii

I. Marsz armii francuskiej w kierunku Adygi. - II. Zamieszki w Pawii (24 maja). - III. Zajęcie i grabież miasta (26 maja). - IV. Przyczyny buntu. - V. Wkroczenie armii na terytorium Republiki Wenecji (28 maja). - VI. Bitwa pod Borghetto. Przekroczenie Mincio (30 maja). - VII. Osiągnięcie Adygi (3 czerwca). - VIII. Opis Mantui. - IX. Blokada Mantui (4 czerwca). - X. Zawieszenie broni z królestwem Neapolu (5 czewca). 

I.

W momencie rozpoczęcia kampanii miasto Mantua było nieuzbrojone. Dwór wiedeński oczekiwał, że jego armia przejdzie do ofensywy, spodziewał się zwycięstw, a nie porażek. Dopiero po podpisaniu traktatu w Cherasco rozkazano wyposażyć Mantuę i inne twierdze lombardzkie w armaty i zapasy. Krytycy wojskowości twierdzą, że gdyby armia francuska, zamiast zająć kwatery w Mediolanie, kontynuowała swój marsz, żeby wyprzeć Beaulieu za Adygę, Mantua zostałaby zaskoczona. Ale pozostawienie na zapleczu tylu dużych miast i ponad milionowej ludności, bez zajęcia tych pierwszych i przekonaniu się o sprzyjających nastrojach tej drugiej, byłoby niezgodne z zasadami prowadzenia wojny.

Francuzi zatrzymali się w Lombardii tylko na 7 albo 8 dni. Już 22 maja kwatery zostały opuszczone.Te kilka dni postoju zostały dobrze wykorzystane - we wszystkich miastach Lombardii powstały gwardie narodowe, powołano nowe urzędy. W ten sposób wprowadzono w kraju porządek i zabezpieczono władzę Francuzów. Dowództwo w Mediolanie objął generał Despinoy. Jedna z brygad piechoty zablokowała cytadelę. Z dywizji piechoty i kawalerii wydzielono we wszystkich istotnych miastach zakłady, utworzone przez maruderów i ozdrowieńców. Na miejsce stacjonowania zakładu dywizji Augereau w sile 300 żołnierzy wybrano cytadelę w Pawii. Siła ta wydawała się wystarczającą dla zabezpieczenia cytadeli i mostu na Ticino.    

II.

24 maja kwatera główna przybyła do Lodi. Dwie godziny po przybyciu dowódca armii otrzymał wiadomość o zamieszkach w Pawii i wioskach tej prowincji, opuszczonej 20 maja przez dywizję generała Augereau. Również z Mediolanu meldowano o poruszeniu wśród miejscowej ludności. Napoleon udał się na czele 300 kawalerzystów, batalionu grenadierów i 6 armat do stolicy Lombardii, gdzie dotarł wieczorem tego samego dnia. W mieście przywrócono już spokój. Wypad zorganizowany przez załogę oblężonej cytadeli został odparty za wały, zgromadzenia ludności zostały całkowicie rozwiązane. Napoleon zezwolił na wyjazd biskupa Mediolanu do Pawii, podążając wkrótce jego śladem i wysyłając na wszystkie strony agentów z proklamacjami skierowanymi do ludności okolicznych wiosek. Arcybiskup był 80-letnim starcem z domu Visconti, szanowanym ze względu wiek i charakter, ale ani szczególnie mądry ani poważany. Jego misja nie odniosła żadnego efektu, nie potrafił on nikogo przekonać.



Buntownicy z Pawii, którzy planowali połączenie z obrońcami cytadeli w Mediolanie, wysłali 800-osobową awangardę do Binasco. Zaatakowana przez generała Lannes wycofała się ona pospiesznie, Binasco zostało zdobyte, splądrowane i zrównane z ziemią. Żywiono nadzieję, że pożar, dobrze widoczny z wałów Pawii, zrobi na zgromadzonej w mieście ludności wrażenie, ale nic z tego. 8 do 10 tysięcy chłopów wtargnęło za mury i opanowało miasto. Podżegani byli oni przez niespokojne duchy, austriackich agentów, których nie interesowało cierpienie kraju. Oni zapewnili sobie, w przypadku niepowodzenia, drogi ucieczki do Szwajcarii.

Wieczorem opublikowana została w Mediolanie odezwa, w nocy rozlepiono ją na bramach Pawii:

"Błędnie pokierowana masa, która zupełnie pozbawiona jest skutecznych środków obrony, popełnia w wielu gminach najgorsze przestępstwa, lekceważy Republikę i stawia opór armii, która pokonała królów. Ten niepojęty pęd jest godny pożałowania; biedny lud namawia się do czegoś, co przyniesie mu zgubę. Zgodnie z zasadami swojego narodu nieprowadzenia wojny z ludnością, dowódca armii chce skruszonym zostawić otwarte drzwi, ale ci wszyscy, którzy w ciągu 24 godzin nie złożą broni, traktowani będą jako buntownicy, a ich wioski zostaną spalone. Oby okropny przykład Binasco otworzył im oczy. Ten sam los spotka wszystkie gminy, które uporczywie będą kontynuować bunt."  

III.

26 maja niewielka kolumna opuściła Binasco i przybyła o godzinie 4 po południu do Pawii. Bramy miasta były zamknięte, garnizon francuski złożył broń, od kilku godzin powstańcy byli władcami cytadeli. Ten sukces dodał im odwagi. Zdobycie miasta, zajętego przez 30-tysięcy zbuntowanych mieszkańców, mając do dyspozycji jedynie 1500 żołnierzy i 6 armat polowych wydawało się trudnym przedsięwzięciem, tym bardziej, że miasto otoczone było murem i posiadało nawet bastiony. I chociaż umocnienia te znajdowały się w bardzo złym stanie, chroniły jednak przed wtargnięciem przeciwnika do miasta. W całej okolicy rozbrzmiewały dzwony alarmowe. Jeden jedyny krok wstecz powiększyłby nieszczęście i zmusiłby dowódcę do wezwania armii, znajdującej się już nad brzegami Oglio. Biorąc to pod uwagę, zdecydowano się na śmiały krok: Napoleon przystąpił do gwałtownego ataku. 6 posiadanych armat ostrzeliwały przez dłuższy czas bramy miasta, ale nie udało ich się rozbić. Ale granaty i kartacze spędziły przynajmniej z murów miejskich chłopów, dzięki czemu grenadierzy mogli rozbić bramy siekierami. Biegiem wpadli do miasta, rozbiegli się na najbliższym placu i zajęli narożne domy przy dochodzących do placu ulic. Oddział kawalerii skuteczną szarżą przebył most na Ticino. Naprzeciw francuskim żołnierzom wyszła delegacja złożona z najbardziej szanowanych obywateli miasta, na jej czele kroczyli arcybiskup Mediolanu i biskup Pawii z prośbą o oszczędzenie miasta. W tym samym czasie 300 francuskich żołnierzy, przetrzymywanych w cytadeli, obezwładniło swoich strażników i wkroczyło na plac, bez broni, w postrzępionych mundurach. Na ich widok, w pierwszym porywie, dowódca armii chciał co dziesiątego z nich rozstrzelać. "Wy tchórze - zawołał - powierzyłem wam ważną dla armii placówkę, a wy oddaliście ją tym nędznym chłopom bez najmniejszej próby oporu".

Kapitan dowodzący tym oddziałem został aresztowany. Był na tyle głupi, że dla swojej obrony powoływał się na rozkaz przybyłego właśnie z Paryża generała Hacquin. Został on pojmany przez buntowników w momencie zmiany koni na stacji pocztowej. Przystawiono mu pistolet do piersi i zagrożono zastrzeleniem, jeżeli nie wyda załodze cytadeli rozkazu kapitulacji. Hacquin przekonał garnizon do złożenia broni. Ale mimo, że generał był bez wątpienia winny, nie było to żadne usprawiedliwienie dla dowódcy cytadeli, który nie podlegał jego rozkazom. A gdyby nawet tak było, to władza generała skończyła się w momencie jego wzięcia do niewoli. Kapitan został postawiony przed sądem wojennym i rozstrzelany.

W mieście panował nieopisany chaos. W wielu miejscach podłożono ogień, z zamiarem zamienienia miasta w popiół. Ale litość zwyciężyła. Rabunek trwał przez wiele godzin, ale wywołana trwoga była większa niż wyrządzone szkody. Prawdę mówiąc obrabowano tylko kilka warszatatów złotniczych, ale plotka powiększyła wielokrotnie szkody wywołane w mieście, co było dobrą nauczką dla całych Włoch.

W całej okolicy krążyły wzmocnione patrole i rozbrajały ludność. W całej Lombardii zbierano pochodzących z najbardziej szanowanych rodzin zakładników, nawet takich, które wcale nie były podejrzane o nieprzychylność w stosunku do Francuzów. We francuskim dowództwie panowała bowiem opinia, że ich podróż do Francji może przynieść spore korzyści. Kilka miesięcy później zakładnicy wrócili do Włoch, wielu z nich odwiedziło wszystkie francuskie prowincje i powróciło do domu jako przyjaciele Francuzów.

Miasto Pawia położona jest 30 kilometrów od Mediolanu i 10 kilometrów od ujścia Ticino do Padu. Średnica miasta nie przekracza 1600, a obwód 5000 metrów. Kamienny most na Ticino był jedynym przejściem na drugi brzeg rzeki; broniony był on przez umocnione wały, leżące jednak w dużej części w gruzach. W przeszłości Pawia była miastem o dużym znaczeniu, w XI i XII wieku konkurowała z Mediolanem. Była centrum Gibelinów, partii cesarza i wielmożów, podczas gdy Mediolan był siedzibą Gwelfów - partii papieża i ludu. W 1525 roku Franciszek I z własnej winy został pokonany i wzięty do niewoli w słynnej bitwie pod Pawią. Słynny jest też uniwersytet w Pawii, Volta, Spallanzani, Marcotti i Fontana to jego najsłynniejsi absolwenci. 

IV.

Przyczynę buntu widziano w kontrybucji w wysokości 20 milionów nałożonej przez Francuzów na zdobytych terenach, niezbędnej dla pokrycia potrzeb armii. Być może wpływ miało także kilka innych, drobnych wydarzeń. Oddziały były mizernie odziane, ich odzież podarta, nic dziwnego, że nieprzyjaciel nazywał ich bandytami albo rozbójnikami. Mieszkańcy Lombardii nie uważali się za pokonanych. Pobita została armia austriacka, ale w jej szeregach nie walczył jednak żaden oddział włoski. Lombardia płaciła nawet specjalny podatek zwalniający jej mieszkańców od wcielenia do wojska. Na dworze wiedeńskim panowało przekonanie, że niemożliwym jest zrobić z Włochów dobrych żołnierzy.

Fakt, że armia francuska zmuszona była żyć na koszt zajmowanego kraju, opóźniało znacznie rozwój przychylnych nastrojów wśród społeczeństwa w stosunku do Republiki. Gdyby armia francuska utrzymywana była z francuskich pieniędzy, możliwe byłoby, już od pierwszego dnia, utworzenie wielu włoskich oddziałów. Ale wyzwolić naród, dać mu niezawisłość, wymagać od niego wyzwolenia ducha wolności i wystawienia jednostek wojskowych, zabierając równocześnie przemocą środki do życia - to dwie sprzeczne idee, ich spojenie wymaga dużego talentu. Z tego powodu początkowo napotykano na każdym kroku niezadowolenie, szemrania, spiski. Dowódca armii stał w zdobytym kraju na rozdrożu: pozostanie twardy, podrażni ludność i pomnoży liczbę swoich nieprzyjaciół; będzie łagodny, obudzi nadzieje, które uczynią późniejsze, nieuniknione w stanie wojennym, nadużycia i prześladownia, jeszcze bardziej odczuwalne. Jak by nie było: jeżeli w tych warunkach stłumi się w odpowiednim momencie bunty, a zdobywca okaże przy tym rozsądną mieszankę surowości, sprawiedliwości i łagodności, to w efekcie końcowym niepokoje te odniosą pozytywny skutek i zapewnią w przyszłości nowe poczucie bezpieczeństwa. 

V.

W międzyczasie armia, dowodzona przez Berthiera, kontynuowała marsz w kierunku Oglio. Dowódca armii dołączył do swoich oddziałów w Soncino i wkroczył z nimi 28 maja do Brescii. Mieszkańcy tego miasta byli niezadowoleni z władzy weneckich wielmożów. Brescia leży 50 kilometrów od Cremony, 70 od Mantui, 125 od Wenecji, 110 od Trientu, 60 kilometrów od Mediolanu. Ludność miasta liczyła wówczas 50 tysięcy, cała prowincja 500 tysięcy ludności, zamieszkującej góry i bujne, bogate niziny. W mieście rozpowszechniono następujący apel: 

"Żeby uwolnić najpiękniejszą krainę Europy spod austriackiego jarzma armia francuska pokonała natrudniejsze przeszkody. Zwycięstwo odniosła sprawiedliwość, nasze wysiłki ukoronowane zostały powodzeniem: niedobitki nieprzyjacielskiej armii wycofały się za Mincio. Armia francuska maszeruje jej śladami przez terytorium Republiki Weneckiej, nie zapominając przy tym długoletniej przyjaźni łączącej obie Republiki. Religia, rząd, obyczaje i własność prywatna zostaną uszanowane. Ludność nie ma powodów do niepokoju: w szeregach zostanie utrzymana najsurowsza dyscyplina, a wszystkie dostawy dla armii będą punktualnie zapłacone gotówką.

Dowódca armii wzywa oficerów Republiki Weneckiej, urzędy i księży do poinformowania ludu o jego przekonaniach, żeby zaufanie stało się nowym spójnikiem przyjaźni, która od dłuższego czasu łączy oba narody. Wierny swojemu honorowi francuski żołnierz jest wyłącznie wrogiem nieprzyjaciół jego wolności."  

Senat wysłał do armii swoich pełnomocników dla potwierdzenia swojej neutralności. Ustalono, że Wenecja dostarczy wszystkiego co niezbędne, a rozliczenie nastąpi w terminie późniejszym. 

Stacjonujący nad Mincio Beaulieu otrzymał liczne wzmocnienia. Po otrzymaniu pierwszych wiadomości o ruchach armii francuskiej przeniósł on swój obóz za Mincio, zamierzając bronić przeprawy i uniemożliwić oblężenie Mantui, która nieustannie wzmacniała swoje umocnienia i otrzymywała uzupełnienia wyposażenia obronnego. Beaulieu, nie bacząc na sprzeciw Wenecji, zmusił Peschierę do otwarcia mu swoich bram. Miasto miało stanowić oparcie dowodzonego przez generała Liptaya prawego skrzydła armii cesarskiej; centrum, tworzone przez dywizję Pittoni, miało oparcie w miastach Valleggio i Borghetto. Dywizja generała Sebottendorfa stacjonowała w okolicach Pozzolo; Colli, wzmocniony przez garnizon Mantui, w okolicach Goito. 15-tysięczna rezerwa dowodzona przez Melasa, zajmowała pozycje koło Villafranca i mogła stamtąd udzielić pomocy każdej zagrożonej pozycji. 

VI.

29 maja lewe skrzydło armii francuskiej miało swoje pozycje w Decenzano, centrum w Montechiaro, prawe skrzydło koło Castiglione. Mantua pozostawiona została nieatakowana na prawo od pozycji Francuzów. O świcie 30 maja armia wyruszyła w kierunku Borghetto. Marsz poprzedziły posunięcia, które miały umocnić przeciwnika w wierze o zamiarze podjęcia przez Francuzów przeprawy przez Mincio w okolicy Peschiery. Zmylona tymi zmiennymi manewrami austriacka rezerwa Melasa wymaszerowała z Villafranca w kierunku przypuszczalnego miejsca francuskiej przeprawy. Gdy awangarda francuska zbliżyła się do Borghetto natknęła się tam na stanowiska nieprzyjaciela: 300 austriackich i neapolitańskich kawalerzystów zajmowało pozycje na nizinie, 4000 piechoty umocniło się w leżącej na wzniesieniu wsi Borghetto.

Generał Murat poprowadził szarżę przeciwko nieprzyjacielskiej kawalerii, odnosząc w tym starciu znaczące sukcesy. Był to pierwszy przypadek, zważywszy jej zły stan, korzystnego dla francuskiej kawalerii wyniku starcia z kawalerią austriacką. Zdobyto 9 armat i 2 sztandary oraz wzięto 2000 jeńców, wśród których był też dowódca neapolitańskiej jazdy, książę Cuno. Teraz na drodze francuskiej kawalerii stanęła piechota nieprzyjaciela.Pułkownik Gardanne na czele grenadierów wtargnął biegiem do Borghetto. Nieprzyjaciel spalił most, jego odbudowa pod nieprzerwanie prowadzonym ze wzgórz Valleggio ogniem była niemożliwa. Gardanne skoczył do wody; na ten widok Austriacy, którym stanęły przed oczami straszliwe kolumny francuskie w trakcie szturmu pod Lodi, zatrąbili do odwrotu. Valleggio zostało zdobyte; zegary wskazywały godzinę 10.

W południe most był odbudowany, dywizje fancuskie przekroczyły Mincio. Augereau pomaszerował lewym brzegiem rzeki w kierunku Peschiery i zajął Castelnuovo. Serurier podążył w ślad wycofujących się z Valeggio w kierunku Villafranca Austriaków. Dowódca armii towarzyszył tej dywizji dopóki nieprzyjaciel znajdował się w zasięgu wzroku. Ale że ten unikał jakiegokolwiek starcia, dowódca powrócił do Valleggio, gdzie zajął kwatery sztab armii. Dywizja generała Massena, stanowiąca jego osłonę, nie przekroczyła Mincio, rozpalając ogniska dla przygotowania posiłków na prawym brzegu rzeki.

Dywizja Sebottendorfa, słysząc odgłos armat dobiegający z Valleggio wyruszyła w tamtą stronę, posuwając się w górę Mincio wzdłuż jej lewego brzegu. Jej flankierzy dotarli do Valleggio nie napotykając oddziałów francuskich i niespodziewanie stanęłi przed domem, gdzie zatrzymał się dowódca armii. Pełniący służbę żołnierze w ostatnim momencie zdążyli zamknąć bramę domostwa i podnieść alarm. Dowódca armii zyskał przez to na czasie, zdążył dosiąść konia i zbiec, wybierając drogę przez położone za domem ogrody. Słyszący krzyki i wystrzały żołnierze Masseny porwali się ze swoich miejsc i przewracając w pośpiechu swoje kociołki przebiegli przez most. Odgłos werbli spłoszył austriackich huzarów. Dywizja Sebottendorfa była ścigana aż do zmierzchu i straciła wielu ludzi.

Niebezpieczeństwo, któremu uszedł Napoleon, przekonało go do powołania straży przybocznej utworzonej z wybranych i specjalnie do tej służby przeszkolonych żołnierzy, której zadaniem było zapewnienie mu osobistego bezpieczeństwa. Organizację powołanego oddziału guidów powierzono szefowi szwadronu Bessieres. Ich mundur był w przyszłości noszony przez pułk strzelców konnych gwardii, którego guidowie byli zalążkiem. W skład tego oddziału wchodzili wyszukani żołnierze,  którzy mieli za sobą przynajmniej 10 lat służby i wyróżnili się w stoczonych bitwach. 30-40 z tych dzielnych, wprowadzonych do akcji w odpowiednim momencie, odnosiło zawsze wielkie sukcesy. Oddział guidów miał w bitwie te same zadania, jakie w czasach Cesarstwa wypełniały szwadrony gwardii.

Bessieres urodził się w Langwedocji, służbę wojskową rozpoczął w 22.pułku strzelców konnych w Armii Pirenejów Wschodnich. Był odważny, zachowywał zawsze spokój w bitewnym tumulcie. Był dobrym obserwatorem, obeznanym ze wszystkimi manewrami kawalerii, szczególnie predystynowany do dowodzenia rezerwą. Odegrał dużą rolę we wszystkich dużych bitwach. On i Murat byli pierwszymi kawalerzystami armii, gdy jednak porywczy i żądny przygód Murat był typowym oficerem awangardy, rozsądek Bessieres'a czynił z niego idealnego dowódcę rezerwy. Od momentu powołania guidów Bessieres zajmował się wyłącznie ochroną dowódcy armii i kwatery głównej. Później otrzymał tytuł księcia Istrii, stopień marszałka i był jednym z marszałków gwardii.    

VII.

Dla osłony oblężenia Mantui i odseparowania reszty Włoch koniecznym było zajęcie przez armię francuską pozycji na linii Adygi i opanowanie mostów w Weronie i Legnago. Daremne były wysiłki weneckiego gubernatora (provveditore) Foscarelli, który próbował przeciwstawić się marszowi w kierunku Werony. 3 czerwca dywizja generała Massena zajęła miasto. Jest ono oddalone o 145 kilometrów od Mediolanu, 110 kilometrów od Wenecji, 70 od Trientu. Trzy kamienne mosty łączą oba brzegi Adygi. Jeden z nich, Ponte Vecchio ma 120 metrów długości i posiada trzy łuki. Werona ma 60 tysięcy mieszkańców, jest ładna, duża, bogata i zdrowa. Wenecji podporządkowana została w 1405 roku; leży na obu brzegach Adygi, a jej obwód wynosi 12 kilometrów. Broniące miasto forty leżą na wzniesieniach lewego brzegu.

Porto Legnago wyposażono w armaty, lewe skrzydło armii obserwacyjnej zajęło pozycje na Monte Baldo, centrum stacjonowało w Weronie, prawe skrzydło - nad dolną Adygą.

Cel został osiągnięty. Trójkolorowe flagi powiewały na przełęczach wiodących z Tyrolu do Włoch. Teraz należało wydrzeć Austriakom Mantuę, co spodziewano się osiągnąć przed przybyciem nowej armii austriackiej. Ale ile wymagało to jeszcze trudów i walk, jakie wydarzenia i niebezpieczeństwa stały jeszcze na drodze! 

VIII.

Mantua leży pośrodku trzech jezior tworzonych przez wypływającą z jeziora Garda i uchodzącą koło Governolo do Padu rzekę Mincio. Ze stałym lądem łączy miasto pięć grobli, z których jedna, zwana La Favorita oddziela jezioro Górne (Lago Superiore) od Środkowego (Lago di Mezzo). Długość tej kamiennej grobli wynosi 600 metrów, za nią znajdują się młyny miasta. Wyposażona jest ona w umożliwiające spuszczenie wody zastawy. Na jej końcu znajduje się cytadela La Favorita, umocniony, regularny pięciokąt. Droga na grobli prowadzi z Mantui do Roverbella i dalej do Werony i Peschiery.

Grobla San Giorgio ma 360 metrów długości i jest początkiem drogi prowadzącej z przedmieścia o tej samej nazwie w kierunku Porto Legnago. Dostęp do miasta broni na niej żelazna brama oraz zwodzony most znajdujący się w połowie grobli. Trzecia z grobli prowadzi w kierunku Pietole. Jezioro Dolne ((Lago Inferiore) jest tylko 160 metrów szerokie, ale na obszarze pomiędzy jeziorem i twierdzą znajduje się otoczony rowami z wodą umocniony obóz.

Czwarta grobla ma swój początek przy kamiennej bramie zwanej Porta di Cerese i prowadzi w kierunku Modeny.

Ostatnia, piąta grobla o długości 400 metrów jest początkiem drogi wiodącej do Cremony i ma swój początek przy bramie Pradella. Broniona jest przez znajdujące się w jej połowie dzieło rogowe o tej samej nazwie.

Ze wszystkich pięciu grobli jedynie La Favorita była broniona przez cytadelę, pozostały nie posiadały specjalnych umocnień, tak że oblegający, po zajęciu wyjść z grobli, był w stanie niewielką ilością żołnierzy zablokować garnizon twierdzy.

Analizując w czasach królestwa Włoch wzmocnienia tej ważnej twierdzy stwierdzono, że najistotniejszym jest wybudowanie umocnień na wylotach poszczególnych grobli. Inżynier Chasseloup (generał Francois-Charles Chasseloup-Laubat, w latach 1806-1807 dowódca inżynierii Wielkiej Armii, od 1809 dowódca inżynierii armii królestwa Włoch - przyp.tłum.) wybudował prawdziwy fort przed groblą San Giorgio, inny, kosztujący kilka milionów, stanął przed Pietole. Groblę przed Cerese kazał zburzyć i wybudować fort na początku grobli przed Pradellą. Zatem dzisiaj, chcąc prowadzić oblężenie Mantui trzeba zdobyć najpierw forty leżące na końcu czterech grobli.

Serraglio to nazwa okolicy pomiędzy rzeką Mincio, Mantuą, Padem i Fossa Maestra, kanałem łączącym mantuańskie jezioro z Padem, do którego uchodzi w okolicy Borgoforte. Jest to zatem położona w głębi lądu wyspa-trójkąt o powierzchni 100-120 kilometrów kwadratowych. Obsadzenie twierdzy Mantua wymaga garnizonu w sile przynajmniej 12 tysięcy, który musi jak najdłużej utrzymać się w Serraglio, żeby móc wykorzystać wszystkie zasoby tego żyznego regionu oraz zachować dostęp do Padu, zapewniający możliwość sprowadzania żywności z prawego brzegu rzeki.

Governolo było w tamtych latach umocnione.

Na prawym brzegu Padu, naprzeciw ujścia Mincio znajduje się opactwo San Benedetto, główna siedziba zakonu benedyktynów. Z powodu lepszego niż w Mantui powietrza wykorzystywane było ono w czasie pokoju przez garnizon tego miasta w charakterze szpitala.    

IX.

Obrońcy Mantui wiedzieli o znaczeniu utrzymania wylotów wszystkich pięciu grobli. Pracowano zatem pośpiesznie nad ulepszaniem szańców, ale prac nie dokończono.

4 maja dowódca armii udał się osobiście w okolice przedmieścia San Giorgio i po stosunkowo zażartym starciu wyparł nieprzyjaciela z jego pozycji i zmusił do wycofania się do twierdzy. Nie miał on nawet czasu podniesienie mostu zwodzonego na grobli. Gdyby zwlekali jeszcze przez kilka minut Francuzi zagroziliby nawet samej twierdzy. Augereau przełamał opór Austriaków i zajął Porta di Cerese; nieprzyjaciel wycofał się z Pietole i schronił w dziele rogowym.

W ten sposób Francuzi stali się panami czterech grobli, a obrońcy mogli dokonywać wypadów jedynie z cytadeli La Favorita. Załoga twierdzy została zablokowana przez dużo słabsze siły przeciwnika.

Oblężenie powierzono generałowi Serurier. Założył on swoją kwaterę w Roverbella, punkcie leżącym najbliżej cytadeli Favorita. Pod jego rozkazami znajdowało się 3600 żołnierzy oblegających twierdzę, 600 stacjonujących w San Giorgio, 600 w Pietole, tyle samo w Cerese, 1000 w Pradella; 2000 artylerii, kawalerii i piechoty stacjonowało jako ruchome kolumny wokół mantuańskich jezior, na których krążyło około tuzina barek obsadzonych francuskim marynarzami. Posiadając pod swoją komendą 8 tysięcy ludzi Serurier blokował liczący 14 tysięcy garnizon, z których jednak nie więcej jak 10 tysięcy stało pod bronią.

Usypanie szańców uważano za zbyteczne, co później okazało się błędem. Ale inżynierowie francuscy mieli nadzieję, że twierdza skapituluje, zanim armia austriacka zdąży przybyć jej z pomocą.

Bez wątpienia tego typu umocnienia byłyby niewykorzystane, gdyby Wurmser bezpośrednio przed bitwą pod Castiglione zaprowiantował twierdzę. Ponieważ Napoleon wycofał wówczas oddziały blokujące, pozostawiając na łaskę losu armaty oblężnicze, ten sam los spotkałby przygotowane umocnienia. Ale gdy po bitwie pod Bossano Wurmser zepchnięty został w kierunku Mantui nie byłby prawdopodobnie w stanie przełamać francuskich umocnień i zostałby zmuszony do złożenia broni. Później, w trakcie trzeciego oblężenia, zrozumiano znaczenie wybudowania tego typu umocnień. Otoczono San Giorgio rowami oblężniczymi, czemu zawdzięczano kapitulację korpusu generała Provery i korzystny wynik bitwy pod La Favorita w styczniu 1797 roku. 

X.

Gdy król Neapolu dowiedział się o opanowaniu przez Francuzów północnych Włoch, wysłał do ich kwatery głównej księcia Pignatelli-Belmonte z propozycją zawieszenia broni, które zostało podpisane 5 czerwca. Przedstawiciel neapolitański udał się do Paryża dla podpisania ostatecznego traktatu pokojowego z Republiką. Ponieważ król Neapolu był w stanie wystawić 60-tysięczną armię, podpisanie zawieszenia broni było ważnym wydarzeniem, tym bardziej, że ze względu na położenie geograficzne Neapolu, tak daleko oddalonego od teatru wojny, nie musiał on obawiać się armii operującej w północnych Włoszech. Odległość od Padu do południowego krańca półwyspu wynosi 900 kilometrów.

Nie bez wysiłku udało się dowódcy armii skłonić rząd francuski do zaakceptowania jego polityki. Rząd dążył, nie uwzględniając odległości, perspektyw i posiadanych sił, do wywołania rewolucji w Rzymie, Neapolu i Toskanii. Punktem wyjścia tych dążeń było fałszywe zrozumienie nastrojów zamieszkującej te ziemie ludności, nieznajomości stosunków lokalnych i siły rewolucyjnych idei. Zasady prowadzenia działań wojennych, które przyjął gabinet w Paryżu były złe i sprzeczne z podstawowymi regułami prowadzenia wojny.

Pułkownik Chasseloup był dowódcą inżynierii Armii Italii, tam też uzyskał awans do stopnia generała brygady; był on jednym z najlepszych oficerów tego gatunku broni, niezrównoważony, ale ze znakomitą znajomością sztuki inżynierii.

Dowódca artylerii, Lespinasse był starym oficerem, o dużej odwadze osobistej i wielkiej gorliwości.

Dommartin, Sugny i Songis byli zasłużonymi oficerami.

Generał artylerii Dujard, posłany do Francji dla objęcia stanowiska dowódcy obrony wybrzeża Nicei w Prowansji został na przełęczy Tenda zamordowany przez barbets (barbets, barbati - rozbójnicy żyjący od czasów wojen religijnych w górach Montferrat. Po wejściu armii francuskiej do Włoch wykazywali szczególnie ożywioną działalność, ich ofiarą padło wielu samotnie podróżujących oficerów i kurierów - przyp.tłum.) 

Po tylu nieudannych operacjach Beaulieu wpadł w niełaskę swojego cesarskiego przełożonego, został odwołany i tymczasowo zastąpiony na stanowisku głównodowodzącego armii austriackiej przez Melasa, który kwaterował w Triencie. Nowym dowódcą armii austriackiej we Włoszech został marszałek Wurmser, którego w tym celu odwołano ze stanowiska dowódcy Armii Górnego Renu.

 

T. I, Roz. 8. Marsz wzdłuż prawego brzegu Padu

I. Przyczyny marszu armii francuskiej w kierunku Apeninów. - II. Poruszenie wśród cesarskich lenników. - III. Wkroczenie do Bolonii i Ferrary (19 czerwca 1796). - IV. Zawieszenie broni z Państwem Kościelnym (23 czerwca). - V. Wkroczenie do Livorno (27 czerwca). - VI. Napoleon we Florencji. - VII. Zamieszki w Lugo. - VIII. Początek oblężenia Mantui (18 lipca). - IX. Sytuacja w Piemocie i Lombardii. 

I.

Armia francuska osiągnęła swój cel: zajęła linię Adygi, zablokowała Mantuę i odizolowała południowe i środkowe Włochy. Była teraz w stanie stanąć naprzeciw armii austriackiej, niezależnie od kierunku wkroczenia tejże do Włoch, z Tyrolu czy z Friulu.

Ale oblężenie Mantui wymagało posiadania ciężkiego sprzętu oblężniczego. Sprzęt należący do armii pozostał jednak w Antibes, a zebrany w twierdzach Tortona, Coni i Ceva był zajęty ostrzeliwaniem cytadeli w Mediolanie. Należało zatem przyspieszyć zdobycie tej twierdzy.

Austriacki przedstawiciel w Genui, Girola podburzał ludność w państwach włoskich. Za jego namową powoływano tam kompanie strzelców tworzone ze zbiegłych z francuskiej niewoli Austriaków, piemonckich dezerterów i byłych żołnierzy lekkiej piechoty piemonckiej, którzy po rozwiązaniu ich jednostek zajmowali się głównie szmuglem. Arystokracja genueńska z satysfakcją obserwowała działalność Giroli.

Sytuacja stawała się nie do zniesienia; łączność armii z Genuą, Sawoną i Niceą była tak dalece niepewna, że nawet 600-osobowy batalion na drodze do armii musiał stoczyć kilka potyczek. Należało podjąć szybkie i skuteczne kroki zapobiegawcze.


Również dwór w Rzymie zbroił się; wzmocnienie jego sił przez stacjonujących na Korsyce 5 tysięcy Anglików, umożliwiłoby armii Państwa Kościelnego wykonanie groźnego dla Francuzów marszu wzdłuż prawego brzegu Padu, skoordynowanego z ruchami odbudowanej armii austriackiej. Żeby temu zapobiec należało zatem ponownie przekroczyć Pad, wyprzeć armię papieską za Apeniny i zmusić Jego Świętobliwość do podpisania zawieszenia broni; następnie przekroczyć Apeniny i zająć Livorno, przepędzając stamtąd angielskie przedstawicielstwo, a przebywających w tym mieście 500-600 korsykańskich uciekinierów zebrać i wysłać z powrotem na wyspę. Zmusiłoby to przebywającą na Korsyce angielską dywizję do skoncentrowania się na własnej obronie.

Marszałek Wurmser, który na czele 30-tysięcznej, doświadczonej armii wyruszył znad Renu, znajdował się w drodze do Włoch. Ale nie był on w stanie przybyć tam przed 15 lipca, pozostawało zatem jeszcze 30-40 dni, w czasie których możliwe było wykonanie bez obawy manewru bocznego i powrót w połowie lipca nad Adygę.  

II.

7 czerwca Napoleon udał się do Mediolanu, aby skontrolować stan oblężenia cytadeli. 13 czerwca wyruszył do Tortony i wysłał stamtąd, dowodzoną przez pułkownika Lannes, 1200-osobową kolumnę dla poskromienia cesarskich lenników. Lannes zajął szturmem Arquantę, wyciął w pień bandytów, którzy niedawno rozbili 500-osobowy oddział francuski i zrównał z ziemią zamek należący do genueńskiego senatora, markiza Spinoli, jednego z inicjatorów zamieszek. W tym samym czasie adiutant Napoleona, Murat udał się do Genui, gdzie, dzięki poparciu przedstawiciela Republiki, Faipoult, stanął przed obliczem Senatu. Murat zażądał odwołania gubernatora Novi, co też uczyniono, wydalenia przedstawiciela Austrii w Genui, Giroli oraz zajęcia przez oddziały genueńskie pozycji, które chroniłyby francuskie transporty i zapewniły bezpieczeństwo na drogach.

Generał Augereau ze swoją dywizją przekroczył 14 czerwca Pad koło Borgoforte i po 4-dniowym marszu zajął Bolonię i Ferrarę.

Generał Vaubois skoncentrował w Modenie brygadę w sile 4000 żołnierzy i 700 koni. 

Z Tortony Napoleon udał się przez Piacenzę, Parmę i Reggio do Modeny, gdzie przybył 19 czerwca. Jego obecność zelektryzowała mieszkańców dwóch ostatnich miast, którzy głośno domagali się uwolnienia ich spod uciążliwego jarzma. Ale warunki zawieszenia broni były przez Radę Regencyjną zachowywane z największą skrupulatnością. Dlatego Napoleon użył wszystkich swoich wpływów, by przekonać lud do posłuszeństwa w stosunku do jego władców i zahamować jego rewolucyjne zapędy. W Modenie starał się wśród ludności przywrócić zaufanie i poważanie dla Rady Regencyjnej. Stary książę już dawno uciekł ze swoimi skarbami do Wenecji. 

Trakt prowadzący z Modeny do Bolonii przebiega pod murami należącego do papieża fortu Urbano. Wyposażony był on w wysunięte bastiony; jego 800-osobowa załoga była dobrze uzbrojona i zaopatrzona w zapasy żywności. Oddziały należące do dywizji generała Augereau, które tego samego dnia wkroczyły do Bolonii, nie miały czasu na obleganie fortu. Pułkownik Vignolle ze sztabu generalnego na czele 200 guidów pomaszerował pod fort i przekonał jego załogę do kapitulacji. Na wałach fortu Urbano ustawionych było 60 armat, z których połowę wysłano do Borgoforte, gdzie stacjonował park oblężniczy armii. 

III.

Dywizja Augereau zastała w Bolonii pewnego kardynała na czele 400 ludzi, których wzięto do niewoli. Kardynał otrzymał warunkowe zezwolenie na udanie się do Rzymu, leczy gdy tam jego zachowanie zaczęło budzić zastrzeżenia strony francuskiej, został wezwany listem generała Berthiera do stawienia się w kwaterze głównej. Kardynał w kwiecistym liście odmówił powrotu, tłumacząc się otrzymanym listem papieskim, zwalniającym go z danego słowa. List ten skwitowany został w armii wybuchem śmiechu.

W cytadeli w Ferrarze znaleziono 140 armat i duże ilości amunicji; 40 z nich posłane zostały do Borgoforte.

Miasto Bolonia nazywano la Dotta, uczona. Leży ona u stóp Apeninów nad rzeką Reno i była zamieszkana przez 50-60 tysięcy. Jej Akademia Nauk była najsłynniejszą w całych Włoszech. Urocze ulice miasta ozdobione są porośniętymi roślinnością kamiennymi arkadami. Połączenie z Wenecją zapewnia sztuczny kanał.

Bolonia miała duży wpływ na trzy lenna papieskie, której ludność była niezadowolona z papieskich rządów. "Co może być gorszego - mówiono - od władzy księży? My nie mamy swojej ojczyzny, jesteśmy rządzeni przez ludzi, którym zabroniono małżeństwa, a na wszystko patrzą z punktu widzenia religii chrześciajńskiej; już od dzieciństwa przyzwyczajeni są oni do studiowania teologii, co jest zupełnie nieprzydatne do oceny spraw otaczającego ich świata".

Szczególnie tutaj dawało się odczuć silne dążenie do uzyskania wolności. W jej murach, podobnie jak w Brescii, znaleźć można było najzagorzalszych i gotowych do ofiar zwolenników niepodległości Włoch. Nigdzie indziej Francuzi nie spotkali się z taką nieustającą przez lata życzliwością.

Wkroczenie armii francuskiej było wielkim tryumfem: Caprara, Marescalchi i Aldini powitali Francuzów w imieniu Senatu. Dwóch pierwszych należało do najwybitniejszych rodzin kraju, Caprara, wówczas senator, został później koniuszym dworu króla Włoch, a Marescalchi jego ministrem spraw zagranicznych. Aldini był najleszym adwokatem w Bolonii, zaufanym Senatu, później został sekretarzem stanu królestwa Włoch.

W Bolonii przebywało wówczas  300-400 hiszpańskich jezuitów, których po wkroczeniu wojsk francuskich ogarnęła wielka trwoga; najzamożniejsi i najmłodsi uciekli do Rzymu. Pozostałych uspokoił sztab generalny i nakazał wszystkim traktowanie ich z należytym szacunkiem. Byli wśród nich ludzie o ogromnych zasługach.

W przeciągu tych kilku dni, które Napoleon spędził w Bolonii, całkowicie zmieniło się oblicze miasta. Nigdy dotąd nie dokonał się tak szybko przewrót w obyczajach jakiegoś narodu. Każdy, kto nie nosił sutanny, zakładał mundur i przypasywał szpadę, nawet niektórzy księża porwani zostali ideą wolnościową. Władze miejskie i osoby prywatne wydawały liczne przyjęcia, które miały charakter ludowy, a zakres niespotykany dotychczas we Włoszech. Francuski generał pokazywał się często bez ochrony w środku tłumów i chodził, w towarzystwie wyłącznie Bolończyków, do teatru. 

IV.

W międzyczasie w Watykanie zapanował wielki niepokój. Przedstawiciel hiszpański, Azara otrzymał od papieża pełnomocnictwo i pospieszył do kwatery głównej armii francuskiej, gdzie 23 czerwca podpisano zawieszenie broni, które uspokoiło papieża. Ojciec Święty zobowiązał się do wysłania do Paryża swojego przedstawiciela dla przeprowadzenia negocjacji pokojowych. Do tego czasu obowiązywać miało zawieszenie broni, Bolonia i Ferrara pozostawały w posiadaniu armii francuskiej, która wysłała również załogę do Ankony. Papież zapłacił 21 milionów, częściowo w gotówce, częściowo w dostawach koni i towarów potrzebnych armii. Ponadto zobowiązał się do wydania 100 dzieł sztuki, które, wybrane przez komisarzy francuskich, miały zostać wysłane do Paryża.

W zaistniałej sytuacji militarnej Napoleonowi nawet przez myśl nie przyszło maszerować w kierunku Rzymu. Mimo tego wielu filozofów i wrogów Stolicy Apostolskiej z żalem przyjęło podpisanie zawieszenia broni. W szczególności mieszkańców Bolonii niepokoiła myśl, że miasto ich powróci w granice władzy papieża. Nie było jednak trudne przekonanie ich, że warunki traktatu pokojowego leżą w rękach Francuzów, którzy nie podpiszą pokoju bez zapewnienia Bolonii wolności. Bolończycy przyjęli francuskie obietnice i natychmiast postawili Gwardię Narodową w stan gotowości. 

V.

Po zakończeniu tych ważnych rokowań, które zabezpieczyły skrzydło armii i przyczyniły się do pojednania narodów, Napoleon przekroczył Apeniny i dotarł 26 maja do stacjonującej w Pistoja dywizji generała Vaubois. Zamieszkał w pałacu arcybiskupa, który swego czasu wywołał poruszenie, głosząc poglądy zgodne z poglądami księży popierających francuską konstytucję. Stojący na czele rządu Wielkiego Księstwa Toskanii, Manfredini, zaniepokojony plotką o planach przemaszerowania wojsk francuskich przez Florencję, przybył do kwatery głównej. Tutaj jednak uspokojono go twierdzeniem, że Francuzom zależy na utrzymaniu przyjacielskich stosunków z księstwem i wkroczyli na jego terytorium wyłącznie w celu dotarcia do Sieny.

27 czerwca dowódca awangardy, Murat wyruszył z Fucecchio i wykonując niespodziewany zwrot w kierunku Livorno w przeciągu 8 dni stanął pod murami miasta. Miał przy tym nadzieję, że uda mu się zaskoczyć kupców angielskich i ich ponad setkę załadowanych towarami statków. Jednakże ci, w porę uprzedzeni, znaleźli schronienie w portach Korsyki. 

Mury miejskie Livorno wybudowane zostały dla 8-10 tysięcy mieszkańców, ale handel rozwinął je na tyle, że liczba mieszkańców miasta osiągnęła ponad 60 tysięcy, co stworzyło konieczność wybudowania ogromnych przedmieści, sięgających aż do murów obronnych. Wjazd do portu jest trudny, reda oddalona od nadbrzeża i niezbyt bezpieczna, corocznie jest miejscem jakiegoś wypadku. Livorno jest następcą portu w Pizie, leżącego wcześniej u ujścia Arno, największej rzeki Toskanii. Livorno jest też portem Florencji, odwiedza je też duża liczba Anglików, którzy założyli w mieście faktorię, magazynującej towary i produkty przywiezione z Indii i innych kolonii angielskich. Zajęcie miasta i zniszczenie faktorii było bardzo dotkliwym ciosem dla londyńskiego handlu.

Do Livorno zjechali się, przebywających dotychczas we Francji uchodźcy z Korsyki, w sumie było ich około 600. Z Fium' Orbo i La Rocca nawiązano stały kontakt z Korsyką. Stamtąd też wyjeżdżali na wyspę wysłannicy z proklamacjami adresowanymi do jej mieszkańców. Już wkrótce angielski wicekról zaczął odczuwać skutki tej działalności, na wyspie wybuchła cała seria zamieszek. Wśród uchodźców były też cenione osobistości, ich bliskość, a w szczególności ich odezwy, podburzały mieszkańców górskich miejscowości Korsyki - nieustannie miały miejsce krwawe starcia. Anglicy tracili każdego dnia wielu ludzi, tak że ich ilość stała się niewystarczająca dla utrzymania władzy na całej wyspie.

W październiku na Korsyce wylądował Gentilly (generał Antoine Gentilly - przyp. tłum.) na czele korsykańskich uchodźców, wezwał mieszkańców do powstania i wspólnie przepędzili Anglików.

Toskański komendant Livorno, Spanocchi znany był z przyjaznego nastawienia do Anglików. Niektóre jego czyny, na które sobie pozwolił, przebrały miarę i doprowadziły do jego aresztowania oraz przetransportowania do Florencji, gdzie oddany został do dyspozycji Wielkiego Księcia.

Rozstrzygnięcie sporów dotyczących towarów angielskich powierzono konsulowi francuskiemu, Belleville. Jego działalność, mimo napływu do Livorno licznej rzeszy spekulantów z Marsylii i Genui, wzbogaciła kasę armii o 2 miliony. Komendantem miasta mianowany został generał Vaubois, który dysponował garnizonem w sile 2 tysięcy żołnierzy. Pozostałe oddziały francuskie przekroczyły Apeniny oraz Pad i połączyły się ze stojącą nad Adygą armią.  

VI.

Na zaproszenie Wielkiego Księcia Napoleon z Livorno udał się do Florencji. Przybył do miasta bez straży przybocznej i zatrzymał się w domu francuskiego wysłannika, przed którym stanęła warta honorowa, utworzona przez batalion gwardii wielkoksiążęcej.

Dowódca armii był bardzo zadowolony ze stosunków z księciem i zwiedził z zainteresowaniem wszystkie zabytki tego starego i znaczącego miasta.

Armia francuska dwukrotnie przemaszerowała przez terytorium księstwa, omijąjąc jednak każdorazowo Florencję. Utrzymano przy tym surową dyscyplinę, nie dając żadnych powodów do skarg.

Ministrowie toskańscy przyznawali w rozmowach, że Livorno w rzeczywistości rządzone było przez Anglików i skarżyli się na przywłaszczenie władzy przez angielskich generałów.

Podczas obiadu u Wielkiego Księcia Napoleon otrzymał informację o zdobyciu 29 czerwca cytadeli w Mediolanie. Załogę, 2500 żołnierzy, wzięto do niewoli. W cytadeli znaleziono ponadto około 100 armat. Sprzęt oblężniczy bez zwłoki posłano Padem do Mantui, dzięki czemu, wraz z armatami zabranymi z fortu Urbano i cytadeli w Ferrarze, oblegający Mantuę dysponowali ponad 200 armatami i wystarczającą ilością amunicji.

Po obiedzie Wielki Książę poprowadził swojego gościa do słynnej galerii, gdzie zgromadzono liczne arcydzieła sztuki. Napoleon podziwiał przede wszystkim Wenus Medycejską (Galleria degli Uffizi, gdzie znajduje się m.in. pochodząca z I wieku p.n.e. rzeźba Wenus Medycejskiej - przyp. tłum.). Anatom Fontana pokazał mu wspaniałe figury woskowe. Napoleon zamówił podobne dla Paryża.

Wychowawcą Wielkiego Księcia oraz arcyksięcia Karola był zarządca dworu i premier Manfredini. Pochodził on z leżącego na weneckim stałym lądzie miasta Padwa i był właścicielem austriackiego pułku Manfredini. Był oświeconym człowiekiem, w równym stopniu sprzyjającym filozoficznym ideałom rewolucji jak i przeciwnikiem związanych z nią gwałtów. Z wytrwałością opierał się zakusom dworu papieskiego w okresie gdy ten, po śmierci Wielkiego Księcia i późniejszego cesarza Leopolda, próbował unieważnić zarządzenia tegoż księcia. Był człowiekiem ogólnie szanowanym, popierającym w skrytości idee niepodległości Włoch. W tym kraju ideą tą żyli wszyscy szlachetni ludzie, niezależnie od pozycji społecznej.  

VII.

Po krótkim pobycie we Florencji Napoleon udał się do Bolonii, gdzie przez kilka dni zajmował się skierowaniem na właściwe tory rozentuzjazmowanego wolnością tłumu. Do Lugo, gdzie miejscowa ludność podniosła bunt przeciwko stacjonującym tam słabym oddziałom francuskim, skierowana została brygada generała Beyrand. W mieście zabarykadowało się około 4-5 tysięcy mieszkańców. Francuska brygada wzięła miasto szturmem i splądrowała je. Biskup Imoli, późniejszy papież Pius VII, w którego diecezji miały miejsce te wydarzenia, napisał list pasterski, w którym apelował do ludności: "dajcie Cezarowi, co do niego należy; Jezus Chrystus nakazał tego słuchać, do kogo należy władza". Wysłał nawet do Lugo biskupa Edessy, swojego ówczesnego wielkiego wikarego, później Wielkiego Jałmużnika. Jego misja nie przyniosła żadnego rezultatu: buntownicy przyjęli go z głęboką czcią, ale nie posłuchali jego napomnień. Podporządkowywali się jedynie przemocy. 

Armia francuska przekroczyła Pad, na jego prawym brzegu pozostawiono jedynie kilka posterunków żandarmerii i zakłady. Miejscowa ludność była tak przychylnie nastawiona, że własnym kosztem wystawiła gwardie narodowe. Regent Modeny był wprawdzie całkowicie oddany nieprzyjacielowi, ale był on bezsilny; patrioci z Reggio i Modeny mieli zdecydowaną przewagę. 

VIII.

Dowódcą Mantui był generał Canto d'Irles, któremu podporządkowani byli generałowie Roccavina, Roselmini i Wukassowicz oraz 12 tysięcy piechoty, 500 kawalerzystów, 600 artylerzystów, 150 saperów, 100 marynarzy itd. W sumie: 14 tysięcy żołnierzy.

Sztab armii udał się z Bolonii do Roverbella, gdzie swoją kwaterę miał dowodzący oblężeniem generał Serurier. Na Dolnym Jeziorze patrolowały szalupy francuskie. Pułkownik Andreossy zebrał liczne okręty przy pomocy których miał nadzieję zaskoczyć nieprzyjaciela. Na statki te zaokrętowano 1000 grenadierów, mieli oni o godzinie 2 nad ranem wylądować pod bastionem pałacu, opanować bramę i opuścić most na grobli San Giorgio, przez który oblegający planowali wedrzeć się do miasta. Ten plan wydawał się być bez zarzutu. Kolumnę szturmową, w której skład wchodzić miało wielu miejscowych patriotów, prowadzić miał pochodzący z Mantui pułkownik Lahoz. Ale wykonanie tego planu uniemożliwiło opadnięcie wody w Padzie i jeziorze. Aby nie zostać zauważonym z twierdzy statki musiałyby ukryć się w trzcinie, skąd wydostanie się w nocy było niemożliwe. W przeciągu następnej godziny poziom wody obniżył się jeszcze bardziej, co zmusiło oblegających do odwołania akcji. Chasseloup obiecał jednak, że w ciągu 14 dni twierdzę można będzie zdobyć z wykonywanych okopów. Twierdza była źle uzbrojona, a załoga osłabiona. Plan ten otrzymał poparcie dowódcy armii.

Generałowie Murat i Dallemagne przekroczyli koło Pietole Jezioro Dolne, które w tym miejscu było bardzo wąskie i po krótkim, ale zaciętej potyczce opanowali niezalane tereny leżące pomiędzy Pietole, Palazzo del Te i otoczonym szańcami obozem Migliaretto.

18 lipca wszystkie naturalne przeszkody zostały pokonane, oblegający stanęli przed skromnie umocnionym bastionem i szerokim rowem z wodą. 22 tego miesiąca okopy oblężnicze zbliżyły się na odległość około 100 metrów. Oblegający przeprowadzili liczne wypady dla opóźnienia prac oblężniczych, ale za każym razem, po krwawych starciach, byli zmuszeni do wycofania się, ponosząc przy tym duże straty. W potyczkach tych wyróżnił się na czele batalionu grenadierów w szczególności pułkownik Dupuy, ten sam, który później wyróżnił się podczas tłumienia powstania w Kairze (Dominic-Martin Dupuy, w 1796 roku szef 32.półbrygady piechoty liniowej, awansowany przez generała Bonaparte do stopnia generała brygady podczas kampanii egipskiej, komendant Kairu, zginął podczas zamieszek w tym mieście - przyp. tłum.).  

IX.

Zbliżał się moment, kiedy należało spodziewać się pojawienia we Włoszech nowej armii austriackiej. Uspokojony stanem oblężenia Mantui Napoleon postanowił zająć się reorganizacją administracji Lombardii, dla zapewnienia łączności na tyłach swojej armii podczas zbliżających się walk. W tym celu udał się do Mediolanu, zamierzając powrócić przed rozpoczęciem austriackiej ofensywy. 

Król Sardynii oddał się całkowicie do dyspozycji Republiki. Oddał w ręce Francuzów wszystkie swoje twierdze; Susa, Exilles i Demonte zostały zburzone, Alessandria zajęta była przez Armię Italii. W Mediolanie rezydował przedstawiciel Sardynii, kawaler Borghese. Ponadto król wysyłał często do kwatery głównej hrabiego Saint-Marsan, dla złożenia tego, czy innego oświadczenia lub z prośbą o pomoc konieczną dla podtrzymania w kraju pokoju. Nie mógł do tego celu wybrać lepszego człowieka. Charakter i osobowość hrabiego bardzo odpowiadały dowódcy armii. Ten wówczas około 30-letni arystokrata pochodził z jednej z najlepszych rodzin Piemontu. Chłodny, o nienagannych manierach, przyjmował istniejący stan rzeczy bez jakichkolwiek uprzedzeń. Osobiście był negatywnie nastawiony do polityki austriackiej, co odziedziczył po przodkach i umocnił własnymi doświadczeniami.

 

T. I, Roz. 9. Bitwa pod Castiglione

I. Wkroczenie nowej armii austriackej marszałka Wurmsera do Włoch . - II. Położenie armii francuskiej. - III. Austriacki plan kampanii. - IV. Marsz trzech kolumn armii austriackiej. - V. Szybka reakcja Napoleona; potyczka pod Salo; potyczka pod Lonato (31 lipca). - VI. Bitwa pod Lonato (3 sierpnia). - VII. Kapitulacja trzech dywizji nieprzyjacielskiego prawego skrzydła. - VIII. Bitwa pod Castiglione (5 sierpnia). - IX. Drugie oblężenie Mantui (koniec sierpnia). X. Zachowanie ludności Włoch w obliczu wiadomości o austriackich sukcesach. 

I.

Gdy dwór w Wiedniu dowiedział się o dotarciu Francuzów do granicy Tyrolu i oblężeniu Mantui zrezygnowano z planowanej ofensywy w Alzacji i posłano feldmarszałka Wurmsera na czele 30 tysięcy z armii reńskiej do Włoch. Uwzględniając armię Beaulieu, który w ostatnich dwóch miesiącach otrzymał dużą ilość rekrutów, oraz garnizon Mantui armia austriacka liczyła 80 tysięcy, nie licząc chorych przebywających w Mantui.

Rozbijając armię Beaulieu armia francuska wypełniła swoje zadanie; gdyby Armia Renu też tyle osiągnęła, wojna byłaby skończona.

Na całym terenie państwa weneckiego rozpowszechniane były wiadomości o austriackim zbrojeniu, często przejaskrawione; przewidywano, że armia austriacka z końcem sierpnia wkroczy do Mediolanu, a Francuzi stracą swoje panowanie na Półwyspie i nie zdążą nawet na czas przekroczyć Alp. Spełni się powiedzenie, że Włochy to grób Francuzów. 



II.

Napoleon z uwagą śledził austriackie przygotowania. Poinformował on Dyrektoriat, że 40 tysięcy nie jest w stanie odeprzeć ataku całej armii austriackiej. Domagał się natychmiastowego posłania wzmocnienia lub rozpoczęcia działań wojennych przez armie reńskie. Przypominał przy tym daną mu przed wyjazdem obietnicę o rozpoczęciu 15 kwietnia operacji nad Renem. Tymczasem minęły dwa miesiące, a armie reńskie nie opuściły nawet swoich kwater zimowych. Gdy w czerwcu rozpoczęły one w końcu kampanię, nie przynosiło to Armii Italii już żadnych korzyści; 30-tysięczna armia Wurmsera maszerowała w kierunku Włoch, gdzie wkrótce spodziewano się jej przybycia.

W tej sytuacji Napoleon skazany był na własne siły. Skoncentrował on swoje siły nad Adygą i Chiesą, pozostawiając jedynie jeden batalion w cytadeli w Ferrarze, dwa w Livorno i zakłady w Coni, Tortonie, Alessandrii, Mediolanie i Pizzighettone.

Szeregi oblegających Mantuę były przerzedzone przez panujące choroby. Mimo, że ta leżąca w niezdrowej okolicy twierdza oblegana była jedynie przez 7-8 tysięcy, czyli 2/3 sił garnizonu, ponoszone z biegiem czasu straty były coraz bardziej odczuwalne. Przeciwko głównej armii austriackiej Napoleon był w stanie skoncentrować nad Adygą jedynie 30 tysięcy zdolnych do noszenia broni. 

Pomiędzy Włochami i Tyrolem, gdzie koncentrowała się armia nieprzyjacielska, panowała żywa wymiana informacji; każdego dnia można było obserwować wpływ austriackich przygotowań na nastroje ludności. Sympatycy Francuzów byli pełni obaw, zwolennicy Austrii obnosili się z dumą i patrzyli z nadzieją w przyszłość; wszyscy jednak dziwili się, że Francja pozostawiła tak zasłużoną dla obrony ojczyzny armię bez wzmocnienia.

 

Stacjonująca w Salo dywizja generała Sauret broniła terenów pomiędzy jeziorami Idro i Garda oraz blokowała wiodącą przez dolinę rzeki Chiesa drogę z Trientu do Brescii. Brygada generała Jouberta, należąca do mającej w Bussolengo swoją kwaterę dywizji generała Masseny, zajmowała La Corona i Monte Baldo, reszta dywizji stacjonowała na wyżynie koło Rivoli. Należąca do dywizji Despinoy brygada generała Dallemagne strzegła mostu w Weronie, druga brygada tej dywizji zabezpieczała Adygę do Porto Legnago, podczas gdy dywizja Augereau zajmowała pozycje w Porto Legnago i nad dolną Adygą. Generał Guillaume dowodził w Peschierze, skąd 6 galer dowodzonych przez kapitana Allemand kontrolowało jezioro Garda. Serurier kierował oblężeniem Mantui, Kilmaine dowodził kawalerią armii, a Dommartin - artylerią. Kwatera główna została przeniesiona do Castelnuovo, skąd można było wygodnie dotrzeć do Adygi, Chiesy i Mantui. 

III.

Wurmser swoją kwaterę główną założył w Triencie (Trydent), a armię skoncentrował w południowym Tyrolu (Trentino). (Tyrol - pisząc tutaj i w dalszej części swoich wspomnień, dotyczących kampanii we Włoszech o tej krainie, Napoleon miał na myśli jedynie jej część, leżącą po południowej stronie Alp i należącą wówczas do Austrii, a od zakończenia I.wojny światowej do Włoch - przyp. tłum.). Podzielił ją na 3 kolumny. Lewe skrzydło w sile 12 tysięcy, w skład którego wchodziły dywizje generałów Davidowicza, Meszarosa i Mitrowsky'ego, skierowane zostało w dolinę Adygi; Meszaros miał maszerować traktem wzdłuż lewego brzegu i przez wzgórza wtargnąć do Werony; Davidowicz i Mitrowsky wraz z kawalerią i artylerią mieli przekroczyć rzekę mostem zbudowanym naprzeciw wsi Dolce i skierować się w kierunku Cossaria. 30-tysięczne centrum armii, dowodzone przez Wurmsera, w skład którego wchodziły dywizje generałów Melasa, Sebottendorfa, Bajalicha i Liptaya, miało przez Monte Baldo wtargnąć na obszary położone pomiędzy Adygą i jeziorem Garda. Prawe skrzydło, 20 tysięcy tworzące dywizje generałów Quosdanowicza, Otta, Ocskaia i księcia Reuss, otrzymało zadanie maszerowania doliną rzeki Chiesa w kierunku Brescii, obejścia armii francuskiej i odcięcia jej odwrotu w kierunku Mediolanu. Efektem tego misternego planu musiało być zniszczenie całej armii francuskiej. Pewny swojej przewagi Wurmser nie myślał o zwycięstwie, lecz jedynie o jego jak najlepszym wykorzystaniu, przynoszącym przeciwnikowi ostateczną klęskę. 

IV.

Napoleon przebywał zaledwie od kilku dni w Mediolanie, gdy dotarła do niego wiadomość o ruchach wojsk w Tyrolu. W pośpiechu podążył do Castelnuovo, gdzie znajdowała się kwatera sztabu armii. Stamtąd miał niedaleko do gór, Monte Baldo i Werony. Rankiem 29 lipca otrzymał wiadomość o ataku na La Corona, przejściu lekkiej piechoty Meszarosa przez wzgórza Werony i przekroczeniu przez nią Adygi oraz wkroczeniu licznych kolumn nieprzyjacielskich w dolinę tej rzeki. W ciągu nocy wiadomości napływały w godzinnych odstępach: Joubert został zaatakowany w La Corona i po całodziennym oporze, wycofał się na wzgórza Rivoli, gdzie stacjonowała dywizja generała Masseny. Nieprzeliczona ilość austriackich ognisk zapłonęła pomiędzy jeziorem Garda i Adygą. Na wzgórzach koło Werony cała dywizja Meszarosa dołączyła do swoich lekkich oddziałów. Maszerujący doliną Chiesy w kierunku Brescii Quosdanowicz podzielił swoją dywizję na 3 kolumny: pierwsza z nich zajęła wzniesienia San Osetto i kierowała się na Brescię; druga zajęła pozycje koło Gavardo i zagroziła Ponte di San Marco i Lonato; trzecia maszerowała w kierunku Salo, gdzie dotarła o godzinie 3 po południu. 

30 lipca do francuskiego sztabu dotarła wiadomość o wtargnięciu austriackiej kolumny do Brescii, nie napotykając tam żadnego oporu i biorąc do niewoli cztery kompanie, pozostawione w mieście dla ochrony szpitali. W ten sposób jedno z połączeń armii z Mediolanem zostało zablokowane, na ewentualny odwrót pozostała jedynie droga przez Cremonę. Na wszystkich drogach wiodących z Brescii do Mediolanu, Cremony i Mantui pojawili się austriaccy flankierzy, rozpowszechniający wieści o dotarciu do Brescii 80-tysięcznej armii i drugiej, 100-tysięcznej, podążającej w kierunku Werony. Do kwatery głównej dotarła też wiadomość, że generał Sauret, w obawie odcięcia od Brescii i reszty armii, wycofał się na wzniesienia koło Desenzano, pozostawiając w starym zamku w Salo, zamienionym w cytadelę, generała Guieu wraz z 500-osobową załogą. Nieprzyjacielska kolumna z Gavardo wysłała kilka patroli w kierunku Ponte di San Marco, które jednak wycofały się po ostrzelaniu przez strzegącą mostu kompanię strzelców.  

V.

Plan Wurmsera był teraz jasny: przeszedł on do ofensywy i zamierzał ją kontyuować. Zakładał on, że armia francuska zajmuje pozycje wokół Mantui, otoczenie tej twierdzy szerokim pierścieniem było więc równoznaczne z otoczeniem całej armii francuskiej.

 

Żeby zniweczyć austriacki plan dowódca armii musiał przejść do ataku i przede wszystkim ruszyć armię z zajmowanych do tej pory stanowisk, co związane było z rezygnacją z oblężenia Mantui, pozostawienia tam całego sprzętu oblężniczego i błyskawicznego zaatakowania siłami zjednoczonej armii jednego z korpusów austriackich, by następnie skierować się przeciwko dwóm pozostałym. Armia austriacka była bowiem prawie 3 razy silniejsza od francuskiej; jednakże atak całej armii francuskiej, skierowany przeciwko jednemu z korpusów, dawał Francuzom przewagę liczebną na polu bitwy. Prawe skrzydło Quosdanowicza, wysunięte pod Brescię było najbardziej odsłonięte, dlatego Napoleon zdecydował się zaatakować je w pierwszej kolejności.

Dywizja generała Serurier spaliła lawety dział oblężniczych, wrzuciła proch do jeziora, zakopała lufy, zagwoździła armaty i w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia zakończyła oblężenie Mantui. Dywizja Augereau pomaszerowała z Legnago do Borghetto nad Mincio. Oddziały generała Masseny 30 lipca przez cały dzień broniły wzniesień pomiędzy Adygą i jeziorem Garda. Brygada generała Dallemagne pomaszerowała w kierunku Lonato.

Napoleon udał się na wzgórza za Desenzano i rozkazał generałowi Sauret marsz w kierunku Salo, by uwolnić okrążonego tam generała Guieu, który w przeciągu 48 godzin odparł 5 szturmów przeprowadzonych na zajmowane przez niego pozycje. Sauret dotarł do Salo w trakcie trwania ostatniego z ataków, zaatakował austriacką flankę, rozbijając całkowicie nieprzyjaciela, zdobywając jego sztandary, armaty i licznych jeńców. 

W tym samy czasie austriacka dywizja generała Ocskaia, maszerująca z Gavardo, dotarła do Lonato, by zająć pozycje na tamtejszych wzgórzach i nawiązać kontakt z Wurmserem. Napoleon osobiście poprowadził atak brygady Dallemagne na pozycje austriackie. Ta dokonała cudów odwagi, przede wszystkim 32.półbrygada liniowa. Ocskai, po odniesieniu dużych strat, został zmuszony do odwrotu. Niedobitki rozbitych przez generałów Sauret i Dallemagne dywizji austriackich zebrały się w Gavardo. Sauret w obawie nadmiernego odsłonięcia swojej dywizji zajął tymczasowe stanowiska pomiędzy Salo i Desenzano. 

W międzyczasie Wurmser przeprawił przez Adygę swoją kawalerię i artylerię. Panując na całym obszarze pomiędzy Adygą i jeziorem Garda, ustawił on jedną ze swoich dywizji na wzniesienach koło Peschiery, dwie inne skierował wraz z częścią kawalerii w kierunku Borghetto z zadaniem zajęcia mostu na Mincio i nawiązania przez dolinę Chiesy łączności z prawym skrzydłem armii austriackiej. Sam pomaszerował na czele pozostałych dwóch dywizje i reszty kawalerii w kierunku Mantui by zakończyć jej oblężenie.

Jednak oblężenie twierdzy zakończone zostało już przed 24 godzinami, Wurmser znalazł jedynie opuszczone okopy i stanowiska artylerii, działa przewrócone i zagwożdżone, wszędzie leżały resztki lawet i amunicja wszelkiego rodzaju. Pośpiech, z jakim najwyraźniej dokonano zniszczenia, sprawił z pewnością austriackiemu marszałkowi dużo satysfakcji, wszystko, co wokół siebie zobaczył, świadczyło raczej o wielkiej trwodze niż zaplanowanej akcji.  

Generał Massena, po trzymaniu nieprzyjaciela w szachu przez cały dzień 30 lipca, przeprawił się w nocy koło Peschiery przez Mincio i kontynuował swój marsz w kierunku Mincio. Dywizja austriacka, która dotarła do Peschiery, zastała prawy brzeg rzeki obsadzony strzelcami z garnizonu twierdzy i dowodzonej przez generała Pijon ariergardy dywizji Masseny. Pijon miał rozkaz jak najdłużej bronić przeprawy, a w ostateczności wycofać się w kierunku Lonato.

Augereau w marszu w kierunku Brescii dotarł do Borghetto, gdzie zniszczył znajdujący się tam most, a prawy brzeg obsadził żołnierzami ariergardy, którzy otrzymali rozkaz wycofania się jedynie w obliczu przeważających sił nieprzyjaciela i skierowania w kierunku Castiglione.

Przez całą noc z 31 lipca na 1 sierpnia Napoleon maszerował z dywizjami Augereau i Masseny w kierunku Brescii, gdzie dotarł około godziny 10 rano. 

Na wiadomość o skierowanych w jej kierunkach ruchach wojsk francuskich nieprzyjacielska dywizja wycofała się w pośpiechu do Brescii. Po wkroczeniu do miasta Austriacy zastali tam 500 chorych i rannych, ale pobyt ich był tak krótki, że nie wystarczyło im czasu na przesłuchanie i odtransportowanie jeńców. Generał Despinoy i adiutant generalny Herbin, każdy na czele kilku batalionów, podążyli śladem wycofującego się w kierunku San Osetto i wąwozów Chiesy nieprzyjaciela. Napoleon wraz z oboma dywizjami udał się w tym samym czasie szybkim marszem w kierunku skąd obie dywizje przybyły, nad Mincio, w celu wsparcia pozostawionych tam oddziałów, które w ten sposób przeistoczyły się z ariergardy w awangardę. 

VI.

2 sierpnia stanowiąca prawe skrzydło armii dywizja Augereau zajęła Montechiaro, centrum, tworzone przez dywizję Masseny, zajęło pozycje koło Ponte di San Marco, nawiązując kontakt z tworzącą lewe skrzydło dywizją Saureta i zajmującą pozycje pomiędzy Salo i Desenzano. Pozostawione nad Mincio przez Augereau i Massenę ariergardy wycofały się pod naporem nieprzyjacielskich dywizji ze swoich pozycji. Ariergarda dywizji Augereau przedwcześnie opuściła swoje stanowiska wycofując się w nieładzie w kierunku Castiglione, za co jej dowódca, generał Valette został przed frontem swoich żołnierzy zwolniony ze stanowiska. W przeciwieństwie do niego dowodzący ariergardą Masseny generał Pijon wycofał w całkowitym porządku podległe mu oddziały, kierując się, zgodnie z rozkazem, w kierunku Lonato. Nieprzyjaciel wykorzystał błąd popełniony przez generała Valette, wkroczył 2 sierpnia do Castiglione i zajął tam umocnione pozycje. 

3 sierpnia odbyła się bitwa pod Lonato. Po stronie austriackiej udział w niej wzięły obie dywizje Wurmsera (jedną z nich dowodził generał Liptay) i jedna z brygad dywizji generała Bajalicha, pozostawiona przez marszałka koło Peschiery. W sumie, wraz z kawalerią siły austriackie liczyły 30 tysięcy żołnierzy. Francuzi mieli do dyspozycji 20-23 tysięcy, sukces był zatem niewątpliwy.

O świcie nieprzyjaciel zaatakował Lonato, próbując w ten sposób nawiązać kontakt ze swoim prawym skrzydłem. Awangarda Masseny została rozbita, a Lonato zdobyte. Przebywający w Ponte di San Marco dowódca armii stanął na czele swoich oddziałów i zaatakował austriackie centrum. Zbyt rozciągnięte siły nieprzyjaciela, dążącego w dalszym ciągu do nawiązania kontaktu ze znajdującymi się w Salo oddziałami, zostało rozbite, Lonato szturmem zdobyte. Część sił austriackich wycofała się w kierunku Mincio, część skierowała się w kierunku Salo, gdzie natrafiła na dywizję generała Sauret. Zaatakowani od frontu przez Saureta, od tyłu przez generała Saint-Hilaire, Austriacy złożyli broń.

W czasie ataku na centrum armii francuskiej prawe jej skrzydło samo przeszło do ataku. Jej dowódca, generał Augereau skierował je przeciwko zajmującej Castiglione dywizji, rozbijając ją po zaciętym boju, w którym odwaga Francuzów wyrównała przewagę liczebną Austriaków. Nieprzyjaciel odniósł duże straty, utracił Castiglione i wycofał się w kierunku Mantui, skąd właśnie przybyły pierwsze, spóźnione posiłki. Dywizja generała Augereau straciła w tym zaciętym starciu wielu dzielnych żołnierzy, wśród których byli też generał Beynard i pułkownik Pourailler, dwaj niezwykle dzielni oficerowie. 

VII.

W nocy do Quasdanowicza, który przez cały dzień słyszał odgłos armat, dotarły wieści o przebiegu bitwy pod Lonato. Jego sytuacja była bardzo groźna, połączenie z armią główną niemożliwe. Nawiasem mówiąc, był on przekonany, że francuskie dywizje, które  w dniu 2 sierpnia manewrowały w jego sąsiedztwie nadal podążają jego śladami. Armia francuska wydawała mu się bardzo liczna, widział ją wszędzie.

Po dotarciu do Mantui Wurmser wysłał część swoich oddziałów w kierunku Marcaria przeciwko dywizji Seruriera. Stracono dużo czasu zanim oddziały te powróciły do Castiglione. Jeszcze 4 sierpnia Wurmser nie był przygotowany do walki, przez cały ten dzień porządkował swoje pułki, które wzięły udział w bitwie pod Lonato i zaopatrywał artylerię w amunicję. 

Około 3 godziny po południu Napoleon dokonał rekonesansu linii austriackich. Były one jego zdaniem bardzo silne, armia austriacka liczyła nadal 25-30 tysięcy żołnierzy. Rozkazał umocnić Castiglione, poprawił źle wybraną przez jej dowódcę pozycję dywizji Augereau i udał się do Lonato, żeby osobiście nadzorować ruchy wojsk, które w przeciągu nocy musiały skoncentrować się w okolicy Castiglione.

Przez cały dzień Sauret i Herbin z jednej, a Dallemagne i Saint-Hilaire z drugiej, podążali, biorąc nieustannie jeńców, śladami trzech dywizji prawego skrzydła, które w efekcie bitwy pod Lonato zostały odcięte od centrum armii austriackiej. Całe bataliony złożyły broń pod San Osetto, inne koło Gavardo, jeszcze inne błądziły bez celu w sąsiednich dolinach.

Na podstawie wiadomości, otrzymanych od swoich rodaków, twierdzących, że w okolicach Lonato stacjonuje jedynie 1200 żołnierzy francuskich, pomaszerowało w tamtą stronę 4-5 tysięcy Austriaków w nadziei dotarcia do Mincio.

Była godzina 5 po południu, gdy przybyłemu właśnie z Castiglione do Lonato Napoleonowi zameldowano przybycie parlamentariusza. Równocześnie poinformowano dowódcę armii, że nieprzyjacielskie kolumny wyruszyły z Ponte di San Marco z zamiarem wkroczenia do Lonato i zmuszenia Francuzów do kapitulacji. Jako, że armia francuska w dalszym ciągu miała władzę nad Salo i Gavardo, było oczywiste, że chodzić może jedynie o kolumny nieprzyjacielskie, które zabłądziły i usiłują przebić się w kierunku Mincio.

Napoleon polecił swojemu licznemu sztabowi dosiąść koni i przyprowadzić parlamentariusza, który po zdjęciu przesłaniającej jego oczy opaski, ujrzał przed sobą całą kwaterę główną armii francuskiej.

-"Niech pan powie swojemu generałowi - zwrócił się do niego Napoleon - że pozostawiam im 8 minut na złożenie broni. Znajdujecie się w środku całej armii francuskiej. Po upływie tego czasu niech nie żywi żadnych nadziei".

4-5 tysięcy Austriaków, ściganych przez 8 dni, zagubionych, nie znających własnego położenia i przekonanych, że zostali przez chłopów wprowadzeni w błąd, złożyło broń! Ten jeden jedyny przypadek był wystarczającym dowodem na nieporządek i zamieszanie panujące wśród tych trzech dywizji austriackich. Pobite pod Salo, Lonato i Gavardo, ścigane ze wszystkich stron, były one u kresu swoich sił.

Pozostałą część tego dnia, 4 sierpnia i następnej nocy armia francuska poświęciła na koncentrację wszystkich swoich sił pod Castiglione. 

VIII.

Przed świtem 5 sierpnia 20-tysięczna armia francuska zajęła wzniesienia pod Castiglione. Dywizja Serurier, w sile 5 tysięcy żołnierzy, otrzymała rozkaz wyruszenia z Marcaria i po całonocnym marszu zaatakowania od tyłu lewego skrzydła armii Wurmsera. Ogień jej armat miał być sygnałem do rozpoczęcia bitwy. Tym niespodziewanym atakiem spodziewano się osiągnąć znaczny efekt psychologiczny. Dla jego pogłębienia armia francuska rozpoczęła pozorny odwrót. Gdy tylko zabrzmiały pierwsze strzały dywizji Seruriera - chorego w tym dniu dowódcę dywizji zastępował generał Fiorella - armia francuska z impetem ruszyła do szturmu na nieliczące z tak wczesnym rozpoczęciem ognia oddziały nieprzyjaciela. Jego lewe skrzydło opierało się o górujące na niziną wzniesieniu Medole. Rozkaz zdobycia tej pozycji otrzymał adiutant generalny Verdier, a adiutant Marmont skierował w tę stroną ogień kilku baterii; pozycja została zdobyta.

Massena zaatakował prawe skrzydło nieprzyjaciela, Augereau jego centrum, Fiorella od tyłu lewe skrzydło. Kawaleria lekka zaskoczyła austriacką kwaterę główną, biorąc niemalże do niewoli samego Wurmsera. Nieprzyjaciel wycofywał się na całej linii. Tylko niesamowite zmęczenie francuskich pułków mogło uratować armię Wurmsera, która, kompletnie zmieszana, w nieładzie schroniła się na lewy brzeg Mincio, gdzie miała nadzieję uporządkować swoje szeregi i stawić opór armii francuskiej. 

Ale dywizja Augereau pomaszerowała w kierunku Borghetto, a dywizja Masseny w kierunku Peschiery. Jako że dowódca tej twierdzy, generał Guillaume miał do dyspozycji jedynie 400 żołnierzy, kazał on zamurować bramy. Kilka godzin minęło, zanim rozbito to zabezpieczenie. Otaczające Peschierę oddziały austriackie przybyły niedawno z cesarstwa, przełamanie ich szeregów przez 18.półbrygadę piechoty liniowej pułkownika Suchet kosztowało wiele trudu. W końcu Austriacy zostali rozbici, w ręce Francuzów wpadło 18 armat i wielu jeńców.

Dowódca armii pomaszerował z dywizją Seruriera do Werony, gdzie przybył nocą, 7 sierpnia. Wurmser kazał zamknąć bramy miasta, chcąc w ten sposób uzyskać czas na uratowanie swojego bagażu. Ale Napoleon kazał rozbić bramy armatnimi strzałami i opanował miasto, biorąc do niewoli wielu żołnierzy austriackich.

Dywizja generała Augereau, której nie udało się osiągnąć pod Borghetto lewego brzegu Mincio, przekroczyła rzekę na moście koło Peschiery. 

Po utracie linii Mincio Wurmser podjął próbę utrzymania ważnych pozycji na Monte Baldo i Rocca d'Anfo, ale maszerujący doliną jeziora Idro generał Saint-Hilaire zaatakował 12 sierpnia Quosdanowicza i zajął Rocca d'Anfo, Lodrone i Riva, biorąc do niewoli wielu jeńców. Zmusiło to Austriaków do spalenia flotyli na jeziorze Garda.

Massena pomaszerował w kierunku Monte Baldo i zajął 11 sierpnia Corona. Augereau pomaszerował wzgórzami wzdłuż lewego brzegu Adygi, docierając aż do Ala. Potyczki i manewry tej dywizji kosztowały Austriaków 2 tysiące jeńców i wiele armat.

Po przegraniu dwóch bitew, pod Lonato i Castiglione, Wurmser musiał zrozumieć, że nie potrafi powstrzymać Francuzów od zajęcia linii Adygi i wycofał się w kierunku Rovereto i Trientu. 

Armia francuska też potrzebowała odpoczynku. Armia przeciwnika, mimo odniesionych porażek, liczyła nadal 40 tysięcy żołnierzy z tą jednak różnicą, że jeden batalion Armii Italii wystarczał do zmuszenia do ucieczki czterech batalionów nieprzyjaciela. Wszędzie zbierano porzucone armaty, sprzęt wojskowy, brano jeńców.

Wurmser zaopatrzył oczywiście garnizon Mantui, odwołał stamtąd brygady Roccaviny i Wukassowicza, zastępując je świeżymi pułkami. Ale uratował on jedynie połowę swojej wspaniałej armii. Nawiasem mówiąc, panujące w jej szeregach zniechęcenie i demoralizacja porównywalne było jedynie z ogromnym zapałem panującym w szeregach austriackich na początku kampanii.

Plan austriackiego dowódcy, który być może w innych okolicznościach i przeciwko innemu dowódcy nieprzyjacielskiej armii, przyniósłby sukces, skończył się takim wynikiem, na jaki zasługiwał. Mimo że można odnieść wrażenie, iż zniszczenie w tak krótkim czasie tej wielkiej i wspaniałej armii było wyłącznie efektem talentu Napoleona, który wymyślał nieprzerwanie nowe manewry przeciwko ustalonemu z góry planowi, nie należy przecież zapomnieć, że plan ten bazował na złych założeniach,

Błędem austriackiego planu było podzielenie armii na trzy samodzielnie działające, nie posiadające między sobą kontaktu korpusy, mające przed sobą armię skoncentrowaną wokół jednego, centralnego punktu. Prawe skrzydło miało z centrum połączenie jedynie przez Rovereto i Ledro. Drugim błędem był dalszy podział korpusu prawego skrzydła i postawienie przed jej dywizjami różnych zadań.

Armia austriacka miała w swoich szeregach zarówno bardzo dobre pułki, jak i przeciętne. Wszystkie przybyłe z Wurmserem znad Renu należały do tych pierwszych, ale niedobitki wcześniejszej armii Beaulieu, mimo zmieniających się warunków za każdym razem pobite, były zniechęcone. W potyczkach i bitwach stoczonych pomiędzy 29 lipca i 12 sierpnia armia francuska wzięła do niewoli 15 tysięcy żołnierzy austriackich, zdobyła 70 armat i 9 sztandarów, zabiła lub zraniła 25 tysięcy. Straty Francuzów wynosiły 7 tysięcy, z tego 1400 dostało się do niewoli, 600 poległo, a 5 tysięcy zostało rannych, z których połowa jedynie lekko. 

IX.

Garnizon Mantui wykorzystał pierwsze dni po przerwaniu oblężenia na zniszczenie sprzętu oblegających i przetransportowanie do twierdzy ich armat i amunicji. Ale porażki poniesione przez Wurmsera w tak krótkim czasie spowodowały, że wkrótce Francuzi powrócili pod twierdzę. Ale sprzęt oblężniczy został zniszczony, nie mogło być więc mowy o prowadzeniu właściwego oblężenia. Utrata dział oblężniczych, z tak wielkim trudem sprowadzonych z różnych twierdz włoskich, była dla Francuzów wielkim ciosem. Ponadto pora roku nie sprzyjała prowadzeniu robót oblężniczych. Złośliwy klimat spowodowałby dotkliwe ubytki w szeregach. Francuzi nie nosili się też z zamiarem zgromadzenia nowego sprzętu oblężniczego, jego przygotowanie trwałoby być może tak długo, że istniało realne niebezpieczeństwo jego utraty w przypadku, gdyby rozwój wydarzeń zmusił armię francuską do powtórnego przerwania oblężenia. Dlatego zadowolono się zwykłą blokadą, której dowódcą mianowany został generał Sahuguet. Podczas gdy on skierował się w kierunku Governolo, generał Dallemagne zaatakował Borgoforte. 24 sierpnia Sahuguet był panem całego Serraglio, a nieprzyjaciel został okrążony. Oblegający przygotowali liczne szańce i umocnienia dla zabezpieczenia się przed wypadami z twierdzy. Z powodu panujących chorób szeregi francuskie topniały z każdym dniem, a spodziewano się, że jesienią natężenie chorób jeszcze wzrośnie. Ale załoga garnizonu musiała znieść te same cierpienia, miała jednak w domach miejskich lepszą ochronę i wygodę niż oblegający.  

X.

Na wieść o pierwszych porażkach armii francuskiej część ludności włoskiej odkryła swoje ukryte sympatie. Wroga partia najbardziej aktywna była w Cremonie. Na ogół jednak Lombardia pozostała wierna Francuzom, w szczególności ludność Mediolanu okazała swoje przywiązanie. W następstwie tego Napoleon, jako wyraz zaufania, podarował miastu broń, o którą już od dawna proszono. Niedługo później Napoleon napisał do mieszkańców Mediolanu: 

"Gdy armia francuska wycofała się, gdy zwolennicy Austrii i wrogowie wolności Włoch wierzyli, że jest ona nieodwracalnie stracona, gdy nawet Wy nie mieliście pojęcia, że ten odwrót to jedynie fortel - wtedy udowodniliście Wasze przywiązanie do Francji i Wasze umiłowanie wolności; pokazaliście charakter, który spotkał się z uznaniem armii i uczynił Was godnymi ochrony przez wojska Republiki. Każdego dnia Wasz lud pokazuje, że jest godny otrzymania wolności. Bez wątpliwości pewnego dnia pojawi się on na scenie świata. Przyjmijcie to świadectwo mojego zadowolenia i szczerego życzenia narodu francuskiego zobaczenia Was wolnymi i szczęśliwymi". 

Mieszkańcy Bolonii, Ferrary, Reggio i Modeny pokazali prawdziwe przywiązanie do sprawy francuskiej. Wiadomości o porażkach armii francuskiej przyjmowane były z niechęcią, o jej zwycięstwach z entuzjazmem. Również Parma pozostała wierna, jedynie regencja w Modenie zajęła wrogie stanowisko.

Na ulicach Rzymu obrzucano Francuzów obelgami, zawieszono wykonanie warunków zawieszenia broni. Arcybiskup Ferrary, kardynał Mattei publicznie ogłosił swoje zadowolenie z zakończenia oblężenia Mantui. Wezwał ludność do buntu, zajął cytadelę w Ferrarze i wywiesił flagę Państwa Kościelnego. Papież wysłał do Ferrary natychmiast swojego legata. Wierzono, że Francuzi zostali wyparci za Alpy. Po bitwie pdo Castiglione kardynał Mattei został posłany do Brescii; postawiony przed obliczem dowódcy armii powtarzał jedynie: Peccavi! To słowo rozbroiło zwycięzcę, który zadowolił się skazaniem kardynała na 3-miesięczny areszt w seminarium.

Później kardynał ten był przedstawicielem papieża podczas rokowań w Tolentino. Pochodził on z rzymskiej rodziny książęcej, był człowiekiem ograniczonym i bez najmniejszego talentu; był jednak uważany za bardzo pobożnego, wszystkie obowiązki religijne wypełniał niezwykle skrupulatnie. Po śmierci Piusa VI dwór wiedeński na konklawe w Wenecji podjął wielkie starania, aby doprowadzić do wyboru kardynała Mattei na papieża, co się jednak nie powiodło. Biskup Imoli, Chiaramonti wygrał tiarę i przyjął imię Piusa VII. 

Augereau, w wyraz uznania za zasługi w bitwie pod Castiglione, gdzie dowodził prawym skrzydłem, otrzymał później tytuł księcia Castiglione. To był najpiękniejszy dzień w życiu generała. Napoleon nigdy mu tego nie zapomniał.

 

T. I, Roz. 10 Manewry i potyczki między Mincio i Brentą

I. Pozycje armii austriackiej w Tyrolu w dniu 1 września. - II. Bitwa pod Rovereto (4 września). - III. Marsz Wurmsera na niziny Bassano. - IV. Potyczki pod Primolano, Cavolo, Cismone (7 września). - V. Potyczka pod Weroną (7 września). - VI. Bitwa pod Bassano (8 września). - VII. Przekroczenie przez Wurmsera Adygi pod Porto Legnago (11 września). - VIII. Bitwa pod San Giorgio (15 września). Okrążenie Wurmsera w Mantui. - IX. Trzecie oblężenie Mantui. 

I.

Armie Sambry i Mozy oraz Renu i Mozeli przeszły w końcu przez Ren i szybkim marszem posuwały się w kierunku centrum Niemiec; pierwsza z nich dotarła aż do Pegnitz, druga - do brzegów Lecha (rzeki w Bawarii, Pegnitz przepływa m.in. przez Norymbergę, Lech - prawy dopływ Dunaju, przepływający m.in. przez Augsburg - przyp. tłum.).

Wurmser, po otrzymaniu 20-tysięcznego wzmocnienia, stacjonował w Triencie, w południowym Tyrolu. Stamtąd wyruszył na czele 30-tysięcy na pomoc Mantui maszerując przez wąwozy Brenty w kierunku Bassano i dolnej Adygi; dla obrony Tyrolu pozostawił 25 tysięcy żołnierzy pod dowództwem Davidowicza. 



Napoleon rozumiał znaczenie skierowania pełnej uwagi armii austriackiej w swoją stronę, co uniemożliwiało wysłanie części jej sił przeciwko Armii Renu. Gdy tylko przejrzał plan Wurmsera, postanowił przejść do ofensywy, zaatakować i zniszczyć poszczególne kolumny austriackie, zanim zdążą wypełnić założenia planu. Generał Kilmaine otrzymał zadanie na czele 2500-3000 żołnierzy osłony dowodzonej przez generała Sahuguet blokady Mantui. Kilmaine zajął wzniesienia w okolicy Werony i Porto Legnago. Część umocnień Werony, położonych na lewym brzegu Adygi, została wzmocniona, a forty były w stanie oprzeć się oblężeniu. W instrukcjach otrzymanych przez generała Kilmaine przewidziane zostały wszystkie później zaistniałe wydarzenia. 

1 wrześnie kwatera główna Wurmsera znajdowała się jeszcze w Triencie, Davidowicz stacjonował w Rovereto i osłaniał Tyrol dywizjami Wukassowicza i Reussa. Pierwsza z nich obozowała w Marco, jej awangarda była w Serravalle, a posterunki czołowe w Ala. Awangarda stacjonującej na prawym brzegu Adygi koło Mori dywizji księcia Reuss, stała przy moście na rzece Sarca, dywizyjna rezerwa zajmowała znakomite pozycje za Rovereto. Trzy dywizje piechoty i rezerwa kawalerii, na czele których Wurmser zmierzał w kierunku Mantui, znajdowały się w marszu pomiędzy Trientem i Bassano: dywizja Meszarosa była w pobliżu Bassano, Sebottendorfa koło Rovigo i Magnano, a Quosdanowicza w Lavis.

Tworząca lewe skrzydło armii francuskiej dywizja generała Vaubois wyruszyła tego samego dnia, 1 września, z Londrone traktem wiodącym wzdłuż Chiesy w kierunku Trientu. Dywizja generała Masseny, rezerwa kawalerii i kwatera główna przekroczyły Adygę przez most w Pol, maszerując dalej traktem na lewym brzegu rzeki. Dywizja generała Augereau, która wyruszyła z Werony, maszerowała tą samą drogą, jej lekkie pułki opanowały grzbiet pasma górskiego, ciągnącego się wzdłuż drogi i doliny. 

Tyrol jest jedną z najstarszych posiadłości dworu austriackiego, jego ludność była mu całkowicie oddana. Jego południowa część, Trentino rządzona była przez suwerennego księcia-biskupa Trientu. W kierunku Włoch wiodą stamtąd 3 trakty: pierwszy na lewym brzegu Brenty w kierunku Bassano, drugi przebiega wzdłuż lewego brzegu Adygi i wiedzie przez Rovereto w kierunku Werony, trzeci prowadzi do Brescii, biegnąc wzdłuż rzek Sarca i Chiesa, jeziora Garda i Rocco d'Anfo. Drogi wiodące do Bassano i Werony połączone są przecznicą, umożliwiającą powrót do Trientu inną niż pierwotnie drogą. 

II.

Książę Reuss zamierzał bronić mostu na Sarca, ale gwałtowny atak dowodzonej przez generała Saint-Hilaire awangardy dywizji Vaubois zmusił go do wycofania się, kosztem wielu jeńców, do obozu w Mori. Generał Pijon, dowódca awangardy dywizji Masseny rozbił pod Serravalle awangardę Wukassowicza, ścigał ją aż do obozu w Marco, biorąc ponad stu żołnierzy nieprzyjaciela do niewoli.

4 września o świcie obie armie stały naprzeciw siebie na brzegach Adygi. Atak był pełen impetu, obrona zacięta. Gdy tylko Napoleon zauważył wahanie linii austriackiej wysłał do ataku 500-osobowy oddział kawalerii pod dowództwem generała Dubois. Atak zakończył się pełnym powodzeniem, ale jego dowódca zginął, trafiony śmiertelnie trzema kulami. Był to niezwykle dzielny oficer, który wyróżnił się we wcześniejszych kampaniach nad Renem*. 

* - w swoim raporcie dla Dyrektoriatu, napisanym w Triencie 20 fructidora roku IV (16 września 1796) Napoleon napisał: "Kapitan Lemarois dostarczył generałowi Dubois rozkaz wysłania do ataku 1.pułku huzarów i ścigania nieprzyjaciela aż do wyczerpania sił. Dzielny ten generał stanął osobiście na czele szarży i zdecydował o sukcesie potyczki, ale sam poległ, śmiertelnie przeszyty 3 kulami. U jego boku zginął jeden z jego adiutantów. Gdy znalazłem się przy generale powiedział do mnie:

-"Umieram dla Republiki, gdybym tylko mógł jeszcze tak długo żyć, żeby się przekonać, czy zwycięstwo jest całkowite".

Po wypowiedzeniu tych słów zmarł. 

Armia wtargnęła do Rovereto, przemieszana z nieprzyjacielem, któremu udało się uporządkować swoje szeregi dopiero w ciaśninie leżącej przed bardzo silną pozycją obronną w Calliano. Adyga jest w tym miejscu zawężona skałami. Ciaśnina nie jest szersza niż 80 metrów, wejście do niej broniły szańce i mur ze stanowiskami artylerii. Za tymi umocnieniami stała rezerwa generała Davidowicza. Generał Dommartin skośnie do wąwozu ustawił baterię lekkiej artylerii, a po okolicznych wzgórzach rozbiegli się strzelcy, ich ostrzał przyniósł wielkie korzyści. 9 batalionów ustawionych w wąską kolumnę rzuciło się do wąwozu i rozbiło linię obronną nieprzyjaciela. Artyleria, kawaleria i piechota, wszystko się pomieszało. W ręce Francuzów wpadło 15 armat i 7 sztandarów, 7 tysięcy żołnierzy nieprzyjaciela zostało wziętych do niewoli.

Generał Vaubois wziął szturmem obóz w Mori i ścigał nieprzyjaciela w górę rzeki na prawym jej brzegu w kierunku Trientu. Adiutant dowódcy armii, Lemarois został w trakcie śmiałego i błyskotliwego ataku pod Rovereto ciężko ranny. Ten młody człowiek wyróżnił się w czasie zamieszek 13.vendemiaire'a w Paryżu i odznaczał się wielką pilnością. Pochodził on z departamentu Manche. (Jean-Leonard Lemarois, długoletni adiutant Napoleona, awansowany w 1805 roku do stopnia generała dywizji, uczestnik prawie wszystkich kampanii epoki napoleońskiej, w latach 1813-1814 dowodził obroną Magdeburga i skapitulował dopiero po abdykacji Cesarza - przyp. tłum.). 

Armia francuska kontynuowała swój marsz przez większą część nocy. O świcie 5 września wkroczyła do Trientu. Wieczorem tego samego dnia dywizja generała Vaubois podjęła marsz i zajęła pozycje w odległości 14 kilometrów od Trientu nad brzegami rzeki Avisio. Po drugiej stronie rzeki były stanowiska niedobitków dywizji Davidowicza. Napoleon polecił dowódcy kawalerii przekroczyć z 3 szwadronami w bród rzekę i odciąć odwrót broniącym mostu oddziałom austriackim. Równocześnie przypuścił atak od frontu. Nieprzyjaciel wycofał się w wielkim nieładzie, a generał Vaubois zajął stanowiska na obu brzegach rzeki.  

III.

Porażka odniesiona pod Rovereto nie powstrzymała marszu Wurmsera w kierunku Bassano, wręcz przeciwnie, przyśpieszyła jego tempo. Pośpiech było konieczny, odcięty od Trientu Wurmser musiał wyjść z wąwozów i zjednoczyć swoją armię pod Bassano dla utrzymania lini operacyjnej we Friulu. W rzeczywistości kierowały nim inne motywy: dał sobie wmówić, że Napoleon zamierza skierować się na Innsbruck, gdzie chce połączyć się z przybyłą do Bawarii Armią Renu. Wychodząc z tego błędnego założenia Wurmser skierował dywizję Meszarosa w kierunku Mantui, gdzie ten przybył 7 września. W tym samy czasie austriacka kwatera główna wraz z dywizjami Sebottendorfa i Quosdanowicza dotarła do Bassano, jej ariergarda, zajęła pozycje w Primolano, broniąc wąwozy Brenty. 

W nocy z 6 na 7 września do Trientu dotarła wiadomość z Werony, wysłana przez generała Kilmaine, o przekroczeniu przez dywizję Meszarosa Brenty i kontynuowaniu marszu w kierunku Adygi. Spodziewano się, że Meszaros 7 września zaatakuje Weronę. Napoleon podjął natychmiast decyzję zablokowania Wurmsera pomiędzy Brentą i Adygą, a w przypadku jego wycofania się w kierunku Piave, okrążenia i wzięcia do niewoli dywizji Meszarosa. Ta ostatnia była już praktycznie stracona; posunęła się za daleko, żeby móc się wycofać. Osłonę południowego Tyrolu Napoleona powierzył generałowi Vaubois, który ze swoich pozycji w Lavis mógł dotrzeć aż do przełęczy Brenner i nawiązać kontakt z prawym skrzydłem Armii Renu generała Moreau, gdyby dotarło ono do Innsbrucka.

W przeciągu nocy Napoleon zorganizował administrację zajętych terenów i wystosował następujący apel: 

"Tyrolczycy, staracie się o ochronę armii francuskiej; ale musicie na nią zasłużyć. Większość z Was jest nam przychylna, zmuście zatem garstkę upartych przeciwników do podporządkowania się. W przeciwnym razie ich bezsensowne zachowanie przyniesie do Waszego kraju wszystkie okropności wojny. Przewaga armii francuskiej jest faktem dokonanym. Wasi ministrowie, kupieni angielskim złotem, zdradzają swojego cesarza. Każdy krok tego nieszczęśliwego władcy jest błędem. Chcecie pokoju? Francuzi walczą o niego. Wkraczamy na Wasze terytorium jedynie po to, by zmusić dwór wiedeński do spełnienia życzeń Europy i usłyszenia głosu własnego narodu! Nie przybywamy tutaj, aby powiększyć nasze terytorium; natura ustanowiła Ren i Alpy naszymi granicami, tak jak Tyrol uczyniła granicą państwa austriackiego.

Tyrolczycy! Cokolwiek wcześniej zrobiliście, wróćcie w pielesze domowe, opuście szeregi armii, która, wielokrotnie pokonana, nie jest w stanie Was ochronić. Zwycięzca spod Alp i z Włoch nie obawia się żadnego przeciwnika; ale wielkoduszność mojego narodu każe mi podjąć próbę ograniczenia ilości ofiar. W trakcie walk staliśmy się groźnym przeciwnikiem, ale jesteśmy przyjaciółmi tych wszystkich, którzy gościnnie nas przyjmują. Religia, obyczaje i własność gmin, które się nam podporządkują, będą respektowane. Ale gminy, których tyrolskie kompanie w momencie naszego przybycia jeszcze nie powróciły, zostaną obrócone w popiół, a ich mieszkańcy odstawieni do Francji. Władze gmin, które podporządkują się naszym zarządzeniom, powinny niezwłocznie sporządzić wykaz swoich mieszkańców będących na cesarskim żołdzie; domostwa członków kompanii tyrolskich zostaną spalone, a ich krewni aż do trzeciego stopnia pokrewieństwa zostaną odesłani jako jeńcy do Francji.

Każdy Tyrolczyk, należący do ochotniczych kompanii, schwytany z bronią w ręku, zostanie na miejscu rozstrzelany.

Dowódcy dywizji mają rozkaz niniejsze rozporządzenie egzekwować z całą surowością.

Brescia, 13.fructidora roku IV

               (30 sierpnia 1796)

Bonaparte 

O świcie 6 września Napoleon podjął marsz przez wąwozy Brenty, aby jak najszybciej dotrzeć do Bassano. Na czele maszerowała dywizja Augereau, za nią dywizja Masseny i rezerwa kawalerii. Uciążliwe 90 kilometrów musiało zostać pokonane w przeciągu najwyżej dwóch dni. Wieczorem kwatera główna i armia przybyła do Borgo di Val Sugana. 

IV.

O świcie 7 września kontynuowano marsz; już wkrótce awangarda starła się za Primolano z awangardą Wurmsera. Wydawało się niemożliwością wyprzeć ją z zajmowanych pozycji. Ale impetowi Francuzów nic nie mogło się oprzeć. 5.półbrygada lekka rozwinęła się w tyralierę i wspomagana przez 3 bataliony 4.półbrygady liniowej, w 3 wąskich kolumnach, rozbiła austriacką podwójną linię obronną. 5.pułk dragonów pułkownika Milhaud odciął wycofującym się Austriakom odwrót, prawie cała awangarda nieprzyjaciela złożyła broń, wszystkie armaty i sztandary wpadły w ręce francuskie. Mały fort Cavolo, coś w rodzaju celi klasztornej, został okrążony i zdobyty.

Z zapadnięciem nocy armia francuska rozbiła biwak we wsi Cismone. Półżywy z głodu i zmęczenia Napoleon założył tam swoją kwaterę; nie miał ze sobą ani swojej świty ani bagażu. Tak spędził tę noc. Pewien żołnierz (który przypomniał Cesarzowi to wydarzenie w 1805 roku w obozie w Boulogne) podzielił się z nim chlebem. Zdobycz wojenna składała się z parku wozów amunicyjnych, 12 armat, 5 sztandarów i wziętych do niewoli 4200 żołnierzy nieprzyjaciela.  

V.

Tego samego wieczora dywizja Meszarosa zaatakowała Weronę w nadziei zajęcia miasta bez większego oporu. Ale całe otoczenie Werony postawione zostało w stan pogotowia, przed Porta di Vicenza wzniesiono półokrągły szaniec. Generał Kilmaine czekał na Meszarosa. Na czele kilku szwadronów kawalerii bronił dróg wiodących do miasta, a po ich niespodziewanym wycofaniu się za mury obronne, kolumny austriackie ostrzelane zostały kartaczami 30 armat ustawionych na wałach. Po kilku bezskutecznych próbach Meszaros zrozumiał niemożliwość zdobycia miasta szturmem. Rozłożył się obozem koło San Michele i zażądał wzmocnienia oraz sprzętu mostowego, żeby przekroczyć Adygę i okrążyć miasto. Ale przebywający w Bassano Wurmser poczuł się w tym momencie zagrożony i wezwał Meszarosa do pospiesznego powrotu do armii głównej. Wurmser miał nadzieję na czas skoncentrować swoją armię pod Bassano i stawić czoła armii francuskiej. Ale było za późno: gdy w Bassano rozpoczęła się bitwa, dywizja Meszarosa znajdowała się dopiero w Montebello.  

VI.

8 sierpnia Napoleon już przed świtem znajdował się przy swoich posterunkach. O 6 godzinie rano ruszyła do ataku awangarda francuska i rozbiła 6 batalionów, stojących w wąwozach na obu brzegach Brenty; ich niedobitki wycofały się za liczące 20 tysięcy austriackie linie obronne, które jednak stawiły tylko niewielki opór. Dywizja Augereau zaatakowała lewe, dywizja Masseny prawe skrzydło. Nieprzyjaciel został wszędzie rozbity i odrzucony za Bassano. 4.półbrygada liniowa zaatakowała, podobnie jak pod Lodi, w wąskiej kolumnie most. O godzinie 3 po południu armia francuska wkroczyła do Bassano, biorąc do niewoli 6 tysięcy jeńców. Zdobyła też 8 sztandarów, dwa pociągi mostowe, 200 wozów z bagażami, 32 armat i 100 różnego rodzaju 4-konnych wozów.

Ponieważ wycofanie się w kierunku Piave było już niemożliwe, Wurmser podążył w nieładzie ku Vicenzy, łącząc się po drodze z dywizją Meszarosa. Był odcięty od cesarskich państw dziedzicznych i Austrii. Generał Quosdanowicz na czele 3 tysięcy, odcięty od Bassano, wycofał się do Friulu.

9 września dywizja Masseny podążyła w kierunku Vicenzy, a dywizja Augereau w kierunku Padwy, aby zablokować obie prowadzące do miasta drogi na wypadek, gdyby Wurmser podjął próbę powrotu nad Brentę i przebicia się nad Piave. Dowodzone przez niego pułki, pobite pod Rovereto, w wąwozach Brenty i pod Weroną, były zniechęcone i bez animuszu. Swoje najlepsze pułki Wurmser utracił; z liczącej początkowo 60 tysięcy armii pozostało do jego dyspozycji 16 tysięcy. Nigdy przedtem sytuacja Wurmsera nie był groźniejsza; zwątpił on w swój ratunek. Francuzi natomiast mieli nadzieję, że austriacki dowódca wkrótce złoży broń.  

VII.

Wśród tych 16 tysięcy było 6 tysięcy kawalerii, dzielnej i jeszcze pełnej ochoty do walki. Kawaleria austriacka nie poniosła dotąd większych strat, teraz zalała ona całą okolicę w poszukiwania brodu na Adydze. Dwa szwadrony przeprawiły się promem w Albaredo na drugi brzeg dla rozpoznania francuskich pozycji oraz, w miarę możliwości, zdobycia informacji o sytuacji w Mantui. Sytuacja Wurmsera była beznadziejna, pod Bassano utracił swój cały sprzęt mostowy, przeprawienie całej armii promem w Albaredo było niemożliwością z powodu depczącej mu po piętach armii francuskiej. Uratował go błąd francuskiego szefa batalionu, który opuścił Legnago, nie niszcząc znajdującego się tam mostu.

Gdy Kilmaine został pod Weroną zaatakowany przez Meszarosa, wezwał on do siebie 400-osobowy oddział strzeżący Legnago, rozkazując generałowi Sahuguet zastąpić go oddziałem wydzielonym z sił blokujących Mantuę. Ale gdy kilku żołnierzy tego oddziału na drodze z Mantui do Legnago zginęło od szabli austriackiej kawalerii, francuski szef batalionu dał sobie wmówić, że cała armia austriacka przekroczyła rzekę pod Albaredo i wkrótce odetnie mu odwrót. Ponadto wróg rozpowszechniał pogłoski, że armia francuska poniosła w Tyrolu srogie porażki i została w całości rozbita. Szef batalionu, w obawie przed ostatecznym okrążeniem, stracił głowę, opuścił Legnago i wycofał się do Mantui. Gdy Wurmser dowiedział się o tym szczęśliwym przypadku bez chwili zwłoki wyruszył w kierunku Legnago, gdzie wkroczył bez napotkania oporu i przeprawił armię na drugi brzeg Adygi. 

W tym samy czasie dowódca armii dotarł do Arcole. Po otrzymaniu wiadomości o wypadkach w Legnago, zajął prom w Ronco, rozkazał Massenie natychmiast przeprawić się na prawy brzeg i polecił dywizji Augereau wymaszerować z Padwy w kierunku Legnago. Miał nadzieję, że docierając przed armią austriacką nad brzegi rzeki Molinella uda się ponownie okrążyć Wurmsera. Kilmaine na czele wszyskich oddziałów, jakie udalo mu się w pośpiechu zebrać, zajął pozycje nad rzeką, blokując drogę do Mantui; ale jego siły były zbyt słabe. Napoleon musiał dotrzeć do jego pozycji przed Austriakami.

Wurmser stracił cenny czas w Legnago, być może do zarządzenia postoju zmusiło go zmęczenie żołnierzy lub trwał w przekonaniu, że armia francuska maszeruje drogą z Vicenzy do Padwy, co umożliwiłoby mu ponowne nawiązanie przerwanego kontaktu z cesarstwem. Posiadając dużą liczbę kawalerii Wurmser miał możliwość wysyłania na wszystkie strony rekonesansów. Jego zwiadowcy donosili, że podążający z Padwy Francuzi, maszerując oboma traktami w kierunku Legnago, dotarli już do leżącej w bezpośredniej bliskości pozycji austriackich Montagnana. W tej sytuacji Wurmser podjął decyzję marszu w kierunku Mantui. 

Z Ronco w kierunku Sanguinetto, gdzie zamierzano zagrodzić nieprzyjacielowi drogę, prowadzą dwa trakty: pierwszy, wzdłuż brzegu Adygi, przecina drogę wiodącą z Legnago do Alantua koło Cerea; drugi wiedzie z Ronco prosto do Sanguinetto. Tą drugą drogą ruszył w kierunku Sanguietto generał Pijon, który prowadził awangardę dywizji Masseny; generał Murat, wysłany na czele lekkiej kawalerii na rekonesans wybrał przybliżającą go do nieprzyjaciela drogę wiodącą do Cerei. Już wkrótce rozpoczął on ostrzeliwanie nieprzyjaciela. Gdy do generała Pijon dotarł odgłos armat umocnił on w Cerea swoje lewe skrzydło i ustawił 4.półbrygadę lekką w szyku bojowym za potokiem, blokując w ten sposób drogę. Wurmser byłby odcięty i stracony, jeżeli nie udałoby mu się przebić przed otaczające go linie francuskie. Siłami całej armii zaatakował Cereę, okrążył i rozbił słabą awangardę Pijona, biorąc do niewoli 300-400 Francuzów, po czym podjął dalszy marsz w kierunku Sanguinetto. W momencie, gdy awangarda francuska ulegała rozsypce, do wioski wjechał galopem dowódca armii. Znalazł on jedynie czas na zawrócenie konia i ratowanie się ucieczką. Kilka minut później do wioski przybył marszałek Wurmser. Poinformowany przez napotkaną starą kobietę o obecności generała Bonaparte rozesłał na wszystkie strony swoich żołnierzy z wyraźnym poleceniem wzięcia francuskiego dowódcy do niewoli. 

Po osiągnięciu Sanguinetto Wurmser przez całą noc kontynuował marsz. Po otrzymaniu wiadomości o francuskich rezerwach generała Kilmaine, czekających na niego na brzegach Molinelli, skręcił on z głównego traktu na lewo i dotarł 12 września do Villimpenta, gdzie jego kawaleria rozbiła niezbyt liczną ochronę miejscowego mostu.

Generał Charton, który na czele 500 żołnierzy, należących do 12.półbrygady lekkiej, zmierzał do Villimpenta, nie dotarł tam w porę; utworzył on na drodze czworobok, który po zaciętym oporze rozbiła austriacka kawaleria. Francuski generał zginął, jego oddział był stracony.

14 września armia austriacka odniosła kolejny sukces, równy temu z Cerei i Villimpenta, co złagodziło nieco cierpienia starego marszałka: w Due Castelli batalion piechoty lekkiej został rozbity przez 2 pułki kirasjerów tracąc 300 ludzi. Armia francuska była zmęczona i pełniła swoją służbę trochę niedbale. 

VIII.

Zwycięstwa odniesione przez armię austriacką w potyczkach pod Cereą, Villimpentą i Due Castelli przywróciły jej odwagę i zachęciły do wystąpienia w otwartym polu. Garnizon opuścił twierdzę, a Wurmser rozłożył swój obóz pomiędzy San Giorgio i cytadelą. Miał pod swoją komendą znowu 35 tysięcy żołnierzy, z tego 5 tysięcy w szpitalach, a 5 tysięcy jako załoga garnizonu. Pozostałe 25 tysięcy, z tego 5 tysięcy kawalerii, rozłożyło się w obozie. Wurmser miał w dalszym ciągu nadzieję dotarcia do Legnago. Ale 13 września dowodzący dywizją Augereau generał Bon zajął Legnago, biorąc 700 jeńców i zdobywając 24 zaprzężone działa polowe, uwalniając równocześnie 500 Francuzów, wziętych do niewoli pod Cereą i innych drobnych potyczkach. 14 września jego dywizja, stanowiąca lewe skrzydło armii, dotarła do Governolo; Massena, który zajmował pozycje pod Due Castelli, tworzył centrum, stojący z korpusem blokady pod Favorita Sahuguet - lewe skrzydło. Kilmaine zjednoczył pod swoją komendą całą kawalerię. Gwałtowne marsze ostatnich dni bardzo osłabiły wszystkie pułki. Wieczorem 16 września armia francuska liczyła 24 tysiące żołnierzy pod bronią, z tego 3 tysiące kawalerii. Obie armie były wprawdzie równe pod względem liczby żołnierzy, różniły się jednak zdecydowanie nastrojem panującym w ich szeregach. Wśród Austriaków jedynie kawaleria zachowała animusz i odwagę pierwszych dni kampanii.

15 września generał Bon, opierając swoje lewe skrzydło o Mincio, wymaszerował z Governolo i skierował się w kierunku San Giorgio. Potyczka była bardzo zacięta, Austriacy posłali w bój wszystkie swoje rezerwy. Udało im się nie tylko zatrzymać francuską dywizję, ale nawet zmusić ją do wycofania się. Na prawym skrzydle do walki wkroczył Sahuguet. Nieprzyjaciel był przekonany, że ma przed sobą całą armię francuską, gdy niespodziewane uderzenie kolumn dywizji generała Masseny spowodowało wśród Austriaków takie zamieszanie, że na łeb na szyję rzucli się w kierunku twierdzy, zostawiając na polu walki 3 tysiące jeńców, wśród nich pułk kirasjerów, 3 sztandary i 11 armat. 

Po niezwykle zaciętej bitwie pod San Giorgio zajmujący terytorium Serraglio Wurmser zbudował most na Padzie i zacząć gromadzenie w twierdzy zapasów żywności.

24 września zaatakował Governolo, został jednak odparty, tracąc przy tym 1000 żołnierzy i 6 armat. Gdyby atak ten zakończył się powodzeniem, Wurmser niechybnie podjąłby próbę dotarcia z Governolo do Adygi.

1 października dowodzący oblężeniem generał Kilmaine wtargnął wreszcie do Serraglio, zajął Predellę i Cerese, zamykając pierścień oblężenia. Ta przeprowadzona nielicznymi siłami operacja przyniosła generałowi wielkie uznanie. 

W okresie od 1 do 18 września nieprzyjaciel stracił 27 tysięcy żołnierzy, z tego 18 tysięcy dostało się do niewoli, 3 tysiące poległo, a 6 tysięcy zostało rannych. Ponadto w ręce francuskie wpadło 75 armat, 22 sztandarów i proporców, 30 generałów, 80 urzędników kwatery głównej i 6 tysięcy koni. 16 tysięcy Austriaków zostało zmuszonych do zamknięcia się z Wurmserem w twierdzy; 10 tysięcy, dowodzone przez Davidowicza i Quosdanowicza, zdołało się wycofać się do Tyrolu i Friulu.

Armia francuska straciła 7500 żołnierzy, z tego 1400 zostało wziętych do niewoli, 800 zginęło, a 4300 zostało rannych.

Ze sztandarami zdobytymi w bitwach pod Rovereto, Bassano i San Giorgio oraz w potyczkach pod Primolano i Cismone dowódca armii posłał swojego adiutanta Marmonta do Paryża.

Napoleon poznał go jako podporucznika podczas oblężenia Tulonu i wciągnął do swego kręgu. Później Marmont otrzymał tytuł księcia Raguzy i stopień marszałka. Pochodził on z departamentu Cote d'Or. 

IX.

Ponieważ przed armią francuską aktualnie nie stał żaden przeciwnik pułki otrzymały możliwość wypoczynku. Vaubois zajął Trient i umocnił się nad brzegami Avisio. Dywizja Masseny zajęła Bassano, pilnując przejść na rzece Piave. Dywizja Augereau zajmowała Weronę, a Kilmaine dowodził wojskami oblegającymi Mantuę. Bitwy pod Rovereto, Bassano i San Giorgio, drobne potyczki i choroby w bagnach Mantui nadwerężyły siły armii. 

Garnizon Mantui organizował początkowo liczne i silne wypady, ale poniesione straty i choroby szybko ostudziły zapał oblężonych. Pod koniec października załoga garnizonu liczyła 17 tysięcy żołnierzy zdolnych do noszenia broni, 10 tysięcy w szpitalach, w sumie 30 tysięcy ludzi, których należało wyżywić. Z tego też powodu żywiono nadzieję, że twierdza wkrótce skapituluje. Ale stary marszałek kazał zabić większość koni kawalerii, a mięso zasolić; ponadto zgromadził on z okolicy wszelkiego rodzaju żywność, przysłanej przede wszystkim przez regenta Modeny, który w trakcie obu przerw w oblężeniu wysłał do Mantui przygotowane wcześniej transporty. Dzięki temu twierdza mogła dłużej opierać się oblężeniu, niż należało się spodziewać. Wbrew oczekiwaniom całych Włoch armia francuska będzie zmuszona do stoczenia jeszcze krwawszych, jeszcze większą jej przynoszących sławę bitew, a Austria do wystawienia i utracenia dwóch nowych armii, zanim wypełni się los tej twierdzy. 

Generał Kilmaine, z pochodzenia Irlandczyk, był wyborowym oficerem kawalerii. Potrafił chłodno i trafnie oceniać sytuację, w szczególności nadawał się na stanowisko dowódcy wydzielonych korpusów, a także do wypełniania trudnych zadań, wymagających rozsądku i chłodnej kalkulacji. Wybił się podczas tłumienia zamieszek na przedmieściu Saint-Antoine w trakcie wydarzeń 1.prairiala. W czasie kampanii włoskiej miał około 50 lat. Byłby on jednym z najwybitniejszych generałów armii francuskiej, gdyby nie jego słabe zdrowie (generał Charles-Eduard Kilmaine zmarł w 1799 roku w wieku 49 lat - przyp. tłum.). Cechowała go duża znajomość armii austriackiej, jej taktyki, nie dawał się zwieść ani fałszywym plotkom, rozpowszechnianych zwyczajowo na tyłach armii ani rozsyłanymi na wszystkie strony kolumnami, mającymi utwierdzić przeciwnika w przekonaniu o obecności oddziałów wojskowych w miejscach, w których w rzeczywistości wcale ich nie było. Jego poglądy polityczne były bardzo umiarkowane.

 

T. I Roz. 11. Bitwa pod Arcole

I. Wkroczenie marszałka Alvinczy na czele trzeciej armii austriackiej do Włoch. - II. Zadawalająca sytuacja armii francuskiej. - III. Bitwa nad Brentą (5 listopada 1796). Opuszczenie Tyrolu przez generała Vaubois. - IV. Bitwa pod Caldiero (12 listopada). - V. Szemranie we francuskich szeregach. - VI. Nocny marsz armii w kierunku Ronco; przekroczenie Adygi (14 listopada). - VII. Bitwa pod Arcole. Pierwszy dzień (15 listopada). VIII. Drugi dzień (16 listopada). - IX. Trzeci dzień (17 listopada). - X. Tryumfalne wkroczenie armii francuskiej do Werony (18 listopada).

 

I.

Po kurierach, którzy przywieźli do Wiednia wieści o sukcesach arcyksięcia Karola w Niemczech, do stolicy dotarli kurierzy Wurmsera, którzy informowali jedynie o katastrofach. Dwór cesarski cały wrzesień spędził w zmiennych nastrojach, w radosnym albo smutnym podnieceniu. Zadowolenie z sukcesów armii austriackiej nie było tak wielkie, jak konsternacja z powodu jej porażek. Niemcy były uratowane, ale Włochy stracone; armia, która miała strzec granicy włoskiej, przepadła. Jej liczny sztab generalny, jego starego dowódcę i nieliczne niedobitki uratowało jedynie zamknięcie się w Mantui, gdzie brakowało wszystkiego, gdzie padali ofiarą jesiennej malarii, co prawdopodobnie spowoduje, że wkrótce tory twierdzy zostaną otwarte nieprzyjacielowi.

Królewska rada wojenna widziała konieczność podjęcia nadzwyczajnych środków; w Tyrolu i Friulu skoncentrowano dwie nowe armie i oddano ich dowództwo w ręce marszałka Alvinczy, polecając mu udanie się na odsiecz zamkniętemu w Mantui Wurmserowi.  



II.

Porażki Armii Sambry i Mozy oraz Armii Renu musiały wkrótce wywrzeć wpływ na rozwój sytuacji we Włoszech. Skoro obie te armie nie potrafiły opanować sytuacji na prawym brzegu Renu, konieczne było zatem wydzielenie z nich znacznych oddziałów i wysłanie do Włoch. Dyrektorium obiecywało, ale czyniło niewiele; wysłano jednak z armii stacjonującej w Wandei 12 batalionów, które we wrześniu i październiku przybyły do Mediolanu. Celowo kazano im maszerować w 12 kolumnach rozgłaszając, że w skład każdej z nich wchodzi kompletny pułk piechoty, co stanowiłoby poważne wzmocnienie armii walczącej we Włoszech. Przynajmniej stan moralny żołnierzy Armii Italii był bez zarzutu, darzyli oni pełnym zaufaniem swojego wodza i byli przekonani o swojej przewadze. Wszyscy byli dobrze ubrani, odżywieni i dobrze opłacani; artyleria była liczna i dobrze wyposażona, a kawalerii nie brakowało koni. 

W zaopatrzeniu armii francuskiej duży udział miała ludność włoska, w rękach Francuzów spoczywała bowiem jej wolność i niepodległość. Wśród Włochów panowało też ogólne przekonanie o przewadze zarówno armii francuskiej nad niemiecką, jak i jej dowódcy, pogromcy Beaulieu i Wurmsera, nad marszałkiem Alvinczy. Nastawienie opinii publicznej, w porównaniu z panującym w lipcu, uległo wyraźnej zmianie. Ale wówczas spodziewano się przybycia Wurmsera, całe Włochy oczekiwały jego zwycięstwa; aktualnie nikt już nie wątpił w potęgę armii francuskiej.

Nastrój wśród ludności mieszkającej za Padem, w Bolonii, Reggio i Modenie był do tego stopnia pełen euforii, że była ona w stanie własnymi siłami odeprzeć siły armii papieskiej, gdyby ta, jak grożono w Rzymie, wkroczyła na jej terytorium.  

III.

Na początku października Alvinczy stał ze swoją armią jeszcze przed Isonzo, ale pod koniec miesiąca przeniósł on swoją kwaterą główną za rzekę Piave, do Conegliano. Massena, stacjonujący w Bassano, obserwował jego ruchy. Davidowicz skoncentrował w Tyrolu jeden korpus, który w połączeniu z milicją tyrolską liczył 18 tysięcy ludzi. Generał dywizji Vaubois, stacjonujący na czele 12 tysięcy nad brzegami Avisio, osłaniał Trient. Dywizja Augereau, rezerwa kawalerii i kwatera główna znajdowały się w Weronie.

Plan marszałka Alvinczy przewidywał połączenie się z Davidowiczem w Weronie i podjęcie stamtąd marszu na Mantuę. 1 listopada przekroczył on przez dwa nowozbudowane mosty Piave i wyruszył trzema kolumnami w kierunku Brenty. Massena, obserwujący te ruchy, zbliżył się do Austriaków grożąc im atakiem, co zmusiło dowódcę austriackiego do rozwinięcia szyku bojowego. Ale gdy Massena rozpoznał, że Alvinczy dysponuje siłami przekraczającymi 40 tysięcy, opuścił obóz w Bassano, przekroczył Brentę i pomaszerował w kierunku Vicenzy, gdzie 5 listopada dołączył do niego Napoleon na czele dywizji Augereau i rezerwy.

6 listopada o świcie dowódca armii wydał rozkaz wymarszu przeciwko armii podążającego śladami Masseny marszałka Alvinczy.

Ten ostatni przeniósł swoją kwaterę do Fontaniva, jego awangarda, dowodzona przez generała Liptaya, stała na prawym brzegu Brenty w Carmignano, przed dowodzonym przez generała Proverę lewym skrzydłem armii; prawe skrzydło, pod dowództwem Quosdanowicza, zajmowało pozycje między Bassano i Vicenzą. W wąwozach Brenty generał Mitrowsky dowodził korpusem obserwacyjnym, rezerwą armii dowodził generał Hohenzollern.

O brzasku Massena zaatakował linie austriackie i po kilkugodzinnej walce wyparł awangardę, Quosdanowicza, Liptaya i dywizję Provery na lewy brzeg Brenty. Austriacy ponieśli duże straty w poległych, rannych i wziętych do niewoli.

Napoleon skierował się na czele dywizji Augereau przeciwko Quosdanowiczowi i wyparł go z Nove w kierunku Bassano. Była godzina 4 po południu, dowódca armii przywiązywał duże znaczenie do przekroczenia jeszcze tego samego dnia mostu i zajęcia miasta. Ponieważ na polu bitwy pojawiła się rezerwa Hohenzollerna, Napoleon nakazał przesunięcie do przodu brygady rezerwy i wsparcie ataku na most. W międzyczasie do leżącej przy trakcie wioski wkroczył odcięty od sił głównych 900-osobowy batalion chorwacki. Gdy pierwsze szeregi rezerwy francuskiej zbliżyły się do wioski, przywitał je gwałtowny ogień. Konieczne było wprowadzenie do walki haubic. Wieś została zdobyta, batalion chorwacki wycięty; akcja ta spowodowała jednak 2-godzinne opóźnienie w marszu brygady rezerwy. Gdy dotarła ona w końcu do mostu, wkoło panowały już ciemności; szturm musiał zostać przesunięty na dzień następny.

Vaubois otrzymał rozkaz zaatakowania nieprzyjacielskich pozycji na prawym brzegu Avisio. 1 listopada wyruszył on w kierunku San Michele i Segonzano. Przeciwnik miał przewagę liczebną i bronił swoich pozycji z wielką odwagą; Vaubois nie potrafił przełamać jego linii, ponowiony w dniu następnym atak też nie był szczęśliwszy. Ponadto został on sam zaatakowany, wyparty z pozycji w Lavis i zmuszony do oddania Trientu. Po skoncentrowaniu swoich pułków Vaubois zajął pozycje w Calliano, ale Laudon, operujący na czele Tyrolczyków na prawym brzegu Adygi, obszedł jego pozycje i zajął Nomi i Torbole. Wydawało się, że nosi się on z zamiarem podjęcia marszu w kierunku Monte Baldo i Rivoli. Vaubois nie miał na prawym brzegu już żadnych żołnierzy i nie mógł przeciwko takiemu manewrowi nic przedsięwziąć. Gdyby nieprzyjacielowi udało się przeprowadzenie tego manewru, w niebezpieczeństwie znalazłby się nie tylko korpus Vaubois, ale cała armia francuska.

Te niepomyślne wiadomości dotarły do kwatery głównej o godzinie 2 w nocy. Nie było co zwlekać: należało bezzwłocznie podążyć w kierunku zagrożonej Werony, zrezygnować z pierwotnego planu oraz myśli odwrócenia uwagi nieprzyjaciela. Pierwotnie dowódca armii planował wyparcie marszałka Alvinczy za Piave, następnie marsz wąwozami Brenty i odcięcie Davidowicza. Pułkownik Vignolle ze sztabu głównego, godny zaufania oficer, został wysłany do Werony w celu zebrania tam wszystkich stojących do dyspozycji oddziałów i wysłania ich do La Corona i Rivoli. Vignolle znalazł w Weronie jeden batalion 44.półbrygady, przybyły właśnie z Wandei i przy jego pomocy odparł pierwszych strzelców austriackich, którzy próbowali zająć stanowiska w La Corona. Następnego dnia na tę ważną pozycję przybył Joubert na czele 4.półbrygady lekkiej, wchodzącej w skład korpusu blokady Mantui; teraz nie było już powodów do obaw. Vaubois zbudował most na Adydze, przeszedł z powrotem na prawy brzeg i zajął na czele swoich oddziałów pozycje w La Corona i Rivoli.

7 listopada, przez cały dzień, armia francuska, nadchodząc znad Brenty, maszerowała przez Vicenzę. Mieszkańcy miasta, świadkowie świeżo odniesionygo zwycięstwa, nie potrafili znaleźć wytłumaczenia dla odwrotu armii francuskiej. Alvinczy ze swojej strony tego samego dnia o godzinie 3 nad ranem rozpoczął odwrót w kierunku Piave. Wkrótce jednak rekonesansy lekkiej kawalerii doniosły mu o odwrocie Francuzów; Alvinczy powrócił ponownie nad Brentę, przekroczył następnego dnia rzekę i podążył śladem nieprzyjaciela.

Napoleon udał się do dywizji Vaubois i występując przed jej frontem na wzniesieniach Rivoli, stwierdził:

"Żołnierze!

Nie jestem z was zadowolony. Nie wykazaliście się ani dyscypliną, ani stabilnością, ani odwagą. Nie było możliwe skoncentrowanie was nawet na najkorzystniejszych pozycjach; padliście ofiarą panicznego strachu; daliście przegonić się z waszych pozycji na których garstka dzielnych przeciwstawiłaby się przez cały dzień całej armii. Żołnierze 39. i 85.półbrygady, nie jesteście francuskim żołnierzami. Szefie sztabu, niech Pan każe umieścić na sztandarach napis: Oni nie należą już do Armii Italii!". 

Ta przemowa, wygłoszona surowym tonem, wywołała łzy w oczach tych starych żołnierzy. Przepisy regulaminu nie potrafiły powstrzymać ich od wyrażenia głośnego sprzeciwu, wielu grenadierów zawołało: "Generale, oczerniono nas! Pozwól nam utworzyć awangardę i zobaczysz, czy 39. i 85. jeszcze należą do Armii Italii".

Po uzyskaniu tej pożądanej reakcji Napoleon skierował do żołnierzy kilka pocieszających słów. Kilka dni później obie półbrygady okryły się sławą. 

IV.

Mimo odniesionej nad Brentą porażki Alvinczy uznał swoje operacje za uwieńczone wspaniałym sukcesem. Panował nad całym Tyrolem i ziemami położonymi pomiędzy Brentą i Adygą. Ale najtrudniejsze zadanie stało jeszcze przed nim: przekroczenie ze swoją armią Adygi przed armią francuską, rozbicie stojącego pod Weroną korpusu i doprowadzenie w ten sposób do połączenia z Davidowiczem.

Trakt z Werony do Vicenzy przebiega na odcinku 14 kilometrów, aż do Villanova wzdłuż Adygi, a nasępnie skręca pod kątem prostym na lewo i prowadzi prosto do Vicenzy. Koło Villanova trakt przecina potok Alpone, płynący przez Arcole i wpadający koło Albaredo do Adygi. Na zachód od Villanova znajdują się wzniesienia określane mianem Caldiero. Zajęcie ich gwarantuje osłonę dla Werony i umożliwia zaatakowanie od tyłu operującego nad dolną Adygą przeciwnika. 

Po zapewnieniu obrony Monte Baldo i przywróceniu dywizji Vaubois zaufania we własne siły Napoleon postanowił zająć Caldiero, co dawało największe szanse na odparcie austriackiej ofensywy. 11 listopada o godzinie 2 po południu armia francuska przeszła po mostach koło Werony. Maszerująca na czele brygada generała Verdier rozbiła awangardę nieprzyjaciela, biorąc przy tym wielu jeńców i zajęła w nocy pozycje pod wzniesieniami Caldiero.

Sądząc po licznej ilości austriackich ognisk, wiadomościach dostarczonych przez budzących zaufanie mieszkańców i zeznaniach jeńców, nie mogło być wątpliwości, co do zamierzeń marszałka Alvinczy: najwyraźniej miał on zamiar przyjąć bitwę, wybierając dla siebie bardzo dogodne pozycje. Jego lewe skrzydło oparte było na bagnach Arcole, prawe - na Monte Oliveto i wsi Colognola. Pozycje austriackie umocnione były licznymi szańcami i bardzo silnymi bateriami artylerii. 

O świcie Napoleon przeprowadził rekonesans linii nieprzyjaciela: jego lewe skrzydło było nie do zdobycia, prawe sprawiało wrażenie braku odpowiedniego zabezpieczenia w otaczającym go terenie. W celu wykorzystania tego błędu Massena otrzymał rozkaz zajęcia ze swoją dywizją jednego ze wzniesień, które mimo, iż przewyższało prawe skrzydło Austriaków, nie zostało przez nich osadzone. Generał brygady Delaunay, na czele strzelców rozpoczął wspinanie się w górę, ale zrobił to zbyt pospiesznie i nierozważnie: oddalił się przy tym zbytnio od dywizji, która maszerując na swoje pozycje, została zatrzymana w jednym z wąwozów i nie mógł w porę otrzymać wzmocnienia. Delaunay został odparty i wzięty do niewoli. Nieprzyjaciel rozpoznał popełniony przez siebie błąd, teraz nie było już możliwe, skutecznie go zaatakować.

W międzyczasie na cały linii rozgorzała, kontynuowana przez cały dzień, wymiana ognia. Lało jak z cebra. Podłoże było tak bardzo zmiękczone, że francuska artyleria nie mogła wykonać żadnego ruchu, podczas gdy austriacka, korzystnie ustawiona, w pełni wykorzystywała siłę swoich armat. Nieprzyjaciel kilkakrotnie podjął próbę zaatakowania pozycji francuskich, został jednak energicznie odparty. Noc obie armie spędziły na swoich pozycjach. Deszcz padał przez całą noc z taką intesywnością, że następnego dnia dowódca armii uznał, iż najlepszym wyjściem jest wycofanie się do obozu w Weronie. Straty poniesione w tej potyczce przez obie strony były na takim samym poziomie. Nieprzyjaciel zasłużenie zapisał wyniki potyczki po stronie swoich sukcesów. Jego forpoczty zbliżyły się do San Michele, sytuacja Francuzów była rzeczywiście krytyczna.

 

V.

Vaubois poniósł dotkliwe straty, do dyspozycji pozostało mu już tylko 8 tysięcy żołnierzy. Pozostałe dwie dywizje, po krwawych walkach nad Brentą i nieudanej operacji pod Caldiero, miały już tylko 13 tysięcy pod bronią. W szeregach panowała zgodna opinia o przewadze przeciwnika. Żołnierze dywizji Vaubois, chcąc usprawiedliwić swój odwrót, twierdzili, że przyszło im walczyć z jeden przeciwko trzem. Bez wątpienia, nieprzyjaciel również poniósł straty, ale miał on przewagą liczebną i zdobył sporo terenu. Miał on możliwość w spokoju dokładnie policzyć stojącą przed nim garstkę Francuzów; z tego powodu Alvinczy nie wątpił w oswobodzenie Mantui i zdobyciu Włoch. W upojeniu zwycięstwem kazał zgromadzić duże ilości drabin i groził wzięcia szturmem Werony.

Również garnizon Mantui nabrał animuszu; podjęte zostały ponownie wypady z twierdzy niepokojące oblegających, liczących nie więcej niż 8-9 tysięcy żołnierzy, które miały trzymać w szachu 25 tysięcy, wśród których było jednak 10-12 tysięcy chorych.

Francuzi nie byli w stanie nigdzie przejść do ofensywy; byli zablokowani pomiędzy pozycjami armii nieprzyjaciela pod Caldiero i wąwozami Tyrolu. Ale gdyby nawet zajęte przez Austriaków stanowiska umożliwiałyby ich zaatakowanie, znana była jego liczebna przewaga. Należało zatem cierpliwie odczekać działań przeciwnika. Pogoda była okropna, każdy ruch wiódł przez błoto i deszcz. Walki pod Caldiero i w Tyrolu wyraźnie osłabiły aniumusz francuskiego żołnierza.

Miał on wprawdzie jeszcze uczucie przewagi w obliczu równowagi liczebnej, ale był przekonany o niemożliwości stawienia oporu tak znacznie przewyższąjącemu go przeciwnikowi. Wielu dzielnych odniosło kilkakrotnie rany w różnych bitwach stoczonych od momentu wkroczenia do Włoch. Do tego dochodził cierpki nastrój, w szeregach dało się słychać głosy mówiące:

-"My nie możemy wszystkich zadań sami wykonać. Armia marszałka Alvinczy, która teraz przed nami stoi, to ta sama, przed którą wycofały się Armie Renu oraz Sambry i Mozy. One stoją teraz bezczynnie; dlaczego musimy my wykonywać ich pracę? Jeżeli zostaniemy pokonani, będziemy musieli powrócić za Alpy jako uciekinierzy pozbawieni honoru. Jeżeli zwyciężymy, jakie korzyście przyniesie to kolejne zwycięstwo? Stanie przed nami nowa armia, która zastąpi armię Alvinczy, podobnie jak ten nastąpił po Wurmserze, a Wurmser po Beaulieu. W tej nierównej walce musimy w końcu zostać pokonani".

Napoleon kazał im odpowiedzieć:

"Przed nami jest już tylko jedna przeszkoda do pokonania i Włochy są nasze. Nieprzyjaciel jest bez wątpienia liczniejszy od nas, ale połowa jego pułków składa się z rekrutów. Zostanie on pokonany, padnie też Mantua, my będziemy panami całego kraju, a nasze wysiłki dobiegną końca, bo wraz ze zdobyciem Mantui zdobędziemy nie tylko Włochy, ale także pokój. Chcecie iść za Alpy? Nie jesteście już w stanie. Po biwakowaniu pośrodku lodu i nagich skał potrafiliście zdobyć rozkoszne niziny Lombardii; ale z waszych obozów wśród kwitnących łanów Włoch nie potraficie już więcej powrócić na alpejski śnieg. Wzmocnienie już otrzymaliśmy, kto nie chce się bić, nie musi szukać żadnych pretekstów. Pokonajcie Alvinczy, a ja zapewnię wam waszą przyszłość!".

Te słowa, powtórzone przez wszystkich o odważnym sercu, podniosły wszystkich na duchu i spowodowały, że nastroje stopniowo uległy poprawie. Jeszcze niedawno zniechęcona armia najchętniej wycofałaby się; teraz wszyscy byli pełni entuzjazmu i mówili jedynie o marszu naprzód: "Czy żołnierze Armii Italii mają pozwolić obrażać się przez tych niewolników?"

Gdy do Brescii, Bergamo, Mediolanu, Cremony, Lodi, Pawii i Bolonii dotarły wieści o doznanych przez armię francuską porażek, znajdujący się tam chorzy i ranni, mimo, że jeszcze nie całkiem wyleczeni, opuścili szpitale, żeby zająć swoje miejsce w szeregu; wielu z tych dzielnych miało jeszcze krwawiące rany. Ten wzruszający widok podniósł wszystkich na duchu.  

VI.

14 listopada, pod zapadnięciu nocy, pod osłoną ciemności zwinięto wreszcie obóz w Weronie; 3 kolumny wyruszyły w całkowitym milczeniu, przemaszerowały przez miasto, przekroczyły Adygę i stanęły w szyku bojowym na prawym brzegu rzeki. Wszystko wskazywało na odwrót: czas odmarszu, kierunek, ogólne milczenie i brak rozkazu dziennego, który przy takich okazjach był odczytywany. Ten pierwszy krok w tył oznaczał konieczność zakończenia oblężenia Mantui i zapowiadał utratę całych Włoch. Ludność, która dzięki zwycięstwom Francuzów żywiła nadzieję na korzystne zmiany w ich życiu, niespokojnie i z bólem serca patrzyła na ruchy armii, która zabierała ze sobą wszystkie jej nadzieje.

Ale zamiast skierować się na drogę prowadzącą do Peschiery, armia niespodziewanie skręciła na lewo i pomaszerowała wzdłuż Adygi. Przed świtem dotarła do Ronco, gdzie Andreossy właśnie zakończył budowę pływającego mostu. W pierwszych promieniach słońca armia po wykonaniu prostego zwrotu w lewo znalazła się, ku własnemu zdziwieniu, na lewym brzegu. Teraz oficerowie i żołnierze, którzy swojego czasu wzięli udział w pościgu za Wurmserem, zrozumieli intencję dowódcy. -"On chce obejść Caldiero, które nie można wziąć frontalnym atakiem; ponieważ nie może on na czele 13 tysięcy podjąć walki w otwartym polu przeciwko 40-tysięcznej armii, przenosi pole bitwy na drogi otoczone przez rozległe bagna; tutaj nie decyduje liczba, lecz odwaga pierwszych szeregów atakujących kolumn!". Nadzieja na zwycięstwo ożywiła wszystkie serca i każdy obiecał dać z siebie wszystko podczas realizacji tak śmiałego i wspaniałego planu.

Generał Kilmaine na czele 1500 żołnierzy pozostał w Weronie; bramy miasta były zamknięte, jego opuszczenie surowo zabronione; nieprzyjaciel tkwił w pełnej nieświadomości o ruchach podjętych przez armię francuską.

Most koło Ronco wybudowano na prawym brzegu rzeki Alpone, około 2 kilometry od jej ujścia do Adygi. Fakt ten może dać źle poinformowanym powody do krytyki. Gdyby jednak most stanął na lewym brzegu Alpone, naprzeciw Albaredo, to po pierwsze armia wmaszerowałaby na szerokie niziny, czego właśnie generał próbował uniknąć; po drugie wystarczyłoby by marszałek Alvinczy, stacjonujący na wzniesieniu Caldiero, zajął prawy brzeg Alpone, by stworzyć wystarczającą osłonę dla wysłanej w kierunku Werony kolumny; ta miałaby wystarczająco dużo czasu, żeby wziąć szturmem miasto i nawiązać kontakt z austriacką armią w Tyrolu; znajdująca się w Rivoli dywizja francuska zostałaby wzięta w dwa ognie i zmuszona wycofać się do Peschiery; cała armia francuska znalazłaby się w najwyższym niebezpieczeństwie.

Zbudowanie mostu na prawo od Alpone przyniosło dwie decydujące korzyści: po pierwsze zwabiało nieprzyjaciela na trzy drogi wiodące przez wielkie bagna, po drugie zapewniona była tym samym łączność z Weroną, dzięki istnieniu w tym miejscu grobli przebiegającej wzdłuż Adygi i mijającej wioski Porcile i Gombioni, gdzie znajdowała się główna kwatera Alvinczy. Tutaj nieprzyjaciel nie mógł zająć odpowiednich stanowisk i ukryć za naturalnymi przeszkodami wojska wysłane ewentualnie w kierunku Werony. Atak na miasto był w zaistniałej sytuacji niemożliwy, ponieważ cała armia francuska stanęłaby za plecami armii austriackiej, podczas gdy mury miasta zatrzymałyby jej awangardę.

Od mostu w Ronco prowadzą 3 drogi: pierwsza, w lewo prowadzi w górę rzeki koło wiosek Bionde i Porcile w kierunku Werony; druga, środkowa wiedzie przez wieś Arcole, gdzie na małym, kamiennym moście przekracza Alpone; trzecia, odchodząca w prawo od mostu wiedzie w dół rzeki do Albaredo. Ronco od Porcile dzieli 7200 metrów, Porcile od Caldiero - 4 kilometry, Caldiero od Werony - 13 kilometrów, odległość od mostu w Arcole do Villanova wynosi 6 kilometrów, od Ronco do ujścia Alpone - 2 kilometry, a stamtąd do Albaredo - 1 kilometr. 

VII.

Trzy kolumny pomaszerowały tymi trzema drogami: lewa, w górę Adygi, aż do bagien koło wioski Porcile, skąd widoczne były wieże Werony; od teraz niemożliwe było dla nieprzyjaciela pomaszerowanie w kierunku tego miasta. Kolumna środkowa udała się do Arcole, gdzie francuskim strzelcom udało się niezauważenie dotrzeć aż do mostu. Biwakowały tam dwa bataliony chorwackie posiadające 2 armaty, których zadaniem było osłonienie tyłów armii austriackiej i obserwacja ruchów wojsk fancuskich z kierunku Legnago, miejscowości leżącej zaledwie 13 kilometrów od Arcole. Tereny leżące pomiędzy Arcole i Adygą nie były obsadzone oddziałami austriackimi; Alvinczy zadowolił się jedynie wysyłaniem trzy razy dziennie patroli huzarów kontrolujących przebiegające przez bagna groble, położonych nad brzegiem Adygi. 2400 metrów od Ronco prowadząca stamtąd droga dociera do Adygi i przez następne 2 kilometry wiedzie wzdłuż prawego brzegu w górę rzeki, aż do kamiennego mostu, gdzie gwałtownie skręca, docierając do wsi Arcole.

Prawe skrzydło biwakujących Chorwatów opierało się o zabudowania wsi, lewe skierowane było w kierunku ujścia Alpone; przed frontem batalionu, oddzielona jedynie potokiem, znajdowała się grobla. Stąd właśnie batalion otworzył ogień na czoło kolumny francuskiej, które stanęło przed Arcole. Francuzi wycofali się pospiesznie aż do zakrętu, gdzie nie byli narażeni na ogień austriackich karabinów. Oburzony wycofaniem się swojej awangardy Augereau, na czele dwóch batalionów grenadierów przypuścił szturm na most, ale gwałtowny ogień przeciwnika z flanki zmusił go do wycofania się.

Gdy Alvinczy dowiedział się o tym ataku, nie pojął początkowo francuskich zamiarów. Dopiero o świcie mógł z Caldiero i kościelnych wież dostrzec kolumny francuskie. Jego huzarskie patrole zostały na wszystkich groblach przywitane ogniem karabinowym. Teraz było jasne, że Francuzi przekroczyli Adygę i znajdowali się za plecami armii austriackiej. Dowódcy austriackiemu wydało się bezsensownym prowadzenie całej armii przez niedostępne bagna, przyjął zatem, że chodzi jedynie o lekką piechotę, której zadaniem jest odwrócenie odwagi od właściwego ataku, który nastąpi na trakcie prowadzonym z Werony. Gdy jednak jego patrole donosiły o spokoju panującym na trakcie, uznał za ważne przepędzenie z bagien oddziałów francuskich. W tym celu wysłał w kierunku Arcole dywizję pod Mitrowsky'm, a drugą, Provery, na lewą groblę. Około godziny 9 rano dywizje austriackie przeszły do ataku. Massena, któremu przypadło maszerowanie groblą, z całym spokojem pozwolił na marsz Austriaków w górę grobli, by we właściwym momencie rozpocząć szturm na kolumnę austriacką, który zakończył się przełamaniem linii nieprzyjaciela i wzięciem dużej ilości jeńców. To samo wydarzyło się na grobli pod Arcole: jak tylko nieprzyjaciel pojawił się na zakręcie drogi, został on zaatakowany przez Augereau i zmuszony od ucieczki, pozostawiając w rękach zwycięzców wielu jeńców i kilka armat; bagna pokryły się ciałami poległych.

Zajęcie Arcole było teraz najważniejszą sprawą; zaatakowanie stamtąd nieprzyjaciela od tyłu umożliwiłoby zajęcie mostu na Alpone w Villanova, jego jedynej drogi odwrotu: należało tam dotrzeć, zanim nieprzyjaciel zdąży uformować szyk bojowy. Ale gdy broniący Arcole odparli kilka szturmów, Napoleon postanowił osobiście poprowadził swoje oddziały do decydującego szturmu; porwał sztandar i wdarł się na most. Prowadzona przez niego kolumna przebyła już połowę mostu, gdy ogień ze skrzydła oraz przybycie nowej nieprzyjacielskiej dywizji powstrzymały szturm. Opuszczeni przez swoich towarzyszy stojący na czele grenadierzy zawahali się, fala uciekających pchała ich do tyłu, ale oni nie chcieli odłączyć się od swojego dowódcy; chwycili go za ramiona i pociągnęli przez unoszący się nad mostem dym, przez ciała poległych i umierających. Napoleon upadł w bagno, zanurzając się w nim do pasa; znajdował się w samym środku nieprzyjaciół. Grenadierzy spostrzegli, że ich generał znajduje się w olbrzymim niebezpieczeństwie, z wielu gardeł rozbrzmiał okrzyk:

-"Żołnierze! Naprzód! Ratujcie generała!" Grupa dzielnych natychmiast rzuciła się na nieprzyjaciela i wyparła go za most, Napoleon był uratowany.

Był to dzień żołnierskiej ofiarności. Z Mediolanu przybył w wielkim pospiechu Lannes; z niewyleczonymi do końca ranami, odniesionymi pod Governolo, rzucił się pomiędzy nieprzyjaciela i Napoleona, osłonił go własnym ciałem, odnosząc przy tym trzy nowe rany. Adiutant Napoleona, Muiron zginął w momencie, gdy osłonił generała własnym ciałem. Wzruszająca śmierć bohatera!

Podczas ataku, stojąc na czele swoich oddziałów, ranni zostali Baillard i Vignolle. Zginął dzielny generał Robert, jeden z najodważniejszych żołnierzy armii.

Generał Guieu na czele jednej brygady przeprawił się w Albaredo promem przez Adygę. Arcole zostało zaatakowane od tyłu. Ale w tym czasie Alvinczy zrozumiał już powagę swojej sytuacji, w pośpiechu opuścił Caldiero i przeprawił przez Alpone całą swoją artylerię, wozy i rezerwy. Z żalem spoglądali Francuzi z wieży kościoła w Ronco na oddalanie się łupu. W obliczu austriackiego pośpiechu można było ocenić rozmiar i skutki napoleońskiego planu. Każdy widział, co przyniosły jego głębokie i śmiałe rozważania. Tylko dzięki spiesznemu odwrotowi armia nieprzyjaciela uniknęła całkowitej zagłady.

Dopiero około 4 godziny generał Guieu mógł pomaszerować lewym brzegiem Alpone w kierunku Arcole. Wieś została zajęta bez oddania jednego strzału, ale było to teraz już bez znaczenia; zajęcie wsi nastąpiło o 6 godzin za późno: nieprzyjaciel zajął swoje pozycje. Arcole była teraz jedyniewioską leżącą między frontami dwóch armii, podczas gdy rankiem leżało na tyłach armii nieprzyjaciela.

Dzień ukoronowany został wielkimi sukcesami: armia austriacka opuściła Caldiero, Werona nie była już w niebezpieczeństwie, dwie dywizje austriackie poniosły poważne straty; w obozie zgromadzono liczne kolumny jeńców i wiele łupów, co napełniło oficerów i żołnierzy zachwytem. Każdy z nich był znowu pełen zaufania i nadziei. 

VIII.

W międzyczasie Davidowicz na czele korpusu tyrolskiego zaatakował i zajął La Corona i Rivoli. Vaubois utrzymał się na wzniesieniach Bussolengo.

Opuszczenie pozycji w Caldiero, pozwoliło generałowi Kilmaine, który pozbył się obaw przed atakiem na lewym brzegu, skierować uwagę na wały Werony i prawy brzeg Adygi.

Gdyby jednak Davidowicz skierował się przeciwko dywizji Vaubois i zmusił ją do wycofania w kierunku Mantui, spowodowałoby to konieczność przerwania oblężenia i odcięłoby stacjonującej w Ronco kwaterze głównej drogę odwrotu. Rivoli dzieli od Mantui 78 kilometrów, Ronco - 45 kilometrów. Drogi łączące te miejscowości były w bardzo kiepskim stanie. Należało zatem już o świcie być gotowym do udzielenia pomocy dywizji Vaubois i korpusowi oblegającemu Mantuę oraz rozbicia dywizji Davidowicza, gdyby podjął dalszy marsz. Pomyślna realizacja tego planu zależała od precyzyjnego obliczenia czasu. Nieznając dokładnie przebiegu wydarzeń dnia dowódca armii zakładał, że Vaubois poniósł dotkliwą porażkę, został wyparty z zajmowanych pozycji  i zajął nowe, pomiędzy Roverbella i Castelnovo.

Napoleon rozkazał opuścić Arcole, którego zdobycie kosztowało tyle krwi i przekroczył ponownie Adygę, pozostawiając na lewym brzegu jedynie jedną brygadę, kilka armat i płonące ogniska, mające zamaskować odwrót. O godzinie 4 nad ranem armia stanęła pod bronią; w tym samym momencie do dowódcy armii dotarł wysłany przez Vaubois oficer z wiadomością, że jego dywizja o godzinie 6 wieczorem dnia poprzedniego nadal zajmowała pozycje pod Bussolengo i nie zauważyła żadnych posunięć ze strony Davidowicza. Ten generał austriacki dowodził wcześniej jednym z korpusów Wurmsera, pamiętał udzieloną lekcję i postępował z podwojoną ostrożnością.

Już o 3 nad ranem Alvinczy otrzymał informację o odwrocie armii francuskiej; polecił zająć Arcole i Porcile, a po wschodzie słońca wysłał na obie groble dwie kolumny. 400 metrów przed mostem w Ronco powitał je ogień karabinowy. Żołnierze francuscy biegiem przemierzyli most, zaatakowali i przełamali linie nieprzyjaciela, ścigając go aż do brzegów bagien, które zapełniły się ciałami poległych; sztandary, armaty i gromady jeńców były dowodami zwycięstwa w tym dniu, w którym pobito dwie nowe dywizje austriackie. Wieczorem dowódca armii powtórzył manewr z dnia poprzedniego, koncentrując armię na prawym brzegu Adygi, pozostawiając na lewym jedynie awangardę. 

IX.

Opierając się na fałszywych informacjach szpiega, który zapewniał o odwrocie Francuzów, ich marszu w kierunku Mantui i obecności pod Ronco jedynie ariergardy, Alvinczy postanowił o świcie ruszyć ze swoich pozycji. O godzinie 5 rano francuska kwatera główna została poinformowana o bezruchu Davidowicza i utrzymywaniu poprzednio zajętych stanowisk przez dywzję Vaubois. Armia ponownie przeszła przez most; kolumny marszowe obu armii spotkały się w połowie grobli. Rozgorzała zacięta walka, jej wynik był niepewny. Linia 75.półbrygady została przełamana. Dowódca armii na czele 32.półbrygady przygotował zasadzkę, każąc żołnierzom rozłożyć się w zarastających okolice mostu zaroślach; wyskoczyli oni we właściwym momencie, oddali salwę i zepchnęli bagnetami całą stłoczoną kolumnę nieprzyjacielską w bagna. 3 tysiące Chorwatów poległo.

W tym samym czasie walczący na lewym skrzydle Massena znalazł się w krytycznej sytuacji; ale odważny generał włożył swój kapelusz na czubek szpady i wymachując nim jak sztandarem poprowadził swoją dywizję do ataku, wyrządzając w szeregach stojącej przed nim nieprzyjcielskiej dywizji straszliwą rzeź.

Po południu dowódca armii uznał, że nadszedł czas na zakończenie tej akcji; gdyby bowiem Vaubois w tym samym dniu został pobity przez Davidowicza, Napoleon byłby zmuszony w nocy podążyć wraz z całą armią na pomoc swojej dywizji oraz korpusowi blokującemu Mantuę; w tym samy czasie Alvinczy pomaszerowałby natychmiast do Werony, zbierając sławę i korzyści zwycięstwa; wszystko, co osiągnięto w trakcie 3-dniowej walki, zostałoby stracone. Gdyby jednak Napoleonowi udało się wyprzeć armię austriacką za Villanova, mógłby on pomaszerować na odsiecz dywizji Vaubois przez Weronę. Kazał dokładnie skontrolować liczbę jeńców, jeszcze raz policzył straty nieprzyjaciela i doszedł do wniosku, że w ostatnich 3 dniach nieprzyjaciel stracił więcej niż 25 tysięcy ludzi. W otwartej bitwie przewyższałby on zatem Francuzów najwyżej o jedną trzecią. Rozkazał wyjść z bagien i zaatakować nieprzyjaciela na nizinie. Wydarzenia ostatnich trzech dni zmieniły nastroje obu armii w tym stopniu, że Francuzi byli pewni swojego zwycięstwa. 

Armia przekroczyła Adygę na moście zbudowanym u ujścia Alpone; tutaj zginął adiutant Napoleona, Elliot, który otrzymał rozkaz budowy drugiego mostu. O godzinie 2 po południu armia francuska stała w szyku bojowym, lewe skrzydło pod Arcole, prawe w stronę Porto Legnago. Naprzeciw niej stał nieprzyjaciel, którego prawe skrzydło docierało do Alpone, a lewe do bagien; pozycje jego rozmieszczone były po obu stronach drogi do Vicenzy.

Adiutant generalny Lorcet, na czele oddziału w skład którego wchodziło 600-700 piechoty, 200 kawalerii i 4 armaty wyruszył z obozu w Legnago, aby obejść bagna osłaniające lewe skrzydło nieprzyjaciela. Około 3 godziny po wymaszu tego oddziału, a na całej linii trwała gwałtowna wymiana ognia armatniego, szef szwadronu Hercules (Joseph Damingue, zwany Hercules, wyróżniający się przy wielu okazjach nadzwyczajną odwagą, szczególnie podczas kampanii w Egipcie; w bitwie pod Abukirem zdobył nieprzyjacielski szaniec. Mimo szacunku, jakim darzył go Napoleon, osiągnął jedynie stanowisko dowódcy batalionu "czarnych pionierów" - przyp. tłum.) otrzymał rozkaz na czele 25 guidów i 4 trębaczy przedrzeć się przez trzciny i zaatakować lewe skrzydło nieprzyjaciela, gdy tylko garnizon Legnago rozpocznie ostrzał armatnii. Oficer ten zgrabnie wykonał manewr i znacznie przyczynił się do sukcesu.

Marszałek ustawił 6-7 tysięcy na swoim zapleczu, dla obrony taboru i linii odwrotu; w efekcie dysponował na polu bitwy siłą nie większą niż Francuzi. Przez cały wieczór jego armia była ścigana i straciła wielu jeńców.

Armia francuska spędziła noc na swoich pozycjach. Mimo odniesionych w ciągu ostatnich 3 dni zwycięstw, generałowie i wyżsi oficerowie nie potrafili przewidzieć, co dowódca armii rozkaże w dniu następnym; przypuszczali, że Napoleon zadowoli się przepędzeniem nieprzyjaciela i nie odważy się zejść na nizinę koło Vicenzy, lecz zdecyduje się na marsz lewym brzegeim Adygi do Werony, by stamtąd zwrócić się przeciwko Davidowiczowi i zająć Caldiero. To był jednak dopiero pierwszy cel Napoleona.

Nieprzyjaciel stracił jednakże w ostatnich dniach tylu żołnierzy i odwagi, że wszelkie obawy spotkania go w otwartym polu okazały się płonne. Następnego dnia okazało się, że Alvinczy w nocy odmaszerował do Vicenzy. Armia francuska wyruszyła jego śladem, ale zatrzymała się w Villanova, skął pościg kontynuowana jedynie kawaleria. Piechota zatrzymała swój marsz, oczekując na wiadomości o zachowaniu się nieprzyjacielskiej ariergardy.

Dowódca armii wkroczył do klasztoru San Bonifacio, przekształconego w punkt opatrunkowy; zgromadzono tam 400-500 rannych żołnierzy, ale większość z nich zmarła w międzyczasie; wkoło panował nieopisany fetor; generał ze zgrozą cofnął się, gdy usłyszał swoje imię. Dwóch nieszczęśliwie rannych żołnierzy od 3 dni leżało pomiędzy ciałami zmarłych, nie mając nic do jedzenia; stracili już wszelką nadzieję, dopiero widok dowódcy przywrócił ich do życia. Udzielono im wszelkiej możliwej pomocy.

Jako że do Napoleona dotarły wieści o wycofującym się w wielkim nieporządku nieprzyjacielu i dotarciu austriackiej ariergardy już za Montebello, nakazał on marsz w kierunku Werony w celu zaatakowania Tyrolu. Francuskie patrole wzięły do niewoli, wysłanego przez Davidowicza do dowódcy armii austriackiej, oficera sztabu generalnego. Ze znalezionych przy nim depesz dowiedziano się, że obie części armii austriackiej od 3 dni nie miały ze sobą kontaktu wskutek czego Davidowicz nie był poinformowany o wypadkach ostatnich dni.

Alvinczy stracił pod Arcole w przeciągu 3 dni 18 tysięcy żołnierzy (w tym 6 tysięcy zostało wziętych do niewoli), 4 sztandary i 18 armat.   

X.

Trzy dni po okrytym tajemnicą wymarszu przez Bramę Mediolańską armia francuska tryumfalnie wkroczyła przez Bramę Wenecką do Werony. Trudno znaleźć słowa dla opisania zdumienia i zachwytu mieszkańców miasta. Nawet zagorzali przeciwnicy nie potrafili ukryć swojego podziwu i wraz z patriotami składali hołd zwycięzcom.

Ale armia nie zatrzymała się  długo w mieście; przekroczyła Adygę i skierowała się przeciwko Davidowiczowi, który 17 listopada wreszcie zaatakował Bussolengo, wypierając dywizję Vaubois do Castelnuovo. Maszerujący lewym brzegiem Adygi w kierunku Dolce Massena wziął do niewoli 1500 żołnierzy nieprzyjaciela i zdobył 2 pociągi mostowe, 9 armat i dużo bagaży.

Te wielkie sukcesy osiągnięto jednak nie bez strat. Armii niezbędna była przerwa, nie było więc wskazane wmaszerowanie do Tyrolu i posunięcie się aż do Trientu. Zajęła ona jednak Monte Baldo, La Corona, wąwozy Chiesy i Adygi.

Armia marszałka Alvinczy skoncentrowała się koło Bassano, a korpus Davidowicza w Triencie.

Można się było spodziewać, że Mantua otworzy swoje bramy, zanim dowódca armii austriackiej utworzy nową armię. Załoga twierdzy otrzymywała połowę porcji, wielu żołnierzy zdezerterowało, szpitale były przepełnione. Liczba ludzi, która umierała dziennie w Mantui, była wyższa niż liczba poległych w jednej zwycięskiej bitwy. Wszystko świadczyło o rychłej kapitulacji.  

 

KONIEC TOMU PIERWSZEGO