Nasza księgarnia

Austerlitz 1805 - 2005

Posted in Rekonstrukcje i rekonstruktorzy

3 grudnia tego roku Południowe Morawy w Czechach były sceną niecodziennych wydarzeń. Okolice miasta Brno zostały dosłownie "najechane" przez wielkie ilości wojsk z początku XIX wieku. Recz jasna nie mieliśmy do czynienia z żadnym zawirowaniem czasu ani zjawami dawno zmarłych ludzi. W okolicach Brna a w szczególności w miasteczkach Slavkov i Tvarozna huczniej niż zazwyczaj świętowano dwusetną rocznicę bitwy pod Austerlitz, gdzie świeżo upieczony Cesarz Francuzów Napoleon I pokonał połączone armie cesarzy rosyjskiego i austriackiego. Z tego względu ta walna rozprawa często określana jest przez historyków jako Bitwa Trzech Cesarzy. W rzeczywistości główne siły austriackie zostały rozgromione kilka dni wcześniej w bitwie pod Ulm, natomiast opodal miasteczka Austerlitz (dzisiaj to jest Slavkov u Brna) przyszło Francuzom walczyć głównie przeciwko bitnym oddziałom rosyjskim oraz szczątkom austriackiej armii, które uratowały się z wcześniejszej bitwy. Zarówno zimowa aura, jak i olbrzymie zmęczenie szybko maszerujących naprzeciw Rosjanom wojsk francuskich powodowało, że ze strony Napoleona była to ryzykowna zagrywka, ale jak wszyscy wiemy potrafił on nie tylko zdopingować śmiertelnie zmęczonych żołnierzy, ale również wykorzystywać każdą, najmniejszą nawet szansę na uzyskanie elementów zaskoczenia. Pomimo znacznej przewagi wosk austriacko-rosyjskich po raz kolejny geniusz Napoleona pozwolił mu pokonać nieprzyjaciół, dzięki czemu rozpadła się kolejna koalicja antyfrancuska. Nie będziemy tu opisywać ani samego przebiegu bitwy, ani politycznych korzyści wynikających dla Francji po zwycięstwie pod Austerlitz. Wierzymy, że czytelnik zainteresowany zagadnieniami strategii lub dziewiętnastowiecznej polityki sam sięgnie po stosowne publikacje na te tematy, które daleko lepiej przybliżą mu zarówno te najbardziej znane szczegóły, jak i te mało znane szerokiemu ogółowi.
Przedmiotem naszego artykułu jest przede wszystkim inscenizacja bitwy jaka odbyła się 3.12.2005 roku, a naprawdę jest o czym pisać.

Kliknij
Kliknij aby powiększyć


Na tę wielką i w pewnym sensie unikatową imprezę przyjechało z różnych stron Europy, a także z USA ponad trzy i pół tysiąca ludzi, którzy sami siebie określają mianem rekonstruktorów epoki napoleońskiej. Rekonstruowanie historii poprzedzone jest często wieloletnimi, żmudnymi badaniami nad krojem i barwą mundurów, wyglądem całości wyposażenia poszczególnych armii i pułków oraz zdobywaniem informacji na temat materiałów, z których wyżej wymienione rzeczy były wykonywane. Dzięki tym badaniom i uporowi rekonstruktorów w poprawnym odtworzeniu dawno minionej rzeczywistości, możemy być w dużej mierze pewni, że wojska biorące udział w tej wielkiej inscenizacji wyglądały dokładnie tak jak ich poprzednicy sprzed dwustu lat. Możemy mieć całkowitą pewność, że oglądane przez nas mundury są wykonane z takich samych materiałów jak oryginały a często do ich produkcji użyto metod z początku XIX wieku.
Malowniczy tłum zjeżdżał się do Czech już od końca listopada jako, że przed dniem głównej inscenizacji miały miejsce pomniejsze imprezy rozrzucone w różnych miasteczkach i wioskach graniczących z dawnym teatrem zmagań.
Jednakże główne siły odtwórców przeszłości pojawiły się w piątek 2.12.2005.
Trzeba przyznać, że sama impreza była nieprawdopodobnie ambitnym przedsięwzięciem logistycznym i mimo wielu przeszkód oraz pewnych małych niedociągnięć, należy szczerze podziwiać ludzi, którzy podjęli się zorganizowania imprezy na tak dużą skalę oraz, że wszystko odbywało się z nieznacznym tylko poślizgiem czasowym. Jeśli chodzi o nieznaczność opóźnienia to, mówiąc szczerze, organizatorzy jakiegokolwiek koncertu rockowego powinni brać lekcje od Czechów i uczyć od nich profesjonalizmu.
Sama inscenizacja bitwy zaczęła się wczesnym popołudniem i trwała przez ponad dziewięćdziesiąt minut. Główne siły obu armii były oddalone od siebie o ok. dziewięćset metrów i stały w gotowości. Lekki mróz oraz leżący śnieg świetnie oddawały atmosferę zimowej bitwy. Początkowo pomiędzy stojącymi naprzeciwko siebie armiami toczyli swe potyczki woltyżerowie francuskich i rosyjskich pułków. Sytuacja rozwijała się nieśpiesznie. Pojedynek ogniowy woltyżerów miał na celu sprowokowanie przeciwnika do śmielszego ruchu, poprzez który mógłby on popełnić błędy taktyczne. Po niedługim czasie do akcji włączyła się austriacko-rosyjska artyleria, a trzeba przyznać, że armat na tej imprezie było pod dostatkiem. Patrząc na tą kanonadę z dużej odległości miało się świadomość, że aby osiągnąć ich pozycję oraz odnieść zwycięstwo, wszystkich nas czeka intensywny marsz oraz brnięcie w śniegu sięgającym miejscami do połowy łydki.
Wrażenie to potęgowane było przez głuchy odgłos salw pojawiający się dopiero dobrą chwilę po zauważonym rozbłysku z kilkudziesięciu armatnich luf. Francuska artyleria włączyła się do tej basowej "wymiany zdań" po mniej więcej pięciu minutach i można uznać, że było to sygnałem do rozpoczęcia działań bojowych na szeroką skalę. Po chwili dowódcy poszczególnych korpusów dali sygnał do rozpoczęcia marszu w kierunku przeciwnika, który w międzyczasie, ośmielony biernością Francuzów zdobył trochę terenu. Pole które rozdzielało obie wrogie strony zostało zabudowane przez organizatorów atrapami zagród chłopskich, karczmy oraz kościoła. Zabudowania te nawet z bliska wyglądające bardzo realistycznie były przygotowane do zaprezentowania publiczności efektów pirotechnicznych. Kiedy zapłonęły pierwsze budynki na skutek "ostrzału artyleryjskiego" bitwa rozgorzała na dobre. Większość wojsk maszerujących z przeciwnych stron osiągnęła już dystans skutecznego ognia karabinowego. Komendy "ładuj", "cel", "pal" były podawane coraz częściej, aż w końcu cała okolica dosłownie pokryła się dymną zawiesiną ze spalonego prochu tworząc mgłę, która skutecznie osłabiła widok zarówno w kierunku przeciwnika, jak i drugiego skrzydła własnych wojsk. Widzieliśmy już wiele inscenizacji, ale liczba uczestników biorąca udział w tej rocznicy, ilość strzałów, wybuchów, które przeobraziły się w jeden nieustający grzmot, na wszystkich robiły piorunujące wrażenie. Wielu z nas mogło po raz pierwszy wyobrazić sobie, jak bitwy z początku XIX wieku przebiegały oraz jakie mogło powstawać zamieszanie w mniej wyćwiczonych szeregach na skutek kompletnego niesłyszenia poleceń.
Po dłuższej wymianie ognia przez piechotę, do akcji przystąpiła kawaleria. Zgromadzona publiczność z przyjemnością spoglądała na strojnych huzarów, zawadiackich ułanów (zarówno rosyjskich jak i austriackich) mogła także bacznie przyjrzeć się ciężkiej kawalerii czyli kirasjerom.
Autor tego artykułu należący do Pułku 4-go Piechoty Xięstwa Warszawskiego walczył wraz ze swoim regimentem na prawym skrzydle sił francuskich wspomaganych także przez Pułki 2-gi oraz 18-ty Xięstwa Warszawskiego. Należy wyjaśnić czytelnikowi, że w chwili kiedy rozgrywały się wiekopomne wydarzenia na polach Auterlitz, Xiestwo Warszawskie jeszcze nie istniało, ale rekonstrukcje rządzą się swoimi prawami i na tą inscenizację zaproszono także grupy odtwarzające Wojsko Polskie, które w niewiele późniejszym czasie było głównym i najwierniejszym sprzymierzeńcem Francuzów. Ogółem naliczyliśmy ok. 200 ludzi w polskich mundurach, co zostało zauważone zarówno przez publiczność jak i zachodnie grupy rekonstruktorskie, które do tej pory nie miały wielu możliwości do spotkania się z Polakami.
Wróćmy na chwilę do tego co działo się na prawej flance naszej armii. Pułki 4-ty oraz 2-gi połączone jakby w jedno ciało reagujące na wspólną komendę dały popis swoich możliwości czym zaskoczyły organizatorów a także przeciwnika. Polskimi oddziałami dowodził Piotr Czerepak (Komisarz Wojenny) oraz porucznik Michał Zaremba i sierżant Piotr Sawiak. Dali oni brawurowy pokaz umiejętności dowódczych, co zaowocowało kilkoma sprawnie przeprowadzonymi ruchami całego II Batalionu na który składały się wcześniej wymienione pułki Xięstwa Warszawskiego. Utworzona w celu zaczepnym tyraliera wymagała już tylko reakcji wrogiej kawalerii, która zmusiła nas do utworzenia obronnego koła. Wielokrotnie ścieraliśmy się z przeciwnikiem "na bagnety" powoli odzyskując teren zajęty przez niego w pierwszej fazie bitwy. Również przeciwnik nie pozostawał dłużny i zdecydowanie postanowił bronić się do upadłego. Ta przepychanka do przodu i do tyłu trwała w nieskończoność a przynajmniej tak podpowiadały omdlewające od ciężaru karabinu ręce. W rzeczywistości nie trwało to dłużej niż czterdzieści minut, ale wbrew pozorom w ferworze walki czas płynie znacznie wolniej.
Ze względu na olbrzymie zadymienie nie wiedzieliśmy co dzieje się na lewej flance ani w centrum sił francuskich. Kolejne rozkazy od głównego dowództwa przynosili kurierzy i adiutanci. Jednym z takich rozkazów było polecenie zaprzestania ognia oraz działań bojowych. Wróg się poddawał! Chwila wytchnienia, otarcia ust czarnych od odgryzania ładunków z prochem i przed naszymi szeregami pojawił się Cesarz Napoleon konwojowany przez oddział kawalerii złożony z członków różnych pułków. "Niech żyje Cesarz !" - mocno i rześko zabrzmiał okrzyk polskich wojaków podchwycony następnie przez inne francuskie regimenty. Wśród tych okrzyków fetujących Napoleona oraz odniesione zwycięstwo obie armie wymaszerowały z pola bitwy.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Jeszcze tego samego dnia w godzinach wieczornych odbyła się uroczysta defilada ulicami starego Brna. Był to bardzo miły a także magiczny moment kończący dzień kiedy świętowano jedno z największych zwycięstw Cesarza Francuzów. Tłumy publiczności garnęły się do maszerujących żołnierzy chcąc sobie z nimi zrobić zdjęcie lub choćby dotknąć tych pięknych stylowych mundurów.
Warto było tam pojechać i warto było wziąć udział w tym wielkim spektaklu.
Na następną imprezę zrobioną z takim rozmachem i obliczoną na tylu uczestników przyjdzie nam trochę poczekać...

Marek Kulesza
Pułk 4-ty Piechoty Xięstwa Warszawskiego
Zdjęcia: Marcin Piontek

Zobacz też:
Austerlitz 2005 - film (6 min)