Nasza księgarnia

1812 - Ciudad Rodrigo

Posted in Kampanie, bitwy, potyczki, oblężenia

W momencie gdy 28 września 1811 r. połączone armie francuskie (Armia Portugalii marszałka Marmonta i Armia Północy generała Dorsenne'a) rozpoczęły odwrót spod Ciudad Rodrigo1 armie obu przeciwników wiedziały, że jest to koniec kampanii w roku 1811 na zachodzie hiszpańskiego frontu. W tym momencie najważniejsze dla dowódców obu wrogich wojsk było znalezienie odpowiednich kwater zimowych i odpowiednie zaopatrzenie wojsk. Zadanie to było tym trudniejsze, że okolice, w których obie armie miały spędzić zimę były spustoszone przez kampanie lat ubiegłych.


Lord Wellington, odparty spod Ciudad Rodrigo nie zaniechał zdobycia tej twierdzy. Dzięki wrześniowej akcji, dowódcom francuskim udało się zaopatrzyć fortecę na kilka miesięcy, dlatego dowódca angielski postanowił na razie zablokować twierdzę a w tym czasie sprowadzić pociąg oblężniczy oraz park artyleryjski. W związku z tym zorganizował na rzekach Douro i Aguedzie flotyllę, dzięki której transporty żywności mogły szybciej dopływać do rozłożonej na granicy hiszpańsko-portugalskiej armii angielskiej2. Poza tym Lord Wellington rozpoczął pracę nad poprawą organizacji leczenia chorych i rannych oraz wdrożył przygotowania do planowanego zdobycia Ciudad Rodrigo. Oprócz sprowadzania sprzętu oblężniczego, rozkazał naprawiać prowadzące do Almeidy drogi, gromadzić żywność i amunicję oraz przygotowywać się do zbudowania mostów na Aguedzie3.
Jednak mimo jego wysiłków październiku trzecia część armii angielskiej cierpiała na tyfus i czerwonkę4. Dopiero pod koniec jesieni sytuacja zdrowotna angielskich żołnierzy zaczęła się poprawiać, tak że w grudniu przygotowania do zdobycia Ciudad Rodrigo mogły ruszyć całą parą. Dlatego pod koniec roku Lord Wellington użył podstępu, wysyłając raport o bardzo dużej ilości angielskich żołnierzy, szacowanej na 20 tys., niezdolnych do walki. Raport ten został przejęty przez Francuzów i sprawił wrażenie, że Anglicy nie podejmą do wiosny żadnych działań ofensywnych5.

 

Mapa: Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999


Gdy Anglicy szykowali się po cichu do ataku na Ciudad Rodrigo, armie francuskie rozłożyły się na zajmowanym przez siebie obszarze, szykując się do spokojnego odpoczynku zimowego. Armia Północy pomaszerowała w okolice Salamanci i Valladolid, natomiast Armia Portugalii powróciła do doliny Tagu, gdzie marszałek Marmont założył swoją kwaterę główną w Talavera de la Reyna6. Dolina Tagu należała do jednej z bardziej bogatych krain w Hiszpanii i Marmont mógł tutaj utrzymywać swoją armię w skupieniu, bez obawy, że pojawią się kłopoty aprowizacyjne. Niestety, ale okolice Salamanci i Ciudad Rodrigo, były zniszczone dotychczasową wojną do tego stopnia, że większe oddziały mogły się tam utrzymywać tylko dzięki dowozom żywności z centrum Hiszpanii. Po raz kolejny uwypukliła się stara bolączka armii napoleońskich, tzn. życie kosztem podbitego kraju. Magazyny z zaopatrzeniem i sprzętem wojennym znajdowały się w okolicach Madrytu, niestety ale Francuzi nie posiadali odpowiedniej ilości środków transportowych, aby mieć możliwość przewiezienia ich w miejsce, gdzie toczyły się walki. Tak więc pozostawały rekwizycje, które dla utrzymania większej ilości wojska na pograniczu hiszpańsko-portugalskim były możliwe tylko w dolinie Tagu.
W tym czasie, gdy toczyły się zmagania angielsko-francuskie na zachodzie Hiszpanii, wschodnie wybrzeże tego kraju było areną spektakularnych sukcesów marszałka Sucheta. 28.VI.1811 r. zdobył on jedną z najmocniejszych hiszpańskich twierdz - Tarragonę7. W tym momencie poza kontrolą francuską znalazło się tylko Królestwo Walencji. Zdobycie stolicy tego królestwa, czyli Walencji pozwoliłoby opanować Francuzom całe wschodnie wybrzeże i stwarzało możliwości "podania ręki" Armii Południa marszałka Soulta, a tym samym książę Dalmacji odzyskałby swobodę ruchów. Ta swoboda była mu bardzo potrzebna, gdyż mógłby wtedy odwołać pilnujący Murcii IV korpus i wzmocnić jego oddziałami siły pod Kadyksem i w Estramadurze, zwłaszcza że marszałek Berthier rozkazał Soultowi i Marmontowi, aby po zdobyciu Walencji połączyli swoje siły i pod koniec stycznia 1812 ruszyli w kierunku Elvas8.
Tak więc Napoleon rozkazał marszałkowi Suchetowi, aby najpóźniej 15 września rozpoczął działania przeciw Walencji9. Jednak Suchet miał do pokonania wiele trudności z uwagi na inne twierdze, które należało zdobyć oraz na liczną Armię Hiszpańską pod dowództwem gen. Blake'a, która stacjonowała w Królestwie Walencji. Tak więc poprosił on Cesarza o posiłki. Napoleon wiedząc jak ważną sprawą jest opanowanie wschodniego i południowego wybrzeża oraz mając świadomość ile kampanii jego marszałków skończyło się fiaskiem ze względu na brak należytych sił, postanowił na tyle wzmocnić siły Sucheta, aby jak najszybciej Walencja znalazła się w rękach francuskich. Tak więc rozkazał stacjonującemu w Nawarze gen. Reille jak najszybciej wyruszyć wraz z dwoma dywizjami pod Walencję, jego miejsce w Nawarze i Aragonii miał zająć wydzielony z Armii Północy korpus pod dowództwem gen. Caffarelli'ego. Ponadto król Józef powinien oddelegować z Armii Centrum jedną dywizję i wysłać ją do Cuenca. Z tą dywizją miał połączyć się korpus Armii Portugalii (dywizja piechoty i dywizja kawalerii) i razem powinni skierować się w stronę Walencji10. Jednak już 21 listopada, marszałek Berthier zmienił dyspozycje i rozkazał dowódcy Armii Portugalii wysłać korpus liczący 12 tys. pod Walencję oraz 3-4 tys. żołnierzy w celu utrzymywania komunikacji między wydzielonym korpusem, a siłami głównymi11. Rozkaz ten był podyktowany fałszywymi wieściami rozpowszechnianymi przez Wellingtona o bardzo dużej ilości niesprawnych do boju żołnierzy angielskich, o czym pisałem powyżej. Takim to sposobem trzecia część sił Armii Portugalii została oddelegowana, mimo że armia ta stała w obliczu niezwykle groźnego wroga, którego dotychczas nie udało się pokonać.
Jednak wysłanie silnego korpusu pod Walencję nie stwarzało jeszcze realnego zagrożenia ze strony Lorda Wellingtona. Marszałek Marmont zimując z większą częścią swojej armii w dolinie Tagu, mógł z powodzeniem szachować ruchy Armii Angielskiej, gdyby ta pokusiła się o zdobycie Ciudad Rodrigo. Jednak rozkazem marszałka Berthiera z 13 grudnia 1811 r. terytorium zajmowane przez Armię Portugalii zostało powiększone o następujące prowincje: Astorga, Benavente, Zamora, Placencia, Salamanca, Toro, Avila oraz dolina na prawym brzegu Tagu aż do Alberche, natomiast kwatera główna marszałka została przeniesiona do Valladolid12. Co prawda siły Armii Portugalii zostały wzmocnione przez dywizje Souhama i Boneta, jednak powiększenie ponad dwukrotne terytoriów kontrolowanych przez wojska księcia Raguzy, a co za tym idzie większe rozproszenie tych wojsk oraz oddalenie ich od granicy hiszpańsko-portugalskiej sprawiło, że nie były one zdolne przed upływem miesiąca nic przedsięwziąć przeciw ofensywie armii Lorda Wellingtona. Oczywiście dowódca angielski był o tych ruchach na bieżąco informowany i wiedział, że błyskawiczna ofensywa musi zakończyć się jego sukcesem13.


Co spowodowało tak wielkie ruchy wojsk, których skutki okazały się opłakane? Otóż od roku 1811 Napoleon zaczął intensywnie przygotowywać się do wojny w Rosją, tworząc przeszło półmilionową Wielką Armię. Dlatego zaplanował ściągnięcie kadr 58 batalionów z Hiszpanii. Lukę tę miała zapełnić konskrypcja. Jednak powołany rocznik 1811 zamiast 160 tys. rekrutów (jak szacował Cesarz) dał tylko 120 tys.14, czyli za mało na potrzebne uzupełnienia. Skutkiem tego Napoleon zmuszony był rozkazać powrót do Francji znacznej części swojej armii, nie zastępując jej dostatecznie licznymi i odpowiednio przeszkolonymi oddziałami. Tak więc rozkaz powrotu otrzymały: Gwardia Cesarska, pułki polskie (Legia Nadwiślańska, Dywizja Księstwa Warszawskiego, Ułani Nadwiślańscy), czwarte bataliony z rozwiązanego IX-go korpusu gen. Droueta d'Erlona oraz 12 pułków dragonów; w sumie 25 tys. zaprawionych w walce weteranów15. Największe ubytki dotknęły Armię Północy, dlatego Napoleon zdecydował się na przekazanie części zajmowanych przez tą armię prowincji Armii Portugalii, która nie odczuła skutków zbliżającej się wojny z Rosją.
W grudniu i na początku stycznia rozpoczęły się ruchy wojsk francuskich. Dowództwo nad korpusem przeznaczonym dla wsparcia marszałka Sucheta pod Walencją objął gen. Montbrun. Korpus ten składał się z 1 dywizji piechoty pod gen. Foy'em, 4 dywizji piechoty pod gen. Sarrutem oraz dywizji lekkiej kawalerii pod gen. Curto, ponadto wspomagać go miała 2 dywizja piechoty gen. Clauzela16. Montbrun wyruszył w połowie grudnia w stronę Cuenca.
W międzyczasie nadszedł wspomniany rozkaz z kwatery głównej dotyczący powiększenia kontrolowanego przez Marmonta terytorium. Zgodnie z nim 5 stycznia 1812 r. 3 dywizja piechoty gen. Ferey'a, 5 dywizja piechoty gen. Maucune'a, dywizja dragonów gen. Boyera wraz z artylerią i bagażami ruszyła przez góry Guadarrama w stronę rzeki Douro. Nowoprzybyłe dywizje piechoty 7 gen. Souhama i 8 gen. Boneta obsadziły odpowiednio Salamancę i Asturię. W dolinie Tagu pozostała tylko 6 dywizja piechoty gen. Breniera17.
Wszystkie te ruchy wykonywane w wielkim pośpiechu doprowadziły do rzeczy, która miała bardzo przykre następstwa. Otóż w momencie, gdy Armia Północy gen. Dorsenne'a zajmowała rejon Salamanci, pod jej jurysdykcją pozostawała twierdza Ciudad Rodrigo. W momencie przekazywania terenów na północ od Tagu Armii Portugalii, dowódca Armii Północy powinien powiadomić gubernatora miasta, że przechodzi pod rozkazy marszałka Marmonta i jemu powinien wysyłać rozkazy. Niestety, ale nie zostało to wykonane. Wskutek czego dowodzący Ciudad Rodrigo gen. Barrie nadal wysyłał raporty dotyczące zagrożenia ze strony Anglików do gubernatora Salamanci gen. Thiebaulta, a ten do gen. Dorsenne'a. Tak więc dopiero dowódca Armii Północy mógł skierować raport we właściwe ręce, co powodowało stratę kilku bezcennych dni w przypadku ataku nieprzyjacielskiego.
Jak już wspominałem wyżej gubernatorem Ciudad Rodrigo był od 15 października 1811 r. Jean Leonard Barrie. Urodzony 28 lutego 1762 r. brał udział w walkach rewolucyjnych, następnie służył w latach 1796-1799 w Armii Włoch. Gdy Napoleon zaczął tworzyć Wielką Armię został przydzielony 2 maja 1803 roku do dywizji gen. Rivauda. W szeregach Wielkiej Armii walczył w latach 1805-1807 w Austrii, Niemczech i Polsce. 27 listopada 1808 r. został baronem Cesarstwa. Natomiast już od października 1808 r. znajdował się w szeregach Armii Hiszpanii. 27 listopada 1810 r. został mianowany generałem brygady, a następnie gen. Dorsenne powierzył mu w miejsce gen. Reynauda dowodzenie Ciudad Rodrigo18. Marmont wyraził się o jego zdolnościach dobitnie: "jest to obrzydliwy oficer, pozbawiony zarówno czujności jak i zdecydowania"19.
Sama twierdza Ciudad Rodrigo była kluczem do tzw. "korytarza północnego", wiodącego do Portugalii. Przechodziła tędy droga prowadząca do Lizbony (druga z dróg szła przez Badajoz)20. W każdym razie Lord Wellington nie mógł zagrozić Armii Portugalii, dopóki Ciudad Rodrigo pozostawało we francuskich rękach.


Mury twierdzy były wysokie na ponad 30 stóp i stanowiły mieszaninę architektury średniowiecznej i mauretańskiej. Z czasem zostały jednak zmodernizowane zgodnie z zasadami Vaubana21. Ciudad Rodrigo było fortecą drugiej klasy, mury miejskie i parapety znajdowały się w słabym stanie, a wały były zbyt wąskie22. Twierdza nie posiadała bastionów, ale mury otoczone były na całej długości ziemnym nasypem. Skutek tego był taki, że angielska artyleria musiała wykonać wyłomy zarówno w murach jak i w nasypie23. Najsłabszym punktem miasta była jego północna strona. Znajdowało się tutaj w odległości około 550 m. od miasta wzgórze Wielki Teson24. Wzgórze to było wyższe o 13 stóp, niż mury miejskie. Tak więc ustawiając baterie na Wielkim Tesonie można było z dużą precyzją ostrzeliwać miasto, pomimo że w połowie drogi między Wielkim Tesonem a Ciudad Rodrigo znajdowało się niewielkie wzniesienie zwane Małym Tesonem. Widząc to zagrożenie, poprzedni komendant twierdzy gen. Reynaud wybudował redutę na Wielkim Tesonie i obsadził ją dwoma armatami i haubicą oraz załogą złożoną z 50 żołnierzy25. Poza tym forteca miała jeszcze dwa zewnętrzne umocnienia, którymi były ufortyfikowane klasztory Santa Cruz i San Francisco.
Mimo, że fortyfikacje Ciudad Rodrigo nie znajdowały się w najlepszym stanie, silna załoga mogłaby się w nich bronić co najmniej przez kilka tygodni. Udowodnił to hiszpański dowódca Andrea Herresti, który w 1810 r. bronił wraz z 6 tys. załogą przez prawie miesiąc miasta przed wojskami marszałka Neya26. Niestety, ale w 1812 r. gen. Barrie miał do dyspozycji teoretycznie załogę złożoną z 1800 ludzi, ale choroby, dezercje i codzienne utarczki z hiszpańskimi powstańcami zmniejszyły jej liczebność do 1500 ludzi, z których 1300 obsadzało twierdzę, a pozostali umocnienia zewnętrzne27. Poza tym zaopatrzenie dostarczone we wrześniu 1811 r. przez Marmonta i Dorsenne'a było już na ukończeniu.
Tak więc gdyby Ciudad Rodrigo miało żywności przynajmniej na dwa miesiące, załogę liczącą przynajmniej 5 tys. ludzi oraz gdyby Marmont z Armią Portugalii zajmował kwatery w dolinie Tagu, skąd był oddalony tylko o kilka przemarszów od twierdzy, można byłoby się nie obawiać o jej losy. W momencie, gdy nielicznej załodze zaczynał zaglądać głód w oczy, a Marmont rozpoczął marsz na północny-wschód, los Ciudad Rodrigo był przesądzony.
Pod koniec grudnia Lord Wellington rozpoczął koncentrację swoich sił wraz z taborem mostowym i sprzętem oblężniczym w Almeidzie. Gdy tylko otrzymał wiadomości o ruchach wojsk francuskich, 4.I.1812 r. podjął marsz w kierunku Ciudad Rodrigo28. Pogoda była fatalna, padał śnieg z deszczem i panowało przeraźliwe zimno. Mimo to Lord Wellington wiedział, że taka szansa może się nie powtórzyć i gdy tylko 6 stycznia saperzy postawili most na Aguedzie pod Salices, jako pierwsza przeszła po nim awangarda złożona z Dywizji Lekkiej gen. Caruforda i 8 stycznia stanęła pod twierdzą29. Niedługo potem przybył Lord Wellington w towarzystwie dowódców saperów i po zlustrowaniu fortecy, podjęli decyzję przeprowadzenia ataku od strony Wielkiego Tesonu.
Angielski dowódca miał świadomość, że czas działa na jego niekorzyść i że oddziały Marmonta mogą zawrócić gdy tylko dowiedzą się o zagrożeniu twierdzy, tak więc pragnął już 8 stycznia rozpocząć prace ziemne. Jednak przeszkadzała mu w tym francuska fortyfikacja na Wielkim Tesonie zwana "Redutą Reynauda". Dlatego wydał rozkaz dowódcy Lekkiej Dywizji gen. Craufordowi zdobycia tej pozycji. Generał zwany przez żołnierzy "Czarnym Bobem" ze względu na kolor swoich włosów, powierzył to zadanie kompaniom dowodzonym przez pułkownika Johna Colborne`a, który później uzyskał tytuł Lorda Seatona. Po sformowaniu oddziału szturmowego na północnej stronie Wielkiego Tesonu, ludzie Colborne`a ruszyli cicho w mroku naprzód i przeszedłszy przez odsłonięty szeroki szczyt wzgórza dotarli na zbocze samego fortu. Następnie szybko wrzucili drabiny do wykopu. Gdy tylko cztery kompanie rzuciły się w dół zbocza otwierając jednocześnie ogień w kierunku obrońców fortu, ci oddali tylko jedną salwę z armat, a atakujący byli już w wykopie. Wówczas obrońcy wrzucili do wykopu granaty, które spowodowały pewne straty wśród atakujących, co jednak nie powstrzymało ludzi z Lekkiej Dywizji. Fort został szybko otoczony i w krótkim czasie ludzie Colborne`a wdarli się do środka oraz ujęli obrońców. Straty angielskie wynosiły 6 zabitych i 20 rannych30. Natomiast Francuzi poprzez ten niespodziewany atak utracili pozycję, która w założeniach miała opóźnić o kilka dni rozpoczęcie przez nieprzyjaciela prac ziemnych. Poza tym z 52 ludzi załogi, oprócz dwóch oficerów, wzięto do niewoli 43 ludzi, a 3 zginęło. Pozostałym 4 udało się uciec do miasta31. Po zdobyciu reduty nic już nie przeszkadzało Anglikom w rozpoczęciu prac ziemnych.


Inżynierowie angielscy mogli rozpocząć wykonywanie przykopów, czyli sieci rowów, dzięki której atakujący zbliżali się do obleganej twierdzy32. Przykopy wykonywane były w taki sposób, aby wydobywana z rowu ziemia tworzyła skarpę osłaniającą żołnierzy przed ogniem obrońców. Tak więc nie można ich było kopać prostopadle do murów miejskich, ale ukośnie w stosunku do nich33. Mówiąc w skrócie, oblegający musieli posuwać się w kierunku obleganej fortecy zygzakiem, aby nie być narażonym na ostrzał dział miejskich. Na każdym załamaniu zygzaka budowana była reduta obsadzona silną załogą, która mogłaby udzielić wsparcia kopiącym w razie wycieczki załogi34. Ponadto, aby jeszcze bardziej ochronić kopiących, wał z wykopanej ziemi był wzmacniany faszyną i koszami.
Gdy oblegający posunęli się w ten sposób na odległość gwarantującą skuteczny ostrzał artyleryjski, zaczynało się kopanie paraleli, czyli linii okopów równoległych do murów miejskich. Następnie w różnych jej punktach zakładano baterie, których zadaniem było wykonanie w fortyfikacjach odpowiednich do ataku wyłomów35. Oczywiście w pierwszej kolejności starano się zburzyć umocnienia zewnętrzne, o ile takie twierdza posiadała (w przypadku Ciudad Rodrigo były to klasztory Santa Cruz i San Francisco). Następnie ogień artyleryjski kierowano na bastiony, lecz w związku z brakiem ich wśród umocnień Ciudad Rodrigo, jak zaraz zobaczymy, ostrzał skierowano na kurtynę.
W czasie, gdy baterie burzyły mury twierdzy, inżynierowie nadal kopali przykopy dochodząc aż do fosy miejskiej. Ciudad Rodrigo posiadało suchą fosę, dlatego aby ułatwić dostęp do wyłomów trzeba było wykonać w poziomie dna rowu galerię36, która umożliwiła dotarcie szturmującym do wyłomów. Tak więc na angielskich inżynierów i artylerzystów czekało niełatwe zadanie, tym trudniejsze, że musieli działać bardzo szybko, zanim Marmont nie przybędzie z odsieczą.
Tak więc po zdobyciu "Reduty Reynauda" Anglicy mogli otworzyć przykopy. Gdy tylko nastał poranek 9 stycznia, inżynierowie angielscy mogli zabrać się do roboty. Jednak było ich zbyt mało, aby prace posuwały się w zadawalającym tempie, dlatego razem z nimi pracowały na przemian (co 24 godz. zmiana) wszystkie uczestniczące w oblężeniu angielskie dywizje, czyli 1, 3, 4 i Lekka. W dodatku pogoda była fatalna, nadal sypał śnieg z deszczem. Oto jak opisywał warunki atmosferyczne tamtych dni jeden z angielskich żołnierzy:
"Byliśmy pod bronią o piątej. Deszcz lał się strumieniami. Śnieg zsuwał się z otaczających nas gór prawie blokując drogi. O szóstej trzydzieści brygada była już w marszu mając do pokonania dziewięć mil. Nie pamiętam bardziej niemiłego dnia. Deszcz, jaki zaczął padać rano, przeszedł w deszcz ze śniegiem i śnieg. Niektórzy żołnierze nie wytrzymywali zimna i zmęczenia, padali z wyczerpania, wkrótce byli bez czucia i prawie nieżywi. Szli drogą można powiedzieć po omacku, jak irlandzka kobieta z dzieckiem na ręku."37.
Cały dzień 9 stycznia upłynął na wykonaniu przykopu w poprzek Wielkiego Tesonu oraz na umocnieniu zdobytej reduty. Dopiero w nocy z 9 na 10 stycznia otwarto pierwszą paralele i była to ta sama paralela, której użyli Francuzi, gdy oblegali Ciudad Rodrigo w 1810 roku38.
Przez cały czas pogoda była utrapieniem dla atakujących, mimo tego roboty ziemne postępowały nadzwyczaj dobrze i już od 11 stycznia można było rozpocząć ustawianie baterii. Wellington wiedział, że się musi spieszyć dlatego nie oszczędzał nawet Gwardzistów, zwłaszcza że załoga twierdzy nie pozostawała bierna i jak tylko mogła to przeszkadzała kopiącym. Oto jak wspomina tamte wydarzenia John Mills z Coldstream Guards:
"Podążaliśmy wzdłuż otwartego terenu, aż dotarliśmy do miasta na odległość około 300 jardów, gdzie dokonaliśmy pomiarów i przystąpiliśmy do pracy. Ogień z baterii ucichł, gdy nadeszła noc, lecz gdy z murów usłyszano uderzenia naszych kilofów wystrzelono pocisk, który padł około 20 jardów przed nami i wybuchając rzucił na nas tak ostre światło, że oblężeni mogli policzy guziki na naszych mundurach. Ładunek pocisku palił się około dwudziestu minut i przez ten czas leżeliśmy na twarzach, aby się ukryć przed narastającym ogniem. Gdy ładunek oświetlający wypalił się, zabraliśmy się znów do roboty i nim nastał dzień mieliśmy już ustawioną naszą baterię, tak, jak i inni. Nim wzeszło słońce, wyszliśmy z ukrycia i odeszliśmy poza zasięg ognia, gdyż zluzowała nas 4-ta Dywizja. Następnie dotarliśmy tutaj (do obozu Gwardii pod Espeja) o godzinie 4-tej rano. Przez ostatnie 34 godziny przebywaliśmy cały czas na świeżym powietrzu, bez żadnej osłony, w dokuczliwym mrozie, który sprawiał,, iż woda zamarzała na okryciach ludzi."39.
W końcu 13 stycznia stanowiska baterii były gotowe i można było przystąpić do ustawiania armat. Baterii tych było trzy, w baterii nr 1 znajdowały się 2 działa 18-to funtowe, w baterii nr 2 - 2 działa 18-to funtowe i 7 24-ro funtowych, w baterii nr 3 - 16 dział 24-ro funtowych40. Wszystkie one skierowane były przeciw umocnionemu klasztorowi San Francisco. Na takie ich rozmieszczenie pozwalała długość paraleli - około 460 m. oraz jej oddalenie od murów - około 430 m41.
W międzyczasie, gdy artylerzyści ustawiali baterie, Lord Wellington zdecydował się zająć klasztor Santa Cruz. Klasztor ten znajdował się po lewej stronie przykopów angielskich, a jego posiadanie stanowiło klucz do rozpoczęcia wykonywania robót ziemnych na wzgórzu Mały Teson. Załoga klasztoru liczyła zaledwie 50 żołnierzy42 i było rzeczą wielce wątpliwą, aby mogła odeprzeć nagły szturm wrogich oddziałów.
Tak więc w nocy z 13 na 14 stycznia Lord Wellington wyznaczył 300 ludzi z 5 regimentu i Królewskiego Legionu Niemieckiego, którzy mieli za zadanie zdobyć to umocnienie43. Pod osłoną nocy podeszli oni do klasztoru, a po wejściu na mury zaatakowali broniących. Rozgorzała zacięta walka, jednak Anglicy mając zdecydowana przewagę szybko zmusili obrońców do wycofania się do miasta. W ten sposób zostało zdobyte drugie umocnienie zewnętrzne Francuzów i żeby mieć możliwość zaatakowania samej twierdzy, Anglicy musieli jeszcze opanować ostatnią fortyfikację, to jest klasztor San Francisco.
Generał Barrie, widząc zbliżające się do miasta przykopy angielskie i upadające po kolei fortyfikacje zewnętrzne, nie chciał czekać biernie na szturm. Gdy tylko załoga Santa Cruz przybyła miasta, zdecydował się następnego dnia przeprowadzić wycieczkę i spróbować odbić utracony klasztor44.
Najlepszym momentem na atak była zmiana pracujących podczas robót ziemnych. Tym bardziej, że Anglicy po pierwszych sukcesach nie zachowywali dostatecznej ostrożności. Tak więc zmiana pracująca 14 stycznia w godzinach porannych około 11 przed południem pozostawiła jedynie niewielką straż w okopach, a sama udała się na odpoczynek45. Załoga mając doskonały widok na angielskie roboty ziemne z wieży katedry zauważyła ten błąd. Gdy gubernator się o nim dowiedział zaatakował na czele 500 żołnierzy pozostawione straże. Początkowo wszystko rozwijało się po myśli gen. Barrie, po odparciu angielskich posterunków zaczął niszczyć okopy i sprzęt oblężniczy, kierując się w kierunku baterii celem zagwożdżenia znajdujących się tam armat. Jednak Anglikom udało się w krótkim czasie opanować chaos, a gen. Graham zbierając naprędce kilka tysięcy żołnierzy, natarł na Francuzów z taką siłą, że zmusił do powrotu do miasta46. Tak więc wycieczka nie osiągnęła swojego celu, czyli zniszczenia angielskich baterii, jedynym jej efektem było nieznaczne opóźnienie prac ziemnych oraz ostrzeżenie zbyt pewnych siebie Anglików przed możliwością następnego takiego wypadu.
Podczas gdy robotnicy i żołnierzy naprawiali zniszczone przez francuską wycieczkę roboty ziemne, artylerzyści kończyli ustawianie armat w bateriach. Jak już pisałem, w trzech bateriach stanęło razem 27 dział w tym 4 18-sto funtowe i 23 24-funtowe. Około godz. 16.00 rozpoczęła się kanonada. 25 armat obrało sobie za cel północny fragment kurtyny, pozostałe dwie armaty skierowały swoje lufy w kierunku klasztoru San Francisco47. Niestety, szybko okazało się, iż baterie zostały ustawione zbyt blisko murów i w rezultacie ich dolna część nie była widoczna, przez co pociski uderzały tylko w górną część murów. Stracono dużo czasu na przestawienie armat, ale po dokonaniu tego dwie armaty, po dokładnym wyregulowaniu ich ustawienia, można było wznowić ogień48.
Pod wieczór fortyfikację klasztoru San Francisco były na tyle zniszczone, że można się było pokusić o jego zdobycie, zwłaszcza, że ogień artyleryjski 150-cio osobowej załogi wybitnie utrudniał postępy robót ziemnych. Zadanie wzięcia tej pozycji otrzymał pułkownik Harcourt, dowódca 40 regimentu49. Po raz kolejny powtórzył się dobrze znany z tego oblężenia scenariusz. Nocne podejście pod fort, nagły szturm, osaczenie załogi i zagrożenie odcięciem jej od miasta, a następnie odwrót obrońców po uprzednim zagwożdżeniu dział. W ten sposób Lord Wellington opanował wszystkie fortyfikacje zewnętrzne i mógł teraz bez obawy prowadzić dalej roboty ziemne oraz powiększać rozpoczęty 14 stycznia wyłom. W tym celu przedłużył on pierwszą paralelę z lewej strony i ustawił tam 4 baterię50. Składała się ona z 7 dział 24-ro funtowych, skierowanych w północno-wschodnią kurtynę, tak zwany "mały wyłom".
Natomiast z prawej strony pozycji angielskich nadal trwały prace ziemne, które nabrały intensywności w momencie, gdy klasztor Santa Cruz dostał się w ręce Anglików. Inżynierowie przy pomocy żołnierzy posuwali przykopy zygzakiem w kierunku twierdzy i 15 stycznia w odległości około 120 metrów od miasta zaczęli tworzyć drugą paralelę, ponieważ zadecydowali się wykonać drugi wyłom w murach, w miejscu, z którego wystawała mała wieża akurat naprzeciw katedry51. 16 stycznia 5 bateria, składająca się z 6 dział 24-ro funtowych, została przyszykowana do ostrzału. Jednak akurat tego dnia nad okolicami Ciudad Rodrigo unosiła się tak gęsta mgła, że ostrzał artyleryjski stał się niemożliwy. Lord Wellington starał się wykorzystać te niekorzystne dla walki artyleryjskiej warunki pogodowe w inny sposób. Wysłał on strzelców wyborowych z 95 regimentu w pobliże twierdzy, aby przygotowali oni stanowiska, z których będą mogli razić obrońców52.
17 stycznia w godzinach południowych mgła opadła na tyle, że można było otworzyć ogień. Uczyniono to niezwłocznie i 40 armat dużego kalibru zaczęło zasypywać żelazem i ogniem dwa miejsca w murach miejskich, przez które planowano dostać się do miasta. Zadanie to było prostsze niż normalnie, ponieważ odcinek muru, który ostrzeliwali Anglicy był osłabiony przez Francuzów w roku 1810. Mimo to wystrzelono 9515 kul i zużyto 834 baryłek prochu53.
Podczas tego huraganowego ostrzału nadal trwały prace ziemne po prawej stronie, celem zniszczenia kontrskarpy i umożliwienia dojścia szturmującym żołnierzom do wyłomów. obrońcy starali się utrudnić ich prowadzenie, ale wobec zdecydowanej przewagi ogniowej atakujących musieli zrezygnować.
Generał Barrie próbował również oczyścić z gruzów podłoże murów, aby utrudnić Anglikom dojście do wyłomów. Jednak dysponując nieliczną załogą, której w dodatku nie zasłaniała dostatecznie kontrskarpa, został zmuszony przez nieprzyjacielskie armaty do odwrotu. Tym samym nic nie stało na przeszkodzie artylerii angielskiej, aby zasypywać fosę za pomocą gruzów z wyłomów54.
Wieczorem 18-go stycznia, saperzy doszli do wniosku, iż można ogłosić, że wyłomy zostały wykonane. W tym czasie, gdy saperzy składali raport o stanie głównego wyłomu, wieża wybrana za miejsce wykonania drugiego wyłomu została rozbita i jej szczątki obsunęły się do rowu znajdującego się przed nią i o świcie 19-go stycznia szczelina w tym miejscu została wydatnie powiększona55. Tak więc 19 stycznia, 10 dni od otwarcia przykopów, Lord Wellington miał przygotowane dwa wyłomy, przez które mógł podjąć szturm.
Z samego rana 19 stycznia Lord Wellington udał się na rekonesans aby zlustrować stopień uszkodzenia murów fortecy. Po powrocie usiadł i spisał instrukcje do szturmu zaczynające się od słów: "Dzisiaj wieczorem o 19.00 musimy podjąć atak na Ciudad Rodrigo..."56. W dalszej części podzielił oddziały przeznaczone do ataku na cztery kolumny. Pierwszą z nich dowodził gen. Picton i składała się ona z brygad: Mackinnona i Campbella, wchodzących w skład 3 dywizji. Brygada Mackinnona miała zadanie bezpośredniego zaatakowania "dużego wyłomu" znajdującego się w północnej kurtynie bezpośrednio ze wzgórza "Mały Teson". Natomiast brygada Campbella miała sformować się w klasztorze Santa Cruz i stąd dostać się do wykopu, następnie po likwidacji stanowisk nieprzyjacielskich Campbell powinien wspomóc Mackinnona. Drugą kolumną dowodził gen. Crauford. Składała się on z dwóch brygad należących do Lekkiej Dywizji, z których brygada Vandeleura miała atakować "mały wyłom", natomiast brygada Barnarda miała ją wspierać i w odpowiednim czasie wejść do akcji. Trzecia kolumna pod dowództwem pułkownika O'Toole'a miała przeprowadzić atak dywersyjny. Składała się ona z 2-giego oddziału "Cacadores" i 83 regimentu. Zadanie jej polegało na zaatakowaniu poprzez most Rzymski na rzece Aguedzie przyczółku mostowego znajdującego się przed zamkiem. Na koniec czwartą kolumną dowodził gen. Pack, który mając pod rozkazami swoją brygadę, powinien przeprowadzić również atak dywersyjny na bramę Santiago znajdującą się z południowej strony miasta57.
Generał Barrie mimo swojego niedoświadczenia przy obronie twierdz, wiedział w momencie gdy ustał ogień armatni, że wkrótce nastąpi szturm. W związku z tym zaczął się intensywnie przygotowywać do jego odparcia. Rozkazał z tyłu wyłomów wznieść podwójny szaniec oraz umieścić po bokach działa nabite kartaczami. Ponadto na wierzchu wyłomów położył ręczne bomby, a obronę szańców powierzył najlepszym z posiadanych żołnierzy.58
Jednak nie wykonane wyłomy były największą bolączką gubernatora. Otóż w ciągu 11 dni obrony z powodu chorób, walk i dezercji znacznie zmniejszyła się załoga twierdzy i liczyła teraz nie wiele więcej jak 1000 ludzi gotowych do boju. W związku z tym kilkuset żołnierzy przeznaczył Barrie do obrony wyłomów, a resztę do czuwania nad pozostałym obwodem twierdzy. W rezerwie pozostało mu zaledwie 100 osób, z którymi mógłby on pomóc w odparciu kolumny, która wdarłaby się do miasta.59
Na kilka godzin przed atakiem Lord Wellington wysłał do gen. Barrie posłańca z wezwaniem do poddania się. Zgodnie z prawem wojennym gubernator mógł złożyć broń, co nie splamiłoby jego honoru, ponieważ wyłomy były wykonane. Jednak generał odmówił pisząc, że postanowił umrzeć z bronią w ręku. Tak więc szturm stał się nieodwołalny.
Zaraz po zapadnięciu zmroku wojska udały się na swoje pozycje. Każda kolumna była poprzedzana przez oddział 150 saperów niosący worki ze słomą, które mieli wrzucić do fosy, aby ułatwić szturmującym dostęp do wyłomów.60 Zaraz za nimi podążały "Oddziały Straceńców". Składały się one z ochotników z różnych regimentów, którzy jako pierwsi szturmowali wyłomy, rozpoznając tym samym teren i możliwości obronne przeciwnika. W większości żołnierze tych oddziałów ginęli, ale dla tych, co przeżyli zawsze oczekiwały awanse i nagrody, natomiast dowodzący oddziałem porucznik jeśli atak się powiódł, a on przeżył, otrzymywał stopień kapitana.61
Jako pierwsza do ataku ruszyła kolumna gen. Pictona, który przed samym atakiem mówił do swoich ludzi: "Życzę sobie, żeby dzisiaj wieczorem proch nie był marnowany - zimnym żelazem będziemy wypełniać nasze zadanie".62 Zgodnie z rozkazami Picton skierował brygadę Mackinnona bezpośrednio do "dużego wyłomu", natomiast brygadę Campbella na prawo od niego. Jednak mimo jasnych rozkazów, iż pierwsza do akcji ma wejść brygada Mackinnona, a oddziały Campbella mają ją wspomagać z prawej strony, to właśnie żołnierze tego drugiego generała idąc z klasztoru Santa Cruz pomimo ognia artyleryjskiego pierwsi weszli w wyłom. Jednak dotarłszy do stóp szczeliny, idący na czele 94 regimentu, gen. Campbell znalazł tu 5 i 77 regiment ze swojej brygady. Cała brygada, pomimo dużych strat, przeszła przez ziejący ogniem wyłom i tutaj została powstrzymana przez francuski szaniec wykonany z gruzu o wysokości 16 stóp.63 W momencie, gdy Campbell ze swoimi żołnierzami zaczął wdrapywać się na francuskie umocnienia, nadszedł ze swoją brygadą gen. Mackinnon. Oddziały MacKinnona, na swoje szczęście, nie osiągnęła jeszcze podnóża otworu w murze, gdy wybuchło kilkaset złożonych tam bomb i innych pocisków ze strasznym hukiem. Wybuch ten zbyt wczesny nie spowodował fiaska szturmu, tylko położył trupem kilkudziesięciu atakujących, niestety jednym z nich był gen. Mackinnon, którego osmalone ciało znaleziono na parapecie muru następnego ranka.64 Detonacja tylko na chwilę zatrzymała szturmującą kolumnę, która wziąwszy sześć drabin szturmowych o wysokości 12 stóp tym mocniej zaczęła napierać w stronę wyłomu. Opór Francuzów był bardzo silny, w końcu jednak brygadzie udało się wejść do środka, wsparł ją 5 regiment z brygady Campbella, który przybył z prawej strony i także włączył się do ataku.65
Generał Barrie razem ze swoją rezerwą przebywał właśnie przy "dużym wyłomie", gdyż uważał to miejsce za najbardziej zagrożone. Gdy zobaczył on, że Anglikom udało się dotrzeć do wyłomu rozkazał otworzyć do nich ogień artyleryjski i karabinowy zza wewnętrznych szańców. Tak więc wychodzący z wyłomu szturmujący dostali się w morderczy krzyżowy ogień baterii stojących po obu stronach wyłomu. Straty ich zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie. W tej sytuacji dowódcy regimentów 74 i 88 rozkazali swoim żołnierzom zaatakować bagnetami obie baterie. Anglicy z wściekłością natarli na artylerzystów, którzy pozostali przy armatach do końca.66 Tak więc walka przy "dużym wyłomie" wrzała z całą zaciętością, gdy dało się słyszeć coraz donośniejsze okrzyki pochodzące z północno-wschodniej strony miasta. Co to były za okrzyki? Aby to wyjaśnić musimy cofnąć się w czasie, gdy Lekka Dywizja podchodziła do "małego wyłomu".
Gdy saperzy i "Oddział Straceńców" podążali do "małego wyłomu", dowódca Lekkiej Dywizji gen. Crauford zwrócił się do swoich ludzi tymi słowami: "Żołnierze! Oczy waszego kraju są teraz zwrócone na was. W ataku bądźcie spokojni, zimni i zdecydowani. Miasto musi stać się Wasze tej nocy. Gdy opanujecie mur, waszym pierwszym obowiązkiem będzie oczyścić go z obrońców, a rąbiąc obrońców trzymajcie się razem. Teraz chłopcy, na wyłom!".67 "Czarny Bob" ustawił jako pierwszą brygadę Vandeleura, a jako drugą Barnarda. Cała dywizja ustawiła się w ruinach klasztoru San Francisco i na dany znak ruszyła w kierunku murów. Miała do przebycia około 500 m. przez odkryty i oświetlony teren. Była ona widoczna jak na dłoni dla Francuzów, którzy na razie spokojnie oczekiwali odpowiedniego momentu dla otwarcia ognia. Oto jak atak na wyłom opisuje major 52 regimentu George Napier:
"Gdy wieczorem zapadł już całkowity zmrok, za budynkiem klasztornym, prawie naprzeciw mniejszego wyłomu, sformowała się Lekka Dywizja. W trakcie wyczekiwania na rozkazy, powiedziałem mojemu przyjacielowi, pełniącemu funkcję pomocniczego chirurga 52 regimentu, Panu Walkerowi, iż mam przeczucie, iż stracę rękę i poprosiłem go, aby przeprowadził dobrze operację, jeśli tak się stanie. Kilka minut później, Lord Wellington posłał po Pułkownika Colborne`a i po mnie i pokazując, na ile światło pozwalało, miejsce u stóp wyłomu, powiedział do mnie: "Czy teraz dokładnie rozumiesz, w jaki sposób masz przeprowadzić atak, aby był on bezgłośny i skryty?" Odpowiedziałem, że tak i wróciliśmy do regimentu. Tuż przed wyruszeniem, pewien stojący przy mnie oficer sztabowy zapytał: "Dlaczego nie kazałeś swoim ludziom załadować broni?" Odpowiedziałem mu:" Jeśli nie załatwimy tego interesu przy pomocy bagnetów, bez otwierania ognia, wówczas nie będziemy w stanie załatwić go w ogóle i dlatego nie kazałem załadować broni." Usłyszałem słowa Lorda Wellingtona, który był blisko mnie skierowane do oficera: "Zostaw go, niech działa we własny sposób.". Nastąpił sygnał do ataku. Wydałem rozkaz ruszenia do przodu nakazując oficerom i żołnierzom, aby atak prowadzili w ciszy i aby po dojściu do wyłomu rozeszli się na prawo i lewo dla usunięcia obrońców z muru. Z przodu, z kilku-jardowym wyprzedzeniem szedł porucznik Gurwood z Oddziałem Straceńców. Wkrótce doszliśmy do wykopu i przeskoczywszy go ruszyliśmy do szturmu. Wszyscy razem osiągnęliśmy wyłom, gdy wróg otworzył ciężki ogień. Gdy pokonaliśmy już około dwie trzecie drogi, trafił mnie pocisk miażdżąc łokieć i dużą część ramienia. Upadając, zobaczyłem, że ludzie, którzy myśleli, że zostałem zabity, zatrzymali się na moment i zapominając, iż mają broń nie załadowaną, zaczęli naciskać spusty swoich muszkietów. Natychmiast zawołałem: "Skupcie się. Macie broń nie załadowaną. Atakujcie bagnetami" W rezultacie, cały oddział z okrzykiem "Hura" ruszył do przodu, osiągnął wyłom i zgodnie z moim rozkazem rozdzielił się i wkrótce usunął wroga."68
Po dojściu do wykopu i wrzuceniu do niego worków z faszyną, oblegający ustawili drabiny. Coraz więcej Anglików zaczęło wypełniać fosę, przez co zrobiło się tam niesamowicie tłoczno. Na ten moment tylko oczekiwali oblegający. Do tłoczących się w wykopie oddziałów otworzyli oni tak mocny ogień karabinowy i artyleryjski, że wkrótce powstała tam cała góra martwych i rannych angielskich żołnierzy. Atakujący bezskutecznie próbowali dostać się do wyłomu, gdzie mieli nadzieję schować się przed kulami i granatami. Dodatkowo część szturmujących oddziałów weszła do wykopu w miejscu odległym od wyłomu, przez co musiała przebyć znaczny odcinek drogi pod ogniem obrońców zanim dostała się do wyłomu.69 Sytuacja stała się naprawdę poważna.
W tym samym czasie przybył ze swoją rezerwą do "małego wyłomu" gen. Barrie. Głośna kanonada z północno-wschodniej części miasta wzbudziła w nim trwogę o oddziały broniącej tej części fortyfikacji. w związku z tym pośpieszył w zagrożone miejsce, jednak przekonał się, iż jego obawy były nieuzasadnione. Mógł więc spokojnie wrócić w okolice "dużego wyłomu" i tam oczekiwać dalszego rozwoju wypadków.70
W tym samym czasie spotkało Anglików nieszczęście. Otóż generał Crauford widząc nieład, który wkradł się w szeregi jego dywizji starał się zaprowadzić porządek. Stanął na pochyłości wykopu od strony wyłomu i zaczął nawoływać swoich ludzi. W tym miejscu był widoczny jak na dłoni dla francuskich snajperów. Jeden z nich wycelowawszy oddał strzał w kierunku Anglika. Kulą muszkietowa przeszła przez ramię, złamała żebra, przeszła następnie przez płuca i utkwiła w kręgosłupie. Siła uderzenia sprawiła, iż stoczył się po zboczu do wykopu i przez jakiś czas leżał tam samotnie odsłonięty dla ognia obrońców, aż jego adiutant, James Kennedy, odciągnął go w bezpieczne miejsce.71 Przeniesiono generała do lazaretu, gdzie zmarł 23 stycznia cierpiąc przez te kilka dni ogromny ból, bez nadziei na uratowanie życia. Lord Wellington odwiedził go dzień po szturmie, a generał w agonii starał się przeprosić wodza za wszystkie nieposłuszeństwa jakich dopuścił się podczas służby. Na uroczystym pogrzebie Lord Wellington powiedział o Craufordzie: "był ozdobą swojego zawodu i został wybrany, aby pełnić dla ojczyzny wspaniałą służbę"72. Pochowano go w miejscu, gdzie padł, czyli w pochyłości prowadzącej do "małego wyłomu".
Śmierć dowódcy nie powstrzymała Lekkiej Dywizji, która jeszcze z większym animuszem ruszyła do ataku na pozycje nieprzyjacielskie. Generał Vandeleur, który objął po Craufordzie dowodzenie również padł ranny i komenda przeszła w ręce gen. Barnarda. Natychmiast sformował on swoją brygadę i na jej czele wzmocnił rozproszone oddziały Vandeleura. Tym razem kilkuset Francuzów nie było w stanie oprzeć się napierającej całej dywizji angielskiej. Atakujący wdarli się do wyłomu i w krwawej walce na bagnety wyparli obrońców zza wewnętrznych szańców. Powoli wnętrze miasta zaczęło napełniać się Anglikami, którzy skierowali się w prawo, czyli w stronę "dużego wyłomu".73 Pomimo przygniatającej przewagi szturmujących ustępujący Francuzi nie mieli zamiaru łatwo się poddać. Walka musiała toczyć się o każdy dom, który był dla broniących się twierdzą74. W tych walkach ulicznych obie strony ponosiły ogromne straty, jednak Francuzom udawało się maksymalnie opóźnić postępy Brytyjczyków.
Właśnie te walki uliczne słyszał gen. Barrie stojąc ze swoją rezerwą w pobliżu "dużego wyłomu" i przygotowując się do wsparcia swoich oddziałów walczących o tę pozycję. Jednak słysząc te odgłosy myślał, że jest to fałszywy alarm, taki jak poprzednio. Dlatego nie przybył na czas, aby wesprzeć broniących się żołnierzy. Dopiero, gdy otrzymał pewną informację, że wróg wdarł się do miasta, ruszył w kierunku "małego wyłomu".75 Niestety, ale było już za późno na obronę, zresztą te 100 osób, które przyprowadził Barrie nie mogło odwrócić losów walki.
Zaraz po odejściu gubernatora z rezerwą 3 dywizja ostatecznie przełamała opór wroga i wdarła się do miasta. Obrońcy znaleźli się w krytycznej sytuacji wobec przygniatającej przewagi liczebnej napastników. W dodatku kolumna O'Toole'a zniszczyła armaty strzegące zamku i ułatwiła tym podejście do murów 5 i 77 regimentowi. Sukces odniosła również kolumna Packa, która atakując przy pomocy drabin nieliczną załogę bramy Santiago wdarła się do miasta w tym samym czasie, co Lekka Dywizja.76
Widząc brak możliwości dalszej obrony, gen. Barrie wraz z pozostającymi jeszcze przy nim żołnierzami schronił się w cytadeli, gdzie wkrótce potem poddał się porucznikowi Gurwoodowi z 52 regimentu, chociaż porucznik MacKie z 88 regimentu był wysławiany przez 3-cią Dywizję jako ten, który pierwszy ujął gubernatora.77
Tak więc po trwającym zaledwie 11 dni oblężeniu jedna z najpotężniejszych hiszpańskich twierdz znalazła się w angielskich rękach i była to pierwsza zdobyta przez Brytyjczyków forteca od czasów księcia Marlborough. Jednak zdobycie Ciudad Rodrigo okupił Wellington znacznymi stratami. Wynosiły one około 1000-1100 poległych i rannych, z tego połowa poległa lub została raniona podczas szturmu. Niektóre z angielskich źródeł (Jones, Glover) starają się tę liczbę zaniżyć do 600-700 osób. Jednak na podstawie najnowszych badań (Fletcher, Sutherland) uważam, że liczbę 1000-1100 można przyjąć za właściwą. Oczywiście największą stratą dla oblegających była śmierć generałów Crauforda i Mackinnona. Ponadto wielu wyższych dowódców zostało rannych. O generale Vandeleur już pisałem. pułkownik Colborne z 52 regimentu miał przestrzelone ramię, porucznik Gurwood był ciężko ranny w głowę, natomiast major George Napier stracił rękę.78
Jeśli chodzi natomiast o straty oblegających, to jak napisaliśmy na początku oblężenia załoga składała się z 1800 osób, z czego zaledwie 1500 mogło być użyte w walce. Po kilkudniowym ostrzale i walkach pozostało gen. Barrie zaledwie niewiele ponad 1000 żołnierzy zdolnych do noszenia broni, reszta albo przebywała w lazaretach, albo zmarła. Tak więc można oszacować, że do niewoli angielskiej powędrowało około 1500 żołnierzy francuskich, chociaż niektórzy (Rigel, Jones, Meysztowicz) oceniają, że jeńców było około 1700. W tej liczbie znajdowało się 11 dezerterów z wojska Wellingtona, którzy zostali rozpoznani. Sąd wojenny bardzo szybko wydał na nich wyroku śmierci. Kazano im wykopać sobie groby, a następnie rozstrzelano ich, klęczących nad nimi.79 Była to tradycyjna kara dla dezerterów w armii angielskiej.
Oprócz zdobycia twierdzy i wzięcia do niewoli całej francuskiej załogi, Anglicy zdobyli bardzo dobrze zaopatrzony arsenał oraz 153 działa, które znajdowały się w fortecy. Wśród tych armat znajdował się cały park oblężniczy Armii Portugalii, który w sile 44 sztuk ciężkich dział został pozostawiony w Ciudad Rodrigo aby ułatwić planowaną inwazję Portugalii.80 W ten sposób marszałek Marmont został pozbawiony możliwości wykonania działań ofensywnych, co pokazała najbliższa przyszłość.
Jak tylko nad cytadelą, gdzie schroniła się większość załogi zawisły białe flagi, a reszta obrońców broniąca się jeszcze w nielicznych domach zaczęła się poddawać, żołnierze angielscy i portugalscy rozbiegli się po mieście w poszukiwaniu łupu. Zgodnie z obyczajami wojennymi, miasto które odrzuci możliwość kapitulacji i zostanie zdobyte szturmem, może zostać poddane grabieży. Jednak ludność miasta nie była sprzymierzeńcem załogi, wręcz odwrotnie. Znajdujący się w twierdzy Hiszpanie z utęsknieniem oczekiwali wojsk angielskich, które wyzwoliłyby ich spod francuskiego jarzma. Zresztą Anglicy rozgłaszali wszem i wobec, że walczą o wolność Hiszpanów. Dlatego w tym akurat przypadku obyczaj wojenny mówiący o grabieży zdobytego miasta nie miał racji bytu. Stało się jednak inaczej.
Na początku żołnierze 88 regimentu zwani "Dzikimi Irlandczykami" odkryli składy win, znajdujące się na skraju miasta. W krótkim czasie zbiegli się tam żołnierze regimentów biorący udział w szturmie i rozpoczęła się wielka orgia pijaństwa, grabieży i gwałtów.81 Brytyjscy żołdacy chodzili po domach gwałcąc kobiety i rabując wszystko co można było zabrać. Wielu żołnierzy spiło się do nieprzytomności i strzelając do okien i drzwi, zabiło lub raniło wielu swoich towarzyszy. Na rozkaz Lorda Wellingtona oficerowie starali się opanować chaos, ale żołnierzy nie słuchali trąbek, a przeciw oficerom, którzy bili ich kolbami po głowach nie raz obracali broń.82 Nawet rozkaz głównodowodzącego, że rabunki będą karane śmiercią nie przywrócił porządku. Grabież trwała całą noc i dopiero rano udało się oficerom opanować sytuację.
Szczerze mówiąc staram się bardzo dokładnie opisać te jakże smutne wydarzenia, ponieważ rabunek sojuszniczego miasta, które przybyło się wyzwolić jest rzeczą niespotykaną i jak najbardziej godną potępienia. Jest to niewątpliwie plama na honorze angielskiej armii, tak wrażliwej na punkcie honoru. Angielskie opracowania starają się pominąć lub pomniejszyć wydarzenia, które miały miejsce po zdobyciu Ciudad Rodrigo. Pokazują generał Pictona, który woła do swoich ludzi: "A więc, wy pijane odważne szelmy, hura! Wkrótce będziemy w Badajoz!"83 Jednak tego co się stało nie można pominąć, zwłaszcza że przy następnych oblężeniach i zdobytych miastach armia angielska postępowała dokładnie tak samo.
Skoro wiemy już w jaki sposób Lord Wellington w przeciągu kilkunastu dni zdobył Ciudad Rodrigo, zobaczmy co w tym czasie robiły francuskie armie i dlaczego żadna z nich nie przyszła w sukurs fortecy. Z sześciu armii francuskich, które znajdowały się w Hiszpanii, tylko trzy były dostatecznie blisko twierdzy, aby mieć możność przybyć z odsieczą. Armia Południa marszałka Soulta zajmowała V-tym korpusem gen. Droueta d'Erlona Estramadurę i miała pod swoją pieczą twierdze Badajoz. Soult miał wyraźne rozkazy trzymać oddziały d'Erlona nad Guadianą, aby szachować korpus angielsko-portugalski gen. Hilla stacjonujący w Elvas. Zresztą w chwili gdy Lord Wellington ruszył w kierunku Ciudad Rodrigo, gen. Hill rozpoczął marsz przeciwko Badajoz. Marsz ten był czystą demonstracją mającą na celu nie dopuścić, aby d'Erlon przyszedł z pomocą Ciudad Rodrigo. Jednak marszałek Soult dowiedziawszy się o ruchach Hilla wysłał mu w pomoc rezerwę, wśród której znalazł się pułk Ułanów Nadiślańskich. Gdy siły Armii Południa przybyły w okolicę Badajoz, okazało się, iż wróg wycofał się.84 Tak więc dzięki sprytnym demonstracjom Armia Południa została zatrzymana na lewym brzegu Tagu.
Następną armią, która była w stanie przyjść z odsieczą Ciudad Rodrigo była Armia Północy, zwłaszcza że twierdza prawie do końca roku 1811 znajdował się pod jej opieką. Jednak rozkazy Napoleona, o których wyżej pisałem, a które odwoływały gro oddziałów tej armii do Francji, sprawiły, że głównodowodzący gen. Dorsenne nie mógł w krótkim czasie zebrać dostatecznej ilości wojska, która pozwoliłaby mu przyjść w sukurs fortecy. Zresztą nawet przed odwołaniem Młodej Gwardii, większość oddziałów Armii Północy stacjonowała w Biskaji i zgromadzenie tych wojsk, a następnie przebycie drogi z Burgos, gdzie Dorsenne miał główną kwaterę, na granicę portugalsko-hiszpańską zajęłoby ponad miesiąc czasu, czyli nie pomogło by obrońcom miasta w żaden sposób.
Tak więc jedyną realną siłą, która mogła udzielić pomocy Ciudad Rodrigo była Armia Portugalii marszałka Marmonta. Faktycznie gdyby książę Raguzy przebywał wraz ze swoją skoncentrowaną armią w dolinie Tagu, miałby szansę w czasie około 20 dni przybyć z odsieczą. Jednak rozkazy Napoleona, jak już pisałem powyżej, najpierw odjęły mu trzecią część jego sił, wysyłając ją pod Walencję, a następnie skierowały go z resztą wojska do Valladolid i to w chwili, gdy Anglicy zbliżali się do miasta.
Tak więc 11 stycznia 1812 r. marszałek Marmont z większą częścią swoich sił przybył do Valladolid i tu założył swoją kwaterę główną. Zaraz po jego przybyciu oddziały Armii Portugalii zaczęły zajmować stanowiska oddziałów Armii Północy, które wyruszyły na północ. Podczas wykonywania tych ruchów przybył do marszałka 15 stycznia z Salamanci posłaniec z wiadomością, że Anglicy oblegli Ciudad Rodrigo.85 Wiadomość ta była zaskoczeniem dla księcia Raguzy. Co prawda przed swoim przybyciem do Valladolid otrzymał on przesłane przez gen. Dorsenne listy od gubernatora Salamanci gen. Thiebaulta, w których donosił on o zagrożeniu Ciudad Rodrigo. Jednak do tych raportów dołączone było pismo od dowódcy Armii Północy, wyjaśniał on Marmontowi, że podobne raporty dostaje od pół roku i nie daje wiary w ich treść.86
Tak więc wieść o akcji Lorda Wellingtona spadła na marszałka jak "piorun z jasnego nieba". Mimo to natychmiast przystąpił on do działania. Wyprawił w kierunku Medina del Campo i Salamanci wszystkie oddziały, którymi dysponował, tzn. dywizje 3, 5 i 6 oraz ciężką kawalerię. Następnie wysłał do gen. Montbruna rozkaz, aby odprawił 1 dywizję gen. Foy'a i nakazał jej marsz w kierunku Salamanci. Tak samo miała postąpić dywizja Clauzela. Ponadto marszałek prosił o współdziałanie gen. Dorsenne'a, od którego oczekiwał przysłania dywizji gen. Rogueta, brygady fizylierów Młodej Gwardii, 2 baterii pieszych oraz dywizji lekkiej kawalerii gen. Laserriere'a. Również rozkaz marszu do Salamanci otrzymała stacjonująca w Asturii dywizja gen. Boneta. Tak więc Marmont spodziewał się 26-27 stycznia stanąć naprzeciwko Anglików w sile 32 tys. żołnierzy, natomiast 1-2 lutego w sile 40 tys. żołnierzy.87 Siły te były wystarczające do przełamania kordonu osłaniającego oblężenie i składającego się z 5, 6 i 7 dywizji angielskiej oraz kawalerii oraz do stoczenia skutecznej bitwy z całą armia Lorda Wellingtona.
Marszałek Marmont nadal liczył, że Ciudad Rodrigo jest w stanie wytrzymać trzy tygodniowe oblężenie i rachował przybyć z wojskiem w chwili, gdy twierdza będzie jeszcze w rękach francuskich. Jednak 21 stycznia w chwili przybycia do Fuente El Sanco książę Raguzy dowiedział się o upadku twierdzy88. Tak więc wszystkie ruchy nakazane poszczególnym wojskom, skutkujące odsłonięciem dla partyzantów Leonu, Asturii i Starej Kastylii okazały się daremne, a przednia straż francuska składająca się z dywizji gen. Souhama 22 stycznia przybyła dopiero do Tamames, czyli trzy przemarsze od Ciudad Rodrigo89.
Nie znając dalszych postanowień Lorda Wellingtona, Marmont nie wstrzymał ruchu swoich wojsk nad Tormes, z obawy przed podjęciem przez Anglików ofensywy w tym kierunku. Dopiero na wieść o wycofaniu się Anglików nad rzekę Coa i pozostawieniu w Ciudad Rodrigo hiszpańskiej załogi90, Marmont powrócił do Valladolid, rozlokowując Armię Portugalii w wyznaczonych przez Napoleona prowincjach.
W taki oto sposób jedna z najpotężniejszych twierdz hiszpańskich po obronie trwającej około półtorej tygodnia znalazła się z powrotem w hiszpańskich rękach. To błyskawiczne zdobycie skłania mnie do postawienia pytania: którego z francuskich dowódców obciąża strata twierdzy? Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie.
Powyżej starałem się pokazać możliwości przybycia jakiejkolwiek armii francuskiej okupującej Hiszpanię z odsieczą dla oblężonego miasta. Niestety, ale w związku z faktem, że oblężenia trwało zaledwie 11 dni, ani Soult, ani Dorsenne, ani Marmont nie mieli żadnych szans dotarcia do twierdzy na czas. Po raz kolejny zemściło się to, co prześladowało wszystkie armie francuskie walczące w Hiszpanii, czyli brak jednolitego dowództwa na miejscu.
Otóż Napoleon nie mogąc, lub nie chcąc przybyć do Hiszpanii starał się wszystkim sterować z Paryża, czyli będąc oddalonym o kilkaset kilometrów od wydarzeń wojennych. Nieznajomość Cesarza realiów Wojny w Hiszpanii prowadził do tego, że jego rozkazy, choć logiczne, były w Hiszpanii niemożliwe do wykonania. Poza tym polecenia te były przechwytywane przez partyzantów lub dochodziły do adresatów ze znacznym opóźnieniem, w czasie, gdy sytuacja na froncie zmieniała się i należało przedsięwziąć inne środki, niż te, które polecał Cesarz.91 Wszystko to objawiło się szczególnie mocno podczas oblężenia przez Lorda Wellingtona Ciudad Rodrigo.
Najpierw rozkaz wysłania korpusu gen. Montbruna pod Walencję odebrał Armii Portugalii trzecią część jej sił, a w efekcie okazał się niepotrzebny, gdyż marszałek Suchet zdobył to miasto bez pomocy tegoż korpusu. Następnie przekonanie, że Anglicy do wiosny nie podejmą żadnych działań doprowadziło do tego, że w czasie pochodu sił angielskich na Ciudad Rodrigo, Armie Północy i Portugalii przemieszczały się na północ, czyli w odwrotnym kierunku niż ten, z którego nadchodziło zagrożenie.
Natomiast największym błędem cesarskim było mniemanie, że mimo odwołania części wojsk, pozostawione oddziały będą w stanie współdziałając razem odeprzeć brytyjską inwazję. Cesarz nie uwzględnił rzeczy najważniejszej, to znaczy kwestii aprowizacji wojsk. Otóż brak magazynów zmuszał dowódców poszczególnych armii do rozproszenia posiadanych przez siebie dywizji, aby mogły one zajmować takie obszary, na których będą w stanie wyżywić się dzięki rekwizycjom. W momencie zagrożenia należało najpierw zebrać wszystkie oddziały, zapewnić ich wyżywienie na okres kampanii, a następnie ruszać w pole. Te wszystkie dodatkowe czynności kosztowały poszczególne armie stratę kilkunastu dni. Przez ten czas wróg mógł działać nie mając związanych rąk. Dlatego właśnie przewidziane w cesarskich rozkazach środki pomocy dla Ciudad Rodrigo musiały okazać się nieskuteczne, gdyż będąc w Valladolid marszałek Marmont musiał poświęcić ponad tydzień dłużej na przygotowanie kampanii, niż w momencie gdy przebywał w dolinie Tagu. Te kilkanaście dni skazywało załogę fortecy na niechybny upadek. Tak więc niewątpliwie głównym architektem francuskiej klęski był Napoleon, ale czy całą winę można zrzucić tylko i wyłącznie na niego? Czy inni dowódcy francuscy pozostają niewinni?
Z pewnością upadkiem Ciudad Rodrigo nie można obciążać marszałka Soulta. Miał on pod swoją opieką tereny położone po lewej stronie Tagu, w tym twierdzę Badajoz. Jak już pisałem, rozkaz Napoleona zabronił mu wyruszyć na północ w razie zagrożenia Ciudad Rodrigo, ale pozostać w Estramadurze i szachować korpus gen. Hilla. Z zadania tego książę Dalmacji wywiązał się bez zastrzeżeń.
Natomiast czy gen. Dorsenne i marszałek Marmont również są bez winy? Obaj zgodnie zrzucili całą odpowiedzialność na barki biednego gen. Barrie.92 Ale czy można zgodzić się w tej kwestii z oboma dowódcami. Spróbujmy prześledzić jeszcze raz czynności, które podjął gubernator.
Otóż obejmując dowództwo fortecy w połowie października miał świadomość, że dzięki wrześniowej akcji twierdza jest zaopatrzona w żywność do końca stycznia. Amunicji, artylerii i karabinów także miał pod dostatkiem. Natomiast bardzo ważną sprawą były braki wśród załogi. Otóż wszystkie fortyfikacje Ciudad Rodrigo wymagały około 5 tys. załogi, niestety ale Barrie posiadał niecałe 2 tys. żołnierzy, którzy w dodatku codziennie ginęli lub zostawali ranni w potyczkach z hiszpańskimi partyzantami. Inną bardzo ważną kwestią był stan umocnień miejskich. Niestety, ale nie zostały one, po oblężeniu z 1810 r., naprawione w sposób zadawalający. Uwidoczniło się to podczas bombardowania angielskiego, gdy osłabione kurtyny sypały się jak przysłowiowe "domki z kart".
Można sobie postawić pytanie, czy dowódcy obu francuskich armii wiedzieli o kłopotach gubernatora. Niestety, ale nie mam dostępu do raportów, które Barrie wysyłał poprzez gubernatora Salamanci do gen. Dorsenne'a. Jednak lektura listu dowódcy Armii Północy do księcia Raguzy wysłanego z Valladolid w dniu 5 stycznia 1812 r. i mówiącego o konieczności dostarczenia konwoju z żywnością do twierdzy oraz wymiany załogi, przekonują nas, że Dorsenne znał dobrze sytuacje w jakiej znajdował się Barrie. Zresztą w tym samym liście gen. Dorsenne napisał wyraźnie, iż od pół roku alarmują go o zagrożeniu Ciudad Rodrigo.93 Tak więc można śmiało stwierdzić, że dowódca Armii Północy znał trudną sytuację fortecy i był świadomy zbliżającego się zagrożenia. W tym miejscu ciśnie się samo na usta następujące pytanie: dlaczego gen. Dorsenne nie uczynił nic wcześniej, aby odpowiednio przygotować miasto do obrony?
Na to pytanie najtrafniej odpowiedział Adolphe Thiers: "Twierdza ta, położona pomiędzy Armią Północną a Portugalską, pozostawiona była na odpowiedzialności dwóch wodzów, czyli żadnego z nich, to jest marszałka Marmonta i generała Dorsenne'a".94 Ciudad Rodrigo znajdował się pod rozkazami dowódcy Armii Północy i do niego gubernator posyłał raporty. Jednak stacjonujący w Burgos Dorsenne, w dodatku mający swoje główne siły rozproszone w Biskaji nie mógł zbyt szybko przyjść w sukurs fortecy. Zresztą wiedział on dobrze, że w dolinie Tagu, czyli o wiele bliżej do Ciudad Rodrigo, stacjonują główne siły Armii Portugalii marszałka Marmonta. Tak więc uspokojony obecnością księcia Raguzy, przestał martwić się o stan załogi i fortyfikacji twierdzy.
Również nie troszczył się o to Marmont. Co prawda pewnym wytłumaczeniem dla niego jest fakt, że jak już pisałem, forteca nie znajdowała się pod jego jurysdykcją. Jednak ciągłe rozkazy Napoleona nakazujące podjęcie ofensywy do Portugalii zaraz pod zdobyciu Walencji, musiały zwrócić oczy księcia Raguzy na Ciudad Rodrigo. W końcu wiodła tędy jedna z dwóch dróg do Lizbony i posiadanie tego miasta było bardzo ważną rzeczą. Niestety ale również ten dowódca zaniedbał ten tak ważny punkt.
Podsumowując muszę stwierdzić, że obaj dowódcy armii francuskich są odpowiedzialni za nieprzygotowanie miasta do obrony. Dodatkowo obciąża ich fakt zignorowania raportów gubernatora Salamanci gen. Thiebaulta z 1 i 3 stycznia, w których donosił on o zagrożeniu Ciudad Rodrigo.95 Gdyby po ich otrzymaniu tj. 5 stycznia, a nie 15 tego miesiąca, wojska francuskie rozpoczęły marsz w kierunku fortecy, to przybyłyby w jej pobliże 16-17 stycznia. Tak więc istniała realna szansa pokonania w otwartej bitwie armii angielskiej lub zmuszenia jej do wycofania się. Niestety, ale Marmont i Dorsenne tego również nie wykonali.
Wróćmy jednak do gen. Barrie i przyjrzyjmy się, czy on faktycznie ponosi odpowiedzialność za utratę twierdzy. Powyżej starałem się dowieść, że gubernator alarmował o swojej sytuacji przełożonych, jednak nie uzyskując od nich pomocy musiał podjąć walkę. Wzmocnił jak mógł umocnienia, obsadził fortyfikacje zewnętrzne i z załogą około 1500 ludzi zdolnych do noszenia broni oczekiwał wroga. Co prawda atak na "Redutę Reynauda' był zaskoczeniem i odjął mu około 50 osób wziętych do niewoli, jednak walki o klasztory Santa Cruz i San Francisco były bardzo zacięte i dopiero gdy przewaga atakujących stawała się miażdżąca, załogi podejmowały uporządkowany odwrót do miasta.
Ponadto Barrie przeprowadził udaną wycieczkę niszcząc część robót ziemnych Anglików, jednak ponownie wobec przygniatającej przewagi szturmujących został zmuszony do cofnięcia się. Oprócz tego gubernator starał się jak mógł przeszkadzać ogniem artyleryjskim w kopaniu przykopów i odgruzowywać zasypywaną fosę. Jednak za każdym razem jego ludzie byli zmuszeni do wycofania się przez artylerię nieprzyjacielską, a Barrie nie chcąc tracić żołnierzy zmuszony był zaprzestać tego procederu.
Również na tyle, na ile mógł, przygotował się generał do odparcia szturmu. Rozłożył swoją załogę w ten sposób, aby wyłomy miały najliczniejszą obsadę, bez uszczerbku dla reszty murów. Wzniósł za wyłomami szańce i obsadził je artylerią. Jednak co mogło zrobić kilkuset ludzi strzegących wyłomy, gdy szturmowała go kilkutysięczna dywizja?
Podsumowując muszę stwierdzić, iż nie mogę się zgodzić, że gen. Barrie ponosi jakąkolwiek winę za utratę twierdzy. Zrobił on wszystko co mógł, a nie mając dostatecznej ilości ludzi, kończącą się żywność oraz fortyfikacje w fatalny stanie, nie zaniedbał niczego, ale pomimo to nie był w stanie bronić się dłużej. Tak więc całkowita odpowiedzialność za utratę twierdzy spada na barki trzech osób: Napoleona, gen. Dorsenne'a oraz marszałka Marmonta. Co ciekawe, sam Cesarz tak skory do wytykania błędów swoim podwładnym, tym razem nie miał do dowódców obu francuskich armii pretensji. Tylko w swoim liście z 18 lutego 1812 r. napisał Marmontowi, że: "Zdobycie Ciudad Rodrigo jest Pańską porażką".96
Natomiast Anglicy przyjęli wiadomość o zdobyciu twierdzy jako wielkie zwycięstwo, mając nadzieję, że dzięki temu wkrótce można będzie podjąć ofensywę na Madryt. Parlament uchwalił podwojenie dożywotniej pensji Lorda Wellingtona z 2 do 4 tys. funtów rocznie, a książę regent nadał mu tytuł hrabiego. Również hiszpańskie Kortezy sowicie nagrodziły Anglika nadając mu tytuł księcia Ciudad Rodrigo oraz granda hiszpańskiego Pierwszej Klasy.97

PRZYPISY:

1 John Jones - "Geschichte des Krieges in Spanien, Portugal und dem südlichen Frankreich in den Jahren von 1808 bis 1814", Braunschweig 1818; str. 201
2 tamże str. 203
3 Jan Meysztowicz - "Żelazny Książę", Warszawa 1978; str. 159
4 Theodor Lücke - "Der eiserne Herzog", Berlin 1938; str. 250
5 Jonathan Sutherland - "Bitwy epoki napoleońskiej", Warszawa 2005; str. 64
6 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 344
7 Robert Bielecki - "Encyklopedia wojen napoleońskich", Warszawa 2001; str. 545
8 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 435
9 Napoleon Bonaparte - "Correspondance de Napoleon I", Paris 1858-1870; tom. XXII; str. 429-431, nr 18066
10 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 205-206.
11 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 435
12 tamże str. 349
13 Jan Meysztowicz - "Żelazny Książę", Warszawa 1978; str. 159
14 Marian Kukiel - "Wojna 1812 roku", Poznań 1999; tom I; str. 133
15 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 211-212.
16 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 349
17 tamże str. 351
18 Georges Six - "Dictionnaire biographique des generaux & amiraux francais de la revolution et de l'empire", Paris 1934; tom I; str. 56
19 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 352
20 Robert Bielecki - "Marszałek Ney", Warszawa 1998; str. 91
21 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 30
22 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 177
23 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 32
24 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 177
25 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 32
26 Robert Bielecki - "Marszałek Ney", Warszawa 1998; str. 88
27 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 216-217.
28 Jonathan Sutherland - "Bitwy epoki napoleońskiej", Warszawa 2005; str. 64
29 John Jones - "Geschichte des Krieges in Spanien, Portugal und dem südlichen Frankreich in den Jahren von 1808 bis 1814", Braunschweig 1818; str. 204
30 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 33
31 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 396
32 Janusz Bogdanowski - "Architektura obronna w krajobrazie Polski", Warszawa 2002; str. 535
33 Józef Naronowicz-Naroński - "Budownictwo Wojenne", Warszawa 1957; str. 200
34 tamże; str. 199-200
35 tamże; str. 202
36 tamże; str. 209
37 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 177
38 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 36
39 tamże; str. 37
40 tamże; str. 31
41 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 396
42 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 217
43 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 37
44 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 217
45 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 397
46 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 38
47 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 397
48 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 38
49 John Jones - "Geschichte des Krieges in Spanien, Portugal und dem südlichen Frankreich in den Jahren von 1808 bis 1814", Braunschweig 1818; str. 205
50 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 397
51 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 39
52 tamże; str. 39
53 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 180
54 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 218
55 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 40
56 Theodor Lücke - "Der eiserne Herzog", Berlin 1938; str. 253
57 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 40
58 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 218
59 tamże; str. 218
60 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 398
61 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 180
62 Theodor Lücke - "Der eiserne Herzog", Berlin 1938; str. 254
63 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 42
64 tamże; str. 43
65 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 398
66 Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 43
67 tamże; str. 41
68 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 180-181
69Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 42
70 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 219
71Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 42
72 Theodor Lücke - "Der eiserne Herzog", Berlin 1938; str. 255
73Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 42
74 John Jones - "Geschichte des Krieges in Spanien, Portugal und dem südlichen Frankreich in den Jahren von 1808 bis 1814", Braunschweig 1818; str. 206
75 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 219
76Ian Fletcher - "Badajoz 1812", Osprey 1999; str. 43
77 tamże; str. 44
78 Christopher Hibbert - "Wellington", Warszawa 2001; str. 140
79 Jan Meysztowicz - "Żelazny Książę", Warszawa 1978; str. 162
80 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 399
81 Marian Dziewanowski - "Lord Wellington - pogromca Napoleona", Wrocław 1997; str. 112
82 Christopher Hibbert - "Wellington", Warszawa 2001; str. 141
83 Michael Glover - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974; str. 181
84 Kajetan Wojciechowski - "Pamiętniki moje z Hiszpanii", Warszawa 1978; str. 76
85 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 351
86 tamże; str. 446
87 tamże; str. 351
88 tamże; str. 352
89 Franz Rigel - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819; tom III; str. 399
90 Jan Meysztowicz - "Żelazny Książę", Warszawa 1978; str. 162
91 Christopher Hibbert - "Wellington", Warszawa 2001; str. 140
92 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 220
93 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 446
94 Adolphe Louis Thiers - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860; tom. VII; str. 216
95 Auguste Frederic Marmont - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857; str. 442-445
96 Napoleon Bonaparte - "Correspondance de Napoleon I", Paris 1858-1870; tom. XXIII; str. 228-235
97 Jan Meysztowicz - "Żelazny Książę", Warszawa 1978; str. 162

BIBLIOGRAFIA:

Bielecki Robert - "Encyklopedia wojen napoleońskich", Warszawa 2001
Bielecki Robert - "Marszałek Ney", Warszawa 1998
Bogdanowski Janusz - "Architektura obronna w krajobrazie Polski", Warszawa 2002
Bonaparte Napoleon - "Correspondance militaire de Napoleon I", Paris 1858-1870
Dziewanowski Marian - "Lord Wellington - pogromca Napoleona", Wrocław 1997
Fletcher Ian - "Badajoz 1812", Osprey 1999
Glover Michael - "The Peninsular war 1807-1814. A concise military history", London 1974
Hibbert Christopher - "Wellington", Warszawa 2001
Jones John - "Geschichte des Krieges in Spanien, Portugal und dem südlichen Frankreich in den Jahren von 1808 bis 1814", Braunschweig 1818
Kukiel Marian - "Wojna 1812 roku", Poznań 1999
Lücke Theodor - "Der eiserne Herzog", Berlin 1938
Marmont Auguste Frederic - "Memoiren des Marschall Marmont Herzogs von Ragusa", Potsdam 1857
Meysztowicz Jan - "Żelazny Książę", Warszawa 1978
Naronowicz-Naroński Józef - "Budownictwo Wojenne", Warszawa 1957
Rigel Franz - "Der siebenjährige Kampf auf der Pyrenäischen Halbinsel", Rastatt 1819
Six Georges - "Dictionnaire biographique des generaux & amiraux francais de la revolution et de l'empire", Paris 1934
Sutherland Jonathan - "Bitwy epoki napoleońskiej", Warszawa 2005
Thiers Adolphe Louis - "Historia Konsulatu i Cesarstwa", Warszawa 1846-1860
Wojciechowski Kajetan - "Pamiętniki moje z Hiszpanii", Warszawa 1978

Rafał Małowiecki