Nasza księgarnia

Pomnik Łączyńskiego

Posted in Pamiątki napoleońskie w Polsce

Chyba najbardziej wartym uwagi nagrobnym pomnikiem napoleońskim na terenie Śląska jest mogiła brata Marii Walewskiej gen. Łączyńskiego (biogram), który w kampanii 1813 r. został ranny pod Lützen, a później brał udział w Żytawie i Zgorzelcu w organizowaniu Gwardii Honorowej.
W zasadzie jako pierwszy zwrócił uwagę na śmierć Łączyńskiego w Szczawnie Zdroju Marian Brandys. Za nim poszedł Ryszard Kincel docierając do niezwykle interesujących miejscowych źródeł odnotowujących śmierć generała.

Łączyński dostał się do niewoli pruskiej podczas bitwy pod Fére Champenoise 25 marca 1814 r. W 1816 r. wracając do Polski ciężko zachorował na płuca, później spędził rok w szpitalu wrocławskim, skąd skierowano go do Szczawna-Zdroju na leczenie, którego jednak nie przeżył. Zmarł w Szczawnie Górnym na kamicę nerkową 7 sierpnia 1820 r. o godzinie 6 rano. Lekarz opiekujący się kuracjuszami w Szczawnie Zdroju dokładnie opisał przebieg leczenia, przyczynę śmierci oraz sekcję zwłok generała. Ten obrazowy opis opublikowała "Schlesische Provinzialblätter" w 1820 r.

Polski generał Łączyński brał udział niemal we wszystkich wojnach napoleońskich, lecz szczególnie straszny odwrót z Rosji zniszczył jego piękne i czerstwe ciało. Z odmrożonymi kończynami i schorowanym podbrzuszem przez nienaturalne pożywienie i nerwowe życie, powrócił do swej ojczyzny. Zamęczał go silny artretyzm i otwierające się rany. Artretyzm przeszedł, rany się zagoiły, ale dały znać o sobie kamienie nerkowe i chory zagrożony wycieńczeniem organizmu chciał wyjechać do Marienbadu albo do Ems. Ciężkie bóle zmusiły go jednak do zatrzymania się we Wrocławiu, a za poradą radcy medycznego doktora Wendta trafił do Szczawna, co naturalnie nie było po myśli ani jego, ani lekarzy. Tu zaczął pić wodę zdrojową, która zaczęła działać szybko i mocno. Mnóstwo śluzu i ropy rozeszło się po obfitej urynie, która do tej pory odchodziła bardzo skąpo, acz dość często. Od chwili zażywania zdroju uryna odchodziła lekko i prawie bez przykrości, a wkrótce zaczęły się też ujawniać małe kamyki. Ich wydalanie powodowało duże bóle, które łagodziłem zmiękczającymi okładami. Równocześnie woda wpłynęła na powiększenie stolca zmieszanego jednak ze sporą ilością ropy. Sądziłem, że pochodziła ona z pęcherza moczowego, skąd dostała się przez przetoki do odbytnicy. Ponieważ jednak woda zdrojowa działała za szybko i za mocno, musiałem ją powstrzymać na jeden lub dwa dni. Dla wzmocnienia sił i obniżenia temperatury, z którą chory niestety przyjechał, zaordynowałem chininę. Pacjent zdecydowanie odmówił, bo jak utrzymywał; połknął już całe apteki. Dopiero w winnej nalewce zdecydował się ostatecznie przyjąć chininę. Stan jego był teraz na przemian znośniejszy, temperatura w niektóre dni prawie nieznaczna, zaś odchodzenie śluzu, ropy i kamyków trwało dalej. Wszakoż nagle poczuł silny ból wokół kostki i dużego palca lewej nogi. Wyglądało to na dobry znak, może powracający artretyzm ponownie zatrzyma wytwarzanie kamieni? Zewnętrznymi środkami usiłowałem wspomóc widoczne dążenie natury. Przejeżdżający tedy doświadczony lekarz oraz drugi przebywający tu na kuracji wspierali mnie swymi radami, lecz cała nasza troskliwość, wszystkie nasze starania nie mogły utrzymać życia, tak nieskończenie często oszczędzanego przez niszczące nawały ogniowe. Sekcja zwłok wykazała, że dłuższe życie chorego było niemożliwe i usprawiedliwiła działanie zdroju oraz lekarzy. Nerki były całkiem wypełnione małymi okrągłymi kamyczkami wielkości łebka szpilki, choć bez wrzodów lub innych uszkodzeń. Pęcherz moczowy miał liczne wrzody zawierające ropę i śluz. Natomiast wątroba - o której nikt nie pomyślał, bo nie było żadnych objawów zewnętrznych - była jeno torbą pełną ropy i miała kilka przetok. Stąd brały się wyżej wymienione ropne stolce. Jeśli więc nasz Zdrój Górny nie potrafił uzdrowić, to jednak okazał się bez wątpienia silnym środkiem do usuwania śluzu i kamyków z przewodu moczowego, co już stwierdzono w wielu innych przypadkach.


Księga zmarłych parafii w Szczawnie Zdroju tak oto odnotowała śmierć Łączyńskiego: 1820, 9-tego sierpnia pochowany został polski generał brygady pan Józef Łączyński, oficer i kawaler orderu Legii Honorowej Królestwa Francuskiego, kawaler Orderu św. Stanisława Królestwa Polskiego oraz innych orderów, który zmarł na kamicę 7 sierpnia rano po godzinie 6 w wieku 42 lat. Przybył on z Warszawy w Królestwie Polskim, gdzie mieszkał, do Szczawna Górnego na leczenie zdrojowe, w tej miejscowości znalazł śmierć, a na cmentarzu w Szczawnie Dolnym miejsce spoczynku.
Zachował się do dnia dzisiejszego poświęcony mu pomnik nagrobny wystawiony w II poł. XIX w. w ścianie kościoła św. Anny w Szczawienku. Posiada kształt czworoboku zwieńczonego strzelistą piramidą. Na lewej, bocznej ścianie cokołu inskrypcja:

BENEDYKT JÓZEF/ ŁĄCZYŃSKI
Generał Bdy Wojsk
Polskich
Krzyża Wojskowego
Polskiego Kawaler/ Legii honorowej
Officer, Orderu Obojga Sycylii Komandor.


Po przeciwnej stronie:

Umarł używając
wód w Salzbrunn
7 Sierpnia 1820
roku. Żył lat 43.


Na głównej ścianie monumentu słowa, które przez niemal już 200 lat przypominają o tamtych wydarzeniach i polskich żołnierzach myślących o Ojczyźnie:

Jeżeli los w to miejsce
sprowadzi Polaka
Niech czułą łzę uroni
na grobie rodaka
Co cnoty i Ojczyzny
miłość w serce wszczepił
I dla Niej sił starganych
tutaj niepokrzepił


Wydaje się, że pomnik w obecnym kształcie nie powstał tuż po śmierci generała, ale znacznie później. Jeszcze w 1856 r. w wydanym opisie zdroju zanotowano, że: dziś zwłoki jego prosty tylko z ziemi usypany pokrywa grobowiec.*

* R. Kincel, U szląskich wód, Katowice b.d., s. 90-91. Tłumaczenia za R. Kincel. Biogram Łączyńskiego w PSB, t. XVIII, Wrocław 1973, s. 314-315, również G. Six.

Mariusz Olczak