Nasza księgarnia

Alexandre Berthier - książę Neufchâtel i Wagram (1753 - 1815)

Posted in Marszałkowie Cesarstwa

Aleksander Berthier był urodzonym szefem sztabu, sztabowcem skończonym, absolutnym, kompletnym, słowem — genialnym, i historycy wojskowości, co do jednego są zgodni — że nigdy przedtem ani potem pod żadną szerokością geograficzną nie urodził się lepszy oficer sztabowy, niż syn inżyniera królewskiego, Aleksander Berthier. Mapy, to jest każdą zaznaczoną na nich wklęsłość i wypukłość terenu „czuł” on wprost organicznie, jak gdyby były wydrukowane na jego własnej skórze. Berthier miał umysł otwarty i precyzyjny, zdolny do zestawienia i rozdzielenia olbrzymiej ilości najdrobniejszych szczegółów. O każdej porze doby pamiętał nazwisko komendanta małej placówki obsadzonej przed tygodniem, znał położenie każdej jednostki, jej stan liczebny, wyposażenie i planowany kierunek manewru. Żywy atlas, skrzyżowany z dziennikiem działań bojowych i z maszyną liczącą. W czasie jednej kampanii obywał się bez snu przez trzynaście dni i nocy z rzędu (!) — pod tym względem tylko jeden Napoleon próbował mu dorównać, ale przegrał, uzyskując rekord życiowy w granicach tygodnia. Gdy zachodziła nagła potrzeba naniesienia na plany nowych meldunków o godzinie — powiedzmy — drugiej w nocy, z reguły zastawano Berthiera ubranego i gotowego do pracy. Po przekroczeniu drzwi sztabu w odwrotną stronę, ten tytan pracowitości i inteligencji kartograficznej momentalnie zmieniał się w niezgrabiasza o umyśle i sposobie bycia rozkapryszonego dziecka. Dwoma stałymi atrybutami tego sposobu były: narzekanie i opryskliwość. W Egipcie narzekał na słońce i piaski pustyni, w Szwajcarii na góry, w Polsce na błoto, w Rosji na śnieg, w Prusach na deszcz, i w ogóle narzekał wszędzie na wszystko, gdyż takie miał usposobienie. Z równą opryskliwością przychylał się do próśb swych podwładnych, jak i odmawiał im, gdyż zawsze był z nich niezadowolony, tak samo jak z każdej pogody. W Egipcie Bonaparte powiedział do generała Klebera: — Przyjrzyj się Berthierowi, jak kaprysi i narzeka. I tego człowieka o charakterze starej baby zowią moim mentorem! Jeśli kiedykolwiek dojdę do władzy, postawię go tak wysoko, że każdy zobaczy jego pospolitość. Doszedł do władzy w rok później i dotrzymał słowa, mianując Berthiera marszałkiem, szefem sztabu generalnego, Wielkim Łowczym Cesarstwa i podwójnym księciem: Neuchatel i Wagram. Ale i bez tego wszyscy widzieli pospolitość tego następcy Quasimoda, o małym, niekształtnym ciele, dźwigającym jeszcze bardziej niekształtny wielki łeb z kędzierzawą czapą włosów, obgryzającego paznokcie „do łokci”, publicznie dłubiącego w nosie, źle ubranego (adiutant Napoleona, Grabowski: „Mundur i spodnie wisiały na nim”), jąkającego się i plującego w trakcie mówienia. Należy podziwiać maestrię hagiografów, którzy tak oto ujęli fizys Berthiera (cytuję z wydawnictwa warszawskiego z roku 1841): „Twarz Berthiera była delikatna i łagodna, lecz bez odznaczającego się wyrazu, dlatego dziwnie odbijała od owych pięknych i męskich postaci generałów, których działaniami kierował”. Berthier cały swój wolny czas poza sztabem poświęcał na rozmyślania, jaka to łaska boska, jakie to niesłychane szczęście, że żyje na tej samej planecie i w tym samym czasie, co piękna Madame Visconti. Ale i tutaj znalazł okazję do narzekań. Napoleon, tolerujący tylko przelotne nielegalne związki, zabronił pani Visconti wstępu na dwór, gdyż była ona stałą metresą marszałka. Tym bardziej więc nie mogła, nawet gdyby chciała, towarzyszyć Berthierowi w ciągłych kampaniach między Pirenejami a Moskwą w przebraniu adiutanta, tak jak to czyniły gromadnie „dziewczynki” Masseny. Dlatego mógł spędzać z nią upojne chwile tylko w króciutkich antraktach wojennych. Wojna jako taka nie była żywiołem Berthiera, było nim wyłącznie zacisze sztabowe. W polu kilkakrotnie skompromitował się, a swą największą bitwę stoczył w czasie polowania, które jako Wielki Łowczy zorganizował dla Napoleona w roku 1808. Załatwił sprzęt, nagonkę i zwierzynę, i popełnił tylko jeden drobny błąd: zamiast dzikich, kupił tysiąc oswojonych królików, nie wiedząc, iż są one przyzwyczajone do otrzymywania dwóch posiłków dziennie. Kiedy więc cesarz wszedł ze strzelbą do lasu, króliki wzięły go za pastucha i radośnie oblepiły ze wszystkich stron. Zrozpaczony Berthier nadbiegł z batem i zaczął je siec, pragnąc rozproszyć i dać monarsze okazję do strzału. W końcu wygrał tę batalię, ale wówczas obrażony Bonaparte był już dawno w drodze powrotnej do stolicy. Berthier, podobnie jak Augereau, Murat i kilku innych marszałków, również porzucił cesarza tuż przed końcem Empire'u. Tylko, że w przeciwieństwie do innych, kiedy ujrzał wojska rosyjskie maszerujące obok jego domu na Paryż, wyskoczył z okna i zabił się na miejscu.

W. Łysiak, Cesarski poker