Nasza księgarnia

Obóz Wielkiej Armii - Finckenstein 1807

Posted in Rekonstrukcje i rekonstruktorzy

Po 196 latach wojska napoleońskie znów dumnie maszerowały w okolicach pałacu Finckensteinów - zu Dohn'ów, zaś duch Cesarza spoglądał na nas z okna malowniczych ruin. Od 1 kwietnia do 6 czerwca 1807 roku mieszkał tu Napoleon I wraz ze swoją Gwardią. Wtedy to Kamieniec Suski na przeszło dwa miesiące stał się centrum napoleońskiej dyplomacji, a także miejscem wielu romansów, balów i przeglądów Wielkiej Armii. Tak i dziś udało nam się oddać historyczną atmosferę tamtych dni.
W piątek wieczorem okolice ruin pałacu rozjaśniły obozowe ogniska, zaś w starym parku stanął wojskowy obóz. Wśród białych napoleońskich namiotów pojawili się żołnierze, a także ich markietanki. Przez całą noc naszych leży pilnowały wyznaczone warty. Każdy z żołnierzy losował swoją godzinę warty z furażerki.
O świcie, kiedy mgła się podnosiła, a trawę jeszcze pokrywała poranna rosa, obóz powoli zaczął się budzić. Do 10 rano uporaliśmy się z obozowymi porządkami oraz z przyrządzeniem porannej strawy. Tuż po 10 nastąpiła krótka odprawa dowódców oddziałów, w trakcie której ogłosiliśmy alarm w obozie. W kilka minut byliśmy gotowi do wymarszu z pełnym ekwipunkiem. Powodem tego alarmu była wycieczka dzieci ze Szkoły Podstawowej w Kamieńcu, dla której urządziliśmy pokaz musztry piechoty, artylerii i kawalerii. Największe wrażenie na nauczycielach i dzieciach zrobił pokaz musztry piechoty, która ruszyła znienacka do ataku na "małą" widownię. Upał doskwierał nam cały czas, dlatego z radością wróciliśmy do obozu by zrzucić z siebie cały osprzęt.


Około 12.30 znów byliśmy gotowi do wymarszu. Spod pałacu wyruszyliśmy kolumną, ze Szwoleżerami Gwardii na czele, w kierunku zabytkowego kamienieckiego kościoła. Pusty zazwyczaj Kamieniec nagle ożył i wypełnił się ludźmi. Maszerując w paradnych strojach wzbudzaliśmy podziw wśród mieszkańców Kamieńca, specjalnych gości i turystów. O 13.00 wmaszerowaliśmy do miejscowego kościoła, gdzie wzięliśmy udział w okolicznościowej mszy. Nabożeństwo odprawili ksiądz-dziekan i kamieniecki proboszcz. Niezwykła to była msza, gdyż w kazaniu wiele było akcentów z historii okresu napoleońskiego. Tuż potem szybkim marszem udaliśmy się w kierunku obozu. Czasu na odpoczynek nie było, uzupełniliśmy tylko ekwipunek i wodę w manierkach, ponieważ szybko musieliśmy się udać na dziedziniec pałacu Finckensteinów. W ramach manewrów podzieliliśmy się na dwie grupy, by odbyć pozorowaną potyczkę. Pierwsza grupa, składająca się ze Szwoleżerów Gwardii, 2. Pułku Piechoty i z artylerii pułkowej Litewskich Dragonów, wyszła na pole manewrów od strony południowego skrzydła pałacu, zaś druga grupa, składająca się z szaserów 1.Pułku Strzelców Konnych i kanonierów 1.Batalionu Artyleryi Pieszey, od strony północnej. Jako pierwsi ruszyli do ataku szwoleżerowie, których odpierali szaserzy. Gdy ten podjazd kawaleryjski wycofał się, po obu stronach zaczęły grzmieć działa. Od czasu, kiedy tylko fizylierzy i woltyżerowie 2.pp ruszyli do przodu, kanonierzy piesi stale ich nękali "kartaczami". Jako wsparcie piechoty znów ruszyli szwoleżerowie, choć z respektem i z dala trzymali się od armat. W zamieszaniu artylerię pieszą zdołali podejść woltyżerowie, jednak i ci zostali odparci przez jednego dzielnego kanoniera. Kanonierzy piesi i szaserzy będący w defensywie ciężką mieli do obrony pozycję. Ciągłe ostrzeliwanie się "kartaczami" przeciw piechocie przyczyniło się do opróżnienia się jaszcza z ładunkami. Pod ogniem muszkietów i działa artylerii pułkowej działon artylerii pieszej musiał uciec, by uratować armatę. W końcu w okresie napoleońskim działa były najważniejsze!!! Nieliczna obsługa armaty z artylerii pieszej zdołała się oprzeć atakującej piechocie. Okazało się, że najskuteczniejszą bronią przeciw piechocie był brudny wycior od armaty, którym został porażony niejeden piechur. Z okrzykami, "Vive l'Emperur!!!" i "Niech żyje Cesarz!!!" opuściliśmy plac przed pałacem udając się ponownie do obozu.
Jeszcze przez jakiś czas widzowie mieli szansę zobaczyć jak żyli żołnierze prawie 200 lat temu. Większość z nas od razu przebrała się w obozowe stroje, tj. w saboty, lejbiki i furażerki. W tym czasie chlust lodowatej wody z dębowego wiadra był czymś wielce przyjemnym. Do wieczora czas nam upłynął na żołnierskich debatach, gotowaniu i chędożeniu broni. W nocy, w wyznaczonych godzinach wartę znów objęli żołnierze, którzy wylosowali swoje godziny służby z furażerki "bonnet de police". Odwołań od służby nie było.
W niedzielny poranek obóz powoli zaczęliśmy zwijać. Wszyscy pożegnaliśmy się słowami: "Do zobaczenia za rok w tym samym miejscu!!!".
Chciałbym serdecznie podziękować za pomoc przy organizacji "Obozu Wielkiej Armii - Finckenstein 1807" panom Michałowi Obalewskiemu i Januszowi Olszewskiemu z firmy Gero Sp. z o.o., pani Iwonie Mirskiej i dr Krzysztofowi Ostrowskiemu z OSEN, a także Przemysławowi Decewiczowi, Marcinowi Ochmanowi, Piotrowi Sawiakowi, Krzysztofowi Franaszczukowi i Michałowi Zarembie. Za wytrwałość, wsparcie duchowe i cierpliwość dziękuję mojej markietance Karolinie.
1.Pułkowi Strzelców Konnych z Sobótki, fizylierom i woltyżerom 2. Pułku Piechoty z Warszawy i Gdańska, 2.Pułkowi Ułanów z Łodzi, Szwoleżerom Gwardii z Ciechanowa, Litewskim Dragonom z Pułku Księcia Albrechta von Preussen z Kłajpedy oraz kanonierom z 1.Batalionu Artyleryi Pieszey z Gdańska chciałbym podziękować za przybycie, a także wszelkim znakomitym gościom, którzy nas odwiedzili.
Udało się, bo z kraju i zagranicy płyną już sygnały, że to musi być jedna ze sztandarowych polskich imprez napoleońskich!

 

Piotr Czerepak