Nasza księgarnia

Napoleońskie oblężenie Gdańska 1807-2005

Posted in Rekonstrukcje i rekonstruktorzy

Człowiek, sztandar, dymu chmury...

To była z pewnością jedna z najbardziej udanych, jeśli nie najlepsza inscenizacja napoleońska, jaka miała miejsce w Polsce. Tysiące widzów obserwowało z zapartym tchem i przygłuszonym od wystrzałów słuchem widowisko, które rozgrywało się na terenie fortów gdańskiego Grodziska (Hagelsbergu). Entuzjaści epoki z Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi, Rosji, a nawet dalekiej Syberii odtwarzali wydarzenia, jakie rozegrały się w tych samych miejscach 198 lat temu. Wówczas złożony z wojsk francuskich, polskich, badeńskich i saskich korpus marszałka Lefebvre'a po długim i wyczerpującym oblężeniu zmusił do kapitulacji prusko-rosyjską załogę "Gibraltaru Bałtyku".

Gdańszczanie i turyści z zainteresowaniem obserwowali w piątek 29 kwietnia pruskich grenadierów i polskich fizylierów, którzy rozbili biwak na Długim Targu obok fontanny Neptuna. Widok ludzi odzianych i wyposażonych na podobieństwo żołnierzy z czasów napoleońskich budził sensację, która dobrze przysłużyła się reklamie imprezy jaka miała miejsce następnego dnia na fortach Grodziska. Podobnie podziałał przemarsz uczestników inscenizacji w historycznych strojach i ekwipunku, jaki odbył się nazajutrz przed bitwą ulicami starego miasta. Wcześniej jednak jej uczestnicy oddali w samo południe hołd swym pierwowzorom - prawdziwym obrońcom i zdobywcom gdańskiej twierdzy, którzy oddali życie pod jej murami w 1807 i 1813 r. Miejscem apelu poległych był jeden z nielicznych zachowanych do dziś śladów tych wydarzeń - obelisk poświęcony poległym w Gdańsku żołnierzom rosyjskim, jaki stoi do dziś na terenie Grodziska.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Około godziny 15-tej na gdańskie forty zaczęli ściągać widzowie. Były to prawdziwe tłumy, które z trudem mieściły się w wyznaczonych im strefach nad suchą fosą fortu Grodzisko. Z trudem przychodziło także opanowanie takiej masy niezdyscyplinowanej widowni, która walczyła o jak najlepsze miejsca widokowe. Tymczasem w obozie, a następnie na drogach prowadzących do fosy formowały się poszczególne pododdziały. Artyleria zajęła miejsca na przeciwległych szczytach jaru. Tuż po 16-tej ryknęły działa. Huk, jaki dawała szczególnie pruska sześciofuntówka, był nieporównywalny z niczym innym czego mogli doświadczyć obserwatorzy poprzednich inscenizacji. Według potwierdzonych informacji wystrzały z tego działa słychać było nawet w Gdyni-Orłowie. Wkrótce, po salwach piechoty, fosa wypełniła się dymem. Najpierw ucierali się ze sobą jegrzy i woltyżerowie, niewiele jednak sobie szkody czyniąc. Kiedy w dół jaru zeszły oddziały francuskie i polskie, saska piechota, która chyba tylko przez roztargnienie walczyła po stronie pruskiej ewakuowała się zgrabnie, acz pośpiesznie, na stok, na szczycie którego stali pruscy grenadierzy strzegący dostępu do armat. Ciąg dalszy walk, jaki rozegrały się na dnie fosy, skrył się pod zasłoną kłębów dymu i wkrótce nawet prowadzący konferansjerkę dr Nieuważny nie bardzo wiedział kto kogo aktualnie atakuje. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż tempo wydarzeń ani na chwilę nie spadało. Odgłos palby karabinowej i huk armat, okrzyki, nacierające i wycofujące się oddziały zapewniały publiczności w każdym wieku oczekiwaną rozrywkę. Nawet spieszeni z konieczności kawalerzyści obydwu stron konfliktu uwijali się wśród walczącej piechoty, strzelając z pistoletów i karabinków. Zapału do walki nie brakowało nikomu - nawet markietankom pokrzykującym na swych żołnierzy, dodając im ducha (i medykamentów) lub rugając za rejteradę.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Próba odsieczy dla załogi twierdzy ze strony oddziałów carskich zakończyła się najpierw osaczeniem rosyjskiego czworoboku, a następnie zepchnięciem Rosjan do wnętrza fortów. Propozycja kapitulacji przekazana przez oficera sił sprzymierzonych (w którego wcielił się nasz forumowy kolega) została podarta na strzępy przez przedstawiciela garnizonu. Najbardziej chyba widowiskową częścią spektaklu były ponawiane kilkakrotnie szturmy oddziałów polsko-francuskich, które wspinały się pod ogniem Prusaków na stromy i wysoki szczyt fosy fortu Grodzisko, pod którym dochodziło następnie do zażartej walki wręcz. "Nie strzelać do komentatora!" apelował bezskutecznie do polskich piechurów dr Nieuważny, skryty za plecami pruskich grenadierów. W panującym chaosie trudno się było zorientować, czy twierdza właśnie padła, czy jeszcze się trzyma. Do ostatnich chwil jednak było na co popatrzeć.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Po zakończeniu szturmu oddziały zarówno atakujących, jak i obrońców przemaszerowały na majdan fortu, gdzie odbyły się wspólne wiwaty, honorowe salwy i gratulacje. Na tym jednak impreza się nie zakończyła. Część widzów posilała się lub fotografowała w towarzystwie uczestników inscenizacji, inni przeszli do galerii strzeleckiej aby obejrzeć obóz wojsk biorących udział w widowisku historycznym. Obóz zorganizowany został tak, aby odtworzyć warunki obozowania żołnierzy napoleońskich. Organizatorzy zabraniali używania na jego terenie współczesnych udogodnień technicznych, jednak... nie do końca konsekwentnie, czego przykładem mógł być niejaki Piotr Cz. z telefonem komórkowym. Wielu uczestników widowiska było nieźle zmęczonych trwającą ponad godzinę walką i przemarszami. Wycieńczonymi i rannymi zajęły się pełne poświęcenia markietanki, z których zresztą niejedna brała wcześniej czynny udział w walkach. Tu i ówdzie zapalono ogniska dla przygotowania strawy. Zapanowała pełna braterstwa broni i napoju sielanka...

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

 

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Warto przypomnieć, że historyczne inscenizacje na gdańskich fortach odbywały się już dwukrotnie - w 2000 i 2002 r. Trzeba jednak przyznać, że tegoroczna impreza okrzepła organizacyjnie i nie powtarzała wielu błędów poprzednich. Oczywiście zawsze może być jeszcze lepiej, ale zdaniem przeciętnego obserwatora, tegoroczne widowisko było w pełni satysfakcjonujące. Natomiast malkontentom polecam samodzielne zorganizowanie i przeprowadzenie podobnego przedsięwzięcia. To, że widowisko w Gdańsku przebiegło tak dobrze jest w dużej części zasługą Piotra Czerepaka znanego bywalcom naszego forum jako horhe. Instytucjonalnie i finansowo stał za inscenizacją Park Kulturowy Fortyfikacji Miejskich "Twierdza Gdańsk". Honorowy patronat objęli marszałek województwa pomorskiego oraz konsulowie: generalny Federacji Rosyjskiej - Jurij Aleksejew, honorowy Republiki Francuskiej - Jacek Tarnowski, honorowy Królestwa Danii - Julian Skelnik. Udało się też zwerbować kilku sponsorów.
Reasumując: w inscenizacji wzięły udział 22 grupy rekonstrukcyjne z kilku krajów. Huk zapewniało pięć armat i jeden moździerz systemu Coehorna (no powiedzmy... moździerzyk). Trudno ocenić w miarę dokładnie liczbę widzów, ale moim zdaniem szła ona w tysiące. Dla wielu z nich inscenizacja była pierwszą w życiu okazją do odwiedzenia gdańskich fortów, które są przecież jednym z największych zabytków sztuki fortyfikacyjnej w naszym kraju. Być może także niektórzy, tak jak horhe w 2000 r. połknie bakcyla fascynacji epoką napoleońską... Miejmy nadzieję, że impreza "Forty w ogniu" będzie jedynie udanym preludium przed obchodami dwusetnej rocznicy walk o "Gibraltar Bałtyku".

Adam Paczuski

 

Relacja uczestnika bitwy

Pole bitwy, było inne niż wszystkie jakie dotychczas widziałem. Organizatorzy najczęściej wybierają płaski teren. W Gdańsku mieliśmy szturmować stromo nachylone wysokie zbocze. Wcześniej musieliśmy zejść ze wzgórza położonego naprzeciwko. Bitwa rozpoczęła się od ostrzału artyleryjskiego. Każda ze stron starała się zagłuszyć przeciwnika. Ukształtowanie terenu potęgowało huk wystrzałów. Nieprzyjaciel stal na przeciwległym stoku nieco wyżej więc mieliśmy dobrą okazję przyjrzeć się pracy artylerzystów. Wkrótce do walki włączyli się woltyżerowie. Zobaczyłem przesuwających się w dół strzelców rosyjskich i pruskich. Dostaliśmy rozkaz odłączenia się od kolumny i ostrzelania nieprzyjaciela. W tym momencie wszystkie oddziały prowadziły już walkę ogniową. Wezwani do kolumny wyszliśmy zza zarośli naprzeciwko przeciwległego wzgórza gdzie daliśmy salwę całym odziałem. Następnie wróciliśmy na miejsce robiąc miejsce innym. W końcu wydano rozkaz do szturmu. Zeszliśmy w dół, by następnie zacząć wspinać się pod górę. Jako woltyżerów wysłano nas pierwszych. Trudny teren zmuszał nas do skupienia się by nie spaść. Doszliśmy w ten sposób do połowy stoku. Nagle rozległy się okrzyki "Alle mon braves camarade !" i "Vive Poniatowski ! " to żołnierze ze 127 liniowego zachęcali nas do wzmożenia wysiłku. Kiedy do nich dołączyłem okazało się, że nasi woltyżerowie już się wycofali. Zostałem sam stojąc z obcym pułkiem. Nie było jednak czasu do zastanowienia bo z góry słychać było zbliżającego się przeciwnika. Kiedy spojrzałem w górę zobaczyłem przed sobą rząd luf. Wkrótce padła salwa, a zaraz po niej i ja. Przez dym zobaczyłem cofających się Francuzów. Nagle poczułem szarpnięcie za ładownicę. Przez przymknięte oczy zobaczyłem jak pochyla się nade mną wielki, wąsaty pruski grenadier. Co było robić udałem trupa. Prusak zajrzał do mojej ładownicy, nie znalazłszy ładunków powiedział tylko "keine amunition" i dołączył do szeregu stojącego metr przede mną. Przez kilka chwil Prusacy strzelali w kierunku naszych. Leżąc miałem wspaniały widok na wszystko co się działo. Widziałem kolejne ataki pod górę prowadzone już przez wszystkie odziały polskie i francuskie. Mimo oporu przeciwnika i terenu natarcie posuwało się do przodu. Zobaczyłem jak pod ogień "moich" Prusaków podchodzi pułk 2. piechoty. Krzyknąłem "dalej bracia !". Nie od razu dane mi było dołączyć do rodaków. Prusacy bronili się dzielnie, ale i oni musieli ustąpić. Dołączyłem do oddziału. Wszyscy byli zmęczeni bo podchodzili pod górę w szybkim tempie. Z obandażowaną głową zacząłem podchodzić pod szczyt. Na samej górze czekała na nas jeszcze jedna salwa, ale nie była ona w stanie zmienić przebiegu bitwy. Doszło do krótkiego zwarcia i ten z obrońców , kto w porę nie podniósł karabinu kolbą w górę legł. Gdańsk został zdobyty!

Sebastian Teusz z 1pp LN