Postać Napoleona w "Lekarzu wiejskim" Honoriusza Balzaka

"Rodzenie Lekarza wiejskiego szło Balzakowi mozolnie. Powieść ta - bardzo skądinąd interesująca - nie należy do najlepszych jego utworów. Za dużo koło niej majstrował"1 - tak o powieści wydanej w 1833 roku pisał jej tłumacz Tadeusz Żeleński-Boy. Rozdział poświęcony dziejom Napoleona powstał w ciągu jednej nocy. Został on dodany do pierwotnej wersji utworu ze względu na działanie drukarza, który użył zbyt małych czcionek Rękopis należało zatem wzbogacić o kolejne partie tekstu. O autorstwo fragmentu "napoleońskiego" upominał się dramaturg i karykaturzysta Henry Monnier. Jak pisał Żeleński-Boy, Monnier w obecności Balzaka stworzył rodzaj monologu, który autor Komedii ludzkiej rozwinął i opracował2. Artystycznie ujęte losy cesarza Francuzów ukazały się w jednym z miesięczników jeszcze przed wydaniem całego utworu. Historia władcy natychmiast zdobyła ogromne powodzenie i była odbijana w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Wypowiedział się niej sam autor, pisząc, że jest to "wspaniały fragment, który wyciska łzy najmniej wrażliwym. Mówią mi, że przez całą Francję idzie jeden okrzyk zachwytu. Cóż dopiero będzie, gdy ukaże się całe dzieło"3. Po edycji Lekarza wiejskiego na Balzaka spłynęła fala krytyki. Surowej ocenie poddano między innymi kompozycję i styl utworu. Niemniej jednak fragment odnoszący się do cesarza "sławny jest po dziś dzień, podziwiany, klasyczny..."4.
W swej powieści Balzak ukazał "mechanizm działania na wyobraźnię ludu kształtującej się legendy cesarskiej"5. Losom Bonapartego został poświęcony fragment trzeciego rozdziału pt. "Napoleon u ludu". O władcy i wydarzeniach z jego życia opowiedział zgromadzonym na wieczornicy Goguelat - wiarus napoleoński. Świadkami opowieści byli tytułowy lekarz wiejski Benassis oraz żołnierz napoleoński Piotr Józef Genestas. Wieczornica zgromadziła także wielu anonimowych uczestników. Czytamy o nich w utworze: "Mężczyźni przeważnie stali albo leżeli na sianie. Grupy te, pogrążone w głębokim milczeniu, zaledwie oświecał mdły blask świec, otoczonych słoikami wody. [...] Wszyscy ci ludzie, wsłuchani w rozmaitych pozach, wyrażali nieruchomymi fizjonomiami zupełne pochłonięcie opowiadaniem. W tym ciekawym obrazie malował się potężny wpływ, jaki na wszystkie umysły wywiera poezja. Żądając od opowiadającego rzeczy cudownych, a zawsze prostych, albo niemożliwości prawie że wiarygodnych, czyż wieśniak nie okazuje się miłośnikiem najczystszej poezji?"6. Przedmiotem pierwszej opowieści, w której nie zabrakło cudownych i nieoczekiwanych wydarzeń, były losy garbuski - mimowolnego świadka okrutnej zbrodni. Jedna ze słuchaczek, wyrażając dezaprobatę wobec tego rodzaju historii, zauważyła: "Wolę historię o Napoleonie" (s. 460). Uczestnicy wieczornicy usłyszeli opowieść, z którą już wielokrotnie się zapoznali. Chcieli ponownie usłyszeć "o cesarzu" (s. 460), a nie o jednej z napoleońskich bitew. Choć piechur-opowiadacz ponownie znalazł się w tej samej roli, czuł, że chwila jest wyjątkowa, a historia, którą zamierzał przedstawić, była szczególna. Wskrzeszał przeszłość, która była dla niego niezwykle cenna: "Ujął poły surduta, podniósł je tak, jak by chodziło o to, aby ładować tornister, w którym mieściły się niegdyś jego rzeczy, jego buty, cały jego majątek, po czym wsparł się na lewej nodze, prawą wysunął naprzód - i poddał się chętnie woli zebranych. Odgarnąwszy z jednej strony siwe włosy, wzniósł głowę ku niebu, aby się znaleźć na wyżynie olbrzymiej historii, którą miał opowiedzieć" (s. 460).
Przedstawił losy Napoleona od jego narodzin aż do śmierci. Odpowiednio dobierał wydarzenia, zwracając uwagę na ich cudowność i niesamowity przebieg. Wykreował cesarza na wzór postaci wykazującej się nadludzkimi i nienaturalnymi umiejętnościami. Bonaparte przez całe życie był chroniony przez Opatrzność. W obecności zgromadzonych Goguelat mówił o powierzeniu Napoleona opiece Boga i szczególnej umowie zawartej w chwili narodzin przyszłego władcy: "Żeby zacząć od najdziwniejszej rzeczy, matka jego, [...] umyśliła go poświęcić Bogu, aby go ubezpieczyć od wszystkich niebezpieczeństw w dzieciństwie i potem w życiu, bo jej się śniło, że cały świat stał w ogniu, w dniu gdy go rodziła. To było proroctwo! Prosi tedy Boga, aby go miał w swojej pieczy, pod warunkiem, ze Napolion przywróci jego świętą wiarę, która była wówczas w poniewierce. Tak ułożyli i tak też się stało" (s. 461).
Goguelat kilkakrotnie przeciwstawił Bonapartego innym żołnierzom. Zarysowana przez niego opozycja miała uwydatnić wyjątkowość wodza. By dodatkowo potwierdzić prawdziwość swej opowieści, zwrócił uwagę na fakt, że był bezpośrednim świadkiem wielu wydarzeń. Napoleona oszczędzały kule, które powodowały śmierć innych osób: "[Bonaparte] zdolny był przechodzić przez linie nieprzyjacielskie w gradzie kul, kartaczy, które nas zmiatały jak muchy, a które oszczędzały jego głowę. Widziałem to bardzo osobliwie na własne oczy pod Eylau" (s. 461).
W przeświadczeniu Goguelata Napoleon był "ojcem żołnierzy" (s. 477). Wiarus, przywołując fragment jego krótkiej przemowy skierowanej do walczących, ukazał Korsykanina jako osobę świadomą potrzeb żołnierzy i jednocześnie potrafiącą zmobilizować do walki: "Moje dzieci - powiada nam - otośmy tu razem. Otóż wbijcie to sobie w mózgownicę, że od dziś za dwa tygodnie wygracie wojnę, będziecie mieli wszyscy porządne płaszcze, kamasze, królewskie buty. Ale, moje dzieci, trzeba iść po to do Mediolanu, tam to wszystko czeka" (s. 462). W kolejnych bitwach żołnierze poznali smak zwycięstwa. Doświadczali oni przychylności mieszkańców krajów, w których walczył wódz: "Armia porosła w pierze, bo, widzicie, cysarz, który był człowiek z głową, umiał sobie pozyskać mieszkańców, którym powiedział, żeśmy przyszli ich oswobodzić" (s. 462).
Goguelat zwrócił uwagę na rozmiar zwycięstw napoleońskiej armii. Konsekwentnie wykazywał, że wódz dokonywał cudów, a jego zwycięstwa były wynikiem boskiej interwencji. Mówiąc o napoleońskich kampaniach, zauważył: "Czy jeden człowiek mógł tego dokonać? Nie. Bóg mu pomagał, to pewne. Rozmnażał się jak pięć chlebów w Ewangelii, dowodził bitwą w dzień, gotował ją w nocy, a warty wciąż go widziały, jak chodził tam i sam, nie jedząc i nie śpiąc" (s. 462-463).
W opozycji do Napoleona, uczestnika nadzwyczajnych wydarzeń, znajdowali się "tamci w Paryżu" (s. 463), osoby obawiające się nadmiernego znaczenia francuskiego generała. To, oni, w przekonaniu wiarusa, zadecydowali o wyprawie egipskiej. Goguelat, przystępując do opowieści o Egipcie i tamtejszych walkach, zarysował analogię między Napoleonem a Jezusem Chrystusem: "Tak mu to było zapisane jak Panu Jezusowi. Rada w radę, dają mu rozkaz, aby poszedł wartować w Egipcie. Tu jego podobieństwo z Synem Bożym" (s. 463). Hasło "naprzód!" i towarzyszące mu zapewnienie o korzyściach z walki po raz kolejny zmobilizowały żołnierzy. Ich entuzjazm z pewnością dodatkowo wzmocniło zapewnienie Napoleona o tym, że posiadał on swoją gwiazdę na niebie, która wiodła i ochraniała armię. Bonaparte, bohater opowieści, odniósł całkowity triumf w Egipcie, potwierdzając jednocześnie swój geniusz wojskowy: "Wszystko korzy się przed głosem Napoliona, który zagarnia Górny i Dolny Egipt, Arabię, nawet stolice krajów, których już nie ma" (s. 464). Podczas egipskiej wyprawy Korsykanin po raz kolejny zaprezentował się jako postać, której życiem kierowało przeznaczenie. Goguelat odwołał się do świadectwa wzrokowego całej armii. W wyniku zarazy "wszyscy się ciężko pochorowali. Jeden Napolion był świeżutki jak róża. Cała armia widziała, jak pił tę przeklętą zarazę i nic mu to nie szkodziło" (s. 465).
Wiarus za nieadekwatne uznał określanie cesarza mianem "człowieka" ze względu na fakt, że Bonaparte "miał na swoje usługi gwiazdę i wszystkie jej cuda" (s. 465). Nie posunął się jednak do bluźnierstwa i nie zrównał Napoleona z Bogiem. Korsykanina ukazał jako osobę w pełni świadomą znaczenia jej działań dla Francji. Ta świadomość wpłynęła na decyzję o powrocie do kraju, czemu również towarzyszyły nadzwyczajne wypadki: "Napolion siada tymczasem w istną łupinę od orzecha, mizerny stateczek, który się nazywał "Fortuna", i w mgnieniu oka, pod nosem Anglii, która blokowała go swymi okrętami liniowymi, fregatami i wszystkim, co tylko miała na morzu, ląduje we Francji, bo zawsze umiał przebywać morza jednym susem. Czy to było naturalne?" (s. 466). Takim pytaniem żołnierz kilkakrotnie zakończył opowieść o nadzwyczajnym epizodzie z życia Korsykanina. Nie wypowiedziana głośno, lecz sugerowana i z pewnością oczekiwana, odpowiedź przecząca, miałaby w rezultacie potwierdzić, że opowieść dotyczyła wodza pod każdym względem wyjątkowego.
Kolejna z przywołanych wypowiedzi Bonapartego ukazała go jako wodza zatroskanego o losy żołnierzy oraz przyszłość Francji. Odnosząc się do kwestii "Napoleon a religia" Goguelat wskazał na znaczenie czynów władcy dla katolicyzmu we Francji: "a że taki człowiek nie mógł nie wierzyć w Najwyższą Istotę, dopełnia obietnicy danej Bogu, który mu też słowa galanto dotrzymał: oddaje mu jego kościoły, przywraca religię, dzwony dzwonią za Boga i za niego" (s. 466).
Z kolejnymi wydarzeniami w życiu cesarza wiarus złączył postać Czerwonego Człowieka7. Scharakteryzował go jako posłannika i pośrednika między władcą a jego gwiazdą. Choć początkowo podawał w wątpliwość jego istnienie, to jednak ostatecznie przyznał, że Czerwony Człowiek to "święta prawda" (s. 467). Pojawiał się on w ważnych chwilach, by zapewnić cesarza o pomyślnym przebiegu wydarzeń lub przepowiedzieć mu przyszłość. Jedna z jego przepowiedni brzmiała następująco: "Ujrzysz świat u swoich stóp i będziesz cesarzem Francuzów, królem włoskim, panem Holandii, władcą Hiszpanii, Portugalii, prowincji iliryjskich, protektorem Niemiec, zbawcą Polski, pierwszym orłem Legii Honorowej i wszystkim" (s. 467).
Armia napoleońska dała możliwość szybkiego awansu, a rządy cesarza były powiązane z korzyściami dla żołnierzy: "Sypią się pensje, dotacje, tytuły książęce, skarby dla sztabu, które Francji nie kosztowały ani grosza, i Legia z pensją dla prostych żołnierzy, którą ja jeszcze do dziś dnia pobieram. Słowem, armia zaopatrzona, jak nigdy nie była żadna" (s.468).
Goguelat w swej opowieści stworzył możliwie całościowy portret cesarza. Ukazał go jako władcę przyczyniającego się do dobrobytu kraju. Z jego inicjatywy powstawały łuki triumfalne upamiętniające czyny żołnierzy: "Ale cysarz, który wiedział, że ma być cysarzem całego świata, myśli i o cywilach, i każe im budować, wedle swego pomyślenia, istne czarodziejskie pałace tam, gdzie było golusieńkie pole. Ot, na przykład, wracacie z Hiszpanii, aby iść do Berlina: a tuż widzicie łuki triumfalne i prostych żołnierzy wyrzeźbionych pięknie na wierzchu razem z samymi generałami" (s. 468). Pragnieniem władcy było zdobycie kolejnych królestw tak, aby przed żołnierzem Wielkiej Armii drżał cały świat. Jako oddany żołnierz napoleoński Goguelat zadeklarował gotowość do ciągłej walki u boki wodza, a nawet śmierci w imię podbojów. Podobną gotowość przypisał także innym walczącym: "Umieraliśmy tedy bez słowa, bo nas to cieszyło patrzeć, jak cesarz robi na mapie, ot to! (Tu piechur lekko zakreślił nogą koło na boisku w stodole). I powiadał: "To, to będzie królestwo!" - i było królestwo! Cóż za piękne czasy!" (s. 469).
O awansie w armii decydowały zasługi, a nie urodzenie8. Napoleon, opowiadając się za powszechnym egalitaryzmem, dowartościował dzielność i inne przymioty najlepszego żołnierza. Z opowieści o napoleońskich bitwach biły cudowność i niezwykłość. Armia wykazywała się wyjątkowymi czynami: "A było ich, tych bitew! Austerlitz, gdzie armia popisywała się jak na paradzie; Eylau, gdzie potopiono Rusów w jeziorze, jak gdyby Napolion dmuchnął na nich; Wagram, gdzieśmy się bili trzy dni bez skrzywienia. Słowem, było tego tyle, co świętych w kalendarzu" (s. 469).
W świetle opowieści władca doskonale kształtował swe relacje z żołnierzami. Był nie tylko ich wodzem, lecz także kompanem i towarzyszem. Dbał o to, by relacje były jak najbardziej familiarne. Troszczył się o potrzeby żołnierzy, w żaden sposób się od nich nie odróżniał: "I on odpowiadał na racje, jakie mu się dawało, i sypiał w śniegu jak i my, słowem wyglądał prawie na naturalnego człowieka" (s. 469). Goguelat nie potrafił w żaden sposób wyjaśnić tajemnicy wpływu cesarza na żołnierzy. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę z faktu, że słowa wodza miały ogromną moc. Żołnierze z entuzjazmem i zaangażowaniem wypełniali każdy rozkaz, nawet ten, który narażał ich na śmierć. Okrzyki na cześć ukochanego wodza wznosili nawet w chwili śmierci9: "Nie wiem, jak on to robił, ale kiedy do nas mówił, to jak by nam kto ognia nasypał w żołądek, i żeby mu pokazać, żeśmy jego dzieci, niezdolni stchórzyć, szło się sobie zwyczajnym krokiem na te łajdackie armaty, które rzygały tysiącem kul i zmiatały nas bez ceremonii. Umierający jeszcze troskali się o to, aby się podnieść, pozdrowić go i krzyknąć: 'Niech żyje cesarz!'" (s. 470).
Niezwykłością były także naznaczone urodziny cesarskiego potomka. Napoleon II został mianowany królem rzymskim za życia swego ojca. Goguelat był zauroczony wielkością Bonapartego. Mówił o swym pragnieniu: "I niech świerzbu dostanie, kto nie powie, że on był zesłany przez samego Boga dla triumfu Francji" (s. 470). Z przypisywanych Bonapartemu określeń na uwagę zasługuje: "ojciec ludu" (s. 477). Goguelat, wypowiedziawszy je, niewątpliwie wpłynął na uczucia słuchaczy i spotęgował w nich pozytywny stosunek do cesarza. Decyzji Napoleona o wojnie z Rosją towarzyszyło ponowne pojawienie się Czerwonego Człowieka. Przewidział on trudności związane z kampanią. Choć poległo w niej wielu żołnierzy, Goguelat nie miał żalu do wodza. Pole bitwy "to było niby zżęte pole, tyle że zamiast kłosów - ludzie" (s. 472). Relacja wiarusa z wyprawy do Moskwy była obszerniejsza od uwag o wcześniejszych wydarzeniach epoki napoleońskiej. Podczas jej trwania cesarz "nie mógł dojrzeć swojej gwiazdy" (s. 472). Jego upadek był klęską człowieka, który w przeszłości odnosił same zwycięstwa. Wiarus zauważył: "Biedny człowiek, jak jego to musiało boleć, patrzeć na swoje orły lecące precz od zwycięstwa" (s. 473). W następstwie odwrotu z Moskwy miała miejsce przeprawa przez Berezynę. W przekonaniu Goguelata była ona bardzo dramatyczna: "od czasu, jak istnieją ludzie, nigdy przenigdy nie widziano podobnej mamałygi z wojska, furgonów, artylerii, w podobnym śniegu, pod równie szelmowskim niebem" (s. 473). Zachowanie wodza podczas kampanii po raz kolejny potwierdziło jego szczególny stosunek do armii: "Powiadają także, że on płakał w nocy nad swą biedną żołnierska rodziną" (s. 473). Przyczyn ostatecznej porażki Goguelat upatrywał w opieszałości marszałków. Wiarus nie miał za złe cesarzowi powołania pod broń kolejnych rekrutów po powrocie z Rosji, mimo że armia "stopniała jak masło na patelni" (s. 474).
Za ohydną uznał on zdradę książąt i królów, którzy ostatecznie opowiedzieli się po stronie koalicji antynapoleońskiej. Walki w 1813 roku były kolejną okazją do ujawnienia się geniuszu wodza. Napoleon musiał "wznieść się na najwyższy szczyt geniuszu w bitwie większej jeszcze niż wszystkie inne, w bitwie nad bitwy!" (s. 475). Pożegnanie wodza ze swymi żołnierzami w Fontainebleau stanowiło, w przeświadczeniu wiarusa, "pogrzeb Cesarstwa" (s. 475). Przyczyn pobytu Bonapartego na Elbie wiarus upatrywał w przekonaniu władcy o własnej nieśmiertelności. Pojawiło się ono, gdy na Napoleona nie podziałała zażyta trucizna: "Pewien teraz swego i tego, że zawsze będzie cesarzem, udaje się na jakiś czas na wyspę, aby się przypatrzyć, jak ci się tu będą sprawiać" (s. 475). Jego powrotowi, który zapoczątkował słynne "sto dni", towarzyszył entuzjazm Francuzów wznoszących okrzyki na cześć cesarza. Niezłomny zapał okazało wówczas wielu z nich. Moment przejęcia władzy w kraju Goguelat również scharakteryzował jako cud boski. Bonaparte dokonał czynu niespotykanego: "odzyskał swą lubą Francję i zebrał swoją wiarę, powiadając tylko te dwa słowa: "Oto jestem!" To najpiękniejszy cud, jaki Bóg kiedy sprawił! Czy przed nim człowiek zdobył kiedy Cesarstwo, pokazując jeno kapelusz?" (s. 476). W następstwie klęski pod Waterloo Napoleon szukał śmierci, rzucając się "trzy razy na armaty" (s. 476). Końcowe fragmenty opowieści w przyjmujący sposób ukazały los Napoleona i jego armii. Bonaparte został przykuty "na wielkiej bezludnej wyspie na oceanie, na skale sterczącej na dziesięć tysięcy stóp nad światem" (s. 476). Choć przez Goguelata nie został określony mianem Prometeusza, to jednak analogia między władcą a mitologicznym bohaterem była wystarczająco czytelna10. Kres epoki napoleońskiej sprawił, że żołnierze utracili znaczenie: "Francja zmiażdżona, żołnierz nie jest w niej już niczym, kradną mu to, co mu się należy, odprawiają go do domu, aby wziąć na jego miejsce szlachtę, co nogami powłóczy, ot, litość patrzeć" (s. 476).
W przekonaniu wiarusa Napoleon nie umarł. Pogłoski o jego śmierci rozpowszechniali ci, którzy chcieli uspokoić nastroje ludu. Bonapartego dotyczyło proroctwo zbliżone do biblijnych przepowiedni: "Prawdziwa prawda jest, że go jego przyjaciele zostawili w pustyni samego, aby się spełniło proroctwo, które było o nim, bo zapomniałem wam powiedzieć, że jego imię Napolion znaczy 'lew pustyni'. Oto prawda taka, jak sama Ewangelia" (s. 476). Wyraził on przekonanie o tym, że wódz na zawsze pozostanie w pamięci. Gdy żołnierz napoleoński Genestas z entuzjazmem mówił o ciągle trwającej pamięci o czynach cesarza oraz jego przedśmiertnych słowach: "Sława, Francja i bitwa" (s. 477), natychmiast zareagował wiarus przemawiający na wieczornicy: "Ten oficer jest jeszcze w służbie, a oni mają rozkaz, aby mówić ludowi, że cesarz umarł" (s. 477).
Inni uczestnicy wieczornicy nie zaangażowali się w dyskusję o losie Napoleona. Usłyszeli biografię cesarza, w której Bonaparte został przedstawiony jako heros i geniusz. Po raz kolejny stali się słuchaczami pożądanej przez nich opowieści. Przeszłość w niej zaktualizowana zdumiewała i zachwycała. Z pewnością słuchaczom towarzyszyło przeświadczenie o tym, że przywołano losy wodza i cesarza pod każdym względem wyjątkowego. Czynom Napoleona przypisano cudowną motywację. On sam budził nieustającą fascynację. Wspominanie jego losów było przywołaniem przeszłości i jej dumy - cesarza Francuzów. Stosunek wsi do Napoleona trafnie podsumował Pierre Béranger we Wspomnieniach ludu (1827): "Choć tam głupstwa bają o nim / Lud go zawsze kochać będzie"11. Dla żołnierzy, którzy przez ponad piętnaście lat walczyli u boku cesarza, on sam pozostał niedoścignionym wzorem wodza, a jednocześnie nadludzkim herosem wspieranym przez Opatrzność. Wiarusi nie wdawali się w polityczne rachuby i nie dociekali zamierzeń Bonapartego. Chcieli jedynie walczyć u boku władcy, mając poczucie jego wyjątkowości i nadludzkiej mocy. Ludowi bohaterowie powieści Balzaka zachowali w sercach jedność z Napoleonem, który za życia wzbudzał entuzjazm kolejnymi zwycięstwami, a po śmierci stał się obiektem kultu.
PRZYPISY:1 T. Żeleński-Boy, Od tłumacza, [w:] H. Balzak, Chłopi. Lekarz wiejski, przeł. T. Żeleński-Boy, Warszawa 1962, s. 330.
2 Tamże.
3 Słowa Balzaka cytuję za: tamże.
4 Tamże.
5 A. Zahorski, Spór o Napoleona we Francji i w Polsce, Warszawa 1974, s. 27.
6 H. Balzak, Lekarz wiejski, [w:] tenże, Chłopi. Lekarz wiejski, s. 456. Kolejne cytaty pochodzą z tego wydania i są lokalizowane przez podanie numeru strony.
7 "Czerwony człowieczek" to natomiast bohater powieści Wiktora Gomulickiego Bój olbrzymów (1912). W utworze pojawiał się on zwykle nieoczekiwanie, w chwilach kluczowych dla rozwoju dalszych wydarzeń, na przykład przed podjęciem przez Napoleona decyzji o dalszym pochodzie na Smoleńsk i Moskwę. Został on scharakteryzowany w sposób następujący: "Na gzymsie szafy siedział mały człowieczek, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Ubrany był po napoleońsku: miał surdut rozpięty, kamizelkę kształtu ułańskiego rabatu, buty kawaleryjskie, kapelusz trójgraniasty. Miał także bystre oczy, orli nos, wąskie wargi, brodę wystającą. Słowem, był to pomniejszony Napoleon. Twarz człowieczka, jego ręce, oczy, włosy, a zarazem wszystkie części ubrania miały barwę jednostajnie czerwoną. Wyglądał, jak posążek z korala albo, ściślej mówiąc, z laku. Było w tym zjawisku coś wyjątkowo strasznego. Chimera, smok, szatan z rogami - mniejszą od niego tchnęliby zgrozą. To było w nim najokropniejsze, że wyobrażał żywego, istniejącego człowieka. I to również, że był cały jakby we krwi skąpany" (W. Gomulicki, Bój olbrzymów, Warszawa 1913, s. 137). "Czerwony człowieczek" to zatem sobowtór Napoleona, a jednocześnie personifikacja jego podświadomości. Przypisywane mu atrybuty odnoszą się do samego cesarza. Nadrzędnym rysem w jego charakterystyce jest czerwień, którą, zgodnie z sugestią narratora, należy skojarzyć z krwią. Tym samym pojawia się czytelne wskazanie na ofiary, które pochłonęły wojny wywołane przez cesarza. Aluzja jest wystarczająco wyraźna, a człowieczek skąpany we krwi wywiera tak samo silne wrażenie, jakie z pewnością zrobiłyby zestawienia liczb ofiar danej bitwy czy wojny. W utworze Balzaka pojawienie się Czerwonego Człowieka nie wiąże się natomiast z negatywną oceną Napoleona.
8 O relacjach panujących w Wielkiej Armii i czynnikach decydujących o awansie Adam Mickiewicz pisał następująco: "ludzie pochodzący z najniższych warstw zajmowali tam stanowiska, które do owego czasu stanowiły wyłączne dziedzictwo urodzenia. Przesądy ustąpiły przed męstwem, patriotyzmem, zasługą wojskową; trzeba było być dzieckiem swoich czynów, a nie uprzywilejowanym przez przypadek. Lud wstąpił w życie polityczne; prawo geniuszu zajęło miejsce prawa dziedziczenia" (A. Mickiewicz, Idea napoleońska a demokracja, [w:] tenże, Dzieła, t. XV, Listy, cz. II, Warszawa 1955, s. 224).
9 Żołnierze, którzy przed śmiercią wnosili okrzyki na cześć Napoleona, byli bohaterami wielu utworów literackich, m.in. Popiołów (1902-1903)Stefana Żeromskiego i Dobosza spod Eylau (1913) Wiktora Gomulickiego.
10 Wraz z ostateczną klęską cesarza Francuzów i jego zesłaniem na Wyspę Świętej Heleny w legendzie napoleońskiej pojawiły się nawiązania do losów Prometeusza. Jean Tulard zauważył: "W piętnaście lat po upadku Cesarstwa legenda Ludożercy-Wilkołaka w istocie ustąpiła przed obrazem nowego Prometeusza, przykutego do skały Świętej Heleny" (cyt. za: M. Janion, M. Żmigrodzka, Romantyzm i historia, Gdańsk 2001, s. 245). Biografia Napoleona została zatem przekształcona w mit. W postawach obu postaci dostrzeżono podobieństwa. W losie i zachowaniu Bonapartego można było odnaleźć prometejski bunt, ofiarę, samotność i motyw uwięzienia. Stworzono zatem analogię między skałą Kaukazu a skałą Świętej Heleny. W literaturze polskiej motywy prometejskie można odnaleźć we fragmencie III części Dziadów (1833)Adama Mickiewicza. W niezwykle znaczącej dla całego utworu opowieści Jana Sobolewskiego ze sceny więziennej została zarysowana paralela między cierpiącym Janczewskim a cesarzem Francuzów:
Wywiedli Janczewskiego; - poznałem, oszpetniał,
Sczerniał, schudł, ale jakoś dziwnie wyszlachetniał.
Ten przed rokiem swawolny, ładny chłopczyk mały,
Dziś poglądał z kibitki, jak z odludnej skały
Ów cesarz! - okiem dumnym, suchym i pogodnym;
A. Mickiewicz, Dziady, cz. III, [w:] tenże, Utwory dramatyczne, Warszawa 1983, s. 141.
Chociaż w cytowanym fragmencie zabrakło cesarskiego imienia, to jednak nie ulega wątpliwości, że słowa te odniosły się do Napoleona. Nie było konieczne nawiązanie do niezwykle sugestywnych opisów władcy "przykutego do skał wyspy". Równie silny ładunek emocjonalny pojawił się za sprawą zarysowanej paraleli. Fizyczna niewola nie była w stanie pozbawić obydwie z przedstawianych postaci dumy i godności.
Cesarz Francuzów-Prometeusz był także bohaterem Napoleona. Urywku z poematu (1876) Teofila Lenartowicza. Przeświadczenie o prometejskości towarzyszyło samemu Bonapartemu - więźniowi na Wyspie Świętej Heleny. Powtórzenie losu mitologicznego bohatera nastąpiło dzięki minionym czynom - "ogromnej walce i upadkowi" (T. Lenartowicz, Napoleon. Urywek z poematu, [w:] tenże, Wybór poezji, Kraków 1876, s. 298).
11 P. Béranger, Wspomnienia ludu, "Tygodnik Ilustrowany" 1911, nr 50, s. 1011.
Agata Wąsacz