Dziewanowski Jan
Jan Nepomucen Dziewanowski
Portret współczesny według obrazu Horace Verneta
"Dnia 3-go grudnia przewieziono nas do Madrytu i w klasztorze Santa Maria d'Attocha złożono. Tu w lazarecie dobrze urządzonym powierzono nas samemu doktorowi cesarza sławnemu jenerałowi Larrey... Leżałem tam znowu obok kapitana Dziewanowskiego. [...] Obaj byliśmy bardzo słabi. Dziewanowski przecież więcej jeszcze jak ja był cierpiącym... Larrey sam nas obydwóch opatrzył. Dziewanowskiemu chciał był jeszcze tego samego dnia rękę odjąć, lecz rana była w samej łopatce, oświadczył mu, że ponieważ musi być z podróży zmęczony, operacyą do 4-go odłoży [...].
Całą noc Dziewanowski bardzo wiele cierpiał, kilka razy wołałem do niego dozorcy, aż nareszcie w bólach na mych rękach skonał". - tak - według opisu Andrzeja Niegolewskiego - "poszedł w bohatery" jeden z dowódców najsłynniejszej szarży w dziejach polskich lekkokonnych. Patron jego, św. Jan Nepomucen, orędownik sławy i honoru, nie zadbał jednak, by zmarły należnego rozgłosu dostąpił, bo znacznie go w tym wyprzedzili obaj pozostali dowódcy somosierrskiej szarży, a to Kozietulski i wspomniany Niegolewski. I choć Dziewanowski jako jedyny spośród lekkokonnych wymieniony jest z nazwiska w 13 biuletynie Armii Hiszpanii, który Napoleon podyktował kilka dni po bitwie, to jednak do dziś jest postacią zdecydowanie najmniej znaną i najbardziej zapomnianą z trzech szwoleżerów - bohaterów niniejszego eseju.
Chociaż tutaj dajmy mu więc pierwszeństwo przed sławniejszymi kolegami.
Jan Nepomucen Dziewanowski herbu Jastrzębiec przyszedł na świat w okolicach Łążyna koło Obrowa 18 maja 1781 r. jako syn Jana i Cecylii z Trembeckich. Niewiele wiadomo o jego młodych latach. Bliskie związki Dziewanowskich z rodziną Chopinów (młody Jan był nawet ojcem chrzestnym małej Ludwiki, siostry Fryderyka) zdają się wskazywać, że jego guwernerem mógł być ojciec wielkiego kompozytora - Mikołaj Chopin. W czasie gdy wojska Napoleona odnosiły zwycięstwa pod Jeną i Auersteadt młody Dziewanowski przebywał w pruskiej Warszawie. Fryderyk Skarbek - czternastoletni podówczas młodzieniec, wspomina, że "wymykali się już z Warszawy i innych okolic kraju, młodzi ludzie, w zamiarze zaciągania się do wojska. Między innemi, jeden z pierwszych pojechał do Poznania, podówczas już przez Francuzów zajętego, Jan Nepomucen Dziewanowski, przyjaciel domu naszego i wrócił potajemnie do Warszawy z poleceniem od jenerała Francuskiego powzięcia pewnej wiadomości o sile wojska Rossyjskiego, które pod jenerałem Kaminskoj, Pragę zajmowało." Już więc w listopadzie 1806 r. Dziewanowski stawił się w Poznaniu, gdzie gen. Jan Henryk Dąbrowski tworzył właśnie Wojsko Polskie. Ze względu na dobrą znajomość języka rosyjskiego Dąbrowski (lub może gen. Jean Milhaud) wysłał młodego ochotnika z misją wywiadowczą do Warszawy, gdzie mierzył on krokami długość mostu na Wiśle i lustrował wojska rosyjskie na Pradze. "Spełniwszy on szczęśliwie posłannictwo swoje wszedł do Warszawy z pierwszemi Francuzami, jako adiutant jenerała Milhaud, dowodzącego przednią strażą korpusu wojska przez Murata do stolicy Polski prowadzonego."
Niestety nic nie wiemy o udziale młodego oficera w walkach kampanii 1807 r. W kwietniu na pewno przebywał w Warszawie, gdzie podawał do chrztu Ludwikę Chopin. Dwa miesiące później, 5 czerwca 1807 r., dekretem cesarskim kapitan Dziewanowski otrzymał dowództwo 3. kompanii pułku polskich szwoleżerów Gwardii Cesarskiej. W połowie grudnia wyruszył na czele 156 ludzi z Warszawy do Chantilly pod Paryżem, gdzie stacjonował jego pułk. Jesienią 1808 r. wraz z 3. szwadronem pułku polskich szwoleżerów na zamku w Marrac w Bajonnie otrzymał rozkaz osłaniania samego cesarza podczas jego wkroczenia do Hiszpanii.
Kulminacyjny moment jego kariery wojskowej przypadł na dzień 30 listopada 1808 r., kiedy to od wczesnego rana pełnił służbę przy cesarskiej osobie. To on posłał ppor. Andrzeja Niegolewskiego na rekonesans z zadaniem wzięcia "języka" i jemu hiszpańskiego jeńca Niegolewski dostarczył. W momencie, gdy szef szwadronu Jan Kozietulski otrzymał rozkaz szarżowania hiszpańskich armat pod Somosierrą 3. kompania Dziewanowskiego zajęła miejsce na przedzie. On sam, wraz z kpt. Piotrem Krasińskim ruszyli do boju w środku kolumny. Aby uniknąć powtarzania relacji po tysiąckroć opisanej już szarży oddajmy głos Tomaszowi Łubieńskiemu, który wieczorem po walce tak pisał do żony: "...Mieliśmy wiele rozpraw, z których dzięki Opatrzności wyszliśmy szczęśliwie, a szczególnie z dzisiejszej bitwy pod Somosierrą możemy się pochwalić, że rozstrzygnęliśmy los tej bitwy za trzeciem, raz po raz, uderzeniem na nieprzyjaciela. Zabraliśmy mu 13 armat, 5 sztandarów i rozproszyliśmy go zupełnie, a to w wąwozie prawie nieprzystępnym dla jazdy. Kozietulski okrył się sławą. Biedny, lecz odważny Dziewanowski umarł, utraciwszy nogę..."

Kliknij aby powiększyć
Horace Vernet, Somosierra
Jan Nepomucen Dziewanowski pierwszy po lewej na koniu
Relacja Łubieńskiego, choć skażona kilkoma błędami, jest o tyle wartościowa, że powstała w dniu słynnej szarży. Dowódca 1. szwadronu wyraźnie wskazuje głównych bohaterów szarży w osobach Kozietulskiego i Dziewanowskiego. Ten pierwszy poprowadził szwoleżerów na pierwszą baterię armat hiszpańskich, wziął dwa działa ale stracił konia. Następnie poturbowany i oszołomiony zbiegł w dół ku francuskim pozycjom, gdzie stał Napoleon ze sztabem. Tymczasem szwadron, już pod dowództwem kapitana Dziewanowskiego, dokończył dzieła na pierwszej baterii, wziął drugą baterię i ruszył w dalszym ataku ku trzeciej. "...Nie chcę ja tu bynajmniej zmniejszać sławy, którą okrył się Dziewanowski. - napisał wiele lat później Niegolewski - Z pewnością, jeżeliby kto chciał udział w szarży dzielić, jemu największy udział przypada, ale nie wskutek komendy , którą atak z zatrzymanym szwadronem miał ponowić, tylko w skutek stanowiska, jakie w szwadronie zajmował, nie ustępując nadto z hufca, mimo ran odebranych, aż dopóki siły mu tylko starczyły, i ciężko ranny nie padł, porwał za sobą szwadron, który do niego, jak do ojca był przywiązany..." I dalej - "...Jak po ustąpieniu Koziedulskiego , tak i teraz lubo Dziewanowski leżał zwalony z konia, przecież resztki szwadronu nie zatrzymały się, ale tym samym pędem zdobyły i czwartą bateryą".
Rany, jakich doznał kpt. Dziewanowski, były na tyle poważne, że niektórzy świadkowie wydarzeń widzieli go już martwym. W rzeczywistości jeszcze na polu bitwy amputowano mu prawą nogę i z dodatkowo strzaskanym ramieniem przewieziono go wraz z innymi rannymi do opuszczonego domu w pobliskiej wiosce. Dopiero 2 grudnia ranni zostali przetransportowani do San Martin, gdzie znajdowała się cesarska kwatera główna. Tu rannych odwiedził marszałek Duroc, który w imieniu cesarza dał im po kilka napoleonów. "Wahaliśmy się pieniędzy ofiarowanych przyjąć - wspomina Niegolewski - mianowicie Dziewanowskiemu zdawało się to dla nas jako Polaków być ubliżającem". Pieniądze jednak przyjęli, jako "nadzwyczajny dowód pamięci cesarza o pierwszych potrzebach bohaterów szarży". Dziewanowski nigdy ich zapewne nie wydał. Zmarł bowiem 5 grudnia w madryckim lazarecie.
Niewiele dziś pozostało pamiątek po młodym szwoleżerze. Nie wiemy nawet, gdzie znajduje się jego grób. Tylko serce sprowadził do kraju dowódca jego Wincenty Krasiński i umieścił wraz z sercem innego szwoleżera Stanisława Gorajskiego w krypcie grobowej rodziny Krasińskich w Krasnem. Niewielkich rozmiarów marmurowa skrzynka zawierająca serca poległych szwoleżerów ustawiona jest na sarkofagu Ludwika Krasińskiego. Na niej napis:
DZIEWANOWSKIEGO W HISZPANII
I GORAJSKIEGO W NIEMCZECH

Kliknij aby powiększyć

Kliknij aby powiększyć
Inną, bardziej okazałą, pamiątką po kapitanie Dziewanowskim jest pomnik stojący w jego rodzinnej miejscowości Płonne. Obelisk został wystawiony w 1925 r. na miejscu wcześniejszego pomnika. Na pomniku ustawionym na trzystopniowej podstawie otoczonej ogrodzeniem z łańcuchem, zamontowane tablice. Na pierwszej napis:
Pour mes Polonais rien d'impossible
Słowa Cesarza Napoleona wyrzeczone w chwili polecenia do ataku,
gdy otaczający go generałowie uważali to przedsięwzięcie
za niemożliwe do wykonania.
Na drugiej tablicy nad wizerunkiem skrzyżowanych szabel z wieńcem laurowym napis:
Janowi
Dziewanowskiemu
urodzonemu w Płonnem.
Synowi właściciela tych dóbr,
Kapitanowi Gwardii
Cesarskiej Francuskiej,
Bohaterowi z pod Somo-Sierra,
Rycerzowi bez trwogi i lęku.
Cześć jego pamięci!
Trzecia tablica zamontowana na dolnej części obelisku z napisem:
uległego rozbiciu postawili w roku
1925 Adolf Suligowski
i Ludwik Łempicki za
Prezydentury w Polsce Stanisława
Wojciechowskiego i za rządów w
ministerstwie spraw wojskowych
generała Władysława Sikorskiego
Są jeszcze czwarta i piąta tablica, na których wyryto słowa:



Kliknij aby powiększyć
Cóż jeszcze dziś pozostało po bohaterskim szwoleżerze? Są ulice jego imienia w Gdańsku, Krakowie, Szczecinie i Golubiu-Dobrzyniu. Jest też bezimienna szkoła w jego rodzinnym Płonnem. A szkoda... bo przed wojną nosiła ponoć imię Jana Nepomucena Dziewanowskiego.
PS.
Już po premierze niniejszego artykułu, 6 grudnia 2008 r. nadano Szkole Podstawowej w Płonnem imię Dziewanowskich (Jana Nepomucena i Dominika). Gratulujemy wspaniałej inicjatywy!

Literatura i źródła:
Bielecki R., Somosierra, Warszawa 1989.
Bielecki R., Szwoleżerowie Gwardii, Warszawa 1996.
Brandys M., Kozietulski i inni, t. I, Warszawa 1967.
Dunin-Wilczyński Z., Somosierra, Warszawa 2008.
Łoza S., Legia Honorowa w Polsce 1803-1823, Zamość 1923.
Łubieński T., Krótki opis bitwy pod Somo-Sierra, [w:] Tygodnik "Wanda" 1821, t. 4.
Łubieński R., Generał Tomasz Pomian hrabia Łubieński, Warszawa 1889, t. 1.
Mysłakowski P., Sikorski A., Chopinowie. Krąg rodzinno-towarzyski, Warszawa 2005.
Niegolewski A., Somo-Sierra. Wspomnienie Andrzeja Niegolewskiego, [w:] "Lech" 1879.
Płaczkowski W., Pamiętniki, Żytomierz 1861.
Skarbek F., Pamiętniki Fryderyka Hrabiego Skarbka , Poznań 1878.
Staszewski J., Jan Nepomucen Dziewanowski, [w:] PSB, t. VI, Kraków 1948.
Szeptycki W., Somosierra. Z rękopismów pozostałych po jenerale Szeptyckim, [w:] "Dziennik Literacki" 1862.
Toedwen W., Somosierra, [w:] Wójcicki K. W., Cmentarz Powązkowski, Warszawa 1856.
Wspomnienie o bitwie pod Somo - Sierrą przez naocznego świadka i uczestnika, [w:] "Tygodnik Ilustrowany" 1860, t. II.
Załuski J., Wspomnienia, Kraków 1976.
Castiglione