Nasza księgarnia

Wielhorski Janusz, Lanca

Posted in Monografie

Niektóre ustępy w tym opracowaniu zostały, po wprowadzeniu pewnych zmian przez autora, przedrukowane z jego artykułu, ogłoszonego w książce K. Krzeczunowicza "Ułani księcia Józefa", Londyn 1963.

 

 

Wstęp

W perspektywie dziesięciu wieków istnienia jazdy polskiej lanca jest bronią dość młodą, w swej formie bowiem całkowicie już prawie wykształconej weszła po raz pierwszy do uzbrojenia całości jazdy polskiego autoramentu dopiero w wyniku reform wojskowych Sejmu Czteroletniego. Wówczas to również, znikła ostatecznie z szeregów tejże jazdy i tak cudem chyba po XVIII wiek zachowana, długa i nieporęczna kopia.
Zaznaczmy tu od razu, ze nowa bron drzewcowa jazdy narodowej bynajmniej nie nosiła nazwy lancy; słowo to bowiem w ogóle w ówczesnym języku polskim nic istniało! Skrajny konserwatyzm i wstręt do wszelkiego nowatorstwa, cechujący zresztą bronie konne wszystkich krajów i wszystkich czasów sprawiły, że projekty kasacji kopii wywołały, i to jeszcze na sejmie 1786 roku, poważną opozycje.
Tak np. hetman w. kor. Ksawery Branicki w swej mowie sejmowej ze zgroza stwierdzał, że "... wprowadzenie dzid zamiast kopii równa kawalerię narodową z lekką jazdą i uwłacza jej tego tytułu, którym zaszczycała się tj. poważnych znaków"1.
Wobec wybitnie politycznego zabarwienia wszelkich problemów związanych z reformą kawalerii narodowej i z uwagi na silną opozycję, obradujące stany zgodziły się na dość dziwaczny kompromis, w wyniku którego, krótka - bo 287,5 cm długości zaledwie licząca - nowa broń drzewcowa kawalerii narodowej, nadal oficjalnie zachowała tradycyjną nazwę... kopii!
Przepis z roku 1785, zatwierdzony już przez Sejm Czteroletni i wprowadzony ostatecznie w życie w lutym 1789 głosił w punkcie VII, że ... towarzysz w brygadach używać będzie kopii do boju i egzercyerunku, podług modelu zrobionej, u której drzewce długości pięć łokci kolorem karmazynowym pomalowane. Chorągiewka z wstążki karmazynowej na której środku krzyż kawalerski biały, nicią granatową wyszywany, na dwa łokcie długa (115cm) z ukosa ścięta. Grot z dwoma prętami żelaznymi, calów 12 długimi (29 cm), u wierzchu grot stalowy trójgraniasty 10 calów (24 cm) długi z temblakiem rzemiennym u ręki, strzemiączkiem u dołu u nogi. 1a
Jeżeli zważymy, że tenże przepis określał wymiar drzewca dla "proporca" straży przedniej na "... półpięta łokcia długości"2 - więc 258,8 cm, stwierdzić wypada, że dla zachowania pozorów "tytułu zaszczytu poważnych znaków", wystarczyło zaledwie 28,7 cm przewagi długości drzewca "kopii" w stosunku do lekceważonych proporców lekkiej jazdy, tym bardziej, że wymiary grotu pozostały takie same, drzewce zaś w kolorze granatowym z pąsowym. Chorągiewka z kitajki koloru granatowego i pąsowego na łokci jeden i pól długa (86,2 cm), grot u wierzchu stalowy z dwoma prętami, jak u kopii. 2a
W każdym razie, użycie nazwy "kopia" w stosunku do broni drzewcowej o całkowitej długości zaledwie 5 stóp, prowadziło do kompletnego wypaczenia pojęć; aż po 2 poł. XVIII stulecia i określano bowiem mianem kopii w Polsce broń drzewcową, która - mimo licznych drugorzędnych przemian ewolucyjnych z zakresu zmniejszenia jej wagi - pozostała niezmiennie długa, bo przeciętnie od 16-tu do 18-tu stóp długości liczącą, a więc w konsekwencji nieporęczną (podkr. J. W.) bronią ciężkiej jazdy. 3
Wyłącznym sposobem użycia kopii na polu walki aż do XVIII wieku było pchnięcie na wprost, wykonane z jednej pozycji złożenia, tj. spod pachy jeźdźca, z równoczesnym pochyleniem drzewca broni "w pół ucha końskiego". Poza gonieniem do pierścienia i zawodami turnieju, nic wykonywano kopią żadnych ćwiczeń z zakresu tzw. zaprawy wojennej; długość tej broni wykluczała bowiem automatycznie stosowanie nie tylko jakiejkolwiek szermierki, ale i najprymitywniejszej nawet zasłony - nie mówiąc o pchnięciach na boki, lub do tylu. Od jeźdźca uzbrojonego w kopie - oprócz niewątpliwie wielkiego serca - wymagano bowiem jedynie niepośledniej siły fizycznej i świetnego opanowania sztuki jeździeckiej; kopie; kruszono bowiem z reguły o piersi wroga w czołowym, decydującym natarciu ciężkiej jazdy, zaczem - o ile przeciwnik nie leżał już "mostem" - imano się koncerza lub szabli.
Walka krótką bronią drzewcową wyglądała zupełnie inaczej. Lancą się "robiło", lancą się "władało"; była to bowiem broń lekka, szybka, sprawna, bo krótka, a przede wszystkim wymagająca do należytego jej użycia niesłychanej wprost zaprawy, równej prawic swym ciężarem gatunkowym sztuce "włożenia" ręki do szabli. O ile tedy kopia działała siłą i wagą, o tyle przy użyciu krótkiej broni drzewcowej umiejętność i zręczność były czynnikami decydującymi. Niejednokrotnie też lata wojennej zaprawy i osobiste w tym kierunku zdolności doprowadziły tę sztukę do nieprawdopodobnej wprost perfekcji mistrzostwa.
Lanca w pełni rozkwitu swej "sławy wojennej" w okresie epopei napoleońskiej - podczas której zasłużyła sobie w polskich rękach na zaszczytne miano królowej broni - była istotnie bronią straszną. Co więcej, jej niezwykłe zalety ujawniały się nic tylko przy masowym użyciu w szarży, ale, i to przede wszystkim, w pojedynczym spotkaniu z wrogiem na polu walki, w zamęcie bitewnym, w podjeździe, w każdych dosłownie okolicznościach i w każdym terenie. Historia wojen napoleońskich dostarcza nam przykładów piorunujących sukcesów lancy, odniesionych już nie tylko pośród zabudowań, ale nawet w terenach górskich (Pireneje, Kalabria).
Lanca opromieniła sławę oręża polskiego i imię samej Polski; już z tej tylko racji należy się więc tej broni specjalny rozdział w historii uzbrojenia.
Uwagi te odnoszą się oczywiście do lancy polskiej w jej najdokładniejszej, klasycznej formie, którą wprowadzono do uzbrojenia jazdy narodowej u schyłku epoki stanisławowskiej na międzynarodowej arenie.

Lanca i jej powstanie

O ile dzięki studiom Górskiego, Gembarzewskiego i Dziewanowskiego geneza i historia rozwoju kopii nie kryje już dziś żadnych prawie niewiadomych, o tyle genealogia lancy ciągle jeszcze czeka na swego autora. Piszący te słowa szczęśliwy będzie, jeśli zestawione przezeń poniżej szczegóły staną się kanwą do dalszych dociekań nad tym fascynującym tematem.
Nowoczesna lanca pochodzi niezawodnie od krótkiej broni drzewcowej, której obecność w szeregach jazdy polskiej prześledzić można od początków XVI aż po XVIII stulecie. Nazewnictwo tej broni w miarę jej rozwoju i nieuniknionych ewolucji ulegało oczywiście przemianom; wydaje się jednak, że chodziło w danym wypadku o jeden i ten sam typ krótkiej broni drzewcowej, która obok łuku i szabli stanowiła podstawowe uzbrojenie większości jazdy lekkiej.
I tak, w początkach XVI w., w odróżnieniu od "drzew" (czyli kopii) ciężkiej hastarii, zaczynają się ukazywać w uzbrojeniu rot strzelczych tak zwane "drzewka", a więc niewątpliwie skrócony w stosunku do kopii typ broni drzewcowej. Są to prawdopodobnie owe "kopie połowiczne", o których wspomina Fredro - co prawda dopiero pod datą 1660 ("Fragmenta Scriptorum") pisząc m.in. "... cale kopie mają osiem i pól, a połowiczne - pięć i pól łokcia długości". W dalszym rozwoju, od około polowy XVI w. w opisach uzbrojenia tychże rot strzelczych pojawia się nowa nazwa broni drzewcowej "rohatyna", początkowo sporadycznie, potem w pocztach towarzyskich, wreszcie spotykamy cale roty strzelcze uzbrojone w rohatyny. Była to broń drzewcowa, którą wykonywano nic tylko pchnięcia, ale rzucano wręcz z konia - jak oszczepem: "...rohatyny wyciskawszy, do szabel się rzucili", pisze Wargocki. Sięgnąwszy do niezawodnego Fredry, znajdujemy pod datą 1668 ("Porządek wojenny") opis następujący "... rohatyna winna być długa na pięć łokci, albo trochę mniej".
Widocznie za panowania Stefana Batorego, rohatyny istotnie miały "trochę mniej" niż pięć stóp długości, gdyż wg współczesnego tym czasom Lubienieckiego ("Poloneutichia" - 1577) "... król Stefan Batory, przed wyjazdem do Gdańska, wydał zarządzenie aby w całej jeździe lekkiej u prawego boku wisiała włócznia (podkr. J. W.) na cztery łokcie długa."; także Bielski w XVI w. pisze: "... prócz kuszy, rohatynę nasi mieli, którą uwiązawszy u łęku, przy koniu włóczyli i przeto ją, włócznią zwali".
Najwidoczniej tedy w połowie XVI stulecia, wczesne rohatyny, zwane wedle relacji Bielskiego również włóczniami, posiadały początkowo wymiar czterech zaledwie łokci, by w sto lat później - za Fredry (1668) - osiągnąć ostateczną długość około pięciu łokci i przybrać wyłączna nazwę "rohatyny".
W międzyczasie - od drugiej polowy XVI w. - ulega również przemianie i same nazewnictwo lekkiej jazdy; roty strzelcze przybierają bowiem nazwę "kozaków", tworzących początkowo niewielkie oddziały przy rotach husarskich, by w końcu tegoż wieku usamodzielnić, się ostatecznie w formie rot (a od lat dwudziestych XVII stulecia "chorągwi") kozackich. Począwszy od końca XVI stulecia, ta świeżo usamodzielniona lekka jazda kozacka jest już w całości uzbrojona w rohatyny. Sytuacja ta nie trwała długo; wydaje się bowiem, że po śmierci .Stefana Batorego nastaje w Koronie wyraźny okres cofania się popularności broni drzewcowej w szeregach lekkiej jazdy. Starowolski ("Eques Polonus" - 1628), opisuje co prawda znane nam już z relacji Lubienieckiego czterołokciowe włócznie "z boku prawego uwiązane", widzi jednak te broń wyłącznie u "Czeremisów" (lekka jazda typu kaukaskiego), zaznaczając wyraźnie, że takie chorągwie kozackie, które w ciągu XVII w. Przekształcają się z jazdy lekkiej w średnio-zbrojną o nazwie "pancerni", określane są w tym czasie z reguły jako "equites Poloni non hastati (podkr. J. W.) armaturae mediae", czyli że żadnej broni drzewcowej w swym uzbrojeniu nie posiadają. Również i szczegółowa analiza listów przypowiednich z okresu panowania Władysława IV prowadzi do wniosku, że jedynie nieliczne chorągwie kozackie uzbrojone były w rohatyny. Głucho również zupełnie o broni drzewcowej w dokładnych opisach lekkiej jazdy (a nic pancernych) zarówno u artylerzysty Beauplana, Ogiera (Iter Polonicum) jak i ścisłego nuncjusza Cefali. Znamienne jest wreszcie, że nawet lisowczycy - którzy niewątpliwie kumulowali w sobie maksymalny wykwit walorów lekkiej jazdy koronnej XVII stulecia - w szczytowym okresie swej sławy na międzynarodowej arenie bojów wojny trzydziestoletniej żadnej broni drzewcowej nie posiadali.
Sytuacja ta trwać będzie do końca XVII w., kiedy to po ostatecznym przekształceniu się lekkiej jazdy kozackiej w średniozbrojnych pancernych, lekka jazda koronna, jest już wyłącznie cudzoziemska: wołosko-tatarska.
Pierwsi z nich, Wołosi, którzy znikli z komputu koronnego od roku 1717, wyjątkowo jedynie posiadali w swym uzbrojeniu broń drzewcową. Pozostają Tatarzy, na których zwrócimy tu specjalną uwagę, gdyż kto wie, czy to nie oni stali się łącznikiem "miedzy staremi a nowemi czasy".
Tatarzy litewscy ukazują się sporadycznie na służbie koronnej już od początków XVI w., jednak lekkie ich chorągwie stają się w kompucie koronnym zjawiskiem stałym dopiero od polowy XVII w. Natomiast w swej przybranej ojczyźnie Litwie, Tatarzy obowiązani byli do powinności wojennej już od czasów nadań Witoldowych, czyli od końca XIV w. Co ciekawsze, samą decyzję osiedlenia Tatarów krymskich na terenach rdzennej Litwy (pierwsze ich osady w roku 1397 nad Waką) motywowano właśnie dużymi zaletami militarnymi tego narodu od dzieciństwa zaprawionego do jazdy konnej, strzelania z łuku i, co dla nas najważniejsze, do szermierki krótką bronią drzewcową, tak charakterystyczną dla lekkiej jazdy tatarskiej od czasów pierwszych najazdów mongolskich na Europę - w - XIII stuleciu. Czy jednak owa tatarska pra-lanca z XIII wieku była istotnie pierwowzorem późniejszej "rohatyny", stwierdzić dziś nie sposób.
Źródłosłów "rohatyny" wydaje się być niewątpliwie ruski; z terenów Rusi tedy, podległej Litwie jeszcze w okresie przed Unią z Polską, zarówno rohatyna, jak i jej nazwa, przedostały się na tereny rdzennej Litwy, gdzie zostały z czasem asymilowane.
Czy Tatarzy krymscy, jak zresztą również kaukaskiego pochodzenia Petyhorcy, odegrali w tych procesach role bezpośredniego łącznika - przenosiciela, stwierdzić autorytatywnie nie można; istnieją jednak poważne podstawy do przypuszczeń, że tak się stało istotnie. Pewne jest natomiast, że już u schyłku średniowiecza - a wiec od końca XV wieku - krótka broń drzewcowa o nazwie rohatyny związana była na terenie rdzennej Litwy z imieniem osiadłych tam Tatarów.
Społeczność tatarska na Litwie obowiązana do powinności wojennej od momentu swego osiedlenia i licząca w XVII stuleciu jeszcze około 50.000 głów, stanowiła przeważnie skład lekkiej jazdy litewskiej. Również i wyżej wspomniani Petyhorcy pochodzenia kaukaskiego, choć niewspółmiernie mniej liczni, uczestniczyli w opisywanych tu procesach w odpowiednio mniejszej skali. Z czasem sytuacja liczbowa uległa odwróceniu; jazda petyhorska, po utracie swego charakteru narodowościowego i w oparciu wyłącznie o miejscowy element litewski, przerosła ilościowo lekką jazdę tatarską. Petyhorcy, analogicznie z resztą do koronnych kozaków, przekształcili się w ciągu XVII w. w jazdę średniozbrojną, w odróżnieniu jednak od swego koronnego odpowiednika nadal zachowali nie tylko swą pierwotną nazwę, ale i, co najważniejsze, swą rohatynę. "Equites Poloni hastati (podkr. J. W.) armaturae mediae", mówią o Petyhorcach niezmiennie współcześnie im teksty łacińskie. Świadczy to wymownie o pełni procesu asymilacji rohatyny w jej nowej ojczyźnie - Litwie.

Dziwne może się wydać, że w wywodach naszych nie wspomnieliśmy dotąd ani słowem o sukcesach antenata lancy, jakim była rohatyna. Nie było to bynajmniej przeoczeniem z naszej strony; w porównaniu bowiem do kopii, na którą w stuleciach XVI i XVII spadał wyłączny splendor sukcesów jazdy polskiej tego okresu, rohatyna była wyraźnym kopciuszkiem. Broń ta w rękach lekkiej jazdy spełniała bowiem w tymże czasie wysoce nieefektowną choć ważną rolę w działaniach rozpoznawczych i osłonowych. W swej roli pierwszoplanowej, znajdzie się krótka broń drzewcowa wtedy dopiero, gdy na scenach teatrów wojen - zabraknie... kopii.
W Polsce, nastąpi to - jak wiemy - prawie u schyłku XVIII wieku; poza granicami I Rzeczypospolitej - na przełomie XVII i XVIII stulecia - kopia nie istniała już od przeszło wieku! Sytuacja ta stwarzała więc dla pra-lancy potencjalne możliwości osiągnięcia efektownych sukcesów, do czego miała się zdarzyć już niezadługo niespodziewana okazja.
Wszystko zaczęło się od tego, że zarówno rohatyna, jak i władająca nią po mistrzowsku jazda tatarska, zwróciły szczególną uwagę Augusta Mocnego. Nic było w tym nic dziwnego; król ten, człowiek o niewątpliwie bujnej i ruchliwej wyobraźni, uległ w Polsce wyraźnie urokowi sarmackiej tężyzny. Nadto jako zwolennik teorii I. K. Folarda 4 o wyższości broni białej nad palną, zainteresował się żywo jazdą polską. I tak już w początkowym okresie wojny północnej (wyprawa saska na Inflanty), w obozie Augusta pod Rygą. (lipiec 1700 roku) znajdowało się 1200 koni lekkiej jazdy tatarskiej, uzbrojonej w łuki, szable i rohatyny (podkr. J. W.), którą zwerbowano na Litwie na specjalne polecenie królewskie. Faktem jest, że lekka jazda tatarska dzieliła z Augustem Mocnym dole i niedole całej wojny północnej; po Kliszowie, w odróżnieniu od sił polskich, Tatarzy nie opuścili Augusta, awansując nawet w jego otoczeniu do pewnego rodzaju gwardii przybocznej. Karna i zdyscyplinowana armia saska tworzyła nadto idealne ramy rozwoju dla tych chorągwi, które ujęte w karby dyscypliny i zaprawione do służby, stały się wkrótce niezrównane.
Po zakończeniu wojny północnej, jazdę tatarską w armii saskiej zredukowano do dwóch wyselekcjonowanych chorągwi 160 konnych; zachowały one wszystkie cechy lekkiej jazdy polskiej, od organizacji towarzyskiej aż po uzbrojenie (luki, szable, rohatyny); towarzysze tych chorągwi, zwani byli ponoć w potocznym języku "ułanami".
W zbiorach Andrzeja Zaręmby w Nowym Jorku znajduje się wierszyk, w którym dość archaiczną, jak na początki XVIII w. niemczyzną opisano wcale dokładnie wygląd, uzbrojenie (rohatyny) i jednolitej barwy kontusze tych chorągwi, defilujących podczas rewii wojsk saskich pod Muhlenbergiem w Saksonii.

Początek właściwych sukcesów wojennych rohatyny na międzynarodowym teatrze wojny rozpoczął się jednak dopiero w okresie panowania Augusta III, który bardzo wydatnie podniósł w swej saskiej armii stan lekkiej jazdy werbunku polskiego. I tak już podczas walk o uzyskanie tronu polskiego, gdy 28 lutego 1735 pod Zakliczynem przeszedł ostatecznie do obozu Sasów chwiejny regimentarz koronny Józef Potocki, August III wcielił po prostu do swych sił prywatne lekkie chorągwie tatarskie tego byłego dygnitarza obozu Leszczyńskiego i utworzył z nich pierwszy w armii saskiej regularny pułk ułanów; była to równocześnie pierwsza o tej nazwie regularna jednostka jazdy na świecie.
Wkrótce potem, głównie w ciągu r. 1739, w wyniku gorączkowych przygotowań do wojny śląskiej, intensywne werbunki prowadzone na terytorium Rzeczypospolitej podniosły stan lekkiej jazdy polskiej w armii saskiej do ogólnej ilości 15 chorągwi, przy czym dwom najstarszym z tych jednostek, odziedziczonych jeszcze po Auguście II, nadano tytuł chorągwi narodowych. Cały ten kontyngent, oprócz szabel, łuków i broni palnej, uzbrojony był w broń drzewcową o typie rohatyny.
W ciągu obu wojen śląskich, podczas których Sasi wykonali istny kontredans aliansów, przerzucając się z obozu austriackiego do pruskiego (I wojna śląska 1740 - 1742), by zakończyć konflikt ponownie w przymierzu z Austrią przeciw Fryderykowi Wielkiemu (II wojna śląska 1744 - 1748) "lekka jazda polska wyróżniała się szczególną sprawnością fizyczną i wysokim kunsztem w posługiwaniu się lancą; skłoniło to Fryderyka Wielkiego do decyzji stworzenia podobnego typu jazdy u siebie". 5
Po zakończeniu wojen śląskich zredukowano ułanów w służbie saskiej do liczby dwóch pułków. Stan ten nie trwał długo; już w r. 1754, a więc na dwa lata przed wybuchem wojny siedmioletniej, liczba jednostek ułańskich wzrosła do trzech, dowództwa pułkowników Wilczewskiego, Rudnickiego i Bronikowskiego.
W tym stanie zastał ułanów wybuch wojny siedmioletniej, która, jeśli chodzi o Saksonię była zdecydowaną katastrofą. Mimo niesprzyjających okoliczności, polska broń drzewcowa święciła w tym konflikcie tryumfy na skalę zgoła europejską.
Ponieważ szkic niniejszy nie jest bynajmniej historią wojen, ograniczymy się więc do zanotowania na tym miejscu najważniejszych jedynie wyczynów naszych ułanów, o których rozpisywała się ówczesna prasa europejska od Paryża po Wiedeń. I tak, 18 czerwca 1757, w krytycznym momencie bitwy pod Kolinem, gdy zwycięstwo chyliło się już na pruską stronę, ruszyli do decydującej szarży ułani i szwoleżerowie sascy polskiego zaciągu, rozbijając doszczętnie pruskich kirasjerów, łamiąc szyki piechoty i rozstrzygając ostatecznie o losach bitwy, którą austriacki marszałek Daun uważał za straconą. Fryderyk II szybko ocenił wartość jazdy polskiej i zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa; 5 grudnia tegoż roku pod Leutzen, pierwsze uderzenie pruskie skierowano bowiem właśnie na saskie pułki jazdy polskiego zaciągu. Stały one w awangardzie wojsk Karola Lotaryńskiego i skutecznie odparły natarcie przedniej straży wojsk pruskich w sile 45 szwadronów, tracąc 418 w nabitych i rannych, ale zachowując w całości swą sławę spod Kolina. W r. 1758 polskie pułki ułańskie wyróżniały się chwalebnie w bitwach pod Wisternitz i Holitz; jazda ta z reguły szła w tym czasie w awangardzie wojsk austriackich. Zimą 1759/1760 kontyngent ułanów podniesiono do siły dwóch pułków o stanie 2000 koni. Warto tu zanotować, że jednym z tych pułków dowodził ojciec przyszłego twórcy Legionów - Jan Michał Dąbrowski. Kulminacyjnym punktem sukcesów ułańskich było jednak zajęcie ... Berlina! Zuchwały zagon kawalerii generała Handiga w składzie ułanów zaciągu polskiego i huzarów węgierskich, zaskoczył stolicę Prus późną jesienią 1760 i, po krótkiej walce z drobną liczebnie załogą, zajął miasto, utrzymując się tam od 9 do 17 października. Zagarnąwszy bogaty okup, jazda polsko-węgierska szczęśliwie połączyła się z głównymi siłami austriackimi. Wyczyn ten był oczywiście w tym czasie sensacją na skale europejską!
Wspominamy tu o powyższych osiągnięciach pułków ułańskich dlatego głównie, że były to równocześnie tryumfy ... lancy, której narodziny, według naszego zdania, na ten właśnie przypadają okres; wskazuje na to fakt, że podstawowy zrąb nowoczesnych reguł władania tą bronią, głównie w sensie ostatecznego wykrystalizowania się techniki zasadniczych ciosów i zasłon, datuje się na lata wojny siedmioletniej.
Wspomniany konflikt zbrojny stal się dla lancy rodzajem poligonu doświadczalnego, który opuściła ona w formie całkowicie już wykształconej do samodzielnego użycia w boju. Wskazuje na to niezbicie choćby technika niektórych ciosów tej broni, technika - którą prześledzić można, w jej niezmienionej formie od czasów wojny siedmioletniej do ... powstania listopadowego! Ciągłości tej brak jednak nadal w zakresie nazewnictwa; źródła pruskie, austriackie i saskie - niezmiennie mówią o tej broni jako o lancy. Jeśli chodzi o Polaków, to najczęstszym terminem używanym w połowie XVIII stulecia jest dzida. Oto relacja weteranów wojny siedmioletniej, majorów Koryckicgo i Achmatowicza: "... Od dzidy zwyciężana bywała i kawaleria doskonale wyexcercytowana i piechota dająca ognia i bagnetem dzidy odbijająca; Prusacy nic mogli dawać odporu z przyczyny szelestu proporców, od którego konie pruskie nic mogły usiać na miejscu". (podkr. J. W.)

Wraz, ze śmiercią Augusta III (5. X. 1763), kończył się okres służby jazdy polskiego zaciągu w armii elektorskiej. Skomplikowane intrygi polityczne okresu bezkrólewia sprawiły bowiem, że sejm konwokacyjny odwołał całość kontyngentu tej jazdy do kraju. Uchwala sejmowa, głosiła, że:
"... tatarowie w służbie cudzoziemskiej będący odwołani (zostają) in assistentione konfederacii generalnej W. X. L." - ustalając zarazem, termin powrotu "... in sptio sześciu niedziel od zaczęcia sejmu" i to pod groza, "sub confiscatione dóbr dziedzicznych". 6 A przecież podczas siedemdziesięciu lat panowania saskiego w Polsce, służbę w wojsku elektorów saskich - specjalnie w jednostkach zaciągu polskiego - nikt nie uważał za służbę pod obcym sztandarem; zmieniło się tedy wiele wraz ze śmiercią Augusta III!
W konsekwencji, między latami 1764 i 1766 do Polski powróciło z Saksonii w sumie pięć pułków lekkiej jazdy tatarskiej, przy czym trzy z nich stały się zaczątkiem jazdy narodowej Stanisława Augusta, a dwa pozostałe, przydzielone do wojsk litewskich, utworzyły tam pierwsze w historii jazdy polskiej pułki straży przedniej.
Nagle pojawienie się tak licznych i świetnie wyszkolonych jednostek jazdy, uzbrojonej w broń drzewcową, która tak niedawno jeszcze zdobyła sobie sławę europejska, na polach bitew wojny siedmioletniej, nie mogło oczywiście pozostać bez wpływu na polski autorament narodowy tego okresu. Stało się to tym łatwiej, że Stanisław August w początkowych latach swego panowania wykazywał wiele ,,gustu ad militaria", polegając w tym względzie głównie na radach swego brata Andrzeja, wysokiego stopniem, oficera armii cesarskiej, który niedawne sukcesy ułanów saskich miał niezawodnie w pamięci. Wydaje się nic ulegać wątpliwości, że to właśnie sugestie księcia Andrzeja, ojca księcia Józefa, sprawiły - iż "dzidę" byłych saskich ułanów nie tylko pozostawiono w uzbrojeniu narodowych ułanów królewskich i litewskich pułków straży przedniej, ale uzbrojono w nią również dwa pierwsze koronne pułki straży przedniej, utworzone w latach 1768 i 1773, dokładnie według wzorcowych etatów nadwornych pułków królewskich.
Ta broń drzewcowa, którą w międzyczasie zaczęto nazywać również mianem "proporca", była dokładna kopią "dzidy" byłych ułanów saskich; drzewce jej liczyło cztery i pól łokcia długości, a więc 258,8 cm.
Ostatnim wreszcie etapem opisywanych tu przemian, było przezbrojenie kawalerii narodowej, w szeregach której od r. 1789 ukazuje się w miejsce dawnej husarskiej, jeśli chodzi o wymiary kopii - nowa, krótka broń drzewcowa; oficjalnie nosi ona wprawdzie nadal tradycyjna nazwę kopii, lecz drzewce jej posiada wymiar pięciu zaledwie łokci.
O perypetiach tego ostatniego przezbrojenia mówiliśmy już obszerniej na wstępie.
Niech nas nie łudzi splendor "kopii" modelu 1789; według rozkazów przygotowawczych do wojny 1792 roku, rzuty bojowe koronnych brygad kawalerii narodowej liczyły zaledwie po 144 towarzyskie kopie - wobec 1080 szabel szeregowych! Jeśli tedy pod Zieleńcami brygada Mokronowskiego zniszczyła w szarży dwa pułki huzarów nieprzyjacielskich, to sukces ten zawdzięczamy niezawodnie działaniu broni siecznej, a nie drzewcowej.
Bardziej chwalebnie rzecz się miała w pułkach straży przedniej, które wyszły w pole mając równo po 400 towarzyskich "proporców" i 400 szabel szeregowych; skuteczna kontrszarża pułku straży przedniej Karwickiego na jazdę Palembacha pod Dubienką może już być uważana za sukces zarówno broni drzewcowej jak siecznej; trzeba jednak dopiero sięgnąć do tekstów źródłowych Insurekcji, by móc wyczytać ze wzruszeniem takie choćby zdanie z listu Dąbrowskiego do Mokronowskiego, pod data l czerwca 1794: ",... moje Mazury pod namiestnikiem Bielamowskim dzidami (podkr. J.W.) piechotę pruską frontem atakowali w Nowem Mieście, dwudziestu ubiwszy na placu".
Zważmy przy okazji, jak dalece określenie "dzida" przywarło silnie do tej krótkiej broni drzewcowej; w lat trzydzieści po wojnie siedmioletniej, używa tego terminu nawet taki regulaminowy służbista jak Dąbrowski. Świadczy to niezbicie, że nie "proporcem", ale "dzidą" zwano tę broń powszechnie aż do końca dziejów I Rzeczpospolitej, aż do Maciejowic, Pragi i Radoszyc. Regulaminowo bo "proporcem" określona jest za to nazwa broni drzewcowej dla jazdy Legionów (tzw. "Przepis Konny", wypracowany 11. XI. 1798 w Mantui); stwierdza to niezbicie, że sięgnięto w tym wypadku do tradycji zdyscyplinowanych pułków straży przedniej, a nie do wątpliwej wartości spuścizny po kawalerii z jej "kopią" modelu 1789.
Spadkobiercy legendarnego Mohorta, niedobitki spod Maciejowic, Pragi i Radoszyc wyszli z kraju, by tworzyć polskie wojsko poza granicami opanowanej przez. wrogów ojczyzny. Tą drogą wyszła na szeroki świat idea polskiej broni drzewcowej. Symbolem tej tradycji, kumulującym w sobie wszystkie bez reszty zalety i wady charakteru narodowego - stal się polski ułan.

 

Lanca poza granicami Polski

Na przełomie lat l789/l799, w bitwie pod Gaetą, w ostatniej już fazie kampanii neapolitańskiej, zdobyły Legiony Polskie kilkaset koni nieprzyjacielskich. Na rozkaz generała Dąbrowskiego wsadzono na nie natychmiast byłych kawalerzystów, rozsianych dotychczas po pieszych półbrygadach Legionów. Taki był początek sławnego po wsze czasy pułku nadwiślańskiego będącego bezspornym protoplastą prawie wszystkich późniejszych formacji ułańskich, tak polskich, jak i cudzoziemskich, przekazując im nie tylko nazwę, mundur i barwę, ale przede wszystkim lance. We władaniu tą lancą byli ulani nadwiślańscy niedościgłymi mistrzami, nie dając sobie nigdy i nikomu wydrzeć w tej mierze bezsprzecznego i przez nikogo nie kwestionowanego pierwszeństwa. Pułk ten, przez cały prawie czas swego istnienia poza granicami kraju (1799-1814), zademonstrował, wsławił i dosłownie "lansował" polską lance w świecie; w jego też ramach skrystalizował się ostatecznie niebywale skomplikowany i trudny regulamin władania lancą, który opracowany około r. 1810 i po przetłumaczeniu na języki obce, został przyjęty bez zmian, przez wszystkie bodaj ówczesne armie europejskie, obowiązując w nich przez długie dziesięciolecia po zniknięciu z widowni świata jego autorów.
Przebieg demonstracji lancy na terenie Europy, od Kalabrii po równiny niemieckie i od Madrytu po Moskwę, jest z małymi wyjątkami historią pułku ułanów nadwiślańskich.6a Nic sposób tu ją przytaczać; podamy jedynie jej najważniejsze momenty. Lanca w rękach ułana nadwiślańskiego demonstrowana była metodą najniezawodniejszą, przysparzając sukcesów sprzymierzeńcom, dla wrogów zaś była dotkliwą szkołą na ich własnej skórze. "Tant vaut le lancier - tant vaut la lance" powiedział Napoleon. Twierdzenia tego dowiedli niezbicie ułani nadwiślańscy. Ich to wyłącznie zasługą jest, że lanca w epoce wojen napoleońskich osiągnęła tytuł "królowej broni".
Zachowały się relacje mówiące o niebywałym entuzjazmie mieszkańców Rzymu, którzy rzęsistymi brawami witali pułk w czasie jego pierwszego przemarszu na północ, bezpośrednio po sformowaniu. Specjalny zachwyt wzbudziły nigdy dotąd nie widziane lance z proporczykami i ... wspaniała, poprzedzająca pułk "kapela", siedząca na siwkach i złożona z 54 (!) muzykantów w karmazynowych kurtkach. Mieli więc ułani lance od pierwszego momentu powstania pułku. Co więcej, mieli i kapelę! A wszystko to w okresie, gdy pieszym batalionom Legii, mimo usilnych starań Dąbrowskiego, brakowało nawet butów. Widzimy tu jakże swojską, zdawałoby się "grudziądzka" zapobiegliwość i spryt w wydobywaniu rzeczy "spod ziemi".

Wkrótce potem, w wyniku klęski francuskiej nad Trebbią, Legiony przeszły do straży tylnej, opóźniając posuwanie się wroga. Tam właśnie w trudnym terenie, jazda Legionów dokazała lancą pierwszych "cudów"; kryjąc się w wąwozach górskich i wypadając niespodziewanie na tyły nieprzyjaciela, dezorganizując jego marsz, niszcząc większość jego artylerii i doprowadzając do rozpaczy swą ruchliwością zmurszałe w rutynie wojska przeciwnika. Zachowały się również relacje, że wobec iście panicznego strachu jaki w wojsku francuskim budzili kozacy Suworowa, jazda Legionów była jedyną, która "chodziła na Kozuniów, jak wilki na owce".
Wkrótce potem widzimy naszych ułanów w legii naddunajskiej, w ramach której, na szerszej arenie wojny, w samym sercu Europy, pokazali, co warta jest lanca. W bitwie pod Hohenlinden (3 grudnia 1800) na oczach całej armii francuskiej zdobywali oni laury zwycięstwa. Tam to np. por. Kostanecki z ośmioma tylko ułanami szarżując zdobył całą baterie dział austriackich, wykazując już nic tylko brawurę, ale i doskonale opanowanie rzemiosła wojennego. W tejże samej bitwie ułan Pawlikowski sam jeden wziął do niewoli przeszło 50 "piechotnych szwabów", zabijając poprzednio dwóch dowodzących nimi oficerów i kilku szeregowych. Na oczach całej armii francuskiej prowadził swych jeńców. Oganiał ich konno jak stado owiec piorąc tylcem lancy tych, którzy się z szeregu wysuwali. Po bitwie tej lanca poniosła postrach i zniszczenie- głęboko w kraj nieprzyjacielski.
Lecz, oto zawarto pokój. Względy polityczne sprawiły, że ulani i lance na długo znikły z szerokiej areny wojennej. Następuje upadek nikomu niepotrzebnych Legionów. Tylko fakt posiadania koni chroni ułanów od "wycieczki" na San Domingo. Darowani przez Napoleona królowi neapolitańskiemu pełnią oni nieefektowna i mało zaszczytną służbę tłumienia miejscowych powstań w najdzikszych zakątkach górskiej Kalabrii. Okres ten nie pozostał jednak stracony. W tym czasie powstał cały nowy rodzaj pchnięć lancą, narzucony przez trudny górski teren. Była to doskonała zaprawa do przyszłych bojów w Pirenejach i Hiszpanii; wydaje się nadto, że w tym właśnie okresie nastąpiły również ostateczne zmiany ewolucyjne samej lancy, a to głównie w kierunku dalszego zmniejszenia jej wagi i długości.
Okres ten pozostawia również niezatarte ślady na samym pułku. Walki z dzikimi góralami były prowadzone z niesłychaną zawziętością. W tym też właśnie okresie szukać należy źródeł pewnych specyficznych cech pułku lansjerów, który do końca swej wspaniałej kariery wojskowej słynął nie tylko z niesłychanej karności, bitności i odwagi, ale również z niezwykłej bezwzględności z jaką traktował swych nieprzyjaciół.
Okres odosobnienia w Kalabrii trwa długo, bo sześć lat bez mała! O lancy głucho wówczas w całej Europie. Sukcesami jej interesował się jedynie prefekt policji Królestwa Neapolu, któremu podlegał nie tylko pułk, lecz i gen. Dąbrowski! Dopiero po zwycięstwie pod Jeną (14 października 1806) i wkroczeniu wojsk francuskich do Polski, Dąbrowski wezwany został przez cesarza do jego boku. Za nim, etapami ruszył z ziemi włoskiej pułk ułanów.
W tym okresie wypływa lanca po raz pierwszy na szeroką arenę zasadniczych zagadnień organizacyjnych. Dzieję się to w związku z formowaniem nowych sił zbrojnych w Polsce. Ogłoszone odwiecznym zwyczajem pospolite ruszenie powoduje powstanie licznych powiatowych chorągwi jazdy. Wśród niesłychanego rozgardiaszu, niezwykłej pstrokacizny barw, bardzo różnorodnego uzbrojenia i stanu pogłowia końskiego, jazdę tę łączyła jedna wspólna cecha: spontanicznie i bez wyjątku miała w swym uzbrojeniu lancę!
Wiele z tych chorągwi w okresie początkowym posiadało po prostu zwykłe tyki zaopatrzone ad hoc w groty. Powiewały jednak nad tymi chorągwiami lasy proporczyków, a samorzutność tego zjawiska świadczyła niezbicie, że tradycja lancy (zwanej jeszcze ciągle kopią) z okresu I Rzeczpospolitej była w społeczeństwie żywa i powszechna. To masowe pojawienie się nieznanej zupełnie broni wyraźnie zaskoczyło wojskowe władze francuskie. Póki chodziło o pospolite ruszenie, Francuzi patrzyli na to przez palce. Z chwilą jednak, gdy chorągwie zaczęto łączyć w regularne pułki jazdy, wybuchł konflikt. Dowództwo francuskie, które decydowało w sprawach organizacji i uzbrojenia - zgłosiło co do lancy stanowczy protest. Należy zrozumieć, że w rozmowach z Francuzami nasze władze używały francuskiego terminu: lance, co znaczyło toż samo co ... kopia rycerska, tj. broń 12 - 16 stóp długości i o odpowiednim ciężarze. Francuscy specjaliści od uzbrojenia w dalekim Paryżu przypuszczali, że jazda Księstwa Warszawskiego pragnie wskrzesić z zapomnienia średniowieczną broń drzewcową! Nie można się tedy dziwić, że na podobne projekty władze francuskie - wśród ironicznych uśmieszków wyższości - zgłaszały swoje kategoryczne veto. Z czasem wyjaśniono Francuzom o co chodzi, ale nie zmieniło to ich negatywnego nastawienia. Hohenlinden poszło już w zapomnienie.
Tymczasem pułk ułanów maszerujący z dalekiej Kalabrii w maju 1807 wkroczył na Śląsk. Tu 15 maja pod Szczawienkiem dzielnie wspomógł oddziały gen. .Lefebvre-Desnouettes, które poprzedniego dnia poniosły klęskę w boju z kolumną, majora v. Losthin. Szarża trzech szwadronów ułanów nadwiślańskich pokazała co znaczy lanca: nie upłynęło bowiem i "dwu pacierzy", gdy cała siła nieprzyjacielska została rozbita. Impet ułanów nadwiślańskich wgniótł jazdę pruska, w szyk jej własnej piechoty, który pękł jak pod uderzeniem obucha. Wzięto jeńców i działa; działano lancą wyłącznie! Czy to na skutek tego zwycięstwa, czy smutnego doświadczenia Francuzów z pikami kozackimi pod pruska Iławą (8. II. 1807) i lancami pruskich towarzyszy pod Heilsberg (10. VI. 1807), dość że pułki ułanów Księstwa Warszawskiego otrzymały lance do swego uzbrojenia.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Następna przełomową, datą w historii lancy jest dzień 6 lipca 1809 r.- dzień zwycięstwa pod Wagram. Należy tu podkreślić zasadniczy fakt: przed rozpoczęciem bitwy nie było po stronie francuskiej ani jednej lancy. Posiadali ją natomiast Austriacy, Jak wiec mogło w tych warunkach dojść do tryumfu lancy? Zrządził to - jak często na wojnie bywa - przypadek. W trakcie bitwy, pułk ułanów austriackich Schwarzenberga, uzbrojony w lance, starł się z polskim pułkiem szwoleżerów gwardii, który lanc nie posiadał. Według współczesnych opisów, w momencie zwarcia się szarżujących na siebie szyków, stała się rzecz nieprawdopodobna: oto zahuczało nagle w powietrzu od obustronnych okropnych wyzwisk. Okazało się, że "austriaccy" ułani to w większości Polacy z zagrabionej przez Austrię Małopolski. "Nim słowo rzec" lance tych "austriackich" ułanów znajdują się w garściach szwoleżerów, którzy nie wstrzymując nawet pędu, szarżują dalej i tymiż lancami niszczą pułk nieprzyjacielski, zdobywając dwa działa i biorąc do niewoli 150 jeńców wraz z dowódcą pułku ks. Auersperg. Gdy wśród wiwatów szwoleżerowie powracali przed oblicze cesarza, Napoleon miał wykrzyknąć: "Qu'on leur donne les lances, puis qu'ils savent ci bien s'en servir" (Dać im te lance, jeśli tak dobrze umieją się nimi posługiwać.).
Taki był wkład szwoleżerów gwardii w proces wsławiania polskiej lancy. Bitwa wagramska nie tylko przysporzyła niepomiernej sławy młodemu pułkowi, lecz zademonstrowała walory lancy w jednej z największych bitew napoleońskich. Sam fakt, że jeden z pułków gwardii posiadał odtąd lance, spowodował wielki rozgłos dla tej broni.
Od chwili otrzymania lancy przez, szwoleżerów rozpoczęła się wymiana oficerów i podoficerów między pułkiem szwoleżerów a ułanami nadwiślańskimi. Chodziło o dostarczenie szwoleżerom instruktorów, bądź o praktykę w pułku będącym wyrocznią w sprawach dotyczących lancy. Taka sama wymiana zachodziła z pułkami ułańskimi Księstwa Warszwskiego, gdzie inspektorem jazdy został gen. A. Rożniecki, były pułkownik i dowódca jazdy Legionów. Drobne animozje między "lekkokonnymi paniczami" gwardii cesarskiej, a twardym pułkiem liniowym nie przeszkadzały w sumiennej pracy szkoleniowej, w której wyniku szwoleżerowie szybko posiedli arkana władania lancą. Należy jednak przyznać bezspornie, że pułk ułanów dzierżył nadal niepodzielny prym w dziedzinie lancy, a walki ułanów nadwiślańskich w Hiszpanii przyczyniły się ostatecznie do rozsławienia tej nowej broni drzewcowej. Szczególnie ciężko odczuli walory lancy Anglicy, którzy właśnie w Hiszpanii zetknęli się z tą bronią po raz pierwszy. Warto wspomnieć, że do dnia dzisiejszego sławny, stary pułk piechoty 3rd East Kent posiada dziwny przydomek "zmartwychwstańców". Przydomek bierze swój początek w sławnej bitwie pod Albuherą, w której ulani polscy znieśli prawic doszczętnie całą brytyjską brygadę pieszą. Z pułku East Kent pozostały tylko strzępy. Odtąd fama o polskich lansjerach ("los infernos picadores") rozchodzi się po całym imperium brytyjskim.

Kliknij aby powiększyć Kliknij aby powiększyć

Anglicy zaznajomili się także z lancą w rękach szwoleżerów, gdy pod Waterloo szarża lekkokonnych (szwoleżerowie polscy "Elby" i 2 pułk szwoleżerów "czerwonych" z Holandii i Westfalii) dosłownie "kładzie mostem" pułki: gwardyjski 7 huzarów królowej i dragonów Cumberlanda. Ta sama szarża niszczy w dalszym ciągu szkocką brygadę Ponsomby, która traci 700 zabitych z generałami i dwoma pułkownikami włącznie. Podobnych przykładów możnaby cytować wiele.

 

Opis lancy i jej nazewnictwo

Czas przypatrzyć się z bliska lancy tych czasów, broni budzącej postrach nieprzyjaciół, okrzykniętej jednogłośnie królową broni. Dane są bardzo ścisłe i zgodne, źródła francuskie (tłumaczenia z polskiego) podają długość ówczesnej lancy polskiej na 8 stóp i 6 cali paryskich - 276,1 cm. Dane brytyjskie określają długość tejże broni na 9 stóp i l cal brytyjski - 276,9 cm. Stwierdźmy od razu, że była to broń wcale krótka. Mając to na uwadze zrozumiemy taki np. opis lancy zaczerpnięty ze starych źródeł polskich: jak średniego wzrostu ułan w szyku pieszym postawił tylec lancy koło buta, to proporczyk powiewał tuż nad denkiem jego czapki. Od razu widzimy, jak dalece nasza lanca z okresu 1918-1939 odbiegała od tradycyjnego wzorca. Lanca ta, o ile była typu francuskiego, miała 297,0 cm długości, zaś typu niemieckiego, aż 319,0 cm! Najważniejsza jednak różnica była w wadze. Nie zapominajmy, że dawna lanca polska była drewniana! Według starej recepty wykonywano ją z drzewa jesionowego, impregnowanego mieszaniną oleju lnianego i smoły; jedyne części metalowe - to grot i okucie tylca (stopka). Jak taką lancę "czuło" się w ręce, piszący te słowa miał możność stwierdzić osobiście, gdy powrócił z Grudziądza w "domowe pielesze" przywożąc ze sobą dobry dosiad i niezłą (zdawało mu się) zaprawę do lancy. Chodziło o praktyczne przećwiczenie "maniements" lancą według regulaminu belgijskiego bodajże z r. 1831, bodącego dosłownym przedrukiem instrukcji władania lancą z r. 1811, pióra gen. Krasińskiego, b, dowódcy l pułku szwoleżerów gwardii cesarza Napoleona I. 7 Niestety od samego początku zaczęło coś w tych ćwiczeniach "nie wychodzić". "En avant pointez" to głupstwo, ale przy wszystkich woltach i piruetach oczy po prostu wyłaziły. Załamanie ostateczne nastąpiło jednak na pchnięciu, które się nazywało: "par le moulinet"; w pełnym cwale należało kłuć lancą, trzymaną z wysoka, miedzy dwoma tylko palcami, a cala silą ciosu spoczywać winna w palcu wskazującym. Kliknij aby powiększyć Niepowodzenia te pozwoliły stwierdzić, że prawdziwe władanie lancą jest sztuką, wobec której wszystkie grudziądzkie zaprawy można było porównać do machania cepem. Trudnościom zaradziło dopiero skonstruowanie lancy ścisłe według polskiej recepty z okresu napoleońskiego; była ona tak lekka, że przy pierwszym młyńcu, zamachnąwszy się porządnie z przyzwyczajenia, łatwo było wylecieć z siodła! W porównaniu do naszej dwudziestowiecznej lancy stalowej był to istny puch...
Jeśli idzie o nazewnictwo w ogólności, stwierdźmy na początku, że określenie lanca, pochodzi od łacińskiego lancea, co według identycznych prawie odpowiedników we wszystkich językach romańskich i germańskich oznaczało po prostu długą, średniowieczną broń drzewcową - a więc tyle samo co nasza polska kopia.
Z chwilą gdy nasza nowoczesna, krótka broń drzewcowa, wykształcona około połowy XVIII stulecia, opuściła po III rozbiorze granice kraju, została ona wszędzie i z reguły określana przez cudzoziemców jako lance, co Polacy spolszczyli na: lanca.
Dla Polaków była to, jak wspomniano, nazwa całkowicie nowa, po raz pierwszy określająca w sposób oryginalny i odmienny naszą nową broń drzewcowa, zwaną dotąd przez nas samych proporcem lub dzidą; dla wszystkich pozostałych narodów europejskich, lanca kojarzyła się automatycznie ze starożytną, ciężką i długą bronią drzewcową - zarzuconą już w XVI stuleciu jako przeżytek!
To pomieszanie pojęć, wynikające z różnej interpretacji tego samego słowa, prowadziło częstokroć do daleko idących nieporozumień.
W Pułku Lekkokonnym Gwardii, gen. Krasiński, już podczas wręczania szwoleżerom nowej broni drzewcowej w Chantilly (19. XII. 1809), używa w swej przemowie wyraźnie nowoczesnego terminu: "lanca", "... przekonany iż mieniając karabinki na lance (podkr. J. W.) nie zmieniam męstwa". Natomiast kronikarz tego pułku, Załuski, używa w swych "Wspomnieniach" całej gamy wariantów nazewnictwa tejże broni, będących wówczas, jak się zdaje, w codziennym bodaj użyciu. 8 I tak stwierdza on np., że "do końca 1809 roku nie byliśmy uzbrojeni w kopie czyli
lance" (podkr. J. W.), zaczem w związku z otrzymaniem nowej broni "przybyły furgony z pikami" i dodaje zaraz potem: "lance te były więcej kozackie niż ułańskie, bo za długie" - co wyjaśnia fachowo. "Proporzec ułański różni się od piki kozackiej w tem, że ta ostatnia jest dowolnie długa i częstokroć kozak nią oburącz niedołężnie kieruje - zaś proporzec ułański powinien być tak długi, żeby mógł być zwrócony w prawo w tył, bez potrącenia grotem o ziemię" (wszystkie podkr. J. W.).
Kliknij aby powiększyć Identyczną sytuacje obserwować można w odniesieniu do nazewnictwa broni drzewcowej w jeździe Legionów, czyli późniejszym l pułku ułanów nadwiślańskich, noszącym z kolei od roku 1811 nazwę 7 pułku lansjerów.
Według "Ubioru Konnego", wypracowanego jeszcze 11. XI. 1798 w Mantui, broń drzewcowa jazdy Legionów nosi oficjalną nazwę proporzec; zarówno jednak Tański ("Piętnaście lat w Legionach", Warszawa 1905), Dobiecki ("Wspomnienia Wojskowe", Kraków 1859) jak i Wojciechowski ("Pamiętniki moje w Hiszpanii", Warszawa 1845) używają, najczęściej terminu lanca (podkr. J. W.).
I wśród tych tekstów jednak, przewijają się nierzadko terminy różnorakie, jak np.: "...przewaga była po naszej stronie, bo pałasz jakkolwiek długi, naprzeciw dzidy (podkr. J. W.) był słabą bronią" (Wojciechowski), albo: "... szeregi pik (podkr. J. W.) z trzechkolorowymi chorągiewkami, cudny przedstawiały widok", ale dalej: "... celował w robieniu lancą (podkr. J. W.) flankier Czarnecki z 3-ej kompanii, co jabłka ciskał w powietrze i łapał na grot" (Dobiecki). Wydaje się tedy, że wszystkie wyżej wymienione terminy były aż do końca epopei napoleońskiej w powszechnym, codziennym użyciu. Termin lanca, przyjął się - jak się zdaje - ostatecznie dopiero po powrocie do kraju, w ściśle regulaminowym klimacie życia garnizonowego epoki Królestwa Kongresowego; jako taki też, pozostał odtąd w wyłącznym użyciu.
W ostatnim okresie szesnastu lat swej egzystencji, za Królestwa Kongresowego i powstania listopadowego (1815-1831), lanca polska nie uległa żadnym poważniejszym przemianom; długość jej wahała się w tym czasie od 7 do 8 stóp (230,0 - 258,8 cm), co w porównaniu np. z klasyczną długością lancy 7 pułku lansjerów z roku 1811: 265,0 cm, daje różnice o znaczeniu drugorzędnym choć wykazuje zarazem zdecydowaną tendencje ku zmniejszeniu wymiaru drzewca.
Jest rzeczą znamienną, że ewolucja lancy w niedoświadczonych rękach obcych, poszła przeważnie w kierunku wręcz odwrotnym, tj. ku zwiększeniu jej długości, a co zatem idzie, ku nieporęczności tej broni. Ludzie niedoświadczeni i nieświadomi rzeczy, wnioskowali bowiem mylnie, że lanca większego wymiaru, będzie... skuteczniejsza! W istocie, rzecz się miała odwrotnie.
Przykładem tej wadliwej ewolucji są np. przemiany, jakim uległa lanca we Francji. Już w r. 1814, osiągnęła ona długość 8 stóp i 10 cali paryskich (a więc 286,9 cm), w porównaniu z wymiarem 8 stóp i 6 cali (276,1 cm) jaki posiadała zaledwie trzy lata wcześniej - bo w roku 1811; broń ta wydłużyła się tedy bez mała o 11 cm w ciągu trzech lat! Do roku 1914 przybędzie jej dalszych 10 cm.
Wracając do lancy polskiej w wojsku Królestwa Kongresowego, podkreślić należy, że ta bardzo krótka broń drzewcowa, wymagająca do właściwego jej użycia bardzo długiej i uciążliwej zaprawy, znajdowała się wyłącznie w uzbrojeniu kawalerii regularnej, ściślej, w czterech istniejących wówczas pułkach ułańskich.
Po wybuchu powstania listopadowego, w myśl Rozporządzenia z dnia 14 grudnia 1813, jazda nowozaciężna, głównie tzw. "50-cio dymowa", otrzymała dłuższą, a więc łatwiejszą w użyciu (podkr. J. W.), lecz mniej finezyjną i skuteczną broń drzewcową, o wymiarze 5 łokci (287,5 cm).
Tę wyraźną korelację między długością drzewca lancy - a jej skutecznością jako broni, obrazują doskonale relacje generała Chłapowskiego, który w swych "Pamiętnikach" (wyd. 1899, s. 83), tak opisuje starcie l pułku ułanów polskich z rosyjskim pułkiem ułanów orcnburskich pod Wilnem w r. 1831: "... mieszanina z orenburczykami trwała około pół godziny; harc na lance; strzały z pistoletów zaledwie było słychać. Nareszcie zręczność naszych, lepsze, krótsze (podkr. J. W.) nasze lance - wzięły górę. Spadło tyle orenburczyków, że nareszcie drudzy w nogi...".
Ułan i lanca polska, zanim od roku 1831 zniknęli z widowni świata na lat 87, zapisali się piękną kartą w historii Wojska Polskiego. Te wykrygowane na pozór pułki jazdy, wychowane na placach rewii, dowiodły jednak pod Stoczkiem, Wielkim Dembem i Boremlem, że godne są w pełni tradycji swych antenatów.
Niestety, okres przerwy dwóch pokoleń, podczas których polski ułan żył tylko w słowach legendy, był za długi by pozwolić na bezpośrednie przekazanie już nie tylko tradycji, ale i przede wszystkim mistrzowskiego kunsztu władania lancą na sposób polski.
Kawaleria II Rzeczypospolitej, w krytycznym momencie swego formowania, zmuszona była sięgnąć ręką po taką broń drzewcową i instruktorów - jacy w danym momencie znajdowali się w dyspozycji; czasu na szukanie, namysły i planowania, nie było niestety, bo ... periculum in mora. W rezultacie zarówno lanca, która znalazła się w szeregach ostatniej chronologicznie jazdy polskiej, jak i przepisy władania tą bronią, były jedynie zniekształconym odbiciem dawnych świetnych wzorów polskich.
Później zaś, gdy pomimo swej niedoskonałości technicznej, broń ta nabrała blasku chwały w zwycięskich zapasach wojennych, za późno było na jakiekolwiek zmiany. W czasach pokoju, ta nieporęczna, niefinezyjna i toporna lanca francuska czy niemiecka -spełniła jednak bardzo doniosłą rolę wychowawczą; wykształciła ona bowiem charakter, wysoką sprawność fizyczną, odwagę i szybkość decyzji pośród ćwierćmilionowej bez mała rzeszy młodych ludzi, przygotowując ich do przyszłych zadań żołnierskich.
W kampanii wrześniowej 1939 roku, lanca roli już żadnej nie odegrała; gadki o "szarżach na czołgi", zaliczyć należy - sięgając do słownictwa gen. Józefa Załuskiego - "do wymysłów obłąkanych dziejopisarzy".

Lanca u obcych

Najstarsze poza Polska wzmianki o krótkiej broni drzewcowej pochodzą bezsprzecznie z Węgier. Co ciekawsze, owa pra-lanca - jako uzbrojenie lekkiej jazdy - ukazała się prawie równocześnie w Polsce i na Węgrzech! W obu wypadkach kolebką, tej broni był niewątpliwie Wschód, skąd ta krótka broń drzewcowa zawędrowała do Węgier drogą przez Bałkany, gdzie od dawna istniał lekki typ kopii pochodzenia wschodniego.
Faktem jest, że te krótką stosunkowo kopie- lekkiej jazdy husarskiej, demonstrowali w Polsce jeźdźcy "raccy" już w początkach XVI stulecia. Według źródeł węgierskich, broń ta liczyła 315,0 cm długości drzewca, a taktyczny sposób jej użycia (szarża w zwartych szykach) stal się genezą powstania polskiej husarii. Co ciekawsze, ta krotka broń drzewcowa znika z czasem zupełnie z uzbrojenia huzarów węgierskich, w Polsce zaś - zmienia się szybko w długą i ciężką husarską kopie, która jako broń ciężkiej jazdy królować będzie bez zmian aż po drugą polowe XVIII stulecia.
Drugą co do starszeństwa jednostką jazdy uzbrojonej w lance, są ułani werbunku polskiego w służbie saskiej; mówiliśmy o nich dokładnie w pierwszej części niniejszego szkicu. Pierwsze dwie regularne chorągwie tych ułanów ukazują się na Ordre de Balaille armii saskiej już w r. 1730, by począwszy od zimy r. 1735, rozwinąć się do ram pełnego pułku.
Bardzo ciekawe informacje o wyglądzie i uzbrojeniu lekkiej jazdy polskiego werbunku w armii saskiej z okresu Wojny Siedmioletniej (l756 - 1763), notuje w swych relacjach angielski generał w służbie austriackiej, Lloyd. Według tego brytyjskiego obserwatora, lance tej jazdy liczyć sobie miały aż 15 stóp długości! Wskazywałoby to, że opis Lloyda9 dotyczył raczej chorągwi lekkich werbowanych w Polsce już podczas trwania konfliktu, a nie pierwotnych chorągwi saskich ułanów pochodzenia tatarskiego, którzy - już w latach 30-tych XVIII stulecia - posiadali krótką stosunkowo broń drzewcową10. Relacje Lloyda stanowią nadto dowód, że lekka jazda koronna lat 50-tych i 60-tych XVIII stulecia, ciągle uzbrojona była. w długie - bo 3 metrowe przeszło - "kopio-lance", znane nam dobrze z "Kampamentu na Mokotowie" (1732).
Następną co do starszeństwa jednostką ułańską - również werbunku polskiego - są tak zwani "ochotnicy sascy", których w roku 1743 formuje dla króla Francji książę Maurycy Saski; owi protoplaści późniejszego (od r. 1791) 17 pułku dragonów armii francuskiej, uzbrojeni byli pierwotnie w lance 9-cio stopowe i posiadali organizację towarzyską z podziałem na ułanów i pachołków (hulans et pacolets). 11
W wyniku sukcesów lancy polskiej w rękach saskich ułanów werbunku polskiego, odniesionych w okresie obu wojen śląskich (1740-1748), Fryderyk II już w roku 1741 formuje w swej armii tzw. "Natzmer Ulanen", a następnie, w roku 1745, tzw. "Bośniaków"; obie jednostki oparte były prawie wyłącznie o werbunek polski i posiadały w swym uzbrojeniu lance 12-to stopowe.
Kliknij aby powiększyć Następnie, Austria w roku 1784 tworzy z ochotników polskich w Galicji dywizjony lekkiej jazdy o nazwie "ułani", uzbrojonej w lance. Pierwszy taki dywizjon formuje ks. Józef Poniatowski, pełniący wówczas, za zgodą stryja swego, króla Stanisława Augusta, służbę w armii austriackiej. Dywizjon ten staje się zalążkiem l pułku ułanów austriackich (1791), którego kontynuacją, był polski 8 pułk ułanów ks. Józefa Poniatowskiego (przeszedł w całości na służbę Polsce w r. 1918 jako l pułk ułanów Ziemi Krakowskiej).
Dalej po trzecim rozbiorze powstaje w zaborze pruskim pułk jazdy polskiej pod nazwą pułku Towarzyszy (1800) werbowany wyłącznie z drobnej szlachty. Ta sama sytuacja istnieje w zaborze rosyjskim. W Wilnie, w roku 1797 powstaje polski pułk dragonów, który od roku 1807 staje się pułkiem ułańskim tzw. "konnopolskim", który dotrwał do r. 1833; w tymże roku 1797 powstaje tzw. pułk konny tatarsko-litewski, który w r. 1802 rozdziela się na dwa pułki konne: litewski i tatarski, przemianowane na pułki ułańskie w r. 1807; z nich pułk ułanów litewskich dotrwał do roku 1917. Jeśli idzie o nazewnictwo, najstarszym pułkiem ułańskim w armii rosyjskiej był "odeski", otrzymał bowiem tę nazwę w r. 1803.
Mało znany jest wyczyn polskiej lancy w służbie rosyjskiej pod Austerlitz (2.XII.1805); szarża l pułku ułanów lejbgwardii, przeprowadzona była z taką brawurą i zacięciem, że w danej chwili zwycięstwo wymykało się z rąk Napoleona. Sytuacja została jednak uratowana i w wyniku ostatecznego zwycięstwa incydent ten został zapomniany.
Najmniej chyba sukcesów przyniosła lanca polska Prusakom. Narody germańskie nigdy nie celowały w lekkiej jeździe. Po katastrofie pod Jena (1806) i uwolnieniu Wielkopolski, cały pułk Towarzyszy przeszedł na stronę Napoleona, gdzie przekształcił się w 6 pułk ułanów Księstwa Warszawskiego.
Lanca przetrwała w Austrii do r. 1884 (długość 262,0 cm, drzewce drewniane), w Prusach do I wojny światowej (długość 319,0 cm, drzewce stalowe), w Rosji do rewolucji 1917 (z przerwami pod koniec XIX wieku). Pika kozacka aż do końca miała wymiary i szczegóły konstrukcji zupełnie zgodne z polską instrukcją o broni drzewcowej (Rozkaz Dep. Wojska z r. 1785).
W Europie zachodniej - głucho o lancy! W epoce napoleońskiej Francuzi widzą sukcesy tej broni w rękach polskich, ale nie myślą o wprowadzeniu jej u siebie. Trzeba było czekać aż do r. 1811 i niebywałych sukcesów lancy polskiej w Hiszpanii, by zobaczyć pierwsze próby wprowadzenia tej broni do uzbrojenia lekkiej jazdy francuskiej. Nic dziwnego, była to broń dla nich zupełnie obca. Po prostu nic mieli do niej serca, adoptując tę broń jedynie i wyłącznie na podstawie zimnej kalkulacji. W szczytowym momencie chwały lancy (1811), w całej armii francuskiej istnieje zaledwie 6 pułków lansjerów (przemianowanych z dragonów), co stanowi drobną część broni lansjerskiej złożonej głównie z ułanów polskich z dodatkiem holenderskich, westfalskich i innych. Jest to godne podkreślenia. Nawet uzbrojenie szwoleżerów gwardii w lance nie przeszło gładko. Po zwycięstwie wagramskim odbyła się podobno z inicjatywy cesarza próba lancy w pałacu Schoenbrunn. Na turnieju tym podoficer polski uzbrojony w lancę bez ostrza zmiótł z siodła trzech podstawionych mu jako przeciwników dragonów gwardii. Dopiero wynik tej próby przesądził ostatecznie o uzbrojeniu szwoleżerów lancą. 12 Francuzi nigdy zresztą nic nabrali pełnego zaufania do tej broni. Może dlatego nic przyniosła im ona wielkich sukcesów! Na marginesie warto zanotować głos jednego z pamiętnikarzy polskich: narzeka on, że szwoleżerowie gwardii mają za długą i za ciężką lancę (miała 276,9 cm i była drewniana!); istotnie ulani nadwiślańscy - według przepisu z r. 1811, mieli lance o długości drzewca zaledwie 265,0 cm.
Lanca w armii francuskiej, wprowadzona w r. 1811, dotrwała w pułkach lansjerskich do r. 1871, tj. do rozwiązania tych jednostek. Lancę przywrócono co prawda w r. 1883, otrzymały ją jednak tylko pułki dragonów, w szeregach których dotrwała do końca I wojny światowej (długość 297,0 cm, drzewce stalowe). Jeśli idzie o szwoleżerów, to takowi znikli z szeregów armii francuskiej już począwszy od r. 1815.
Podczas długiego okresu czasu, w którym Polska nie figurowała na mapie Europy, lanca przeszła w rękach obcych długą ewolucję. Ewolucja ta na pewno nic wyszła jej na dobre. Zanotujmy jednak, że w armii brytyjskiej, aż do ostatecznej likwidacji lancy w r. 1927, zachowała ona swą klasyczną polską długość - 9 stóp i l cal. Jedyna różnica z polskim pierwowzorem polegała na tym, że lanca brytyjska była bambusowa, a nie jesionowa. Taką właśnie lance widziałem na własne oczy w roku 1949 w Edynburgu; ćwiczył nią na pokazie 9 pułk lansjerów królowej, ćwiczył pieszo oczywiście, bo koni już dawno nie było. Stwierdziłem wtedy ze wzruszeniem, że w postawie "lanca u nogi" proporczyki rzeczywiście powiewały tuż nad denkami rogatych czapek ułańskich.
Ta wierność dla pierwowzoru jest tym bardziej godna podziwu, że Brytyjczycy dzięki swemu tradycjonalizmowi, długo nie mogli zrozumieć różnicy miedzy średniowieczną kopią, a nową lancą. Gdy w r. 1816 cztery pułki dragonów przemianowano na "lancers" dano im lance 16 (!) stóp długości. Biedny brytyjski lancer już obładowany karabinem, szablą i parą pistoletów, nie bardzo wiedział co z tym konarem robić; było tego za wiele nawet na przysłowiową angielską flegmę i po trzynastu lalach stwierdzono, że to dodatkowe obciążenie nie da się usprawiedliwić ("hardly justified"). Na szczęście ktoś sobie przypomniał, że w British Museum spoczywa lanca polska podniesiona z pobojowiska pod Waterloo. Zaraz też, na skutek interwencji War Office, lanca ta zostaje wypożyczona władzom wojskowym, gdzie tak długo podlegała mierzeniu, ważeniu i analizowaniu, aż znikła w końcu bez śladu i nigdy do Muzeum nic powróciła. W wyniku jednak tych badań, dostali lansjerzy wyżej opisaną lancę polską. Równocześnie wprowadzono, wydany w r. 1820 w Londynie polski regulamin władania lancą, ozdobiony portretem konnym ks. Józefa Poniatowskicgo, oraz przemundurowano lansjerów na polską modłę. I oto pojawiły się nad mglistą Tamizą sylwetki przypominające do złudzenia zawadiackie i marsowe figury polskich wiarusów, tym bardziej, że brytyjska brać lansjerska na gwałt zapuszczać zaczęła srogie, mazurskie zgoła wąsiska.
Brytyjczycy nie tylko nabrali do lancy przekonania, nabrali do niej serca. Serce do konia i serce do lancy idą, w parze. Kto wie, czy po zniknięciu z widowni świata ułana polskiego, "lancer" brytyjski nie był jego najbardziej godnym następca. Znane są sukcesy lansjerów brytyjskich w wojnie krymskiej, a nawet w I wojnie światowej. Lanca w armii brytyjskiej zachowała się jak wiadomo do r. 1927, tak samo zresztą jak galowy mundur - najwierniejsza chyba replika moderunku ułana polskiego z epoki napoleońskiej.
Kliknij aby powiększyć O lancy można pisać tomy śledząc proces jej rozpowszechniania się do najdalszych zakątków świata: Meksyk i gwardia konna nieszczęśliwego Maksymiliana, Indie i lansjerzy bengalscy. Widzimy lance nawet w gwardii przybocznej mikada. Niezbadaną jest historia powstania formacji ułańskiej Egiptu, Persji i krajów Ameryki Łacińskiej. A czerwono-białe proporce jazdy Stanów Zjednoczonych, czy nie pochodzą od organizatora tej jazdy, jej "ojca", Kazimierza Pułaskiego?
Dziś, gdy lanca już ostatecznie i na wieki spoczęła w muzeach świata, a wspomnienia o niej zasypuje coraz cięższa lawina twardej rzeczywistości, jednego tylko możemy być pewni: oto że lanca po wieki wieków pozostanie złączona z imieniem Polski i polskiego ułana.
Opracowanie niniejsze bynajmniej nie pretenduje do miana syntezy poruszonego w nim tematu; warunki pracy w ścisłym odosobnieniu, narzuconym przez pustkę intelektualną (i geograficzną!) Kanady, pozwoliły nam na zestawienie zaledwie szkieletu historii polskiej lekkiej broni drzewcowej. Jeśli ów skromny przyczynek stanie się źródłem twórczej dyskusji i, co najważniejsze, pobudzi młode pokolenie badaczy do dalszych studiów nad tym fascynującym tematem, rola nasza będzie wypełniona, a trud przez nas poniesiony wynagrodzony stokrotnie.

Przypisy

1. Arch. Król. Polsk. 356, s 454-456.
1a. Por. W. Dziewanowski, Zarys dziejów uzbrojenia w Polsce, Warszawa 1935, s 82
2. Łokieć polski, tzw, "mały", których trzy składały się na sążeń - wg zachowanego wzorca zatwierdzonego w XVIII stuleciu przez Komisję Skarbową Koronną, liczy dokładnie 575 mm i dzieli się na dwie stopy o długoœci 28,75 cm każda. Sążeń trzyłokciowy liczy więc: 1725 mm.
2a. Por. Dziewanowski, o.c., s. 83.
3. Patrz prace B. Gembarzewskiego, "Kopia a lanca", Warszawa l921; tegoż, rozdział pt.: Uzbrojenie i rodzaje broni w tomie III T. Korzona. Dzieje wojen i wojskowoœci w Polsce, Kraków 1912 (drucie wyd. 1923) oraz Dziewanowskiego o.c., .s. 77 - 9.
4. Folard Jan Karol (1669 - 1752), francuski teoretyk i autor prac z dziedziny sztuki wojennej XVIII wieku. Służył w wojsku Ludwika XIV, póŸniej w służbie Zakonu Kawalerów Maltańskich, w końcu Karola XII, po czym powrócił do Francji.
5. Geschichte des koningl. Zweiten Ulanen Rgt.. Potsdam 1858 (początek rozdziału "Natzmer UlanenRgt. 1741". W tłumaczeniu autora). Por. rozdział niniejszej pracy pt. Lanca u obcych.
6. Vol. Leg. VII. s. 734.
6a J. Pachoński, Początki Pułku Jazdy Legionów (Przegląd Historyczno Wojskowy, Warszawa III, l930); tenże, Ułani polscy pod Hohenlinden o.c. IV. 1931; Tenże, Castel Franco 24 XI 1805 o.c. VI, 1933.
7. "Essai sur le maniement de la lance" Wincentego Krasińskiego, wydany w Paryżu w r. 1811 bynajmniej nie był oficjalnym regulaminem władania lancą; autor dedykował bowiem swą prace cesarzowi Napoleonowi jako wydawnictwo prywatne. Istniał nadto oficjalny regulamin władania lancą, zatwierdzony przez cesarza w tymże roku 1811 i obowiązujący we wszystkich jednostkach jazdy Wielkiej Armii, które posiadały tę broń w swym uzbrojeniu. Co ciekawsze istniały nawet drobne różnice miedzy tekstem redakcji Krasińskiego, a regulaminem oficjalnym! Na marginesie warto zanotować, że w tekstach po płk. Janie Kozietulskim znaleziono, już po II wojnie œświatowej, szkice nowego regulaminu władania lancą, nad którym nasz bohater spod Samosierry pracował w końcowych latach swego życia, będąc dowódcą 4 pułku ułanów Królestwa Kongresowego.
8. J. Załuski, Wspomnienia o pułku lekkokonnym polskim Gwardii Napoleona I, Kraków 1865.
9. Denison, History of Cavalry, I.ondon 1913.
10. Gembarzewski, o.c.
11. Gen. Susane, L'Histoire de la Cavalerie Francaise i Cap. Marion, L'Histoire de 17e Dragons, rkps w Musee de l'Armee w Paryżu.
12. Cała sprawa "próby lancy" w Schoenbrunie jest co najmniej zagmatwana; wzmianki o niej podał Kazimierz Wójcicki w "Cmentarzu Powązkowskim", co żyjący jeszcze naówczas Józef Załuski nazwał w swych "Wspomnieniach" wymysłem "...obłąkanych piór dziejopisarzy"! Gembarzewski ("Kopia a lanca") uważa próbę lancy za wynik zakładu miedzy Muratem a księciem Józefem, co jest o tyle nieprawdopodobnie, że w r. 1809 księcia Józefa nie było przecież w Wiedniu; dowodził on siłą zbrojną Księstwa Warszawskiego w wojnie 1809 i w momencie próby lancy, o ile w ogóle nastąpiła wkraczał może na czele zwycięskich wojsk do Krakowa!

Dla serwisu przygotował Piotr Sawiak