Nasza księgarnia

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz, Kłopotliwy Bonaparte

Posted in Miscellanea

Cesarza Francuzów nigdy w Kaliszu nie było. Za to wśród obiektów związanych z napoleońską legendą zachował się budynek, w którym mieszkał brat "małego kaprala", król Westfalii - Hieronim Bonaparte. Żadna tablica nie upamiętnia tego zdarzenia i nie ma się co dziwić. Królewską wizytę kaliszanie wspominali długo, ale z niesmakiem.


Król Westfalii



Urodzony 15 listopada 1784 r. Hieronim, jeden z pięciu braci Bonaparte, karierę zawdzięczał jedynie wielkiemu bratu. W 1807 r. z łaski Napoleona otrzymał godność nowo powstałego państwa - Królestwa Westfalii. Choć imię Hieronima w tym regionie Niemiec jest wspominane z sympatią, władca nie upamiętnił się niczym szczególnym. Pisała w swych pamiętnikach Anna Potocka: Nie było śmiesznostek, których by nie opowiadano o zwyczajach tego młodego króla. Twierdzono, że co rano kąpał się w araku, a co wieczór w mleku (...) Tak daleko posuwał elegancję, że nigdy dwa razy nie kładł [wkładał] jednego ubrania (...) Cesarz nie chciał nigdy słyszeć o długach swego brata, a król westfalski nie był w stanie żyć na tak wielką skalę, nie naruszając swego budżetu. Z relacji wynika, że Hieronim był człowiekiem wesołym, pogodnym i niestety lekkomyślnym zarówno w kwestii wydawanie pieniędzy własnych, jak i... cudzych. O tym ostatnim kaliszanie mieli się przekonać niezwykle dotkliwie.

Zmartwienia prefekta

10 kwietnia 1812 r. prefekt departamentu kaliskiego Antoni Garczyński otrzymuje zaskakującą wiadomość - do Kalisza wraz z całą świtą, dworem i dywizją przybędzie król Westfalii. Najwyższy urzędnik musiał błyskawicznie rozpocząć przygotowania, bo dostojny gość miał się pojawić w mieście lada dzień. Co prawda Kalisz gościł już Hieronima w styczniu 1807 r., ale był on jeszcze wtedy "tylko" bratem "Jego Cesarskiej Wysokości". Po pierwsze zadecydowano wysłać podprefektów powiatów krotoszyńskiego i odolanowskiego na powitanie napoleońskiego władcy. Rozpoczęły się gorączkowe przygotowania. Uradzono, że jedynym obiektem godnym królewskiego gościa jest sama siedziba prefektury (obecnie starostwo powiatowe). Jednocześnie należało również przygotować noclegi dla licznej świty Hieronima. W tym celu Garczyński zwrócił się do komendanta kaliskiego korpusu kadetów Podczaskiego, aby przyszykować w korpusie najmniej 20 pokoi, usunąwszy z nich bez zwłoki guwernerów i kadetów. Pomniejszych gości ulokowano również w dworkach księży kolegiackich (obecnie w ich miejscu rozpościera się plac św. Józefa), jak i w budynkach należących do sądu. Kolejny problem przed którym stanęły władze departamentu, tylko pozornie może się wydawać błahy: Miasto Kalisz, będąc już obciążone nadzwyczajnym kwaterunkiem, nie zdoła żadną miarą dostarczyć pościeli dla świty króla Westfalskiego - pisał zapewne bardzo już podenerwowany prefekt. Aby uporać się z problemem, sięgnięto do sposobu najprostszego - przymusowego "wypożyczenia" z okolicznych dworów. Każdy z domów musiał dostarczyć jedną kołdrę, dwadzieścia pięć poduszek i dziesięć prześcieradeł! Na potrzeby przybyszy do miasta rozpoczęto też zwożenie z podkaliskich lasów drewna do ogrzania pomieszczeń i upolowanej zwierzyny. Wykwintny królewski stół domagał się przecież najlepszych mięs i potraw. Głównym zmartwieniem pozostawała kwestia, skąd wziąć fundusze na utrzymanie przybyszy. Koszty zakwaterowania wojsk miało ponosić miasto, koszty utrzymania dworu władze departamentu. Niestety obie kasy świeciły pustkami. Pisał prezydent Kalisza Jan Karol Horning: Nikt najmniejszej nawet rzeczy bez pieniędzy dać nie chce, a egzekucje w tym względzie też by skutku nie odniosły (...) Wczoraj zapłaciłem za mięso i inne rekwizyta, więc już mało pieniędzy w kasie miejskiej zostało, a jednak byłoby dobrze, abym jutro mógł na targu: masło, jaja kury i inne rzeczy mógł kupić. Potrzebne sumy miasto - za zgodą prefekta - wzięło m.in. z funduszy szpitali wojskowych, zobowiązując się jednocześnie do przeprowadzenia wśród mieszkańców przymusowej składki na rzecz ich zwrotu. Wszystkie działania okazały się kroplą w morzu potrzeb; władze zapożyczały się gdzie tylko mogły. W wysłanym gońcem liście do ministra spraw wewnętrznych Garczyński prosi o interwencję u ministra skarbu, gdyż na opędzenie kosztów nie ma najmniejszego funduszu, zwłaszcza że przybyły do Kalisza szef sztabu generalnego króla Westfalskiego, oświadczył, iż wszelkie potrzeby do stołu i kuchni monarszej, winny być dostarczane w miejscu, ale nie uczynił żadnej nadziei, aby z kasy królewskiej płatnymi były. Innymi słowy francuscy i niemieccy goście uznali, że kwestie zapłaty za pobyt nie są bynajmniej ich problemem.




Budynek w którym w latach 1807-1814 mieściła się prefektura departamentu kaliskiego




Niech żyje Najjaśniejszy Król!

Historia nie przekazała zbyt wielu szczegółów na temat pobytu młodego króla w Kaliszu. Pieniądze, a raczej ich brak budują główną część opowieści o tej wizycie. Doskonale pamiętano, że poprzednia wizyta Hieronima spowodowała znaczące zadłużenie mieszkańców. Symptomatyczne pod tym względem jest jeszcze jedno z niezliczonych pism kursujących od prezydenta miasta do prefekta: Jednak powtarzam J. W. Panu, co ustnie i na piśmie miałem już honor Mu przedstawić, że bez pieniędzy - nic dostarczyć nie mogę. Dodatkową niespodzianką okazało się wcześniejsze przybycie gościa. 12 kwietnia z rana władca wyruszył z Głogowa, dzień później o godzinie dziesiątej wieczorem był już na miejscu. Na szczęście o ruchach Hieronima i jego wojsk informowali wysłani przez władze posłańcy, tak więc na dwie godziny przed wjazdem monarchy całe miasto było już postawione na nogi. Przede wszystkim mieszkańcom nakazano pozapalanie świateł w domach, aby wieczornego gościa przywitały rozjaśnione ulice. Przed głównym wjazdem do grodu (na obecnej ulicy Śródmiejskiej) dla oddania należnego uszanowania bratu Wskrzesiciela ojczyzny Polaków zgromadziły się władze cywilne departamentu, cechy rzemieślnicze z chorągwiami i przedstawiciele gminy żydowskiej. Ponieważ doskonale wiedziano, że świadomi nadciągającej klęski finansowej mieszkańcy nie będą zbyt entuzjastycznie nastawieni do przybyłych, specjalne zadanie powierzono policji. Miała ona "zachęcać" i pilnować, aby bez przerwy wznoszono okrzyki "Niech żyje Najjaśniejszy Król"! Kaliszanom dopiero musiały zrzednąć miny, kiedy na wstępie Hieronim zapowiedział, że zamierza zabawić w grodzie aż trzy tygodnie. Jakby na pociechę, władca, udzielając następnego dnia audiencji, w najłaskawszych wyrazach zapewnił, iż Najjaśniejszy brat jego, Napoleon Wielki Cesarz Francuzów, król Włoski, opiekować się statecznie będzie polskim narodem i wspierać go potęgą swoją. Jeszcze tego dnia prefekt Garczyński wystosował do rady miejskiej odezwę, iżby niebawem uczyniła zadość wezwaniom prezydenta [Horninga] w dostarczaniu potrzeb do kuchni króla, a nie wymyślała skrupułów i formalności na czasie, bo stąd mogą dla niej wyniknąć wielkie nieprzyjemności. W piśmie obiecywano, że o ile wiadomo, dostawy dla króla Westfalskiego będą zapłacone. W wiarygodność tych słów nie wierzył nikt łącznie z samym piszącym je prefektem.

Bajońskie sumy z Kalisza

Każdy dzień pobytu napoleońskiego władcy przynosił zubożałemu miastu coraz większą finansową ruinę. 17 kwietnia składka obywateli chrześcijan już się zupełnie wyczerpała, a synagoga, mimo egzekucji przez gwardzistów miejskich i żołnierzy westfalskich prowadzonej, więcej niż 500 talarów ofiarować nie chce. W odpowiedzi na zaciekły opór wyznawcom judaizmu grożono nawet pozbawieniem świątyni. Władze w razie nie uiszczenia sumy postanowiły zamknąć i dopóty takowej [synagogi] nie otwierać, dopóki wypłata nie nastąpi. W końcu 21 kwietnia zaświtała nadzieja, że zaszczytny, acz kłopotliwy gość wreszcie wyjedzie. Rzeczywiście szef sztabu królewskiego nakazał, aby stacje pocztowe w departamencie miały przygotowane po dwanaście koni "dla pewnej osoby mającej jechać do Krakowa". Osobą tą był wyjeżdżający incognito jako generał de Bruyer Hieronim. 22 kwietnia król opuścił Kalisz pozostawiając, ku rozpaczy mieszkańców, całą swoją świtę, dwór i sztab. W końcu sześć dni później nieszczęsne, bo ograbione przez gości miasto, szczęśliwie opustoszało. Do kasy departamentu wpłynęło z królewskiego rozkazu 2 400 franków, zaledwie kropla. Jak podliczyły skrupulatne władze, koszt pobytu władcy wyniósł 12 496 franków. Wyjazd nie oznaczał końca kłopotów. Ruszyła lawina roszczeń i próśb od osób poszkodowanych na skutek monarszej wizyty. W szczególności o swoje domagali się ci, na których wymuszono pożyczki. Przekraczająca możliwości finansowe wizyta praktycznie doprowadziła do bankructwa Kalisza. W poszukiwaniu pieniędzy na pokrycie gigantycznej dziury w budżecie zrealizowano groźbę wobec gminy żydowskiej i zamknięto synagogę. Prośby prezydenta o pokrycie kosztów pobytu przez samego gościa, dwór westfalski zbywał grzecznymi, ale absolutnie nie wiążącymi odpowiedziami.
O wizycie pamiętano jeszcze długo po upadku Napoleona i Księstwa Warszawskiego. Po raz ostatni do kwestii zwrotu pieniędzy wrócono w 1848 r. Bajońskich kwot za pobyt ani kasa miasta, ani sami kaliszanie nie zobaczyli już nigdy. Rozrzutny brat Napoleona, zdegradowany po Kongresie Wiedeńskim do roli księcia Monfort, zmarł w 1860 r. Czy pamiętał o kosztach swego pobytu w najstarszym mieście Polski? Wątpliwe.
Opracowano na podstawie: Chodyński Adam, Hieronim Bonaparte król Westfalski w Kaliszu. Rzecz oparta na aktach urzędowych prefektury kaliskiej z r. 1812 przez (...), Kalisz 1901.

Anna Tabaka, Maciej Błachowicz