Nasza księgarnia

Biblioteka Barwy i Broni

  • Biblioteka Barwy i Broni
  • Ułani Księstwa Warszawskiego 1807-1814
  • Piechota XW wg przepisu 3 września 1810
  • Huzarzy Księstwa Warszawskiego 1809-1813

Dariusz Nawrot, Powstanie na Nowym Śląsku w 1806 i 1807 roku

Książka już dostępna. Kliknij, aby zamówić!

Przeszłość to nie tylko to co pamiętamy, ale także to o czym zapomnieliśmy. To stwierdzenie idealnie pasuje do opisanych w pracy wydarzeń związanych z polską insurekcją na ziemiach dzisiejszego Zagłębia Dąbrowskiego, nazwanych po 1795 roku Nowym Śląskiem. Początkiem opisywanych wydarzeń był listopad 1806 roku, kiedy na ziemie zaboru pruskiego wkroczyła Wielka Armia Napoleona, a jednym z regionów, które stanęły do walki o wolną Polskę był Nowy Śląsk. Szczególny był jednak fakt, że powstanie przeciw Prusakom rozpoczęto na tym obszarze bez obecności wojsk francuskich, spontanicznie i  z zaangażowaniem wszystkich grup społeczeństwa.

 

Pamięć o tych wydarzeniach, nie przetrwała ani w świadomości dwudziestowiecznych pokoleń Zagłębiaków, ani w literaturze historycznej. Ich echem, słyszalnym jeszcze w XIX i na początku XX wieku a zapisanym w Popiołach Stefana Żeromskiego, był opis drogi Rafała Olbromskiego i Krzysztofa Cedry do Wojska Polskiego, na początku 1807 roku, w podczas której w karczmie na Śląsku wysłuchali oni opowieści o starciach polskich insurgentów z Prusakami pod Tarnowskimi Górami, potem w okolicach Niezdary sami stoczyli bój z żołnierzami Fryderyka Wilhelma III, w Mysłowicach spotkali oddział szaserów francuskich, a w końcu w Siewierzu polskich powstańców, którzy zdali im relację z ostatnich walk. 

O poszczególnych wydarzeniach związanych z powstaniem na Nowym Śląsku wspominano zdawkowo w literaturze historycznej, ale bez pełnego przedstawienia ciągu wydarzeń i bardzo często nie rozumiejąc kontekstu opisywanych zdarzeń. Tak też bywało z autorami biografii księcia Jana Nepomucena Sułkowskiego, którzy wyrywali opis działań księcia z kontekstu, a czasem dawali zupełnie zafałszowany obraz przywoływanych wypadków na Nowym Śląsku. O niektórych walkach na obszarze Nowego Śląska możemy przeczytać w pracach poruszających tematykę kampanii 1806 i 1807 roku na ziemiach polskich. Są to  monografie J. Staszewskiego[1], J. Albrechta[2], S. Michalkiewicza[3]. Kwestię tę poruszono również  w kilku niemieckich artykułach, tym w A. Nowacka[4] oraz fundamentalnej pracy niemieckiej E. Höpfnera, o wojnie 1806 i 1807 roku, w jej tomie 4, o kampanii na Śląsku[5]. Szerzej w polskich opracowaniach historycznych pisano jedynie o księciu Janie Nepomucenie Sułkowskim. Są to biografie księcia autorstwa R. Kincla[6], T. Szuberta[7], czy M. Vaňačka[8].

Nieznane i niewykorzystywane dotąd przez historyków źródła, pozwalają dzisiaj na pełne przedstawienie przebiegu insurekcji na Nowym Śląsku oraz umożliwiają odpowiedź na pytanie: dlaczego kwestia Nowego Śląska stała się tak istotna dla władz Księstwa Warszawskiego i Prus? Konsekwencją tego było fałszerstwo traktatu prusko-francuskiego w Tylży, służące utrzymaniu Nowego Śląska pod władzą Fryderyka Wilhelma IIII. Źródła pozwalają też opisać nieznane fakty, jak chociażby pierwsze projekty wywołania propolskiego powstania na Górnym Śląsku, związane właśnie z wydarzeniami, które rozegrały się na tym obszarze na przełomie 1806 i 1807 roku oraz ostatecznie wyjaśnić rolę jaką w tych wydarzeniach insurekcyjnych odegrał książę Jan Nepomucen Sułkowski, kreujący się na jednego z wodzów polskiego powstania. Pamiętać przy tym należy, że konsekwencją wydarzeń z lat 1806 i 1807 roku była zmiana przynależności państwowej Nowego Śląska, co zaważyło na kierunkach rozwoju ziemi nazywanej dzisiaj Zagłębiem Dąbrowskim.

Podstawą źródłową pracy są materiały archiwalne. Kluczowe znaczenie ma niepublikowany pamiętnik Tadeusza Konopki, przechowywany w Archiwum Narodowym w Krakowie, w Archiwum Konopków z Modlnicy, który między innymi opisuje swój udział w insurekcji na Nowym  Śląsku[9]. Dla przedstawienia dziejów powiatów siewierskiego i lelowskiego (pilickiego) w okresie 1806 i 1807 roku podstawowe znaczenie mają papiery Komisji Rządzącej[10] oraz Teki Dąbrowskiego z Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie[11], zawierające bardzo wiele istotnych dokumentów związanych zarówno z początkiem polskiego powstania jesienią 1806 roku, jak i wysiłkiem militarnym z 1807 roku oraz funkcjonowaniem administracji na interesującym nas obszarze. Uzupełniają te materiały Teki Staszewskiego zawierające odpisy z dokumentów bezpowrotnie straconych z polskich archiwów w latach drugiej wojny światowej[12]. Dla opisu wydarzeń związanych ze zdobyciem Częstochowy, pomocne były materiały przechowywane w Archiwum na Jasnej Górze[13]. Dla pełnego naświetlenia wydarzeń związanych z aktywnością Jana Nepomucena Sułkowskiego na Nowym Śląsku i dziejami pułku huzarów, podstawowe znaczenie miały, w dużej części niewykorzystywane wcześniej przez historyków, materiały z archiwum rodzinnego książąt Sułkowskich, przechowywanego obecnie w Wiedniu[14] oraz  z archiwów francuskich: Archives Nationales w Paryżu i Service Historique de la Défensew Vincennes, jak chociażby korespondencja księcia Sułkowskiego z Napoleonem[15]. Uzupełniają te materiały wydawnictwa źródłowe i prasa z epoki. Pełny wykaz wykorzystanych w pracy źródeł i literatury naukowej znajduje się w bibliografii. 

            Praca składa się ze wstępu, prologu, trzech rozdziałów, epilogu i zakończenia. W prologu przedstawiono dzieje zachodniej Małopolski, czyli tak zwanego Nowego Śląska, w okresie rządów pruskich. Zarysowano w nim zarówno administrację regionu, strukturę ludności oraz życie społeczno-gospodarcze, w tym pierwsze inwestycje przemysłowe, które wpłynęły na jego późniejsze dzieje. W pierwszym rozdziale, rozpoczynającym się od wkroczenia wojsk Napoleona do Wielkopolski, omówiono okoliczności zdobycia twierdzy jasnogórskiej w listopadzie 1806 roku i związany z jej upadkiem wybuch powstania na Nowym Śląsku. Rozdział drugi zawiera szczegółowy opis tworzenia oddziałów polskich, także działań pruskich mających na celu stłumienie polskiej insurekcji i wynikających z tych okoliczności walk z żołnierzami Fryderyka Wilhelma III, także na Górnym Śląsku. Zawarto w nim także przedstawienie dalszego udziału oddziałów powstałych na Nowym Śląsku w kampanii 1807 roku.  W rozdziale trzecim zaprezentowano działania Sułkowskiego na Nowym Śląsku, jego kroki służące sformowaniu pierwszego polskiego pułku huzarów, a w końcu okoliczności starcia w Mysłowicach, które zakończyło wówczas karierę ambitnego księcia. W epilogu zamknięto wątki pojawiające się we wcześniejszych partiach pracy. Przedstawiono schyłek kampanii 1807 roku i działania polskich władz administracyjnych na Nowym Śląsku. W związku z postanowieniami traktatu w Tylży, omówiono również zabiegi związane z włączeniem obszaru Nowego Śląska do Księstwa Warszawskiego, usankcjonowanym dopiero w konwencji elbląskiej, podpisanej w listopadzie 1807 roku. Zaprezentowano także dalsze losy bohaterów walk insurekcyjnych na obszarze Nowego Śląska, w tym księcia Sułkowskiego i końcowe dzieje tworzonego przez niego pułku huzarów. Prace zamyka zakończenie i bibliografia zawierająca spis wykorzystanych źródeł i literatury naukowej. 

 



[1] J. Staszewski: Kaliski wysiłek zbrojny 1806-1813. Kalisz 1931.

[2] J. Albrecht: Z dziejów jazdy Księstwa Warszawskiego. Przyczynek historyczno-organizacyjny do lat 1806–1808. Oświęcim 2012.

[3] S. Michalkiewicz: W polskim i pruskim mundurze przeciw Prusom 1806–1814. Katowice 1984.

[4] A. Nowack:  Andreas von Witowski. “Oberschlesische Heimat” Bytom (1907), t. 3, s. 139-150.

[5]E. Höpfner: Der Krieg von 1806 und 1807. Berlin 1851, Bd. 4.

[6] R Kincel: Kłopotliwy książę Sułkowski. Katowice 1984.

[7] T. Szubert: Sułkowski Jan Nepomucen. W: Polski Słownik Biograficzny. Warszawa-Kraków 2008, t. 45, s. 562-563; Tegoż: „Książę o zepsutym sercu” Jan Nepomucen Sułkowski w twierdzy Kufstein w latach 1803-1804, w świetle dokumentów z archiwów wiedeńskich. „Sobótka” 2006, z. 4.

[8] M. Vaňaček: Książę bielski Jan Sułkowski w Służbie Napoleona. „Zaranie Śląskie” 1959, z. 4.

[9] Archiwum Narodowe w Krakowie.Archiwum Konopków z Modlnicy. Rkps. 26.

[10] W tym Akta Komisji Rządzącej co do Dyrektora Wojny, Akta Komisji Rządzącej co do Dyrektora Wewnętrznego, czy Akta Komisji Rządzącej ściągające się do Księcia Jabłonowskiego i Franciszka Twarowskiego Komisarzów do rozgraniczania Księstwa Warszawskiego z Królestwem Pruskim wyznaczonych.

[11] Teki Dąbrowskiego, t. 10, p. 2, p. 3, t. 11, p. 1, zawierające korespondencje do J.H. Dąbrowskiego z 1806 i 1807 r.

[12] Biblioteka Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.Teki Staszewskiego 8743, 8745, 8797, 8798.

[13] W tym Acta Congregationis S-ti Pauli 1797-1807,  nr 579.

[14] Jest to między innymi skład oddziału J. N. Sułkowskiego, czy zeznanie jego podkomendnych na temat wydarzeń z kwietnia 1807 roku. ARKSW.

[15] SHD 2 Ye oraz 3853-23 oraz korespondencja z kampanii 1807 roku: 2 C-39 , 2 C-43, 2 C-44, 2 C-46.

Recenzje

Adam Paczuski, Napoleon Ridleya Scotta

Kiedyś, w gronie znajomych pasjonatów epoki napoleońskiej, rozmawialiśmy o najlepszych  filmach ją ilustrujących. Z tego co pamiętam, powszechne zachwyty (w tym także moje) wzbudziło wspomnienie „Pojedynku” Ridleya Scotta. Pojawiło się wówczas wśród nas marzenie, aby ten właśnie reżyser wrócił kiedyś do naszego ulubionego tematu. To dlatego od kilku dni chodzi za mną to wspomnienie wraz z pewnym mądrym powiedzeniem: „Uważaj o czym marzysz, bo może się to spełni”…

„Napoleona” obejrzałem kilka dni po premierze, więc dzięki relacjom znajomych i napływającym z różnych stron „napoleońskiego” światka recenzjom, byłem przynajmniej w części przygotowany na to co mnie czeka. Przyznam jednak, że te dwie i pół godziny seansu były dla mnie trudniejsze niż przypuszczałem. Prawdopodobnie na moją reakcję wpływ miała także zawiedziona nadzieja, że mój ulubiony reżyser potrafi jeszcze stworzyć coś wybitnego. Niestety…

Ilość historycznych błędów – nie tylko „nagięć” mających usprawnić narrację, ale przede wszystkim zwykłych ordynarnych kłamstw była zatrważająca. Zmuszało to do pytania o rzeczywiste intencje reżysera wobec historii, którą zdecydował się zilustrować. Po co kazał Francuzom strzelać do piramid, wojskom rosyjsko-austriackim topić się w stawach rybnych o głębokości kilkuset metrów, albo szarżować Bonapartemu pod Borodino i Waterloo, skoro wystarczy niewiele trudu aby dojść do tego, że to zwykłe brednie? Czyżby Scott był aż tak pyszny, że zupełnie przestał przywiązywać wagę do realiów, albo może tak cyniczny, że świadomie „sprzedawał” te kłamstwa szerokiej publiczności licząc na jej ignorancję? Do tego trzeba doliczyć mnóstwo nielogiczności (szczególnie w sferze militarnej, o czym jeszcze wspomnę), kompletne odrealnienie wielu postaci historycznych nie tylko pod względem słów i ich roli w historii, ale nawet wyglądu (znanego przecież z licznych portretów). Może ten film to był kiepski żart, albo świadoma artystyczna prowokacja? A może po prostu koszmarna warsztatowa niedoróbka starzejącego się mistrza gatunku? Nie wiem, które z tych przypuszczeń jest bliższe prawdy. Dlatego zmuszony jestem tylko przypuszczać, co stało za tym największym filmowym rozczarowaniem dekady.

Ridley Scott bardzo często „myśli obrazami” zapożyczając je ze sztuki dawnej (jak np. w „Pojedynku” sielskie wiejskie krajobrazy lub martwe natury zaczerpnięte z malarstwa francuskiego i niderlandzkiego). „Napoleon” jest pełen takich zapożyczeń. Począwszy od „Le Sacre” Davida w scenie koronacji, przez sceny z Egiptu z obrazów Gerome’a i Orange’a, ze zdobytej Moskwy z obrazów Wereszczagina, aż po wykorzystany w plakacie wizerunek cesarza po abdykacji w 1814 r. Delaroche’a. Oglądając beznamiętną minę Joaqina Phoenixa (cóż za marnotrawstwo talentu!) w przekrzywionym jeszcze bicornie w scenie egzekucji Marii Antoniny, miałem nieodparte wrażenie, że skądś znam ten wizerunek… Pamięć wzrokowa mnie nie myliła. To wypisz-wymaluj twarz „Bony’ego” z jednej z karykatur Jamesa Gillraya przedstawiającej zamach 18 brumaire’a 1799 r. Okazało się, że nie tylko ten jeden motyw wyjęty z antynapoleońskiej propagandy posłużył Scottowi za inspirację. Także postaci dyrektorów, ich pulchnych małżonek, odrażający paryski motłoch czy bezimienne figury z otoczenia Napoleona są jakby żywcem wyjęte z angielskich karykatur z epoki. Nawet Ian McNeice grający Ludwika XVIII bardziej przypomina jego karykaturalny wizerunek. Ale nie tylko fizjonomie, także zachowania. Bonaparte zarówno u Scotta jak i u Gillraya, Williamsa czy Cruikshanka jest prostacki, prymitywny, brutalny, często infantylny, strachliwy lub beznamiętnie okrutny. Jest pełen namiętności, ale tylko tych najniższego gatunku. No i rzecz dla Anglików niewybaczalna - Napoleon nie jest gentelmanem.

Bo też obraz Scotta jest całkowicie skrojony pod anglosaską perspektywę historii. Zauważmy, że poza relacją z Józefiną to właśnie odniesienia do Anglii są w tym scenariuszu najważniejsze. Polityka kontynentalna istnieje tylko wówczas kiedy ma jakiś związek z Anglią. Dlatego nie ma tu ani kluczowej dla kariery generała Bonaparte pierwszej kampanii włoskiej, ani następnej w 1800 r. ani wojny 1806-1807 czy 1809 r., nie wspominając o kampaniach z 1813 czy 1814 r. Obecność Austerlitz i Borodino tłumaczyłbym jedynie rozpoznawalnością tych bitew wśród Amerykanów, za którą stoi niezasłużona, moim zdaniem, popularność „Wojny i Pokoju” Tołstoja. Zresztą ukazując taktykę w bitwach epoki napoleońskiej Scott nie wyszedł poza to co pokazał z takim talentem w „Gladiatorze” czy „Królestwie niebieskim”. Widz, który nie ma wiedzy o wojnach i taktyce z przełomu XVIII i XIX w. wychodzi z kina przekonany, że ówczesne bitwy niewiele różniły się od wyobrażonych przez kino ostatnich kilku dekad (np. „Braveheart” czy „Władca Pierścieni”) frontalnych starć piechoty i kawalerii, gdzie wpadają na siebie bezładne masy ludzi i koni. Pomijam idiotyzmy z okopami, szarżą mańkutów (przepraszam leworęcznych) czy zastosowaniem i skutecznością artylerii. Jedyny ślad taktyki z epoki dostrzec mogliśmy w scenie ukazującej Waterloo (francuskie tyraliery i angielskie czworoboki). Od razu pojawiło się u mnie pytanie - dlaczego Scott nie ukazał francuskich czworoboków w bitwie pod Piramidami? Doszedłem do wniosku, że zaburzyłoby to przekaz reżysera, zgodnie z którym Francuzi dowodzeni przez nieprzewidywalnego Napoleona reprezentowali brutalną „ślepą” siłę, a Anglicy ze swoim porządkiem i stoicyzmem byli ostoją cywilizacji. Zupełnie jak Germanie i rzymskie legiony w „Gladiatorze”. Znamienna była tu fikcyjna przemowa Wellingtona podczas Kongresu Wiedeńskiego. Mam wrażenie, że to sam reżyser włożył w usta „Żelaznego Księcia” swoje własne poglądy na Napoleona i jego czasy. Zresztą cała ta scena budziła we mnie skojarzenia westernowe. Otóż mamy tu koronowanych reprezentantów uciemiężonej przez krwawego Korsykanina Europy – zupełnie jak miasteczko na Dzikim Zachodzie sterroryzowane przez złoczyńcę i oto zjawia się „jeździec znikąd” czyli Wellington, który zapowiada, że przywróci ład i porządek… Nota bene akurat kreacja Ruperta Everetta wydała mi się jedną z ciekawszych w tym filmie.

Widzowie filmu Scotta nie odnajdą w jego filmie odpowiedzi, dlaczego Bonaparte był w stanie zdobyć szczyty władzy i jakim cudem cieszył się aż taką popularnością (szczególnie wśród swoich żołnierzy). Mamy wrażenie, że stało się to niejako… przypadkiem. Z angielskiego punktu widzenia był on sprytnym tyranem, który wyłonił się z krwawego chaosu rewolucji. Dla współczesnego widza może z kolei być takim proto-Hitlerem. Nic poza tym. Poza kilkoma zaledwie zarysowanymi postaciami jak Talleyrand czy Junot, Bonapartego otacza niema, bezkształtna i bezwolna masa „wieszaków” w mundurach lub frakach. Nie ma tu europejskiej polityki – zmieniających się sojuszy, mocarstwowych i dynastycznych interesów. Jest tylko absurdalna scena, w której Talleyrand sugeruje operetkowemu austriackiemu dyplomacie (mającemu zapewne uosabiać Metternicha) wydanie za Napoleona córki cesarza Franciszka. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć, że aktorzy grający cesarza Austrii i Marię Luizę są zresztą tak skrajnie niepodobni do swych pierwowzorów, że budzi to zdumienie.

Wracając do samej postaci Napoleona, to Scott wyposażył go nie tylko w prostackie maniery, nieopanowane żądze i egotyzm. Zauważmy, że jako jedyna postać w całym obrazie tylko Phoenix wydaje z siebie różne „fizjologiczne” dźwięki – sapie, chrząka, dyszy itp. Najczęstszym, kilkukrotnie powtórzonym w filmie gestem jest wycieranie chusteczką nosa a następnie oczu. Niby nic takiego, ot „ludzka rzecz”, lecz charakterystyczna tylko dla Napoleona. To taki sprytny zabieg mający zmniejszyć nasz dystans do postaci. Jeśli ktoś twierdzi, że to tylko „odbrązowienie” postaci, to wyobraźmy teraz sobie film o Aleksandrze, Cezarze, Ryszardzie Lwie Serce, Cromwellu czy… Wellingtonie, w którym główny bohater w odróżnieniu od jego adwersarzy i otoczenia, stale posapuje lub smarcze. Scott w upokarzaniu Napoleona poszedł jednak dalej, czego szczytem są moim zdaniem kompletnie niepotrzebne z punktu widzenia scenariusza sceny seksu. 

Główną osią tego filmu miała być relacja Napoleona z Józefiną. Vanessa Kirby zagrała przyzwoicie, choć postać jaką ukazała ma niewiele wspólnego z historyczną Józefiną. Oczywiście nie zobaczymy tu żadnego z jej omdleń (faktycznych lub symulowanych), bo to zaburzyłoby podstawowy rys tej postaci jaki chciał nam przekazać Scott. W jego filmie wdowa po wicehrabim Beauharnais jest wprawdzie kobietą nieco zepsutą obyczajowo, ale przede wszystkim jest silna i dominująca charakterem nad nieśmiałym Korsykaninem. To ona jest sprężyną, która napędza ambicję i talent Bonapartego. Bez niej pierwszy konsul, a następnie cesarz jest nikim. I to w zasadzie ona jest… Napoleonem. Zbyt to pokręcone aby było zrozumiałe. Niemniej zgodne jest z angielską wizją kariery Bonapartego. Z jedną wszakże różnicą. Na angielskich karykaturach Józefina jest potężną, otyłą i prymitywną kobietą. Należy chyba być wdzięcznym Ridleyowi Scottowi, że oszczędził nam takiego jej wyobrażenia.

Z kina wyszedłem z przekonaniem, że gdyby Gillray, Cruikshank i spółka dysponowali niegdyś tak potężnym narzędziem jak kinematografia, to otrzymalibyśmy taki sam film jak najnowsze dzieło Ridleya Scotta.